Konne procesye wielkanocne
1 już zdobyte armaty!
Słychać brawa i wiwaty:
— Niechaj żyje nam G łow ack i;
B oć zdolny on do wojacki!
Trupa z w rogów pełno leży, Krew strugami po nich bieży, A co reszta pozostała
W jary, lasy hen pierzchała!. . Cichy wieczór swe zasłony S p u ścił... gwiazdek m iliony N a niebiosach zajaśniało...
K siężyc w y c h y lił twarz białą 1 o św iecił walki pole...
A w głębokim , krwawym dole Widać trupy... Cicho drzemią...
Z aw isł śmierci znak nad ziemią.
S to dwadzieścia lat już temu Pogrom ow i moskiewskiemu Sto dwadzieścia lat, a jeszsze Dziś Moskala biorą dreszcze, Kiedy wspomni lub zobaczy Ten w sukmanie lud prostaczy...
Cześć wam zacni bohatery M y dziś kładzieni laur szczery Wam na groby z łzą wdzięczności Za te cuda waleczności!
Robert Rydz.
U W R Ó Ż K I .
K iedy rodzic zm arł ich stary , sm utek okrył dziewcząt lica, ta k i wielki nie do wiary, jak b y jak a upiorzyca. W p rzy szłość p atrzą, przyszłość ważą, co p rzy niesie im w udziale ; czy ich szczęściem nieba zdarzą, czy nie dadzą szczęścia wcale.
Staszek zabrał serce Broni i popłynął gdzieś za m o rz a ... K tóż za morzem go dogoni?... M ech się dzieje wola Boża!...
Ja g u ś W alka pokochała — oboje się p o k o c h a li; w nim nadzieję szczęścia miała, lecz do wojska go zabrali. Czas ta k szybko w szystkim bieży, jej się w loką młode l a t a : sm utno wzdycha p rzy m acierzy, hen, za W ałkiem na kraj świata!
H ania jeszcze bardzo płocha, niby kocha, a nie kocha, ta k coś w sercu jej się kręci, że odchodzi od pamięci.
T ak by rada, ta k b y rada, a tu jakoś nie w ypada, ta k b y chciała, ta k chce jej się kochać, kochać, a boi się!...
Więc trz y siostry, trz y rodzone, w ybrały się w jednę stronę do wró- żychy, co pod lasem przyszłość ludziom wróży czasem.
Więc wróżyć ha czy ta z tw arzy, kreśli znaki, zioła w arzy i ta k p r a w i:
— Ju ż dla Broni nigdzie szczęścia!...
M e dogoni nigdy tego, kto za wody w dal popłynął zdrowy, m łody!....
K rzykła Bronia, Jag u ś w zdycha...
Głos zabrała znów wróżycha :
— Choć was słowo moje smuci, lecz i W ałek już nie wróci!....
Chciała mówić jeszcze dalej, lecz głos przyszedł gdzieś z o d d a li: słychać było jakieś krzyki i zarżały w net ko
niki. Więc wybiegła z c h a ty H ania...
Chwilę rączką wzrok przysłania... i po
w raca z tw arzą bladą, krzycząc :
— Jezu! chłopcy jadą!...
Skończyło się k ró tkim strachem , bo powrócił W ałek z Stachem ... A bogdaj was wzięło licho z przepow iednią i wró- żychą. A ntoni St. Bassara.
„D o broni, ludu, pow stańm y w raz!'4
yliśm y narodem wielkim, p o tęż
nym , mieliśmy państw o, sięga -_______ jące od m orza do morza, m ieliśmy wolność i przeszłość świe
tla n ą , uśm iechającą się do nas. W k ra ju panow ał dobrobyt i bogactwo, bo mieliśmy w łasnych królów, którzy prawdziwie po m acierzyńsku opie
kowali się nam i, a ludność była z a dowolona z ojcowskich rządów P ia stów i Jagiellonów . Lecz to mocarne państw o zaczęło zwolna tracić swoją moc i znaczenie, bo po w ym arciu w ła
snych królów, powołano na tro n P o l
ski obcych, k tó rzy prawie, że nic nie dbali o tę p rzy b ran ą ojczyznę, więc nic dziwnego, że te n potężny naród zaczął zwolna chylić się do upadku.
Wogóle w całej historyi polskiej niem a ta k bardzo upokarzającej epoki, jak czasy panow ania dw u obcych królów mianowicie Sasów, A ugusta I I i jego syna A ugusta I I I .
