• Nie Znaleziono Wyników

J a k t o p a n u W a l e n t e m u s z a b l a z a r d z e ­ w i a ł a , i j a k a z t ą d b y ł a r o z m o w a . Pan rymarz W alenty trudnił się wojaczką za swoich la t młodych. Był on wtedy we warsztacie jako czeladnik, gdy wybuchła wojna, więc porzucił rymarstwo a dał drapaka na wojenkę. Smutne to były czasy; toż W alenty nie skory był opowiadać o tych swoich młodych latach , chyba takiem u, co mu już bardzo do serca przypadł, a wtedy stawały mu świeczki w oczach i łza jedna za drugą po twarzy się sunęła.

A łatwo było zgadnąć, że W alenty za młodu wojował, bo nad łóżkiem wisiała stara szabla, na mało już przydatna, tylko jako pam iątka onych krwawych czasów. Zwała się ona brzytewka, a należało to do Wojtusia czyścić ją zawsze, żeby się błyszczała.

Owóż Wojtuś zapomniał raz jakoś o tej swojej powin­

ności, i szabla wisiała sobie może z miesiąc nieru- szana. Zauważał to W alenty i ozwał się do W ojtusia:

— S łu ch aj-n o chłopcze, podobnoś ty mojej brzy- tew ki dawno już nie oglądał.

— 0 praw da! — zawołał W ojtuś, jako że był szczery chłopiec i kłam ać nie umiał. Skoczył więc

czem prędzej, a zdjąwszy szablę z kołka wybiegł ciekawości. Przeprosiwszy więc pana m ajstra, za­

pytał :

— A czemu też to żelazo raz takie, że się aż świeci, to znowu takie czerwone. Co to się dzieje?

— 59 —

— Ja k mi dobrze brzytew kę oczyścisz, to ci

dusi i nie będzie palić. Owóż powiedziałem ci wtedy, że nie tylko z drzewem i z w ęglem , ale z k a ż d ą rzeczą pewne części pow ietrza czyli gazy się łączą, że więc każda rzecz niejako palić się m oże, chociaż tam przy tem paleniu ani ciepła ani światła nie widać. I ta k , gdy włożysz drzewo do ognia, to się spali płomieniem i jest z niego dym i popiół; a gdy włożysz drzewo do wilgotnej ziem i, to zgnije, i uciekają wtedy z niego niewidoczne gazy, a próchna coraz mniej w ziemi zostaje. W jednym i w drugim wypadku łączą się gazy pow ietrza z drze­

wem , i dlatego można powiedzieć, że ono i tu i tam się pali. Zupełnie podobnie ma się ze wszystkiemi rzeczami na świecie; wszystkie się p alą, tylko jedne więcej a drugie m n iej, t a k , że na niektórych zupeł­

nie tego nieznać; otóż ta k samo ma się też ze wszystkiemi metalami i ze żelazem , któ re w czystym stanie jest właściwie szare i błyszczące, ale że leży w ziemi i tam się z gazami połączyło, więc jest jakoby przepalone, czerwone. Podobnie ja k drzewo zakopane gnije i robi się próchnem , ta k i żelazo w ziemi wyglądanie swoje zmieniło. Jest tylko mię­

dzy niemi najprzód ta ró ż n ic a , że w drzewie są takie lekkie części, iż gdy się z gazami połączą to w po­

wietrze uciekają, podczas gdy ze żelazem się wiążą i w ziemi zostają, a potem ta różnica, że z próchna drzewa już nie zro b isz, podczas gdy owe zgniłe czyli przepalone w ziemi żelazo, możesz znowu na dobre przem ienić, bo ci tam z niego ani odrobinka nie uciekła.

62 —

— A cóż to trzeba z nim robić, żeby go na dobre przem ienić? —- zapytał Wojtuś.

— Czynią to ludzie za pomocą ognia, a wszy­

stko żelazo k tó re tylko w idzisz, jest wyrabiane z ta ­ kiego ziemnego, czerwonego, co się rudą żelazną nazy­

wa. Stawia się umyślnie do tego ogromne p ie ce , z ko­ bez tej powierzchnej skorupy na wolnem powietrzu znowu w czerwoną rudę zamienić. U spodu pieca jest jedna większa dziura (t), k tó rą stopione żelazo od­

pływa. Tę dziurę zalepia robotnik gliną przed tem nim

— 63 —

zacznie palić, zaś potem , kiedy już m iarkuje, że musi być dużo stopionego żelaza, przebija glinianą skorupę żelaznym drągiem , i albo spuszcza żelazo do osobnej formy kędy ono stygnie, albo go

wy-Piec hutniczy.

czerpuje wiellciemi łyżkami i nalewa w pomniejsze formy czy to zębatych kół do m aszyn, czy to pie­

cyków żelaznych i innych podobnych sprzętów z la­

nego żelaza.

