• Nie Znaleziono Wyników

MÓJ POBYT W NIEWOLI ROSYJSKIEJ

W dokumencie Biblioteka Warszawska, 1912, T. 2 (Stron 26-81)

w roku 1812.

A u to r w sp o m n ie ń n in ie jsz y ch , S a m u el B o g u fa ł :T r a u g o tt) P e s z k e , u r o ­ d z ił się w B u d z is z y n ie , s to lic y Ł u ż y c sa sk ich , dn. 23 p a ź d z ie r n ik a 177!) r. D o s z k ó ł u c z ęszc za ł w m ieś c ie r o d zin n em o d 1790 d o 1798 r., p o c zem w s tą p ił do A k ad em ii w o js k o w o -le k a r sk ie j w D r e ź n ie , po k tó re j u k o ń czen iu , u d a ł się do Krfurtu d la u z u p e łn ie n ia w y k s z ta łc e n ia le k a r s k ie g o w ta m te js z y m u n iw e r s y te - Clei g d z ie te ż o tr z y m a ł d y p lo m d o k to r s k i. N a p o c z ą tk u 1802 r. w s t ą p ił do słu ż b y w o js k o w e j sa sk iej, ja k o ch iru rg , a p o z o sta ją c w niej 9'/* roku, d o s łu ż y ł S1(i sto p n ia s ta r s z e g o ch iru rg a ( O b e rm in d a rz t). S łu ż ą c w w'ojsku sa sk iem , b rał u d zia ł w b itw a c h p od J e n ą , R a ty s b o n ą , E ss lin g ie m i W a g ra m em . Z w o ln io n y od o b o w ią z k ó w w S a k so n ii, m ia n o w a n y z o s ta ł 18 m aja 1811 r. najpierw ' szta b s- ch iru rg iem , n ie b a w e m , 29 sierp n ia t. r., u rz ęd n ik iem z d r o w ia k la sy p ie rw sz ej w p u łk u 10-tym ja z d y w o js k K s ię s tw a W a r sz a w sk ie g o , c z y li z ło ty c h h u za ró w , p od d o w ó d z tw e m U m iń s k ieg o . W r. 1812 w y r u s z y ł z e sw y m p u łk iem do R o- sy i, u c z e s tn ic z y ł w b itw a c h p od S m o le ń sk ie m i M ożajsk iem , w te j o sta tn ie j liy ł c ię ż k o k o n tu z y o w a n y w p iersi o d ła m k ie m g ra n a tu . P o z a jęc iu M osk w y, w y w a b io n y p o d s tę p n ie za m ia sto , d o s ta ł się d o n ie w o li r o sy jsk ie j w raz z o f i­

ceram i p o lsk im i, M aliń sk im i R o e d e r e m , i p r z e b y ł w n iej d o m aja 1813 r.

* W y g o d y s w o je o p isa ł w p a m ię tn ik u n in ie jsz y m . O d sta w io n y p rz ez w ła d z e w o js k o w e r o sy jsk ie do B ia łe g o s to k u i o d d a n y p o d ro zk a zy o ficera s a s k ieg o , s to ją c e g o na c z e le j e ń c ó w sa sk ich p o w ra c a ją cy c h do o jc z y z n y , p o m im o p r o ­ te s tu , zm u sz o n y b y ł ud ać s ię do P ło c k a , g d z ie p r z ed w o jn ą p u łk j e g o s t a ł za-

*(l^ą. J’am o ś w ia d c z y ł sta n o w c z o , ż e d alej n ie p ó jd z ie , p o c z u w a ją c się d o obow ią zk u n ie o p u sz cz a n ia kraju, w k tó r e g o słu ż b ie p o z o s ta w a ł. Z n a la z łsz y w P ło ck u p o p a rc ie d a w n y c h z n a jo m y ch oraz w ła d z m iejsco w y c h , z a ją ł się p ra k ty k ą lek a rsk ą . N a s tę p n ie p e łn ił z a stę p c z o o b o w ią z k i fiz y k a p o w ia to w e g o

" *J'Pn*e. P o u s ta n o w ie n iu K r ó le s tw a P o ls k ie g o , n ie m ając za m ia ru słu ż e n ia nad al w w o jsk u , p o d a ł s ię d o d y m isy i, a o tr z y m a w s z y j ą 9 lis to p a d a 1816 r., w s tą p ił d o słu ż b y c y w iln e j; o d 1 g r u d n ia 1817 r. d o 31 p a ź d z iern ik a 1834 r.

2 4 MÓJ POBYT W NIEW OLI R O SY JSK IE J.

p e łn ił o b o w ią z k i lek a r z a o b w o d o w e g o w P ło c k u , g d z ie ż y c ia d o k o n a ł 21 p a ź ­ d z ier n ik a 1837 r. S a s z p o c h o d zen ia , s z c z e r z e i g o r ą c o p r z y w ią z a ł s ię d o P o l­

sk i, s y n o w ie j e g o b y li j u ż P o la k a m i, j e d e n b ra ł c z y n n y u d z ia ł w p o w sta n iu 1863 roku.