Jn ż w X V II. wieku było źle, bo już tryum fow ały złota wolność i nie
posłuszeństwo, ale zato gospodarzami Polski byli Polacy, a jeśli chcieli go
spodarować cudzoziemcy, to naród zry wał się i wyganiał ich z Polski. Ale w wieku X V I I I . było gorzej. Mniejsza z tern, że zasiadali królowie obcy na tronie polskim, bo przecież i Stefan B ato ry był cudzoziemcem, ale B atory pokochał Polskę i dbał o nią jak o ro dzoną ojczyznę. Tym czasem A ugust I I Polski nie kochał, a tem bardziej A u
gust I I I , jako isto ta bez serca i bez rozum u, nie mógł Polski kochać. Sto
kroć gorszą jest rzeczą, że nie ci Sa- sowie rządzili, ale królowie obcy, k tó rzy gospodarowali ja k głodne gęsi w stodole, zwalczając wszelki opór
groźbą łub orężem. I ta k król szwedzki K arol X I I wypędził A ugusta I I z P o l
ski, a wprowadził na tro n Stanisław a Leszczyńskiego. Nieco później car ro syjski P io tr W ielki strącił z tro n u Leszczyńskiego, którego K arol u s ta nowił królem polskim, a wprowadził A ugusta. Ale o napraw ie nie myślano.
Magnaci i szlachta dbali tylko o siebie, a o upadającej Polsce zupełnie nie myśleli i cieszyli się, że Polska nierzą
dem stoi. N a dom iar tego wymyślili, że słabość Polski jest jej siłą, bo słabej Polski potrzeb ują sąsiedzi, a tego, kogo się potrzebuje, oszczędza się przecie.
Ludzie szlachetni nie podzielali ty ch potw ornych poglądów. W idzieli b o
wiem, na co się zanosi i chcieli ratować Polskę, ale wobec ogłupienia innych, sprawić nic nie mogli na razie,
K iedy za panow ania ostatniego króla Stanisław a A ugusta Polacy lepiej przej
rzeli na oczy i pragnęli ratow ać o j
czyznę, było już za późno, bo na r a tu n e k nie pozwolili sąsiedzi.
Rosya i P ru sy rządziłyjakw e własnym k ra jn i one to wraz z A ustryą dokonały w roku 1772 pierwszego rozbioru P o l
ski. Posłowie bagnetam i kozaków m o
skiewskich zostali zmuszeni do p od
pisania podziału swej ojczyzny. Je d n ak honor Polaków uratow ał Tadeusz R e j
ta n , k tó ry n a kolanach błagał i zakli
nał, ab y nie opuszczali nieszczęśliwej Polski. A gdy głuchy był P olak na głos m ęstwa, cnotliw y R e jta n rzuca się pod nogi nieczułych braci. Tam jęcząc, krzyczy :
— „Żdepczcie mnie, kaleczcie mnie, kiedy ojczyznę gubicie44.
Po pierwszym rozbiorze Polacy le
piej jeszcze przejrzeli na oczy, poznali,
że już. już są n a d przepaścią i zginą
Stanowcza popraw a Polski ukazała się w K o n sty tu cy i 3 M aja. K on sty - tu cy a ta , pierwsza n a całym świecie, zawierała wiele dobrych uchwał, a jedno z najlepszych było to , że chłopa, k tó ry
dzieli pow staniem Kościuszkowskiem.
Tadeusz Kościuszko, chluba narodu polskiego, obrany naczelnikiem pow
stan ia, pierwszy zrozum iał, że siła stępnej bitwie pod Maciejowicami Kościuszko raniony dostał się do nie rozbiór Polski, upadek pow stania Kościuszkowskiego, wreszcie ostateczna u tra ta niepodległości głębokiem echem sm utku i bólu odbiły się niem al na całym narodzie. Polacy jednak nie stracili nadziei wyzwolenia. P otw o rzywszy legiony, walczyli przy boku Napoleona, pod piram idam i egipskie mi
*) 0 powstaniu Kościuszkowskiem piszem y na innem miejscu. (Przyp. Red.)
w zwycięskich pochodach przechodzili morza, góry, rzeki. Pochodom ich zawsze tow arzyszyła nadzieja wolno
ści, sądząc, że przy pom ocy Napoleona odzyskają upragnioną wolność. Lecz nadzieja ich nie ziściła się i nadarm o uwiedzeni słodkiem pochlebstwem N a poleona przelali morze krwi, walcząc pod obcem niebem za cudzą sprawę. kopalń uralskich i sybirskich, gdzie po kilkuletniej pracy z wycieńczenia wyziewali ducha. Srogie rządy cara, Moskale, spodziewając się powstania ze stro n y Polaków, wywieźli w głąb Rosyi cały zastęp młodzieży, pozbawia
jąc w ten sposób najlepszych obroń
ców ojczyzny, a powtóre nie wszyscy chłopi byli w tedy uświadomieni, bo nie wszystkim świecił kaganiec oświaty.
