• Nie Znaleziono Wyników

Józef Maria Ruszar

Akademia Ignatianum

Szkic opiera się na analizie zaledwie pierwszych siedmiu z szesnastu rozdziałów powieści. Wynika to z konstatacji, że akcja pierwszej części Wniebogłosów rozgrywa się przed II wojną światową i dzięki jednolitości świata w niej przedstawionego wyraźniej widać strategię pisarską Tadeusza Nowaka. Nie znaczy to, że druga część powieści rządzi się innymi prawami konstrukcyjnymi, ale zmiana nastroju – a także losów głównego bohatera – inaczej rozkłada akcenty. Sam pisarz zaznaczył ten podział wyraźnie, rozpo-czynając każdy z kolejnych rozdziałów od tego samego zdania: „Nasz dom z pokolenia na pokolenie chodził na żebry”. I właśnie w rozdziale ósmym zaakcentowana jest zasadnicza zmiana – rozpoczyna się on od zdania: „Dnia pierwszego września roku pamiętnego jeszcze nie śpiewałem, jeszcze spa-łem w najlepsze zagrzebany w sianie” [s. 189]1. Cezura dziejowa, odnosząca się do historii rzeczywistej, zaznaczona została także cezurą powieściową.

Ta korelacja świata empirycznego i powieściowego powoduje, że łatwo jest uchwycić tytułowe „alibi”, jakim opis realiów ekonomicznych jest dla po-etyckiej ballady, jak chętnie nazwałbym omawiane dzieło.

1 Wszystkie odniesienie do Wniebogłosów zaznaczam w tekście głównym, podając w nawiasie nr strony za wydaniem: T. Nowak: Wniebogłosy. Warszawa 1998.

Powieść Wniebogłosy – podobnie jak pozostała proza Nowaka – nasy-cona jest poetycką metaforą, jej fabuła nawiązuje do literackich toposów, akcja często wzoruje się na chrześcijańskich, antycznych i ludowych mitach, a mnogość symbolicznych obrazów powoduje, że spore partie powieści można uznać po prostu za prozę poetycką. Niemniej nie odnosimy wraże-nia, że obcujemy z opowieścią baśniową. Wprawdzie powtarzane zdanie na początku kolejnych rozdziałów sugeruje konstrukcję balladową, ale przecież powieść wywodzi się z gatunków narracyjnych, pisanych niegdyś wierszem.

Związki tej powieści z poezją są widoczne na pierwszy rzut oka, a fabuła przedstawiona została językiem niezwykle obrazowym, ale – paradoksal-nie – potoczparadoksal-nie rozumiany realizm wizerunków ludzi, rzeczy i krajobrazów zdaje się dzięki temu wzrastać.

Stąd rodzi się pytanie, dlaczego zwyczajny – nie „zawodowy” – czytelnik odnosi wrażenie, że ma do czynienia z realnym światem, czyli – mówiąc poczciwie – został przez pisarza przekonany o jakiegoś rodzaju odpowied-niości między światem powieściowym a światem empirycznym? Dzieje się tak ponieważ, konkretność języka i prawdopodobieństwo akcji wspierane są słowem unikającym rzeczowników mdłych i abstrakcyjnych. Dodać należy, że w swej pasji precyzyjnego opisania nieco egzotycznego świata, jakim jest dla nas okres II Rzeczpospolitej na galicyjskiej prowincji, pisarz czasami posługuje się rzeczownikami nieznanymi szerszemu ogółowi czytających.

Świat przedstawiony jawi się jako lekko dziwny, ale realny – tyle, że już dawno nieistniejący, umarły, bo historyczny.

