• Nie Znaleziono Wyników

Z działalności T ow arzystw a Metapsychicznego w Krakowie.

to w arzy stw o M etapsychiczne w K rakow ie, — którego w ieloletnim , bardzo zasłużonym prezesem i działaczem je st Dr. med. S tan isław B reyer, znan y z w ielu prac z dziedziny zagadnień ducha, ja k : „Z pogranicza zaśw iatów “, „R eligja abso­

lutna* , „Z agadka człow ieka“ i in. —< rozw ija sw oją działalność n arazie tylko w ew nątrz Tow arzystw a. Żywotność sw oją w yraża zebraniam i, odbyw anem i sy ste­

m atycznie co dw a tygodnie.

tow arzystw o, nie posiadające w łasnego lokalu, zostało bardzo gościnnie przygarnięte przez red. L udw ika Szczepańskiego i zeb ran ia swoje k o n ty n u u je od szeregu la t w jego p ry w atn y m gabinecie, w m ieszk an iu przy ul. A ndrzeja Potockiego 8. U przejm y gospodarz je st zawsze d u szą zebrań, a jego głęboka i bardzo g ru n to w n a znajom ość m etap sy ch ik i i jej przejaw ów n a d a je zebraniom odpowiedni poziom i w artość dysk u sy jn ą.

Red. L udw ik Szczepański, zn an y obecnie całej k u ltu ra ln e j Polsce z p ro w a­

dzenia K ur je ra M etapsychicznego w d o d atk u poniedziałkow ym Ilu str. K ur je ra Codziennego, je st jednym z o statn ich ze św ietnej „starej g w ard ji", k tó ra olśnie­

w ała Polskę w ykw item swego ta le n tu i arty zm u . W ro k u 1897 w ydał trzy tom y poezyj. „Srebrne noce , „ L u n atica“ i „H ym ny“ , pełne szerokich poryw ów spo­

łecznych i sk ali tonów bardzo rozległej i obejm ującej n ajsu b teln iejsze przeżycia wewnętrzne. W tym że ro k u z a k ła d a i red ag u je m iesięcznik społeczno-literacko- naukow y: „Ż y c i e“, k tó re podjęło g ru n to w n ą dezynfekcję zatęchłej atm osfery literackiej Galicji, oarz w alkę z toczącym n aró d bakcylem ro zkładu, ro z p a tru ją c spraw y publiczne ze stan o w isk a niepodległego ducha. W okół „Życia“ zgrupo­

wali się ludzie tej m iary, co W y s p i a ń s k i , T e t m a j e r , K a s p r o w i c z , L a n g e , M i r i a m , C. J e l l e n t a , K o m o r n i c k a , J e r z y Ż u ł a w s k i , R y d e l , W y r z y k o w s k i , K o r z y ń s k i , P i e ń k o w s k i , O r k a n , M i ­ r a n d o l a, Ł a d a i P r z y b y s z e w s k i z jednej strony, a z d ru g iej m i­

strzowie polem ik i rozpraw społecznych, ja k prof. B a u d o n i m d e C o u r t e ­ n a y , A r t u r G ó r s k i , B o i . L u t o m s k a , W. F e l d m a n , Z o f j a D a ­ s z y ń s k a , I z a M o s z c z y ń s k a i A d o l f N o w a c z y ń s k i .

Później nieco w ydaw ał rów nież „ Ilu strację Polską".

W alk a z filisterstw em , z zak łam an iem i u padkiem d u ch a narodow ego, pod­

jęte w daw nych la ta c h n a ła m a c h „Życia“ — pozostały n a d a l dew izą życia i działania red. Szczepańskiego.

Gdy później oddał się z zap ałem stu d jo m i dośw iadczeniom w dziedzinie m etapsychiki, m edjum izm u i hypnotyzm u, se an su jąc z głośnem i m edjam i w P ol­

sce, w ytyczną jego p racy były czysto naukow e, dogłębne śledzenia zjaw isk isto t­

nych, rzetelnych i ta k bezsprzecznie w artościow ych, by stanow ić m ogły pow ażny etap w dalekiej drodze ku w y św ietleniu cudow nych w łaściw ości d u ch a ludz­

kiego, ta k m ało dotąd śledzonych i u jm ow anych naukow o.

