u-f śką do drzwi parę
kro-K A N T Y — H A Ź B I E T A . ków — chce biedź za
nią — zatrzymuje się namyśla się — opuszcza ręce i stoi tak w bezruchu niemym długą chwilę. Mrok co raz czarniej ociemnia izbę dymną.
H A Ź B IE T A wchodzi. Nie świecisz ? K A N TY bezdźwięcznie. Nie...
H A Ź B IE T A Hm... sto i chwilę — potem idzie ku nalepie.
K A N TY postępuje parę kroków — pada ciężko na lawę.
Ooh !...
H A Ź B I E T A odw raca się. Mówisz co ?
K A N TY . Nie. .Jak d. s. To sie ino tak serce odezwało głośno...
H A Ź B I E T A podchodzi k u niem u z niepokojeni.
K A N T Y po chwili, do stojącej przed nim Haźbiety. I d ź
Haźbieś do dziecka — idź... Miękko... i kołysz...
Haźbieta odchodzi. Mrok. Długa cisza. Za chwilę... ŚPIEW H A Ź B IE T Y z za sceny.
,.Je lulu, je lulu, K tóż cie bedzie tulół ? M atusi nie bedzie,
K tóż cie tulół bedzie“ ?... Melod. IV.
K A N T Y siedzi, z głow ą opartą n a dłoniach i kołysze się z m elodyą śpiewu.
H A Ź B I E T A za sceną. Lu-lu!... Śpiewa.
„Husiaj mi sie, liusiaj — Ale nie płak u siaj“ ...
N uci...
... Melod. X.
K A N T Y pow tarza, nucąc, parę ta k tó w i ociera spadające łzy rękawem .
EPILOG.
KASTA - SO BEK — M ARY S IA — ZOSIA potem DZIA D- GAZDA i ZUŚKA.
NOC. W idać pole puste, na niem gęsto rozsiane jałowce. W głębi sceny ugory się podnoszą i tłoki, na których mi gotają rzadko potracone ognie. Dalej widać przylaski i puste wyręby, cią gnące się ubocza połogi ej góry. Za szczytem niebo, usiane gwiazdami. — Pośród tej pustki bezmiernej, okolone jałowcami, na przedzie sceny pali się ognisko. Płomień pada na twai’ze DWÓCH DZIEWCZĄT skulonych, które siedzą po prawej stronie. Przy tuliły się do siebie, zaodziane jedną chustką i grzeją bose nożęta przy ogniu. — Po lewej stronie siedzi NA- STA: ręce zaplotła na kolanach i pa trzy w ogień. Za nią, oparty o jało wiec. leży SOBEK w półmroku — twarz odwrócił od w atry i zdaje się drzemać. — Pustka i cisza. — Z da leka słychać wołania jakieś, dolatują słowa niedomówione. śpiew y ledwo słyszalne — klepania kos — dźwięki żelaza — cichy płacz i skomlenie skrzy piec — to ginący w potrójnych echach odgłos cienkich, żałosnych trąb. Przy ognisku, złożonym z żerdzi i Jałow ców — milczenie długie — po chwili...
M ARYSIA. Co?
ZOSIA. Ale na, drugą noc, to już
ZOSIA przyciszonym głosem. M ary ś! M ARYSIA. Co? ZOSIA. Zimno mi... M ARYSIA. To po
ciągnij chustki... ZOSIA. A tobie nie M ARYSIA. Nie tró- buj sie o mnie.
Odziewa ją. Tak. Oprzyj głowę na mojem ram ieniu.
Wołania — dźwięki — po chwili. ZOSIA. M aryś! M ARYSIA. Co? ZOSIA. Daleko do ran a ? M ARYSIA. Daleko jeszcze. Zosiu. ZOSIA. J a k daleko? M ARYSIA. Nie wiem...
Klepania kos — szele-sty — i znów głucha
cisza.
ZOSIA. M aryś! nie bedę pilnować...
M ARYSIA. Ino kto ?
ZOSIA. Może dziki nie przydą... p 0 chwili. Abo wy- żeniemy tatu sia i bedzie.
M ARYSIA. Dość sie we dnie narobią... ZOSIA. A ja sie to nie narobię? M ARYSIA.' C icho-no!
Słychać wołania — dźwięki — trąby.
ZOSIA. Co ci sie zdaw ało? M ARYSIA. M c...
Po chwili.
M ARYSIA. Sobek już śpi...
ZOSIA. Łazęga taki wieczny... po co on tu przyłazł? M ARYSIA. Oboje tacy płanetniki...
Po chwili.
ZOSIA. M aryś! M ARYSIA. Co? ZOSIA. J a sie boję... M ARYSIA. Czego? ZOSIA. Sama nie wiem...
Słychać wołania dalekie i echa trąb.
ZOSIA. K to hań to pilnuje za potokiem ? MaRY SIA . Dyć H ażbieta... nie wiesz to ? ZOSIA. A oni tu ?