Generalnie osobliwość, a nawet ekscentryczność powieściowego świata paradoksalnie świadczy o jego domniemanej prawdziwości. Wniebogłosy, miejscami pisane zrytmizowaną prozą, zawierają jednak spory zasób infor-macji o świecie przedstawionym, którym jest małomiasteczkowy i wiejski los II Rzeczpospolitej, okupacji i początków PRL-u. Jak wspomniałem, zajmiemy się jedynie odniesieniami do okresu międzywojennego. Jednym z elementów mimesis tej prozy jest przedstawienie realiów gospodarczych, które pojawiają się mimochodem, w tle czarów samej poetyckiej narra-cji. Te ekonomiczne elementy stanowią jedną z cieniutkich nitek, które trzymają opowieść na uwięzi „realności” opisywanego świata. Dzięki nim proza ta dla tradycyjnego czytelnika nie odrywa się całkowicie od przy-zwyczajeń i wyobrażeń na temat tego, czym jest powieść rozumiana jako

historia o czymś konkretnym, czyli świecie fikcyjnym, ale w jakimś stopniu

„prawdziwym”. Teza szkicu jest prosta: gospodarcze realia epoki pozwalają czytelnikom Nowaka rozpoznać prawdziwy świat za zasłoną baśniowego języka, dla którego stanowią czasami przeciwwagę, a czasami uzupełnienie, ale zawsze alibi.

Wolność i prestiż ludowego artysty

Powieść – utrzymana w stylistyce pamiętnika – mówi o losach dziecka i dorastającego młodzieńca, urodzonego w rodzinie ludowych artystów.

Teoretycznie mowa o żebrakach czy też dziadach proszalnych, ale wbrew jednoznacznej i często powtarzanej formule „nasz dom z pokolenia na pokolenie chodził na żebry”, powieść dość dokładnie rozróżnia żebracze specjalizacje, a sam zawód traktuje jako działalność poniekąd artystyczną i – co trzeba podkreślić – właśnie profesjonalną. Autor dość wyraźnie od-dziela kategorię dziadów przypadkowych, niezawodowych, rekrutujących się spośród byłych gospodarzy wiejskich, którzy – zbyt starzy, by móc pra-cować – zostają wygnani na żebry przez okrutne dzieci, czyli zezwierzęco-nych chłopów, od dziadów zawodowych, trudniących się tym procederem

„z dziada pradziada”, a więc będących swoistą kastą dźwigającą brzemię specjalistycznego rzemiosła. Profesjonalny dziad charakteryzuje się nie tyl-ko wiedzą nabytą w – by tak rzec – przedsiębiorstwie rodzinnym, nie tyltyl-ko poznaje fach i tajniki profesji, ucząc się od małego, przez socjalizację [s. 65], ale wydaje się, że także genetycznie dziedziczy talent, jak również twór-cze powołanie [s. 65–66]. Należą oni do żebratwór-czej arystokracji i znajdują się na antypodach niedołężnych starców wygnanych z chłopskiej chałupy, błagających o jałmużnę, których bieda jest przedmiotem drwin i pogardy, jak zresztą również praca na roli [s. 85–89]. Ich ranga przejawia się także w prawie do lepszego miejsca pod kościołem, o czym informuje opis że-braczej hierarchii podczas wiejskiego lub małomiasteczkowego odpustu [s. 111–125].

Owo powołanie, talent czy też zew krwi, a może po prostu przeznaczenie, nosi cechy artystyczne. Mitologiczne aluzje do wędrownego śpiewaka – aojdy, wajdeloty, wagabundy – z wyraźnym wskazaniem na ślepego poetę,

Homera, jako wzorca, przeplatają się ze wzmiankami na temat dawnych, le-gendarnych pieśniarzy, którzy towarzyszyli królom i rycerstwu w wyprawach wojennych. Nowak mityzuje zawód wędrownego pieśniarza-odpustowego twórcy, czyniąc słabsze lub silniejsze aluzje do wszelkich odmian nawiedzo-nych, wieszczych artystów od czasów najdawniejszych. Ponieważ jednak pisze powieść, stara się w miarę możności urealnić domniemany rodowód konkretnych postaci powieściowych. Stąd kilkakrotne przywoływanie rze-komego przodka bohaterów, który wędrował z królem Władysławem nad Warnę, a następnie opiewał jego klęskę i śmierć. Odpustowy dziad z po-wieści Nowaka jest – nawet jeśli nie biologicznym, to kulturowym – spad-kobiercą tak rozumianego artysty-pieśniarza i częściowo z tego prestiżu czerpie swoje poczucie wyższości nad otoczeniem:

Słucham cię, Felciu, i nasłuchać się nie mogę. A słuchając, tak sobie myślę, że twój ród, a i mój również, co wiem od ojca i od dziadka, wcale nie jest gorszy od niejednego rodu szlacheckiego, hrabiowskiego, a może nawet od królewskie-go. Tamte rody wymierały, ginęły na wojnach, psuła się w nich krew, parszywiała, a nasze żyją, młodnieją, rodzą się na ubitej ziemi, na kamieniu, w przydrożnym rowie, na schodach podkościelnych, rzadko na łóżku wyścielonym słomą, na burce podłożonej pod ciało. Jakby wierzyć mojemu dziadkowi, który gdy sobie podpił, lubiał śpiewać taką starodawną pieśń, że i połowy słów nie mogłem z niej zrozumieć, przodek nasz najpierwszy pociągnął z parcianym workiem, z dębo-wym kosturem, z dawnymi pieśniami za królem Władysławem na Bałkany. I tam, na tych Bałkanach, gdy naszego królewicza zasiekli Turcy, gdy z pobojowiska uprzątnięto rycerskie trupy, on przez tydzień chodził po nim i po nocach zwrot-ka po zwrotce układał pieśń o nim. I z tą pieśnią przez kraje rozliczne przez dwa lata do domu wędrował [s. 32–33].

Oto domniemane dostojeństwo odpustowych pieśniarzy, wywodzone nie tyle z ludowej tradycji, którą po części udaje, co z idei literackich, zwłasz-cza romantycznej proweniencji. Wszak jest to przywołanie i Wajdeloty z Mickiewiczowskiego Konrada Wallenroda, i poznanej przez Nowaka na krakowskiej polonistyce tradycji literackiej, mówiącej o ostatnim krzyżow-cu Europy i jego tragicznym końkrzyżow-cu. A zalicza się do niej pisarzy-history-ków, jak np. Jana Długosza czy Filipa Kallimacha, anonimowych twórców

średniowiecznych (np. autora łacińskiej lamentacji Ego Wladislaus)2 oraz poetów łacińskich i polskich XVI wieku; są to teksty, począwszy od Janiciusa i Kochanowskiego, przez Sebastiana Klonowica3, aż do dwudziestowiecznej powieści Zofii Kossak4.

Król dwu koron Włodzisław, co bijąc pogany We krwi swej chrześcijańskiej upadł zmordowany Wpośrzód ziemi tureckiej; jego poświęcone Kości nie są w ojczystym grobie położone:

Grób jego – Europa, słup – śnieżne Bałchany, Napis – wieczna pamiątka między chrześcijany.5

– pisał patetycznie Jan Kochanowski. Faktem jest, że Nowak wybiera na po-czątki rodu „polskiego Homera” kogoś, kto eksploatuje jedną z najbardziej legendarnych postaci historii Polski. Wydaje się też decyzją nieprzypad-kową, że mowa o pieśni gminnej charakterystycznej dla całej południowej słowiańszczyzny6. Pisarzowi zapewne znana też była małopolska legen-da o kościelnych dzwonach dziewięciokrotnie bijących 10 listopalegen-da na cześć klęski warneńskiej we wszystkich krakowskich i podkrakowskich kościołach7.

Opisana w powieści rodzina dziadów odpustowych, chociaż żyje z datków, ani nie jest przygnieciona biedą, ani nie jest źle wykształcona.

2 Por. T. Michałowska: Średniowiecze. Warszawa 1995, s. 699–703.

3 Por. S.F. Klonowic: Pamiętnik Xiążąt i królów polskich. W: Idem: Dzieła. T. I.

Kraków 1829, s. 10.

