• Nie Znaleziono Wyników

Pamiętnik A. S. hr. Potockiej.

W yd an y przez rodzinę w r. 1927 z ogrom nym pietyzm em pam iętn ik A n n y S t a n i s ł a w y h r. P*> t o c k i eij, w łaścicielki R ym anow a, z a ­ w iera w swej bogatej treści także w spom nienia k ilk u zdarzeń, za słu g u ją ­ cych na uw agę pod względem parapsychicznym . Z d arzen ia podobnego ro ­ d za ju m oże w praw dzie przytoczyć niem al k ażda rodzina, żyjąca w y b itn ie j- szem życiem duchow em ; w y d a n y d ru k iem p am iętn ik h r. Potockiej daje jed n ak czytelnikow i sposobność w glądnięcia także w predyspozycję p sy ­ chiczną osób, których te zdarzenia dotyczyły.

C harakteryzując siebie ja k o dziecko, pisze au to rk a : „M iałam w tedy lat dziewięć. N ikt nie m a pojęcia, ja k uczucia dziecka są gw ałtow ne, ja k rozw i­

nięty czasem um ysł, choć w spaczonym k ieru n k u . Istotnie b y łam bardzo nieszczęśliwa. M atka m o ja nie m ia ła czasu zbadać pow ody złego... znała m n ie tylko z opow iadania p a n n y B. (guw ern an tk i), k tó ra najszczerzej w świecie uw ażała m n ie za opętaną... P am iętam , że doktorów sprow adzali i k u ra cje ze m n ą odbyw ali; a tu jednej tylko k u ra c ji potrzeba było: spro­

w adzić kilkoro dzieci i dać m i się w ybiegać i w yhulać, ale to nikom u n a m yśl n ie przyszło.“

O w ieku dziew częcym pisze: „D ążności m iałam literackie... to sam o z rysunkiem i m alarstw em ... Zapał, z k tó ry m p isałam zad an ia stylowe lub rysow ałam , form alną m i spraw iał gorączkę: głowę m ia ła m w ogniu i zd a­

w ało m i się, że n a innym św iecie jestem ... Moje m arzenia Oi szczęściu były osobliwsze: zdaw ało m i się, że w sercu m ojem spoczyw ają n ieprzebrane skarby m iłości dla ludzi, pociechy d la sm utnych, pom ocy d la chorych, św iatła d la m aluczkich i ciem nych... T a chęć w ylania się w ezb ran ą falą niejako rozsadzała m i serce. W życiu m ojem calem słusznie czy niesłusznie

171

u p atry w ałam jak iś pierw iastek niepow szedni, niejako heroiczny. Istotnie, obowiązki m iałam niezw ykłe, z a d a n ia m iałam do spełnienia nie n a zw ykłą m iarę kobiecą, i to m i dodaw ało sił, to w yrab iało w e m n ie energję i praco­

witość... N aw et w nieszczęściach, które m n ie spotykały, b y ła tragiczność, która m n ie podtrzym yw ała. W szystko to w ytw arzało w e m n ie ta k ą ener­

gję, ta k ą h ip erp ro d u k cję sił fizycznych i m oralnych, że n ieraz sam a się dziw uję, ja k podołałam .“

Ta, w ybujałość jej p sychiki w najlepszem znaczeniu budziła czasam i uzdolnienia p aran o rm aln e, zarów no w niej, ja k u jej dzieci. C zuw ając nad kołyską chorego synka, czterom iesięcznego P io tru sia, do ostatniej chw ili m iała nadzieję, że dziecko w yzdrow ieje. „D opiero gdy w kilka d n i przed jego śm iercią zdrzem nęłam się nieco, u jrz a ła m je z; jego bladą tw arzyczką w sukience diakona, w światłości, z D uchem św. prom iennym n a przedzie d alm aty k i; zaczęłam w ierzyć, że Bóg chce je m ieć tak im prom iennym anioł­

