za krolia Jagiełłą Yładizława (1410).
(Dzisiejszą pisownią).
We Wtorków dzień apostolski, Rzekł marszałek królów polski:
„Wielki to jest lud nad nami,
„Trzeba by był Pan Bóg z nami.“
Król widząc, iż blisko było, Aby się to dokończyło, Acz się Niemcy barzićj brali, Niż polskiej mocy doznali.
Chorągiew wnet kazał podać, Chcąc swym serca więcćj dodać;
A iż ją podnosi sprawnie, Temi słowy dał znać jaw nie:
„Boże mój! ty wiesz bez chyby,
„Co pomyśli człowiek żywy,
„Przed tobą się nikt nie skryje,
„Kto żle albo dobrze żyje —
„Ty wiesz zawsze, żem uchodził,
„Abym nikomu nie szkodził;
„I wojna ta za mym żalem,
„Świadczę tobą Bogiem samem.
„Ale iżeś mię wysadził,
„Abym o twym ludu radził,
„Z krwawych ji rąk wyrwać trzeba,
„Na pomoc mu zstąp dziś z nieba!
„Iż ci, którzy tu polegną,
„Płaczem swym ciebie dosięgną,
„Prosząc, by nie żył godzinę,
„Kto tej wojnie dał przyczynę.1' P.otćm płaczu zaniechali, Boga rodzicę śpiewali, Tusząc jutro każdy sobie, Wesołym być o tćj dobie.
Potem do króla przysłano, O bliskićm wojsku znać dano:
A król się modlitwy bawił, Nic nie czynił aż to sprawił.
Witold a Maskowski dbali, By wtenczas lud szykowali — Król po skończeniu modlitwy Na swym koniu czekał bitwy.
Polski lud wziął lewą stronę, Litewski prawą w obronę;
Dziewięćdziesiąt wszystkich mieli Chorągwi, które widzieli —
Na czele lud co wybrańszy, A co dalej to są tańszy, Ku bitwie lud nieprzystojny Król w obóz odesłał z wojny.
A gdy poczęto trąb słuchać, Już każdy jął swego szukać — A wtem posłowie przysłani Byli od króla słuchani:
„Mistrz pruski dał ci powiedzieć,
„Iż mu to tak dano wiedzieć,
„Iż ci serca niedostawa,
„Dlategoć dwa miecza dawa.
„Abyś i te miał na pomoc,
„Poznasz co jest niemiecka moc;
„A rozdziel się niemi z bratem,
„A potykać się każ zatem.
„A jeślić, pola niesława,
„Do szyku, otóż je dawa,
„Byś nie miał żadnej obmowy —
„Oto już masz plac gotowy.“
Wtem się ich wojsko cofnęło, Nasze się dobrze poczęło;
Boć to był znak, by wiedzieli, Iż tam na rzeź biegnąć mieli.
Król przyjął miecze z pokorą, I dał im odpowiedź skórą, Która za proroctwo stała, Bo się im pycha znać dała.
„W mćm wojsku acz dosyć broni,
„Pozna ten kogo mój zgoni,
„A wszak i za tę dziękuję,
„Wygrać sobie otrzymuję/
{Następuje opis boju. Szczęście się w aha — K rzyżacy przem agają Litw inów , W ro cim o - w ski chorąży tra c i i odzyskuje proporzec — Niem cy m ieszają s i ę , Polacy b io rą g órę).
Chełmińskie wojsko zostało, Chorągwi szesnaście miało:
Wtćm mistrz z krzyżaki jął stronić, Chcąc Polaków w sak nagonić.
(Rycerz krzyżacki D ypold n ap ad a n a k ró la z kop iją — ratu je go O leśnicki i przeciw nika zsadza z konia).
Hełm mu dobył — został goło, A król go ugodził w czoło;
Ci co króla pilni byli, Tam go do końca dobili.
(W końcu klęska Krzyżaków . P ięćdziesiąt tysięcy p ad a trupem na p lacu — c zterd zieści tysięcy dostaje się w niewolą).
