• Nie Znaleziono Wyników

przypomnienia, cytaty, refleksje na zakończenie opolskich obchodów setnej rocznicy urodzin

W dokumencie Śląsk, 2014, R. 19, nr 1 (Stron 34-37)

W

Paryżu jeszcze belle époque kusi urokami życia, a cesarski Wiedeń przyciąga wielokulturowe tłumy, ale fatum zawisło nad Habsburgami, znad Sarajewa w stronę Hofburga nadciągają czarne chmury. Na promenadach europejskich stolic orkiestry dęte jeszcze grają wesołe melodie, ale za kilkanaście miesięcy w takt wojskowych marszy, generałowie poprowadzą na śmierć miliony ludzi przebranych w mundury... tymczasem

Szyfman, na otwarcie Teatru Polskiego w Warszawie, reżyseruje Irydiona Krasiń­

skiego z plejadą aktorów: Leszczyński, Węgrzyn, Wysocka, Zelwerowicz. Craco­

via zdobyła mistrzostwo Galicji w piłce nożnej, a Messalka z Józefem Redo po raz pierwszy w Polsce tańczą na scenie - ta­

niec w najwyższym stopniu nieprzyzwo­

ity - ja k zgodnie potępiali tango: londyń­

ski The Times, cesarz niemiecki i papież.

W zaborach polskie organizacje

narodo-we krzewią patriotyzm i wiarę w odzyska­

nie niepodległości. Taki był rok 1913, ostatni przed wybuchem wielkiej wojny, 0 którą w Litanii Pielgrzymskiej modlił się Mickiewicz. W tym roku urodzili się: Ed­

mund Jan Osmańczyk, Zbyszko Bednorz 1 Jerzy Kozarzewski z rodu Norwidów, związani z pejzażem kulturowym Śląska Opolskiego. W setną rocznicę urodzin wy­

bitnych postaci, podczas uroczystości i przedsięwzięć kulturalnych, wspominali ich wdzięczni mieszkańcy województwa opolskiego.

Cum tacent, clamant

I

lekroć przechodzę ścieżką otulającą Wzgórze Uniwersyteckie, pozosta­

wiam za sobą zgiełk miasta. Abstrakcyj­

ny czas przybiera tutaj realne kształty:

granitu, brązu, piaskowca. Spoglądając na mijane rzeźby i pomniki, przywołu­

ję łacińską sentencję: Cum tacent, cla­

mant (kiedy milczą, krzyczą; ich milcze­

nie je st wymowne). Cyceron w trzech słow ach genialnie odsłonił sekrety gwiazd i kamieni. Dalej, lekko pod gó­

rę, mostkiem łączącym dwa brzegi, dwa światy, ponad ledwie zauważalną fosą, wznoszącego się tutaj niegdyś górnego Zamku. Po prawej stronie kolumna z fi­

gurą św. Krzysztofa, patrona podróżni­

ków, świadectwo dawnej świetności pa­

łacu w Kopicach. Po lewej Osiecka z plikiem wierszy, Grotowski spogląda­

jący za horyzont, Niemen z gitarą, stu­

dent Grechuta i dwaj panowie Wasow- ski-Przybora, wytworni w cylindrach.

Przysiedli na ławeczkach albo stoją przed Alma M ater Opoliensis, tylko spóźniony Jonasz Kofta wchodzi scho­

dami do panteonu polskiej piosenki, wzniesionego przez prof. Stanisława Sławomira Nicieję. Brązowe postacie, wspomnienie Festiwali Piosenki Pol­

skiej, znikają za drzewami kiedy zbliżam się do kościoła na Górce (Matki Boskiej Bolesnej i św. Wojciecha). Przechodnie mijają w pośpiechu ten przykościelny za­

kątek, zazwyczaj nie zwracając uwagi na horyzontalnie położone kamienne płyty. Pod pierwszą spoczywa ks. prałat Wacław Kucharz, urodzony w Stanisła­

wowie, a pod drugą Edmund Jan Osmań­

czyk, dziennikarz, publicysta i polityk.

