• Nie Znaleziono Wyników

Jarosław Mikołajewski:

przestrzeń pamięci

W 1998 roku Jarosław Mikołajewski (najstarszy w niniejszym gronie, rocznik 1960) zdecydował się na publikację wyboru wierszy, którym podsumowywał liryczne doświadczenia z  trzech tomików: A  świadkiem śnieg (1991), Kołysanka dla ojca (1994), Zabójstwo z miłości (1997). Naturalną koleją rzeczy, podobne edycje zamykają – często jednak dłuższy – jakiś etap twórczości. W trakcie lektury Nie dochodząc Pięknej nie odno-tujemy zerwania wątków tematycznych, nagłych przeobrażeń tkanki metafor5. Mikołajewski jest poetą, który wciąż myśli o  kwestiach fundamentalnych: miłości i  śmierci, egzysten-cjalnej przygodności oraz sensie teologicznym, o  zwykłych przedmiotach, stopniowo zapełniających intymną przestrzeń pamięci. Oto „prosta złożoność” naszego świata.

Tego poziomu intelektualnej rozgrywki (z  sobą, językiem,

„transcendencją”) nie pokonuje się łatwo, trzeba, wypracowaw-szy indywidualny ton, poradzić sobie z  kolejnymi furtkami znaczeń. W  książce Mikołajewskiego wiersze przeplatane są czarno -białymi fotogramami, na których widnieją okna:

niekiedy otwarte, częściej przysłonięte firankami – przypomi-nają o  prywatności, do której nie mamy dostępu. Co więcej, sytuują nas w  roli „podglądaczy”, zatrzymujących wzrok na odsłoniętym i  unieruchomionym fragmencie wnętrza. Przez jedno z  okien widać uchylone drzwi, które prowadzą w  głąb mieszkania, lecz o nim możemy jedynie pomyśleć, zajrzeć się już nie da. Właśnie, wiersze Mikołajewskiego przypominają o  pograniczu żywiącej się realnością świadomości oraz tego, co ukryte „poza” zmysłami. Przypominają, że na co dzień

5 Skrót NDP odsyła w  niniejszym szkicu do edycji J. Mikołajewski:

Nie dochodząc Pięknej. Izabelin 2001.

zadowalamy się ułomną artykulacją przeczuć. Powraca zatem

„voyeur”, w roli osobliwej, bowiem widzi niewiele i najistotniej-sza „reszta” pozostaje w gestii wyobraźni.

Również w  Nie dochodząc Pięknej eksponowana jest myśl o trwałości doświadczanych rzeczy i o śmierci:

Ojciec nadmuchiwał nam go co lato.

Ma lat trzydzieści, może nawet więcej.

Ze szczelin wciąż jeszcze sypie się piasek.

W zgrubieniach wciąż oddycha powietrze jego płuc.

Dopóki go nie wyrzucę, dopóki nie przegryzą go szczury, mój ojciec może pojechać nad morze.

Konserwa kaszlu.

Relikwiarz na leszczynowe kołki.

Pamiątka organiczna.

Balsam tchu beztroskiego.

Wieczny odpoczynek.

Miech zmartwychwstania.

Materac, NDP, s. 286

Piotr Łuszczykiewicz powiada: „Norwid pisał o  plecionce z  włosów blond, Grochowiak o  śliskim kamyczku mydła.

Mikołajewski uczynił relikwiarzem pamięci o drogiej, zmarłej osobie dmuchany materac. To są wiersze, przy których się płacze”7. „Relikwiarz pamięci” wydaje się trafnym określe-niem, adekwatnym nie tylko wobec wspomnianego wiersza.

Po lekturze kolejnych wierszy Jarosław Klejnocki pisał o  bohaterze -przechodniu, który „szybciutko przemierza swą drogę przez świat i  w  cieniu własnego umierania (o  którym uciążliwie przypomina czyjaś śmierć) desperacko szuka uza-sadnienia, sensu dla tej niełatwej wędrówki”8. Podczas tej

wę-6 W  wyborze Zbite szklanki (Kraków 2010) wers „Miech zmartwych-wstania” oddzielony jest interlinią.