Mistrz z komtury wszyscy zbici, Miecze co przynieśli i ci;
Pokora sama wygrała, Bo u Boga miejsce miała.
Obóz działa, wszystko wzięto — Tak Niemcom pychę odjęto;
Łańcuchy, co zgotowali, Tymi je nasi wiązali.
Po tej bitwie stał się koniec.
Wtem do Polski posłań goniec, Iż król wygrał, a mistrz stracił, I gardłem tego przypłacił.
Takci Pan Bóg hardość karci, A pokorę hojnie płaci,
Sprawiedliwość w bitwie zmoże — Daj tak zawzdy wygrać Boże!
---(Do str. 43).
Z Dziejów polskich
J A N A D Ł U G O S Z A ,
S tra sz n a b itw a z K r z y ż a k a m i pod Grunwaldem.
(R. 1410). We wtorek, w dzień Rozesłania Apostołów piętnastego Lipca, Władysław król postanowił przed świtem wysłuchać Mszy św .; ale dla silnego i gwałtownie wiejącego wiatru nie można było tak spiesznie, jak nakazano zatknąć i rozwinąć namiotu, w którym ztvykle odprawiano nabożeń
stwo; bo co rozwinięto płótna, to je wiatr zrywał. Nocy po- przedzającćj spadł był ulewny deszcz z grzmotem i błyska
wicami , ale nie z takim wichrem w obozie królewskim jak w krzyżackim, gdzie burza wszystkie niemal rozniosła na
mioty, a co było wróżbą nastąpić mającćj klęski. Już
wreszcie i dzień nastał, a wiatr począł się wzmagać gwałto
wny. Gdy więc dla ciągłćj zawiei niepodobna było kaplicy królewskićj mocno ustawić, za radą wielkiego książęcia Ale- xandra *) ruszył król obozem; a uszedłszy przestrzeń dwu- milową, w której widzieć było płonące do kola włości nie
przyjaciół, stanął na polach wsi Rudy (Tannenberg) i GrUn- waldu (Grunwald), mających się wsławić przyszłą w dniu tym bitwą — i pomiędzy gajami i gąszczami, które zewsząd to miejsce zakrywały, kazał rozbić namioty, a kaplicę obo
zową ponad jeziorem Lubnem na wzniosłym ustawić pagór
ku, aby przez ten czas, gdy wojsko rozmieszczać się miało na swoich stanowiskach, mógł wysłuchać nabożeństwa. Już mistrz pruski Ulryk de Jungingen ściągnął do wsi Grunwal
du, którą miał swoją upamiętnić klęską, i zbliska stanął z swojćm wojskiem, a czaty królewskie jeszcze go nie do
strzegły. Po rozwinięciu więc kaplicy obozowej, kiedy król spieszył do nićj na nabożeństwo, przybiegł Hanek, szlachcic ziemi Chełmskiej, herbu Ostoja, z oznajmieniem, że nieprzy
jaciela widział już o kilkanaście kroków od obozu. A gdy król zapytał, jak liczne było jego wojsko, Hanek odpowie
dział, że jednę tylko ujrzał chorągiew i natychmiast z do
niesieniem o nićj pospieszył. Ledwo te słowa domawiał, kiedy przybył Dersław Włostowski, szlachcic herbu Oksza, i oznaj
mił, że dwie widział nadchodzące chorągwie nieprzyjaciół.
Jeszcze i ten mówić nie skończył, a już nadbiegł trzeci, po nim czwarty, piąty i szósty, którzy zgodnie powtarzali, że nieprzyjaciel tuż pod obozem stał w gotowości do boju. Król Władysław tak nagłem i niespodziewanem nadejściem nie
przyjaciela niezmieszany, za najważniejszą rzecz osądził, aby wprzódy oddać powinność Bogu, nimby do wojny przystąpił.
