• Nie Znaleziono Wyników

10RUCH LITERACKI WE FRANCYI. 1 45

W dokumencie Biblioteka Warszawska, 1912, T. 2 (Stron 148-161)

ILuen liferaeki we 7raneyi

10RUCH LITERACKI WE FRANCYI. 1 45

14 6 RUCH LITERACKI W E PRANCYI.

i udziela ją ca się n a tu ra ln a , niczem nie k rę p o w a n a lubieżność ras m iejscow ych, oraz w y n ik a ją c e ze s p o tk a n ia się ró ż n y ch w ierzeń i s przecznych m oralności tych że w z ajem n e zn e u tra liz o w a n ie .

P ow iedzm y, że autor, k tó r y te g o w p ł y w u być może d oznał do pew n eg o s to p n ia sam na sobie, lubuje się w tej sprośności i opisie o rg ii specyalnych, w k tó ry c h p o g rą ż a ją się z up o d o b an ia i „z asady" trzej g łó w n i je g o b o h a te r o w ie — d o k t ó r Mevil, in ży n ier T o rra l i porucznik m a ry n a rk i de Fierce, n a z y w a ją c y się „ c y w ili­

z o w anym i" d lateg o , że odrzucili w szelkie re g u ły e ty k i uznanej, nie z a ch o w u jąc ich n a w e t dla pozoru, j a k to czyni ogół, k tó ry m g a rd z ą , i za stą pili je j e d n ą j e d y n ą — k ie ro w a ć się w życiu t y l k o tem , co nam osobiście j e s t p rz y je m n e lub p o żyteczne, z o d rz u c e ­ niem w szelkich o b o w ią z k ó w w zględem d rugich oraz w szelkich s e n ty m e n tó w —j a k najw ięcej użyć, bo n a tem p o lega cała w a rto ść życia, po k tó rem n a stę p u je nicość. J a k w idzim y z teg o , ci „cy­

w ilizow ani" nie zdobyli się na nic now ego, chociaż ich d o k t r y n a w y d a je im się o ry g in a ln ą . F o rm ę użycia z r e s z tą p o z o sta w ia ją oni do woli i u p o d o b an ia każdego, je d n a k ż e w ich roz um ie niu i j a k te g o d a ją sami p rz y k ła d , m a ono znaczenie w y łą c z n ie z m y ­ słow e i m a te ry a ln e . T a k w ięc nam iętn o ścią d-ra M evila są k o ­ biety, k tó ry c h usidłanie j e s t dla n iego g r ą pew n ą, dzięki u ro k o w i je g o postaci, zręczności, sław ie D o n -Ju a n a , a t a k ż e s ta n o w is k u i hojności. In ż y n ie r T o rra l, ich t e o re ty k , um y sł m a t e m a ty c z n y , człow iek w ielkich zdolności, nie k r y ją c y sw ej p o g a r d y całem u u rz ęd o w em u ś w ia tu i t o w a r z y s t w u saig o ń sk iem u , bo wie, że j e s t tu nieza stąp io n y m , o d daje się rozkoszom więcej specyalnym . P o ­ rucznik de F ie rc e j e s t w śród nich n ow icyusz em , d ając y m się j e s z ­ cze nieco pow od o w a ć sw ym inicyatoroin, b iorąc ym u d z ia ł w o r ­ g a n iz o w a n y c h przez ty c h ż e o rg ia c h z ca ły m za p ałem m łodego wieku. W sz y scy trzej s z u k a ją też sztu cz n y ch w ra ż e ń w opium i alkoholu. J e ż e l i a u t o r w y ró ż n ił t y c h trz e c h „ c y w iliz o w an y ch "

z pośród t o w a r z y s t w a f r a n c u s k ie g o w S aigonie, to nie d latego, by inni nie prow a d zili ż y c ia mniej więcej podobnego, lecz p onie­

w a ż ci cz y n ią to z prześw iad c zen iem , a pod w z g lę d e m pieniędzy należ ą do k a t e g o r y i tych, k tó rz y dają, nie zaś tych, k tó rz y b io rą i to j u ż ich s t a w i a bądź co bądź p ow yż ej ogóln eg o poziomu.