kiem w niebie.“

N astępne dziiecko po zm arłym otrzym ało znów im ię P iotra, chociaż przestrzegano, aby tego sam ego im ienia nie daw ać. Jakoż um arło, m ając trz y i pół lat, a chw ile jego przedśm iertne były niezw ykłe: „W e w ilję śm ier­

ci m ów ił: — O, Pociuś ju ż tak i zmęczony, Pociuś pójdzie spać na rączki do M atki Boskiej. — P otem kazał zw oływ ać w szystkich w dom u kolejno, żegnał się, krzyżyk robił każdem u n a czole, kucharzow i za kaczkę dzięko­

w ał, kazał uciąć sobie w łosków i posłać b ab u n i w W arszaw ie na pożegna­

nie, w reszcie począł drzem ać. N ad ranem; otw orzył oczęta i z jak ąś trw ogą zapytał, oglądając się dokoła: — M am usiu! więc to będzie o dziew iątej? — Co dziecinko będzie? — Pociuś nie w ie — i ram io n k am i ruszył, popadając n a nowo w drzem kę. D ziew iąta b iła istotnie, gdy raptem zrobił wysiłek, ab y wstać, rączęta zarzucił n a m nie... i skonał."

Gdy m ąż jej, S tanisław hr. Potocki, coraz bardziej już tracił zdrowie, zdarzyła się pew nego d n ia rzecz dziw na: „W ja d a ln y m pokoju w isiał nad d rzw iam i sta ry sztych O statniej W ieczerzy L eonarda da Vinci, pod szkłem, w ciężkich ram ach. W czasie obiadu służący stał pod tym obrazem ; na szczęście odszedł o krok ku bufetow i, a tu obraz z ogrom nym hałasem spadł n a ziemię. Ani hak, a n i sznurek nie był nadw erężony, więc upadek ten nie był niczem w ytłum aczony. Ale przeczucie nieszczęścia ostrzem sztyletu przeszyło m oje serce... O statni to ra z ponoś m ąż za siad ał z nam i do stołu“...

W ypadków podobnych m ożnahy znaleźć więcej w p am iętniku wyżej przytoczonym ; te trz y jed n ak w ystarczą, jak o szczególnie charakterystyczne.

J. Świtkowski.

Annałes Initiatiques 59/60/1935.

Z akon M artynistów , w skrzeszony w 1887 ro k u przez dr. E ncausse (Papus), pracuje pod a u sp icjam i L udw ika IClaudjusza de S ain t-M artin (Filozofa N iezna­

nego); jest on ak ty w n em ce n tru m w tajem niczającem , stw orzonym w celu p ro ­ pagow ania zachodniej T radycji C hrześcijańskiej. Jak głosi oficjalny organ Z a­

konu „A nnales In itia tiq u e s “, trzy są zasadnicze cele M artynizm u: przyw rócenie n atu rze ludzkiej jej czystości pierw otnej, zbliżenie człow ieka do Boga i u d u ch o ­ w ienie ludzkości.

W dalszym ciągu m a n ife st Z akonu głosi, że M artynizm rządzi się k o n sty ­ tu c ja m i bractw w ysokich w tajem niczeń, gdzie ad ep t może posiąść w iedzę ok u l­

tystyczną, pogłębioną w niknięciem w sym bole herm etyzm u.

172

Zakon M artynistów poleca adeptom sw oim propagow anie n a u czań m o ra l­

nych, socjalnych i relig ijn y ch w tym celu, żeby osiągnąć w końcu podniesienie m oralne ludzkości n a ziem i przez zbliżenie do siebie w szystkich narodow ości.