R ę k o p is p a m ię tn ik a , sk r e ś lo n y w j ę z y k u n ie m ie ck im , zn a jd u je s ię w p o ­ sia d a n iu w n u k a autora, d-ra J ó z e fa P e s z k e g o , k tó r y te ż d o k o n a ł p r z ek ła d u na j ę z y k p o lsk i. W w y d a n iu n iu ie jsz e m p o m ie sz c z o n o w s p o m n ie n ia z p o b y tu autora w n ie w o li.

W pobliżu m iasteczka, k t ó r e g o n a z w a w y s z ła mi z pamięci, k i lk a p u łk ó w ja z d y , n ależących do s t r a ż y przed n iej W ielk iej A r ­ mii, o drz uconych zo stało przez n ie p rz y ja c ie la i doznało s t r a t d o ­ tk liw y c h . P u łk 10-y j a z d y , czyli h u z a ró w złotych, b ęd ą cy pod d o w ó d z tw e m p u łk o w n ik a U m ińskiego, poniósł w s z w a d ro n a c h sw y ch niejeden u b y te k bolesny, a liczba ra n io n y c h dość w ielka p rz y s p o rz y ła mi p ra c y n ie m a ło ; pod o p iek ą c h i r u r g a mego, Cel­

l a r e g o , 1) o desłałem ich n a t y ł y do W itebska.

W końcu i mnie sam eg o opadło w ielkie w y c z e rp a n ie sil ; do­

stałem k u rc z ó w w obu nogach do t e g o stopnia, że nie b y łem w m ożności usiedzieć dłużej na koniu. M usiałem p ozostać w ę wsi opuszczonej i spustoszonej, w k tó rej z n a jd o w a ł się w sz a k ż e jes zc ze d w ó r w stanie dość d obrym , a b y w nim zam ieszkać. K o ­

nie moje i pow óz zn a la z ły tam dla siebie pom ieszczenie aż n ad to d o statec zn e, a słu żb a w y n a la z ła t e ż w n e t dosyć ow sa i siana.

N a z a ju trz n adciągnęli żo łnierze fran cu scy i kazali sobie p o k az ać w s z y s tk ie pokoje we dw orze, pow iada ją c, że za dni k ilk a nadje- dzie g e n e ra ł, k t ó r y chce tu stanąć k w a te rą . O p ro w a d z a ł ich po d w o rz e j a k i ś je g o m o ś ć , u t rz y m u ją c y , żc j e s t rz ą d c ą te g o m ajątk u . Ten, m ów iący p ły n n ie po fran cu sk u i po niem iecku, bard zo mi się nie p o d o b ał; z a ch o w a n ie się j e g o było j a k i e ś n ie p e w n e i c h w ie j­

ne, a w oczach j e g o d o s trz e g a łe m b łyski fałszyw ości. C hociaż ten c z łow ie k ze m n ą r o z m a w ia ł w iele i często, j e d n a k ż e n i g d y od niego dow iedzieć się nie mogłem , do kogo w ła śc iw ie należ y ma-, j a t e k , w k tó r y m się chw ilow o znajd o w ałem , j a k i e n az w isk o i t y ­

t u ł y właściciela. N a w s z y s tk ie p y ta n ia o d p o w ia d a ł mi w y k r ę t ­ nie, z b y w a ją c n i c z e m ; w y d a w a ł mi się być s zpiegiem , a może

') S ta n is ła w , u r z ęd n ik z d r o w ia k la sy 3 -ej, m ian . 12 p a żd z. 180!) r.

MÓ.T PORYT W NIEW OLI ROSY.TSKTE.T. 2 5

być, że i on to samo o innie m yślał. N ie p rz y ja c ie la s w eg o z a u ­ faniem d arzy ć nie należ y — w y b a cza ć mu można.