Powiedziawszy t o , wydobył pan W alenty książkę, do najmniejszych koszyczków, zabawek i innych drobiazgów. Wzory do tego robi stolarz z d rzew a; lasy wielkie albo kopalnie węgla kamiennego.

— A gdzie też ta ruda bywa ? — zapytał Wojtuś.

miejscach po odwiecznych m oczarach, a wtedy wi­

dzisz dno u wody czerwone albo żółte. W każdej glinie masz trochę żelaza, to też gdy wypalą cegły,

— 65 —

to są one czerwone, dlatego, że żelazo w nich zawarte w czerwoną rdzę się zamienia.

Żelazo wytopione w hucie nie jest jeszcze przydatne na narzędzia,; podkowy ani kłódki nie zrobi z takiego

— 66

lanego żelaza. Więc są znowu inne fabryki, a te zowiemy hamernie, czyli k u ź n i c e , kędy kute żelazo wyrabiają. Mówiłem ci, że po hutach spuszczają często z pieca wszystko żelazo do d o łu , gdzie ono z asty g a ; owóż takie to su ro w e, lane żelazo biorą potem do ham erni, i tutaj topią go jeszcze ra z , dodając znowu w apna, gliny, a także i soli. W łanem żelazie, jest jeszcze dużo w ęgla, zkąd też ono wielce jest kruche;

chodzi więc o to aby ten węgiel usunąć. Otóż przy drugiem topieniu w piecach inaczej już urządzonych, pali się do reszty węgiel zaw arty w leiwie, a na dół ścieka żelazo zupełnie już wyczyszczone. Kiedy jest jeszcze m iękkie, biorą zeń robotnicy po trosze i kładą pod ogromne m łoty żelazne i walce, kędy się dopiero w rów niutkie, tw arde sztaby wyciąga.

Tych to sztab żelaznych używają potem do swoich wyrobów kow ale, ślusarze, i inni przeróżni m aj­

strowie. Widziałeś już może ja k kowal podkowy robi; rozpala on sobie sztabę na jednym końcu, i z czerwonej wykuwa podkowę młotem na kowadle.

Jeżeli zaś chce, żeby jakie narzędzie bardzo tw arde b yło, to je rozgrzewa aż do czerwoności, i potem nurza nagle we w odzie; zowie się t o : hartoivać żelazo.

Wedle formy walców , którem i miękkie jeszcze żelazo w sztaby wyciągają, są te sztaby albo płaskie, albo czw orograniaste, albo okrągłe, albo z różnemi wycięciami, ja k naprzykład s z y n y pod kolej żelazną.

Do obrównania końców przy takich sztabach i szy­

nach, używają po ham erniach osobno do tego urzą­

dzonych, okrągłych piłek.

— 67

Na szab le, k o sy , n o że, brzytwy i tym podobne narzędzia — ciągnął dalej pan W alenty — najlepszą jest stal. Ta stal jestto cz yste żelazo, którem u się tylko stosowną ilość węgła dodało. Wszelka stal

przeto jest krucha i nicbyś z niej wykuć nie p o tra ­ fił, lecz zato jest tw arda i da się wyostrzyć tak, że włos w powietrzu przetnie!

Walcowanie szyn kolejowych.

— A są też w naszym kraju huty żelazne? —

— Mój panie W alen ty , jabym bardzo rad wie­

dzieć ja k też kolej żelazna jest urządzona —- odezwał się Wojtuś.

— Słucłiajże — odpowie p an Walenty. — Wiesz 0 tem dobrze, że jeżeli się weźmie garnek czy z k a ­ szą, ze ziemniakami,- czy też po prostu z w odą, i pokryw ką dobrze nakryje a do ognia przystaw i: to ja k tylko woda wrzeć poczyna, zaraz ci pokryw kę niby żywą do góry podnosi. A czemże się to dzieje?