Z r e s z t ą j e d e n z nich, p o rucznik de F ierce, o d g r y w a w n a s tę p s tw ie rolę g łó w n ą w rom ansie o c h a r a k t e r z e idyllicznym , zakończonym t rag ic zn ie, k t ó r y a u t o r umieścił, j a k o k o n t r a s t , na tle te g o b ło ta i znikczem nienia. W istocie de F ie rc e jest c z łow ie kiem bardzo jes zc ze m łodym , k tó re g o do s ceptycyzm u, a s tą d do m oralnej de- zo ry e n ta c y i, pop ch n ę ły okoliczności p r z y p a d k o w e z a ra z od p ie rw ­

RUCH LITERACKI WE FRANCYI. 147 szych l a t życia. Oto, g d y m iał l a t piąć, z d a rz y ło się, iż, p o z o s ta ­ w iony c h w ilow o sam p rz e z p ia s tu n k ę , p o b ieg ł niespodzianie do p okoju sw ej mamy, k t ó r ą u jrz a ł w objęciach j a k i e g o ś pana. P r z e ­ stra s z o n y cofnął się, ale w idok te n u t k w i ł mu n a zaw sze w p a ­ mięci. Z czasem d o w ied z ia ł się i w id z ia ł w iele więcej w s to s u n ­ kach, p a n u ją c y c h w swein najbliższem otoczeniu, o p ro w a d z e n iu się o b o jg a rodziców, z k tó ry c h każ de ze sw ej s t r o n y d o g a d z a ło bez s k ru p u łu sw y m k a p ry so m i nam iętnościom , czego on nie m ógł w żaden sposób pogodzić z p rz e p is a m i k ate c h iz m u i m oralności, k tó re n a p ró ż n o s t a r a ł się mu w szczepić k s ią d z - k o re p e ty to r. S z k o ­ ła i p i e rw s z e oso b iste d o św ia d c z e n ia ży c io w e d o k o n ały reszty.

W o js k o w a d y scy p lin a służby m o rsk iej, k tó rej p ośw ięc ił się w s k u t e k a ta w is ty c z n e g o u p o d o b a n ia —w ielu j e g o p rz o d k ó w w niej się od­

zn a c z y ło — u t r z y m a ła g o w karb ach , ale nie zniszc zy ła zaszczepio­

nej w ten sposób d uchow ej an archii, k t ó r ą p obudziły na nowo stosunki z „ c y w iliz o w an y m i" k ro ju Mćvila i T o rrala. W śró d t e ­ go j e d n a k , de F ie r c e poznał z a m ie sz k a łą w ra z ze ślepą m a t k ą w S aigonie, ale tr z y m a ją c ą się z d a ła od m iejscow ego t o w a r z y ­ s t w a m łodą panien k ę , cz ystą , j a k lilia, wry ro s ła na b a g n isk u , p o ­ bożną i p e łn ą e n tu z y a z m u dla s z la c h e tn e g o p o w o łan ia żołnierza, córkę p u łk o w n ik a, k t ó r y z g i n ą ł b o h a t e r s k ą śm iercią w w alkach afry k a ń sk ic h . Młody p orucznik, k tó ry , sk u tk ie m szczególnych w a ru n k ó w sw e g o w y c h o w a n ia , po ra z p ie rw s z y m iał sposobność zbliżyć się do d zie w c z y n y g r u n t o w n i e dobrze w y c h o w a n e j, szla­

chetnej, szczerej i pełnej ufności, b ard z o szy b k o uległ je j n ie w in ­ nemu u ro k o w i, z a k o c h a ł się i w j e d n e j chw ili, pod w p ły w e m n ie ­ z n a n eg o mu d o tą d uczucia, s t a ł się in n y m człow iekiem . W czy­

stej atm osferze, w k tó re j, j a k w odosobnionej oazie, o d d y ch a ły te uczciw e kobiety , św ież y id ealny p o w ie w ro z w ia ł n a ty c h m ia s t sztuczne s ofizm aty, k tó ry m i n a sy c ił g o T o rra l, a w spom nienie w s trę tn y c h , u p a d la ją c y c h o rgii n ap e łn iło g o obrzydzeniem . D e F ie rc e p rz e s ta ł w id y w a ć d a w n y ch p rz y ja c ió ł i w k ró tc e z o s tał szczęśliw ym narzeczonym , dzięki poparciu s w eg o ad m ira ła , k t ó r y go lu bił i w ie r z y ł w s zlac hetność j e g o uczuć. Ale za ledw ie zdo­

łał za zn ać n o w e g o szczęścia, w y p a d ło mu ro z s ta ć się z ukocha ną z pow odu służby, k t ó r a p o w o ła ła j e g o e sk a d rę do Tonkinu, z resz­

t ą n a krótko.