Żyw ności dla nas b r a k u nie było, bo mój Woźnica, n ie ja k i S chm ider z O strow a , b y ł y żołnierz pruski, j a k w y ż e ł istny, um iał w y tro p ić w szystko. D onió sł mi też trz e c ie g o dnia, że w lesie poblizkim g ro m ad z i się siła ludzi, u zb ro jo n y c h w piki i d r ą ­ gi, utrzyinywrał też, iż d o s tr z e g ł chłopów, zbrojnych w siekiery J pałki, m yszk u jąc y ch we wsi. G d y m o to w sz y stk o wry p y ty w a ć zaczął p a n a rządcę, drab ten, n a ło ż y w s z y m ask ę obłudną, chciał czujność m ą uśpić. W idocznie m yślał, że ja , będą c chorym , m e będę m ógł nic p rz ed sięw z ią ć prz e c iw j e g o zam ysłom dyabel- skim. P rz e lic z y ł się je d n a k . O s trz e g łe m z a ra z ż o łn ie r z y f r a n ­ cuskich, kaz ałem n a ty c h m i a s t siodłać konie i z a p rz ą d z pow óz 1 sam w siodło skoczyłem . W oź n ic y z pow ozem k a z a łe m w rócić S1ę do W ite b s k a , prz e c iw czemu p ro te s to w a ł, n a sposób pruski, klnąc, j a k poganin, ale k ilk a uderzeń płazem p ałasz a nauc zy ło go rozum u i zm usiło do posłu szeń stw a . Ze s ta je n n y m sw ym , ułanem rosyjskim , z b ie g ły m z szeregów , p o k łu s ó w a łe m naprzód. L ed w o u jecha w szy z pół mili zn alazłem się na m iejscu w zniesionem , gdyni u jrz a ł tłu m ludzi w y p a d a ją c y z lasu i b ieg n ąc y z ry k ie m i k r z y ­ kiem ku wsi. B a n d a ludzi dzikich c h y b a nie m o g ła b y b y ć więcej rozjuszona od tego tłum u. W oźnicę sw ego m iałem za z g u b io n e ­ go, ale w d u s z y śm iałem się z w ściekłości t y c h ludzi i, d a w sz y ostrogi gniad o szo w i, popędziłem d ro g ą p rz ed s iebie; o b a w a p ę ­ dziła m nie naprzód, a s ta j e n n y śpieszył, dysząc, za mną. T a k dojechaliśm y do m ieściny najbliższej, g d z ie spodziew ałem się za­

stać naszych. Ż ydzi o b stąpili nas, gap iąc się.

P u łk o w n ik a m ego ż p u łk ie m nie z a sta łe m j u ż w m iasteczku;

ko rp u s j u ż od dni kilku zm ienił b y ł za jm o w a n e stan o w isk a. Czyż p u łk o w n ik nie b y ł b y p ow inien za w iad o m ić m nie o tej z m i a n i e ? 1)

L e k a rz wro jsk o w y d o p ó ty cieszy się czcią i uznaniem , póki j e s t czynny. N a nim ciąż y obow iąz ek t ro s z c z e n ia się o ra n io n y c h

‘) Mój p u łk o w n ik U m iń sk i, w y c h o w a u ie c s z k o ły w o js k o w e j p ru sk iej, n ie ż y w ił w d z ię c z n o ś c i d la m istr z ó w sw y c h , p r z e c iw n ie , z d u sz y N ie m c ó w n ie n a w id z ił. B y} to w o jo w n ik w y b o r n y , o d w a ż n y aż do sz a leń stw a , a le serca d o b re g o n ie m iał. P e w n o b ę d z ie m u się je s z c z e ź le d z ia ło , a le j a B o g a p ro ­ sz ę, a b y się u s p o s o b ie n ie j e g o z m ie n iło , o ra z a b y o s ią g n ą ł sp o k ó j i sz c zę śc ie . ł ‘ Z yp.du tora. (Jan N e p o m u ce n U m iń sk i p u łk ie m d o w o d z ił od d. 21 lip ca r. 180!), g e n . b ry g . z o s ta ł d. 3 lu t e g o r. 1 Ś 1 3 ; d y m is y ę o tr z y m a ł d. 3 g r u d n ia r. 181"), por. A sk e n a z y , Ł u k a siń sk i 11, passim ).

•26 MÓ,T POBYT W NIEW OLI R O SY JSK IEJ.

i ch o ry ch swoich o ra z przez n ie p rz y ja c ie la p o rz uconych, a speł­

n iając o b o w iąz ek ten, n a r a ż a n a s z w a n k i z d ro w ie i życie. N a ­ g ro d ę za to z n a jd u je w d uszy w łasn e j, bliźn ieg o m iłu ją c e j; ale jeże li z a ch o ru je sam, lub r a n ę otrz y m a , p o z o s ta w ia się go n a ła s ­

ce O pa trzności.

Ż y d z i w owej m ieścinie— zdaje mi się, że z w a ła się R u d k a — m ieszka ńcy j e g o je d y n i, otoczyli mnie i m ojego s t a je n n e g o do­

koła, p rz y g lą d a ją c nam się ciekaw ie. Od n ic h niczego więcej do­

wiedzieć się nie mogłem, ty le tylko, że k o rp u s od dw óch dni s t r o ­ ny te opuścił i że w okolicy w a łę sa się t e ra z k ilk a p u łk ó w k o ­ zackich. A c zkolw iek t y m opow ieściom ż y d o w sk im wiai'y zupełnej nie in o /n a było daw ać, to je d n a k ż e prz eb ieg d o t y c h c z a so w y w y ­ p r a w y tera źn iejsze j w y ro b ił we mnie to prz e św ia d c z e n ie , iż kozak rzecz y w iście j e s t p r a w d z i w y m w szędobylskim .

