• Nie Znaleziono Wyników

Problem pierwszy – o wyjściu zza biurka 25

Każdy tekst – i tekst naukowy nie jest tu wyjątkiem – jest zakorzeniony w osobistym doświadczeniu. Analizując filmy, seriale czy gry komputerowe, piszemy o swoich doświadcze-niach z tymi mediami lub o – znów – swoich wyobrażedoświadcze-niach na temat doświadczeń innych. Dlatego badania mediów, o ile roszczą sobie pretensje do opisu zjawisk o szerokiej skali spo-łecznego oddziaływania, nie powinny ograniczać się do badań tekstów i struktur ich wytwarzania oraz odbioru/tworzenia znaczeń. Ważnych dla mnie inspiracji w tym obszarze dostar-cza Nick Couldry, który postuluje otwarcie badań mediów na podejście socjologii praktyk społecznych26. Couldry uważa, że tylko dostrzeżenie i dopuszczenie do głosu „zwykłych” użyt-kowników mediów może być receptą na funkcjonalistyczną chorobę medioznawstwa, uprzywilejowującego instytucje medialne i często przeceniającego ich oddziaływanie. Główną przyczyną takiego skrzywienia jest fakt, iż „instytucje zwią-zane z mediami, podobnie jak rządy, wiele wysiłku wkładają

25 Poruszany tu przeze mnie problem nie jest argumentem „przeciw teorii”

samej w sobie – co więcej, zgadzam się z redaktorami publikacji New Cultu-ral Studies. Adventures in Theory (red. Gary Hall i Claire Birchall, Edinburgh:

Edinburgh University Press 2006), że współczesna nauka zmaga się z kryzy-sem teorii, powiązanym m.in. z neoliberalnym myśleniem o efektywności i bę-dącą jej następstwem zmianą warunków pracy naukowców, którzy kierują się coraz częściej w stronę szybkich w realizacji, doraźnych projektów. Pisząc wprost: łatwiej zdobyć grant na zebranie i opracowanie danych niż na lekturę książek i namysł nad nimi.

26 N. Couldry, dz. cyt., s. 96–113.

w stwarzanie wrażenia, że są w »centrum« funkcjonującej ca-łości »społeczeństwa«, rozumianym jako centrum wartości”27. Badacze powinni zachować do tego stanowiska krytyczny sto-sunek, a przynajmniej dopuszczać możliwość, że taka perspek-tywa jest także produktem funkcjonowania systemu medial-nego. Według Couldry’ego: „Studia nad mediami (a czasem także nauki polityczne) wymagają sporego wysiłku pozwala-jącego osłabić nieodłącznie związaną z nimi presję, pchającą je w kierunku funkcjonalizmu. Z tego samego powodu, studia nad mediami (i nauki polityczne) muszą oprzeć się pokusie, aby widzieć faktyczne centra instytucjonalne kultury mediów (i politycznej) jako »wszystko, co istnieje« – muszą unikać

»centryzmu« , który ogranicza zakres faktycznego obszaru praktyk medialnych (i politycznych) poza tymi samozwań-czymi »centrami«. (Społeczne »centrum«, do którego media pośrednio roszczą sobie prawa, jest więc podwójnie mityczne:

nie jest to ani centrum wartości, ani centrum praktyk w takim stopniu, w jakim media chciałyby, żebyśmy je widzieli)”28. Ta fiksacja na centrum, wytykana badaniom mediów przez Co-uldry’ego, w wypadku łączących się mediów cyfrowych jest błędem podwójnym: nie tylko błędem teorii, arbitralnie wy-znaczającej podział na praktyki istotne (warte analizy) i mar-ginalne (niezauważane lub pomijane, ewentualnie postrzegane jako niewłaściwe i opisywane językiem braku kompetencji czy innych deficytów), ale też błędem polegającym na nieuwzględ-nieniu likwidacji podziału na centrum i peryferia już w samej strukturze mediów, w których zarówno granice między róż-nymi środkami przekazu, jak i sztywny podział na nadawców i odbiorców dawno się zdezaktualizowały.

27 Tamże, s. 106.

28 Tamże.

Ujęcie to nakazuje więc przyglądać się mediom w per-spektywie praktyk społecznych, dla czego dobrą podstawę może stanowić dowartościowanie działań ich użytkowników już na poziomie definiowania mediów. Doskonałym przykła-dem może być tutaj propozycja Lisy Gitelman, korespondu-jąca z uwagami Couldry’ego: „Definiuję media jako realizo-wane społecznie struktury komunikowania, gdzie struktury obejmują zarówno technologiczne formy i powiązane z nimi protokoły i gdzie komunikacja jest praktyką kulturową, zry-tualizowanym układem różnych osób na tej samej mapie men-talnej, dzielących lub zaangażowanych w popularne ontologie reprezentacji. Jako takie, media są unikalnymi i złożonymi podmiotami historycznymi. Ich historia musi być społeczna i kulturowa, nie może zaś być opowieściami o tym, jak jed-na technologia prowadzi do kolejnej albo jak odizolowani ge-niusze magicznie zmieniają świat. Każda pełna analiza musi zawierać, jak określa to William Uricchio, »uwzględnienie różnorodności, złożoności, a nawet sprzeczności […]«”29. Samą Gitelman interesuje rewizja historii mediów – do której na przykładzie kina sięgnę w kolejnych rozdziałach. W tym miejscu istotne jest dla mnie jednak docenienie możliwości społecznej negocjacji praktyk kulturowych budowanych wo-kół mediów – protokołów rozumianych jako „rozległy zbiór normatywnych zasad i ustalonych warunków, które zbiera-ją się i przywierazbiera-ją [do mediów] jak mgławica do technolo-gicznego jądra. Protokoły wyrażają ogromne zróżnicowanie relacji społecznych, ekonomicznych i materialnych. Telefo-nia obejmuje więc powitanie »Halo?« […], miesięczny cykl rozliczeniowy i okablowanie, które fizycznie łączy nasze