M etapsychika w Polsce była zagadnieniem , k tó rem u pośw ięcano m iejsce niemal ostatnie. I w łaśnie K raków pierw szy w y stąp ił z popularyzow aniem tej wiedzy, k tó ra stan ie się kiedyś filarem oraz soczewką, s k u p ia ją c ą w sobie w y­

siłki uczonych n a polu fizyki, chem ji i pokrew nych. Od czasu, ja k Ilu stro w an y

K u rjer Codz. w prow adził (przed 7 laty) dodatek m etapsychiczny, drukow any w n u m erach poniedziałkow ych, zainteresow anie zagadnieniam i nad n o rm aln em i objęło najszersze w arstw y ludności, p rzecisk ając się naw et do chat i osiedli, leżących daleko od centrów k u ltu ra ln y c h , jak iem i — siłą fak tu — są m iasta;

od tego czasu niebezpieczna w sk u tk ach , n a iw n a w ia ra w czary, djabła i opętanie p rz e sta ła już być n a g m in n ą k lę sk ą lu d u w iejskiego.

Tow arzystw o M etapsychiczne w K rakow ie — ja k ro p ro g ram swoich zebrań

— przyjęło śledzenie i zazn ajam ian ie się z ru c h a m i i w ynikam i pracy pokrew ­ nych placów ek n a całym świecie. Czytane są sp raw o zd an ia z p ra sy zagranicz­

nej, pozatem przew idziane są dośw iadczenia z m edjam i, k tóre przebyw ają poza K rakow em .

Na jednem z o statn ich zeb rań zn an y psycho-grafołog R afał S ch erm an n cyto­

w ał cały szereg bardzo ciekaw ych w ypadków , p o p arty ch posiadanem u dowodam i i d okum entam i, swego fenom enalnego jasnow idzenia. G rafologja 8 eher m an a nie m a nic w spólnego z ogólnie znanem i zasad am i w spom nianej w iedzy i należy do rzędu n a d n o rm a ln y c h zdolności tego — jedynego w sw oim rod zaju — czło­

w ieka.

Z poparciem członków T ow arzystw a odbył się dnia 6 k w ietn ia r. b. r a u t w p ry w atn y ch salonach p. S tarościny Fedorowiczowej, n a k tó ry m wygłosił in te ­ re su ją c y odczyt prof. Dr. T arczyński m. in. o ru c h ach spirytystycznych w Ame­

ryce. Dalszem pięknem w ypełnieniem p ro g ra m u było w ygłoszenie głęboko p sy ­ chologicznego w iersza, u k ła d u D ra W ład y sław a H ertzberga p. t. „T aniec“, w k tó ­ ry m poeta sięga do źródeł tej sztuki, będącej pierw ow zorem religijnych m iste- rjów , jeszcze dziś sp otykanych w Indjach, C hinach i Japonji. D rugą deklam acją b y ła tegoż a u to ra „ L a ta rn ia d u c h a “: k rzyk uw ięzionej Psyche w okow ach ciała i m ate rji. (Dr. W ład y sław H ertzberg jest au to rem tom u bardzo pięknych poezyj p. t. „Słoneczne kolisko“.) D alszą u cztą duchow ą był śpiew p. P astów ny, a rty stk i opery k rakow skiej, oraz niezapom niana, przep ięk n a m elodeklam acja gospodyni dom u p. Fedorowiczowej sw ych w łasnych utw orów poetycznych, podłożonych pod znane arcydzieła Szopena. I ta k odpow iednikiem słow nym „ P relu d ju m XV“

była „Sym fonja „deszczowa“, a „P re lu d ju m V II“: „K w iat jab ło n i“.

W śród zaproszonych byli obecni: R ektor Szkoły S ztuk Pięknych M ehoffer w raz z m ałżonką, w ojew odzina W aw rauschow a, księżniczka L ubom irska i b a r­

dzo wiele p ań i panów z elity krakow skiej. Pow szechne zainteresow anie budził w śród całego tow arzystw a słynny jasnow idz R afał Scherm ann.

Na n ajb liższą przyszłość przew idziane są odczyty z dziedziny zainteresow ań m etapsychicznych, wygłoszone przez członków T ow arzystw a. (M. P. F.)

