W
Paryżu jeszcze belle époque kusi urokami życia, a cesarski Wiedeń przyciąga wielokulturowe tłumy, ale fatum zawisło nad Habsburgami, znad Sarajewa w stronę Hofburga nadciągają czarne chmury. Na promenadach europejskich stolic orkiestry dęte jeszcze grają wesołe melodie, ale za kilkanaście miesięcy w takt wojskowych marszy, generałowie poprowadzą na śmierć miliony ludzi przebranych w mundury... tymczasemSzyfman, na otwarcie Teatru Polskiego w Warszawie, reżyseruje Irydiona Krasiń
skiego z plejadą aktorów: Leszczyński, Węgrzyn, Wysocka, Zelwerowicz. Craco
via zdobyła mistrzostwo Galicji w piłce nożnej, a Messalka z Józefem Redo po raz pierwszy w Polsce tańczą na scenie - ta
niec w najwyższym stopniu nieprzyzwo
ity - ja k zgodnie potępiali tango: londyń
ski The Times, cesarz niemiecki i papież.
W zaborach polskie organizacje
narodo-we krzewią patriotyzm i wiarę w odzyska
nie niepodległości. Taki był rok 1913, ostatni przed wybuchem wielkiej wojny, 0 którą w Litanii Pielgrzymskiej modlił się Mickiewicz. W tym roku urodzili się: Ed
mund Jan Osmańczyk, Zbyszko Bednorz 1 Jerzy Kozarzewski z rodu Norwidów, związani z pejzażem kulturowym Śląska Opolskiego. W setną rocznicę urodzin wy
bitnych postaci, podczas uroczystości i przedsięwzięć kulturalnych, wspominali ich wdzięczni mieszkańcy województwa opolskiego.
Cum tacent, clamant
I
lekroć przechodzę ścieżką otulającą Wzgórze Uniwersyteckie, pozostawiam za sobą zgiełk miasta. Abstrakcyj
ny czas przybiera tutaj realne kształty:
granitu, brązu, piaskowca. Spoglądając na mijane rzeźby i pomniki, przywołu
ję łacińską sentencję: Cum tacent, cla
mant (kiedy milczą, krzyczą; ich milcze
nie je st wymowne). Cyceron w trzech słow ach genialnie odsłonił sekrety gwiazd i kamieni. Dalej, lekko pod gó
rę, mostkiem łączącym dwa brzegi, dwa światy, ponad ledwie zauważalną fosą, wznoszącego się tutaj niegdyś górnego Zamku. Po prawej stronie kolumna z fi
gurą św. Krzysztofa, patrona podróżni
ków, świadectwo dawnej świetności pa
łacu w Kopicach. Po lewej Osiecka z plikiem wierszy, Grotowski spogląda
jący za horyzont, Niemen z gitarą, stu
dent Grechuta i dwaj panowie Wasow- ski-Przybora, wytworni w cylindrach.
Przysiedli na ławeczkach albo stoją przed Alma M ater Opoliensis, tylko spóźniony Jonasz Kofta wchodzi scho
dami do panteonu polskiej piosenki, wzniesionego przez prof. Stanisława Sławomira Nicieję. Brązowe postacie, wspomnienie Festiwali Piosenki Pol
skiej, znikają za drzewami kiedy zbliżam się do kościoła na Górce (Matki Boskiej Bolesnej i św. Wojciecha). Przechodnie mijają w pośpiechu ten przykościelny za
kątek, zazwyczaj nie zwracając uwagi na horyzontalnie położone kamienne płyty. Pod pierwszą spoczywa ks. prałat Wacław Kucharz, urodzony w Stanisła
wowie, a pod drugą Edmund Jan Osmań
czyk, dziennikarz, publicysta i polityk.
Mikrokosmos śląsko-kresowej pamięci, dwa epitafia, dwa kamienie z sentencji Cycerona, opowiadają pogmatwane dzie
je mieszkańców Śląska Opolskiego...
Wolność je s t słoneczna...