Mikrokosmos śląsko-kresowej pamięci, dwa epitafia, dwa kamienie z sentencji Cycerona, opowiadają pogmatwane dzie­

je mieszkańców Śląska Opolskiego...

Wolność je s t słoneczna...

O

smańczyk już podczas studiów uni­

wersyteckich (historia w Warszawie, dziennikarstwo w Berlinie) wykazywał się wieloma talentami m. in. jako działacz Związku Polaków w Niemczech, szef je ­ go Centrali Prasowej i redaktor polskich czasopism: Młody Polak w Niemczech, Naród, Polak w Niemczech, Zdrój. Gdy miał zaledwie 24 lata zapisał słowa dekla­

racji, które mogły stanowić credo wielu Rodłaków: - Dla jasności stwierdzam: j e ­ stem rocznik 1913. Urodziłem się w powie­

cie strzelińskim na Śląsku Dolnym (Deutsch Jagieł - Jagielno). Żyję stale

w państwie niemieckim. Paszport mam niemiecki, serce polskie. Ani nacjonalistą, ani komunistą, ani faszystą, ani socjalistą, ani narodowcem, ani państwowcem, ani żadnym innym „... istą”, c z y o w c e m ” nie jestem. Jestem Polakiem... tak rozpo­

czynał się wstęp do debiutanckiego tomu

„Wolność jest słoneczna” (Opole, 1937), zawierającego młodzieńcze wiersze nace­

chowane patriotyzmem, miłością, wiele strof serdecznych zadedykował ukocha­

nemu miastu:

Na rynku, pochylonym ku rzece mej - Odrze Oddycham słowem żywym pośród

braci moich.

Mowy codziennej słucham i dziwnie mi dobrze, Chociaż obcość szyldami miasto

niepokoi...

... Moim jesteś Opole, w tobie słowo moje!

Słowo niezwyciężone, ja k wszystko, co polskie.

- Oto na ziemi Ojców słowem żywym stoję! -Miasto moje - Opole -ja k że ś ty

opolskie.

Opole nie było jego przelotną miłością, ale dozgonną (dosłownie), miejscem uko­

chanym, do którego powracał z wielu po­

dróży i gdzie zgodnie ze swoją ostatnią wolą pozostał na wzgórzu przy kościele M atki Boskiej Bolesnej. Zarówno na okładce pierwszego tomiku, jak i na okładce ostatniej księgi, kamiennej płycie - umieszczono Rodło - szczegól­

ny znak, którego był współautorem i któ­

ry stał się kodą jego życia.

Rodło znak braterstwa / < oznacza? Rodło jest to hasło, L y ( J które mówi: „ Jesteśmy Pola­

kami, należymy do narodu polskiego, któ­

rego kultury kolebką je s t Kraków, wier­

ną rzeką Wisła. Te dwie siły to Rodło, które nie jest ani herbem ani godłem, ale symbolem naszego pochodzenia i łącz­

ności naszej z całym narodem polskim i je g o duszą ” - cytował komentarz Osmańczyka Stanisław Wasylewski w zbiorze esejów „Na Śląsku Opol­

skim,^ Katowice, 1937), ukazującym polskie dziedzictwo kulturowe i działal­

ność Polaków na obszarze Śląska, któ­

ry przypadł Niemcom po plebiscycie.

