R zut oka ną upadek malarstwa ęhrześciańskiego. —»Duch poganizmu opanowuje sztuki. Reforma Lutra. —- Pierwsze znamiona odro
dzenia się. — Szkoła Dawida i Cammucini.
R flalarstw o chrześciańskie zachowało aź do czasów Le o na X swój charakter duchowny, równie daleki od zmysło
wości starożytnych, jak od mechanizmu naszych tegocze- snych rzemieślników-malarzy. Wiemy, źe pobożni średnich wieków malarze sztukę swoją niekładli na równi z rzemio
słem , i że mocą wiary usposobieni byli do pewnego ro- dzaju kapłaństwa. W modlitwie czerpali oni natchnienie, przedmioty do obrazów brali z ewanielii, a w świecie nie
widomym szukali wzorów. Ewanielia podówczas była hi- storyą powszechną i prawem wspolnem wszystkim ludom.
Dla tegoto istniał związek ścisły i nieustanny między lu
dem a artystami, wychowanymi w jednej z nim wierze, wykarmionymi jednemi tradycyami. Owe niezliczone mnó
stwo wizerunków Chrystusa, tworzonych przez malarzy różnych krajów i z różnym talentem, wszędzie było uzna
ne za prawdziwe, wszędzie cześć im oddawano, albowiem wszystkie jedno nosiły piętno, mniej więcej boskie i
ewą-nieliczne (1) , i wierzono, iź były kopiami jednego obrazu autentycznego i cudownego (2), Chóry aniołów, unoszą
cych się nad ołtarzami i pod sklepieniami kopuł, niebyły płodem fantazyi; w oczach ludu wyrażały one istną rze
czywistość. Niebędąc podobnemi do śmiertelnych, podo- bnemi były między sobą; wszystkie nosiły wyraz krain niebieskich, i rysy boskie wspólnej rodziny; kształty, po
stacie, układ tych nadprzyrodzonych istot ściśle zgadzały się z wyobrażeniem ludu napojonego słowami ewanielii i legendami Da n t e g o. Jakżeż udało się malarzom urze- czywiścić takową ideę? Odgadliż oni ów świat niewiado
my, czyli go sami zwiedzili? Możnaż było ulać takowe formy niewidząc wzorów w objawieniu? Wszędzie w ów- czas mówiono o widzeniach, objawieniaęh. Więc nic nie
ma dziwnego, jeżeli lud chrześciański poświęcił takiej sztuce cząstkę czci, którą oddawał bogu i świętym pań
skim. Lud niezdolny wydać* sądu o stronie technicznej obrazu, czuł przez ducha religijnego to, co jest najwznio*
ślejsze w sztuce: jej pomysł, jej cel, jej szczytność.
Tymczasem, dzięki współzawodnictwu malarzy, część techniczna wielkie robiła postępy; wkrótce zdawało się, że sztuka pod pędzlem Ra f a ł a (Raphael), dosięgła szczytu ubóstwienia. Arcydzieła tego mistrza uważane są jako piętna malarstwa chrześciańskiego.
( 1 ) Zobacz uwagi L a w a t e r a o głowach Chrystusowych.
(2) Podanie przypisywało ten obraz pęzlowi ś. Ł u k a s z a , który zo
stał patronem tej sztuki.
przeciw dachowi i dziełom średniego wieku, to jest prze
ciw chrystyanizmowi. Różnorodne przyczyny, wpływając jednocześnie na opinie publiczności i smak malarzy, wrzu
ciły w sztukę, dotąd jedyną w sobie, zarody różnorodne i zgubne.
Już naczelnicy kościoła, który stał się panem świata, zaczęli ulegać wpływowi wysokiego swego stanowiska.
Zasiadłszy na rozwalinach Kapitolu, w obec tylu pomni
ków wielkości pogańskiej, chcieli umieścić swego boga w świątyni piękniejszej nad wszystko, a tron swój oto
czyć przepychem konsularnym i cesarskim, Jnżto w tym celu wysypali skarby chrześciańslwa, już się do ich talen
tów uciekli. Natychmiast z klasztorów i bractw tłumami wyszli malarze, warsztaty swoje przenieśli w pałace pa- pieżów, kardynałów i monarchów; i odtąd sztuka zaczęła się stawać świecką.
Uwielbienie dla pomników starożytności, okazywane przez monarchów, a obudzane przez uczonych i erudytów, przeszło w modę, stało się monomanią owoczesną. Naby
wano za wielką cenę, odnawiano, odgrzebywano posągi i płaskorzeźby. W tym celu przetrząśnięto gruzy świątyń i cyrków, i.otwarto groby. Wywoływano ducha pogań
skiego, i dach stał się posłuszny na to ich nowe zaklęcie.
