• Nie Znaleziono Wyników

tego w spaniałego gm achu.

P iękna Zulim a znając grzeczność i goto- w ość O m ara w podobnych w ypadkach, m yślała że w sam ej rzeczy dobrze zrobi, gdy uczyni za­

dość prośbie p o s ła ; wysłała tedy m istrza dworu, który donosząc m u o łaskaw em zezwoleniu swojej pani, m iał nakazane pokazać Erw inow i rozkład wszystkich k om nat i szczegółowe ich urządzenia. G dy Erw in o zezwoleniu pięknej Zulim y usłyszał, ucieszył się wielce i dawszy tow arzyszącym m u tajem ne zlecenie, udał się n astępnie za m istrzem do kom n at p a ła c u ; a oglą­

dając jedną po drugiej gdy w stąpił do tej, w k tó ­ rej znajdow ała się piękna Zulim a, tedy przystą­

pił ku niej, a całując kraj jej szaty, prosił o przebaczenie za śm iałe najście jej przybytku.

P iękna Zulim a odpow iedziała na tę jego uniżo- n ość ró w n ą grzecznością, chociaż twarz jego w ydała się jej nad wyraz w strętną. Potem udał się Erw in do dalszych kom nat, w każdej n o tu ­ jąc coś dla ok a; a gdy nareszcie stanęli koło drzwi prow adzących do kom naty w której znaj­

dow ała się skrzynia z zam kniętym w ew nątrz pierścieniem , m istrz dw oru zaw ahał się na chw i­

lę, gdyż wstęp do tej kom naty był przez O m ara wszystkim w zbroniony; lecz w spom niaw szy n a wyraźny rozkaz pięknej Zulimy, otw orzył drzwi 1 wpuścił m n ie m a n e g o . posła do w nętrza k o ­

5

m naty. Erw in więc znalazłszy się już praw ie u celu swojej wyprawy, stanąw szy blisko o kna dał sługom sw oim nieznacznie um ów iony znak, sk u ­ tkiem którego rozległy się po całym dworze okrzyki: „O gień! ogień! pali się !“. 1 rzeczywi­

ście, za spraw ą duchów ognia m ożna było wi­

dzieć n a każdem m iejscu jasne płom ienie p o d ­ noszące się do góry, chociaż pałac z m arm uru zbudow any był. M istrz dw oru słysząc że się pali, przerażony niezm iernie w ybiegł z kom naty, p o ­ zostaw iając Erw inow i sposobność do uzyskania pierścienia; wkrótce też Erw in odem knął skrzy­

nię z łatw ością, a wziąwszy pierścień, włożył go n a palec i w ym knął się z pałacu, a widząc swoich towarzyszy zajętych gaszeniem ognia, przyłączył się do nich i w krótkim czasie pożar stłum iono. N astępnie podziękow awszy pięknej Zulimie za łaskaw e uwzględnienie prośby i w za­

jem nie odebraw szy podziękow anie za skuteczną pom oc d an ą w czasie pożaru, — pożegnał w szyst­

kich i odjechał, ciesząc się wielce ze swojej zdo­

byczy, za pom ocy której m szcząc się na O m a- rze, weźmie w posiadanie najpiękniejszą z nie­

w iast. G dy się-już wieczór zbliżać począł, tedy Erw in całując pierścień, potarł go silnie a w tej chwili stan ął przed nim książę duchów ziem ­ skich w brzydkiej postaci, i głosem ponurym zapytał: „Czego chcesz niepraw ny właścicielu p ierścienia?“ Erw in odpow iedział, aby pałac

67 O m ara, jakoteż piękna Zulima, byli przeniesieni natychm iast w dalekie, a urocze okolice Afryki.

D uch w ysłuchaw szy jego rozkazu, nim zniknął wyrzekł te złowrogie słow a: „Zem sta O m ara cię nie m inie p a m ię ta j!“ Lecz Erw in nie wiele zw a­

żał na tą pogróżkę, ufny w moc sw oją sądził, że teraz żadna siła nie zdoła m u uczynić nic złego.