M ARYSIA. Ciszej mów, bo ich możesz zbudzić... ZOSIA. Skąd oni sie tu wzięli ? H ażbieta hań sama... M ARYSIA. Musiało jej sie usnąć. Sam ogień sie
pali...
Smutek idzie ugorem, jak cień.
ZOSIA. Maryś! M ARYSIA. Co?
ZOSIA. Spać mi sie chce...
M ARYSIA. To spij. K to ci broni? ZOSIA. A ja k dziki przydą?
Opiera głowę na ramieniu siostry i zamyka oczy. Za chwilę drzemie i starsza — milczenie — z daleka płyną pomieszane dźwięki — wołania...
ŚPIEW ledwo słyszalny.
„ H e j! polana, polana Bogatego p ana — Polanę skosili,
P a n a obwiesili...“ Melod. XI. NASTA porusza ręką Sobka. S o b ek! Spisz ?
SO BEK nrr ukliwie. J a k i ty ... NASTA. Bo już czas...
S O B E K , podnosi się i p atrz y na gw iazdy.
NASTA. Do ran a niedaleko... SOBEK. Jeszcze nie jed n a noc...
N A STA żywo. Słuchaj ! Dziś — abo nigdy... Przysuwa się ku niemu i szepce. Sama han pilnuje — może śpi — ogień sie ino pali — nikogo nim a — nie bój sie — każdy wie, że śmierć po ludziach cho dzi... Szepce coraz ciszej i niezrozumiałej — słychać wyrazy „Haźbieta“, „krzywda nasza“ i „pomsta“, i znów tensam uparty, cichy szept.
SO BEK po chwili. Nie, nie d a ru ję!... Zrywa się, zaodziewa chazukę na siebie — patrzy na śpiące dziewczyny — ma iść. odwraca się do N asty. która się podnosi. Nie chodź, dopokąd sowa nie zahuczy...
NAS PA drżąco. D aleko?
SOBEK. Za potokem... Odchodzi.
NA STA siada, dokłada drew do ognia, żegna się parę razy i poczyna szeptać pacierze... Za chwilę, ciężko dysząc,
wy
suwa
się z jałowców schylona postać starego gazdy. Staje za plecyma sióstr i kaszle głucho. Siostry się zrywają.ZOSIA. Maryś ! W szyscy św ięci! GAZDA. Czego sie boicie?
M A RY SIA zła. Dyabli was noszą po nocy, czy co... ZOSIA. M yślałach, że dzik...
GAZDA zgryźliwie. Nie trza spać, jak sie pilnuje, nie trza spać... Siada przy ognisku i wita się z Nastą. Siostry posiadały również. Po chw ili patrzy na nie, kiwa głową
i m ówi: Tak, tak, Maryś. . wyżeń — ty ojca swojego z chałupy, ja k sie wydasz i niech idzie, niech stra cha ludzi po nocy... Co w chałupie po starym dzia dzie, skoro już robić nie zdole?... W ychow ał cie — to poczkaj, niech jeszcze g ru n t zapisze, a potem... ZOSIA. M aryś !
M ARYSIA. Co? Poczyna płakać.
GAZDA patrzy chwilę na nią. «Ta wiem, żeś ty nie taka... Ale i m oja była nie taka, pokiela sie nie wydała... Oj, nie tak a była, nie... p 0 chwili. Ha, no, darm o!... Takie widać przeznaczenie było i bedzie...
Patrzy w ogień. Marysia się uspokaja. Odgłosy płyną z da leka — dźwięki — wołania — trąby.
ZOSIA. Maryś! M ARYSIA. Co?
ZOSIA. Sobka już nirna...
G A Z D A do N asty. I was t a k bieda pędzi ? NASTA. Gorsze, niźli bieda.
M A R Y S I A do Zosi. P łan etniki wieczne...
G A Z D A do N asty. Co sie macie trapić?... Telo nas tu, co i tam... Po chwili. Człek żyje, pokiela zdole żyć - a potem, to sie ta i św iat bez nas pieknie ładnie obejdzie... Po chw ili. Nima co drugim m iejsca za stępow ać! Oni se ta sami dadzą radę... Młodzi są, pokiela są, niech robią, niech gazdują...
NASTA. z dławioną złością. Niech gazdują!
GAZDA. A i wnetki nie bedą mieć na czem... Po
chw ili. Nim a sie co dziwić, moiściewy, że ludzie gorsi... Jed en drugiego wypycha, bo im ciasno, co raz to ciaśniej... p 0 chw ili. Tak, moiściewy, i drze wiej, za moje pamięci, bywały roki złe... Ale też i gazdów było mniej. Jeden drugiego rad skrzepił i dospomógł, bo m iał z czego, moiściewy... G runtu było niemało — lasów nie brakowało... Słychać z da leka fu ja rk i i połanny śpiew.
„Hej! było życie, było! — S tary ociec gw arzył — Słonko jaśniej świeciło, Chleb sie ludziom darzył...“
GAZDA. P am iętam ...ociec mój w ypasał sześć par wołów, owiec m iał ze trzysta...
ŚPIEW .