Zaczćm udawszy się do kaplicy obozowćj, wysłuchał z wiel- kiem nabożeństwem dwóch Mszy, odprawianych przez Bar
tosza z Kłobucka i Jarosława, proboszcza kaliskiego, swych kapelanów nadwornych; gdzie prosząc Boga o pomoc, z więk
szą niż zwykle modlił się gorącością ducha. A lubo wielki książę Alexander, który nadewszystko niecierpliwy był zwło
ki, wielokrotną prośbą i naleganiem słał do króla ostrzeże
nia, aby zaprzestawszy modlitwy spieszył jak najprędzej do boju, gdy nieprzyjaciel już sprawiwszy swoje hufce, stał w go
towości do spotkania i wielkie groziło niebezpieczeństwo, je-') Witold.
śliby pierwszy na obóz polski uderzył; żadne jednak prośby i zaklęcia nie zdołały oderwać króla od nabożeństwa, póki go do ostatka nie skończył... Nie dziw więc, że królowi tak pobożnemu i pełnemu ufności w Bogu tak świetne nad Krzy
żakami dostało się zwycięstwo. Ztąd też uważano, że wojsku jego tak przed bitwą, jak i w czasie bitwy i po jój skoń
czeniu, sprzyjały nawet same wiatry, gdy nieprzyjaciołom w twarz i w oczy miotały ciągle dmę i kurzawę.
Gdy Władysław król skończył do ostatka swoje modli
twy, na nalegające prośby i wołania nietylko książęcia Ale- xandra, ale i rycerzy swoich, którzy go do bitwy wzywali, powstał, a przywdziawszy zbroję, świetnym od głowy aż do nóg okrył się rynsztunkiem. A chociaż rycerstwo, uszykowa
ne w porządne hufce, wystąpiło już do boju, i nieprzyjaciel z przeciwnćj strony stał w gotowości i z orężem w ręku, tak iż oba wojska zaledwo na rzut strzały były od siebie oddalone, i już nawet pojedyńcze między niemi zagrały har
ce; uważano przecież za rzecz przyzwoitą, aby czekać, aż król sam wyda hasło do spotkania. Zaczćm Władysław król w pełnej zbroi, siadłszy na konia, a wszystkie oznaki kró
lewskie zostawiwszy na boku, dla obaczenia nieprzyjaciela podjechał na wyniosłe wzgórze, i stanął na pagórku między dwoma gajami szeroko rozpołożonym, zkąd łatwy i dokładny podawał się widok na nieprzyjacielskie wojska. Tam oczy
ma raczej niżeli myślą mierząc swoje i przeciwników siły, raz dobrą otuchą, drugi raz smutną karmił się w sercu wróż
bą. Napatrzywszy się do woli zastępom nieprzyjaciół, zjechał na równinę — wielu z towarzyszów pasem rycerskim ozdo
bił; dla dodania zaś swoim serca, krótką ale silną zagrzał ich przemową — a sam z konia, tak jak na nim ubrany sie
dział, ponowił jeszcze spowiedź przed Mikołajem, podkancle
rzym królestwa. Poczem zmieniwszy wierzchowca, przesiadł się na tęgiego i dzielnej siły wałacha, z tysiąca wybranego, który był cisawej maści, a na czole miał małą i nieznaczną łysinkę...
Gdy wy trąbiono hasło bojowe, wszystko wojsko królew
skie “zabrzmiało pieśń ojczystą B o g a r o d z i c ę , a potem z podniesionemi kopijami pobiegło do bitwy. W tej samej chwili obadwa wojska, z głośnym jak zwykle przed walką okrzykiem, zwarły się z sobą w nizinie, która je przedziela
ła. Krzyżacy dwakroć uderzywszy z dział, silnćm natarciem napróżno usiłowali przełamać i zmieszać swych przeciwników
szyki, lubo wojsko praskie z głośniejszym krzykiem i z wyż
szego pagórka ruszyło do walki. Było w miejscu spotkania sześć wysokich dębów, na które powyłaziło wiele ludzi, czy królewskich czy krzyżackich, dla przypatrzenia się z góry pierwszemu na siebie nieprzyjaciół natarciu i obu wojsk po
wodzeniu. Tak straszny zaś za ich spotkaniem, z wzajemne
go uderzenia kopij, chrzęstu ścierających się zbroi i szczęku mieczów, powstał huk i łomot, że go na kilka mil w okoli
cy słychać było. Mąż na męża napierał, kruszyły się z trza
skiem oręże, godziły w twarz wymierzone wzajem groty.