N A S Z E M E D J A W P O L S C E . Pisze prof. Dr. R. T arczyński (W arszawa).

PARI BANU.

W lite ra tu rz e m etapsychicznej daje się odczuwać dotkliw y b rak prac, om aw iających historyczne i biograficzne dzieje o statn ich dziesiątków lat, w których czyniono rozliczne dośw iadczenia n a polu zjaw isk p a ra n o rm a l­

nych, a k ilk a pow szechnie sław nych m edjów wzbogaciło ów dorobek w spo­

sób w ybitny. R edakcja „Lotosu“ grom adzi obecnie m aterjał, aby wydać odnośną pracę. Z pośród n ap ły w ający ch m a terjałó w — bardzo ciekaw e są spraw ozdania prof. R. T arczyńskiego, k tó ry przygotow uje cały cykl życio-160

rysów obecnie żyjących m edjów . B ardzo możliwe, że i poza W arszaw ą — znaleźćby m ożna było jed n o stk i obdarzone w łasnościam i m edjalnem i.

Bardzo prosim y przysyłać n a m życiorysy i spraw ozdania, zaopatrzone p ro ­ tokółam i lu b innem i dow odam i praw dziw ości opisyw anych zjaw isk. Nie chcem y bow iem pom inąć niczego, co istotnie zasłu g u je n a podkreślenie i zanotow anie w tejże dziedzinie. L ata p ły n ą — m ed ja z ja w ia ją się i — albo g aśnie ich m edjalność, albo też u m ierają, zapom niane przez nowe poko­

lenie. Dzieje się to ze s tr a tą d la wiedzy, której w y m y k ają się zasadnicze ogniw a tego szczególnego łańcucha, jak im je st — h isto rja m edjum izm u w Polsce. Jest to te m a t tak obszerny, że — aby w yczerpać go dostatecznie

— potrzeba w spółpracy w szystkich, k tó rzy m ieli sposobność zetknąć się z jednostkam i o n ad n o rm aln y ch uzdolnieniach. Oczekujem y zatem n a d ­

syłanych n am kom unikatów . R edakcja.

Z łatw ością każdy z Czytelników „Lotosu“ spostrzeże, iż pod tym m ocno egzotycznym pseudonim em u k ry w a się in n a osoba, pochodząca ze sfer tow arzy­

stw a stołecznego. Jako osoba jeszcze m ało zn an a w śród szerszych w a rstw społe­

czeństw a, zdołała zwrócić uw agę badaczy zjaw isk m etapsychicznych i św iata naukowego n a podstaw ie w yjątkow o tra fn y c h ekspertyz jasnow idztw a, z pom ię­

dzy których eksp ery m en t z m eteorytem (patrz: K u r je r m etapsychiczny z d n ia 5 m arca 1935 r.) zjednał jej sław ę najsilniejszego w dobie obecnej m ed ju m jasn o ­ widzącego.

P an i P ari-B an u , urodzona n a pograniczu P ru s W schodnich, pochodzi z do­

brej i zam ożnej ziem iańskiej rodziny. W ykształcenie o trzy m ała w zak ład ach naukow ych sió str U rszulanek. Jest zam ężna za inżynierem . P o siad a dwoje dzieci. P ra k ty k a m i jasnow idztw a nigdy się nie zajm ow ała, chociaż do czasu odkrycia jej zdolności jasnow idztw a liczne wizje i sny zw iastow ały niezw ykłość jej sił nadnorm alnych.

Już w 14 ro k u swego życia m iew ała niezw ykłe wizje, w idziała n a jaw ie sw oją zm arłą m atkę, i nietylko głos jej słyszała, ale ponadto otfczuw ała ją fizycznie, gdy ta siad ała n a jej k o lan ach i g ła sk a ła ją po tw arzy. Tego ro d zaju zjaw iska m łoda p an ien k a sta ra n n ie u k ry w a ła przed sw em otoczeniem, żeby się nie n arazić na pośm iewisko.

M edjum p osiada sam o rzu tn y i sw oisty d a r jasnow idzenia. S am a w prow adza się w tran s, pocierając w łasne czoło jasp iso w ą w schodnią fig u rk ą. Nigdy nie kształciła się w tym k ie ru n k u i nie p o ddaw ała pod jakiekolw iek kierow nictw o, .a d a r jasnow idzenia objaw ił się w niej sam orzutnie.

