L W Ó W / NAKŁADEM KSIĘGARNI POLSKIEJ B. P 0 - ŁONIECKIEGO * W ARSZAW A / E. W E N D E I SKA.
ODBITO W DRUKARNI „SŁOW A PO LSK IEG O “ W E L W O W IE POD ZARZĄDEM J. ZIEMBIŃSKIEGO *
■ MCMIII. = —
W Ł A D Y S Ł A W O R K A N
S KA PA N Y
Ś WI AT
OSOBY DRAMATU:
KANTY PAŁAC, MŁODY GAZDA SOBEK PAŁAC, BEAT JEGO NASTA, ICH MACOCHA
ZUŚKA, KOCHANKA KANTEGO HAŻBIETA, ŻONA KANTEGO JAGNIESKA, KOMORNICA
GRZĘDA, OJCIEC H AŻ BI ETY. RADNY TOMASZ CHLIPAŁ, WÓJT
JÓZEF KUREK, PODWÓJCI JĘD RZEJ NIEBORAK, POLOWY DZIAD
LIBERDA .
SUCHY } STARZY GAZDOWIE
KYCIUŚ )
GDOWIEC GDOWA KYCIUSIOWA DRUŻBA PIERW SZY
DRUŻBA DRUG I 9 9 1 f i >
DRUCHNA PIERW SZA
6 6 1 \J 6
DRUCHNA DRUGA
DRUŻBOW IE, DRUCHNY, MUZYKANCI, GOŚCIE W ESELNI.
OSOBY EPILOGU:
NASTA SOBEK ZUŚKA MARYSIA ZOZIAGA ZDA - PLAN ETN1K RZECZ DZIEJE SIĘ NA PODKARPACIU W D ZISIEJ SZEJ DOBIE.
y,
GRANY PO RAZ PIERW SZY W ROKU 1900, DN IA 30 W RZEŚNIA AVE LWOAVIE, W TEATRZE NARODOWYM RUSKIM.y
NASTĘPNIE W YSTAW IONY D N IA 12 LUTEGO ROKU 1902 W TEATRZE MIEJSKIM WE LW O W IE . W OBSA DZIE RÓL JAK NASTĘPUJE:KANTY PAŁAC, MŁODY GAZDA PAN SOBEK PAŁAC, BRAT JEGO . PAN NASTA, M A C O C H A ... PN I ZUŚKA. KOCHANKA KANTEGO PN I HAŹBIETA, ŻONA KANTEGO . P N I JAGNIESKA, KOMORNICA . . PNI
GRZĘDA, OJCIEC HAŹB.. R A DNY PAN TOMASZ CHLIPAŁ, W ÓJT . . PAN JÓZEF KUREK. PODWÓJOI . . PAN JĘD R ZE J NIEBORAK, POLOWY PAN D Z I A D ... PAN
LIBERD A, GAZDA PAN
SUCHY PAN
KYCIUŚ „ . . . • PAN
G D O W I E C ... PAN G D O W A ... P N I K Y C IU S IO W A ...P N A DR UŻ BA PIERW SZY . . . . PAN DRUŻBA D R U G I ... PAN DRUCHNA PIERW SZA . . . . P N A DRUCHNA D R U G A ...P N A HIEROWSKI ROMAN ROTTER STACHOWICZ POŁĘCKA WĘGRZYNOWA ANTONIEW SKI JAW ORSKI KOSIŃSKI PODGÓRSKI WYSOCKI W ĘGRZYN FELDMAN SOLSKI KW IATKIE WICZ RYBICKA WAJGEL K U SZ E W SK I BIELECKI JAROSZÓWNA G WISZCZÓ W N A
EPILOG:
N A S T A P N I ROTTER S O B E K ... PAN ROMAN Z U Ś K A P N I STACHOWICZ M A R Y S I A P N I SOLSKA Z O S I A P N I BEDNARZEW SKA G A Z D A ... PAN WYSOCKIAKT i
SCENA PIERWSZA.
Izba świetlna (izdebka) w domu Kantego. Drzwi na lewo do sieni, dwa okna na wprost, pod oknami długi stół, koło ściany ława. Obrazy rzędami pod po wałą. Na stole kołacze pokła dzione i placki. W szafce na prawo stoją rzędami flaszki. Małe drzwi na prawo prowadzą do przybocznej komory. W cha łupie czysto posprzątane, przy strój weselny. NASTA siedzi przy stole na ławie, odwró cona twarzą do okna, łokciem wsparta na oknie. JAGfNIESKA, komornica, ścierką w yciera stół, potem podchodzi do okna i pa trzy...
JA G K IE SK A . W iem, że im bez was ślub dadzą, ale% to... Po chwili. Musicie se raz wyperswadować, bo was ten jank or doznaku zagryzie...
KASTA. K iechta!
JA G K IE S K A . Dyć to łatwo gadać: niecbta, niechta! Trudniej pogodzić sie z wolą boską...
KASTA. Co mi ty tu gadasz o wóli boskiej ? D yabla wola, nie czyja!
JA G K IE S K A . W óla gazdy nieboszczyka...
K A STA Po chwili. Edyć, nieboszczyk! — Panie od puść — sam nie wiedział, co robi... Starszemu dał wszystko...
JA G K IE S K A . Kie widać ich jeszcze...
K A STA z przekąsem. Tak ci pilno do nowej go spodyni ?
JA G K IE S K A . O, gospo siu, pilno nie pilno, ale...
Odchodzi od okna, potem zbliża się do N asty i obła pia ją za kolana.
KASTA. Co mi powiesz, Ja g n ieś?
JA G K IE S K A . M arkotno mi, żeście tacy zafraso wani... ani-ście do ko ścioła nie poszli, ani nic...
SOBEK. A no łeb stracił przy takiej niespodziance i oniemiał doznakn. Aże pierwszy drużba rozum u sie poradził i p o w ia d a : „K to nie da rady p rzestą pić, niech przeskoczy!“ — i podniósł nogę. W te razy Zuśka zerwała sie w artko i „Niecloczekanie tw o je“ — pow iada — „cobyś po mnie d e p ta ł!..“ KASTA. Niby do K antego?...
SOBEK. I przeszli wszyscy do ontarza — a ta stoi’ lam entuje i o pom stę woła.
N ASTA. Zaw zięta szelma!
SOBEK. Ba! Mówię do niej po dobroci — ta nic nie słyszy... Persw aduję — nic nie pom aga... A żeby c ię ! — niyślę se — opętana, czy co ? W reszcie krzykiem wybuchła i w ypadła z kościoła. Idę za nią, a ta w prost do ra tu s z a ! Zajrzałecli z cieka wości — patrzę — ho! Zuśka pije sam a ja k stary Kozyra... Cóż było robić? Siadam przy niej — ka- zuję słupek rum u — ona drugi — ja znowu trzeci... Z początku nic. Potem z tego do tego, ja k nie za cznie wywoływać na głos!... „A taki, a owaki! A m iał sie żenić, a ja mu nie d a ru ję !...“ Uciszam ją, ja k mogę — ta nic. Pom stuje, aże ślina idzie. „A po co mi dziecko wziął, ja k m nie w chałupie nie było ? Nie m a praw a ten okpiś, to dyable ro k ito !..“
N A STA Z uciechą wielką. Nie wścieklina dopiero! SOBEK. J a też pow iadam : Skarż! Nic nie pytaj,
ino s k a rż ! W yskarżysz. Bo choć on i dziecko wziął, ale tyś je chowała.
NASTA. Tak, tak — zresztą i drugie jest...
SOBEK. Mówię j e j : Ty nie masz nic, to ci przysą dzą, ja k i na ten przykład Hance od Zapały... Idź do aduk ata i podej w szy stk o : leżenie, boleść, srna- rowąckę — wszystko podej ! Niech płaci. J a stanę za opiekuna...
SOBEK. No cóź? Trza przecie opiekuna do dzieci, bo jakże ? Przecie to nie makolągwy, ani kocięta jakie... Słychać gwar za sceną.
N A S T A . Id ą ! Wpada Kanty.
SCENA TRZECIA.
K A N TY p atrz y po izbie. C ó żsobie to m atka m yśli ? Ciż — KA NTY . Nic nie przystrojone, ani placku! Telo co od ran a zostało. A niechże was jasne... Idzie ku szafie.
NASTA. No, no!
K A N TY szybko otwiera szafę, wyjm uje placki, kładzie na stół.
Na ślubie m atka nie była, w domu sie skrzepić nie porada -— i jakże ja m am z wami gadać? ja k ? ! jakże mam być dobry? Skacze do komory.
SO BEK grożąc pięścią. P o czk aj! Zmiękniesz braciszku, zmiękniesz...
N ASTA. Żółć mnie doznaku zaleje.
K A N TY wchodzi z komory z chlebem — do Sobka. A tyś kany był, co cię druchna szukała?
SOBEK m ru k liw ie . Pod dzwonnicą stałem.
KA NTY . Cyganowi-byś tego nie zrobił! W styd za tak ą fam iliję samojadów!
NASTA. Mogłeś nas słuchać — nie robić swoim du- mem... Słychać z dala muzykę.
D R U Ż B A I . śpi ew za sceną.
„Popod las, popod las, Popod Obidowiec — Nawróć-że mi, nawróć Moja Haźbieś owiec...“
D R U Ż B A I I za sceną.
„Nawróć-że mi, nawróć, Abo ja nawrócę — Abo cię pocieszę,
Abo cię zasm ucę...“ Melod. I.
K A N T A kraje pl acki — za sceną muzyka — Sobek z Nastą wyzierają przez okno. Człek nie zdole poradzić, choćby nie wiem ja k postępował. Zawdy cię kolą, zawdy gryzą, zawdy na zdradzie ino stoją... 0 Boże, Boże, dej mi cierpliwości...