Wobec hitlerowskiego terroru członko­

wie ZPwN m.in. działacze plebiscytowi, weterani powstań śląskich, duchowień­

stwo, harcerze - wykazali się odwagą i hartem ducha, broniąc nie tylko swo­

ich praw, ale także innych mniejszości narodowych, a szczególnie bliskich im Serbołużyczan. Nie ugięli się również wobec narzucania im symboliki nazi­

stowskiej, dlatego postanowili stwo­

rzyć swój odrębny znak. Symbol graficz­

ny opracowała Janina Kłopocka, zaś Osmańczyk jego nazwę, łącząc genial­

nie dwa słowa - Rodzina i Godło, zacho­

wując rodowód organizacji, sprytnie obeszli hitlerowskie przepisy. Rodło, ukazujące bieg Wisły i Kraków, stało się znakiem braterstwa i więzi z Macierzą, a Pięć Prawd Polaków: - Jesteśmy

Po-Ostatnie zdjęcie Edmunda J. Omańczyka, 15.5.1989 r.

lakami. Wiara Ojców naszych je st wia­

rą naszych dzieci. Polak Polakowi Bra­

tem! Co dzień Polak Narodowi służy.

Polska Matką naszą, nie wolno mówić 0 Matce źle - do dziś stanowi wzrusza­

jący akt miłości Ojczyzny i troski o do­

bro wspólne wszystkich Polaków, zarów­

no w kraju jak i na obczyźnie. Prawdy przyjęto podczas I Kongresu Polaków (6. III. 1938), do brunatnego Berlina przyjechało wówczas blisko pięć tysię­

cy delegatów (m.in. ze Śląska Opolskie­

go, Mazur, Kaszub, Warmii, Westfalii 1 Nadrenii). Rozgłośnia Deutschlandsen- der na zlecenie Polskiego Radia miała nagrać przebieg Kongresu, ale organiza­

torzy słusznie przewidywali, że Gesta­

po do tego nie dopuści, dlatego redaktor Osmańczyk potajemnie nagrywa relację, którą po kilku dniach z Warszawy nada­

je Polskie Radio, wzbudzając wściekłość hitlerowców...

Sprawy Polaków

P

odczas okupacji Osmańczyk działa w konspiracji, a po wybuchu Powsta­

nia Warszawskiego walczy mikrofonem i piórem, nadając codzienne audycje na antenie powstańczego radia. Doświad­

czenia związane z zagładą stolicy spotę­

gowała śmierć jego synka. Po kilku mie­

siącach, zapisuje słowa: Zawsze będziemy narwani i głupi. Powstanie wybuchło za wcześnie. Chciano uprzedzić Moskali, ale nie porozumiano się z nikim, ani z Rosją, ani z Anglią, ani ze Stanami Zjed­

noczonymi. Nie zagwarantowaliśmy sobie pomocy, ufając w kawaleryjską szabelkę.

Za ambicje jednego czy trzech ludzi zapła­

ciliśmy życiem stu tysięcy i zniszczeniem centrum naszego dynamizmu polityczne­

go, gospodarczego i kulturalnego - tak po­

wstają pierwsze zapisy „Sprawy Pola­

ków”... Pełniąc funkcję korespondenta wojennego relacjonuje zdobycie Berlina, konferencję poczdamską i proces no­

rymberski. Stał się człowiekiem

dojrza-S; łym, wizjonerem z chłodnym umysłem S analityka, opisującym złożone polskie

"o problemy na tle współczesnego świata. Pi-

§ sząc „Sprawy Polaków” kieruje się poczu-

| ciem odpowiedzialności za losy wynisz-

¿Ś- czonego narodu, nie oczekując na poklask, s wylewał na rozpalone polskie głowy ku-

§ beł zimnej wody - Anglicy i Amerykanie

^ żyją dzięki pracy milionów, a Polacy s dzięki śmierci milionów. Sprzeciwiał się

