• Nie Znaleziono Wyników

172. Przygody rycerzy Gwidona i Tyriusza

Za panowania pewnego króla w ziemi angielskiej żyło niegdyś dwóch rycerzy: jeden zwał się Gwido, a drugi - Tyriusz. Gwido walczył w wielu bitwach, a w każdej z nich zwyciężał. Wielce miłował pewną szlachetną pannę wielkiej urody, ale nie mógł jej poślubić, dopóki z miłości do niej nie odbył licznych ciężkich walk. Wreszcie zdobył ją w jednym z pojedynków i poślubił w sposób wielce uroczysty. Trzeciej nocy, gdy zapiał kogut, wstał z pościeli, długo wpatrywał się w nieboskłon i ujrzał pośród gwiazd Pana naszego Jezusa Chrystusa, który tak do niego przemówił: „Gwidonie, Gwidonie, nieraz walczyłeś z miłości do dziewczyny, nadszedł teraz czas, żebyś w przyszłości ujął się za mną i mężnie wystąpił przeciw moim wrogom".

Wypowiedziawszy te słowa, Chrystus znikł. Gwido pojął, że jest wolą Boga, żeby wyruszył do Ziemi Świętej i wziął pomstę za Chrystusa na niewiernych.

Rzekł więc do żony: „Myślę, że już poczęłaś moje dzieciątko. Wychowasz je, zanim wrócę, postanowiłem bowiem udać się do Grobu Świętego". Żona, słysząc to, zerwała się jak szalona z łoża, chwyciła sztylet, który leżał u wezgłowia, i zawołała: „Panie, zawsze cię wiernie kochałam i tylko z miłości do ciebie, żeby związać się z tobą małżeństwem, długo czekałam, aż stoczysz liczne pojedynki, a twoja sława rozejdzie się po wszystkich krajach. A teraz, kiedy poczęłam, chcesz mnie odjechać? Wolę raczej sama przebić się tym sztyletem". Gwido wstał, wyjął jej sztylet z ręki i rzekł: „Najmilsza, twoje słowa napełniają mnie lękiem. Ślubowałem Bogu, że nawiedzę Grób Święty.

Lepiej, żebym wypełnił ten ślub teraz niż później, kiedy przygniecie mnie starość. Pogódź się z tym, z Bożą pomocą wkrótce do ciebie wrócę". Żona, nieco podniesiona na duchu tymi słowami, podała mu pierścień i rzekła:

„Weź ten pierścień, a ile razy na niego spojrzysz w dalekich krajach, pomyśl o mnie. Ja zaś będę tu cierpliwie wyczekiwała twojego powrotu". Rycerz, rozstawszy się z nią, zabrał ze sobą Tyriusza. A ona, nie mogąc się pocieszyć, płakała całymi dniami, aż wreszcie, kiedy nastał jej czas, urodziła pięknego chłopca i z wielkim staraniem go chowała.

Gwido i Tyriusz przeszli wiele ziem Pańskich i w licznych bojach walczyli za Chrystusa. Niewierni spustoszyli w końcu państwo dackie. Gwido rzekł do swojego towarzysza: „Mój drogi, powinieneś udać się do owego kraju i ile

masz sił, dopomóc jego królowi w walce z niewiernymi, bo to chrześcijanin.

Ja natomiast pójdę do Ziemi Świętej i będę walczył z wrogami Chrystusa, potem wrócę do ciebie i radośnie wyruszymy do Anglii". Tyriusz odparł: „Co tobie się podoba i mnie jest miłe. Wyruszę więc do owego kraju, a jeśli zostaniesz przy życiu, wrócisz do mnie i wtedy razem udamy się do naszej ojczyzny". Gwido odparł: „Przyrzekam ci to uroczyście". Ucałowali się i gorzko płakali przy pożegnaniu: Gwido ruszył do Ziemi Świętej, a Tyriusz do Dacji.