SCENA. CZWARTA,
d r u ż b a i. w Pada,t«*-t
cząc i ciągnąc za sobądru-C iż — H A Z B IE T A —- d m ę, ze śpiewem.
G R ZĘD A i weselni goście. „Ej z góry sie woda sieje, Dziewczyna sie do mnie
Z trzaskiem otwierają się drzwi (Śm ieje... na oścież — w alą się drużbowie, m uzyka g ra w sieni
druciany, a za niem i starzy. „ E j z góry sie w o d a
|wali... Melod. II. muzyka urywa. Coż to ? KY CIUS odedrzwi. Żeby mv nie tań c o w ali!
K A N T Y do drużbów. Zaczkajcie! Niech trochę prze jedzą...
SUCHY. To, to! W eni K ro to r brzucha nie napasie. K A N TY do drużbów. Ruszcie sie chłopcy ! do roboty !
Drużbowie proszą gości, sadzają kolo stołu. K any kto mo że, niech s ia d a! Do drużbów. A uważajcie, niech je d z ą! Skurcze do komory.
L IB E R D A półpijany, ciągnie ku sobie Suchego. Kumotrze! Siądźcież przy mnie — bedziemy na siebie uwa- zować...
SUCHY siadając. My se ta nie dam y krzyw dy zrobić. Ho ! ho ! ho ! Grupują s ię : panna młoda obok mężatek, w szyscy pomięszani. Sobek pośród drużbów. Macocha, na końcu stołu, pośihd grona kumoszek siedzi z Kyciusiową. Suchy, Liberda za stołem — Kyciuś naprzeciw nich. Dru żbowie kręcą się, obłapiają gazdów kapeluszami, proszą, by jedli. W sieni i w e drzwiach pełno dzieci, wyrostków — pa
trzą łakomie ku stołowi. Czasem niektóre z nich podchodzi na zawołanie do matki lub ojca bierze kawał placka
i umyka w pole. Przyszedł i dziad na wesele, stoi w e drzwiach, karmi się oczami. Śmiechy, gwar, hałas —- z hałasu w yla tują szybko oderwane zdania, w ykrzyki, słowa — i zlewają sie w całość.
K A N TY w ynosi w dzbanie piwo —- do młodych. Pij eie chłopcy ! Nie próżnujcie. Do gazdów. A wy jedzcie, nie śpasujcie, proszę was!
SUCHY. U mnie ni m a śpasów ! Pakuje kołacz w gębę.
K Y C IU SIO W A gruba kobieta. J a ino czekam, kie wy sie też upasiecie.
SUCHY. Ho! ho! Łatw iej mnie sie upaść, niżeli wam schudnąć... Śmiech.
KA NTY . Haźbieś! Racz-że chrzesną m atkę, niech jedzą...
H A Ź B IE T A , smutno. Dyć ich raczę.
KANTY, do Grzędy, schylając sie. Pijcież piwo, tatusiu. G R ZĘD A . Nie schylaj sie, nie. No, ale kie mie tak
ładnie nazywasz, to sie napiję... okowity! Śmiech.
K A N TY do I-go drużby. K anyż wójt, podwójci, po łowy ? Skocz-no po n ic h !
DRUŻBA I. Dyć poszedł Jasiek.
KA NTY . Hybaj w artko — niech przychodzą! Drużba wypada w pole. Pijcie ! Raczy gości.
NA STA do Kyciusiowej. Takie wam ścierwo uparte. Co my sie mu nagadali!...
L IB E R D A do Sobka. Kiedyż ty sprawiasz wesele? SOBEK. Po waszej śm ie rc i!
D R U ŻB A I. Id ą! ' K A NTY . K to ?
DRU ŻBA I. W ójt, połowy...
KANTY. M uzy ka! Muzykanci wychodzą do sieni i z gra niem wprowadzają ich do izby.
WrÓ JT. Szczęść Boże! W SZYSCY. W itajcie !
KA NTY . Miejsce, miejsce la wójta! Goście rozsuwają się — do drużbów, podając dzbanek. Nie Żałować !
PO LOW Y. Na ten przykład... kropelki! KA NTY . A ha! Dejcie-no arak... Podają.
PO LO W Y nalewając. Pociesz sie, pociesz człeku nie boraczku... Do podwójciego. W ręce!
PO D W w JC I. Dej Boże!
PO LOW Y. Na tę naszą biedę... KY CIUŚ. Biedkę kochaną!
N A STA do K yciusiow ej. Ostaliśmy na niczem... K Y CIU SIO W A . Dyć jest pono kaw ałek? NASTA. I, co z tego? m arne pół zagona... KA NTY . Moiściewy! Jedz-cież też... W \/J T . Dy nie raczcie...
L IB E R D A do Kantego. Ale ci baba nic jeść nie c h ce! SUCHY. Obchodzi póst do „przem ienienia P ań sk iego “...
Śmiech.
KA NTY . Nie uwazujcie na nią, ba je d z c ie ! Pódź-no H aźb ieś! Szepcze jej do ucha — ta idzie do komoiy.
KY CIUS przechyla się do Suchego, pakuje mu kołacz w g ę bę — ten Się ogania. Nie wierz gębie — ba połóż na zębie...
NA STA do Kyciusiowej. Poczciwego słowa nie usły szycie. Odwyrknie, ja k pies...
H A Ź B IE T A w ynosi babkę. Jedzcież, jedzcie! Całuje wójta w rękę.
SUCHY kraje. Na babie-ch zęby zjadł — na babie dogryzę...
K A N TY do drużbów. W artko, chłopcy! Zw ijajcie sie! L IB E R D A . Piwa!
SUCHY. W ódki!
POLOWY" _ płaczliwie. K ro p elk i! KA NTY . Żywo!
W Ó JT do Kantego. Dobrych drużbów naganiać nie trza.
Do podwójciego. Pam iętasz, ja k m y drużbowali... było sie czemu popatrzeć!
D R U ŻB A I. To samo bedziemy opowiadać, ja k sie zestarzejemy... Hałas rośnie —' pijany śmiech.
h* AS 1 A do K yciusiow ej. Czy to ni© h a ń b a odniepasc dziopy ?
K A N TY . P ijcie!
NASTA. ...i dwoje dzieci — pow iedzcie! KY CIUSIO W A . Z chłopam i tak...
PR U C H N A . Nie rób! Ja n tu ś! W yryw a się drużbie.
K A N TY do Sobka. Czemu nie siądziesz?
SOBEK. Bo m i sie nie chce ! Do jednego z drużbów.
K uba! p ó d ź ! p s ia krr... Ciągnie go do sieni.
G R ZĘD A . Ma K an ty uw ijacki! KA NTY . A skrzepienia z nikąd.
G R ZĘD A . Dyć widzę, jak cię krzepią. K rzyż pański z tak ą familią...
KA NTY . Oj, dopraw dy, że też padam... Nalewa go ściom piwo.
NA STA do Kyciusiowej. Patrzcie, ja k poniewiera...
d. s. Poznasz t y !
L IB E R D A Suchemu przechyla szklankę.
K Y d U Ś do Liberdy. Lej, lej ! Nie przelejesz...
S U C H Y dusząc się. Pomału-że, bo mi k rztań zatkało... L IB E R D A . Nie wiedziałbyś, żeś był na weselu. . DRUŻBA I. Hu! ha! Pijany gwar się wzmaga.
| GDOW A do gdowca. Dyć sie nie pchajcie na mnie... G D OW IEC. Ka-ż sie m am pchać? Dziopa mnie nie .
przyjm ie...
K A N TY raczy wójta. Mój chrzesny-ojce !
W Ó JT . Nie racz, K antuś... Do podwójciego. No i co? PO D W Ó JC I do wójta. J a go chycił za garło i trzy-
\ mam. Ślepie m u doznaku wylazły...
G R ZĘD A do polowego. Dyc nie ja , ino wola boska wszystkiem rządzi. A da im P a n Bóg szczęście... POLOW Y. Nadzieja w Bogu — w torbie ser!
. K I CIUŚ do Suchego, tajemniczo. Nie wiedzą janieli, kie | sie krow a cieli...
) SUCHY. Hej!
KYCIUŚ j. w. A P a n Bóg by se rady nie dał, jakb y m iał o wszyćkiem myśleć...
GDOW A do gdowca. J a wam um iem zrobić i w cha łupie i na polu... Chorości, tom jeszcze żadnej nie m iała.
GD OW IEC. A przy m ałem ?
GDOW A. To sie ulągło, jak kocię, i po krzyku. L IB E R D A . Nie bedziesz pił?
SUCHY. Ino pom ału !
GDOWiY Zęby mam, wicie, calutkie... Otwiera usta.
L IB E R D A . P ij, nie żałuj, nie p ytaj nic — nie prze pijesz, bo nie masz nic...
GD OW IEC. J a gdowiec — wyście gdowa... DRUŻBA. H uś! huś ! Kołysze druchnę — śmiechy.
GD OW IEC. Pobierm y sie na wólę boską... W w JT do (Irzędy. To, to !
GDOW IEC. ...i bedziemy pchać jako tę biedę kola nami przed sobą.
KANTY. Pijcie i jedzcie, co jest... nie śpasujcie! KY CIUŚ z kołaczem w ustach. My je - m y !
SUCHY do Kyciusia. Z b a b ą sie nie podzielisz?
KY CIU SIO W A . O, dyć on dba o m nie! Nie wie, że chłop z babą...
KYCIUŚ. ... jedno ciało. J a k ja zjem, to sie tobie nie bedzie chciało. Hałas rośnie.
PA R U GAZDÓW . Cicho! Starosta bedzie gadał...