W dw u o sta tn ic h n u m e ra c h A n n a l e s i n i t i a t i o n e s , 59 i 60, z n a j­

d u ją się in teresu jące w zm ianki, dotyczące D elegacji M artynistycznej n a Polskę, które poniżej przy taczam y w całości:

„P u n a r B hava, Suw erenny Delegat G eneralny (zm arły w 1932 Czyński), wyznaczony przez P ap u sa, w prow adziw szy około 1926 r. do Lóż n au k ę i p ra k ty ­ ki okultystyczne, będące w form alnej sprzeczności z k o n sty tu c ja m i Z akonu oraz z jego dążnościam i duchow em i, z o s t a ł s k r e ś l o n y przez S u w eren ­ nego w ielkiego M istrza B ricaud. Jego n astęp ca (Czaplin) w niczem nie przyczy­

n ił się do polepszenia spraw y posiedzeń (tenues), zatem w szystkie organizacje zostały uznane za uśpione (w term inologji w olnom ularskiej oznacza to: nie­

czynne), zaś Delegacja G eneralna została an u lo w an a w 1931 r. W sk u tek tych w ypadków daw ne elem enty rozproszyły się sam e przez się.

N ajnow szym re sk ry p tem S uw erenny W ielki M istrz w ybrał jako swego przedstaw iciela n a Polskę za sp ecjaln ą delegacją „w spaniałego" (Illustre)) b ra ta J.

de Cz... Ten o statn i p racu je w doskonałej zgodzie z d o k try n a m i M artynistów i przygotow uje obudzenie trad y cji w tajem n iczen ia Z akonu.“

Tyle w spom niane pism o; ze źródeł nieoficjalnych, lecz nie m niej pew nych, dow iadujem y się, że w o statn ich tygodniach zostało utw orzone przy Delegacji M artynistów n a Polskę w ielkie T em plum M istyczne o brządku m asońskiego

„Ancien et P rim itif de M em phis-M israim “.

W spom niane „A nnales In itia tiq u e s“ p rz e d sta w ia ją n a stęp u jące k ieru n k i:

Okultyzm , M artynizm , Gnoza, K abała, H erm etyzm -IIum inizm , ja k zaznaczono w tytule, przyczem są B iuletynem T ow arzystw a O kultystycznego M iędzynarodo­

wego (Societe Occultiste In te rn a tio n a le — S. O. I.) i w szystkich b ractw afiljo- w anych.

Jak w ynika z wyżej przytoczonych inform acyj, T rad y cja O kultystyczna w Polsce naw iązu je do w ielkiego ru c h u Illu m in istó w XVIII stulecia, szu k ając n atch n ien ia u sam ych źródeł, to znaczy w m istycznych księgach M artin es'a de P asq u ally i S aint-M artin'a, tw órców M artynizm u.

korespondencje

W poszukiw aniu w iadom ości co do losów pozostałej po Ochorowiczu bibljoteki, jak również i n iew ydanych dotąd m an u sk ry p tó w , otrzym aliśm y m. in. ch arak tery sty czn y list z W isły, k tó ry poniżej um ieszczam y dosłow­

nie. (Bed.).

Szanow na Redakcjo!

W odpowiedzi n a z a p y tan ia z poprzedniego tygodnia podaję, co n astęp u je:

W ro k u 1902 zam ieszkał w W iśle we w łasnej swojej w illi dr. Ochorowicz;

w illa ta — zw ana „Ochorowiczówka" — istn ieje dotąd w m niej więcej p ie r­

w otnej postaci i je st w dzierżawie.

W celu usku teczn ien ia w y dania niek tó ry ch nieopublikow anych m a n u sk ry p ­ tów w łasnego pióra, oraz dla p ro p ag an d y W isły, w ybudow ał Ochorowicz pod firm ą śp. B. H offa k ilk a (pierwszych) will d rew n ian y ch w W iśle, przyczem dla podniesienia ru c h u budow lanego n ak ło n ił chłopów tutejszy ch do założenia ce­

gielni, z k tó rej potem pobierał cegłę. Głównie jed n ak spędzał tu czas n a k o n ty ­ nuow aniu sw oich ulubionych studjów . E ksperym entow ał dużo z m ed ju m Stan.