W tćm zamieszaniu i zgiełku trudno rozróżnić było dzielniej
szych od słabszych, odważnych od niewieściuchów, wszyscy bowiem jakby w jednym zawiśli tłumie. I nie cofali się wcale z miejsca, ani jeden drugiemu ustępował pola, aż gdy nie
przyjaciel zwalony z konia albo zabity rum otwierał zwy
cięzcy. Gdy nakoniec połamano kopije, zwarły się z sobą tak silnie obu stron szyki i oręże, że już tylko topory i groty na drzewcach ponasadzane tłukąc o siebie, przeraźliwy wydawały łoskot, jakby bijące w kuźniach młoty. Jeźdźcy ściśnieni w natłoku szablą tylko nacierali na siebie i sama już wtedy siła, sama dzielność osobista przeważała...
Nacierali Krzyżacy, kusząc się z zapałem o zwycię
stwo — i w tćj zamieszce wielka chorągiew królewska, którą niósł Marcin z Wrocimowic, chorąży krakowski, upadła na ziemię; ale dzielniejsi i ćwiczeni w bojach rycerze, którzy należeli do jćj znaku, spostrzegłszy to, natychmiast podjęli ją i kędy należało odnieśli. Rycerstwo polskie, chcąc zmyć z siebie tę zniewagę, uderzyło z wielkim zapałem na nie
przyjaciela i wszystkie te hufce, które z niem stoczyły bitwę, poraziło na głowę, rozproszyło i zniosło. Nadciągnęli tymcza
sem Krzyżacy, wracający z pogoni za Litwinami i Rusią, i wiodący do obozu Prusaków liczny gmin brańców z wielką wesołością i tryumfem. Lecz postrzegłszy, że tu źle się z nimi działo, poporzucali jeńców i tabory, a skoczyli czćmprędzćj do bitwy, aby podeprzeć swoich, którzy już słabo opierali się zwycięzcom.
Za przybyciem świeżych posiłków wzmogła się na nowo zacięta z obu stron walka. Padały ztąd i zowąd gęste tru
py; Krzyżacy pomieszani w nieładzie, doznawszy wielkićj w ludziach straty i pogubiwszy wodzów, już się zdawali za
bierać do ucieczki, kiedy rycerstwo czeskie i niemieckie sła- biejących na wielu miejscach wsparło Krzyżaków i wytrwałą
odwagą podtrzymało walkę. W czasie toczącćj się z zacię
tością z obu stron bitwy, stał Władysław król polski zbliska i przypatrywał się dzielnym czynom swoich rycerzy, a poło
żywszy zupełną ufność w Bogu, oczekiwał spokojnie ostate
cznego pogromu i ucieczki nieprzyjaciół, których widział na wielu miejscach złamanych i pierzchających. Tymczasem wy
stąpiło do boju szesnaście pod tyluż znakami hufców nieprzy
jacielskich, świeżych i nietkniętych, które jeszcze nie doświad
czyły oręża; a część ich zwróciwszy się ku tej stronie, gdzie król polski stał z przyboczną tylko strażą, pędziły z wymie- rzonemi włóczniami jakby prosto ku niemu. Król w mniema
niu, że nieprzyjaciel, widząc przy nim tak małą garstkę ry
cerzy, godził nań z umysłu, strwożony grożącem niebezpie
czeństwem, pchnął czćmprędzej Zbigniewa z Oleśnicy, swego pisarza nadwornego, do stojącej w pobliżu chorągwi dworzan królewskich, z rozkazem, aby jak najspieszniej przybywali i zasłonili króla od grożących ciosów; jeżeli bowiem rychło nie nadbiegną, czeka go wielkie niebezpieczeństwo. Była wła
śnie ta chorągiew w pogotowiu do stoczenia walki z nieprzy
jacielem. Rycerz królewski Mikołaj Kiełbasa, herbu Nałęcz, jeden z przedniej straży, zamierzywszy się szablą na gońca królewskiego Zbigniewa, wołać nań począł i łajać, aby ustą