S tą d n ieb aw em w y s łan o g o z m a ry n a rz a m i w e w n ą t r z lądu, dla u k ró c en ia bu n tu , w y n ik łe g o s k u tk ie m n aduż yć p rz y ś c ią g a n iu p o d atk ó w . P o d o k o n an iu te g o n i e ł a t w e g o zadania, p orucznik de F ie rc e p ow rócił do S aigonu, lecz t u d o w ie d z ia ł się, że na rz e c z o ­ na w y je c h a ła z m a t k ą i w róci n a z a ju trz . Tedy, nie m ając co 1 0

-148 RUCII LITERACKI WE FRANCYI.

l)ić, ud ał się 0 1 1 dla zabicia czasu do Mćvila, k tó re g o j u ż daw no nie w idział. T u z a s ta ł obu „ c y w iliz o w an y ch ," k t ó r z y w części p e r s w a z y ą , w części s z y d e rs tw e m n a m ów ili go, by spędził z nimi wieczór, co przecież do niczego g o nie o b o w iąz u je i o czem z re s z ­ tą n arz e c z o n a się nie dowie. Udali się p rz e to do te a t r u , po p rz e d ­ staw ieniu, by zabrać d w ie zn a jo m e dobrze a r ty s t k i i pojechali w e czworo, u k ry w s z y de F ie r c e 'a w g łę b i powozu, do pew nej za m iejskiej re s ta u ra c y i, m iejsca schadzek. Tu w y t r w a ł on aż do końca, pomimo n a g a b y w a ń k o b iet w s z y s tk ic h ras, j a k ie s p o t y k a się w m iastach d a le k ie g o w schodu. G d y w reszcie za b ra li się do odw rotu, był j u ż dzień. Mevil, pijany, po w sz e lk ie g o rodzaju nadużyciach, leżał w pow ozie bez duszy. T o r r a l sn u ł w m ilcze­

niu ponure, w y w o ła n e przez alkohol, m ed y tac y e. De F ie rce , zły i zmęczony, w tło c z y ł się w kąt, je d n a z k o b ie t spała, a d ru g a , o d u rz o n a tru n k ie m , pół-senna, o to c z y ła go n a g ie m i ram ionam i.

W tejże chw ili, g d y porucznik ro b ił w y siłk i, by się j e j pozbyć, nadjechał powóz, w k t ó r y m s ied zia ły d w ie kobiety. J e d n a z nich uniosła się nieco, tak, iż s p o jrz a ła mu w oczy i z k rz y k ie m p a ­ dła na siedzenie. B y ł a to narzec zona de F ie r c e ’a.

Młody człow iek zrozum iał, że w s z y s tk o skończone, że całe j e g o w y m a rz o n e szczęście ru n ę ło w g ru z y . N ie m y ś la ł n a w e t iść się tłóm aczyć. W końcu n a p is a ł list, k tó ry mu o d esłano w ra z z pierścionkiem . W te d y p o s ta n o w ił się zabić, ale nim d o konał te g o zam iaru, o tr z y m a ł w e zw an ie p o w ro tu do e s k a d r y i n om inacyę n a dow ódcę torp ed o w ca.

W ojna z A n g lią w y b u c h ła nag le; flo ta n ie p rz y ja c ie ls k a zbliża się. De F ie rc e w id zi w tem sposobność o d k u p ie n ia się w oczach ukochanej. O b e jm uje d o w ó d z tw o to rp e d o w c a i, w y s a d z iw s z y w przód an g ielsk i s t a t e k a dm ira lski, gin ie, j a k g inęli n ie g d y ś je g o prz o d k o w ie, podczas, g d y tani, w p an ień sk im pokoiku, ze ściśnię- tem sercem, z ocz ym a we łzach, modli się b iedne d ziew czę za tych, k tó rz y wra lcz ą n a morzu.

T ę o s t a t n i ą scenę b itw y m orskiej w y w o ł a ł a u to r z d o k ł a d ­ nym, szczeg ó ło w y m i tc h n ą c y m p ra w d ą re alizm em i u w y d a tn i ł ca łą w s t rz ą s a ją c ą jej okropność.