Oto tem , że woda rozgrzana zaczyna się w parę przem ieniać, a para jeżeli się jej nie da wolnego wyjścia bardzo wielką ma siłę, zgoła większą niż ten w iater co skrzydła u w iatraka porusza, łub ta woda bieżąca, co młyńskie koło pędzi. Owóż więc tej parowej siły używa się do kolei żelaznej czyli żeleźnicy, a to w ten sposób, że jest wóz osobny, a na tym wozie piec żelazny i kocioł bardzo gruby 1 tęg i, coś ta k ja k w gorzelni; tu dopiero palisz bez u stanku, wodę ogrzewasz, a parę z tej wody takiemi otworami wypuszczasz, że ci ona porusza dwa żelazne d rą g i, nieprzymierząjąc tak ja k ślufierz n o g ą , co ją to na dół sp u ści, to do góry podniesie, a kółko mu się obraca. Tak też i tam : drągi idą na dół i do g ó ry , i od ty cii drągów poruszają się k o ła, a za kołam i pierwszy w óz, a za pierwszym wozem to już cały szereg , ile ponaczepiasz, ja k za panią m atką pacierz. Nie ma tam mój chłopcze ża­

dnych djabłów ani sztuk czarnoksięzkich, ja k to czasem ciemni ludzie mówią, ale jest już taki spryt ludzki, co niejedną rzecz sztucznie urządzić potrafi.

— 69 —

— 70 — gdyż trzeba przytein przezwyciężać rozliczne tr u ­ dności. Gdy się trafi g ó ra , to trzeba po niej kolej albo ślimakiem prowadzić , albo też górę na wskroś przebijać i budować podziemne przechody czyli tunele.

Mosty pod kolej muszą być bardzo trw ałe , murowane

płacić, d r u g i e tańsze od pierw szych, a wreszcie t r z e c i e , najtańsze, a także porządne i wygodne, bo ławy szerokie i oparcie jak się należy , bokiem

— 71 —

zaś ok n a ze szyb pięknych, k tó re sobie otwierać i zamykać możesz. Maszyna idzie przodem , a gdy już wszyscy powsiadają, wtedy dopiero z ko tła zaśwista

para i zahuczy, z komina walą się kłęby czarnego

one parowemi statkami nazywają. P a ra porusza tutaj kołam i, k tó re mają skrzydła i są podobne do kół przy wodnych m łynach; więc skrzydła te biją wodę i tym sposobem posuwają statek naprzód,

w tę s tro n ę , w k tó rą sternik zechce. Statków pa~

row ych, w których z okienek arm aty wyglądają, używają przy wojnach na morzu. Pewna ilość takich statków wojennych nazywa się f l o t ą .

74 —

Przestał na tem pan Walenty, a Wojtuś jako, że zawsze ciekawy, już otworzył gębę i chciał się o coś nowego zapytać, lecz właśnie wszedł ktoś do w arsztatu po interesie, i pogadanka musiała się zakończyć.

Rozdział piąty.

J a k t o c h ę t n i e W o j t u ś g o ł ę b i e s o b i e c h o ­ w a ł , i co m u p a n m a j s t e r o p o w i a d a ł o n ich ,

t u d z i e ż o i n n y c h z w i e r z ę t a c h .

Było to jakoś koło południa w niedzielę , kiedy Wojtuś przyszedłszy do domu tw arz miał uśmiech­

niętą i chował coś pod kapotą.

— I cóżeś ty tak i wesoły ? -— zapytał pan ry ­ m arz chłopca, skoro tylko wszedł do izby.

— A, boni coś dostał — rzecze Wojtuś.

— No, n o , cóż takiego?

Zamiast odpowiedzi wyciągnął Wojtuś z pod k a ­ poty ładnego gołębia z czubkiem.

— Od kogoż to ? — zapytał pan W alenty, po- glądając na synogarlicę.

— Darował mi organista z a to , że mu czasem pomagam śpiewać na chórze — odrzekł Wojtuś

całując w głowę gołębia.

-— A wieleż będzie teraz wszystkich?

— Pięć.

— H a, to nic potem — rzeknie pan rym arz — bo gołębie powinny być zawsze do pary.

— A czemuż koniecznie do pary?

— I d ź , puść gołębia do d ru g ic h , a sam wracaj chyżo, to ci powiem.

Zwinął się Wojtuś czemprzędzej i za chwilkę był już z powrotem w izbie; więc pan W alenty usiadł i ta k ją ł praw ić:

— Najzabawniejszym ptakiem z tych wszystkich, co się koło domu chowają, jest niezawodnie gołąb.