4 Por. Z. Kossak: Warna. Warszawa 1939.

5 J. Kochanowski: Fragmenta [XXI. Włodzisław Warneńczyk]. W: Dzieła polskie.

Opr. J. Krzyżanowski. Warszawa 1972, s. 589–590.

6 Por.: K. Vyskovatyj: Pogłosy historii polskiej w epice jugosłowiańskiej. Praha 1933;

J. Sliziński: Legenda wokół postaci Warneńczyka. „Pamiętnik Słowiański” 1973, t. 23, s. 303 i n. Podaję za: J. Tazbir: „Krzywoprzysięzca Władysław” w opinii potomnych.

Dostępne w Internecie: http://rcin.org.pl/Content/3355/WA303_4894_KH92-r1985-R92-nr3_Kwartalnik-Historyczny%2001%20Tazbir.pdf [dostęp: 18.10.2015].

7 Por. F. Ziejka: Wieczna pamiątka między chrześcijany (Z dziejów legendy Władysława Warneńczyka, ostatniego krzyżowca Europy). Wykład na Papieskim Wydziale Teologicznym we Wrocławiu z okazji nadania godności doktora honorowego, 7.10.2003.

Dostępne w Internecie: http://www.pwt.wroc.pl/pliki/ziejka-wyklad.pdf [dostęp:

18.10.2015].

Przeciwnie. Posiada zgromadzone spore środki finansowe w postaci srebrnych monet (pięcio- i dziesięciozłotowych), nazywanych skarbem8. W przeciwieństwie do okolicznego chłopstwa, opisanego jako zbiorowisko półanalfabetów, członkowie rodziny są piśmienni, a więc zdają się stać wyżej intelektualnie, choć poniżej prowincjonalnej inteligencji, takiej jak ksiądz, organista, małomiasteczkowy aptekarz, adwokat czy nauczyciel. Rodowa duma powoduje, że uważają się nie tylko za coś wyraźnie lepszego od chłop-stwa, ale zdecydowanie chłopami gardzą, uważając, że kulturalnie i moralnie chłopi niewiele różnią się od zwierząt [s. 85–89].

Kolejną różnicą i powodem do poczucia wyższości jest stosunek do pracy. W świecie przedstawionym panuje ideologia, według której praca, zwłaszcza fizyczna, jest karą lub nieszczęściem9. Dziad odpustowy jest czło-wiekiem wolnym i gardzącym pracą, a w szczególności zajęciami chłopskimi i handlem – zrównanym ze złodziejstwem [s. 86–95]. Myśl ta powtarzana jest często, ale najwyraźniej przedstawiona została w rozdziale siódmym, w którym znajduje się opowieść o budowie domu. Dziadek głównego boha-tera, Jakubek, nie tylko nie budował domu sam, jak czynią to chłopi, ani nie pomagał pracującym, ale nawet nie pilnował majstra i robotników, jak jest we zwyczaju u szlachty i mieszczan. W ten sposób niechęć do pracy została dodatkowo podkreślona brakiem zapobiegliwości. Za użebrane pieniądze Jakubek postawił dom, nawet nie nadzorując budowy, ponieważ – jak sam to wyraził – za punkt honoru uznał, że dom ma się zbudować „sam”, bez jakiejkolwiek jego ingerencji. To dlatego przez kilka miesięcy budowy leżał pod jabłonką, czekając na koniec budowy.