O
smańczyk już podczas studiów uniwersyteckich (historia w Warszawie, dziennikarstwo w Berlinie) wykazywał się wieloma talentami m. in. jako działacz Związku Polaków w Niemczech, szef je go Centrali Prasowej i redaktor polskich czasopism: Młody Polak w Niemczech, Naród, Polak w Niemczech, Zdrój. Gdy miał zaledwie 24 lata zapisał słowa dekla
racji, które mogły stanowić credo wielu Rodłaków: - Dla jasności stwierdzam: j e stem rocznik 1913. Urodziłem się w powie
cie strzelińskim na Śląsku Dolnym (Deutsch Jagieł - Jagielno). Żyję stale
w państwie niemieckim. Paszport mam niemiecki, serce polskie. Ani nacjonalistą, ani komunistą, ani faszystą, ani socjalistą, ani narodowcem, ani państwowcem, ani żadnym innym „... istą”, c z y o w c e m ” nie jestem. Jestem Polakiem... tak rozpo
czynał się wstęp do debiutanckiego tomu
„Wolność jest słoneczna” (Opole, 1937), zawierającego młodzieńcze wiersze nace
chowane patriotyzmem, miłością, wiele strof serdecznych zadedykował ukocha
nemu miastu:
Na rynku, pochylonym ku rzece mej - Odrze Oddycham słowem żywym pośród
braci moich.
Mowy codziennej słucham i dziwnie mi dobrze, Chociaż obcość szyldami miasto
niepokoi...
... Moim jesteś Opole, w tobie słowo moje!
Słowo niezwyciężone, ja k wszystko, co polskie.
- Oto na ziemi Ojców słowem żywym stoję! -Miasto moje - Opole -ja k że ś ty
opolskie.
Opole nie było jego przelotną miłością, ale dozgonną (dosłownie), miejscem uko
chanym, do którego powracał z wielu po
dróży i gdzie zgodnie ze swoją ostatnią wolą pozostał na wzgórzu przy kościele M atki Boskiej Bolesnej. Zarówno na okładce pierwszego tomiku, jak i na okładce ostatniej księgi, kamiennej płycie - umieszczono Rodło - szczegól
ny znak, którego był współautorem i któ
ry stał się kodą jego życia.
Rodło znak braterstwa / < oznacza? Rodło jest to hasło, L y ( J które mówi: „ Jesteśmy Pola
kami, należymy do narodu polskiego, któ
rego kultury kolebką je s t Kraków, wier
ną rzeką Wisła. Te dwie siły to Rodło, które nie jest ani herbem ani godłem, ale symbolem naszego pochodzenia i łącz
ności naszej z całym narodem polskim i je g o duszą ” - cytował komentarz Osmańczyka Stanisław Wasylewski w zbiorze esejów „Na Śląsku Opol
skim,^ Katowice, 1937), ukazującym polskie dziedzictwo kulturowe i działal
ność Polaków na obszarze Śląska, któ
ry przypadł Niemcom po plebiscycie.
Wobec hitlerowskiego terroru członko
wie ZPwN m.in. działacze plebiscytowi, weterani powstań śląskich, duchowień
stwo, harcerze - wykazali się odwagą i hartem ducha, broniąc nie tylko swo
ich praw, ale także innych mniejszości narodowych, a szczególnie bliskich im Serbołużyczan. Nie ugięli się również wobec narzucania im symboliki nazi
stowskiej, dlatego postanowili stwo
rzyć swój odrębny znak. Symbol graficz
ny opracowała Janina Kłopocka, zaś Osmańczyk jego nazwę, łącząc genial
nie dwa słowa - Rodzina i Godło, zacho
wując rodowód organizacji, sprytnie obeszli hitlerowskie przepisy. Rodło, ukazujące bieg Wisły i Kraków, stało się znakiem braterstwa i więzi z Macierzą, a Pięć Prawd Polaków: - Jesteśmy
Po-Ostatnie zdjęcie Edmunda J. Omańczyka, 15.5.1989 r.
lakami. Wiara Ojców naszych je st wia
rą naszych dzieci. Polak Polakowi Bra
tem! Co dzień Polak Narodowi służy.
Polska Matką naszą, nie wolno mówić 0 Matce źle - do dziś stanowi wzrusza
jący akt miłości Ojczyzny i troski o do
bro wspólne wszystkich Polaków, zarów
no w kraju jak i na obczyźnie. Prawdy przyjęto podczas I Kongresu Polaków (6. III. 1938), do brunatnego Berlina przyjechało wówczas blisko pięć tysię
cy delegatów (m.in. ze Śląska Opolskie
go, Mazur, Kaszub, Warmii, Westfalii 1 Nadrenii). Rozgłośnia Deutschlandsen- der na zlecenie Polskiego Radia miała nagrać przebieg Kongresu, ale organiza
torzy słusznie przewidywali, że Gesta
po do tego nie dopuści, dlatego redaktor Osmańczyk potajemnie nagrywa relację, którą po kilku dniach z Warszawy nada
je Polskie Radio, wzbudzając wściekłość hitlerowców...
