w odu waszego posłuszeństw a żądam , który jak wierzę wam nie za tru d n y będzie, a nasze serca bliżej jeszcze przywieść zdoła. Już bowiem od m łodości szczególne upodobanie w winie m ia
łam , którem jako córka sułtana, łatw o uspokoić m ogła. Mój pierw otny m ąż O m ar, w am tak znienaw idzony, często na m ą wolę zezwalał i z chęcią m nie uprzedzał; m am także nadzieję że też i w asza miłość, m iłości O m arow ej wzró- w na. Erw in odrzekł z uciechą, że i on także jest przyjacielem wina, i nic więcej sobie nie życzy, jak na jej zdrowie szklankę tegoż wypić. Mojej garderobiance, rzekła Zulim a uprzejm ie, kazałam sobie mój ulubiony trunek przynieść, a to sześć butelek kalabryjskiego wina. Erw in zaw ołał ró wnie zdziwiony jak ucieszony, że to wino jest także i jego ulubionym trunkiem . Zulim a um yśl
nie kubków do w ina nie przyniosła i dodała, że ich gardero b ian k a zapom niała przygotow ać, więc chciała iść prędko po takow e. Lecz Erw in tego nie dopuścił, prosząc jej grzecznie, żeby m u u sługę w tej spraw ie zlecić zechciała. To tedy było, czego żądała, a gdy z pokoju wybiegł, wzięła prędko ów środek zaradczy i wypiła go nagle. Gdy Erw in do izby nazad powrócił, n a lała m u zaraz kubek owego w ybornego wina, który na jej zdrow ie w jednym ciągu wypił, a poniew aż go na grzeczny sposób do częstszego
pow tarzania onegoż zachęcała, a w tem że z d o brem przykładem najprzód szła, tedy by się E r
win był m usiał zawstydzić, gdyby m iał mniej znieść jak ona. W ięc pił jeden kubek po d ru gim, a. jego jękliwy język w net wyzdradził, że ów m ocny trunek swego skutku nie zmylił. Gdy to Zulim a pom iarkow ała, napełniła zaś w net k u bek wziąwszy go m ó w iąc: „Na nasze bliskie za
ślu b ien ie!“ i przym usiła go jeszcze raz cały k u bek wypić a potem drugi kubek, pom ieszawszy w nim napój usypiający, który też m usiał nagle wypróżnić. To go tak pijanym uczyniło, że p ró żny kubek z ledwością na stół postaw ić zdołał, a przy takiej zadanej sobie pracy, bez zm ysłów n a podłogę upadł. G dy jeszcze parę nierozu
m nych słów pod nosem bełkotał, poszła ku nie
m u, szarpiąc go, aby się dowiedziała, czyli już zmysły u tra c ił; potem poszła ku oknu, gdzie już O m ar rozkazu Zulim y oczekiwał, i dała m u znak pow iew em chustki, a w net przybiegł do pokoju gdzie Erw in pijany, bez zm ysłów na po
dłodze leżał. O m ar prosił Zulimy aby go przez niejaki czas przy nim sam ego zostaw iła, co mu też zezwoliła.
Tu zerw ał pijanem u Erw inow i nieoszaco- w ąny pierścień i włożył go n a swój palec, a za pom ocą onego, duchów ziem skich zwołał. Ci przyskoczyli z chęcią, pytając się praw ego w ła
ściciela pierścienia o posłudze. „W eźmijcie! o d
81
pow iedział O m ar, tem u złośliwem u czarow niko
wi życie, którego nie jest w art, aby już żadne
m u człowiekowi krzywdy nie czynił!“. P rzyje
m niejszego rozkazu nie mogli ziemscy duchow ie usłyszeć; porw aw szy więc czarow nika za ręce i nogi, rozerwali go n a cztery części. P otem zwołał O m ar duchów pow ietrza przez porusze
nie róży, dając im rozkaz, żeby te 4 ćwierci cia
ła E rw ina na cztery strony św iata roznieśli.
N astępnie kazał sobie pierw otną postać przywrócić i polecił duchom ziem skim, żeby służba, która dawniej znajdow ała się n a dworze i teraz zajęła swoje czynności, a następnej nocy, aby pałac ze w szystkiem co się w nim tylko znaj
duje, przeniesiony był do C arogrodu na daw ne miejsce. Lecz przedtem jeszcze, nim pałac zosta
nie przeniesiony, rozkazał dwóch pierwszych oblu
bieńców pięknej Zulimy, którzy do tego czasu bardzo przyjem ne pędzili życie w oddaleniu, na- pow rót do C arogrodu przenieść. — Po w ydaniu tych rozkazów, wszedł do kom naty pięknej Z u limy, k tóra po radosnem przyw itaniu, zapytała o poczciwego żebraka, którem u w inną wdzię
czność okazać chciała. O m ar śm iejąc się odparł, iż jem u by się ta wdzięczność należała, ponie
waż on jest owym żebrakiem — wybawicielem.
A gdy piękna Zulim a tw ierdziła stanow czo, że to być nie może, tedy O m ar chcąc ją przekonać o prawdzie, powtórzyć m usiał całą rozmow ę,
6
k tó rą z nią prowadził. I tak opow iadając sobie m inione wypadki i przebyte niebezpieczeństw a cieszyli się naw zajem długo jeszcze tego wie
czoru.
Lecz któż opisze radość pięknej Żulimy, gdy następnego dnia zbudziwszy się wyjrzała oknem i zobaczyła, iż znajduje się w C arogrodzie na daw nem m iejscu. W szystko się już zmieniło.
U słyszała ruch krzątającej się służby, a chcąc się o tern przekonać, gdy zadzw oniła na nie, zobaczyła cały szereg tych sam ych dziewic, któ re dawniej ją otaczały. Po niejakim czasie, przy
był sułtan przywitać swoją ukochaną córkę, k tó rą uw ażał już jako utraconą dla siebie na zawsze, a k tóra powitawszy go bardzo czule, opow ie
działa cały szereg m inionych nieszczęść, tw ier
dząc, że O m ar niewinnie tyle cierpiał i jego roz
tropności tylko zawdzięcza swoje wybawienie z rąk podłego czarownika, który swojego gw ałtu więcej już nie powtórzy, poniew aż poniósł już śm ierć zasłużoną.
Zaledwie piękna Zulim a dokończyła o p o w iadania, otworzyły się drzwi kom naty i wszedt O m a r piękny i poważny, a zobaczywszy sułtana upadł m u do nóg. Lecz sułtan podniósł go a wielce w zruszony, rzekł do obojga m ałżo n k ó w :
„Dzieci moje, niech was Bóg błogosław i! a ty kochany O m arze, puść to w niepamięć, że s tra tą córki znękany, wyrządziłem ci tak wielką
83 krzyw dę“. — Po tych słow ach uściskał O m ara, ucałow ał córkę i uszczęśliwiony u d ał się w ich towarzystwie do dw oru swego gdzie nastąp iła w spaniała uczta, a gdzie wszyscy zadow olnieni zostali.
Długie lata potem żył jeszcze O m ar z pię
k n ą Zulim ą w nieprzerw anem szczęściu, ciesząc się ogólnem pow ażaniem i szacunkiem . A jego ludzki charakter, czynił go nad jego m oc i b o gactw a znakom itszym , — i po dziś dzień, żyje on w pamięci ludu, jako wielki dobroczyńca, gdyż nie zapom niał o tem nigdy, że ludow i te m u winien był życie.
KONIEC.
6*