§ wizji martyrologicznego trwania Polaków,

■f- a także mierzenia patriotyzmu tylko mia-

« rą przelanej krwi. Przekonywał, że trze­

bi ba skończyć z patetycznym imperatywem

^ „do krwi ostatniej” - ani jednej kropli krwi polskiej więcej. Przypominał naiwnym, że banki świata za przelaną krew nam nie za­

płacą i nie wymachiwał triumfalnie cho­

rągiewką na gruzach Trzeciej Rzeszy, tylko wzywał do natychmiastowej pracy na rzecz odbudowy silnej gospodarki. Sta­

wiając tezę o szybkim powrocie Niemiec do roli potęgi i lidera Europy, z obawą py­

tał - czy dorównamy? - Niemcy, obojęt­

nie w jakiej strefie, odrzucają własną wi­

nę i z zaciętością pracują, pracują nad odbudowaniem kraju. Polacy, obojęt­

nie w Kraju czy na Emigracji, lewą ręką biją się w piersi, prawą wskazują winowaj­

ców wśród innych narodów i męcząc się bardzo gadaniem o losach Ojczyzny i świata, są co najmniej dwakroć mniej produktywni niż Niemcy. Podkreślał, że wydajna praca stanowi o dobrobycie pań­

stwa i jego obywateli. - Praca! Praca!

Praca!., zatytułował końcowy rozdział

„Sprawy Polaków”. Niepopularne było to nawoływanie w kraju, gdzie od wieków dominowało zawołanie - Do broni!

Do broni! Książka wzbudziła żywe dys­

kusje, była kontrowersyjna, burzyła wie­

le narodowych mitów. Komuniści uznali ją za niebezpieczną i wycofali z obiegu, przeznaczając na przemiał (wcześniej na twórczość Osmańczyka wyrok wyda­

ło Gestapo). W naszej historii głosy po­

dejmujące rozrachunek z wadami narodo­

wymi zakrzykiwano bądź pomijano.

„Sprawy Polaków” nie doczekały się no­

wego wydania po zmianach ustrojowych w 1989 roku. Czyżby znowu książka mogłaby zachęcić do krytycznego myśle­

nia? A może w naszych realiach nie ma już miejsca na dyskurs o najważniejszych sprawach Polaków? Wspomniana książ­

ka powinna stanowić lekturę osób podej­

mujących działalność publiczną (niemal obowiązkową dla posłów, ministrów i se­

natorów)... W 1946 roku „Sprawami Po­

laków” zainteresowała się dziewczyna z Nikiszowca, pracującą jako goniec w Kurii Diecezjalnej w Katowicach. Czę­

sto odbierała dla biskupów nowości z księ­

gami, po czym w drodze powrotnej ukrad­

kiem wchodziła do kościoła i w ciszy spędzała czas na ciekawej lekturze. Pod­

czas późniejszych egzaminów, na pytanie jakie książki ostatnio przeczytała, omówi­

ła „Sprawy Polaków”, wzbudzając komi­

sję w zdumienie. Prof. Dorota Simonides wspomina o tym w autobiografii „Szczę- ście w garści” (Opole, 2012). Zapewne tamta lektura przesądziła o życiowym suk- , cesie dziewczyny, która z familoków po- wędrowała na uniwersyteckie i politycz- tś ś k

ne salony. ^

Fot. Violetta Ruszczewska, z materiałówUMWO

W latach PRL

wojnie kariera Osmańczyka na­

biera rozmachu, zostaje korespon­

dentem zagranicznym polskiej prasy i ra­

dia, początkowo w Niemczech, a następnie w Ameryce Północnej i Południowej. Jed­

nocześnie przez pięć kadencji sprawuje mandat poselski, pełniąc wiele ważnych funkcji na forum krajowym i międzynaro­

dowym. Otrzymuje tytuły doktora hono­

ris causaUniwersytetu Śląskiego i Uniwer­

sytetu Wrocławskiego, a także wiele nagród i odznaczeń państwowych. Prowa­

dził intensywną działalność publicystycz­

ną i naukową, spod jego pióra wyszło wie­

le cenionych publikacji, zwieńczonych Encyklopedią ONZ i stosunków międzyna­

rodowych., która przyniosła autorowi roz­

głos międzynarodowy. W 1989 roku zosta­

je członkiem Komitetu Obywatelskiego, bierze udział w negocjacjach Okrągłego Stołu i zostaje senatorem Ziemi Opolskiej...