Sprawy Polaków
P
odczas okupacji Osmańczyk działa w konspiracji, a po wybuchu Powstania Warszawskiego walczy mikrofonem i piórem, nadając codzienne audycje na antenie powstańczego radia. Doświad
czenia związane z zagładą stolicy spotę
gowała śmierć jego synka. Po kilku mie
siącach, zapisuje słowa: Zawsze będziemy narwani i głupi. Powstanie wybuchło za wcześnie. Chciano uprzedzić Moskali, ale nie porozumiano się z nikim, ani z Rosją, ani z Anglią, ani ze Stanami Zjed
noczonymi. Nie zagwarantowaliśmy sobie pomocy, ufając w kawaleryjską szabelkę.
Za ambicje jednego czy trzech ludzi zapła
ciliśmy życiem stu tysięcy i zniszczeniem centrum naszego dynamizmu polityczne
go, gospodarczego i kulturalnego - tak po
wstają pierwsze zapisy „Sprawy Pola
ków”... Pełniąc funkcję korespondenta wojennego relacjonuje zdobycie Berlina, konferencję poczdamską i proces no
rymberski. Stał się człowiekiem
dojrza-S; łym, wizjonerem z chłodnym umysłem S analityka, opisującym złożone polskie
"o problemy na tle współczesnego świata. Pi-
§ sząc „Sprawy Polaków” kieruje się poczu-
| ciem odpowiedzialności za losy wynisz-
¿Ś- czonego narodu, nie oczekując na poklask, s wylewał na rozpalone polskie głowy ku-
§ beł zimnej wody - Anglicy i Amerykanie
^ żyją dzięki pracy milionów, a Polacy s dzięki śmierci milionów. Sprzeciwiał się
§ wizji martyrologicznego trwania Polaków,
■f- a także mierzenia patriotyzmu tylko mia-
« rą przelanej krwi. Przekonywał, że trze
bi ba skończyć z patetycznym imperatywem
^ „do krwi ostatniej” - ani jednej kropli krwi polskiej więcej. Przypominał naiwnym, że banki świata za przelaną krew nam nie za
płacą i nie wymachiwał triumfalnie cho
rągiewką na gruzach Trzeciej Rzeszy, tylko wzywał do natychmiastowej pracy na rzecz odbudowy silnej gospodarki. Sta
wiając tezę o szybkim powrocie Niemiec do roli potęgi i lidera Europy, z obawą py
tał - czy dorównamy? - Niemcy, obojęt
nie w jakiej strefie, odrzucają własną wi
nę i z zaciętością pracują, pracują nad odbudowaniem kraju. Polacy, obojęt
nie w Kraju czy na Emigracji, lewą ręką biją się w piersi, prawą wskazują winowaj
ców wśród innych narodów i męcząc się bardzo gadaniem o losach Ojczyzny i świata, są co najmniej dwakroć mniej produktywni niż Niemcy. Podkreślał, że wydajna praca stanowi o dobrobycie pań
stwa i jego obywateli. - Praca! Praca!
Praca!., zatytułował końcowy rozdział
„Sprawy Polaków”. Niepopularne było to nawoływanie w kraju, gdzie od wieków dominowało zawołanie - Do broni!
Do broni! Książka wzbudziła żywe dys
kusje, była kontrowersyjna, burzyła wie
le narodowych mitów. Komuniści uznali ją za niebezpieczną i wycofali z obiegu, przeznaczając na przemiał (wcześniej na twórczość Osmańczyka wyrok wyda
ło Gestapo). W naszej historii głosy po
dejmujące rozrachunek z wadami narodo
wymi zakrzykiwano bądź pomijano.