Tomczykówną. Od czasu do czasu w yjeżdżał z w ykładam i zagranicę, głównie do Paryża, gdzie w ygłaszał je w now opow stałym Instytucie Psychologicznym .

173

W r. 1908 spędza dłuższy czas w P aryżu, poczem w raca znowu do W isły, k tó rą gospodyni, zam ieszk u jącej sam otnie „Ochorowiczówkę“, zrezygnow ałem z wypo­

życzania książek, a w krótce potem objąłem posadę w innej m iejscowości. Nie­ fotograficzny. W szystko to, co zdobyłem w tedy wartościowszego, przechow uję dotąd z m yślą o w y k o rzy stan iu tego dla dobra ogółu, jakkolw iek sk ro m n iu tk ie są te moje skarby.

Pomiędzy k a rtk a m i książek znalazłem k ilk a listów zagranicznych uczonych, zaadresow anych do Ochorowicza (Oliver Lodge z r. 1898 i 1909, D urville z r. 1880

i 1882, R icheta z r. 1909 i p a rę innych) F o to g rafiam i m ógłbym służyć pod w a­

ru n k iem ich zw rotu. W spraw ie w ydaw nictw d ra Ochorowicza zaznaczam , iż poza książk am i „U kład genetyczny p ierw iastk ó w “, „W iedza ta je m n a w Egipcie“

i „M agnetism us u n d H y p n o tism u s“ żadnych in n y ch książek jego p ió ra nie zn a ­ lazłem . N ato m iast w rocznikach angielskich znalazłem a rty k u ły jego pióra.

Z w y razam i głębokiego pow ażania A. Podżorski.

W isła, w k w ietn iu 1935 r.

Proroczy sen.

W odpowiedzi na ankietę w sprawie niezwykłych zjawisk, ogłoszoną przez dzien­

nik londyński „Evening News“, jeden z czytelników tego pisma opowiada, co następuje:

Niejaki Ryszard W., mieszkający w Dieppe, rue Vaucluse Nr. 11, przybywszy do Paryża w przeddzień zamachu w Marsylji na króla Jugosławii, Aleksandra, zajął w ho­

telu pokój, opuszczony — jak się następnie okazało — dnia poprzedniego przez jednego z zamachowców, który wyjechał do Marsylji.

Pomiędzy godz. 2 a 3 nad ranem H. miał sen wstrząsający. Oto ujrzał się na ulicy nieznanego miasta w chwili, gdy dwaj ludzie padali ofiarą zamachu morderczego. W jed­

nym z nich H. poznał odrazu francuskiego ministra spraw zagranicznych Barthou.

Przejęty tym dziwnym snem, H. opowiedział go zrana przyjacielowi swemu, wyż­

szemu urzędnikowi policji paryskiej, ten zaś w opisywanej przez przyjaciela ulicy roz­

poznał znowu ulicę marsylską Le Canetiere, a wiedząc, że dnia tego ma przybyć do Marsylji król Jugosławii Aleksander, zatelefonował o swym śnie swemu koledze marsyl- skiemu.

Stąd to rozeszła się pogłoska, jakoby policja paryska uprzedzona była o zamachu na króla.

Gdy tego samego dnia po południu nadeszła do P aryża wiadomość o zbrodni mar- sylskiej, H. poznał w fotografjach króla Aleksandra, podanych przez dzienniki paryskie, tę drugą osobę, którą widział we śnie zamordowaną.