29 L. Gitelman, Always Already New: Media, History and the Data of Cul-ture, Cambridge, MA: MIT Press 2006, s. 7.

telefony”30. Przykład telefonów pokazuje zresztą doskonale, jak pewne praktyki ewoluują wraz z technologią (pojawienie się telefonii komórkowej to m.in. nowe możliwości regulo-wania rachunków, także poza comiesięcznym cyklem), ale też jak pomimo zmiany technologicznej (zaniku fizycznych łącz i zastąpienia ich falami radiowymi) społeczne praktyki mogą pozostać niezmienne (to samo powitanie, wciąż moż-liwość comiesięcznego regulowania rachunku). To uwzględ-nienie doświadczeń i oczekiwań użytkowników – społeczne formy realizacji struktur komunikowania – jest istotne także dlatego, że gwałtowność przemian medialnego ekosystemu, spowodowana digitalizacją i usieciowieniem kolejnych form medialnych, sprawia, iż praktyki użytkowników zmieniają się tak dalece, że badaczom, także ze względów metrykalnych i związaną z nimi historią kontaktów ze środkami przekazu, coraz trudniej może być zrozumieć „cyfrowych tubylców”.

Jak pisze Marek Krajewski: „Skupienie całej wiązki różnych typów przekazów w obrębie jednego ekranu i zarządzanie nimi przez pojedynczy interfejs pociąga za sobą rosnącą intymność percypowania przekazów, które dawniej doświadczane były wspólnotowo (telewizja, radio, muzyka). Tym samym proces ten unieważnia te formy więzi, które opierały się na bezpośred-niej bliskości, współuczestnictwie, współprzeżywaniu, a któ-rych źródłem były doświadczenia medialne. Oznacza to »prze-terminowanie« pewnych sytuacji odbiorczych, które jeszcze do niedawna stanowiły synonim relacji zachodzących pomiędzy człowiekiem a mediami. Sytuacji takich, jak siedzenie przed telewizorem, słuchanie muzyki płynącej z przeznaczonego wyłącznie do jej odtwarzania urządzenia, oglądanie wypoży-czonych filmów itd. Przeterminowanie to nie oznacza, że

sytu-30 Tamże.

acje te nie zachodzą, że zostały zupełnie wytarte z przestrzeni społecznej, ale raczej że są one traktowane jako sytuacje wy-jątkowe, odświętne, nietypowe. Jednostka uczestniczy w nich z pełną świadomością, że są one przestarzałe, że zastąpiły je nowe formy działań odbiorczych, które mają bardziej podsta-wowy charakter”31. Ta sytuacja wymaga poszukiwania nowych kategorii opisu, ale też specyficznej wrażliwości, obsesyjnie wręcz otwartej na inne od naszych – badaczy, prywatne uży-cia mediów, bo tego typu praktyki nie są już zarezerwowane dla nisz subwersji, lecz stały się częścią codzienności. Dlatego Krajewski przekonuje też, że badanie użytkowników mediów wymaga uwzględnienia tej „nowej sytuacji egzystencjalnej”32. Ta „nowość” intensyfikowana jest nie tylko przez zmia-ny praktyk medialzmia-nych, ale szerzej – przez zmiazmia-ny stylów ży-cia i codziennych praktyk publiczności. Publiczności, których charakterystyka uległa zmianie, na co zwracają uwagę Nicho-las Abercrombie i Brian Longhurst, piszący o rozproszonych publicznościach (diffused audience)33. To kategoria opierająca się na spostrzeżeniu, że we współczesnym świecie publiczno-ścią jesteśmy przez cały czas. Rozproszenie publiczności odnosi się więc zarówno do faktu, że publiczności są pofragmentowane, jak i spostrzeżenia, że ich doświadczenia medialne są zrośnięte z innymi, niemedialnymi aspektami codzienności. Rozproszo-na publiczność jest z jednej strony bardzo silnie zrośnięta z me-diami, bo przenikają one do wielu praktyk życia codziennego, a równocześnie to zrośnięcie sprawia, że media same stają się czymś codziennym, pozbawione są uprzywilejowanego statusu.