Mówiąc n a podstaw ie zasad chirom ancji, nie k ie ru je się reg u łam i, przepi­

sam i, lecz wszystko, co tw ierdzi, opiera n a znaczeniu linij, in terp reto w an y ch w e­

dług jej w łasnego znaczenia.

N atu raln ie działa w tym w y p ad k u jej głęboka in tu icja, a lin je ręk i słu żą jej tylko za p u n k t k o n cen tracji i w yczuw ania badanej przez n ią osoby.

Bardzo wiele ze sw ych określeń c h a ra k te ru opiera n a fizjognomice. B udow a czaszki (frenologja) a szczególnie k sz ta łty u ch a d o starczają jej wiele ciekaw ych i zupełnie pew nych szczegółów ekspertyzy. Aczkolwiek ten sposób dokonyw ania ekspertyz je st od wieków znany, nie jest on jed n ak w p rak ty ce stosow any przez większość m edjów , u ciekających się raczej do pom ocy k a rt, kryształów i innych przedmiotów.

Głębsze ekspertyzy prow adzi m ed ju m w stan ie tran su . Podczas tra n s u mówi i zapytuje z p e łn ą św iadom ością, nie p rzybiera żadnych zm ian pozy lub głosu, tylko w ykorzystuje kró tk ie stosunkow o chwile n astro ju , podczas którego febra w strząsa jej ciałem , w yczerpując ją nadm iernie.

li 161

Twierdzi, iż po przebudzeniu się nie p a m ięta nic z tego, co podczas tra n s u m ów iła. Oczy m a zam knięte, w szelkie zaś reflek sje czynione podczas tra n s u noszą cechy najzu p ełn iejszej św iadom ości. Mówi np.: „proszę jeszcze o coś za­

p y tać“.

Gdyby nie w y jątk o w a trafn o ść jej enuncjacyj, m oglibyśm y podejrzewać p a n ią P ari B an u o m istyfikację, zdum iew ające je d n a k jej rew elacje i liczne an alizy przeprow adzonych przez n a s dośw iadczeń s k ła n ia ją n as do wypow iedzenia opinji, że w chw ili obecnej należy ona do najw iększych m edjów jasnow idzących w Polsce.

K ilka w ypadków z o statn iej doby zwróciło pow szechną uw agę n a jej osobę.

P rzed k ilk u m iesiącam i tego ro k u były dokonyw ane w W arszaw skiem Tow arzy­

stw ie Psychofizycznem bardzo ciekaw e dośw iadczenia z pudełeczkiem zaw iera- jącem k aw ałk i m eteorytu, jak ie pozostaw ił po śm ierci sw ojej pew ien p an w W il­

nie. Poniew aż było w ykluczone telepatyczne działanie n a m edja, bo n ik t z człon­

ków tow arzystw a nie m ógł znać zaw artości pudełeczka, przeto zwrócono się w ty m w ypadku do przeprow adzenia b ad ań przy pomocy polskich i francuskich m edjów jasnow idzących.

Dwie osoby z pośród najlepszych jasnow idzów dały odpowiedzi n a jtra fn ie j­

sze, a tem i osobam i są in ży n ier S tefan Ossowiecki i p an i P ari-B anu. To jej dało wiele rozgłosu i rosnącej z d n ia n a dzień sław y.

K ilka spraw dzonych przez n as w ypadków rzu ca snop św iatła n a szybki rozwój zdolności tego w yjątkow ego m edjum . Oto pew na p an i pożyczyła pew nem u pułkow nikow i w iększą sum ę pieniędzy. T a rg a n a niepokojem przyszła do pani P a ri-B a n u celem poinform ow ania się, czy odbierze ona n a te rm in właściwy rze­

czoną sum ę, stan o w iącą cały jej m ajątek .

W odpowiedzi n a to usły szała niezbyt m iłe orzeczenie, że su m a jej p rzep ad ­ nie, gdyż dłużnik, n i l w idząc możności o d d an ia jej gotówki, pozbawi się życia.

W dw a tygodnie później z p rzerażeniem dow iedziała się w ierzycielka, że p ułkow ­ n ik X. w y strzałem z rew olw eru pozbaw ił się życia zagranicą.