Pociecha jest patrzeć jak gołębie sobie leciutko i i wspaniale latają, czasem i figle w locie wyprawiając;

widziałeś przecie nieraz jak to twój ten czerwony koziołki w pow ietrzu wywraca. Chętnie one trzym ają się dom u, ale tylko grom adą, bo to już taka ich n a tu ra , że w osobności żyć nie mogą. Także musi ich być zawsze do p ary , bo tam każdy samczyk ma swoją samiczkę, i żyją zgoła tak ja k mąż z żo­

n ą, a nie ja k inne p ta k i, nieprzymierzając wróble, co się różnie między sobą gnieżdżą. A w idać, że to już ta k pan Bóg chce, żeby gołębie złym ludziom na przykład param i zgodnie i w przyjaźni żyły, bo samiczka znosi zwykle dwa j a j a , z których się znowu p a ra : samiec i samica wylęga.

Skoro samica z gniazda jeść zleci, to ją co tchu wyręcza samiec i sam siada, żeby się gniazdo nie wyziębiło; a jak tylko wylęgnie się owa p a rk a , to oboje stają zaraz dzióbkami do siebie, ja k kochające się rodzeństwo. Jeżeli zaś trafi się przypadkiem , że z dwóch jaj dwa samce lub dwie samiczki się wy- kłują, to ów drobiazg siada w jednę stronę dzióbkami obrócony, a po tem właśnie tak ą niedobrą parę zaraz poznać można.

— 76 —

— A czyto wszystko jedno dzikie gołębie a piane; zaś między gołębiami dzikiemi zwykle jest jeden do drugiego podobny. Te co po skałach i starych rozwalinach żyją, mają podgarle błyszczące, jakby stalow e, spodem nieco b iałe, a przez skrzydła dwa czarne p rą ż k i; zaś ow e, co się po lasach gnieżdżą, są niebieskawo - popielate, pierś mają winnego koloru, a zielonawo połyskują na podgarlu i po bokach szyi. Między naszemi gołębiami rozróżniają: garlacze, bębenki, grzywacza i inne. Niektóre z nich są bardzo

78 — pożywienie na ziemi. Nieprzejrzanemi gromadami latają te gołębie z jednego miejsca na drugie za po­ swoje ulubione miejsca, kędy przesiadują; zwykle więc wylatują na cały dzień szukać sobie żywności, a pod noc wracają znowu do swego siedliska. —

Przerw ał tu znowu pan m ajster swoje opowia­

danie , a podniosłszy się z siedzenia poszedł ku szafce, gdzie było za szkłem kilkanaście książek.

— Czy to już koniec o gołębiach? — zapytał Wojtuś smutnym głosem.

— Zaraz mój chłopcze' — rzekł pan rym arz wracając z książką w ręce — resztę ci przeczytam, co o tych gołębiach pisze tak i co tam b y ł, i wszy­

stko na własne oczy widział.

Wojtuś uśmiechnął się z radości, a W alenty za­

sadził oku lary , i w ten sposób czytał z owej k siążk i'

— „Zwiedziłem raz miejsce spoczynku gołębi.

Była to najpiękniejsza część lasu, w której drzewa wyrosły do znacznej wysokości na pniach prostych i oddzielnych; nie było tam żadnej gęstw y, któraby mogła lot utrudniać. Przebywszy znaczną część tego lasu mało spostrzegłem g o łę b i, ale mnóstwo myśli­

wych na koniach z wozami naładowanemi bronią i prochem. Urządzano obozy w miejscu, gdzie się spo­

dziewano najwięcej gołębi. Dwaj dzierzawcy przy­

pędzili z okolicy trzysta świń, ażeby je w krótkim czasie zabitem ptactwem utuczyć. Najwięcej zdziwiła mię wiadomość, że gołębie przylatują z okolic, co o sześdziesiąt mil oddalone, aby tylko w tym lesie noc przepędzić, nie zważając na myśliwych i na śmierć jak a ich tu czekała. Jakoż w id a ć , że tu często nocow ały, bo cała przestrzeń owego siedliska bieliła się od gołębiego pomiotu. “

„Zbliżyła się pora łowów; wszyscy myśliwi byli gotow i, każdy wedle naznaczonej sobie powinności.