„Sprawy Polaków” nie doczekały się no
wego wydania po zmianach ustrojowych w 1989 roku. Czyżby znowu książka mogłaby zachęcić do krytycznego myśle
nia? A może w naszych realiach nie ma już miejsca na dyskurs o najważniejszych sprawach Polaków? Wspomniana książ
ka powinna stanowić lekturę osób podej
mujących działalność publiczną (niemal obowiązkową dla posłów, ministrów i se
natorów)... W 1946 roku „Sprawami Po
laków” zainteresowała się dziewczyna z Nikiszowca, pracującą jako goniec w Kurii Diecezjalnej w Katowicach. Czę
sto odbierała dla biskupów nowości z księ
gami, po czym w drodze powrotnej ukrad
kiem wchodziła do kościoła i w ciszy spędzała czas na ciekawej lekturze. Pod
czas późniejszych egzaminów, na pytanie jakie książki ostatnio przeczytała, omówi
ła „Sprawy Polaków”, wzbudzając komi
sję w zdumienie. Prof. Dorota Simonides wspomina o tym w autobiografii „Szczę- ście w garści” (Opole, 2012). Zapewne tamta lektura przesądziła o życiowym suk- , cesie dziewczyny, która z familoków po- wędrowała na uniwersyteckie i politycz- tś ś k
ne salony. ^
Fot. Violetta Ruszczewska, z materiałówUMWO
W latach PRL
wojnie kariera Osmańczyka na
biera rozmachu, zostaje korespon
dentem zagranicznym polskiej prasy i ra
dia, początkowo w Niemczech, a następnie w Ameryce Północnej i Południowej. Jed
nocześnie przez pięć kadencji sprawuje mandat poselski, pełniąc wiele ważnych funkcji na forum krajowym i międzynaro
dowym. Otrzymuje tytuły doktora hono
ris causaUniwersytetu Śląskiego i Uniwer
sytetu Wrocławskiego, a także wiele nagród i odznaczeń państwowych. Prowa
dził intensywną działalność publicystycz
ną i naukową, spod jego pióra wyszło wie
le cenionych publikacji, zwieńczonych Encyklopedią ONZ i stosunków międzyna
rodowych., która przyniosła autorowi roz
głos międzynarodowy. W 1989 roku zosta
je członkiem Komitetu Obywatelskiego, bierze udział w negocjacjach Okrągłego Stołu i zostaje senatorem Ziemi Opolskiej...
Kilkanaście lat po śmierci Osmańczyka je
go działalność w PRL stała się powodem do oskarżeń o „kolaborację”, stawianych w kręgu opolskim przez osoby o niewiel
kim dorobku życiowym i wielkich ambi
cjach politycznych. Zapewne nie warto by
łoby o tym wspominać, ale w obronie Osmańczyka stanowczo wystąpili profe
sorowie: Stanisław Nicieja, Dorota Simo
nides i Franciszek Marek. Przypominając zasługi senatora Ziemi Opolskiej, wyjaśnia
li motywy jego działalności, docierając do szerokich kręgów społeczeństwa, któ
re nie zna biografii autora Encyklopedii ONZ. Aby obiektywnie ocenić postawę Osmańczyka w tamtym czasie, należy spojrzeć na jego działalność przez pryzmat Rodła i Prawd Polaków, skąd brała się je
go zdecydowanie propaństwowa postawa.
Warto przypomnieć, że przyszedł na świat i spędził młodość w państwie niemieckim, gdzie trzeba było mieć odwagę w czasach hitlerowskich - składając deklaracje - je
stem Polakiem. O swojej Ojczyźnie śnił i marzył, a kiedy odradzała się z ruin w krę
gu obcej dominacji - nie miał innego pań
stwa, dlatego skupił się na pozytywi
stycznej pracy dla swojego narodu. Mówił:
trudno kolaborować z własnym państwem,
albo nawiązując do swojej obecności w Sejmie - nieobecni racji nie mają.
W parlamencie zabiegał o sprawy Polaków zagranicą i przebywających na emigracji, apelował o zapewnienie stabilnej wartości złotówki. W latach siedemdziesiątych protestował przeciw usuwaniu z życia społecznego powstańców śląskich i Rodła- ków, a także przeciw tzw. „akcji łączenia rodzin”, kiedy Gierek za kredyty przehan- dlował do Niemiec tysiące Ślązaków, bez prawa powrotu w rodzinne strony. Prof.
Franciszek Marek zwracał również uwa
gę na fakt, że Osmańczyk pojmował i oce
niał dzieje Polski z pozycji Odry, a nie Wi
sły,zaś na zarzuty o spolegliwości wobec ZSRR, odpowiadał: był przeciwnikiem teorii dwóch wrogów. Po wprowadzeniu stanu wojennego głosował w Sejmie prze
ciw likwidacji NSZZ Solidarność, wspól
nie z nielicznym gronem posłów, wśród których była Dorota Simonides, jedna z pierwszych czytelniczek „Sprawy Pola
ków”. Dla pośpiesznych oskarżycieli, nie znających dogłębnie życiorysu Osmańczy
ka, staje się on łatwym celem, po śmierci nie może już sam się bronić ani niczego do
powiedzieć. Dziś bez większego trudu w szatach Katona, można oskarżać i wy
głaszać moralitety, przymiotnikowego pa
trioty. Nie trzeba za to płacić poniewier
ką, więzieniem, utratą życia.