W Rosyi, a raczej na L itw ie, ogół ż y d o w sk i j e s t g a łę z ią z w y r o d n ia łą szczepu izra elskiego. N apoleon m iał z nich s z p ie g ó w n a jw y b o rn ie jsz y c h podczas pochodu sw e g o na M oskwę, ale p o d ­ czas o d w ro tu słu ży li złotu rosy jsk iem u . W ilno może być p r z y ­ k ład em ich z d ra d n e j niegodziw ości.

O b ra łe m d ro g ę k u S m oleńskow i, a od w ra c a ją c y c h ż o łn ierzy ra n n y c h dow ied z ia łem się, że p ra w d o p o d o b n ie j u ż cały korpus nasz pod m iastem tem stoi z g ro m a d zo n y . S u m ie n ie m ego s ta j e n ­ n ego w s t r z ą s a ł wielce n iepokojąco p o p ełniony g rz e c h z b ie g o s tw a z pod c h o rą g w i. W p ra w o i w lew o o g lą d a ł się w ciąż okiem wry strasz o n em , a z za k a ż d e g o d rz e w a z d a w a ł a m u się w y c h y la ć pik a kozacka. C zęsto m u siałem sam czuw ać n ad końmi, a zaw sze p ro w a d zić j e do napojenia. Z a nic w św iecie ułan mój nie chciał nocow ać w e wsi. C ierpliw ością, p o błażliw ośc ią , a p rz e d e w s z y s t- kicm p o g ró ż k a m i p o w s trz y m y w a ć mi p rz y szło te g o cz ło w ie k a od ponow n e g o z b i e g o s t w a ; bez n iego b y łb y m zu p e łn ie opuszczony.

N a k o n ie c po dw óch d n iach u jrz a łe m ro z m a ite o d d ziały w o j ­ ska. D r o g a zaczę ła się o ż y w ia ć ; sporo r a n io n y c h w lokło się nią, ale od n ik o g o dow iedz ie ć się nie m ogłem , g d z ie mi szu k a ć t r z e ­ ba s w e g o pu łk u h u za rs k ieg o . N a k o n ie c od g e n e ra ła M o n tb ru n a o trz y m a łe m w iadom ość pew n ą, że pułk mój nie stoi w cale pod S m oleńskiem , lecz że k az an o mu w rócić się do W itebska , bo tam kozacy niepokoili obłogi, za w ojskiem ciągnące. A d j u t a n t te g o g e n e ra ła , k a p ita n R a d o ń s k i,') z n asz eg o pułku, p o ra d z ił mi, albo

') A d alm ar R a d o ń sk i, k tó r y p ie r w o t n ie b y ł k a p ita n em p u łk u lfi-o p ie ­ c h o ty g a l. fr., d o p. lO-o ja z d y n a le ż a ł o d dn. 6 k w ie tn ia r. 1810, sz e fe m s z w a ­ d ron u z o s ta ł dn. 18 s ty c z n ia r. 1813.

MÓJ POBYT W N IEW O LI R O SY JSK IEJ. 27 pozostać t u p rz y s ztab ie gen e raln y m , albo ty m cza so w o ud ać się do 6-go pułku ułanów , bo w czoraj p u łk o w n ik P ą g o w s k i ‘) u s k a r ­ ż a ł się na to, że j e g o lek arz p u łk o w y odbieg ł od wojska. Z a s t o ­ sowałem się do d ru g ie j z ty c h ra d i pokłusowTałem do wojska.

Z am e ldow ałem się księciu P o n ia to w sk ie m u , z k tó ry m od podróży je g o d rezdeńskiej j u ż się nie w id z ia łe m ; p rz y ją ł m nie bardzo ł a s ­ k aw ie i p o chw alił za m ia r mój u d a n ia się do 6-go p u ł k u ułanów . N a stępnie złożyłem sw e usza n o w an ie c h iru rg o w i n aczelnem u wojsk naszych, L a f o n ta in o w i,2) k t ó r y u cieszył się, w idzą c mnie zd ro w y m 1 całym , i n a ty c h m ia s t k a z a ł w y g o to w a ć rozkaz, p rz ezn a cza ją cy mnie do p u łk u ułańskiego.

Co p r a w d a p u łk o w n ik P ą g o w s k i b y łb y m nie m ógł u ra czy ć p o rz ą d n ą w ieczerzą, gdym mu t a k p r z y b y ł na rękę, bo pułk j e g o by ł bez ch iru rg a. L e k a rz j e g o p u łk o w y , Weichholz, je ź d z i ł sobie tym czasem n ajw y g o d n ie j powozem , zap rzę żo n y m w p arę o g ro m ­ nych koni m eklem burskich, g d zieś daleko p rz y ta b o ra c h w o jsk o ­ wych. J e s t to, co praw’da, s p ek u lac y a wcale niezła. Z dała od nie­

b e z p ie cze ń stw a w szelkiego lepiej cz uw ać m ożna nad tein, co się j u ż ma, no i p rz y sp o rz y ć sobie m ożna j e s z c z e m ienia, bo d z ia ła l­

ność le k a r z a w o jsk o w e g o n a t y ła c h w o js k a zaw sze j e s t k o r z y s t ­ niejsza dla niego. P u łk o w n ik P ą g o w s k i sam też b y ł chory, w ięc nie dziw, że o mera p rz y ję c iu nie pom yślał.