Śmierć, przepowiedziana przez ducha na seansie spirytystycznym . Poważne pismo norweskie „Norsk Tidskrift“ informuje, że w dniu 8 sierpnia 1934 roku zmarł burmistrz stolicy Norwegji — Dahł, który był wybitnym działaczem norwe­

skiego towarzystwa metapsychicznego. Nieboszczyk wierzył w życie po śmierci i w licz­

nych broszurach dowodził, że prawdziwe życie rozpoczyna się dopiero po opuszczeniu przez ducha ciała. Zmarły burmistrz wydał większą pracę pod tytułem: „O, śmierci, gdzie twoje żądło?“ Książkę tę tłumaczono na język duński, angielski i szwedzki. Tłu­

maczenie angielskie ukończono niedawno dopiero. Zawiera ono bardzo ciekawy rozdział

„Epilog po śmierci". W rozdziale tym opisana jest najpierw tragiczna śmierć burmistrza.

W dniu zgonu burmistrz bawił w miejscowości Hankör nad fjordem. Razem z córką Ingeborgą wybrał się rano nad morze, aby znaleźć odpowiednie miejsce do kąpieli dla wnucząt. Podczas badania terenu chwycił burmistrza kurcz, tak, iż natychmiast zniknął pod falami. Córka rzuciła się w kierunku miejsca wypadku i gdy tonący wynurzył się na chwilę z wody, chwyciła go za trykot i wyciągnęła na ląd. Ale akcja ratunkowa okazała się za późną . Po pogrzebie burmistrza pani Stolt Nielsen, jedna z członkiń towarzystwa metapsychicznego, przypomniała sobie przebieg pewnego seansu spiry­

tystycznego, podczas którego zmarła jej córka Nilly podyktowała jej tak zwany „list liczbowy“, z dyrektywą otwarcia go za rok od daty seansu, przeprowadzonego w dniu 8 sierpnia 1933 roku. Tak więc po pogrzebie burmistrza pani Stolt Nielsen, tknięta jakiemś przeczuciem, wyciągnęła owe pismo i przyniosła je — w zapieczętowanej przed rokiem kopercie — na posiedzenie kółka metapsychicznego. Po otwarciu dokumentu i podłożeniu pod cyfry liter alfabetu odczytano, co następuje: „W dniu 8 sierpnia 1934 roku burmistrz Dahł zginie podczas kąpieli“. W ten niezwykły sposób duch Nilly chciał przekonać matkę o prawdziwości swych manifestacyj na seansie spirytystycznym.

(A. W. W.)

175

N iezw ykły eksperyment przez radjo.

Prasa amerykańska donosi, że niedawno temu, stacja nadawcza w Bostonie prze­

prowadziła ciekawy eksperyment psychologiczny. Pewnego wieczora w czasie trans­

misji usłyszeli radiosłuchacze głos speakera: „Panie i panowie! Przyczyńcie się do dokonania doniosłych odkryć naukowych poprostu robiąc to, co wam wskażę. Zaczy­

namy: Proszę położyć ręce jedną na drugą tak, żeby dłonie do siebie przylegały, teraz ściskamy ręce mocno, jeszcze mocniej, coraz mocniej, teraz nie możemy ich już od siebie oderwać.“ W odpowiedzi na ogłoszony okólnik otrzymała radiostacja wiadomość od szeregu wiarygodnych osób, iż rzeczywiście nietylko one same, ale i inne osoby, które przyszły im z pomocą, nie potrafiły złączonych rąk rozłączyć, tak długo, aż nie rozległ się głos sugestjonującego speakera: „Mięśnie się rozluźniają, rozluźniają coraz to bardziej, teraz już są zupełnie luźne i ręce można roztworzyć!“

Ciekawy ten eksperyment był pierwszym tego rodzaju doświadczeniem, dokona­

nym przez radjo. Bostońska stacja radjowa, zachęcona pomyślnym wynikiem tego eksperymentu, zamierza w najbliższym czasie przeprowadzić szereg podobnych doświad­

czeń psychologicznych. (A. W. W.)

Człowiek, który może ży ć tylko w czerwonem świetle.