Edmund Osmańczyk za swoje wybo
ry - Rodłaka, konspiratora, żołnierza AK, patrioty - ryzykował własnym ży
ciem. W PRL jako jeden z nielicznych, bezpartyjnych posłów i publicystów, po
trafił iść pod prąd i mieć własne zdanie.
Ślady pamięci owocującej
K
ulminacyjnym punktem rocznicowych obchodów była prezentacja opolskiej wystawy Edmund Jan Osmań
czyk (1913-1989) - w setną rocznicę urodzin.W gmachu Sejmu RP jej uroczy
stego otwarcia dokonała Jolanta Klimo
wicz (wdowa po Edmundzie) wspólnie z marszałkiem Senatu RP B. Borusewi
czem i wicemarszałkiem Sejmu RP C.
Grabarczykiem, z udziałem opolskich parlamentarzystów, członków Zarządu
Harcerze na warcie przy grobie Edmunda J. Omańczyka w setną rocznicę urodzin. Opole, 13.8.2013 r.
Województwa Opolskiego, dyrektorów opolskich instytucji kultury. 10 V III2013 r. uroczystości rocznicowe rozpoczęła msza święta w intencji śp. E. J. Osmań
czyka w kościele „na Górce”, po czym na jego grobie zapalono znicze i złożono kwiaty. Następnie, okolicznościow a wystawa została zaprezentowana opolskiej publiczności przed Ratuszem. Oficjal
nego otwarcia dokonali: Jolanta Klimo
wicz i marszałek województwa opolskiego Józef Sebesta. Wśród zgroma
dzonych obecni byli: prof. Dorota Simo
nides, prof. Franciszek Marek, prof. Jani
na H ajduk-N ijakow ska, dr Adam Wierciński, red. Edward Pochroń, dyr.
MŚO Urszula Zajączkowska, przedstawi
ciele władz samorządowych. Po otwarciu wystawy głos zabrała prof. Dorota Simo
nides: Edmund Osmańczyk dla sprawy Polski i Śląska skoczyłby w ogień i poszedł do samego piekła... postawię osobiście po
mnik jego krytykom, gdy zrobią chociaż promil tego, co On zrobił dla Ojczyzny
i Śląska Opolskiego... był niezwykłą oso
bą, która zostawiła po sobie ogromne dzie
ło. Powinniśmy częściej przypominać, ile wszyscy Jemu zawdzięczamy.Wzruszo
na Jolanta Klimowicz wspominała: Prze
żyliśmy razem trzydzieści lat i cały ten czas, choć mieszkaliśmy w Warszawie, uczyłam się od niego Opola i Śląska. Po
rządkując jego archiwum znalazłam wie
le ciekawych, jeszcze nieopublikowanych prac i mam nadzieje, że zdołam nimi ko
goś zainteresować, kto pozwoli na ich za
chowanie. Śladów i pamiątek po Ed
mundzie Osmańczyku w Opolu zachowało się wiele. Muzeum Śląska Opolskiego przechowuje legendarne eksponaty: Lek
sykon Polactwa w Niemczech i album pły
towy z nagraniami 1 Kongresu Polaków w Niemczech. Leksykon pod redakcją Osmańczyka zawierał wykaz miejscowo
ści zamieszkałych przez Polaków (ze spisów pruskich XIX i XX wieku), uzu
pełniony o listę polskich pamiątek. Dru
gim unikatowym eksponatem jest pięcio- płytowy album z nagraniami 1 Kongresu Polaków, zarejestrow anym i przez redaktora Osmańczyka. Pokłosiem rocz
nicowych obchodów były kolejne, miej- sko-uniwersyteckie przedsięwzięcia.
W Filharmonii Opolskiej podczas koncer
tu „Opolanie w hołdzie Osmańczykowi”
śpiewano pieśni Rodłaków, a na rogu Ryn
ku i ulicy Osmańczyka, odsłonięto pamiąt
kową tablicę poświęconą Jego osobie.