P O D W Ó J C I w staje zwolna. Skoro my sie t u zeszli, ja k przystoi, to wam rzeknę słów parę...
SUCHY. Przez okoliczności!
PO D W Ó JC I. Stan m ałżeński — to jest... stan m ałżeń ski — to jest...
KYCIUŚ poczyna nucić. „Zielona ru ta jałow iec...“ M el.IH .
PO D W Ó JC I. Stan małżeński — to jest arka przy mierza...
G R ZĘD A głośno. Starego destam entu! PO D W Ó JC I. K iedy Bóg stw orzył Jadania...
L IB E R D A . K iedy Jad am stw orzył Ewę... te... chcia- łech rzec... piwa!
K A N TY do drużbów. Ruszcie sie ch ło p cy ! ż w aw o ! POLOW Y żałośnie. Proszę o g ło s ! Muzyka poczyna stroić
skrzypce, gwar się wzmaga.
PO D W Ó JC I. K iedy Jad am — to jest... kiedy Bóg stw orzył sakram ent małżeński... to jest...
K Y C I U S m acha ręk ą i nuci. „Zielona ru ta jałowiec — zielona ru ta jałow iec...“.
POLOW Y coraz żałośniej. Proszę O g ło s ! SUCHY wstaje. J a proszę o głos!
W O J T do podwójciego, ciągnąc go za rękaw , by usiadł.
Odetchnijcie, kum otrze, odetchnijcie... Ten siada.
SUCHY. Było trzech ludzi na świecie... DRU ŻBA i . Liberda, Suchy i Kyciuś!
SUCHY do niego. Abo ja bedę gadał — abo ty! KY CIUS macha ręką. W szyćko jedno ! I nuci. „Zielona
ru ta jałowiec — zielona ru ta jałow iec...“. — Jedni wstają od stołu — drudzy jedzą jeszcze i piją. Drużbowie jedni kręcą się kolo dziewcząt — drudzy cisną się przed muzykę, która się usadowiła w kącie, na ławie. Kanty ra czy gości, by jedli. Muzyka stroi ski-zypce i próbuje różnych melodyi. Drużby i gazdowie przytupkują — nucą półgło sem. Przy stole gwar.
D R U ŻB A I. Przed muzyką.
„Hej góry są, góry są —
Po pod góry bucki są...“ Melod. IV.
G R Z Ę D A p rzy stole, do w ójta. K um ie! jeszcze wam cosi powiem...
W O JT . Zaraz, zaraz, ino muzykę narychtuję .. Pod chodzi, staje przed muzyką, odtrąca Suchego — i, z kieru jącym palcem w górę. To mi grajcie:
„Oj, czterdziesty szósty roczek Cały był krw ią zalany...“ Muzyka gra. — Nie tak ! ,
„Oj, czterdziesty szósty roczek Cały był krw ią zalany...“ Melod. V.
Dyabli z taką m uzyką! Odchodzi do stołu.
L I B E R D A z za stołu.
„Nie po to my przyszli, Żeby m y tu by li...“ Melod. I.
S U C H A taczając się.
„Jakem zaczął — takem skończył, Nie bedę już więcy tończył...“ Melod. TI. PO D W O I C i idzie k u muzyce. C ó ż t o ? W szyscy chce
cie naraz? Powoli, bo ochrypniecie do rana... Pary się zbierają. Drużba ustawia. Przy stole zmniejsza się g w a r ; usuwają pod okno stół.
KY CIUS kręci się po izbie i żałośnie nuci. „Zielona ru ta jałowiec — zielona ru ta jałowiec — zielona ru ta ...“
i t. d. od początku. Pary się ustaw iły, gwar ucichł. Suchy pcha się przed muzykę.
D R U ŻB A I. odpycha go. Skończyliście! ja płacę! Sypie do basów i zawodzi.
„Jakem jechał na dół, K w itła koniczyna — Ja k em jechał z dołu, Żęła ją dziewczyna...“
Muzyka powtarza — on tupie — rusza w koło — pary ustawione za nim.
DRUCHNA I.
„W esoła ja była, N igdy nie płakała — Pokiela ja ciebie Jasie tiku nie znała ..“ D R U ŻB A I.
„Nie płacz Haźbieś, nie płacz, Nie bierze cie ladac — Bierze cie uroda, Chłopiec, ja k jag o d a...“
•D R U Ż B A II.
„Nie płacz Haźbieś, nie płacz, W ianeczka nie żałuj — Weź Boga na pomoc, Jasieńka pocałuj...“
Pary przemieniają się —- z panną młodą staje podwój ci przed muzyka.
P O D W O J C I poważnie.
„Darmo-ć ci już, darmo, Zaprzęgaj sie w jarzm o — Ju ż sie nie odprzężesz,
Jaże w grobie lężesz...“ Tańczą.
H A Ź B I E T A odpowiada.
„Nie płacz-cież wy za mną, Bo ja was nie pytom — Bo ja ledwo rada,
Ż e b ed ę k o b ie to m ...“ Melod. VI. i VII. Muzyka ustaje -— odpoczywają — gwar — śmiechy.
S U C H Y do jakiejś druehny. nuci i przytupuje.
Kiebyś była placek dała — Tobyś była tańcow ała. . K A N T Y do drużby. Skocz-no po piwo ! N A STA do Kantego. Kanyż Sobek?
K A N TY . W y musicie lepiej wiedzieć! Odchodzi.
N A STA do sąsiadek. W icie, jak i obraźny... A ni nie przegadaj, bo ci odfuknie, ja k żmij...
K A N IA do drużbów. Roznoście! Nalewają piwo.
KY CIUS. „Zielona ru ta jałowiec — zielona ru ta j a łowiec...“
O J T przed m uzyką, dyryguje.
„Oj, czterdziesty szósty roczek Cały był krw ią zalany...“
— Nie tak! D R U ŻB A I. Drużbowie tańczą!
DRUŻBA I I. Dalej chłopcy! K ażdy swoją! K Y CIUŚ. „Zielona ru ta jałow iec...“.
D R U Ż B A I przed muzyką. N ask i t a n ie c ! Muzyka. W a r tk o ! W s k o k ! tr z y m a ć sie ! Tupie.
„ F it u , fitu , fitu , fitu , Od p o d ło g i do s u f i t u ! D R U Ż B A I I za nim. „ S iu s tu , s iu s tu p o p o d ło d z e , U m y k a jż e n o g a n o d z e ! H u ś! H u Ś L Metod. II. D R U Ż B A I naw racając. ,, K atarzyno, K at arzyno, K at a rzy n o k aj 11 o ! ‘ ‘
Taniec przecliodzi w kołomyjkę góralską i w czardasz.
SCENA PIĄTA.
PO D W Ó JC I. Co to ?NA STA wyzierając oknem. Zllśka
Muzyka piskliw ie ury- wraca od kościoła płaczący... !udeki plącz. KANTY. Zam knijcie drzw i od p o la ! Chodzi po izbie zasępiony.
Zaśka... Serdecznie. Zuzia... J e zus kochany!... Jezus!.. N A STA patrząc za nim, do sąsiadki. Kolnęło go przecie... H A Ź B IE T A podbiega. K antuś! Co sie to stało? KANTY opryskliwie. Nic sie nie stało... I)o muzyki.
G ra jc ie !!
SCENA SZÓSTA,
g r z ę d A do gazdów. Na nas kolej...W O JT przed muzyką. ,,0 j,
czterdziesty szósty roczek“ ... G R ZĘD A . Ruszajcie sie! Gazdowie stają parami — do
polowego. K um otrze! Ciągu i o go do tańca.
POLOW Y. Zaraz, zaraz, ino jeszcze... kropelki! W Ó JT. „Oj ! czterdziesty szósty“ ...
LIB ER D A . Nie n aw y b ierasz! K ażda baba, to baba i koniec.
K IC IU Ś . ,.Zielona ru ta jałow iec“...
POD W O JCI. Pójdźcie! Ciągnie gw ałtem Nastę i staje
w druga pare za Grzęda.
G R Z Ę D A sypie do basów i zaczyna zwolna.
,,Jedzie wojsko od C zorsztyna; M atko m oja poznaj syna
M uzyka.
Jakże ja go poznać mam — poznać mam, kie ja biedna, a on pan,
— a on p a n “ ... Melod. VIII.
SO BEK w e drzw iach — szyderczo. A on p a n ! A on p a n !
SCENA SIÓDMA.
G R Z Ę D A staje przed m uzykąi chce dalej śpiewać.
Przeszli poważnem kolein. S O B E K podbiega do Grzędy.
Nie bedziesz tańczy ł!!!
Muzyka urywa — pary się mieszają.
G R ZĘD A . K to mi wzbroni ?
S O B E K hardo. J a !
G R ZĘD A . Ty, o g ry zk u !
SOBEK. Nie zniesę, żeby sie tu Grzędy rozpierały! G R ZĘD A . Na bok ! Odtrąca go.
N A STA . Sobek! Czyś nie cliłop?! Dasz sie to? SOBEK. Ty mie bedziesz tu... na moich śmieciach!..
Chwytają się za gardła. Hałas, ciżba, kotłowanie. Najwięcej wrzawy czynią: Liberda, Suchy i Kyciuś. Polowy szuka czego do garści —• próbuje drzwi, czy się nie wyważą, stara się podnieść stół, podnosi stołki.
H A Z B I E T A wpadając w ciżbę. T atusiu! Szlocha. B roń cież ich, bo zabije...
SOBEK. C h łopcy! do mnie ! Woła na drużbów — cisną się i duszą na kupie.
PO D W Ó JC I. Zaś ta pom ału! Chwyta Sobka — gazdowie odciągają Grzędę.