7 P. Łuszczykiewicz: Megaharce słów. W: J. Mikołajewski: Nie do‑

chodząc Pięknej…, s. 70–71.

8 J. Klejnocki: Spacer przez życie. „Gazeta Wyborcza”, 26.03.2001.

drówki pytania o wartości wybrzmiewają bez zbędnego patosu, fortunnie też spoglądamy „z dołu”, nie zaś z perspektywy pod-niebnego lotu rymotwórcy (w wielu metapoetyckich fragmen-tach rozbłyskuje ironia). W wierszach Mikołajewskiego panuje skupienie, myśli powoli odnajdują metaforyczne ekwiwalenty.

Zwraca uwagę rzadka dziś elegancja metaforycznej kompozycji, forma zwartego zapisu. Niekiedy Mikołajewski osiąga afory-styczną zwięzłość, przedstawia – w przypadku Wujka Staszka sugestywną – miniaturę:

zostały mi po nim

landrynki wyssane przez kieszeń i nagrany na wideo kaszel

NDP, s. 24

Dominuje świat rodzinnych wrażeń z  chwilami -przedmio- tami: oto dom, pokój, w którym śpią córki, album, a także gro-bowa „izolatka” ojca. Odejście bliskich okazuje się zasadniczą próbą wytrzymałości dla przeświadczeń o  trwałości świata.

Rzeczy codzienne przenika ciągły niepokój, gdyż trudno umknąć przed strachem, obezwładniającą samotnością, bez-radnością. Można próbować to wszystko „zracjonalizować”, poszukać odpowiedniego wyrazu i  obrazu. „Dynamoobraz”

Ambulans, na przykład, wydaje się modernistyczną transpozy-cją obrazu ulatującej z ciała duszy:

nóżw samo centrum zjełczałego miasta na wylot

w sam popłoch […]

– dusza nie na klęczkach kołacze do nieba

NDP, s. 19

Wiersze autora Nie dochodząc Pięknej komponowane są z troską o słowo konieczne, w przypadku autora Yoricka, tłu-macza literatury włoskiej, można też mówić – bez nadinterpre-tacyjnych lęków – o  „długim pomoście w  głęboką przeszłość nowożytnej liryki europejskiej”9. Sporo tutaj kontekstowych tropów, wiersze w  rodzaju Wenus patrzy na śpiącego Marsa (Botticelli) są harmonijne, jakby klasycystycznie stylizowane.

Pewną ręką prowadzone jest pióro poety, „odwracającego” bieg myśli, aby: „wszystkimi zmysłami na nowo / rzeczy przywrócić słowom” (Z morskiej piany, NDP, s. 49).

Artur Szlosarek:

strona elegii

Przy harmonii, przemyślanym układzie, a  może i  stylizacji pozostańmy. Artur Szlosarek debiutował Wierszami napi‑

sanymi w  1991 roku. Pojawiały się zbiory następne: Wiersze różne (1993), Popiół i miód (1996), Camera obscura (1998), List do ściany (2000). I  znów, naturalną koleją rzeczy, przyszła pora na tom retrospektywny. Szlosarek należy do niewielkiego grona poetów (z  roczników 60. i  70.) „dopieszczonych” przez krytyków starszych generacji. Wczesne wiersze komentował życzliwie Jan Błoński10, a Marian Stala, kilkakrotnie powraca-jąc do utworów autora Prowizorium, uznał tę poezję za „jedno z najdojrzalszych i najbardziej zastanawiających zjawisk nowej literatury”11.