Ta manifestacja absolutnej wolności od pracy i pochwała próżniactwa miała na celu przewyższenie wolności, jaką dają pieniądze wyższym kla-som społecznym, o czym mowa explicite. W powieści bowiem nigdzie nie mówi się o wyższych klasach społecznych jako o warstwie próżniaczej – przeciwnie, zwraca się uwagę na poważanie dla wykształcenia i zamożności [s. 102]10. Rozrzutność i brak cnoty skrzętności charakteryzuje dziadka,

8 Chodzi o monety II Rzeczpospolitej, posiadające wysoką wartość nominalną, wy-nikającą także z zawartości srebra.

9 Notabene jest to motyw biblijny, wszak Abraham „przechadzał się przed Panem”.

10 Mimo że powieść została napisana jeszcze w PRL-u i w czasach marksistowskiej tendencji do szczucia na ludzi zamożnych i czerpiących zyski z kapitału finansowego,

będącego przecież wzorem osobowym dla głównego bohatera, który pój-dzie w jego ślady. Dziadek za młodu także nie żałował sobie na wygodne półbuty, batystowe lub jedwabne koszule oraz eleganckie ubranie. Wydawał też użebrane pieniądze na zabawy, knajpy, a nawet teatr [s. 43].

To babka Felicja jest chciwa oraz skąpa i można ją uznać za typowy po-wieściowy „charakter” – ideał skąpstwa występujący w literaturze od czasów najdawniejszych [podkreśla to m.in. informacja, że próbowała okraść nawet własnego wnuka – s. 66]. Podobnie ojciec i matka głównego bohatera nie grzeszą protestancką etyką pracy, charakterystyczną dla społeczeństw indu-strialnych, ani nie poddają się terrorowi pracowitości tradycyjnej – jak chło-pi uzależnieni od pór roku i kalendarza prac polowych. Przeciwnie, mamy tu do czynienia z całą gamą odniesień do życia trubadurów, wędrownych artystów i innych ludzi „luźnych”, jakich znała Europa od czasów średnio-wiecza. Bohaterowie zachowują się jak „niebieskie ptaki” czy też – mówiąc językiem współczesnym – wolni artyści, co zdaje się być podkreślone także przez bezwstyd seksualny rodziców Jędrka i Pawełka [s. 54–56]. Ich rytm życia wyznaczany jest wprawdzie przez pory roku oraz kalendarz liturgiczny [s. 38], ale w sposób o wiele łagodniejszy, który pozwala na sporą swobodę decydowania gdzie i kiedy będą żebrać. Dlatego wracają do domu po pra-cy „po tygodniu, po dwóch, a bywało, że po miesiącu” [s. 28]. Wędrówka Pawełka z Jędrusiem trwała zaś kilka miesięcy, bo od św. Jana po Zaduszki.

Nie był to jednak żaden przymus, lecz ich decyzja i wybór związany za-równo z pragnieniem przygody i zaznania świata, jak i chęcią uzbierania odpowiedniej ilości grosiwa.

Realistyczny świat Galicji

W powieści występują – marginalnie i jako tło – różne zawody i prowin-cjonalne profesje, na ogół wykonywane na skalę rzemieślniczą, rzadziej a nie z pracy rąk własnych. Także kapitał intelektualny, formalnie również pochwala-ny, musiał wtedy ustępować prestiżowi pracy fizycznej. Tymczasem bohaterowie czują pewną więź z rzemieślnikami (uważając, że też wykonują poniekąd jakieś rzemiosło), a niechęć do handlu, utożsamianego z oszustwem – to raczej cecha chłopska, podobnie jak szacunek dla wykształcenia.

nieco większą. Nawet wspomnianego tartaku nie można uznać za poziom produkcji manufaktury, nie mówiąc już o fabryczce. Pojawia się garbarnia, która smrodzi i zatruwa ałunem rzekę w pobliżu domu bohaterów powieści [s. 38], oraz rzeźnia z hodowlą kapłonów, w której pracuje bohater w cza-sach szkolnych [s. 45 i n.]. Pracownicy tartaku, młodzi chłopi starający się o pracę przy wyrębie lasu hrabiów Sanguszków, flisacy spławiający drewno – oto grupy zawodowe na pograniczu przedprzemysłowym. Częściej są to pojedynczy pracownicy, jak przewoźnik rzecznego promu, Żyd-karczmarz, Cygan-kotlarz [s. 11] albo „żydowski szklarz chodzący od wsi do wsi z drew-nianą skrzynką” [s. 64]. Generalnie autor nie ukrywa powszechnej nędzy i bezrobocia, analfabetyzmu i głodu, a nawet śmiertelności wśród dzieci, ale też nimi nie epatuje [ss. 94–95, 168–172]. Podczas odpustu poznaje-my sprzedawców, ulicznych śpiewaków, cyrkowców i zawodowych złodziei [s. 111–120].