Na Uniwersytecie Opolskim odbyła sie se
sja popularno-naukowa „Edmund Jan Osmańczyk (1913-1989). Rodłak, dzien
nikarz, publicysta, polityk. W setną rocz
nicę urodzin”. Zapewne wielu studentów obecnych w Auli Błękitnej Collegium Ma- ius,dowiedziało się kim był człowiek spo
czywający na Wzgórzu Uniwersyteckim pod znakiem Rodła, przecież codziennie tamtędy przechodzą podążając na zajęcia.
W następnym numerze dokończymy opowieść o niezwykłych postaciach rocz
nika 1913, związanych ze Śląskiem Opol
skim, przypominając fascynujące biogra
fie Zbyszko Bednorza i Jerzego Kozarzewskiego z rodu Norwidów.
K
ilka dni przed przyjazdem Martina, Peter telefonicznie udzielił mu następującej porady:
- Najlepiej weź pociąg, bo jadąc samo
chodem tylko narobisz sobie kłopotów z polską biurokracją. A to kontrola gra
niczna, sprawdzanie dokumentów, odpra
wa celna, łapówka dla jednego i drugie
go. Później ja k ie ś skom plikow ane przepisy walutowe. Tyle a tyle wymie
niasz po takim kursie; tyle a tyle po in
nym ...
Zrobił przerwę na wdech albo wydech.
W każdym razie coś zawiesiło jego płynny monolog. Na chwilę. Może zie
wał?
- Halo! Jesteś tam? Więc słuchaj, bo to nie wszystko. Następnie musisz się ubezpieczyć, podpisać oświadczenia i jakieś deklaracje, nie wiem po jaką cho
lerę, potwierdzone notarialnie. I tak da
lej, i tak dalej. Bez końca.
Znów przerwał. Coś tam po drugiej stronie zadźwięczało. Jak szyjka butel
ki, gdy delikatnie trącić nią o krawędź szklaneczki.
- Więc ci mówię. Samochodem się nie opłaca. Można zwariować.
Teraz był wdech. Później jakby coś na
brał w usta i przełknął. Wydech. Mówił dalej:
- Tak to wygląda. A samolotem jesz
cze gorzej. To również wybij sobie z głowy.
I odtąd już mówił powoli, dobitniej, z większą troską o sugestywność i styl, jakby dyktował tekst dla redakcji.
- Gdzie indziej może warto latać, ale do Polski? Po majowej katastrofie lotni
czej pod Warszawą, jeszcze do teraz nie ma oficjalnego komunikatu. Same domy
sły, pogłoski i przecieki. Według jednych zginęło sto dwadzieścia osób. Według in
nych, dwieście. Nie mogą się doliczyć trupów, czy co?
Wdech.
- Podobno dwa tygodnie później zna
leziono w krzakach jakąś nadliczbową nogę czy głowę.
Na miejscu katastrofy wszystko było w proszku, a ocalałe ba
gaże rozkradła okoliczna ludność. W tym zamieszaniu zagi
nęła pewna ściśle tajna teczka. Mówią, że była to katastrofa na zamówienie.
A teraz nie wiadomo, wdech czy wydech? Zresztą - nie
ważne.
- Różne rzeczy o tym się słyszy, aż trudno uwierzyć. Ale przecież wszystko jest możliwe. W każdym razie nie da się ustalić, jak tam było naprawdę. Kompletny bałagan.
Coś jakby dźwięk potartej zapałki. Pewnie pali cygaro.
- W ięc, słuchaj M artin. Jeśli ci nie zależy na życiu, to ju ż tw oja sprawa, ale przynajmniej miej litość dla swoich walizek i tego, co tam zapakujesz. B o j a osobiście nigdy bym nie wszedł na pokład sowieckiej maszyny, nawet gdybym był kompletnie pijany, choć sprawy życia i śmier
ci znam na wylot, a jestem ju ż w tym w ieku, że niczego nie m uszę się bać. I dobrze ci radzę, żebyś także nie robił głupstw. Daj sobie spokój z samochodem i sam o
lotem.
Teraz w dyktowaniu mógłby być nowy akapit. Głęboki wy
dech. Wdech.
- Poza tym, wiesz chłopcze, jak jest na lotniskach. Nic tam nigdy nie dzieje się ciekawego. Szczególnie w Warszawie, gdzie jedyną atrakcją są kieszonkowcy. Nie wyobrażasz so
bie. Całe tabuny! Chyba ich tam specjalnie zatrudniają na państwowych posadach.