Wkrótce na wzgórkach i ulicach Rzymu zjawił sję cały Olimp z marmuru i bronzu, cała rzesza posągów. Dwa światy, dwie sztuki, stanęły w obec siebie gotowe do wal
ki. Sztuka chrześciańska zdawało się źe zstąpiła z nieba jak nowa Jeruzalem, i unoszona przez aniołów i świętych rospościerała się na ziemi; lecz nim potrafiła okryć ją zu
pełnie, wskrzeszona sztuka pogańska w stała, i wyszła z otchłani jak potwora z tysiącem głów bogów, nimf i bohatyrów.
Ci dumni i prześliczni bogowie, rozwijając kolosalne swoje postacie, osobliwy spór toczyli z przejrzystemi, mglistemi kształtami aniołów i świętych. Te nimfy i bo- hatyrowie, pełni zwysłowej piękności i siły muskularnej, zdawali się urągać z czystości dziewic chrześciańskich, z pokory męczenników, i z ascetycznej pustelników chudości.
Tak bogate odkrycia, tak nowe przedmioty, przycią
gały oczy, opanowywały wyobraźnię. Mic h a ł An io ł, którego dusza posępna i dumna potężny pociąg czuła do poganizmu, niemógł oderwać oczu swoich od czoła jowi
szowego i herkulesowego tułowu. Mimowolnie, stał on się naśladowcą Greków. Ra f a ł, daleko czulszy i lekszy, a razem i słabszy i roskoszniejszy, unosił się nad Apoli- nem i Wenerą. Pod wpływem ślepego zachwytu zmienił dawny swój sposób. Usiłował on nadać więcej okrągłości i miękkości kształtom, a barwom więcej blasku. Powoli zacierały się w jego pamięci nauki owego czystego i spo
kojnego ducha, który mu natchnienie wlewał w pracowni Pe r r u g in a, i w klasztorze sienneńskim. Zapewne, że udoskonalił stronę techniczną w malarstwie, źe tworzył
obrazy pałające życiem i rzeczywistością, prawie dotykal
n ą , lecz która coraz stawała się materyalniejszą. Jego Madony przybrały podobieństwo Fornariny, a jego aposto
łowie filozofów greckich.
Pod bokiem Rzymu, rzeczpospolita wenecka rozwijała swoją potęgę, szczyciła się swemi bogactwy i zbytkiem.
Potrójny ten charakter Wenecyl wpłynął , na jej pomniki.
Artyści, wśród wolnego i ■ roskosznego miasta, zasmako
wali w zaburzeniach politycznych i w roskoszach. Za
niedbali ewanielię dla historyi narodowej i współczesnej.
Na obrazach del Pallazzo ducale, kołpak doży przewo
dził nad historycznemi grupami, w miejscu krzyża. W i
zerunki szlachetnych panów i pięknych kobiet zajęły miej
sce scen ze starego i nowego testamentu; złotogłowem i jedwabiem zaczęto okrywać ciała świętych, co zdawało się lepiej odbijać niż prosta idealna draperyą w guście sta
rożytnym. Weuecya dała także początek obrazom histo
rycznym, pośrednim między sztuką religijną a tćm , co niewłaściwie nazywają malarstwem rodzaj/m im (de genre).
W czasie, kiedy duch poganizmu tajemnie podkopywał posadę Rzymu, i kiedy jeniusz miejscowy miast włoskich mięszał swoje natchnienie z natchnieniami ewanielicznemi, wtedy nieprzyjaciel daleko groźniejszy, po drogiej stronie Alpów powstał przeciw średniemu wiekowi. Ryłtó duch reformy, podobny do smoka i . Ja n a, spadł nagle na Niem
c y ,, paląc ogniem połową ziem i, 'połową źródeł zatru
wając jadem . Reforma odjęła poezyę obrzędom; przecięła
środki które podsycały sztukę, stawiając je w prostym stosunku z niebem. , Odtąd artyści musieli wyjść ze świą
tyń. Rosproszeni po świecie, jedni błąkali się po polach i lasach, zgłębiając i naśladując przyrodę martwą (kraj
obrazy), drudzy założyli swoje warsztaty na placach i wschodach, pracując dla zabawy bogatych mieszczan i kramarzy (szkoła fla m a n d zka ) . Niektórzy zostali we Francyi pensyonaryuszami dworaków i dam grzecznych, przy których podłe pełnili rzemiosło, trzymające środek między bufonem a tapicerem. Byłto ostatni stopień poni
żenia malarstwa. Sztuka, jak syn marnotrawny w ewa- nielii, opuściwszy świątynię, ten dóm ojcowski, na chwilę błysnęła na wielkim świecie, potem przeniosła się do kar
czem, i dokonała swej zguby w domach rozpusty.