Gwido dzielnie walczył z Saracenami i poganami, a w każdym boju odnosił zwycięstwo, toteż jego sława rozeszła się po całej ziemi. Tyriusz także wypędzał wszystkich pogan z dackiego królestwa, walczył w wielu bitwach i zawsze zwyciężał, toteż stał się ulubieńcem króla, który obsypał go zaszczytami, a że cieszył się szacunkiem całego ludu, król nadał mu też wielkie bogactwa. Żył wtedy w owym królestwie pewien bardzo mężny, ale zły książę imieniem Plebeus, który zazdrościł Tyriuszowi, że tak prędko osiągnął bogactwo i sławę. Oskarżył go więc przed królem o zdradę, twierdząc, że Tyriusz chciał go pozbawić władzy. Król uwierzył Plebeusowi, był to bowiem mąż potężny i śmiały, odebrał Tyriuszowi wszystkie bogactwa i zaszczytne stanowiska, co sprawiło, że ów stał się nędzarzem i ledwo mógł się wyżywić. Przez wszystkich opuszczony, doznając takiej nędzy, wielce się smucił, gorzko płakał i powtarzał: „Biada mi, co pocznę?" Kiedy tak szedł pewnego dnia ogarnięty rozpaczą, ujrzał go Gwido w pielgrzymim przebraniu.

Tyriusz, widząc go, nie zdał sobie sprawy, że to Gwido, ów jednak rozpoznał go natychmiast, ale nie chcąc się zdradzić, zapytał: „Skąd jesteś, dobry człowieku?"

Tamten odparł: „Z dalekiego kraju, ale żyję tu od wielu lat. Miałem też towarzysza, co wyruszył do Ziemi Świętej, nie wiem jednak, czy żyje ani jak mu się wiedzie". Gwido odparł: „Przez pamięć twojego towarzysza pozwól, żebym spoczął na twojej piersi i zasnął na chwilę, bo bardzo znużyłem się drogą".

Tyriusz przystał. Kiedy Gwido usnął na jego piersi, Tyriusz ujrzał, że z rozchylonych ust obcego wyleciała biała pszczoła, królowa matka, skierowała lot ku pobliskiej górze, a następnie wróciła i znikła w ustach śpiącego. W chwilę potem Gwido ocknął się i rzekł: „Przyjacielu, miałem niezwykły sen. Śniło mi się, że z ust wyleciała mi pszczoła, królowa matka, która uniosła się ku owej górze, a potem wróciła do moich ust". Tyriusz odparł: „Przyjacielu, wszystko, co widziałeś we śnie, oglądałem na własne oczy, ale nie wiem, co pszczoła robiła tam na górze". Gwido rzekł: „Chodźmy więc, może coś tam znajdziemy".

Ruszyli zatem na górę i znaleźli tam martwego smoka z brzuchem pełnym złota oraz ostry miecz, na którym widniał następujący napis: „Tym mieczem rycerz Gwido zwycięży nieprzyjaciela Tyriusza". Znalazłszy smoka, Gwido bardzo się ucieszył i rzekł: „Mój drogi, dam ci całego smoka, chcę tylko zatrzymać miecz".

Tyriusz odparł: „Panie, nie zasłużyłem na taki podarunek!" Ale Gwido powiedział: „Podnieś oczy i przyjrzyj mi się: jestem Gwido, twój towarzysz".

Tyriusz, słysząc to, przyjrzał mu się bacznie i od razu go rozpoznał. Z radości padł na ziemię, gorzko zapłakał i rzekł: „Teraz, skoro cię znowu widzę, mogę już umrzeć". Gwido odparł: „Wstawaj prędko! Zamiast płakać, powinieneś radować się z mojego przybycia. Będę za ciebie walczył z twoim przeciwnikiem, a potem w chwale wrócimy do Anglii. Bacz jednak, żeby nikomu nie powiedzieć, kim jestem". Tyriusz wstał, rzucił się mu na szyję i ucałował. Potem udał się ze złotem do domu, a Gwido ruszył do królewskiego pałacu i zastukał do wrót. Odźwierny spytał, czego sobie życzy, a Gwido rzekł:

„Jestem pielgrzymem, wracam od Grobu Świętego". Zaraz też go wpuszczono i przedstawiono królowi. U boku króla siedział ów zły rycerz, który pozbawił Tyriusza czci i mienia. Król spytał: „Co też się dzieje w Ziemi Świętej?" Gwido odparł: „Panie, trwa tam teraz pokój, a wielu nawróciło się na wiarę chrześcijań-ską". Król pytał dalej: „Czy widziałeś tam angielskiego rycerza Gwidona, co wygrał wiele bitew?" Gwido odparł: „Tak, panie, często go widywałem, a nawet z nim ucztowałem". Król rzekł: „Czy była tam mowa o królach chrześcijańskich?" Pielgrzym odpowiedział: „Tak, panie, także o tobie, jak to Saraceni i inni niewierni przez wiele lat władali twoim państwem i jak pewien szlachetny rycerz pokonał ich i wypędził. I jak za tę jego dzielność nagrodziłeś go bogactwem i zaszczytami, ale pewien okrutny rycerz imieniem Plebeus niesprawiedliwie pozbawił go i zaszczytów, i skarbów. To tam o tobie mówiono". Plebeus, słysząc to, rzekł: „Ty fałszywy pielgrzymie, skoro opowiadasz takie kłamstwa, będziesz musiał go bronić, jeśli zechcę z tobą walczyć, Tyriusz bowiem zamierzał strącić z tronu króla, naszego pana". Na to Gwido zwrócił się do króla: „Panie, ponieważ on twierdzi, że jestem fałszywym pielgrzymem, a rycerz Tyriusz to zdrajca, będę za twoim zezwoleniem walczył z nim i własnym ciałem dowiodę, że to oszczerca".

Król odrzekł: „Zgoda, proszę cię nawet, żebyś z tym nie zwlekał". Gwido powiedział: „Panie, każ dać mi zbroję". Król odparł: „Dostaniesz wszystko, czego ci trzeba" i wyznaczył dzień pojedynku. Ale obawiając się, żeby ktoś podstępnie nie zgładził pielgrzyma, przyzwał swoją jeszcze młodziutką córkę i rzekł do niej: „Moje dziecko, strzeż tego cudzoziemca jak źrenicy oka.

Dostaniesz wszystko, czego ci dla niego będzie trzeba". Dziewczyna zawiodła pielgrzyma do swoich komnat, kazała mu się wykąpać i zatrzymała u siebie. Kiedy nadszedł dzień walki, Plebeus wczesnym rankiem stanął zbrojny u bramy i zawołał: „Gdzie jest fałszywy pielgrzym? Czemu tak długo zwleka?" Gwido, słysząc to, przywdział zbroję i obaj ruszyli na plac boju.

Tam tak gwałtownie starli się lancami, że Plebeus, aby nie wyzionąć ducha, musiał się pokrzepić. Rzekł więc: „Drogi pielgrzymie, pozwól mi napić się wody". Tamten odparł: „Jeżeli uroczyście mi obiecasz, że kiedy zechcę pić, też mi na to pozwolisz, zgadzam się". Plebeus rzekł: „Daję ci na to moje słowo". Podszedł do źródła, napił się do syta, potem z całej mocy uderzył na Gwidona, a obaj walczyli tak zażarcie, że z kolei Gwido poczuł pragnienie i

rzekł: „Mój przyjacielu, wyświadcz mi tę samą grzeczność, którą ja d wyświadczyłem, mam bowiem ogromne pragnienie". Ale tamten odpowiedział: „Klnę się na Boga, że mógłbyś się napić tylko z mojej ciężkiej pięści". Gwido, słysząc to i broniąc się, jak potrafił, zbliżył się do źródła, a kiedy już znalazł się przy nim, wskoczył w wodę i napił się jej do woli, następnie zaś, wyszedłszy z wody, rzucił się na Plebeusa niczym ryczący lew tak, że tamten musiał ratować się ucieczką. Król, kiedy się o tym dowiedział, kazał ich rozdzielić, żeby każdy z nich mógł wypocząć przez noc i nazajutrz być gotowym do ostatecznej walki. Pielgrzym udał się więc znowu do komnaty córki królewskiej, która pokrzepiła go jadłem i napojem, opatrzyła rany, a po wieczerzy ułożyła na spoczynek w wielkim drewnianym łożu.