Chociaż K lau d y u sz F a r r e r e lubuje się w opisach sprośności, co czyni dość zręcznie, by po w ied z ie ć w szystko, nie n a z y w a j ą c rzeczy po im ieniu; chociaż z j a k i e m ś dzikiem zadow o len iem p o d ­ k re ś la i p rz e c z e rn ia o b ra z znikcz einnienia o b y cz ajó w k o lonialnych o w ych „ c y w iliz o w a n y c h 4* i c y w iliz a to r ó w , to niemniej w id zim y , że ich nie pochw ala, ani nie s t a r a się ich u sp ra w ie d liw ia ć , p r z e ­ ciwnie, p o tę p ia j e w sposób tem j a s k r a w s z y , że im p rz e c iw s ta

-RUCH LITERACKI W E FRANCYI. 149 w ia obyczaje i id e a ły ludzi uczciw ych, j a k życie norm alne, życiu o błąk an y c h , I z t e g o w z g lę d u k s ią ż k a t a j e s t w k o n k lu z y a c h m o ra ln a w zn a cze n iu tra d y c y jn e in . P o z a tem m ożna p rz y z n a ć słuszność k r y ty k o m , z a rz u c a ją c y m a u to ro w i m łodzieńczą naiw n o ść ucznia, k tó r y w y r w a ł się na sw obodę, w koncepoyi ty c h „c yw ili­

z o w a n y c h —nadludzi, p o siad ają cy ch w y r o z u m o w a n ą d o k try n ę , k t ó ­ rz y w id z ą s zc zy t „ u ż y e ia “ w t y c h codziennie p o w ta r z a n y c h , z a ­ w rze j e d n a k o w y c h orgiach, w k t ó r y c h r u j n u j ą zd ro w ie bez ż a d ­ nego celu. R ów nież s łu szn y m j e s t za rzu t, mniej nas tu obcho­

dzący, n iepopra w ności j ę z y k a . R a z e m w z ią w szy , j e s t to u t w ó r n ie ró w n y m łodego i n i e w p r a w n e g o a u to ra , ale za jm u jąc y i nie bez w artości. Z ty ch sam ych w z g lę d ó w z w ra c a też u w a g ę inna k s ią ż k a te g o ż a u to r a p. t. „F uinćes d ’op iu m .“

Do n ielicznych posiadłości francuskich, k tó re z a s łu g u j ą na n a z w ę kolonii, w zn a czeniu ściślejszem, należy, j a k wiadomo, prz e d e w s z y stk ie m A lg e r y a , co z a w d z ię c z a n iew ą tp liw ie, obok d o ­ bry c h w a ru n k ó w k lim a ty c z n y c h i n a tu r a l n e g o b o g a c tw a , z w ła sz ­ cza swej n ie w ielkiej odległości od m etropolii. T o bow iem poło­

żenie, p o zw alające na w z g lę d n ie ł a t w ą i s z y b k ą ko in u n ik acy ę z ojczyzną, więcej zachęciło niesk o ry c h do o p u szczania d o m ow ych p ro g ó w F r a n c u z ó w do o siedlania się w ty m k ra ju , ńiżelib y to s p ra w iły w'idoki w ięk sz eg o nawre t z y s k u w s tro n a c h bardziej od ­ dalonych. P r z y te m m asa k o lo n istó w a lg ie r sk ic h nie s k ła d a się z sam ych F ran c u zó w , lecz stan o w i zbiór im ig r a n tó w ze w s z y s t­

kich naro d ó w , z a m ie szk u jący c h w y b r z e ż a m o rz a Ś ró d ziem n e g o i n ależących do t a k zw anej, dość nie ściśle, ra s y łacińskiej, ze w zględu na ich inow’ę, pochodzącą od ję z y k a łacińskiego. W szys­

cy, poszczególnie, z a c h o w a ją w p ra w d z ie swój j ę z y k o jc z y s ty i o d ­ rę b n e obyczaje, niem niej ra zem w z ią w sz y , p r a c u ją oni, św iadom ie lub nie, na k o rz y ść F r a n c y i, k t ó r a t y m k ra je m w łada. T a k j e s t dotąd, ale j a k będzie w p rz y s z ło ś c i? To p y tan ie, k tó re n a s u w a się wobec dążeń, j a k i e z a c z y n a ją się o b jaw iać w ś ró d m i e sz k a ń ­ ców A lg e ry i pochodzenia eu ro p ejsk ie g o . O to ni mniej ni więcej,

tylko nie chcą oni stanowuć kolonii, lecz u w a ż a ją c się za naró d oddzielny, d ą ż ą do niepodległości. O ile te d ąż en ia s e p a r a t y ­ sty czn e są istotne, a n iety lk o m rz o n k ą j a k i e j ś g r u p y i czy m ają widoki u rz e c z y w istn ie n ia , nie b ędziem y przesądzali. T rz e b a b y m ieć do t e g o dane ściślejsze. J e d n a k ż e , p o n iew a ż t e n sta n u m y ­ słów, te a s p ira c y e z n a jd u ją w y r a z w pow ieściach, o k tó ry c h w sp o ­ minam y, zatem pozw olim y sobie za uw aż yć, że jeże li „ A lg e ry a n i- ści“, j a k się n a z y w a ją dla o d ró ż n ie n ia od A lg e r y a n ó w pochodzenia m iejscow ego, p o w o d u ją się tu h isto ry c z n y m p rz y k ła d e m dw óch