In n y w ypadek. W końcu lutego r. b. pew na kobieta u d a ła się do niej z prośbą o w skazanie, gdzie się zn ajd u je jej zagubiony synek. P a n i P ari-B an u poleciła stro sk an ej m atce przynieść sobie ja k ą ś część u b ra n ia zaginionego sy n k a.

Zaledw ie m ed ju m zdołało się n a chw ilę skoncentrow ać n ad sztu k ą u b ran ia chłopca, gdy zaczęło w yjaw iać szczegół za szczegółem, w ja k i sposób ginęło jej dziecko. Oto widzi je w Aninie, opow iada szczegóły jego zachow ania się, rozm o­

wy, z kim rozm aw ia, ja k w y g ląd ają osoby, z k tó rem i chłopiec się styka, dokąd dalej odjeżdża i wreszcie, gdzie się w tej chw ili zn ajduje. W rzeczy sam ej w szystkie szczegóły odpow iadały praw dzie i chłopca odnaleziono w dom ku n ad brzegiem staw u w M odlinie.

W czerw cu ro k u 1934 zgłosiła się do p an i P a ri-P a n u p an n a W. R., słuchaczka u n iw ersy tetu , prosząc o pow iedzenie jej, z czego będzie p y ta n a podczas egzam inu.

Po w prow adzeniu się w au to tra n s p a n i P a ri-B a n u n ajd o k ład n iej określiła jej przedm ioty, z ja k ic h będzie p y ta n a , którego dnia, o jakiej godzinie i jaki jest w ygląd profesora.

Ponadto pow iedziała jej, że będzie sta w a ła przed k o m isją egzam inacyjną jedna z najpierw szych i że zda egzam in z d o d atn im w ynikiem , o ile przerobi sobie m ate rja ł przez n ią w skazany. Oczywiście w szystko stało się n ajd o k ład n iej w edług w skazówek jasnow idzącej z w ynikiem najpom yślniejszym .

W lutym 1935 r. zgłosiła się do jasnow idzącej z p ro śb ą o seans pew na pani, która nie ch ciała w yjaw ić swego nazw iska, tw ierdząc, iż je st żoną u rzęd n ik a m ag istratu m ia sta W arszaw y. Po w prow adzeniu się w a u to tra n s p an i P a ri-B an u powiedziała jej, że w idzi u niej ja k ą ś w ielką s tra tę m a te rja łn ą , ja k b y kradzież popełnioną tuż blisko pod W arszaw ą, a nie w sam em m ieście. O kreśla n ajd o k ła d ­ niej dom, w k tó ry m m ieszka ta osoba, opow iada najdrobniejscze szczegóły ze­

wnętrznego w yglądu m ebli, ścian i u rząd zen ia pokoju, w k tó ry m stoi biurko koloru wiśniowego. Z tego b iu rk a zostały skradzione pieniądze w dolarach i zło­

tych ru b la c h rosyjskich, przyczem podaje d o k ład n ą sum ę skrad zio n y ch p ien ię­

dzy, a ponadto określa godzinę, tw ierdząc, iż stało się to w sobotę, m iędzy godz.

13 a 14 i że zab rał to m ężczyzna w w ieku la t około 30, ciem ny blondyn, tw arz chuda, ogolona, w b u ta c h w ysokich, m iał n a sobie w y ta rtą , g ra n a to w ą m a ry ­ narkę, b ia łą w ełn ian ą chustkę n a szyi i że m ieszka on w tym sam ym co i ona domu, tylko o jedno piętro wyżej. P odaje n astęp n ie n ajd o k ład n iejsze szczegóły życia rodzinnego tego człow ieka i w końcu o kreśla m iejsce, gdzie się w tej chwili zn ajdują skradzione pieniądze: w piw nicy, w skrzynce d rew n ian ej od m ydła, przysypane] k arto flam i, złoto zaś w drzew ie sta re j gruszy.

Idąc za powyższem i w skazów kam i, kradzież zo stała o d k ry ta i pieniądze od­

nalezione.