Długato rzecz i uciążliwa chciawrszy przebiedz wszyst
kie epoki tych dziejów. Pokilkakroć sztuka zatrzymywała się w swojem dążeniu do upadku, po kilkakroć usiłowała podźwignąć się. Znachodzily się dzielne duchy, sumienne talenta, które czuły owo z łe , i zapobiedz mu usiłowały.
Lecz miasto odkrycia przyczyny, —- w osłabienin zapała religijnego, — oni jej szukali w niedostatecznych meto
dach i w braku zręczności nowoczesnej. Przekonawszy się pod tym względem o niższości swoich współczesnych, obrócili oczy na arcydzieła wieku Le o n a X . Na nichto rozpoczęli swoje badania, że tak rzekę, anatomiczne i al
chemiczne. Cerklem wymierzali rysunki Ra f a ł a, za po- mocą szkieł dostrzegali pociągi pęzla Le o n a r d a Vin c i,
i rozbierali w tyglach farby szkoły niemieckiej. Ażeby wskrzesić sztukę, miasto obudzenia jej ducha, odbili tylko jej formę.
Ztąd wynika ów śmieszny eklektyzm, który uroił sobie, iż może w jednym i tym samym utworze połączać różnorodne zalety Ra fa ł a, Tycyana i Ko r r e d z ia. Ztąd to owe dziwaczne systemata o grupach, które jedni chcieli w trójkąt ustawiać, drudzy woleli nadawać im kształt gron winnych; zlądto nakoniec, owe tomowe rosprawy o wyborze wzorów, o ubiorze i kolorycie miejscowym, o architekturze, i t. d.
Artyści tej nowej szkoły nauczali malarstwa jak owi retorowie, którym marzyło się, iż uczniów swoich nauczą poezyi. Zgłębiając, rozbierając, ucząc się wszystkich czą
stek składających sztukę, prawda, źe wszystkie jej taje
mnice posiedli, ale cóż, kiedy im zawsze na twórczym hrakło jeniuszu. Ra fa ł Men g s może być uważanym z a piętno tych eklektycznych artystów. Z wielką trafnością wymierza da nich Au g u s t Sz l e g e l tę ewanieliczną prze
strogę: » Potrzeba wam znaleśo królestwo niebieskie (na
tchnienie, id eę), albowiem dobro ziemskie (metoda, styl) samo na was przypadnie.*
Zbyt powoli i w nader wysokiej sferze odbywały się wstrząśnienia artystyczne, ażeby lud potrafił przeniknąć ich przyczyny, lecz uczuł je w skutkach. Poznawszy się na złej dążności sztuki, przestał ją poważać. Ten sam lud, który niegdyś podziwiał Madony starego CiMABujj,
który padał na kolana w zachwyceniu przed obrazami Gio l- t a, ten lud włoski tak żyw y, tak przyjmujący wrażenia, pokazał się zimnym i nieczułym na płody talentów Ka r- r a s z y c h, Ał l o r i c h, Gu id a i Gu e r s z in a; a lubo nietra- cił uczucia dla sztuki, i starannie chował w1 kościołach ar
cydzieła Ra fa łai Ko r r d e z ia, i gotów był z bronią w ręku oprzeć się ich wydarciu, przecież żadnego pociągu niemiały dla niego płody nowoczesne. Bo cóż mógł tam zobaczyć?'-- oto same sceny obce, niepojęte, postacie pogańskie i bar
barzyńskie, ;wszystko, prócz swojej ewanielii. Ani szu
mne tytuły, któremi ozdobiano artystów, ani pochwały i zachęty, któremi ich obsypywali panujący, nie zdołały odrodzić malarstwa w oczach publiczności. Wielki sąd ludu wydał swój wyrok: wszystkie tegoczesne malowidła uznane zostały tem , czem były w istocie., za przedmiot handlu, za sprzęt, pytano się o ich cenę, i pomijano je. Owoż sztuka, wyrzekłszy się ducha ewanielickiego, straciła wszystek swój wpływ moralny i całą popularność.