150 RUCH LITERACKI WE FRANCYI.

A m ery k , to z n a jd u ją się oni w p o łożeniu zupe łnie rożnem. N a j ­ pierw blizkość m etropolii o d b ie ra im w sze lką możność o d e r w a n ia się za pom ocą buntu, j a k to uczynili A m ery k an ie. N a stę p n ie , w p rzypuszczeniu, że F r a n c y a d o b ro w o ln ie u z n a ła b y ich n ie p o d ­ ległość, to b y łoby to dla nicli w y ro k ie m z a g ła d y , g d y ż ludność m uzułm ańska, liczna, fa n a ty c z n ie p r z y w ią z a n a do sw ych ideałów, s ilna m oralnie słu szn o ścią s w y ch p ra w , p a m ię tn a s w y c h k r z y w d i nienaw idz ąca in tru zó w , n a ty c h m ia s t z ro b iła b y z nimi o b ra c h u ­ nek z c h w ilą w y c o fan ia fra n c u sk ic h a r m a t, k t ó r e ich bronią.

J a k i e są ich a r g u m e n ty , k tó re m o g liby p r z e c iw s ta w ić ty m uw agom , nie w ie m y —zatem d y s k u s y i niema. S k ą d in ą d m a ją oni w szakże słuszność, g d y p o w s ta j ą prz eciw rz ąd o m osobistym , s p r a ­ w ian y m z P a r y ż a , przez zm ien n y c h m in istró w , nie m ających w y ­ obra żen ia o s to su n k ach afry k a ń sk ic h , a mimo to n ada ją cych adm i- n is tra c y i a lg ie rsk ie j k ie ru n e k polityczny, s to so w n ie do swej w ł a s ­ nej fa ntazyi i w y m a g a ń w e w n ę trz n e j p o lity k i f r a n c u s k i e j ; — g d y w y s tę p u ją przeciw n adużyciom w sz e lk ie g o ro d z a ju t y c h w ładz na miejscu, prz eciw n ep o ty z m o w i, stronniczości, p o p iera n iu prz e­

k u p s tw a , s p ek u lac y o m c z ło n k ó w a d m in is tr a c y i, o p a r ty m na w y ­ z y s k a n iu p rz e w a g i, w y p ły w a ją c e j z ich fu n k c y i i d zia ła n iu na szkodę z a ró w n o k olonistów , j a k i A rabów . Ale to nie p rz e s z k a ­ d za każ d em u z oponujących, g d y ich i n te re s o so b isty te g o w y ­ m aga, w y z y sk a ć ten s ta n rz e c z y dla siebie, nie b ac ząc na k r z y w ­ dę sąsiad ó w i g w a łc e n ie p r a w ra s y m iejscowej.

G dz ie z r e s z tą j e s t ten n o w y n a r ó d ? S k ła d a się on, j a k j u ż pow iedziano, z in d y w id u ó w p rz y b y ły c h z F r a n c y i, W łoch, M alty, H iszpa nii, bez ż a d n eg o bliższe go z w ią z k u ze sobą, za le d w ie tu o siadłych w pierw azem lub najdalej w d ru g ie m pokoleniu. Z a p e ­ w ne A lg e ry a n iśc i m o g ą tw ierd z ić, że naród ten j e s t w fazie for- macyi, ale to sam o zna czy ju ż , że go je sz c z e niem a, a p rz eto nie m ożna mówić o j e g o dążeniach. N a s tę p n ie k w e s t y a to jeszcze n a d e r w ą tp liw a , czy się 0 1 1 sform uje, czy ma do te g o ja k i e k o l ­ w iek d a n e ? Sam o położenie g eo g raficz n e, k tó r e p o z w a la z ł a t w o ­ ścią kolonistom każdej z ty c h naro d o w o ści u t rz y m a ć łączność z ojczyzną, j e s t do te g o przeszkodą. W k a ż d y m razie, co kolw iek z t e g o z czasem w y n ik n ie, mówić dzisiaj o now ym naro d zie „al- g e r y a ń s k i m “ j e s t conajm niej przedw czesnem .