Jedni nieśli siarkę w żelaznych g arnkach, inni byli opatrzeni w żerdzie, lub tłuste smolaki sosnowe.

Pierwsi myśliwi mieli po dwie i trzy strzelb."

— 79 —

80 — wspaniały widok. Miljony gołębi przybyw ały jeszcze, cisnęły się jedne na d ru g ie , ja k pszczoły podczas

— A niechże mi pan m ajster choć z jedno zwierzę opisze, bo ja bardzo ciekaw y} jak to tam

wygląda-— No, poczekajże, więc naj­

przód opiszę ci n a j m ą d r z e j s z e g o p tak a z ciepłych krajów , k tó ry się zowie papuga.

Ma ona dziób k ró tk i a gruby i z góry na dół zakrzywiony; łeb szeroki i u góry spłaszczony, a oczka bardzo zmyślne. Nogi u p a­

pug są g ru b e, mięsiste i do wspi­

nania się po drzewach bardzo p rz y d a tn e ; kolor ich piór jest nad­

zwyczaj rozm aity, a często z n aj­

świetniejszych barw złożony: zielone, złocisto błyszczące, czerwone, czarne, sz a re , ż ó łte , białe — i Bóg wie jakie tam jeszcze na nich piórka

6

bywają. Bardzo sprytnie a poważnie łazi i wiesza się papuga po gałęziach d rzew , a żywi się ziarnami, owocami i różnemi innemi rzeczam i, łapy swej bardzo często niby ręk i używając. Krzyczy mocno i prze­

raźliwie, ma atoli wielką łatwość wymawiania ludzkich wyrazów, ta k , że oswojoną papugę nie trudno to i

i zupełnie ły są, a przy niej dziób do gęsiego po­

dobny. Skrzydła u strusia są ta k k ró c iu tk ie , że niemi ła ta ć nie może; biega więc po ziemi na grubych i

83

-P ta k rajski.

mocnych nogach, skrzydełkam i sobie w biegu poma­

gając. Pierze na strusiu białe, a osobliwie ślicznemi 6*

Struś.

są wielkie pióra w ogonie i. skrzydłach, m iękkie i

Skończywszy o ptakach zagranicznych, popraw ił pan W alenty ogień we fajeczce i ta k się odezwał:

— Powiedziałem ci o największym z ptak ó w ; p o ­ słuchajże więc teraz o słoniu, k tó ry jest n a j w i ę k ­

— 86 —

s z y m ze zw ierząt czworonożnych. Słoń, niezgrabnie zbudowany i szarą k ró tk ą siercią p o k ry ty , ma nogi grube ja k kłody z wielkiemi równem i paznogciami,

uszy wielkie i kłapciaste, zam iast nosa ryjak długi,

ciem polowania, ogradzają Indjanie wielki kaw ał pola pomiędzy lasami kokosowemi, i kopią w środku sa­ zmieścić się nie może. Oprócz tego są jeszcze wewnątrz różne mniejsze p rz e g ro d y , a zdrugiej strony prosta

i innemi hałaśliwemi narzędziami. Ta grom ada okrąża lasy ze wszech stron i zaczyna straszyć, nie prze­

stając i nocą, w czasie której pochodniam i śród zarośli sobie przyświecają. Trzeba atoli w iedzieć, że już kilka dni przedtem obsadza się ludźmi wszystkie strum yki i bajory w lesie, a ci nie przypuszczają do nich żadnego słonia, ta k , że one w końcu p ra ­ gnieniem i trw ogą przed ^ ' napastującą grom adą przejęte, zbiegają się na drodze, wiodącej do onego ogrodzonego m iejsca, gdzie je st zupełnie cicho. Przy­

biegłszy do w chodu, m iarkują często po płocie, że to jakaś zasadzka i chcą się n aw racać; lecz nie ma już czasu do teg o , bo ludzie biegną tu ż , tuż za niemi z niesłychanym brzękiem i hałasem. W padają więc w ązką drożyną aż w środek ogrodzenia, gdzie już je st woda i miejsca podostatkiem , a wtedy dopie­

ro, zagnawszy tam i ułaskawione słonie, zawalają Indjanie wchód głów ny, zostawiając wolne tylko owe ścieżeczki dla lu d zi, gdzie się słoń w żaden spo­

sób pomieścić nie może. Temi ścieżkami podchodzą teraz łowcy aż do samego środka, i tam starają się sło­

nie pojedyńczo do pomniejszych przegród zapędzać, gdzie każdemu z osobna sznury na szyję i na nogi zarzucają, a skrępowanego ja k się należy wyprowa­

dzają drugą stro n ą, i do pni mocnych na wolnym polu przywiązują. Przy tej pracy bywa człowiekowi łaskawy słoń bardzo pom ocnym ; bo gdy tylko ujrzy że jego braciszek dziki rzuca się lub zap ie ra , wtedy przypada zaraz i tak długo dzikiego swoją trąb ą bije, dopóki się tenże zupełnie nie uspokoi.“

