to nie zna prim a a p rilis!
N iebezpieczny to dzień i nie
jeden pada ofiarą żartów znajom ych, chociaż się za
rzeka, że n ik t go zwieść nie potrafi. Bo pomimo, że ty lk o dzieci by w ają posyłane do ap te k i po sadło kom ara, lub do k upca po nasienie nici, albo porcyą gotowanego śnie
gu, albo pieczonego piasku, to są jed n ak często żarty , w k tóre i s ta rzy i m łodzi ludzie wierzą, m ia
nowicie od czasu, gdy gazety i t y godniki zaczęły upraw iać zwodzenia n a pierwszego kw ietnia. Zdarzyło się naw et raz w jednej z najlepszych i najwięcej uczęszczanych kaw iarń w Berlinie, że kelnerzy schowali w szyst
kie gazety w w szystkich językach z d nia 1-go kw ietnia i podali je go
ściom tego samego dnia — lecz o rok później. C zytający nie wiedzieli z p o czątku, co się stało, n ik t bowiem n a d a tę nie zważał — zdawało im się, że raz to już czytali, albo że słyszeli o tern, co c z y ta ją i zam ieszanie było niezm ierne i ogólne. Lecz ponieważ ż a rt był niezły, przeto n ik t się nie gniewał n a dow cipnych kelnerów.
Dawniej byw ały jed n ak ż a rty w dniu ty m m niej niew inne i zabaw ne — przeciwnie naw et — często daw ały się we znaki porządnie zwiedzionemu.
Do urządzania tak ic h ,,dowcipów“ po
sługiwał się car, P io tr W ielki, swymi dw orzanam i i o fic e ra m i; kazał na- przykład zwołać w szystkich do te a tru i czekać noc całą n a przedstaw ienie, k tó re się nie odbyło wogóle. N a tak ie ż a rty mógł sobie też ty lk o pozwolić P io tr W ielki. Raz kazał podpalić jakiś dom i dzwonić i trąb ić „n a pożar a gdy się ludzie zbiegli, ab y ratow ać, p rzy jął w szystkich bardzo uprzejm ie i ugościł bardzo obficie.
Nie każdem u jed n ak uchodzą bez
karnie podobne żarty. Doświadczył tego pewien a ry sto k ra ta austryacki, k tó ry chciał zapew ne naśladować P io tr a W ielkiego. W r. 1745, gdy cesa
rzowa M arya Teresa nie wiedziała już sam a, w jak i sposób przestrzegać wszelkich praw m oralności i dobrych obyczajów, został h rabia Ullo T hun, jeden z najw iększych m agnatów cze;
skich w ypędzony z W iednia. Żył oh ta k lekkom yślnie, że cesarzowa nie chciała go mieć w swej stolicy i kazała m u zamieszkać stale w jego dobrach.
Ale wesoły h rab ia nie m yślał wieść żyw ota pustelnika, zaprosił raczej kilku przyjaciół rów nych sobie usposobie
niem i sta ł się w net postrachem całej okolicy. N ik t nie by ł bezpiecznym w jego sąsiedztw ie — każdem u p łatał figle bardzo nieraz dotkliw e. Ale je
d nym z najdziw niejszych ,,żartów “ był ż a rt n a 1 kw ietnia w r. 1746. N a
najwyższej skale sasko-czeskiej Szwaj kw iecień!“ — krzyczał nieustannie.
Zwiedzeni nie w ażyli się odpowie
R E W O L U C Y A W W A R S Z A W I E 1 W I L N I E .
W iadomości, dochodzące do stolicy o odw ażnym kroku Mad alińs kiego, jeszcze ty lk o mieszczan, k tó rych w liczbie 500
czone stanow iska. Oficerowie arty
le-Ignacy Zakrzewski.
Stanisław Mokrowski.
ryi zataczają działa n a celniejsze przeehody ulic i poczynają strzelać do ukazujących się Moskali.
Straż pałacu Igelstro
z obu stro n a rm a ty i w jednej chwili
noc i przeryw a zapalczywość walki.
U radow any lud warszawski wido
kiem pewnego zwycięstwa i pozbycia się Moskali, grom adzi się na‘ ratuszu i ogłasza, jeszcze wśród ogólnej wrzawy, Ignacego Zakrzewskiego prezydentem m iasta, a Mokronowski obejm uje głó
Nareszcie przed wieczorem zdobyw ają
W arszaw ianie dom Ig e łs tro m a ; on
ległych, gasi ogień gorejących jeszcze domów, ty lko n a palący się dom znie
nawidzonego Igełstrom a p a trz y obo
jętnie i pozwala obrócić m n się w po
piół i perzynę.