Smoleńsk, tę n ib y tw ie r d z ę nad D nieprem , od p o łu d n ia i od w schodu o k r ą ż a ły w o js k a fraucuskie, a ze w s z y s tk ic h r o z p o rz ą ­ dzeń, w y d a n y c h przez Napoleona, w n io sk o w ać było m ożna z p e w ­ nością, że R o sy a n ie tu n akoniec zechcą się z nam i ze trzeć p o w a ż ­ niej. A r t y l e r y a p olska p o d su n ęła się blizko pod m ia sto ; ró w n ie ż w s z y s tk ie pułki polskie sk u p iły się, g o tu ją c do w alki strasz liw e j 1 zło ży ły też dow o d y n ie u s tra s z o n e g o m ęstw a. D n i a d ru g ie g o Smoleńsk s ta n ą ł w płom ieniach, a R o sy an ie, uchodząc, p o z o s t a ­ wili nam k u p ę popiołu i gruzu. S t r a t y nasze b y ły w ielkie,

nie-’) M ichał P ą g o w s k i, dn. 20 m arca r. 1810 z m ajora p o s u n ię ty na p u łk o w ­ nik a, d o s ta ł s ię d o n ie w o li r o sy jsk ie j w M ińsku dn. 18 lis to p a d a r. 1812. P r z e z W . K s. K o n s ta n te g o w y k r e ś lo n y z lis t y w o js k a poi. dn. 29 k w ie tn ia r. 1816.

’) L e o p o ld L a fo n ta in e , ur. w r. 1756 w B ib er, w S z w a b ii, b y ł n ajp rzód lek a rz em w w o jsk u a u str., o d 1787 r. lek a rz em n a d w . S ta n is ła w a A u g u s ta , od 17 c z e r w c a 1807 r. p r o to c h ir u r g w o js k K s. W arsz., in sp e k to r g e n . sz p ita li w o jsk , a u to r k ilk u prac z za k resu m e d y c y n y , p isa! r ó w n ie ż „o z d a tn o ś ci f i ­ z y c z n e j p o ls k ie g o ż o łn ie r z a d o sta n u w o j s k o w e g o 11, z m a rł 12 g ru d n . 1812 r.

w n ie w o li ros. w M o h y lo w ie ; por. E n c y k l. O rg. X V I, 621, G ą sio r o w sk i, Z b iór w ia d o m o ś c i d o h ist. sz t. lek . III, IV pass., K o śm iń sk i, S ło w n ik lek . p oi., 261.

2 8 MÓJ POBYT W N IEW O LI R O SY JSK IE J.

przy ja cielsk ie znacznie większe* Setki ra n io n y c h z g in ę ły śm ier­

cią s t r a s z liw ą w płom ieniach. ') N a zgliszczach tych doznałem radości, s p o tk a w s z y się z p rz y ja cielem i ro d a k ie m swym , lek arzem sz ta b o w y m S z w e n c k i m ;2) s p o tk a n ie w śró d n ęd z y i k rw i ludzkiej.

P u łk o w n ik P ą g o w s k i m u siał zdać d o w ó d z tw o p u łk u m a jo ro ­ wi, poniew aż z g o d z in ą k aż d ą słab ł coraz bardziej, cierpiąc na b ard zo u p o rc z y w ą biegunkę. P o d p u łk o w n ik O b o r s k i 8) by ł daleko z tab o ra m i i s k rz ę tn ie u w ij a ł się około w y s z u k a n ia sobie sm acz­

nej w ieczerzy. P o czc iw ie c te n m iał w z r o k n ad z w y cz aj k ró tk i, a chociaż w P ło c k u bez o k u la ró w um iał o d k ry ć p o w a b y niejakiej pani F r e y t a g o w e j , to j e d n a k wydziwrić się nie mogę, j a k i m spo­

sobem, n a w e t w o k u lara ch , m ó g ł zn aleźć d ro g ę aż do S moleńska.

N iejeden naoślep b ieg n ie do szczęścia lub nieszczęścia.

W S m oleńsku nie było nic w idać, je n o ludzi pokaleczonych, b ła g a ją c y c h o pom oc w śród zw alisk. R o sy a n ie pozostaw ili w ie l­

ką ilość s w y c h rannych. Z pośpiechem j a k n a jw i ę k s z y m domy, j a k o t a k o n a d a ją c e się do teg o , p r z e k s z ta łc a n o na la z a re ty .