31 M. Krajewski, Przeterminowanie, w: M. Filiciak i in., dz. cyt., s. 145–146.

32 Tamże, s. 146.

33 N. Abercrombie, B. Longhurst, Audiences, London: SAGE 2003, s. 68–76. Za wskazanie tego tropu dziękuję Markowi Krajewskiemu.

Podobnym tropem podąża Nick Couldry, sugerujący jednak, że ze względu na relatywnie nowy, dwustronny charakter relacji użytkowników z mediami lepszą kategorią byłaby publiczność rozszerzona (extended). Badacze zgadzają się jednak w ocenie, że „sama natura publiczności zmieniła się nie tylko za sprawą nowych interfejsów technologicznych wykorzystywanych przez media, ale też poprzez zmiany w społecznych i przestrzennych formach, jakie przybiera bycie publicznością (audience-hood), w efekcie których bycie członkiem publiczności jest dziś innym doświadczeniem, niż było kiedyś”34. Większa liczba treści krą-ży między większą ilością urządzeń ukrą-żywanych w większej ilo-ści miejsc i sytuacji35. Równocześnie, skoro użytkownicy ne-gocjują własne sposoby używania mediów, a cyfrowe media pozwalają na bezprecedensową personalizację zarówno interfej-sów dostępu, jak i konsumowanych treści, to na znaczeniu zy-skują wszystkie specyficzne, lokalne lub nawet indywidualne działania, które – odnosząc się do obszaru wizualnego – Nicho-las Mirzoeff określa mianem „oglądania wernakularnego” (ver-nacular watching)36. Chodzi zwłaszcza o zerkanie na ekrany (na

34 N. Couldry, The Extended Audience: Scanning the Horizon, w: Media Audiences, red. M. Gillespie, Berkshire: Open University Press 2005, s. 188.

35 Choć to spostrzeżenie wpisuje się w zjawisko przejmowania przez użytkowników mediów części kompetencji zarezerwowanych wcześniej dla nadawców, to bywa też wykorzystywane przez twórców. Jednym z przykła-dów mogą być działania reżysera Riana Johnsona, który w wypadku dwóch swoich filmów – Niesamowici bracia Bloom (2008) oraz Pętla czasu (2012) – udostępnił w internecie dla widzów kinowych autorski komentarz. Nagra-nie należało ściągnąć z sieci i odtworzyć w trakcie seansu (reżyser instruuje, kiedy należy włączyć odsłuch) z użyciem odtwarzacza mp3 albo telefonu. To w pewnym sensie przeniesienie do kina opcji rutynowo udostępnianej na ryn-ku DVD. Za: F. Wickman, Looper Gets In-Theater Director Commentary, [online:] http://www.slate.com/blogs/browbeat/2012/10/08/looper_in_the-ater_commentary_from_director_rian_johnson_download_or_stream_it_

here_.html [dostęp 10.01.2013].

36 N. Mirzoeff, Watching Babylon: The War in Iraq and Global Visual Cul-ture, New York: Routledge 2005, s. 30–32.

przykład telefonów komórkowych) towarzyszące nam w coraz to nowych sytuacjach społecznych, niezwiązanych z samymi mediami, o wszystkie sytuacje powiązane z nieuważnym użyt-kowaniem mediów czy wręcz nudzeniem się; o specyficzne za-chowania, w których media są obecne, ale nie stanowią ich celu czy podstawy. Na poziomie programu badawczego waż-ne jest więc wyczulenie na inważ-ne od naszych – by użyć terminu Gitelman – „protokoły” użycia. Ale sam ten termin jest prze-cież przewrotny: o ile w przeszłości kojarzył się głównie z nor-mami ludzkich zachowań, to dziś odnosi się także, jeśli nie przede wszystkim, do norm technicznych. Oczywiście, mó-wimy na przykład o „protokole dyplomatycznym”, ale prze-cież także o protokołach komunikacyjnych, na przykład IP (In-ternet Protocol). Te z kolei same często wzorowane są na pro-tokołach zachowań społecznych – na przykład pierwszy etap ustanawiania połączenia między urządzeniami telekomunika-cyjnymi w specyfikacjach nazywany jest procedurą powital-ną (ang. handshake). Użyty przez Gitelman termin wskazuje więc na współzależność warstwy technologicznej i społecz-nej (podobnego zabiegu dokonuje między innymi Alexander Galloway, dla którego protokół jest technologią komunikacyj-ną – „zbiorem rekomendacji i zasad określających specyficz-ne standardy technologiczspecyficz-ne”37 – ale też narzędziem kontroli:

technologią społeczną i polityczną). Kwestie technologiczne, dla humanistyki tradycyjnie kłopotliwe, a może raczej: relacja pomiędzy tym, co technologiczne i społeczne, to kolejny ele-ment, który w wypadku badań mediów wydaje się tyleż istot-ny, co często bagatelizowany. Prowadzi nas to do problemu nu-mer dwa.

37 A. Galloway, Protocol: How Control Exists After Decentralization, Cam-bridge, MA: MIT Press, 2004, s. 6.