Cała walka trw ała jedenaście godzin ; 2000 wojska polskiego walczyło z pom o
cą W arszaw ian przeciw 8000 M oskali;
D nia 24 kw ietnia ogłoszono n a ry n k u a k t po w stan ia; Jak ó b a Jasiń sk ie
go okrzyknięto jednom yślnie naczel
nikiem siły zbrojnej litew skiej.
W krótkim czasie po w ypadkach
skali, obozujących pod Staszowem.
Ponieważ nieprzyjaciel odebrał w o s ta t
nim czasie znaczne posiłki, nie czuł któ re ponawiał codziennie. W szystkie jed n ak wysiłki Moskali około zdobycia obozu polskiego, okazały się bezsku- te c z n e m i; Kościuszko w ytrw ał w sil- nem tern stanow isku do 20 m aja.
W czasie ty m nieustannie zajm ował się to powiększaniem arm ii, to załatw ie
niem najróżniejszych spraw i potrzeb bieżących.
G dy ta k Kościuszko, z jednej stro n y staczając walki z nieprzyjacielem , z d ru giej stron y załatw iając naw ał spraw wzbudzał podejrzenie, jakoby wobec pow stania narodu wrogie zajm ował
przyjacielskie były znacznie większe ; król pruski, donosząc o bitwie tej swe
m u synowi, pisze, że w ygranych t a kich nie życzy sobie mieć więcej.
W bitw ie tej poległ zasłużony jen e
rał W odzicki.
Kościuszko, opuściwszy plac boju, udał się przez Okszę pod Małagoszcz, potem przez Chęciny do Kielc, gdzie stan ął obozem 9 czerwca.
B itw a pod Szczekocinami była j a koby wstępem szeregu niepowodzeń, które poczęły zagrażać spraw ie n a ro
W yszkowskiego i K opcia pułk przed
niej sztaży pułkow nika Zagórskiego i resztki wojsk regularnych z okolicy. wództwem W yszkowskiego wychodziły zwycięzko.
Podczas tego Kościuszko posuwał się zwolna k u W arsza jazdach ostrożnych, usiłując upatrzeć gdzieśkolwiek słabą stronę w kolu pod Służewem naprzeciw stanow iska Kościuszki. W ojska pruskie liczyły 21.000 żołnierza i 40 dział, rosyjskie : wezwanie do króla Poniatow skiego, aby się m iasto poddało : tak ie samo wezwanie przesłał jenerał Szwerin ko
m endantow i W arszawy, Orłowskiemu.
Stanisław A ugust odpowiedział królo
wi pruskiem u, że W arszawa, m ając ty le walecznego wojska pod przew o
dnictw em Naczelnika, nie widzi jeszcze p otrzeby kapitułaeyi. N azajutrz kazał król pru ski burzyć w iatraki, pragnąc
rozpoczęli silną kanonadę n a obóz wojsko obyw atelskie warszawskie i
dzielnie odparło natarcie wroga, po
czem nadciągnął batalion pieszy pod kom endą Dąbrowskiego, równocześnie ozwały się działa pol
przypuścić ogólny szturm n a W ar
szawę ; czekał ty lk o n a a rm a ty wiel
kiego kalibru i am unicyę, któ re m iały nadejść W Lłą z G rudziądza. Tym cza
sem wybuchło w Wielkopolbce pow
ita n ie ; K asztelan Mniewski, jenerał pow stania Kujawskiego, uderzył z g a r
stk ą powstańców dnia 22 sierpnia n a jedenaście galarów, płynących W isłą i wiozących am unicyę, m ającą łużyć do szturm ow ania W a rsz a w y ; po k ró t
kiej utarczce zdobyli pow stańcy wiel
kopolscy galary, co mogli zabrali z nich, a resztę zatopili.
Liczne klęski, a zwłaszcza szerzące się w obozie choroby wojska, zniechę
ciły króla pruskiego do dalszego oblę- gania ; nietylko więc, że zaniechał za
mierzonego szturm u n a W arszawę, ale zaprzestał dalszej walki. W nocy z dnia 5 n a 6 września pościągali P ru sacy cichaczem w szystkie działa z wałów, a nad ranem ujrzeli Polacy w ojska pruskie i rosyjskie odciągające od s to licy. M e chciano oczom swoim uw ie
rzyć! Na wieść o odstąpieniu n ieprzy
jaciela radość wielka poruszyła obozy i m iasto całe. Nie śmiano uderzyć n a wroga, z obawy, ab y w pozornym odwrocie nie kryla się zasadzka. Z a
grzm iały ty lk o rozliczne działa n a batery ach polskich odgłosem try u m fu i pożegnania! T ak skończyło się dw u miesięczne blisko oblężenie W arszawy, a obrona jej należy do najd zielniej
szych czynów Kościuszki.