R o s y a n ie w idocz nie w p o śpiechu w ielkim uszli ze S m oleń­

ska, g d y ż p o zo staw ili za sobą m n ó stw o w o z ó w z a m u n ic y ą i ż y w ­ nością dla ludzi i koni, co nam pogoń w ielce u tru d n ia ło . Może postąpili t a k um yślnie, a b y nam d ro g ę zagrodzić. W ojsko nasze z w y k le sunęło n a p rz ó d bard zo pośpiesznie. N iep rzy jacie l, cofając się, m usiał przejść przez t. zw. Dolinę św iętą, w ięc bardzo ł a tw o m o g ły g o ta m sp o tk a ć p rz y k ro ści bard zo d o tkliw e. Ale p onie­

w a ż im przecie o to chodziło, a b y nam sz k o d y p rz yczynić, to czem u na w y ż y n ach , o tacz ając y ch dolinę, nie u s ta w ili k ilku ba- te ry i, b y lib y nam w te n sposób znieść mogli ludu niem ało. Nie znam się w p ra w d z ie n a t a k t y c e w o jenne j, ale to rzec m ogę, że R osyanie p o stąp ili sobie b ard z o m ądrze, nie z a ta c z a ją c dział sw ych, z k tó ry ch kula i mnie b y ł a b y może łeb u r w a ł a , bo nasz pułk ułański pod w o d z ą dzielnego m a j o r a 4) z t a k ą ch yż ością prz elecia ł przez tę dolinę, j a k b y j u ż w p r o s t do M o sk w y m iał dojechać.

A le o d tą d pochód n asz od S m o le ń sk a aż pod M ożajsk p o su ­ w a ł się w olno naprzód. K ro k k a ż d y nieom al t r z e b a b y ło o k u p y ­ wać k rw ią , a nie b y ło ani je d n e j nocy, u życzającej w y p o c z y n k u

') 17 i 18 sierp n ia 1812 r.

*) F r y d e r y k B o g u m ił, urz. zdr. k la sy I-ej od 29 sie rp n . 1811 r.

’ ) K a z im ie r z O b orski, s z e f szw a d ro n u , (i-go p u łk u u ła n ó w o d 18 lip ca 1810 r., u w o ln io n y z e słu ż b y d n ią 14 k w ie t n ia r. 1813.

4) B y ł n im T a d e u s z S u c h o r z e w s k i od dn. !l p a ź d z ie r n ik a 180!) r.

\

MÓJ POBYT W NIEW OLI R O SY JSK IEJ. 2 9 stru d z o n e m u wojsku. H a ła s y ciągłe i n a p a d y częste lekkich od- działkówr ro s y js k ic h spać nie d a w a ł y ludziom ani w ypocząć k o ­ niom. J e ż e l i R o s y a w w ojnie tej rzecz y w iście p rz y ję ła za s p o ­ sób d z ia ła n ia niszczenie u staw icz n e w ła s n e g o k r a ju i cofanie się bez k o ń ca— a t a k m nie z a p e w n ia ł pew ie n r a n n y oficer r o s y js k i—

to, w e d łu g mych ogra n ic zo n y ch pojęć, sądzę, że p lan po lity c zn y te g o ro d z aju n ie w ą tp liw ie p o p rzedzało poczucie słabości własnej albo też s trac hu. S trach i słabość zaw sze c h o d z ą w parze, a j e ­ dno w y t w a r z a drugie. Ale czyż p o tę g a R osyi n a p rz ó d nie była lepiej rzeczy św ia d o m a ?

O milę n a w schód od M ożajska ro z k aza n o p u łk o w i 6-m u u ł a ­ nów rozłożyć się w z a g a jn ik u brzozow yin. P u łk o w n ik P ą g o w s k i hył bardzo zm ęczony; k aż d y z j e g o oficerów p rz y n o sił mu co m ó g ł dla p o k rz e p ie n ia ; i mnie się poszczęściło u k ra ś ć k ilk a ja j , k t ó ­ re chorem u sm a k o w a ły w y bornie . B y ł a to p ie rw s z a k ra d z ie ż po­

pełniona przezem nie podczas mej 18-letniej słu żb y w ojsk o w ej, ale dla c z ło w ie k a ta k ie g o , j a k nasz p u łk o w n ik , byłb y m c h ę tn ie razem 1 ku rę u k ra d ł. D la ż o łn ie rz a w polu i k ra d zież nie ra z b y w a ś ro d ­ kiem ocalającym i zbaw czym , a w kodeksie k a rn y m nie m asz p a ­ ra g ra fu cz y n y t a k ie za b ra n ia ją c e g o .