I t u po nadarem nych wysiłkach i więzienia pochwy tanym ipow stańcam i, zaroiły się szlaki od kibitek, wiozących skutych kajd anam i Polaków w zimne krainy Sybiru. Ziemie polskie opano
wała m artw ota, a zdała słychać było brzęk k a jd a n i świst nah ajek i jęki biczowanych. Miłościwa ręka batiuszki postanow iła ukrócić ,.dum ę Polaków “ , nie pozwalając budować polskich szkół, a wszystkie inne, jakie dotychczas kanclerz niemiecki Bism ark postaw ił sobie za cel wytępienie i wyrugowanie
wadzili niemieckie, zm uszając dzieci, b y odm aw iały pacierz w języku nie chlew y dla bydła i nierogacizny, nie p o zwalając n ato m iast budować mieszkań wosławie, to przechodzi ludzkie po
jęcie. K rzyw da! stokrotn a krzyw da nam się dzieje w chwili obecnej, a m y stoim y z założonemi rękam i i patrzym y bezmyślnie na męki prześladowanych.
Chyba Bóg nie pozwoli, b y nam w y
miec dzieci nam germanizował, z których stanie hufiec nasz, duch będzie nam
© fiąpldinira IpróISI^óW w Ipilnf®imIL
Małe, trwożliwe, o m iłym wyglądzie króliki, rozm nażając się nadzwyczaj szybko, czynią niesłychane spustosze
nia w lasach, ogrodach i na polach.
Z pierw otnej swej ojczyzny, z z a chodnich brzegów m orza Śródziemnego, przyw ędrow ały one w końcu średnio
wiecza do krajów na północy Alp położonych, stą d znalazły drogę za ocean, do północnej i środkowej Am e
ryk i oraz do A ustralii, a rozm
no-najczęściej nie prowadzą do celu. W N o
wej W alii adm inistracya w ydała w przeciągu dziesięciolecia 15 milionów koron, nie osiągnąwszy żadnego p ra wie rezu ltatu .
Mieszkańcy K alifornii również się nie mogą pozbyć plagi króliczej. T am tejsi farm erzy urządzają na króliki gro
m adne obławy, w których uczestniczą całe okolice. N a takie łowy staw iają się w sz y sc y : młodzi i starzy, kobiety
O bław a na k róliki.
żywszy się w ta m ty c h krajach, stały się plagą mieszkańców. K rólik jnż w p iąty m miesiącu jest zdolny do roz
m nażania się. Potom stw o jednej sa- micy, w ydającej siedm razy do roku po ośm m łodych, po czterech latach dochodzi do ilości milion 274 tysięcy 840 sztuk! M ożna sobie wyobrazić szkody, jakie wyrządzić mogą ta k mnożne stw orzenia. W Nowej Zelandyi i A ustralii niszczą doszczętnie pastw i
ska. Rozm aite sposoby walki z nimi K. R.
i dzieci. Obława uw ażana jest za n ie udaną, jeżeli nie padnie co najm niej 100.000 królików.
Łowy owe odbyw ają się w te n spo
sób. N a oznaczonem stanow isku z ja wia się około tysiąca osób, pieszo, na koniach, na wozach, wózkach, z psami, z trą b a m i i bębnam i najrozm aitszego rodzaju. W szyscy ustaw iają się w p ó ł
kole, o kilka kilom etrów od wielkiego ogrodzenia, do którego m ają być za
pędzane króliki i gdzie je m ają zabijać
oczekujący już ta m ludzie. Po u s ta wieniu się, przewodniczący daje znak.
W ówczas obława posuwa się naprzód z wielkim wrzaskiem, krzykiem i łosko
tem .
W szczyna się alarm nie do opisania.