Znużony walką, Gwido twardo zasnął. Plebeus miał siedmiu dzielnych synów, wezwał ich i tak do nich rzekł: „Mili moi, jesteście moimi synami, powiadam wam, że jeśli ów cudzoziemiec nie zginie jeszcze tej nocy, jutro ja zginę z jego ręki, bo waleczniejszego nadeń człowieka jeszcze nigdy nie widziałem". Synowie odparli: „Ojcze, zginie jeszcze tej nocy". O północy, kiedy wszyscy spali, wtargnęli do komnat księżniczki, wznoszących się tak blisko morskiego brzegu, że morze szumiało pod ich oknami. I rzekli do siebie: „Jeżeli spróbujemy zabić go w łożu, nie ujdziemy śmierci. Wrzućmy go więc wraz z łożem w morskie fale, a wtedy ludzie powiedzą, że chciał uciec". Chwycili śpiącego pielgrzyma i rzucili w morze, a on spał twardo i niczego nie poczuł. Tej nocy pewien rybak był na morzu. Usłyszawszy odgłos spadającego łoża i widząc je wraz ze śpiącym w blasku księżyca, zdumiał się i zawołał donośnym głosem: „Powiedz mi, na miłość Boską, kim jesteś, żebym mógł cię uratować, zanim utoniesz!" Gwido usłyszał jego wołanie, zbudził się ze snu, ujrzał gwiazdy na niebie i nie pojmował, gdzie jest. Kiedy jednak spostrzegł wodę dokoła, zawołał do rybaka: „Przyjacielu, pomóż mi, a ja cię nagrodzę! Jestem owym pielgrzymem, co walczył wczoraj na placu, ale sam nie wiem, skąd się tu wziąłem". Na te słowa rybak wziął go do łodzi, zapro-wadził do swojego domu i ułożył na spoczynek. Synowie Plebeusa poszli do ojca i powiedzieli, że pielgrzym utonął, toteż już nie musi się go obawiać.

Plebeus bardzo się uradował, wstał rano, wziął na siebie zbroję, udał się do pałacowej bramy i zawołał: „Wyprowadźcie pielgrzyma, żebym mógł wziąć na nim pomstę!" Król, usłyszawszy te słowa, kazał córce zbudzić Gwidona, żeby sposobił się do walki. Dziewczyna weszła do komnaty, ale go tam nie znalazła.

Gorzko płacząc, rzekła: „Biada, nie ma mojego miłego!" i powiedziała ojcu, że nie może go znaleźć. Król też wielce się zasmucił. Dziwiono się jednak, że znikło też łoże, niektórzy sądzili, że Gwido uciekł, inni - że go zamordowano.

Ale Plebeus wołał u bramy: „Wyprowadźcie waszego cudzoziemca, chcę dziś bowiem dać królowi jego głowę!" Kiedy w zamku zastanawiano się, co też mogło stać się z pielgrzymem, przyszedł do króla rybak i rzekł: „Nie smuć się, panie, tej bowiem nocy, łowiąc ryby, znalazłem pielgrzyma, którego strącono w

fale. Uratowałem go, zaprowadziłem do domu i ułożyłem do snu". Kiedy król to usłyszał, bardzo się ucieszył i posłał po Gwidona, żeby gotował się do walki.