D o tą d też sły sz y się o nim g łó w n ie w lite ra tu rz e pow ieścio­

wej, g d z ie te m arz en ia pew nej g r u p y m ieszka ńców A lg e ry i p rz e ­ w a ż n ie p o chodzenia fr a n c u s k ie g o w y p o w ia d a j ą się najgłośniej.

Bo tr z e b a tu z a u w a ż y ć f a k t dość szczególny, że p r o p a g a to ra m i te g o se p a ra ty z m u są p rz e d e w s z y s tk ie m F ra n c u z i. J u ż bra cia

RUCH LITERACKI WE FRANCYI. 151 Leblond w sw ej p o w iastce p. t. „L 'O u e d ,“ o c h a r a k t e r z e z re sz tą

tan taz y jn o -u czu c io w y m , p o t rą c a ją o tę kwrestyę, k tó ra , j e ś l i m am y im w ierzyć, m a tam f a n a t y k ó w n a w e t w śró d c z ło n k ó w adinini- stracyi. Ale p r a w d z i w y m epikiem tej j a k o b y pow stając ej ra s y j e s t Robert R a n d a u (pseudonim ), k t ó r y ca łą sw ą t w ó rc z o ść —p o ­

wieści „Les Colons,** „Les E x p l o r a t e u r s , “ „Le C o m m a n d a n t e t les F o u l b e “ i „Les A lg e ria n iste s ," oraz p o ez y e— „ A u to u r des F eux dana la B ro u s se," „G repuscules au C a b a r e t “ i „Les D ire s de celui- qui p a s s e “ p ośw ięcił w y łą c z n ie g ło s z e n iu je j asp ira c y i i m alow a- niii jej p o rtre tu , fizycznego i d uchow ego. Sam p rz ek o n a n y

„ a l g e r y a n i s t a 1* w y r a ż a on swe idee za p o śre d n ic tw em p rz e d s t a w ia ­ jące j g o postaci, p o w ieśc io p isarza C assard. T en m ów i m iędzy in nem i: „czuję, że F r a n c y a j e s t coraz mniej m oją ojczyzną, ale przyznaję, iż p o zo staje on a moim id eałe m ,“ co znaczy, że a lg e ry a - niści o d rz u c a ją w ład z ę F r a n c y i nad sobą, ale p r a g n ą zachow ać jej w p ł y w y in te lle k tu a ln e . Z a o jczyz nę sw ą u w a ż a ją oni t y lk o Al- g ery ę, j a k to z a z n a c z y ł au to r, n a z y w a j ą c sw e powieści j e d n o r o d ­ nego c h a r a k t e r u — „Les C o lo n s“ i „Les Algórianistes,**— „rom ans de la p a trie a l g e r i e n n e .“ R o b e r t R a n d a u zn a la zł w sze rega ch młodej k r y ty k i fran cu sk iej e n tu z y a s ty c z n y c h zw olenników , k tó rz y d o p a trz y li się w nim, n ad e r w y so k ic h p rz y m io tó w i ogłosili go o dnow icielem rom ansu, g in ące g o z w y c zerp a n ia i banalności, t w ó rc ą now e g o stylu, zw ia stu n e m now e g o z w ro tu w lite ra tu rz e , m ając ego się d okonać pod w p ły w e m t y c h sy n ó w F r a n c y i, k tó rzy , w zetk n ię ciu z d z ik ą i w s p a n ia łą n a t u r ą a f ry k a ń s k ą , z p o trze bam i ż y c ia p r y m ity w n e g o , w y m a g a ją c e g o bezw zględności i o d rz u c a ją ­ cego w szelki sen ty m en talizm , ulegli odm łodzeniu, od zy sk a li całą p i e rw o tn ą en ergię, k t ó r ą w stare j ojczyźnie osłab ił z b y te k cy- w ilizacyi.

B rzm i to bardzo obiecująco, ale zobaczym y, j a k się to p rz e d ­ s t a w ia i w y r a ż a w dziełach t e g o now e g o „ A f ry k a n in a ,1* k tó ry , j a k się sam z d u m ą w y ra ż a , należ y do tej nowej ra s y a f r y k a ń ­ skiej, w y tw o rz o n e j od podboju, k tórej g r u b e dolne szczęki w s k a ­ z u ją więcej woli, niż sk ru p u łó w . S to so w n ie do tej cechy c h a r a ­ k te ry s ty c z n e j, ideałem tej ra s y j e s t siła— siła b ru ta ln a , m a te r y a ln a , j e d y n ą r e g u ł ą e t y c z n ą —egoizm , a bodźcem d z ia ła n ia — żądza w ł a ­

dania, dom inacyi. P o z a tem, żadnych kod ek só w m oralnych, ż a d ­ nych w ierzeń, ani p rz episów re lig ijn y ch , żad n y ch d o g m ató w . C assard, p rz e m a w ia ją c y w imieniu a u to ra , mówi m iędzy in nem i:

„U w ielbiam nauki ścisłe (les Sciences), z pow odu nieścisłości ich dążeń i nie mam ż a dnego u z n a n ia dla opinii żad n eg o filozofa.