— 88 —

Przestał czytać n a chwilę pan W alenty, a Woj­

tuś zapytał:

— Mój tatu siu , i dużo to słoniów naraz łapią, w taki sposób?

— Różnie mój chłopcze — rzecze rym arz — po sto sztu k , a czasem po sto kilkadziesiąt i więcej.

— I do czegóż to potem używają tych słoniów, czy na mięso ? —

— Nie mój W ojtku, mięso by było za twarde;

słonia używają głównie do dźwigania ciężarów, bo jest bardzo silny, używają prócz tego go tam te narody do wojny, stawiając na nim wieżyczkę, gdzie kilku wojowników się mieści, mogąc doskonale ztam tąd na­

cierać Zresztą do polowania i innych usług da się łatwo włożyć. Mają też potemu słonie wiele sprytu i zręczności; wiesz ju ż , że bierą najprzód pożywienie trąb ą i dopiero do pyska kład ą; lecz nieraz trafi się i ta k wyuczony s ło ń , k tó ry sobie [potrafi butelkę z winem otworzyć, a potem wziąwszy tr ą b ą prze­

w raca ją szyjką do pyska i pije. Jak więc słonie są straszne w swojej dzikości, tak znowu po uła­

skawieniu m ają z nich ludzie niejeden p o ż y te k , zwłaszcza że i chowanie nie wiele kosztuje, bo się najwięcej liśćmi z drzew niektórych żywią, a zresztą i inne roślinne pokarm y chętnie zjadają.

Podobnem nieco z budowy do słonia zwierzęciem jest nosorożec, od tego nazw any, że ma ró g na n o ­

sie, którym napadając uderza. Dziki ten zwierz jest odziany brunatno - szarą rogową sk ó rą, k tó ra jest ta k gruba i tw ard a, iż ją żadna kula nie przebije,

— 89 —

Straszny on je st i zaciekły w swoich napadach, bo wszystko rozbija i niszczy co mu tylko na zawadzie stoi. Żyje w bagnistych okolicach Indyj, a żre tylko same rośliny.

Polowanie na nosorożca nie jest zbyt trudne, ale trzeba sobie w tem rozsądnie postępować. Owóż b acząc, że nosorożec ma słuch i węch bardzo dobry,

— 90 —

zaś wzrok dość tęp y ; trzeba doń zawsze pod w iatr się zbliżać a z wszelką cichością, żeby nie zwietrzył ani usłyszał. Podstąpiwszy w ten sposób blisko, należy na cel brać o k o , gdyż tu tylko kula ugrzęź- nie. Jeżeli zaś strzelisz i chybisz, lub draśniesz gdzie po sk ó rze, a potw ór się zerwie i skoczy na

ciebie, wtedy jedynym ratunkiem je s t, w bok na stkiem piękne jest to zwierzę, a łakome dla strzelca dla­

tego, że je okrywa śliczne futro żółtawo - szare zkańcia- stemi brunatnem i cętkami. Żyrafa żyje we wschodnich

i południowych stronach Afryki, a żywi się traw ą, ziołami różnemi i liśćmi; najlepiej atoli smakują jej

— 91 —

92

Żyrafa.

czubki niektórych drzew m łodych, k tó re jużci przy zwierzęciu z onych tam zagranicznych.

— A jakże się ono zowie? — zapytał Wojtuś.

— Zowie się wielbłąd, a zastępuje Arabom w Azji i wołu i konia i k ro w ę , bo do wszystkiego da się użyć. Zwierzę to jest bardzo łagodne i od niepam iętnych czasów! do człowieka przyswojone,

— Zowie się wielbłąd, a zastępuje Arabom w Azji i wołu i konia i k ro w ę , bo do wszystkiego da się użyć. Zwierzę to jest bardzo łagodne i od niepam iętnych czasów! do człowieka przyswojone,

Powiązane dokumenty