K A N T Y w pada z komory. Cóż to ?
S U C H Y w ielkim głosem. Grzędę b iją !
K A N T Y w pada w ciżbę. Puścić ! C h w y ta H aźbietę. H a -
źbieś, nie pchaj s ie !
SO BEK wściekły. Nie będziesz ta ń c z y ł! G RZĘD A . Bedę!
SOBEK. Nie bedziesz !!
NASTA. do podwójciego. Puść-cie go kum otrze! POD W OJ CI. ciągnie Sobka. Za nic!
SO BEK . Puść-cie mnie do niego! W ydziera sie.
PO D W Ó JC I. Ho, ho! Pow oli! Ciągnie Sobka w jedną stronę, gazdowie Grzędę w drugą.
S O B E K szarpie się, do G rzędy. Pocoś tu wlazł, pytam cie sie? Pocoś tu wepchał swoją dziew kę?!
K A N TY wściekły. Sobek! Rzuca się doń. M iarkuj sie!!! H A Ź B IE T A ciągnie ojca. Pójdz-cie tatu siu !
G R ZĘD A do Sobka. A ty tu co masz, oblazły psie, k u m o rn ik u !
SO BEK miota się. C oo? co? ku-m or-niku — padasz...
W yryw a się i leci — zatrzymują go, szarpie się. Puść-cie mnie !f
PO D W Ó JC I ostro. Sobek!!
W O JT do paru gazdów. Niech sie biją. Ni mamy tu co robić...
PA R U GAZDÓW . N l m am y! Poczynają się zabierać.
H A Ź B IE T A . Pójdź-cie, tatu siu !
G R ZĘD A cofając się. Ten wilczy k rztoń! W Ó JT . G arlacze!
H A Ź B IE T A uporczywie. Pójdź-cie ta tu s iu !
G R ZĘD A . Pójdę... Grozi odedrzwi. Ale on se popam ięta!
Znika za drzwiami.
SOBEK. Zrobisz mi... te lo ! P okazuje. J a was tu w netki po w y m iatam !
SOBEK obrusza się. Cóż ty ?
PO D W O JC I puszcza go. I d ź !.. Niecli was wszyscy dyabli... Szuka kapelusza. Gazdowie wychodzą po jednemu z izby. U ciszyło się.
S U C H Y n a środku izby okropnym głosem. Kto sie bije ? !
Tupie nogą. Tu... do m nie!!
K A N TY zastępuje przy drzwiach. W ójcie! N a miłość Bo ską, każ wy uciekacie?
W Ó JT . Co tu m am robić?
PO D W Ó JC I. Pójdźcie! Ciągnie go do sieni.
KA NTY . B yć mi nie róbcie wstydu...
W o J T . K to robi w styd? W dziewa kapelusz — wychodzi do sieni.
P O L O W Y w y p ija reszty pozostałe — i opuszcza izbę. K A N T Y ze drzwi. M oiściew y! Ostańcież choć na cze-
piny.
PO D W O JC I z za sceny. W idzimy, ja k sie czepicie... N A STA uradowana. Trzym aj po niewczasie... trzym aj !
Szepcze ze Sobkiem na boku.
K A N TY do wracającej Haźbiety. Kany-Ż ociec? H A Ź B IE T A smutno. Poszli...
KA NTY . Proś-źe ludzi... Kobiety zabierają ze stołu koła cze pod płachty i wychodzą. Kanty do nich. Dyć sie nie rozchodźcie! W iecie, że to ta k bywa we familii, że
s ie czasem za łby wezmą... Prosi, rozkłada ręce.
L IB E R D A . I drugim sie może okroić przy tern...
Ściąga ostatni placek i wychodzi.
SUCHY pijany, zmierza ku drzwiom. K to sie bije? Spo tyka Kyciusia. Ty sie bijesz ? ! C hwyta go za gardło.
K Y CIUŚ obłapia go za szyję. N a Świecie! k lllll- Czkawka,
-otrze! I nuci, idąc z nim ku drzwiom nieprosto. „Zielona ru ta jałowiec — zielona ru ta jałowiec — zielona ruta... Za drzwiami już jałowiec...
SCENA ÓSMA.
K A N TY koło d rz w i. W szyscyna mnie... Haźbieta wybucha płaczem — baby się zbliżają.
SO BEK podchodzi. Bracie... KA NTY . Tyś b ra t? !
H A Ź B IE T A podbiega z płaczem. Dajże spokój, mój K an tu ś...
KA NTY . J a was tak pieknie prosił — a wy co? Na ślubie nie było żadne... No, myślę se: niech-że ta ! A teraz rozbiliście mi wesele... za co? za co?! pytani sie...
NASTA. Mogłeś nas słuchać — nie robić swoim dumem...
KA NTY . J a was usłuclinę ! — ale... Hamuje się, bierze Haźbietę za rękę. Pójdź Haźbieś do tam tej izby... NA STA sycząco. Tam dziecko krzyczy...
K A N TY o d w ra c a się. K ąsajcie, g ry źc ie ! Hamuje się.
ja wam to zbaczę... Idzie ku d rzw io m z Haźbieta — ci
Się Śm ieją za n iem i. Śmiejcie sie, śmiejcie, pokiela mo żecie... (d. s.) 0 ! psia rodzina...
W yszli, zostało ino parę ciekawych bab, paru jeszcze ciekawszych nie dorostków.
św ięci!.. Zabrali sie i poszli... a ! Odwraca się wściekły do ma cochy i brata. W yście wszyst kiem u w in n i!
NASTA. Co?
KA NTY . To, żeście sie uwzięli
K O N IEC A K T U PIE R W SZ E G O . ¿4
AKT II.
KANTY prostując się. Boże! Boże! Do Jagnieski. Nie wiesz ty, gdzie oni są ?
JA G N IE Ś K A . K to taki, gazdusiu ?
KA NTY . To wielgie p a ń stwo.
JA G N IE Ś K A . Ehe!., dyć Sobek dopiero był, a starsza gospodyni, to... doprawdy, że nie wiem, kany.
K A N T Y siada n a ławie.
Starsza gospodyni... E- dyć ona-by gazdowała, żeby ino było czem. W idziałaś •— dużo koniczyny spaśli ?
JA G N IE Ś K A . Do pół zagona.
K A N TY . T ak! W netki cały kaw ałek zjedzą. Od czasu, jak kupili jałów kę i chowają na swoją stronę, to sie widzi, że wszyściuteńko nią spasą. Dają, co w p a d n ie : siano, koniczynę, potraw , nie potraw. JA G N IE Ś K A . I zboże... *
KA NTY . Niczemu sie nie dadzą używić. A bydła, to żadne nie zapasie, bo to p a ń s tw o ! Powiesz co, to ci z nakładką odda i spsioczy, że nie w arto i gęby otwierać.
JA G N IE S K A . M oiściew y!
K A N TY . Dyć niech gazdują. Bedziemy widzieć, długo to tak potrw a. Może sie przecie Pan Bóg zlituje...
SCENA PIERWSZA.
K A N TY — JA G N IE Ś K A .
Piekarnia (izba dymna) w domu Kantego. Powała i palenie oczer nione sadzą. Piec na praAvo w kącie i nalepa. Jedno okno na lewo, drugie na wprost — drzwi na prawo do sieni — obok nich żarna — drugie drzwi mniejsze, na wprost między oknem a nalepą; stół prosty z desek i para ław. KANTY stroi drwa na opał i układa koło nalepy. JAGbNTESKA sie dzi na lawie i skrobie ziemniaki.
JA G N IE S K A i P anienka Najświętsza.
K A N TY . Sto dyabłów tak a robota! Chałupa za nic, bo jak że? Nie ostoją sie, ino zawcly muszą mieć swoje wybiegi...
JA G N IE S K A . H e j !
K A N T Y . Oni m nie zniszczą doznaku... Podpiera głowę n a ręku.
J A G r N I E S K A zesuw a się z ław y, podchodzi cicho i rusza go za ram ię. Gazdo !
K A N TY , Co ? Podnosi głowę.
J A G N I E S K A przyciszonym głosem. Być pono ociec wło żyli w destam ent, że jak b y mieli niszczyć g r u n t“... K A N TY . „ . . . to im sie nic nie p a trz y ’L — wiem.
Ale to tru d n a rada...
JA G N IE S K A . B yć nie m oja w tern głowa. Odchodzi, siada i skrobie dalej.
K A N TY zamyśla się — po chwili. Cóż z tego, że są — kie z nich żadnego skrzepienia. Macocha ino ozorem miele, a ten klnie, aż sie łyska. A skoro przyjdzie do miski...
JA G N IE S K A . To sie znajdą!
K A N T Y po chw ili. E j, Hoże! Boże! W staje i zabiera się na nowo do układania drew.
H A Ź B I E T A . ś P iew a za sceną.
,,Je lulu, je lulu — K tóż cie bedzie tu ló ł? M atusi nie bedzie —
K tóż cie tulół bedzie“ ?.. Melod. IX.
K A N T Y staje i słucha rozrzew niony.
JA G N IE S K A . Hę... ja k to, wicie, wnet przywykli do tego... kieby własna m atka!.. Złote serce.
K A N TY . Oj z ło te ! d. s. K toby sie spodział... JA G N IE S K A . N a świecie!
K A N TY do Jagnieski. Skrob-że tu ... zapal w artko! J a ino przejdę... Zwraca się ku drzwiom do sieni. W te razy
otwierają się drzwi: w suw a się ZUŚKA, smukła jak cień. W łosy ciemne, twarz śniada.
SCENA DRUGA,
kantywzdryga 6i?. Ty tu?
p o CO?.. Zuśka milcząco patrzy
Ciż — ZUSKA. w niego. Kanty, po chwili, zła manym głosem. Darmo nie patrz — już sie stało... Po chylą głowę.