pił: „Czy nie widzisz, rzecze, szalony, że nieprzyjaciel na nas uderza? I ty chcesz, abyśmy, porzuciwszy walkę, biegli na obronę króla? Byłoby to jedno co uciec z boju i tył poddać nieprzyjacielowi, a dawszy się pobić, i króla i siebie na oczy
wiste narazić niebezpieczeństwo.'' Temi słowy Zbigniew z Ole
śnicy wypchnięty z chorągwi nadwornej, do której był wpadł w pośrodek, powrócił z niczem; a w tćj chwili wojsko kró
lewskie stoczyło bój z Krzyżakami, i mężnie walcząc, naj
dzielniejsze nawet wywracało szyki... Wrzał gorącą chęcią boju król Władysław i spinając konia ostrogami, chciał rzucić się na najgęstsze szyki nieprzyjaciół — ledwo drużyna przybo
cznej straży zdołała go wstrzymać w zapędzie. Jakoż jeden z drużyny, Zoława, Czech, chwycił sam konia królewskiego za wędzidło, aby nie mógł dalej postąpić, aż król zniecier- 1 pliwiony uderzył go z lekka końcem swej rohatyny, wołając, aby go puścił, a nie bronił mu wyruszyć do walki. Dopieroż gdy wszyscy rycerze straży królewskićj oświadczyli, że wolą ra
czej na wszystko się odważyć, niżli tego dopuścić, zezwolił na ich prośbę i dał się powstrzymać. A wtem podbiega ry
cerz z obozu Prusaków, Niemiec, nazwiskiem Dypold
Kikie-yzyc (Kiikeritz) v. Dieber, z Luzacyi, złotym pasem opięty, w białej podbitej kiecce niemieckiego kroju, którą u nas j u p k ą ( ja k k a ) albo k a fta n e m zowią, i cały okryty zbroją, towa
rzysz ze znaku większej chorągwi pruskiej, do owych sze
snastu należącej, i rozpędzony na koniu bułanym dociera aż do miejsca, kędy król s ta ł; a wywijając włócznią, godzi pro
sto na króla wobec całego wojska nieprzyjacielskiego, które składało szesnaście rzeczonych chorągwi, a którego oczy po
wszechnie na ten widok były zwrócone. Gdy wiec Władysław król, podniósłszy także włócznię, czekał jego spotkania, Zbi
gniew z Oleśnicy, pisarz królewski, prawie bezbronny, bo w rę
ku miał jeno drzewce wpół złamane, uprzedził cios królewski, a ugodziwszy w bok owego Niemca, zwalił go z konia na ziemię. Padł struchlały, a drżącego z bojaźni król Włady
sław uderzywszy włócznią w czoło, które z opadnięciem przyłbicy odsłoniło się rycerzowi; zostawił go wreszcie nietkniętym. Ale rycerze trzymający straż przy królu, ubili go na miejscu, a piesze żołdaki odarły z zabitego odzież i zbroję.
Wojsko krzyżackie, szesnaście owych chorągwi składa
jące, spostrzegłszy, że pomieniony rycerz (Kikierzyc) trupem poległ, zaraz poczęło się cofać na hasło jednego z Krzyżaków, dowódzcy chorągwi, który siedząc na białym koniu kopiją dawał znak do odwrotu i wołał po niemiecku h e r n m, h e ru m ! Zwróciwszy się potem, ruszyło na prawo, kędy stała wielka chorągiew królewska, już po zadanej klęsce nieprzyjaciołom, wraz z innemi chorągwiami polskiemi. Rycerze królewscy ujrzawszy te szesnaście chorągwi, i jedni poznawszy w nich nieprzyjaciół, jak rzeczywiście było, drudzy wziąwszy je za litewskie wojsko, a to z przyczyny lekkich i rzutnych włó
czni, zwanych su lice, których w wojsku krzyżackiem wielka była liczba, nie zaraz uderzyli na Krzyżaków; spierali się bowiem między sobą i długo byli w niepewności — aż do
piero Dobek z Oleśnicy, mający w herbie krzyż zwany D ę
bno, chcąc rozwiązać tę wątpliwość, spiął konia ostrogami i z podniesioną kopiją sam jeden pobiegł ku nieprzyjacielowi.