Wybór wierszy ową „dojrzałość” potwierdza, a  może po-wiedzieć trzeba inaczej: dopiero teraz rysuje się ona wyraźnie i  teraz właśnie można o  niej dywagować. Szlosarek umknął przed popularnym nurtem lirycznej codzienności preferują-cym wiersz „narracyjny”, nie dał się także zwieść

9 Ibidem, s. 68.

10 Zob. J. Błoński: W ezoterium. „Tygodnik Powszechny” 1992, nr 37.

11 M. Stala: Stróż ciemniejszej strony. W: Idem: Druga strona. Notatki o poezji współczesnej. Kraków 1997, s. 257.

-majsterkowiczom. Ale i  na codzienność, i  na świadectwa metapoetyckiego (czy też: metajęzykowego) wyczulenia należy w trakcie lektury jego wierszy zwracać uwagę. Wiersze powtó‑

rzone kierują ku ciemnym strefom obecności, w  retorycznym uporządkowaniu dokumentują zmagania bohatera z  sobą (***, inc. „czuję siebie, jakbym już skończył / sześćdziesiąt lat”, WP, s. 32)12, z palimpsestem rzeczywistości oraz czasem.

Retoryka stała się znamieniem poetyckiej dykcji Szlosarka;

często mówi się tutaj wzniośle, wykorzystując charaktery-styczne figury (poeta chętnie piętrzy apostrofy), niekiedy tylko w  tonie intrygującego wyciszenia. Wiersze Szlosarka są

„eleganckie”: dowodzą dbałości o  frazę, świadczą o  kompo-zycyjnym dopracowaniu. Liryczne monologi poety nie były i  nie będą spontanicznymi notatkami, lecz cząstkami prze-myślanego planu, w ramach którego zestawia się dopasowane metafory, wiersze -segmenty. Czy jednak w  powracających figurach języka literatura nie „unieruchomi” doznawanego świata? Pomimo niepewności i  poznawczych zwątpień wie-rzymy (wraz z  autorem?), że liryka jest w  stanie zbliżyć nas do „szyfru egzystencji”. Bohater Wierszy powtórzonych o tym szyfrze wciąż myśli. Męczy się, niepokoi, wątpi, doświadcza izolacji. Pyta: „czy już zawsze tak będzie, że będę / obok?”

(Pięć wierszy elegijnych – I, WP, s. 9), „to takie proste: śmieję się, płaczę – i gdzie tu miejsce na rozpacz? […]” (Pięć wierszy elegijnych – II), „czy może dolegliwość / uzdrawiać?” (Pięć wierszy elegijnych – V, WP, s. 13), „Moje życie? Fantastyczne?

Chimeryczne? Nie wiem” (bez tytułu, WP, s. 14), „czemu to zarazem jasne / i najciemniejsze? atrament, / który pęcznieje, gdy piszę, / w świętym boku palce?” (także dwie kolejne strofy w Sprawozdaniu, WP, s. 18–19), „bowiem jeśli nie siebie, to kogo się bać, czego?” (WP, s. 57).

Dostrzeżone przedmioty zrazu nie układają się w sensowny zarys, a  on wciąż próbuje dociec, co kryje się „pod spodem”

12 Litery WP odsyłają do edycji: A. Szlosarek: Wiersze powtórzone.

Kraków 2002; po skrócie umieszczony jest numer strony.

rzeczy („świat? wystarczająco nieodgadniony, / aby go trwonić, poznając?”). Bezpośrednio i pośrednio mówi się tutaj o ciem-ności i świetle, egzystencjalnym początku i poznawczym kresie, rytmie życia oraz postojach. W  poetyckie monologi wpisana jest zasada powtórzenia, a  równocześnie samo powtórzenie splata się – nieuchronnie – z  rytmem przemijania („czy już nigdy nie posłucham do końca / jednej z  twoich baśniowych opowieści?” (Pięć wierszy elegijnych – III, WP, s. 11).

Szczególne znaczenie w  dorobku poety ma Pięć wierszy elegijnych – summa dotychczasowego poezjotwórstwa Artura Szlosarka, cykl zwieńczony dwuwersem: „obok mnie ci, któ-rych już nie ma / w pewnym, zazdrosnym o siebie, sensie” (Pięć wierszy elegijnych – V, WP, s. 13). Te utwory, nieustannie mno-żące pytania, poszukujące rozwiązań, uczestniczące w  grze obecności i nieobecności, osiągają wymiar elegijny.