ZUŚKA. Z czyjej w iny?
K A N TY . Oni m nie tak prześladowali, że... eli, na u- pór szli ze mną, bp tego chcieli, żeby mnie ju ż za- trapić do reszty. Żeby nie oni...
ZUŚKA. Żeby nie jej g ru n t! — powiedz...
K A N TY . W olałby cli z tobą na kum orze siedzieć — wolałby ch...
ZUŚKA. Dziś! ha, ha...
K A N TY . A i dziś naw et! Bo cie zawdy...
ZUŚKA. Kocham ? co? a z drugą żyję! To ładna po ciecha! Śmieje się gorzko — po chwili- W szystkie przy sięgi na nic... fiu t! poszło! Stało sie — pow iada — i koniec...
K A N TY serdecznie. Zuziu...
ZUŚKA. J a k to łatw o zapomnąć — nie wiedziałach o tein... Choć ludzie ostrzegali: „Nie w ierz“ ! J a głupia wierzyła... Zdawało sie mi, żeś ty nie taki, jak insi... Tyś sam powiadał, żeś nie taki... co, nie powiadałeś ? Kanty milczy, zasępiony. A to kłam stw o —
niepraw da — widzisz, że niepraw da!..
KA N TY . Zuziu, przecie wiesz dobrze — za życia ojca — co ja za ciebie znosił...
ZU ŚKA porywczo. Ja , to nic! J a k mnie palcam i w y tykali, ja k sie śmiali i szydzili wszyscy — to nic? Ha! lia! h a ! Bo tyś wszystko znosił!.. Co to dużo gadać — sprzykrzyłach ci sie i koniec.
Z L Ś K A z wzrastającą gwałtownością. Może powiesz, że nie!... Pokielach była zdrowa, toś zawdy przycho dził... pam iętasz? A skoro mnie cliorośó naszła, toś sie nie nawinął. Zaprzyj s ie ! z a p rz y j! Może nie tak było?... Pom yślałeś se wreszcie, jak b y sie mnie tu pozbyć — i chyciłeś sie żeńby.
K A N TY p rz y b ity . 0 nie to. Zuziu, nie t o !
ZUSKA. T ak! Tyś ta nie przyszedł na to, że dzieci tw oje głodne, że m atka może łzami je karm i... n i e !
W strzym uje szloch. J a w opuszczeniu leżała — a tyś sie ż e n ił!
K ANTY. Bo mi dopowiadali...
ZUSKA. Dopowiadali ci? Mnie jeszcze więcej! Bo m nie gadali, że ty sie ze mnie śmiejesz! Ze ty szydzisz poza oczy... Obłędnie. H a! ha! ha! Zmienio nym głosem. Gdybyś był w tedy naw et przyszedł, to- bych ci nic nie powiedziała... Ale... tyś już nie m yślał o m nie! W ydoiłeś mnie doznaku — i już ci sie przejadło...
KANTA gw ałtownie przerywa. Nie! Ty nie myśl o mnie w ten sposób... słyszysz!
ZUSKA. Dziękować może za hańbę, co? modlić sie za ciebie? Zmienionym głosem. A ja sie za siebie już modlić nie umiem. Patrzy w niego. Tyś mie oduczył pacierza... K iedy tam - w kościele — organy g r a ł y — i tyś jej przysięgał... a sklepienie nie spadło ci na głowę — o, toch se pom yślała, że nad skle pieniem Boga nirna, że ni ma nikogo!!
KA NTY . Zuśka! R atunku... co ty w ygadujesz? p 0 chwili. Gadali mi, że pijesz... Uważaj na dzieci. ZUSKA. Tyś nie uważał... p a m ię ta j! Nie tobie
mie sądzić.
K A NTY . .Ja nie sądzę, ba ludzie...
ZUSKA. Ludzie! ha! ha! ha! Ludzie! Ci mnie już dawno osądzili!... Dawne czasy, kiedych sie bała wyjrzeć z chałupy, kiedy mie kłuły ludzkie oczy
i do kościoła-eh naw et nie szła ze wstydu. Teraz mi wolno wszystko! W szyściuteńko! Choćby nie wiem co -- n ik t sie ju ż nie zdziwi... Przecie ja z takich, co to same proszą... wiesz...
KA NTY . Z u ś k a ! Zuśka !... Po chwili, złamanym głosem.
Darem no!... już sie stało... Zwraca się do drzwi.
Z U S K A w m ilczeniu zastępuje.
KA NTY . Cóż chcesz?... powiedz... J a ci la dziecka poślę przez Jagnieskę... bedę je żywił. O drugie sie nie trap. A tobie zawdy...
ZUŚKA. O, m ną sie nie z a jm u j! Myślisz, że ja cie przyszła prosić o wspom ogę? Dziecko mi oddaj. Słyszysz!
KA N TY . O, nic z tego! ZUŚKA. To m oje! KA NTY . Moje równie...
ZUŚKA. Ty nie masz praw a zatrzym yw ać! Skargi sie boisz? O, ty m nie jeszcze nie znasz! J a k raz przysięgnę — to... Zacina zęby. Daj mi dziecko ! K A NTY . Nie dam.
ZUŚKA. J a po dobroci proszę... KANTY. Darmo.
ZUŚKA. Nie zostawię, żeby ta m iała mu despety wy rządzać !...
H A Z B I E T A śpiew a za sceną.
,,Je lulu, je lulu —
Któż cie bedzie tu ló ł“ ? — K A N TY wskazuje ręką na izdebkę.
ZUŚKA zatyka uszy — prawie z płaczem. Nie zostawię! KA NTY . A ja ci nie dam, choćbyś skarżyć miała... ZUŚKA. T ak ? Bedziem y widzieć!
KA NTY . No, no... ZUŚKA. P o żału jesz!
KANTY. Cyt! Bo je obudzisz..
ZU ŚKA patrzy nań, jakby nie rozumiała, co mówi — zwraca
się do drzwi — staje — odwraca się. Zaskarżę, wiedz se, skarga już wniesiona... Ale to jeszcze mało... Chce odejść.
K A N TY strwożony. Co ty m yślisz? Zuśka!
Z l SKA zatrzymuje się w progu. Mało — bo ja ci nie daruję krzywdy... nie daruję! z płaczem w ybiega.
SCENA TliZECIA-
K A N T Y stoi chw ilę, op arty o żarna, z pochyloną głow ą —Ciż, prócz ZU SK I. medytuje — wreszcie podnosi głowę. H a!... bedziemy wi dzieć... U pór na upór. Do Jagnieski. Czemu ty jeszcze nie palisz?
JA G N IE S K A . Zasłuchałacli sie... KA NTY . Nie m iałaś czego.
JA G N IE S K A , T ak se, tak — ja k to zwyczajnie człek ciekawy... Wstaje i podchodzi ku nalepie.
K A N TY siada zamyślony — po chw ili do siebie. Hm... hm... Co tu robić?
JA G N IE S K A rozpala ogień. Co macie robić ? Nic nie róbcie. Sam czas nadejdzie...
KA NTY . O to idzie, żeby nie nadszedł. Po chwili.
K to wie, ja k to z tem i praw am i... T rudno wy- miarkować...
JA G N IE S K A . Praw o — to nie śpas ! Dyć wiecie, jak nieboszczyk G rela zaszedł w rzędy ze swoją słu żącą, to m u potem telo nasadzili, że g ru n t nie w y starczył...
K A N TY . W iem , wiem.
JA G N IE S K A . Nie było to, ja k za nieboszczyka w ój ta ! J a k ino która dziopa m iała dziecko, to ją za raz ściągali do urzędu i dawali jej tak ą pam iątkę, że sie jej na wieczne czasy odniechciewało. Oblali włosy smołą, abo opalili, że sie nie śm iała nikany pokazać... Dyć wiecie !
JA G N IE S K A . P rzydałby sie i teraz tald urząd. Nie lazłyby w oczy takie Honorki... Zuśki...
K A N TY p o d n o si głow ę. Co... co ty gadasz?
JA G N IE S K A . Gadam , żeby z niemi dawno zrobili porządek. W yciągnęliby na ławie...
K A N TY z oburzeniem. Tyś głupia, stara babo — le- piejbyś...
JA G N IE S K A . G adam ino to, co robili drzewiej. K A N TY . No, to i oni byli głupi.
JA G N IE S K A w ielce zgorszona. Ojcowie nasi?..
Milczenie.
K A N TY d u m a — po c h w ili. Ja k b y tu zaradzić... Nic — ino trzeba z H aźbietą pogadać... w s ta je . Może dora dzi CO... Zmierza ku drzw iom .
JA G N IE S K A na w pół-drw iąco. Coby nie! doradzi!
K A N T Y w raca ode drzw i w zam yśleniu. A ty... słuchaj,., jak by sie kto w ypytyw ał, to... ani słówka! rozu miesz ?
JA G N IE S K A . Co wy też gadacie ! Prędzej -bych se dała ozór poskrobać, jak b y mnie swędział... K an ty przechodzi do izdebki.
SCENA CZWARTA.
J A G N I E S K A popraw ia o-gień. Palże sie! dyabla JA G N IE S K A — NASTA. smoło...N A S T A podchyla drzwi.
Nie było tu Sobka? JA G N IE S K A . Nie.
NaSTA wchodzi. Gdzież oni go kaducy ponieśli? Siada,
Obiadu niema ?
JA G N IE S K A . Dopierom zapaliła...
NASTA. Dyć widzę... Oni se siedzą w izdebce — państw o! — a ty w netki ręce poudzierasz. Jagnie- ska wzdycha. T ak! H aruj za wszyćkicli, rób, to sie niezadługo przekopertniesz... Oni ta nie uwazują.