„Hej ! były czasy, b y ły ! My ich nie zaznali — Rok po roku przechodzi,
Czas ucieka dalej...“ Melod. XI.
GAZDA p atrzy zam yślony w ogień, potem ociera Izę ręka wem. Mięły, mocny Boże! Mięły, mocny Boże! Na co to przyszło, na co... Na jak i m izerny koniec człekowi...
NASTA. T ak przychodzi. Ogląda się z niepokojem.
GAZDA kiwa głową. Biedny, oj biedny, skapany świat!
Słychać wołanie sowy. Słyszycie ją ?...
N A S T A zryw a się i ogląda z przerażeniem.
GAZDA. Smierzć woła, nawołuje... Słychać pow tórne wołanie. Słyszycie ją?...
N A S T A drżąc n a calem ciele. T r z a iść ... Zaodziewachustkę . i opuszcza ognisko.
GA ZDA woła za nią. Nie uciekniecie! Darmo! W szędy was dogoni...
D ługie milczenie.
ZOSIA. M a ry ś ! M ARYSIA. Co?
ZOSIA. J a sie boję... Przysuwa się do siostry.
Znów milczenie.
M ARYSIA. Gwiazda spadła... GAZDA. Ludzie m rą po nocy...
ZOSIA. Maryś ! M ARYSIA. Co?
ZOSIA. Cosi przeszło tam tędy... M ARYSIA. Zdaje ci sie...
Milczenie.
ZOSIA. M aryś ! M ARYSIA. Co?
ZOSIA. Cosi za jałowcem sie skryło... M ARYSIA. B ajano!
Za chwilę przylatują wołania i głosy — dalekie echa trąb — i śpiew, z początku niewyraźny, potem coraz bliższy.
ZOSIA. M aryś!
M ARYIA. C icho-no! K tosi śpiewa... GAZDA. E d y ć !
ŚPIEW:
„W ietrzycek liściami Po konarach suści — Żałoś, m oja żałoś Ju ż mie nie opuści...
H ej!... ju ż mie nie opuści...“ Melod.XII. M ARYSIA. Z u ś k a !
GAZDA. Dyć ona...
ZOSIA. Hań, po ugorach... MARYSIA. Idzie se płaczęcy... ŚPIEW:
„Bukowe listeczki Zwiesiły sie w dole — Pozierają sm utnie Na m oją niedolę...
Oj !... na m oją niedolę...“ Echa.
M A R Y S I A kończy razem z echem. „Oj — na tw oją nie dolę...“
ZU SKA nadchodzi z dzieckiem na ręku — i staje.
M ARYSIA. Siednij przy ogniu — zagrzej sie — da leko idziesz ugoram i...
ZUŚKA. Daleko... ZOSIA. Był tu Sobek...
ZUSKA. Z m acochą?! Spokojniej. K anyż poszli? ZOSIA. Nie wiem...
ZUSKA. Uh, zim na ta noc...
GAZDA. Oj zim na! Nie ino ta... Kanyż ty idziesz? ZU SK A tłu m i płacz. K a mie oczy niesą...
GAZDA. B ied actw o!
ZU SK A w staje, żywo. Nie litujcie sie nadem ną! Nie p ro sz ę !...
GAZDA bierze zwolna jej rękę opuszczoną. Siądź-Że, Siądź... Nie ino ty jedna błąkasz sie po nocy. Nie ino ty...
Słychać dalekie wołania.
G A Z D A posępnie. Św iat la jednych pierzyną -— a la inszych śniegiem... Darmo ! Tak widać stoi napisane...
Z U S K A usiadła przy ogniu — i kołysze na ręku dziecko, za- zierając tkliw ie k u niemu. Z i u z i u ? ...
Słychać daleki stłumiony ŚPIEW .
„Nie było, nie było Szczęścia na tej ziemi...
Obeszło stronam i“ —■ — — Melod. XII. N agle się urywa.
ZOSIA. M aryś!
ZU SKA zrywa się. Cicho-no!... d. s. Jak ie to dziwne...
Siada, i przysuwa się do sióstr z niepokojem.
M ARYSIA. Co ci to ? ZUŚKA. Nic... nic...
D ługie milczenie.
ZO SIA z bojaźnią. M a ry ś! M ARYSIA. Co?
ZOSIA. Nie słyszysz? M ARYSIA. Nie...
ZOSIA. Nie widzisz?... Tam... Wskazuje. ZUSKA nagle spoziera. H a ź b ieta !!!... GAZDA obraca głow ę, patrząc badawczo.
ZOSIA przylepiła się calem ciałem do Marysi.
Z USK A osunęła się n a klęczki — i p atrz y z najwyżśzem przerażeniem w stroiię w skazaną...
M ARYSIA. W szystkim sie ino zdaje...
Ogień dogasa. Mrok osłania siedzącycli — kurtyna zwolna się osuwa.
Melodye.
fi' f ^ r V = = f =f j ..i
Na.wróć.że mi na.wróć m o.ja Haź.bieś o . wiec.
Żywo.
i i.
w * t *