Rzemieślnicy, aptekarz i małomiasteczkowy adwokat, w którego córce kocha się zezowaty bohater – oto horyzont zawodów, poza które w powieści się nie wychodzi. Osobną kategorię tworzą księża i ich gospodynie, kościel-ny czy organista – prowincjonalna elita, dodatkowo naznaczona związkiem ze sferą sakralną, co jest źródłem specjalnego prestiżu. Zwraca uwagę brak w pierwszej części powieści robotników, którzy pojawią się dopiero w mo-mencie rewolucyjnych zmian na wsi. Nie wydaje się to być decyzją ideową, lecz wynika raczej z pragnienia zachowania elementów realizmu powieścio-wego, skontrastowanego z poetycką formą narracji.

Równie daleko są najwyższe warstwy społeczne, istniejące jako nie-widoczny Parnas, którego reprezentantami są przyjeżdżający na ważny odpust biskup oraz hrabia Sanguszko. Także Lwów i Kraków – dwie sto-lice dalekie geograficznie i mentalnie – urastają do miejsc mitycznych czy legendarnych. Ich symboliczne znaczenie ma niekoniecznie pozytywny odcień – przeciwnie, są to miejsca raczej niebezpieczne, gdzie czyhają ludzie niepoczciwi. We Lwowie zlokalizowana została lecznica, gdzie kaleczy się dzieci [s. 40], a pod Rzeszowem szkoła żebraków, czy raczej oszustów [s. 32], o której wspomina babka – najwyraźniej jedyna wtajem-niczona w zło wielkiego miasta. To ona przecież zabiera wnuki do szpitala, w którym oślepia się małego Jędrka i tłumaczy mężowi po fakcie, że jest

to skutek rodzinnej tradycji, rzekomo pochodzącej jeszcze z pogańskich czasów, czyli kary za odmowę spojrzenia na krzyż i nawrócenie się na prawdziwą wiarę [s. 42]. Inna rzecz, że przez jej gapiostwo starszy Pawełek uniknął straszliwego losu pierworodnego, czyli wybrańca [s. 39–42]11. Tragiczna pomyłka powoduje, że starszy brat do końca będzie czuł się odpowiedzialny za skrzywdzonego, którego wysłał w swoim zastępstwie.

Ten odwrócony motyw historii Jakuba i Ezawa jest jednocześnie toposem sprytnej ucieczki od przeznaczenia.

Świat w początkowych rozdziałach Wniebogłosów mieści się między Lwowem i Krakowem, a poza wioskami wspomina się jedynie o Rzeszowie, Tyńcu czy Ojcowie. Na takim tle społecznym Nowak opowiada ze szcze-gółami tajniki zawodu odpustowego artysty, podkreślając wyraźnie jego odrębny status, także majątkowy. Kilkakrotne opisy suto zastawionego stołu wskazują na ważny element, jakim jest brak biedy w rodzinie żebraczej.

W specjalne święta, np. przed uroczystym wyjściem na żebry czy żebraczą inicjacją Jędrka i Pawełka, rodzina potrafiła się wystroić, a z opisu wynika, że miała w co:

Ale tego dnia wszyscy byli w domu. […] Wszyscy, nie wyłączając ojca, który nie lubiał się stroić, siedzieli na ławie ustawionej na środku izby, ubrani w biel-skie ancugi, w jedwabne spódnice, w takież chusteczki z frędzlami zarzucone na plecy, a matka nawet w kapelusik z piórkiem. Siedzieli i patrzyli jak my z bratem szykujemy się do kilkudniowej pielgrzymki [s. 60].

