Bartłomiej Majzel:
bieg wyobraźni
bieg zjazdowy (2001), drugi tomik Bartłomieja Majzla, odsłonił świat „w ruchu” i pędzącego bohatera -sprawozdawcę, który w leksykę sportową (zawody, konkurencje, start, linia mety) usiłuje wpisać figurę swego doświadczenia17. W modernistycz-nej poezji pęd stawał się znakiem wyzwolenia i spełnienia, niejednokrotnie wszakże – zwłaszcza w fazie awangardowych inicjacji – oznaczał pokonanie bariery „przyziemnego” bezpie-czeństwa. Pseudonimował unicestwienie. Wiersze te nie tylko rozsnuwają nici modernistycznych wątków, pobrzmiewają dalekim echem znanych fraz, w których korowody i kuligi mknęły pod zimowym znakiem śmierci.
Zapewne przewidując, że wiele recenzji biegu zjazdowego rozpoczynanych będzie wartościującym zestawieniem książki z debiutancką robaczywością (1997), poeta umieścił w książce wyznanie po robaczywości, o którym, czytając nowy tomik, warto pamiętać:
nic się nie zmieniło, ja byłem opętany w tamtej książce. więc musicie wybaczyć.
[…]po robaczywości są takie światy że nie ma spokoju.
był wybór więc wybrałem: wielki bieg zjazdowy.
[…]
nikt nie musi wybaczyć. jestem jeszcze głębiej niż byłem w tamtej książce
po robaczywości BZ, s. 6
Dominuje tutaj schodzenie (rzadko coś się wznosi) oraz byto-wanie w strefie dolnej, jakby u podstaw rzeczy i zjawisk. Czyżby
17 B. Majzel: bieg zjazdowy. Kraków 2001. Przy cytatach oznaczenie BZ i numer strony.
uciekał od metafizycznie „przeciążonej” góry? robaczywością i biegiem zjazdowym chciał raczej pokazać, że do stanu koniecz-nej kontemplacji dorasta się powoli, a rozpocząwszy wędrówkę, nie można już odnaleźć bezpiecznej przystani – danego raz na zawsze – sensu. Konsekwentnie więc Majzel rozpisuje metafory przestrzennie: oto zjazd, opadanie, wklęsłości i doliny. Ponie-waż w grę wchodzi jednak rozłożenie akcentów, rejestruje także start do lotu, spojrzenie „z lotu ptaka”, obraz wzniesień i gór.
Skoro o współzawodnictwie mowa, to winny pojawić się sylwetki pozostałych uczestników. Z pewnością bieg odbywa się pośród innych, nie wiadomo jednak, czy bohater wierszy jest nimi zainteresowany. Wędruje, biegnie, pędzi. W ruchu tło przeistacza się w barwne plamy, zatem pozostaje „oko wewnętrzne” poety i osobisty rozrachunek. Bolesne odczu-wanie chwil współobecności przyzwyczaiło już (nie tylko po-kątnych) odbiorców sztuki słowa do poszukiwania śladów na
„ciele” oraz „duszy” zaistniałego tekstu. Jak ujmie to -sprawozdawca? Skoro oznajmia: „kiedy się już wyniszczę.
/ będę świecił. bo chcę” (po robaczywości, BZ, s. 6), liczy się i za-domowione odniesienie do istoty poezjotwórstwa, i – ważny w książce – gramatyczny czas przyszły. Osobliwie zatem ułoży Majzel porwane (jak linie sunących ku marginesom myślników, tudzież pauz wrzuconych w strefę nieciągłości) łańcuchy wyobrażeń i zdarzeń; powracają obrazy zimy, śniegu, lodu, mrozu, lecz na okładce autor stąpa po piasku pustyni…
Kolej ne ogniwo planu skomponują: noc, księżyc, gwiazdy, ćmy, sen. Ostatecznie, w tytułowym wierszu granice światów, prze-strzeni i wymiarów doświadczenia tracą ostre kontury:
niech nam słońce otworzą. niech nas w słońcu zamrożą.
niech tylko dadzą odpocząć. kiedy w nocy milczenie wtłoczy w uszy kamienie które zarosną jak skały.
bieg zjazdowy, BZ, s. 47
bieg zjazdowy rozgrywa partię metafor – nierzadko wizjo-nerskich, w porywie zestawiających nader odległe obrazy. Poeta
balansuje na krawędziach znaczeń, sprawdzając semantyczną wytrzymałość językowo -wyobraźniowej materii: tu ujawnia się skłonność ku „wyzwalaniu” wyobraźni, odsłaniająca koneksje nadrealne (Jan Brzękowski, autor Poezji integralnej, spojrzałby na nie życzliwie, bowiem Majzel nasycił obrazy przestrzennością i czasem, nie zapominając o konstrukcji).