Siedzi chwilę w milczeniu.
JA G N IE S K A podchodzi, nachyla się i szepce. B yła tu Zuśka...
NASTA. Co gadasz! K iedy?
JA G N IE S K A . D opieruteńko przed wami. NA STA . No i co? Mówże, co ona tu chciała? JA G N IE S K A . Przyszła do gazdy...
NASTA. Do gazdy przyszła — padasz? Jagnieska pa trzy ku drzwiom. Nie bój sie! Tam n ik t nie usły szy. Mnie możesz powiedzieć, ja k na świętej spo wiedzi.
JA G N IE S K A . Przyszła do gazdy... NASTA. A on tu był ? G a d a jże ! JA G N IE S K A Dyć byli...
NASTA. A H aźbieta? JA G N IE S K A . W izdebce.
NASTA. No wiecie ! Ja k a to szkoda, że mnie tu nie było... Mówże prędziutko.
JA G N IE S K A . O, dyć sie nie spieszcie. Siada.
NASTA. Moja droga Jagnieś! J a k ja ci rada... Przy
c is k a ją . No i CO ?
JA G N IE SK A . Cichutko wlazła... stanęła se tam . J a sie patrzę — gazda sie p atrzy — ona nic...
NASTA. Co?
JA G N IE S K A . Ona sie też patrzy. N A STA nadstawia ucha. J a k ?
JA G N IE S K A . Strasznie ! Jaże mnie ciarki przeszły. Myślę se: takie oczy — to niedobre oczy...
N ASTA. I cóż gadała?
JA G N IE S K A . Nie wiem gosposiu... N A STA zla. Dyć-eś była.
JA G N IE S K A . I słuchałach pilnie. Ale oni m ają ja- kąsi swoją gwarę. W ym iarkow ałach ino telo, że jej sie o niego niem ało rozchodzi.
NASTA. K lęła m u?
JA G N IE S K A . Ciewy! Dyć po to przyszła. Zwyczy- tow ała m u w szyściuteńko!
K ASTA. A on ?
JA G N IE S K A . Też, a jakże ! Pow stał na nią z góry, ize jeno, że do bitki nie przyszło. Aże ja skoczyła między nich...
KASTA. I zgodzili sie?
JA G N IE S K A . Oo wy też g a d a cie ! Chciała dziecko odebrać...
KASTA. E h e !
JA G N IE S K A . Toż to on nie dał. NASTA. M ądry.
JA G N IE S K A . W tedy skoczyła do niego ja k rozje- dzona wilczyca i poprzysięgła...
NASTA. Co? co?
JA G N IE S K A . A h a ! przedtem pedziała mu, że go skarży, że go z g ru n tu wj^żenie, że... co ona to je szcze pedziała? Ćo ona to jeszcze... Wpada Sobek.
SCENA PIĄTA,
k a s t aleci ku niemu gorączko
wo.
Słyszysz! B yła tu Zu-Ciż — SOBEK. śka... przyleciała po dziecko, K a n ty nie dał — przyszło do bitki — omało, że m u ślepiów nie wydrapała... Zapowiedziała mu, że go do im entu sprocesuje.SOBEK zwraca się niedbale do Jagnieski. J e st obiad? JA G N IE S K A . W netki bedzie, w netki. Podchodzi ku
nalepie, dokłada drew. Ino drw a niesuche...
S O B E K siada na ławce. U uf !
N A STA patrzy nań — po oliwili. Gadałach ci, że Zuśka nie da za w ygraną...
S O B E K p a trz y k u nalepie. Psia k r e w ! Zaw dy trza cze kać...
NASTA. Ciebie to nie obchodzi, co ci gad am ?
S O B E K . Dejcie mi święty spokój ! Odwraca się.
K A STA . A cóż to takiego ?
SOBEK. J a lepiej wiem ocl was. Wiem, że nie tak było — i...
KASTA. Skąd ?
SOBEK. Od niej samej. KASTA. Od Z uśki? SOBEK. Od Zuśki.
KASTA. To ty do niej chodzisz? SOBEK. A chodzę.
KASTA. Ko, no... odchodzi zamyślona — potem wraca
i szepce. Sobek! Ty nie rób swoim dumem... ja cię ostrzeg am !
SOBEK. J a sie nikogo o radę nie pytam . Robię to, co mi sie podoba.
KASTA. Kie śmiesz bezemnie! Mówią gwałtownie, a ci
cho.
SOBEK. Kikom u nie podlegam.
KASTA. Musisz! Pokiela idziesz ze m ną — dobrze, ale ja k sie odłączysz!
SO BEK ostro. To co ?
KA STA hamuje się. J a ci nie radzę! SOBEK. Ho! ho!
KASTA. Byś nie pożałował! Odchodzi — potem wraca
i szepce. Po co tam do niej chodzisz? powiedz... Żeby ludzie gadali? Mnie o siebie nie idzie. SOBEK. Ko, 110.
KASTA. Kie śmiej sie! Kaprowadzisz biedy... Trza milczkiem, chyłkiem, żeby sie nikt nie domyślił. Chcesz mieć g ru n t — to nie b łaz n u j! Jagnieska słu cha ciekawie.
SOBEK. Cóż wy se myślicie, że ja kiep, abo co! Chodzę, bo muszę, bo taki interes. T rza dzieciom opiekuna, trza pieniędzy na prawo, trza sie wreszcie naradzić... Ona do mnie nie przyjdzie, bo jak że? Głośniej. W y, zam iast czego, to zastępujecie... KASTA. J a wiem, czego...
wy-rychtujem y, nie pytajcie sie! J a zaczął — to i skoń- ^ czę. L ad a dzień trz a sie spodziewać wyroku... NASTA. Ciszej ! Wskazuje oczami Jagnieskę.
JA G N IE S K A podchodzi i głaszcze Nastę po ramieniu. Mnie sie ta nie bójcie — nie...
NASTA. Czego? K iedy nic takiego nie gadamy... JA G N IE S K A . Dyć wiem — ksiądz naw et m ógłby
słuchać bez obrazy... KASTA. I cały kościół.
SOBEK. D yabli nadali, czy c o ! JA G N IE S K A . Co ci to, Sobuś? SOBEK. Głodnym, jak pies!
NA STA z ironią. Nic ci Zuśka nie dała ? SOBEK. Sam a nie m a co do gęby włożyć... JA G N IE S K A . B ied actw o !
SOBEK. Kiedyż wreszcie bedzie ten obiad? JA G N IE S K A krząta się. Zaraz, zaraz...
SOBEK. Człek sie napracuje, narobi... A kanyż to państw o ?
JA G N IE S K A . W izdebce.
NASTA. Tam ino w ysiadują całymi d n ia m i!
SOBEK. A jakże. M ają sie na kogo opuścić. A żeby- my ta k nic nie robili — toby sie musieli ru sz y ć ! Żadne cię sie nie sp yta: czyś głodny, abo co... NASTA. W iesz ty, co ona mi wczora pow iedziała?
Że ja tu nie bedę wiekować. Co ona se myśli — ta żmila! Sam a niczem nie ruszy w chałupie, bo jej t e n nie da...
SOBEK. Żeby sie nie zerwała.
NASTA. Leży se, kieby jak a hrabina... SOBEK. A t e n burm istrzuje nad nami.
NASTA. Bo m y — to czeladź .. oni — p a ń stw o ! SOBEK. Ale sie to znaleźli do pary, jak dwa n arę
czne woły...
JA G N IE S K A śmiejąc się. 0 Sobek, S o b ek ! bo m n ie
kolki w e z m ą .... Trzyma się za podpiersie.
NASTA. Miał też co wybrać! Takiego śturkota osta tniego...
SOBEK do Jagnieski. Ruszno sie po nich! JAGrNIESKA. Dyć już dogotuję.
SO BEK . Nie zwlekaj, ba idź ! Niech se tak nie sie dzą. Bedą sie ciaćkać — a mnie kiszki miauczą. JAGrNIESKA p o d c h y la ją c d rz w i w o ła: GrO-spo-siu ! H A Ź B IE T A . Za sceną. Po CO?
JAGrNIESKA. Obiad sie go-tu-je! H A Ź B IE T A . Za sceną. Dobrze! NASTA. Powiedz, że skipi...
JAGrNIESKA. AVoła. Ziem niaki uwrzały!
S C E N A S Z Ó S T A . H A Ź B IE T A . Wchodzi. Nie możesz ocedzić? Spostrzega
Ciż — H A Ź B IE T A . Nastę i Sobka. A ! i wyście już przyszli...
SOBEK. Mrukliwie. A h a ! N A STA . Tyle gospodyń, i obiadu nie ma.
H A Ź B IE T A . J a sie też dziwię! Mogłyście już dawno...
Odczerpuje wodę z garnka.
NASTA przedrzeźnia. Mogłyście dawno! Z przekąsem.
J ą tu nie gażduję...
H AŹBIETA z uśm iechem . Możecie gazdować koło garnków — nik t wam nie broni.
NASTA. J a nie siedzę w izdebce z założonemi rę kami.
H A Ź B IE T A . Ino bajtki. roznosicie po chałupach, że w am źle.
NASTA. Bo niedobrze!
H A Ź B IE T A . K to wam robi na złość?
NASTA. K to robi? P anie! żebych nie zgrzeszyła... H A Ź B IE T A . Mie kuścież P an a Boga — podziękujcie
za to...
N A STA do Sobka. Mam jej dziękować! SOBEK. Z harniała gosposia.
H A Ź B IE T A . Ty sie nie o d zy w aj! SOBEK. Ejże, kto mi w z b ro n i!