P o co p ra g n ie m y poznać p ra w d ę ? B ąd źm y e g o is ta m i; p ra w d y , do

1 5 2 RUCH LITERACKI WE FRANCYI.

życia, b y n a jm n ie j nie p o trzebujem y. U siłow anie samo j e s t n a j ­ w y ż s z ą p ra w d ą i celem w szelkiej filozofii, u siło w a n ie j e s t ro z k o ­ szą i s t o tn ą .4*

J a k w ie rz e n ia re lig ijn e i z w ią z a n e z niem i pojęcia moralności, o d rz u c a ró w n ie ż C ass ard , i tu j e s t logicznym , w s ze lk ą m oralność niezależną, wszelki s e n ty m e n ta liz m p s e u d o -h u m a n ita rn y , wszelki altru izm i tym podobne b e z p o d sta w n e w y m y s ł y ate iz m u dla o s z u ­ k a n ia potrzeb d u chow ych człow ieka. B ezw zględność, tw ard o ś ć, nielitościwość, a n a w e t o k ru c ie ń stw o — są to w e d łu g niego p r z y ­ mioty, dow odzące b a r t a duclui. W y d a w a ć s ą d y o tej filozofii o w e g o antyfilozofa, z r e s z tą nie now szej i nie więcej o ry g in aln e j od d o k try n „ c y w iliz o w a n y c h 1* w powieści F a r r e r e a , j e s t c h y b a zbytecznem . J e s t to filozofia, k t ó r ą k ie ru ją się, jeżeli nie zaw sze św iadom ie j ą w yznają, w szy sc y o p rysz kow ie. Sam a u t o r b y n a j ­ mniej się co do te g o nie łudzi i m a szczerość lub cynizm p r z y ­ znać o tw arcie, że ci ludzie o „ g ru b y c h sz c zęk a ch ,“ t r z y m a ją c y się tej ety k i, nie są też czem innem . Ale cóż z teg o , k iedy są silni i p rz y szło ść do nich n a le ż y ? Otóż, je ż e li a u t o r się nie myli co do ich d u ży c h a p e ty t ó w i m a ły c h sk ru p u łó w , to może je d n a k łudzi się co do ich siły. O d k ą d że synonim em siły ma być bez­

czelność? C assard , li t e r a t i e r u d y t, p o w o łu ją c y się n ie u s ta n n ie na łacińskość, p r z y k ła d y i spuściznę R z y m ia n , p o w in ie n b y sobie p r z y ­ pomnieć, że R z y m ia n ie jeże li mieli k u lt siły, to mieli ró w n ie ż kult honoru, obow iązku, ojczyzny, d o m o w eg o o g n isk a, czyli rodziny, ojców i p rz odków i że p ó t y mieli siłę, póki się te g o d ru g ie g o k u ltu nie w y rz e k li, bo ta b y ł a j e g o w y nikiem . Z a p e w n e powie 0 1 1, że te c n o ty w y r a b ia j ą się później, ale w sze lka na jp ie rw sz a fo rm a cy a n arodu i p a ń s t w a w y m a g a g ru b y c h szczęk i b r a k u s k r u ­ pułów , i będzie m iał słuszność ty lk o częściową, bo g d y b y g r u p a etniczna, m ająca u t w o r z y ć naród i p ań s tw o , nie p o siad ała ju ż , p rz y n a jm n ie j w zaw iązku, zasad n iczy c h c nót społecznych i w sp ó l­

nego, w y ż sz e g o po nad a p e ty t, w yłąc znie m a te r y a ln y , ideału, to p o z o s ta ła b y za w sze w s ta d y u m h o rd y lub b a n d y rozb ó jn ik ó w , skazanej n a z a g ła d ę lub niew o lę p r z y zetk n ię ciu z g ru p ą , p o sia­