N a uniw ersytecie w S an F rancisco trzy m an y jest od k ilk u tygodni pewien stu d e n t w czerwono ośw ietlonym pokoju. S tu d en t ten, nazw iskiem R obert W est, je st osobliw em zjaw iskiem . S kóra jego w o statn ich czasach osiągnęła stopień ta k niesły ch an ej w rażliw ości, iż gdy tylko w ystaw iona jest n a działanie prom ie­

ni słonecznych, to w przeciągu trzech m in u t w y stęp u ją n a niej objaw y bardzo bolesnego i niebezpiecznego po rażen ia słonecznego.

P rzyczyn tej n ien o rm aln ej w rażliw ości skóry nie udało się dotąd lekarzom ustalić. Stw ierdzono tylko, że „dobrze m u ro b i“ św iatło czerwone. I wobec tego stu d e n t W est, pozostający pod obserw acją, przebyw a stale w czerw onym pokoju.

W szystkie o kna tego pokoju pom alow ano rów nież n a czerwono i pozaklejano czerw onym papierem , gdyż, jak stw ierdzono, sk ó ra W esta re ag u je nie tylko na prom ienie słoneczne lub n a sztuczne słońce, lecz teraz już naw et i n a zwykłe

białe św iatło dzienne. „I. K. C.“ 66/35.

S km y n k a p o a ł o w a

P. R. S. M. W arszawa. A rgum enty, w ysuw ane przez P an a, p o siad ają w a r­

tość ogólną. W iedza liczb nie tw ierdzi, że m echaniczna zm ian a lite r czy ich przestaw ienie w płynie w c u d o w n y s p o s ó b n a zm ianę sytu acy j życiowych.

O kultyzm cudów nie uznaje, lecz działanie p r a w , u k ry ty c h niekiedy. Każda lite ra odpow iada określonej liczbie, czyli określonej ilości d r g n i e ń , jest czemś dynam icznem , żyjącem . H in d u sk a M an tra Yoga pośw ięca wielotomowe dzieła stu d jo m nad... literam i. U suw ając n iek tó re litery, lub dodając inne, u su ­ w am y ten rodzaj w i b r a c j i , k tó ry je st d la n as szkodliw y, czy destrukcyjny, zastęp u jem y go innym . „Like a ttra c ts lik e “ — w ibracje podobne przy ciąg ają się

— zm ieniam y więc całe p o l e m a g n e t y c z n e wokół siebie.

Czy tak ie m an ip u lo w an ie nie sprzeciw ia się P raw om K arm y? Z tego p u n k tu w idzenia sprzeciw iałoby się rów nież K arm ie leczenie chorych. W szystko, cokolwiek się sta je — je st w n ajzu p ełn ej h arm o n ji z P raw em K arm y, a ci, k tó ­ rzy n a m d opom agają lub szkodzą, są jeno K arm y narzędziam i.

N ietylko Święte Słowo AUM p o siad a w pływ potężny — k a ż d e słowo, każdy dźw ięk czy lite ra je st siłą, je st czynnikiem b u d u jący m lub niszczącym.

Dlatego w szkołach P y tag o rejsk ich jednem z pierw szych ćwiczeń jest całkow ite opanow anie mowy, kontrolow anie surow e każdego słow a i dźwięku.

Stosunek sam ogłosek i spółgłosek je st ten sam , co stosunek dodatniej i ujem nej siły elektrycznej, energji m ęskiej i kobiecej.

P otęga ry tu ałó w k ato lick ich polega n a użyciu pew nych słów łaciń sk ich (kom binacje liter!), w y tw arzający ch określony rodzaj w ibracyj. Słowa te, p o w ta­

rzane niezm iennie w ciągu wieków, n iem al zm aterjalizow ały pew ien rodzaj

energji. T om ira Zori.

W ydaw ca i re d a k to r: J. K. H adyna, K raków , ul. Grodzka 58 m. 5.

W arszaw a, 7 k w ietn ia 1935 r.

Ankieta Warszawskiego Towarzystwa

Powiązane dokumenty