Kilkanaście lat po śmierci Osmańczyka je­

go działalność w PRL stała się powodem do oskarżeń o „kolaborację”, stawianych w kręgu opolskim przez osoby o niewiel­

kim dorobku życiowym i wielkich ambi­

cjach politycznych. Zapewne nie warto by­

łoby o tym wspominać, ale w obronie Osmańczyka stanowczo wystąpili profe­

sorowie: Stanisław Nicieja, Dorota Simo­

nides i Franciszek Marek. Przypominając zasługi senatora Ziemi Opolskiej, wyjaśnia­

li motywy jego działalności, docierając do szerokich kręgów społeczeństwa, któ­

re nie zna biografii autora Encyklopedii ONZ. Aby obiektywnie ocenić postawę Osmańczyka w tamtym czasie, należy spojrzeć na jego działalność przez pryzmat Rodła i Prawd Polaków, skąd brała się je­

go zdecydowanie propaństwowa postawa.

Warto przypomnieć, że przyszedł na świat i spędził młodość w państwie niemieckim, gdzie trzeba było mieć odwagę w czasach hitlerowskich - składając deklaracje - je­

stem Polakiem. O swojej Ojczyźnie śnił i marzył, a kiedy odradzała się z ruin w krę­

gu obcej dominacji - nie miał innego pań­

stwa, dlatego skupił się na pozytywi­

stycznej pracy dla swojego narodu. Mówił:

trudno kolaborować z własnym państwem,

albo nawiązując do swojej obecności w Sejmie - nieobecni racji nie mają.

W parlamencie zabiegał o sprawy Polaków zagranicą i przebywających na emigracji, apelował o zapewnienie stabilnej wartości złotówki. W latach siedemdziesiątych protestował przeciw usuwaniu z życia społecznego powstańców śląskich i Rodła- ków, a także przeciw tzw. „akcji łączenia rodzin”, kiedy Gierek za kredyty przehan- dlował do Niemiec tysiące Ślązaków, bez prawa powrotu w rodzinne strony. Prof.

Franciszek Marek zwracał również uwa­

gę na fakt, że Osmańczyk pojmował i oce­

niał dzieje Polski z pozycji Odry, a nie Wi­

sły,zaś na zarzuty o spolegliwości wobec ZSRR, odpowiadał: był przeciwnikiem teorii dwóch wrogów. Po wprowadzeniu stanu wojennego głosował w Sejmie prze­

ciw likwidacji NSZZ Solidarność, wspól­

nie z nielicznym gronem posłów, wśród których była Dorota Simonides, jedna z pierwszych czytelniczek „Sprawy Pola­

ków”. Dla pośpiesznych oskarżycieli, nie znających dogłębnie życiorysu Osmańczy­

ka, staje się on łatwym celem, po śmierci nie może już sam się bronić ani niczego do­

powiedzieć. Dziś bez większego trudu w szatach Katona, można oskarżać i wy­

głaszać moralitety, przymiotnikowego pa­

trioty. Nie trzeba za to płacić poniewier­

ką, więzieniem, utratą życia.

Edmund Osmańczyk za swoje wybo­

ry - Rodłaka, konspiratora, żołnierza AK, patrioty - ryzykował własnym ży­

ciem. W PRL jako jeden z nielicznych, bezpartyjnych posłów i publicystów, po­

trafił iść pod prąd i mieć własne zdanie.

Ślady pamięci owocującej

K

ulminacyjnym punktem rocznico­

wych obchodów była prezentacja opolskiej wystawy Edmund Jan Osmań­

czyk (1913-1989) - w setną rocznicę urodzin.W gmachu Sejmu RP jej uroczy­

stego otwarcia dokonała Jolanta Klimo­

wicz (wdowa po Edmundzie) wspólnie z marszałkiem Senatu RP B. Borusewi­

czem i wicemarszałkiem Sejmu RP C.