Przeciw niemu wystąpił z pomiędzy Prusaków jeden Krzy
żak, dowódzca hufców i chorągwi, a zastąpiwszy rycerzowi swoją lekką włócznią, podbił mu w górę jego kopiją i przerzu
cił przez głowę. Zrazu wprawdzie Dobiesław Oleśnicki zmierzył ku niemu kopiją1, ale Krzyżak lekkiem uchyleniem głowy i odbiciem kopiji do góry uchronił się od ciosu. Dobiesław zaś
widząc, że w uderzeniu chybił i z tak licznym tłumem nie śmiejąc walczyć, co zaprawdę byłoby szaleństwem, szybko do swoich powracał. Puścił się za nim Krzyżak w pogoń a wymierzywszy ku Dobiesławowi swoje włócznią i dawszy koniowi ostrogę, ugodził jego rumaka w udo pod pokryciem, które k r o p ie r z e m nazywamy; poezćm bojąc się, aby go Po
lacy nie obskoczyli, umknął do swoich nawzajem. A tak Po
lacy wyprowadzeni z błędu, nie wątpiąc już o nieprzyjacielu, w kilkanaście chorągwi rzucili się na owe szesnaście znaków, do których i inne przyłączyły się, i krwawą z niemi stoczyli bitwę. A lubo Krzyżacy przez jakiś czas wytrzymywali na
tarcie, wkońeu jednak przeważną liczbą wojsk królewskich zewsząd otoczeni, pobici zostali na głowę. Prawie wszystko rycerstwo, walczące pod owemi szesnastu znakami, legło na placu lub dostało się w niewolą. Po zniesieniu zatem i roz
biciu całej potęgi nieprzyjacielskiej, przyczem także wielki mistrz pruski Ulryk, marszałkowie, komturowie, rycerze wszy
scy i najznakomitsi w wojsku pruskiem panowie, poginęli, reszta nieprzyjaciół poszła w rozsypkę, a raz tył podawszy, pierzchała ciągle w popłochu. Władysław król polski niery- chło wprawdzie i ciężkim okupione trudem, zupełne jednak nad mistrzem i Krzyżakami' otrzymał zwycięstwo. Obozy nie
przyjacielskie, zasobne w wielkie bogactwa i zapasy, wozy i wszystek sprzęt wojenny mistrza i rycerstwa pruskiego, polski żołnierz opanował i złupił. Znaleziono zaś w obozie krzyżackim kilka wozów naładowanych samemi dybami i oko
wami, które Krzyżacy, z pewnością rokując sobie zwycięstwo, więcej przyszłym tryumfem niżeli bitwą zajęci, do pętania Polaków przygotowali. Były i inne wozy pełne łuczywa smol
nego, a oblanego łojem i smołą, kieścieni także smołą i tłu- stością wysmorowanych, któremi Polaków pobitych i ucieka
jących gnać mieli przed sobą. Zawcześnie cieszyli się zwy
cięstwem, z pychą zaufani w sobie a niepomni, że zwycię
stwo było w ręku samego Boga.
Po zlupieniu wozów i taborów krzyżackich wojsko kró
lewskie postąpiło na wzgórze, kędy był wprzódy obóz i sta
nowisko Prusaków, a zkąd ujrzano tłumy i mnogie pułki pierzchające nieprzyjaciół, na których do słońca błyszczały zbroje, niemal wszyscy bowiem Prusacy byli niemi okryci.
Puściwszy się potem za uciekającymi w pogoń, dotarli kró
lewscy do jakiegoś bagna i trzęsawiska i wpadli Prusakom na karki. Nie wielu śmiało stawić opór, łatwo ich zatćm
po-/ konano. Resztę niedobitków, z rozkazu króla oszczędzonych, popędzono w niewolę...
Legło w tój bitwie pięćdziesiąt tysięcy nieprzyjaciół, a czterdzieści tysięcy poimano jeńcem.