H A ŹB IETA . T y sie ino włóczysz po całych dniach... SOBEK. Ho! ho!
H A Ź B IE T A . J a k cie potrzeba do roboty — to cie nie ma. a skoro przyjdzie do jadła... Cedzi ziemniaki.
NASTA. Jeszcześ nie dała — a już w yczytnjesz? H A Ź B IE T A . Bo mam prawo do te g o ! Każesz m u
co robić — to sie cofa .. A ja k przyjdzie do gada nia — to m a najwięcej gwary.
HASTA. A tybyś chciała wszystkim gęby na kłódki pozamykać.
H A ŹBIETA . Zdało-by sie.
HASTA. W tedybyś ino ty gadała, a oni-by kiw ali głowami.
SOBEK. Dobrze ci, że ci chłop przyniesie kukiełkę i wsadzi pod pierzynę... to se dochodzisz i ułam u jesz po kaw ałku. Ale sie nie spytasz, co jedzą twoi ludzie?
H A ŹB IETA . Moi lu d z ie ! Uśmiecha się gorzko.
HASTA. Pytasz sie ino, co robią.
H A Ź B I E T A z oburzeniem. 0 faryzeusze! W y śmiecie mi to w oczy powiedzieć ? E któż się stara o was ? Kto wam jeść go tuje? Dyć was je st telo — cze muż se rady nie dacie, ino mnie zwołujecie? A któż kupuje na przednów ek? Z czyj ej-że wy mąki jecie ?
SOBEK. A ty na czyim gruncie siedzisz? H A Ź B IE T A . Hie na twoim !
SOBEK. T ak? Ju ż ci chłop nakładł w uszy?
H A ŹB IETA . Moje krowy i bydło — a wy ta nie patrzycie : czyje to — jak wam mleko leję.
SOBEK. Czekaj ! Bedziesz ty jeszcze próżną maśni- czkę lizać ! Haźbieta w ysypuje na miskę ziemniaki.
NaSTA . Rozpiera sie na cudzej ojcowiźnie... H A Ź B IE Ta. Na sw o jej!
SOBEK. T ak! Nam sie już nic nie p a trz y ? Jużeś sie ubezpieczyła ?
NASTA. Zachciało ci sie gazdow ania — aleś źle trafiła.
H A Ź B IE T A . Co wy chcecie odemnie?
NASTA. Przyszłaś tu po to, żeby nas wyszczuć? SOBEK. O, pom alućku, gosposiu, pom alućku!
NA STA . U parłaś sie, ja k osa, żeby ino wieść. Nie żal ci karm ić cudze dziecko. Tak, tak ! Boś wstyd ostaw iła za płotem...
SOBEK. W lazłaś tu, ja k pchła na pościel, i pijesz naszą k r e w ! Haźbieta poczyna płakać.
NASTA. K rz y c z ! Potem złożysz na nas, że cie n ap a stujemy...
H A Ź B IE T A . Może n i e !
JA G N IE S K A do N a s ty . Lejcież spokój, gosposiu! SO B EK hardo. Idź se tam — na swoje ugory — tam
se przew odź!
NASTA. Ty s u k o ! ... Haźbieta wybucha głośnym płaczem
b y ło ... Szlocha.
N A STA . A ha!
K A N TY tuli ją. Mówże, Haźbieś, nie płacz — o co ci idzie ?
H A Ź B IE T A ociera łzy. Poniew ierają mną... K A NTY . K to ?
H A Ź B IE T A w sk a z u je . Oni! Nie dadzą mi dobrego słowa — ino wszyscy na mnie biją, ja k osy... K A N TY . Słyszycie w y ? !
SCENA SIÓDMA.
Ciż - KANTY.
KANTY wpada — groźnie. Co to je st? Podchodzi do Haź- bięty. 0 co ty krzyczysz? H A Ź B IE T A zawodzi. O po co
ja tu przyszła! Lepiej mi
H A ZB IETA . Ja m im nic nie wadzę — co oni chcą odem nie? W netby mnie z chałupy wygnali...
K A N T Y idzie zw olna kn macosze. Zastępowaliście mi przed księdzem, żebych sie nie żenił... N asta zaprzecza.
C icho! W iem, chodziliście na skargi. Rozbiliście mi wesele — ja na to w szystko: nic. Ale dłużej nie ścierp ie!
N A STA i SOBEK. Co? KANTY. Odłączę sie... NASTA. Sobek!
SO BEK macha ręką. Niech ta!
KANTY. Kie wam źle, to se gotujcie sami. H A Z B IE T A . Odłączymy sie od dziś dnia... S< >BEK. Odłączajcie sie, odłączajcie !
KA NTY mocno. Zachciało sie wam g ru n tu — ryjecie dołki podem ną — k rety! Znacie wy ojcowską wolę — co ? !
NASTA. Znam y lepiej, ja k ty, wyrodny...
KANTY. Cit 1 Ani słowa więcej! Stanowczo. Ja k mi bedziecie stać na zdradzie — ja k jej bedziecie ro bić na despet — to was... z g ru n tu wyżenę! NASTA. Tybyś śm iał?! ty byś...
KANTY. W ypierę na śmieci!!
Chwila ciszy.
N A STA zry w a się. Sobek! pójdź! Niecłi se żreją!
Ciągnie Sobka za sobą i ze szlochem w ypada do sieni..
SO BEK (d. s.) Poczekaj! psia krrr...
K A NTY rzuca się ku niemu. Ty mi klniesz?!... Sobek umyka do sieni. Kanty wraca i ciężko siada na ławie. Haź- bieta — podaj obiad. Dziś jeszcze jadę do nate- reusza...
AKT III.
H A Ź B IE T A do Jagnieski półgłosem. Przystaw że naj - pierw ziemniaki, a po tem zapalisz. Jagnieska przystawia garnek.. Tak... Ino sie zwijaj, moja ty, bo czas leci. W netki be- dzie śródpołuń. Gazda przyjdzie głodny... JA G N IE S K A . H e j ! M u
sieli sie ta doznaku wy- morzyć. Ale co ono ich tak nie w idać?
H A Ź B IE T A . On tu nadejdzie... Zwijaj sie, z w ija j! J a ci pomogę, ino jeszcze ździebnę igłą parę razy...
Jagnieska się kręci — chwila milczenia — Nasta kiwa się. drzemiąc.
JA G N IE S K A podchodzi i ostrzega. Bo sp adniecie! Nasta podnosi głow ę i znów drzemie.
H A Ź B IE T A cicho. Nie budź ich — niech śpią we dnie, kie po nocach łażą... Przynajm niej' telo spokoju...
JA G N IE S K A podchodząc do Haźbiety. półgłosem. Edyć i Sobka nie widać. J a k sie powlókł kanysi wczora wieczór...
H A Ź B IE T A Cicho-no! Zdaje mi sie, że dziecko krzyczy...
JA G N IE S K A . Dyć-ech dopiero była w izdebce. Spało cichuteńko.
H A Ź B IE T A . Nie słyszysz?
SCENA PIERWSZA.
H A Ź B IE T A — JA G N IE SKA — NASTA.
Izbą dymna w domu Kantego. HAŹBIETA siedzi na ławie i szyje spódnicę. NASTA pod oknem drzemie, wsparta łok ciami na kolanach. JA G-NIESK A krząta się po izbie, rozpala ogień na nalepie.
J A G N I E S K A nadsłuchując. To ktosi śpiewa...
H A Z B I E T A p atrz y n a nią. Tak myślisz ?
J A G N I E S K A odchodzi ku nalepie, po chw ili c h w y ta się za podpiersie. 0 ! O !
h a ź b i e t a żywo. Co ci to Jagnieś ?
JA G N IE S K A . W dołku mnie boli... o! o! Idzie ze stę kaniem za piec, siada skulona na ławie.
H A Z B IE T A wstaje. Czekaj-no! Z warzę ci mleka...
Kładzie szycie — idzie do szafy. Jagnieska stęka coraz gło śniej .
N A STA budzi się przestraszona. Co to ? kto to stęka ? JA G N IE S K A żałośliwie. Ja , gosposiu... ja !
N A STA zeskakuje z ławy. Co ci takiego ? JA G N IE S K A . Tu m nie boli... Wskazuje. 0 ! NASTA. Pew nie u r o k !
H A Ź B IE T A . Ale...
JA G N IE S K A . Nic innego —■ ino to. NASTA. Nie zwlekać, ino trza odczynić.
JA G N IE S K A . Proszę was, moiściewy, gosposiu... NASTA szybko. Zaraz, zaraz. Mów „Zdrowaś M aryaŃ
Bierze garnek, w lew a doń wody, potem wygarnuje pogrze baczem jarzące w ęgle i wrzuca je do garnka, mrucząc przy- tem coś do siebie.
H A Ź B IE T A . Ha! róbcie, ja k chcecie. Zamyka szafę, idzie ku garnkom.
NAS PA podaje Jagniesce niski stołek. Siądź se. Ta siada.
P atrz — wągle poszły na dno... kto by cię urzekł? JA G N IE S K A . Nie myłaclr sie dziś rano, a młodsza
gospodyni spojrzeli sie na mnie i... rozbolało... 0!...
Haźbieta rusza ramionami, zajęta przy nalepie.
N A S T A złośli wie. 0 , dyć ona, ja k spojrzy *— to... Ho •Jagnieski. Chlipnij-że wody. Ta pije. Obmyj sie, kany cie boli... .Jagnieska macza rękę i trze pod katanką. Pak, a teraz uważaj ! Odstawia garnek. R achuj od tro jg a do siedm iorga i napow rót... ino oczy z a m k n ij! Źe-u
byś nic nie widziała, co sie dzieje w chałupie... Rozumiesz ?