Grabarczykiem, z udziałem opolskich parlamentarzystów, członków Zarządu

Harcerze na warcie przy grobie Edmunda J. Omańczyka w setną rocznicę urodzin. Opole, 13.8.2013 r.

Województwa Opolskiego, dyrektorów opolskich instytucji kultury. 10 V III2013 r. uroczystości rocznicowe rozpoczęła msza święta w intencji śp. E. J. Osmań­

czyka w kościele „na Górce”, po czym na jego grobie zapalono znicze i złożono kwiaty. Następnie, okolicznościow a wystawa została zaprezentowana opolskiej publiczności przed Ratuszem. Oficjal­

nego otwarcia dokonali: Jolanta Klimo­

wicz i marszałek województwa opolskiego Józef Sebesta. Wśród zgroma­

dzonych obecni byli: prof. Dorota Simo­

nides, prof. Franciszek Marek, prof. Jani­

na H ajduk-N ijakow ska, dr Adam Wierciński, red. Edward Pochroń, dyr.

MŚO Urszula Zajączkowska, przedstawi­

ciele władz samorządowych. Po otwarciu wystawy głos zabrała prof. Dorota Simo­

nides: Edmund Osmańczyk dla sprawy Polski i Śląska skoczyłby w ogień i poszedł do samego piekła... postawię osobiście po­

mnik jego krytykom, gdy zrobią chociaż promil tego, co On zrobił dla Ojczyzny

i Śląska Opolskiego... był niezwykłą oso­

bą, która zostawiła po sobie ogromne dzie­

ło. Powinniśmy częściej przypominać, ile wszyscy Jemu zawdzięczamy.Wzruszo­

na Jolanta Klimowicz wspominała: Prze­

żyliśmy razem trzydzieści lat i cały ten czas, choć mieszkaliśmy w Warszawie, uczyłam się od niego Opola i Śląska. Po­

rządkując jego archiwum znalazłam wie­

le ciekawych, jeszcze nieopublikowanych prac i mam nadzieje, że zdołam nimi ko­

goś zainteresować, kto pozwoli na ich za­

chowanie. Śladów i pamiątek po Ed­

mundzie Osmańczyku w Opolu zachowało się wiele. Muzeum Śląska Opolskiego przechowuje legendarne eksponaty: Lek­

sykon Polactwa w Niemczech i album pły­

towy z nagraniami 1 Kongresu Polaków w Niemczech. Leksykon pod redakcją Osmańczyka zawierał wykaz miejscowo­

ści zamieszkałych przez Polaków (ze spisów pruskich XIX i XX wieku), uzu­

pełniony o listę polskich pamiątek. Dru­

gim unikatowym eksponatem jest pięcio- płytowy album z nagraniami 1 Kongresu Polaków, zarejestrow anym i przez redaktora Osmańczyka. Pokłosiem rocz­

nicowych obchodów były kolejne, miej- sko-uniwersyteckie przedsięwzięcia.

W Filharmonii Opolskiej podczas koncer­

tu „Opolanie w hołdzie Osmańczykowi”

śpiewano pieśni Rodłaków, a na rogu Ryn­

ku i ulicy Osmańczyka, odsłonięto pamiąt­

kową tablicę poświęconą Jego osobie.

Na Uniwersytecie Opolskim odbyła sie se­

sja popularno-naukowa „Edmund Jan Osmańczyk (1913-1989). Rodłak, dzien­

nikarz, publicysta, polityk. W setną rocz­

nicę urodzin”. Zapewne wielu studentów obecnych w Auli Błękitnej Collegium Ma- ius,dowiedziało się kim był człowiek spo­

czywający na Wzgórzu Uniwersyteckim pod znakiem Rodła, przecież codziennie tamtędy przechodzą podążając na zajęcia.

W następnym numerze dokończymy opowieść o niezwykłych postaciach rocz­

nika 1913, związanych ze Śląskiem Opol­

skim, przypominając fascynujące biogra­

fie Zbyszko Bednorza i Jerzego Kozarzewskiego z rodu Norwidów.