Rozkaz E rw ina został w krótce w ykonany i pałac O m ara z piękną Zulimą, przy której po ­ została się tylko m ala dziew czynka jako jej je­

d yna służąca, — znajdow ał się już w pustej choć pięknej krainie, N ubień zwanej, a położo­

nej w Afryce. Z ulim a zbudziw szy się następnego dnia, zatrw ożyła się wielce cichością, jaka p a­

n o w ała w całym p ałacu ; a gdy ku oknu p o stą­

piła i rzuciła okiem w dal, zobaczyła iż zn a jd u ­ je się w jakiejś nieznanej okolicy, a tem bardziej jeszcze przelękniona, zaw ołała na swoje sługi, zam iast których zjawiła się tylko ta jedna mała, donosząc swojej pani z płaczem , że w pałacu nikogo, a nikogo niem a i że wszystkie pokoje pozam ykane są. G dy p o d o b n ą rozm ow ą zajęte obie były, otworzyły się nagle drzwi i Erwin z obrzydliwym uśm iechem wszedł, życząc pię­

knej Zulimie dobrego d n ia; lecz ona gdy zoba­

czyła jego tw arz w strętnie wykrzywioną, wybie­

gła do drugiej kom naty wraz z m ałą służącą, i drzwi za sobą zam knęła.

5*

ROZDZIAŁ XII.

Jakim sposobem dow iedział się O m ar o sw ojem nieszczęściu.

Tej samej nocy, w której pałac O m ara przeniesiony został do Afryki, sułtan zw abiony urokiem księżycowej letniej nocy, wyszedł n a balkon pałacu i spojrzał w stronę m ieszkania swoich najukochańszych dzieci. Lecz cóż się sta ­ ło ? czyż go w zrok m yli? jak daw niej, gdy po­

raź pierw szy ujrzał pałac O m ara przecierał oczy, tak sam o i teraz to czynił, lecz pałacu widzieć już nie m ógł. Zaraz tedy przyw ołał swoich dw o­

rzan pytając ich, czy w idzą pałac O m ara, — lecz ci w patrując się pilnie, odrzekli wielce zdziwieni, iż takow ego nie widzą wcale. Tedy sułtan zw ró­

ciwszy się do obecnych już wezyrów, spytał co czynić należy? Wszyscy milczeli, — po chwili dopiero w ystąpił wielki wezyr i rzekł: „Najja­

śniejszy panie! nie racz mi brać tego za złe co powiem , gdyż zdaje mi się, że to nieszczęście które cię obecnie dotknęło, a które i nas wielce zasm uca, jest spraw ą O m ara, który wiem pe­

wnie był tylko podłym czarownikiem , a chytro- ścią swoją zdołał dokonać tyle, że najpiękniejszą z dziewic p a ń stw a naszego, a najdostojniejszą córkę w aszą najjaśniejszy panie, za żonę otrzy­

m ał. Z nać p otrzebow ał tej zbrodni dla swoich

69 tajem niczych planów , poniew aż dążył wszystkie- m i siłami do uzyskania ręki pięknej Zulimy, — i dzisiaj dopiero okazał czem on jest, lecz nie­

stety zapóźno, um k n ął przed spraw iedliw ością, poświęciwszy dla siebie trzy ofiary: najprzód dwóch oblubieńców pięknej Zulimy, z których jednego ja opłakuję, drugiego przyjaciel mój a d ­ m irał, a obecnie ją sam ą, która była ozdobą p ań stw a całego, l e g o człow ieka podejrzew ałem od sam ego początku, lecz dzisiaj dopiero w yja­

w iam ci najjaśniejszy P anie moje podejrzenia, a ty osądź je “.

T ą m ow ą potrafił obecnych tak poruszyć, że ze wszystkich stron podniosły się oskarżenia przeciwko U m arow i, skutkiem czego zarządził sułtan ścisłe poszukiw ania za O m a re m ; a p o ­ nieważ tenże podów czas bawić m iał n a polow a­

niu, w ysłany tam został rów nież jeden oddziai żołnierzy, a kapitan tego oddziału otrzym ał roz­

kaz przyprow adzić U m ara żywego lub um arłego.

O m ar tym czasem nie spodziew ając się niczego, ukończyw szy łowy, wyprzedził myśiiwych i w ra­

cał sam otnie do dom u, a spotkaw szy k apitana chciał zapytać o pow ody jego wycieczki, lecz ten wyprzedziwszy go, przem ów ił: „Wierzcie mi p a ­ nie, iż obow iązek który wypełnić m am , jest mi wielce niem iłym, lecz czyniąc zadość woli n ajja­

śniejszego pana, aresztuję was w imieniu jego", l e n zaś nie poczuwając się do żadnej winy, zdzi­

wiony niezm iernie zapytał, czem zasłużył sobie n a taką niełaskę u su łta n a ; iecz kapitan od p o ­ w iedział krótko, aby nie pytając o nic więcej złożył swoje oręże, gdyż od su łtan a wszystkiego się dowie.