Tu zbliżamy się do chwili nowych wstrząśnień. Obro
tem lak właściwym w dziejach ludzkości, sztuka, stanąwszy na najniższym szczeblu poniżenia, powoli wzrastać poczęła.
Ostatnia ta reforma niewyszła Z żadnej szkoły, we Francyi zrodził ją wielki ruch polityczny, a w Niemczech obudzony duch religijny.
Wypadki roku 89 wywarły wpływ swój na utwory artystów. Mówiono podczas we Francyi o społeczeństwach pierwiastkowych, o prostocie starożytnej; trzeba i w sztuce
ciel s ta ro ż y tn o ś c i, z w ró c ił u w a g ę sw o ją n a Rzym. N ie - z n ajd u jąc m iędzy w spółczesnym i w z o ró w dla sw oich tr y b unów i k o n su ló w , sz u k a ł ich w k ra in ie s z tu k i, w m u zeach i n a sc e n ie . W isto cie ;teź posągi i a k to r o w ie , słu ż ą c y z a w z ó r dla D a w id a , m ia ły W ięcej p ra w d y i ż y c ia , n iż ow e m alo w id ła s ta re j d a ty z kiipidynam i: w h erb o w y ch z b ro ja ch , z pasztu szk am i w fry z u ra c h , i z nim fam i w dw o rsk ich s z a tac h . D a w id w y w ió d ł sztukęl z e sfe ry p ro zaiczn eg o 1 Co
dziennego t r y b u , i podniósł j ą do sz czy to o ści ro d z a ju h i
s to ry c z n e g o ; g dyby k ro k je d e n b y ł z ro b ił, b y łb y s tw o rz y ł ro d z aj re lig ijn y .
Nieszczęściem, wypadki zwichnęły ten lot zuchwały odradzającego się malarstwa. Sztuka straciła nić idei ma
cierzystej, swoją zasadę genetyczną, 1 stała się igraszką mody. Jaki kaprys pierwszego.łtonsula, jaki romans ulu
biony, jakie świetne przedstawienie opery, stwarzały nowe rodzaje malarstwa, I dostarczały artystom przedmiotów i wzorów. Malarstwo na przemian przyjmowało to cha
rakter ossyaniczny lub wojskowy, to anakreontyczny lub romantyczny, to miejski lub gminny. Codzień prawie nowe imie stawało się głośnem, codzień nowa zawiązywała się szkoła, żyjąca życiem gazety.
Tymczasem idea artystowska francuska przekradła się do Włoch. Prawda, że malarstwo włoskie nawet w naj
smutniejszej epoce swego upadku, nigdy tak nisko niespa- dło jak flamandzkie i francuskiei Sztuka zachowała w nich
zawsze jakąś tradycyjną godność, pewien rodzaj wstydli- wości; ale ogołocona z entuzjazmu, a tera samem z siły działalnej, nigdyby bez obcej pomocy dawnego nieodzy- skała dziedzictwa. Duch, który ożywił Włochy, powiał z tamtej strony AIpów. — Tak więc zrodziła się szkoła Ka m u c zy n ieg o (Cammucini), a później lom lardzka, czyli romantyczna. Kam m u czy ni jest najsławniejszym, i jak się zdaje, ostatnim reprezentantem szkoły polityczno- historycznej. Prześcignął Da w id a samego mnóstwem i bogactwem swoich utworów, dokładnością rysunku i bla
skiem kolorytu. Ile tylko mógł skorzystał z idei Da w id a, rpzwinął, co tam było w zarodzie; można powiedzieć, iż wyczerpał swój rodzaj. Jednakże z całym swoim talen
tem i wszystkiemi usiłowaniami niewywarł żadnego na lud wpływu; a co w ięcej, znudził swoich wielbicieli. Ażeby zrozumieć liczne jego obrazy, potrzebaby czytać Litem sza i Tacyta, a wiemy jak lud niedba o te pamiętniki, znawca zaś uderzony na wstępie zaletą obrazów, dziwi się wkrótce zkąd taka w nich jednotonność przedmiotów i środków artystowskich. Zawsze tam występują tylko Rzymianie, zawsze senatorowie i plebejusze, ustawieni w grupy sce
niczne, w togach wykwintnie drapowanych, zawsze zbrojni orlim nosem, wzrokiem dzikim i sztyletem, zawsze zabija
jący, lub zabijani.— Ka m m uczyni puszczał się na pole obrazów religijnych z wielkiem powodzeniem, lecz niedo- wiodłszy w nich żadnej oryginalności, został eklektycznym.
31