Także świąteczny stół z okazji rozpoczęcia roku żebraczego wyglądał impo-nująco i przypominał Wielkanocny – z miskami pełnymi wędlin, jaj i kapło-nów, piwem, wódką, a nawet winem dla młodzieży. Na poły surrealistycznie brzmią zdania opisujące nie tylko obfitość jadła, ale i żebracza elegancję:

„czasem tylko zabrzęczała krucha porcelana, zadzwonił widelec ozdobiony herbem złożonym z dwóch sękatych kosturów” [s. 63], bo autor powieści wyraźnie wzoruje opis na szlacheckich biesiadach.

11 Straszna klinika we Lwowie jest także przedmiotem legendy o kastrowaniu chłop-ców, których sprzedaje się następnie do tureckich haremów [s. 49].

Opis artystycznego rzemiosła

Pierwszy akapit powieści szczegółowo opisuje żebraczy zarobek. Jest to więc przede wszystkim pieczywo, opisywane przy pomocy literackich i gwarowych określeń: skibki, kromki, pajdy, ćwiartki czy glonki chleba (glonek – gwar. kawał). Mowa jest także o kołaczach i plackach pieczonych na blasze [s. 5]12. Jest to zysk podstawowy, ale zdarzają się bardziej warto-ściowe wiktuały jak „kawałek słoniny, patyczek kiełbasy, a nawet cukierek”

[s. 5]. Poza dobrami w naturze zarobek zawiera wartości w pieniądzu.

Charakterystyczne są przy tym liczenie utargu oraz zamiana drobnych na większe nominały – typowe dla każdego handlu. W tym sensie opis nie odbiega od dzisiejszych obyczajów sklepowych:

Tymczasem dziadkowie wyjmowali z zanadrza lniane woreczki ściągnięte ta-siemką i wysypywali na stół użebrane grosiwo. Rozgarniali je z kupki po całym stole i układali: miedź do miedzi, nikiel do niklu. Poukładane w stożki liczyli pieniążek po pieniążku i zawijali w papierowe ruloniki: pięciogroszówki osobno, dziesięciogroszówki i dwudziestki osobno. A gdy w grosiwie błysnęła złotów-ka, oglądali ją pod światło i całowali. Uważali przy tym liczeniu i mieli się na baczności [s. 5–6].

Tu poważny opis zamienia się w scenę groteskową, objaśniającą wzmożoną uwagę liczących. Chodzi o przedstawienixe pazerności i skąpstwa dziad-ków, którzy uważają, by wnuki nie ukradły im miedziaka. Nowak, mając do dyspozycji niezliczone realizacje toposu skąpca, z lubością przedstawia rubaszną scenę walki o upadły na ziemię pieniążek, połykanie go przez ślepe dziecko i jego radość ze zwycięstwa nad silniejszymi, a także przymusowe oczekiwanie na wypróżnienie, wspomagane rycynusem. Opis płukania urynału nawiązuje także do starożytnego pecunia non olet [s. 9]. Zresztą wypróżnianie się przez różne grupy i warstwy społeczne jest przedmiotem frywolnych, a jednocześnie farsowych opisów, charakteryzujących różne

Tu poważny opis zamienia się w scenę groteskową, objaśniającą wzmożoną uwagę liczących. Chodzi o przedstawienixe pazerności i skąpstwa dziad-ków, którzy uważają, by wnuki nie ukradły im miedziaka. Nowak, mając do dyspozycji niezliczone realizacje toposu skąpca, z lubością przedstawia rubaszną scenę walki o upadły na ziemię pieniążek, połykanie go przez ślepe dziecko i jego radość ze zwycięstwa nad silniejszymi, a także przymusowe oczekiwanie na wypróżnienie, wspomagane rycynusem. Opis płukania urynału nawiązuje także do starożytnego pecunia non olet [s. 9]. Zresztą wypróżnianie się przez różne grupy i warstwy społeczne jest przedmiotem frywolnych, a jednocześnie farsowych opisów, charakteryzujących różne

Powiązane dokumenty