Wizyjność, odkrywszy niemało wątków oraz dróg myśli, może jednak graniczyć z hermetyzmem lirycznego przekazu.
Wówczas wiersz „zamyka się” i – jak w przypadku fragmentów biegu zjazdowego – izoluje świat utrwalanego doświadczenia.
Prawda, będzie niepokojącym splotem metafor, lecz niektóre pytania czytelnika -interpretatora wybrzmią bez odpowiedzi.
W każdym razie, przy lekturze książki Bartłomieja Majzla ruch myśli nie ustaje, więc może pędzącemu poecie również o tak pojęte trwanie obrazów wyobraźni chodziło. Oby nie pozo-stawił swych czytelników, jak niegdyś surrealiści, zbyt daleko – poza granicami możliwych do „odzyskania” znaczeń.
Dekada
Proponowano już, „na gorąco”, kategorie i systematyzacje, w które można by ująć liryczne doświadczenia po „symbolicz-nym” roku 1989. Była mowa o klasycystach i barbarzyńcach, realistach i wizjonerach, „bruLionowcach” i „postbruLionow-cach”, ofensywnych neolingwistach… Najczęściej wkraczaliśmy w „kamienny krąg” dychotomicznych podziałów i schematów.
Wybrałem więc przykłady kilku książek poetyckich autorów urodzonych między 1960 a 1978 rokiem, by wskazać warianty dyskursu, osiągnięcia i zagrożenia.
„[…] to, co w pisarzu najcenniejsze, czego nabyć ani podro-bić nie można, to właśnie jego indywidualność, odrębność wrażliwości i wyobraźni. Tak, wyobraźni. Powtarzam ten niemodny wyraz dlatego, że za jedną z przyczyn obniżenia poezji polskiej w nowszym czasie uważam wyrugowanie
wyobraźni” – pisał w 1955 roku Mieczysław Jastrun18. Skoro
„wehikuł czasu” zatrzymaliśmy w tym momencie, przypo-mnieć wypada, że trzy lata później ukaże się manifest Jerzego Kwiatkowskiego Wizja przeciw równaniu. Autor pytał w nim i odpowiadał: „Jaki rodzaj liryki może wejść na miejsce poezji intelektualnej? Poezja emocjonalna. Poezji przedmiotowej?
Poezja ekspresjonistyczna. Poezji jednoznacznej? Symbol.
Poezji sprozaizowanej? Baśń. Poezji o rytmie wewnętrznym?
Poezja melodyjna”19. Wielu młodych poetów „wstępujących”
po 1989 roku również „wyrugowało” wyobraźnię, opowiadając się za jednoznacznością i potocznością, odchodząc – a socjolog literatury podkreśli: w innych już okolicznościach – od lirycz-nej „nieprzewidywalności”. Oto jeden z poetyckich traktów, któremu uważnie, stosując rozmaite narzędzia, przyjrzą się autorzy przyszłej syntezy.
18 M. Jastrun: Dzienniki i wspomnienia. Warszawa 1955.
19 J. Kwiatkowski: Wizja przeciw równaniu. (Nowa walka romantyków z klasykami). „Życie Literackie” 1958, nr 3. Na łamach pisma polemizowali wówczas m.in. Włodzimierz Maciąg, Michał Głowiński, Bohdan Droz-dowski. Zob. A. Stankowska: Kształt wyobraźni. Z dziejów sporu o „wizję i równanie”. Kraków 1998 (tu m.in. rozdział Między „wolnością a „praw‑
dą”. U źródeł wyobraźniowego przełomu w poezji polskiego Października, s. 12–38).
1
W latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku popłynęły wartko nurty literatury „małych ojczyzn”, wywołując ogromne zainteresowanie czytelniczo -krytyczne. Dziś widać, że powo-jenna unifikacja ziem „nowej Polski”, obraz świata – pozornie naturalnie – scalonego i w wirtualnej spójności ocalonego musiały wywołać gwałtowną kontrreakcję. Co istotne, wraz z kolejnymi objawieniami owego nurtu, dziełami znakomitymi, a także – niestety nierzadko – produktami „taśmowymi”, po-wracaliśmy w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych do kulturowych debat o tożsamości, indywidualizmie, bytowaniu osobnym, zmarginalizowanym i wspólnotowym, wznawialiśmy dyskusje o prawdach i złudzeniach mitograficznego utrwalenia.
Miejsca i biografie potrzebują mitu, mitem po prostu się żywią. Potrzebują też legendy, która ugruntuje poczucie wspól-noty – terytorialnej, egzystencjalnej, symbolicznej.
2
Snując refleksje o rozwoju kultury i nauki w Zagłębiu Dąbrow-skim, Jan Przemsza -Zieliński konstatował, że wciąż bardzo mało wiemy o narodzinach tego przemysłowego regionu.