N iejak a p a n n a S., zam ieszkała w W arszaw ie, zgłosiła się w m a ju 1934 r. do pani P ari-B an u z prośbą o poradę w spraw ie m a try m o n ja ln e j. T w ierdziła ona, iż w ielokrotnie była zaręczona, ale z różnych przyczyn m ałżeństw o jej nie docho­

dziło do sk u tk u . Seans odbył się w obecności przy jació łk i p a n n y S., k tó ra noto­

w ała w szystkie szczegóły w ypow iedziane podczas a u to tra n su .

Było ta m pow iedziane, iż niedłużej ja k za 7—8 tygodni p a n n a S. stan ie n a kobiercu ślubnym , że w yjdzie zam ąż za blondyna, łysego o ciem nych oczach, znacznie młodszego od siebie, pochodzącego z dobrej ro d zin y i m ającego w łasne przedsiębiorstwo, ponadto, że będą istn ia ły pew ne przeszkody n a tu ry finansow ej, które ona obali i sp raw a zakończy się pom yślnie dla stro n obojga.

P a n n a S. u w ażała to za bajkę i odeszła od m e d ju m z pew nym żalem tw ie r­

dząc, iż zupełnie niepotrzebnie w prow adza ją m ed ju m w rozgoryczenie. W cztery tygodnie później p a n n a S. zjaw iła się u p an i P a ri B anu, by n ietylko zw iastow ać jej o sw ych zaręczynach ze w sk azan y m człowiekiem , ale ponadto prosić m edjum i jej męża n a ślub, k tó ry odbył się w m yśl przepow iedni, ściśle w 7 tygodni od dnia u zy sk an ia przepow iedni, w kościele W szystkich Św iętych n a Grzybowie w W arszaw ie.

Do licznych fenom enalnych w ypadków jasn o w id zen ia zaliczyć też w ypada fakt przepow iedni z lipca 1934 roku. Rzecz się działa w dom u n iejak iej p an i Zie­

lińskiej, zam ieszkałej przy ul. K rakow skie Przedm ieście 10, w W arszaw ie. W jed­

nym z dni lipcowych m ed ju m znalazło się w dom u, gdzie z m a tk ą m ieszkała młoda 22-letnia p a n n a Z ielińska. Zaledw ie m ed ju m przekroczyło próg m ieszk a­

nia, gdy wyczuło śm ierć b lisk ą n a sk u te k niespodziew anego w ypadku. W ycho­

dząc. zaleciło m łodej osobie strzec się i m ieć zawsze kogoś przy sw oim boku w ciągu najbliższych dni siedm iu.

Młoda p a n ien k a um ów iła się z m edjum , że za tydzień zjaw i się n a seans w m ieszkaniu m edjum , n a godzinę 10 rano. W określonym term in ie w chwili, gdy m iała przybyć do m ed ju m p a n n a Zielińska, odczuło m ed ju m dziw ny specy­

ficzny zapach, ja k i czuło przed tygodniem w m ieszkaniu p an n y Z. i w chwilę potem ujrzało u siebie dziw nie zm ienioną pan n ę Z., u b ra n ą w niebieski szlafrok

z rozw ianem i w łosam i. Gdy m ed ju m zwróciło się ze słow am i do p a n n y Z„ ta m om entalnie zniknęła. Z aniepokojona tym w idokiem pani P a ri B anu u d a ła się niezwłocznie do m ieszk an ia p a n n y Z ielińskiej, k tó rą zn alazła leżącą n a dyw anie w ja d aln y m pokoju w stan ie uduszenia. B yła u b ra n a w niebieski szlafroczek.

T akich i ty m podobnych w ypadków m am y zanotow anych wiele. W olno jest im w ierzyć lub przeczyć, a fa k ty po zo stają fak tam i, n ad którem i pow ażnie m y­

ślący ludzie z a sta n a w ia ją się głęboko, w idząc w nich stw ierdzenie istn ien ia nad- norm alnego p oznaw ania, jak iem są obdarzone n iek tó re m edja, do których w pierw szym rzędzie należy p an i P a ri B anu.

Jej zdolności z n a jd u ją się w pełnej sile rozw oju. W yjątkow e okoliczności życiowe zm usiły p a n ią P a ri B anu do p rzy jm o w an ia k lienteli, k tó ra szerzy coraz bardziej jej sław ę n a polu jasnow idztw a.

Powiązane dokumenty