Plebeus, dowiedziawszy się, że Gwido żyje, srodze się przeląkł i prosił króla o przełożenie walki, ale król nie godził się nawet na godzinną zwłokę, toteż obaj przeciwnicy udali się na plac boju i dwukrotnie na siebie natarli. Za trzecim natarciem Gwido odrąbał Plebeusowi ramię, a następnie głowę i oddał ją królowi. Król bardzo się uradował, że cudzoziemiec odniósł tak wspaniałe zwycięstwo, a kiedy dowiedział się, że synowie Plebeusa wtrącili go do morza, kazał ich powiesić. Następnie Gwido poprosił króla, żeby mu pozwolił odjechać, a choć król sowicie go obdarował, byle tylko przy "nim pozostał, nie chciał się zgodzić. Król dał mu wiele złota i srebra, ale Gwido wszystko oddał Tyriuszowi i obaj wraz z królem przywrócili mu dawne zaszczyty i mienie, po czym Gwido pożegnał króla, który tak do niego rzekł: „Mój przyjacielu, zanim odejdziesz, powiedz mi, na Boga, jak d na imię!" Tamten odparł: „Panie, zowie się Gwido, o którym nieraz słyszałeś". Król na te słowa rzucił mu się na szyję i prosząc, aby z nim pozostał, obiecał mu znaczną część swojego państwa. Ale Gwido nie chciał na to przystać, ucałował króla na pożegnanie i odszedł. Po przybyciu do Anglii udał się do swojego zamku. Ujrzał tam mnóstwo siedzących u bramy biedaków, a pośród nich hrabinę, swoją małżonkę, która w stroju pielgrzymim wraz z nimi co dzień go wyczekiwała, każdemu biedakowi dając grosz i mówiąc: „Módl się za pana mojego, Gwidona, żebym przed śmiercią mogła jeszcze ucieszyć się jego widokiem i żeby szczęśliwie do mnie wrócił, dawno bowiem temu wyruszył do Grobu Świętego". Owego dnia ich syn, już siedmioletni, odziany wspaniale towarzyszył swojej matce pośród ubogich.

Słysząc, że matka każdemu żebrakowi powtarza imię Gwidona, zapytał:

„Powiedz, matko, czy ten, którego polecasz modlitwom biedaków, to mój ojciec?" Hrabina odparła: „Tak, mój synu. W trzy dni po naszym weselu odszedł mnie i odtąd już go nie widziałam". Kiedy, krocząc pośród żebraków, podeszła do Gwidona, dała i jemu jałmużnę. Nie poznała go, a on pochylił głowę dla niepoznaki. Kiedy ruszyła ku następnemu, a za nią chłopaczek, Gwido podniósł oczy i ujrzał swojego syna, którego przedtem nie widział.

Nie mogąc już dłużej się powstrzymać, chwycił dziecię w ramiona, ucałował i rzekł: „Moje drogie dziecko, niech sprawi dobry Bóg, żebyś Mu zawsze był miły". Słudzy, widząc, że Gwido pieści chłopca, zawołali, żeby tam nie stał.

Ale Gwido podszedł do swojej małżonki i poprosił, żeby wolno mu było odtąd już na zawsze przebywać w sąsiednim lesie. Hrabina, widząc w nim pielgrzyma, z myślą o Bogu i dla pamięci męża kazała mu zbudować pustelnię, w której Gwido żył długie lata. Kiedy był już bliski śmierci, wezwał swojego sługę i rzekł: „Przyjacielu, idź szybko do pani hrabiny, daj jej ten pierścień i powiedz, że jeśli chce mnie widzieć, niechże bezzwłocznie tu do mnie przyjdzie". Wysłaniec pobiegł do pani i pokazał jej pierścień.

Ledwo go ujrzała, zawołała donośnie: „To pierścień mojego męża!" i

pobiegła do lasu. Ale zanim przyszła, Gwido zmarł. Padła na jego zwłoki i wykrzyknęła wielkim głosem: „Biada mi, nie mam już nadziei!" Wzdychając i skarżąc się, mówiła: „Na co zdały się moje jałmużny co dzień dawane za mojego pana? Widziałam, jak brał ją z mojej ręki i nie poznałam go.

Widziałeś swojego syna, głaskałeś go i całowałeś i nie dałeś się poznać ani mnie, ani jemu. Co uczyniłeś, Gwidonie! Już cię nigdy nie zobaczę!"

Następnie kazała najuroczyściej pogrzebać jego ciało i przez wiele dni trwała po nim w żałobie.