N a z a j u t r z w ieczorem sp o ż y w a liśm y w ła ś n ie w k ó łk u prz y - ja z n e m sw ą a rc y -sk ro m n ą wieczerzę, g d y w tem n a d je c h a ł p u łk o w ­ nik Um iński z a d j u t a n t e m sw ym , W a l e w s k i m , ') i z a ż ą d a ł m ego pow rotu. Od księcia się dow iedział, że żyję jeszcze. P o m ię d z y .

°bu p u łk o w n ik a m i o m oją osobę o m ało nie doszło do z a ta r g u p o w ażniejszego, co widząc, p o stan o w iłem d o b ro w o ln ie po w ró c ić na d aw n ie js z e s ta n o w is k o ; poczem wobec w s z y s tk ic h z g r o m a d z o ­ nych o fice rów p u łk o w n ik U m iński dal słowo, że mnie do k rz y ż a p rz e d sta w i. P u łk o w n ik a P ą g o w s k i e g o opuszc załem bardzo n ie ­ chętnie, ze łzam i w oczach p o że g n ałem się z nim, bo w sercu m iałem przeczucie, że te g o za cnego c z ło w ie k a j u ż n ig d y nie zobaczę.

P u łk o w n ik P ą g o w s k i by ł cz łow ie kiem bardzo w y k s z ta łc o ­ nym

i

n ap e w n o je d n y m z n a jsz la c h e tn ie js z y c h oficerów n asz eg o w ojska. O m ęstw ie j e g o , okaz an em na czele pułku, ś w ia d c z y ły liczne d o w o d y podczas w y p r a w y niniejszej, a d u ch a s w eg o

umiał

z a w s z e n a tc h n ą ć i sw em u pułkow i. C zęsto podziw iałe m jego s p o ­ kój, n a w e t w ted y , g d y s t a ł z u łan am i w najn ieb e zp iecz n ie jszem miejscu szy k u bojow ego. W p o dziw w ię k s z y je s z c z e w p r a w i a ła

') P r a w d o p o d o b n ie M ichał, k a p ita n o d dn. In c z e r w c a 1810 r

3 0 MÓJ POBYT W NTEWOŁT R O SY JSK IEJ.

t r o s k a j e g o o bezp ie cze ń stw o p u łk u ; s t a r a ł się za w s z e u staw ić g o tak, aby, o ile ty lk o się dało, nie n a ra ż a ć g o na s t r a t y nie konieczne. T a k i e p o s tę p o w a n ie d o w ó d c y w y m a g a ro z u m u nie m a ­ ło, ab y go na złe nie tłóm aczono.

U c ie szyłem się bardzo, g d y m w pułku h u z a rs k im s p o tk ał znów p rz y ja c ie la sw ego, c h i r u r g a C ellare g o , od k tó r e g o się też d ow ied z ia łem , że mój w o ź n ic a w ra z z pow ozem p r z e d o s ta ł się szczęśliw ie do W ite b s k a i że się -o b e c n ie zn a jd u je w ta b o rz e n a ­ szego pułku. U p ie ra ł się w p ra w d z ie przy tem , ab y go w W ite b ­ sku p o z ostaw iono, ale za ró w n o sam pułk o w n ik , j a k i C ellary, umieli zm usić go do p o zo stan ia p r z y pułku. P ra w d o p o d o b n ie mój s ta r y P r u s a k o b ło w ił się nieźle, k ra d n ą c i ra b u ją c, i chciał wycofać się z łupem w miejsce bezpieczne. W s z y s tk im ł o t r ów r o z p o w iad ał, że z w sze lk ą p ew n o śc ią j u ż nie żyję i że w s z y s t ­ ko, co po m nie zostało, do n iego należy.

N a uczciw ość s łu żb y podczas w o jn y nic liczyć nie m ożna;

ludzie t a c y p o c z u w a ją się do o b o w ią z k u i w ierności t y lk o w te d y , g d y się panom ich w iedzie dobrze.

Że R o s y an ie tu pod M ożajskiem n areszc ie s t a w i ą n am opór p o w a żn y , w n io sk o w ać m ożna było ze s ta n o w isk przez nich z a ję ­ tych, oraz z p rz y g o to w a ń , czyn io n y c h po naszej stronie. W ich śro d k u ś c ią g a ły się liczne k o lu m n y p iechoty, a w s z y s tk ie ich ba- te r y e b y ły ro z sta w io n e bard zo d la nich korz y stn ie. P r z y p a t r z y w ­ szy się do woli w s z y s tk im ty m ruchom i s ta n o w isk o m rosyjskim , o bejrz ałem się w ty ł na naszych, a w te d y o g a r n ę ł a innie obaw a, czy aby tu nie z a a w iz u ją N apole o n o w i p a sz p o rtu na d ro g ę p o ­ w ro tn ą .