K

ilka dni przed przyjazdem Martina, Peter telefonicznie udzielił mu na­

stępującej porady:

- Najlepiej weź pociąg, bo jadąc samo­

chodem tylko narobisz sobie kłopotów z polską biurokracją. A to kontrola gra­

niczna, sprawdzanie dokumentów, odpra­

wa celna, łapówka dla jednego i drugie­

go. Później ja k ie ś skom plikow ane przepisy walutowe. Tyle a tyle wymie­

niasz po takim kursie; tyle a tyle po in­

nym ...

Zrobił przerwę na wdech albo wydech.

W każdym razie coś zawiesiło jego płynny monolog. Na chwilę. Może zie­

wał?

- Halo! Jesteś tam? Więc słuchaj, bo to nie wszystko. Następnie musisz się ubezpieczyć, podpisać oświadczenia i jakieś deklaracje, nie wiem po jaką cho­

lerę, potwierdzone notarialnie. I tak da­

lej, i tak dalej. Bez końca.

Znów przerwał. Coś tam po drugiej stronie zadźwięczało. Jak szyjka butel­

ki, gdy delikatnie trącić nią o krawędź szklaneczki.

- Więc ci mówię. Samochodem się nie opłaca. Można zwariować.

Teraz był wdech. Później jakby coś na­

brał w usta i przełknął. Wydech. Mówił dalej:

- Tak to wygląda. A samolotem jesz­

cze gorzej. To również wybij sobie z głowy.

I odtąd już mówił powoli, dobitniej, z większą troską o sugestywność i styl, jakby dyktował tekst dla redakcji.

- Gdzie indziej może warto latać, ale do Polski? Po majowej katastrofie lotni­

czej pod Warszawą, jeszcze do teraz nie ma oficjalnego komunikatu. Same domy­

sły, pogłoski i przecieki. Według jednych zginęło sto dwadzieścia osób. Według in­

nych, dwieście. Nie mogą się doliczyć trupów, czy co?

Wdech.

- Podobno dwa tygodnie później zna­

leziono w krzakach jakąś nadliczbową nogę czy głowę.

Na miejscu katastrofy wszystko było w proszku, a ocalałe ba­

gaże rozkradła okoliczna ludność. W tym zamieszaniu zagi­

nęła pewna ściśle tajna teczka. Mówią, że była to katastrofa na zamówienie.

A teraz nie wiadomo, wdech czy wydech? Zresztą - nie­

ważne.

- Różne rzeczy o tym się słyszy, aż trudno uwierzyć. Ale przecież wszystko jest możliwe. W każdym razie nie da się ustalić, jak tam było naprawdę. Kompletny bałagan.

Coś jakby dźwięk potartej zapałki. Pewnie pali cygaro.

- W ięc, słuchaj M artin. Jeśli ci nie zależy na życiu, to ju ż tw oja sprawa, ale przynajmniej miej litość dla swoich walizek i tego, co tam zapakujesz. B o j a osobiście nigdy bym nie wszedł na pokład sowieckiej maszyny, nawet gdybym był kompletnie pijany, choć sprawy życia i śmier­

ci znam na wylot, a jestem ju ż w tym w ieku, że niczego nie m uszę się bać. I dobrze ci radzę, żebyś także nie robił głupstw. Daj sobie spokój z samochodem i sam o­

lotem.

Teraz w dyktowaniu mógłby być nowy akapit. Głęboki wy­

dech. Wdech.

- Poza tym, wiesz chłopcze, jak jest na lotniskach. Nic tam nigdy nie dzieje się ciekawego. Szczególnie w Warszawie, gdzie jedyną atrakcją są kieszonkowcy. Nie wyobrażasz so­

bie. Całe tabuny! Chyba ich tam specjalnie zatrudniają na państwowych posadach.

GO

HENRYK

W dokumencie Śląsk, 2014, R. 19, nr 1 (Stron 34-37)

Powiązane dokumenty