d a ją c ą ten id eał i te cnoty i dla te g o z dolniejszą do z o rg a n iz o ­ w a n ia się, od czego d o piero n a p r a w d ę zależy siła. Ho siła j e s t środkiem , ale nie może być sam a w sobie celem i ideałem , rów nie j a k nie może te ż być celem sam dla siebie w ysiłek, usiłow anie ani też „rozkoszą i s t o tn ą ,“ j a k chce C assard, bo sp rz eciw ia się to logice n a t u r y człow ieka. W ysiłek, bez celu poza nim sam ym , b y łb y zabaw ą. Ale i z a h a w a ma swój cel—d o s tarc zy ć nam p rz y ­ jem ności, ro z ry w k i, co znaczy, że po w in n a być ch w ilo w ą tylko,

od m ian ą w śród zajęć koniecznych i w y łąc za przym us i uciążli­

wość, z a w a r t e w pojęciu w y siłk u , usiłow ania. W y s iłek zatem jeśli może być „rozkoszą i s t o tn ą , “ to dla te g o je d y n ie , że daje

nadzieję o sią g n ię c ia celu.

Z w o len n ic y R o b e r t a R an d au , ab y zrazić i pobić zaw czasu, p rz e w id y w a n y c h p rz e c iw n ik ó w o św iadc zyli z g ó ry , że z a le ty tw órc zości t e g o a u t o r a zdolni są ocenić ty lk o ludzie silni i szcze­

rzy, co znaczy, że kto tych za le t nie uzna, j e s t m azga jem i hipo­

k ry tą , a p rz eto t r z e b a j e uznać, ab y nie zostać przez nich n a ­ piętn o w an y m . J e s t to dość z a b a w n y sposób w y m u sz e n ia opinii na ko rz y ść a u to ra , o d p o w ia d a ją c y z a p e w n e tym g r u b y m szczękom, ale n ie s te ty w p r a k ty c e m ało sk u tecz n y , j a k sądzić trzeba z p rzed­

m o w y do powieści „Les E x p lo r a t e u r s ,“ w k tórej sam a u t o r uznał za p o trze b n e dać w y tłó m acz en ie sw ej koncepcyi życia i tw ó rc z o ­ ści literackiej.

„ P o m ięd zy po jm o w an iem św ia ta , mojem, a moich p r z e c iw n i­

ków istn ie ją zasadnicze różnice. J a sądzę, że, g d y się było w s t y ­ czności bezpośredniej z n a tu rą , nie ma się p r a w a odm ieniać tej n a tu r y , pod pozorem z a tr z y m a n i a z niej t y lk o tego, co się u w a ż a czy to za piękne, czy za b rz y d k ie , czy za o k r u t n e ; i tw ie rd z ę również, że, a b y dać d ru g im w ra żen ie życia, t r z e b a o p is y w ać ż y ­ cie, nie w id zian e po przez za m g lo n e s z y b y teo ry i, lecz takie, j a k i e m się j e p o t r ą c a na każdym k roku, za w sze b ru ta ln e , pełn e

i p rz e ra ż a ją c e w sw ej tę g o śc i.“

Z aś przez u s t a C a ssa rd a m ów i: „N ie m a tw o ró w w y o b r a ź n i ! W szelkie pojęcie ma za p o d sta w ę fa k t i p o w inno zaw sze się nań pow oływ ać. L ite ra tu r a , to w a lk a ludzka, zaś o b s e r w a c y a w lite ­ r a tu r z e j e s t a n a lo g ic z n ą do obserw acyi w nauce. Z arzu cisz mi, że to d o k t r y n a n a tu ra liz m u ! Nie, bo n atu ra liz m , to nie lite r a t u r a . W yjaśn ię ci dlaczego..." „N a tu ra liz m , to s z tu k a dla biednych, to teoreina i je j d o d a tk o w e , d ź w ig n ię te na j e d n y m i ty m sam ym planie, to sk a so w a n ie odległości, to a n a rc h ia szczegółów , to chaos.

N a tu ra liz m , p o n iew a ż fo to g ra fu je t y lk o p ie rw sz e p lan y i odm aw ia z s z e re g o w a n ia p lan ó w to w a rz y sz ą c y c h , j e s t p rz eciw na ukow yin.

Ale m etoda, k t ó r ą zalecam, niem a z r e s z tą nic w spó ln eg o z d ą ż e ­ niami p ew nych fa łs z y w y c h pisarzów , k tó rz y głoszą, że, z pośród

Ale m etoda, k t ó r ą zalecam, niem a z r e s z tą nic w spó ln eg o z d ą ż e ­ niami p ew nych fa łs z y w y c h pisarzów , k tó rz y głoszą, że, z pośród

W dokumencie Biblioteka Warszawska, 1912, T. 2 (Stron 148-161)

Powiązane dokumenty