N a z a j u tr z p ra w e s k rz y d ło n iep rz y ja c ie ls k ie w y su n ęło się n a ­ przód ku w o jsk o m naszym , sto ją c y m na lewo, a n a t a r c ie było tak silne, że zm usiło nas do cofnięcia się. P r z y s p o tk a n iu te m R o ­ sy an ie bard zo um ie ję tn ie p o słu g iw a li się b a t e r y a m i ; a n a w e t g d y j u ż noc z a p a d ła z a s y p y w a li kulam i dość d łu g o n asze biwaki.

K ula d ziałow a, chociażby n a w e t n ie w ie lk ie g o kalibru, jeżeli blizko c z ło w ie k a przeleci, p o ra ż a za w sze n e r w y n a chwilę. Z w a ­ ży w sz y stan układ u nerwro w ego żo łn ie rz a j u ż w ycie ń czo n e g o d ł u ­ gim t ru d e m w o jen n y m , głodem i obaw ą, czyż n ie ła tw o pojąć, j a k z g u b n ie to działa ć musi n a j e g o n e r w y ? G d y t u ż obok t a k i e g o cz ło w ie k a padnie kula działow a, to p ytam , czy ro z trą c o n e pow ie­

trz e łub ta rc ie się o nie pocisku nie może s ta ć się niebezpiecznem dla w łókien n e r w o w y c h ? O czyw iście, że ta k ie s trz a ły , m iażdżące j a k o b y członki, są tw ie rd z e n ia m i czczemi, zaliczonem i o d d a w n a

do b a je k żołnierskich.

Mrt.T POBYT W NIEW OLI R.OSY.1SK1E.T. 31 S ta j e n n y mój, zb ie g rosyjski, o b aw ia ł się widocznie, że zo­

s ta n ie m y pobici na głow ę, g d y ż umknął. Żal mi ty lk o było u t r a ­ conego konia.

C hociaż w tej p o trze b ie s t r a t y nasze nie b y ł y wielkie, j e d ­ nakże i m a ły u b y te k s t a w a ł się d o tk liw y m , p o n ie w a ż nie mieliś- my j u ż w iele do strac en ia. P u łk nasz hu za rsk i s k ła d a ł się z 4-ch szw a d ro n ó w niezupełnych. D la mnie było rzeczą w p r o s t n iep o ­ ję tą , g d y m ujrzał, że ani je d e n z oficerów nasz ego p u łk u nie b y ł ozdobiony krzyżem , g d y tym czasem w 6-ym pułk u u łanów , j u ż wtedy, g d y m do pułk u te g o się przyłączył, nieom al w sz y s c y ofi­

cerow ie byli u dekorow ani. P od W itebskiem k rz y że podobno pa- d ały j a k (j eszczj a niejednem u d o p ra w d y tru d n o b yło odgadnąć, Za j a k i e m ianow icie odznaczenie o rd e r otrzy m a ł. J u ż później

°P o w iad an o mi, że pew ie n p u łk o w n ik p isarz ow i sw em u p o d y k t o ­ w a ł n a z w isk a oficerów, m ając ych być p r z e d s ta w io n y m i ce sarz o w i

" a k a n d y d a tó w do Legii hon o ro w e j; n a końcu spisu te g o u m i e ś ­ c i p isarz n az w isk o w łasn e i — d o s ta ł k rz y ż n a r ó w n i z innym i.

D n ia n a s tę p n e g o na sta n o w isk a c h w y s u n ię ty c h doszło w praw r- (|zie do kilku s ta rć drobnych, ale w ogóle p a n o w a ł spokój, leże­

liśmy więc dokoła s w y ch ognisk. N a s ta n o w is k a c h rosy jsk ich widać było ruch n ie u s ta n n y ; N apoleon nie p ró ż n o w a ł ró w n ie ż : ściąga ł do siebie w sz y s tk ie nieco dalsze o d d z ia ły w ojsk, u s t a w i a ł

•'aterye. Noc przed b i t w ą —n i g d y j e j nie z a p o m n ę —r o z e s ła ła nad

»aszym obozem ciszę g ro b o w ą . L ud zie i konie byli p o g rą ż e n i We śnie ta k kam iennym , j a k g d y b y chcieli snu o s ta t n i e g o do cna użyć. Ani głód, ani chłód nocy w e śnie im nie p rz e s z k a d z a ł.

Mnie sam eg o tra p i ł j a k i ś niepokój — w d u sz y go ściła nieo ­ kreślona obaw a, sen z p ow iek s pędzająca, przez noc c a łą p o d t r z y ­ m yw ałem g rz e ją c y m nie ogień. Że i p u łk o w n ik mój tej nocy

Mnie sam eg o tra p i ł j a k i ś niepokój — w d u sz y go ściła nieo ­ kreślona obaw a, sen z p ow iek s pędzająca, przez noc c a łą p o d t r z y ­ m yw ałem g rz e ją c y m nie ogień. Że i p u łk o w n ik mój tej nocy

W dokumencie Biblioteka Warszawska, 1912, T. 2 (Stron 26-81)

Powiązane dokumenty