JAGrNIESKA m ruczy. Troje, czworo, pięcioro...
KASTA Odchodzi od niej. Ino sie nie pom yl! Słychać za sceną śpiewanie.
JAGrNIESKA do Haźbiety. Nie gadałach wam, że śpie w ają?
NASTA. I uszy zamknij —- na nic nie uważaj. JAGrNIESKA. Sześcioro, siedmioro...
H A Z B IE T A do Kasty, która ją zaczepia. Dejci mi święty spokój ! Nie odzywam sie do was i koniec. Odwraca się.
NASTA. 0, jakie niedotykane! Wchodzi Sobek, za nim wsuwa się Zuśka.
SCENA DRUGA.
S O B E K wchodzi śpiew ający.„Niebieskie słoneczko Ciż — S O B E K — ZU- I moje, i moje —
SKA. Nadeszło nas rankiem W e dwoje, we dw oje“...
J A G r N I E S K A m ruczy. Troje, czworo, pięcioro... SO BEK . Bedziesz mi podrzeźniać! Zataczając się, pod
rywa stołek — Jagnieska spada na ziemię.
NA STA do Sobka. Co robisz? Do Jagnieski. Idź do izdebki i rachuj, dopokąd nie ustanie.
SOBEK. K to mi stanie przed oczy... Zatacza się. bije pię
ścią w stół. Saperm ent te ro m te te !!
H A Z B IE T A . Ju ż sie zaczyna Boże! Odwraca się ku nalepie.
J A G r N I E S K A Idzie ku drzwiom, trzyma się za biodro i mru
czy. Troje, czworo, pięcioro... Poczekajże se hyclu, zbóju, kulaw y psie... W ychodzi do izdebki.
S C E N A
TRZECIA
. SO BEK podchodzi do Haźbiety.Coś ty gadała, gosposiu,
G i ż — prócz J A G r N I E S K I . CO ? H aźbieta milczy.
SOBEK. Czemuś to tak rezon straciła ? hę ? KASTA. Kie m a sie na kim oprzeć... SOBEK. K anyś to chłopa w ypraw iła ?
h a ź b i e t a. Co wy chcecie odemnie ?
Z U Ś K A podchodzi prosto ku niej. Znasz lilie t y ? Haź bieta odw raca głowę.
SO BEK do macochy. Zam knijcie drzwi... Kasta wybiega do sieni. Sobek siada przy stole.
SCENA. CZWARTA.
ZUŚKA do Haźbiety. Nie na rękę-m ci, radabyś Ciż — prócz NASTY. sie mie pozbyć?H A Ź B IE T A . Nikomu na zdradzie nie stoję... ZUŚKA. Unikasz mie... a ja chcę mówić z tobą. J e
dno rada-bych ci powiedzieć... H A ŹB IETA . No?
ZUŚKA. Żebych cie... ta k zmięła! Pokazuje jej przed oczy jak się łachy mnie.
H A Ź B IE T A sm utno. W iem...
ZUŚKA. A wiesz ty, coś mi skradła? Haźbieta patrzy
zdziwiona. Mnie chłopa — dzieciom ojca-— całe moje szczęście! Calutkie szczęście!... Słyszysz?! Z h a ń bione życie i ból — śmiech ludzki i w zgarda — wszystko, wszystko przez cieb ie!!
H A ŹB IETA . Boże! Patrzy szeroko otwartemi oczyma przed siebie.
ZUŚKA. Nie dziw sie! W iedziałaś dobrze, co robisz... H A Ź B IE T A . Nie ! Zacina się.
ZUŚKA. W ied ziałaś! Nie mów. Miałaś grunt, wiano. Chłopów nie brakuje, kiwłabyś palcem, toby sie zlecieli... A ja bez piędzi ziemi, bez kawałka... Znalazł sie chłop, co mnie chciał zabrać pocoś mu zastąpiła drogę ? po co ? ! Stu chłopów we wsi i więcej — czemuś ty jego u p atrz y ła ? !
H A ŹB IETA . T atuś upatrzyli...
ZUSKA. Nie zmusiliby cię... H A Ź B IE T A . Z m u sili!
ZUSKA raptownie. To sie cofnij ! Rozwiedź sie. H A Ź B IE T A . Abo on nie m ó j? Cóż ty chcesz? ZUSKA. Nie tw ój! Skradziony chłopi
SOBEK. H o ! h o ! ho !
ZUSKA. Mój był, nim-eś go ty miała... H A Ź B IE T A . Toś sie go najad ła — i cóż ci? ZUSKA. Ojciec mych dzieci!
H A ŹB IETA . W n et bedzie ojcem moich...
ZU SK A ze wściekłością. Nie dożyjesz tego! Sobek!
Leci ku niemu — obłędnie. Bo mi sie rozum miesza... Słyszysz ty, co ona g ad a? Ojcem jej dzieci... Ha! ha! ha! Zwraca się nagle do Haźbiety. W iesz ty czem ja mu b yła?
H A Ź B IE T A odwraca się. Kochanicą... ZU SK A Taką, ja k i ty!
SOBEK. Ho! ho!
ZUSKA. Lepszą! sto razy lepszą!
H A Ź B I E T A oburzona. A ... ś l u b ?
ZUSKA. Z tobą przed ołtarzem... H A Ź B IE T A . A z tobą na sianie!
ZUSKA. Bez świadków — co kto woli? Przysięgi te sanie.
H A Ź B IE T A . Dotrzym ał ci ich ? ZUSKA w pasy i. Tyś w in n a !! SOBEK. Pocoś lazła?
SCENA PIĄTA.
N A STAwe
drzwiach. POCOŚ go ściągała?Ciż. H A Ź B IE T A . W y mi śmiecie?...
Poczyna płakać.
N A S T A podchodzi. Kanyż to twój chłop poszedł — co? Myślisz, że nie wiemy, kanyś go w ysłała?
S O B E K idzie k u niej. Co n a m do tego... padasz?
H A Z B I E T A trw ożnie u su w a się k u drzwiom.
SO BEK do Kasty. Trzym ajcie ! Ta jej zastępuje.
H A Z B IE T A . Puść-cie m nie! zbóje... Szamoce się z ma cochą.
S O B E K leci. P rac!... H aźbieta w y ry w a się do sieni — ci za nią.
K A STA za sceną. Ł a p a j!
H A Z B IE T A za sceną. R atu n ku!... Krzyk — brzęk szyb.
SO BEK w pada do izby. W yleciała oknem. ZU ŚK A I cóżeś zrobił, głupi ośle?
SCENA SZÓSTA.
K A S T A w raca zdyszana. W y darła sie mi... w padła do Ciż — p r ó c z H A Ź B IE T Y . izdebki... ja za nią... dzie
cko zaczęło krzyczeć — Jagnieska też. Zatrzym a- łacli sie — ta tymczasem bucli w okno!
SOBEK. I uciekła. Żadnego z was skrzepienia. KASTA. Mogłeś ją trzym ać!
SO BEK . Mogliście drzwi z a trza sn ą ć !
KASTA. Spodziałach sie to ? Było mi stanąć przy oknie...
SOBEK. W y-ście zawdy m ądrzy — po niewczasie. KASTA. Tyś winien. Pocoś sie uchlał?
SO BEK . J a p ijan y ? K to wam to pow iedział? KASTA. W idziałach, jakeś wchodził...
SOBEK. G łupia m atka! Kie wiecie wy, że po p ija nem u wszystko wolno? Ja k b y przyszło do skargi... KASTA. Toś nie pił?
S O B E K . A nie — dopiero bedę. W yciąga flaszkę.
Z U Ś K A p atrz y przed siebie, zamyślona. Siądźcież, siądź cie — co m a przyjść, to przyjdzie...
K A STA siada. Taki dobry czas! SO BEK . W ręce!
KASTA. Dej ci B o ż e ! Piją.
SOBEK. A ona, wicie, zawczasu sie spostrzegła... KASTA. Żm ila! O dgrażała sie cliłopcem, że ja k
wróci...
ZUŚKA. K anyż on? Nie wiecie?
SOBEK. E dyabli go noszą, Bóg wie — kany... NASTA. Pedziała Jagnieska, że je n m atereusza... ZUŚKA. Pocóżby?
NASTA. W iem ja ? Oni ta cosi knują. Nie po pró żnicy jeździ. T ak mi sie wszystko zdaje...
ZUŚKA. U m aterensza?... Chyba w sądzie! NASTA. Od kiesi, ja k poszedł...
ZUŚKA. To dziś pewnie wróci?...
SOBEK. Co t a m ! Niech wróci, kie chce. P ijm y ! NASTA. Może już dostał wyrok ?
ZUŚKA. Nie był na term inie.
SOBEK. J a k to dobrze, że sie uwinęli. A ja aduka- towi pedział...
N A STA N igdym se nie m yślała, że telo nasądzą... SOBEK. Moja w tern głowa!
ZUŚKA. Tw oja głow a?
SOBEK. No ju ś c i! Najbardziej na m nie stanęło — na opiekunie...
NASTA. Pięćset re ń sk ic h ! R a tu n k u ! Skąd on ich do stanie ?...
ZUŚKA. Sprzeda grunt. NASTA. Niema komu.
SOBEK. Ju ż on nie w ylezie! Jed n a egzekucya druga — potem my zaczniemy o swoje prawować...
NA.STA. Zniszczymy do im e n tu ! SOBEK. Ab o my — abo nikt! N A STA d. s. Jedno z dwojga...
S O B E K p atrz y z podełba. O, nie jedno z dwojga!
N A S T A . Nie wiesz, com chciała powiedzieć...
S O B E K w staje. W y se inaczej myślicie po cichu — inaczej głośno... W iem ja dobrze.