Istn e piekło... Przerażone króliki tra c ą przytom ność. U ciekają najprzód dzie
siątkam i, potem setkam i, potem ty sią cam i. Łowcy posuw ają się zw artą ścia
ną, a końce linii półkolistej powoli zbli
żają się do siebie ta k , że króliki, nie mogąc się w ym knąć n a prawo ani na lewo, pędzą naoślep w pułapkę, gdzie giną pod ciosami czekających n a nie ludzi. Tego rodzaju walka z klęską wzbudza dreszcz zgrozy, a przytem poniża człowieka, w yrabiając w nim upodobania barbarzyńskie.
Kiedy niewoli przeszło lat trzydzieści, Naród do pracy nabrał nowych sił.
Przeląkł się carat, gdy go doszły wieści, Ze Polak pragnie, by w wolności żył.
W ięc czynowników rozesłał gromady, A by w kajdany zakuć polski lud. — N a polskiej ziemi wśród pląsów, biesiady Nie znali co znój — nie znali co tru d Zawisła groźna, silna ręka cara — Jęk uciśnionych rozległ się wśród chat;
Każdą myśl polską spotykała kara, O bfite żniwo zbierał krwawy kat.
I zgrzyt szubienic, pomęczonych jęki Rozbrzmiały echem aż po szczyty gór, Płynęły rzewne, bojowe piosenki;
Zaszumiał groźnie ciemny, polski bór.
Młodzieńcze roty — bólem przepełnione Powstały zgodnie, jak zbożowy łan, By oswobodzić niewinnie męczone, Ukoić bojem naród polski z ran.
Na polskiej ziemi rozległ się szczęk broni, Szare ugory zabarwiła krew;
A choć walczyli zwarcie dłoń przy dłoni, Zmogła ich przemoc, jak zarazy wiew.
Na bojowisku nowych mogił krzyże Zaświadczą kiedyś na dziejowy sąd, Zbrojnymi hufce zaroją się niże — W róg uznać musi popełniony błąd.
Z krwi męczenników i poległych kości W ynijdzie rycerz — wtedy zadrży wróg:
To będzie sędzia zbrodni i podłości, A godło jego to — „Polska i Bóg” . —
J. Jarmuła.
W cicjpęr n©cl
W majową, cichą, jasną noc W stępuje w duszę jakaś moc, Ąe nikną bole dawnych dni, Ze człek o szczęściu znowu śni*
Majowa, jasna, cicha noc Przynosi sercu taką moc, Ze wtedy cały świat Ukochać człekby rad!
W śród śpiewu ptasząt, wiosny Jasny się z nocy robi dzień, [tchnień O ciera człowiek z oczu łzy I nowe budzi w sercu sny!
A kiedy w nockę taką śnię, To kochać, kochać chcę...
O ! wtedy; wtedy cały świat, To dla mnie jeden wielki b rat!!
Przez jedną taką cichą noc Złość wszelką traci moc, Ze z niej zanika wszelki ślad, Miłości wschodzi kwiat...
O święć się, święć się, nocko ty!
Która osuszasz ludzkie łzy, Co siejesz blaski swe N a wszystko w świecie złe!
Roztaczaj szczęścia blask, Miłości wzniecaj brzask, Upiększaj sobą świat Do końca jego lat!!
A ntoni St. Bassara.
j ^ o l e ^ ł y m c x e ś ć ..
M Ł O D Y M Ę C Z E N N IK .
kropnę działy się rzeczy, p o d czas pierwszej rew olucyi fra n cuskiej. Ludzie zam ieniali się w krwiożercze zw ierzęta i z a pom inali o Bogu, kierując głównie nienawiść swoją ku wiernym sługom Kościoła, k u ty m księżom, k tó rzy przekonań swoich zmienić nie chcieli. Niezliczona liczba o- nych szlachetnych mężów, m usiała po nieść śmierć z ręki k a ta , i szczęśliwymi byli ci, k tó rzy zdołali ujść rą k rozbe
stw ionej tłuszczy. Ale byli to w ygnańcy, tu ła ją c y się od wsi do wsi, po lasach i k ry jów kach, k tó ry m nie szczędzono w p ra
wdzie p rzy tu łk u i pomocy, a k tó rzy pom im o to w padali w ręce ókrutnych wrogów.
Je d n y m z tak ic h bezdom nych t u łaczy by ł ksiądz D ry an t, k tó ry po długich w ędrówkach znalazł nareszcie p rzy tu łek w zam ku h rab in y Balles.