O m ar nie m ów iąc już nic więcej, złożył oręże, a otoczony dokoła strażą, staw iony został przed sułtana, który rozżalony i gniew ny za p ro ­ wadził go do okna, a wskazując w dal zapytał:

„Powiedz gdzie jest twój pałac i gdzie jest m oja c ó rk a ? “. O m a r słysząc to pytanie, gdy rzucił okiem w miejsce, gdzie się znajdow ał pałac jego, a gdzie teraz zobaczył puste miejsce, tedy jęknął z cicha i ru n ą ł n a ziemię zem dlony. Sułtan roz­

kazawszy przywrócić m u przytom ność ośw iad­

czył, że jeżeli do trzech dni nie odzyska tego co utracił, natenczas życie swoje w zam ian położy.

Lecz O m ar widząc, że w jego nieszczęściu ra tu n k u żadnego niem a, nie zw ażał wcale na groźbę sułtana, w razie nieodnalezienia jego cór­

ki, ale zam knąw szy w sobie straszn ą boleść po stracie ukochanej Zulimy, postanow ił cierpliwie oczekiwać dalszych w ypadków, które los m u zgotuje. Zresztą znajdow ał się on w stanie dzi­

wnego osłupienia, tak że chwilami nie um iał sobie naw et w ytłum aczyć tego i nie wiedział co się z nim stało. W tym stanie przeszły m u całe trzy dni w przeciągu których, m iał pow rócić su ł­

tanow i córkę, a tym sposobem dowieść swojej

71 niew inności; lecz gdy oznaczony term in już był m inął, a o wykazaniu swojej niew inności O m a r ani nie pom yślał — tedy sułtan widząc iż córki swojej nigdy już nie zobaczy, gniew em wielkim uniesiony, rozkazał O m ara przyprowadzić, a w y­

rzucając m u w okropnych słow ach jego zbro­

dnie, wydał wyrok śmierci przez powieszenie i wtrącił go do więzienia.

Tym czasem wieść o mającej nastąpić śm ier­

ci O m ara, rozniosła się szybkością błyskawicy po mieście. Podniosły się w ołania ludu, że to być nie może, aby ten dobroczyńca i ojciec u b o ­ gich, m iał ginąć tak h an ieb n ą śmiercią. D latego też w krótkiOT czasie zgrom adziły się ogrom ne tłum y tego ludu, dom agając się uparcie wolności O m ara, i chociaż napom inano je do rozejścia się, wreszcie naw et karam i im zagrożono, jednak tłum y w rzaskiem tylko odpow iadały n a to, który w zm agał się z każdą chwilą. S ułtan widząc, że tym sposobem w zburzonego ludu nie uspokoi, wyszedł tedy n a balkon i ogłosił iż O m arow i życie daruję, lecz żąda natychm iastow ego u s tą ­ pienia. T łum y odpow iedziały na to, iż ustąpią w tenczas dopiero, gdy O m ar między niemi znaj­

dow ać się będzie. Więc ten, obaw iając się złych skutków , które z tego pow odu w yniknąć m o ­ gły, rozkazał wypuścić O m ara na wolność, gdzie lud przyjął go z oklaskam i i okrzykam i szalonej radości.

ROZDZIAŁ XIII.

Jak Omar pałac sw ó j i ukochaną Zalim ę odszukał.

Nad odzyskaną wolnością, którą lud mu zgotow ał; najm niejszej nie okazyw ał on radości, lecz w sm utnych m yślach pogrążony, szedł przez ulice m iasta, otoczony dokoła kochającym lu ­ dem , który odprow adził go aż po za granice m iasta. A znalazłszy się sam otnym wszedł cie­

m n y bór, i tam usiadłszy, puścił w odze swoim rozm yślaniom , o utraconem szczęściu. I tu d o ­ piero przyszła m u m yśl do głowy, czyby nie m ożna jakim sposobem dowiedzieć się, gdzie przebyw a jego najukochańsza m ałżonka Zulima, lecz któż udzieli m u tych w iadom ości? kto radę zbaw ienną d a ? W tej chwili rzucił okiem na różę, którą jeszcze posiadał, i nie nam yślając się wiele pocisnął ją, ciesząc się tą nadzieją, że m u duchow ie pow ietrza jakich wskazówek udzielą do odnalezienia utraconego szczęścia. G dy się Ariel przed nim stawił, tedy O m ar rzekł: S p o ­ tkało m nie wielkie nieszczęście, gdyż utraciłem to co mi najdroższem było, — i dla tego wzy­

w am cię abyś m i powiedział, jeżeli ci wiadom o, kto jest przyczyną m ojego nieszczęścia, i gdzie się m oja u k o ch an a m ałżonka zn a jd u je ?“. Ariel odpow iedział: „W iadom em mi jest, że podczas

73

Powiązane dokumenty