T u ta j w ypełniał w skrytości wszystkie swoje obowiązki duszpasterza i po
zyskał w k ró tk im czasie miłość i sza
cun ek całej okolicy. Owdowiała h ra bina kazała jeden jz pokoi zamienić n a kaplicę, ale ta k , ab y w przeciągu kilku m inut m ożna było wszystko usunąć, co kaplicę przypom inało ; było to koniecznem, ponieważ n ik t nie był pew nym przed szpiegami, i biada tym , k tó rzy pod swoim dachem pozwalali na odpraw ianie nabożeństw a lub prze
chowywali duchownych. H rabinę zaś ostrzeżono też już przed szpiegami.
I t a k zbliżały się św ięta Zielonych Św iątek i dzień, w k tó ry m jedyny syn h rab iny m iał przystąpić razem z kilku in n y m i chłopcam i do pierwszej K o m unii św. K siądz D ry a n t przygotow ał dziecko bardzo staran nie i uroczystość
t a °db y ła się z niezw ykłą powagą, wszyscy obecni mieli łzy w oczach i nigdy pewnie nie modlono się w tej kaplicy ta k gorąco, jak tego dnia.
Ale przy końcu nabożeństw a stało się coś nadzwyczajnego, — nagle bowiem otworzono gwałtownie drzw i i jeden ze służących wbiegł śmiertelnie blady do kaplicy.
— Id ą, idą, — w yjąkał bez tch u praw ie, — cała grom ada, z czerw >
nem i chorągw iam i i dobytem i sza
blam i.
H rab ina zadrżała, nie tracąc jednak przytom ności um ysłu, kazała czem- prędzej wynosić obrazy i uporządko
wać pokój ta k , ab y n ik t nie poznał, że się t u Msza św. odpraw iała. I za
ledwie wszystko ukończono, w padła zgraja rew olucyonistów pod przew o
dnictw em pewnego ślusarza, którego dziki wyraz tw arzy zdradzał aż n a d to wyraźnie jego c h a ra k te r i skłon
ności.
— W ydajcie nam księdza, — k rzy k n ą ł groźnie, stając przed hrabin ą z podniesioną pięścią.
— O kim to mówicie? — odrzekła h rab in a n a pozór spokojna,
— Przechow ujecie księdza w wa
szym dom u! N ieprzyjaciela Francyi, zdrajcę ojczyzny!
— Mylicie się obyw atelu! Z drajcy naszej ojczyzny nie przyjęłabym nigdy w mój dom!
H rab in a nie kłam ała, bo nieszczęśli
wi prześladow ani by li z pewnością lepszym i p a try o tam i niż owi okrutnicy, k tó rzy piękny i b o gaty k raj zam ie
niali w pustynię.
Ślusarz zdum iony, spojrzał n a nią, ale nie zadow alniał się tą . odpowiedzią,
kazał swoim tow arzyszom przeszukać Cały zamek.
Z dzikim okrzykiem radości rzucili się naprzód. Łam iąc kosztowne meble, niszcząc wszystko, co im w ręce wpadło, przetrząsnęli wszystkie k ą ty , lecz d a
cze więcej rozdrażniła srogiego zło
czyńcę. że biedny zatoczył się i u padł na ziemię.
— Gdzie ksiądz? Powiedz n a ty c h
Rewolucyoniści szaleli ze złości.
W szystkie meble w pokoju zostały
Chłopiec objął obraz swymi drobnym i ram ionam i i stan ął odważnie w jego opór rozwścieklił rewolucyonistów do najwyższego stopnia, jeden z nich
wagi i swego ukochanego nauczyciela od okrutnej śmierci, leżał teraz n a
cieszał ją zacny kapłan, — nie wszystko cyoniści zam ordowali chłopca dlatego, że by ł a ry sto k ra tą.
I nareszcie, po długich usiłowaniach, otw orzył m ały m ęczennik oczy i z w y
razem niewysłowionej miłości spojrzał n a hrabinę i na księdza. serca, ale jedno spojrzenie przekonało go, że chłopiec jest um ierający. Głuche
— Co to znaczy?— zawołała hrabina.
— Bewolucyoniści chcieli znieważyć obraz... i szukali ojca D ry anta, a ja...
nie pozwoliłem n a to.
Teraz zrozum iała hrabina wszystko, a ksiądz, w zruszony do głębi, padł na kolana i głośnym w ybuchnął p ła czem.
— Jesteś bohaterem i męczennikiem, rzekł uroczyście. budowane, w klasztorach zamieszkali znów zakonnicy i zakonnice, a księża wracali n a opustoszałe parafie. D a wniejsza bezbożność znikła zupełnie.
Pam ięć małego bohatera-m ęczennika nie zaginęła wcale, imię jego w ym a