• Nie Znaleziono Wyników

Stoicy i Epikurejczycy

W dokumencie Biblioteka Warszawska, 1880, T. 1 (Stron 55-109)

Po śmierci „boga,” podzielili się ludzie jego królestwem. Bynaj­

mniej nie karły, bohatery na wzór bohaterów Homera, namiętni jak oni, odważni i nieprzezwyciężone, ale wydają się małymi przy Macedoń­

czyku, tak samo, jakby się był małym wydał Agamemnon, wódź mę­

żów, gdyby był przy nim stan ął i zajaśniał winogradem, strojny cudo­

twórca Dyonizos, syn Semeli, co się zaśm iał tylko i świat podbił. Sta­

ją obok mężów i heroiny, piękne jak dawnićj, jak dawniśj namiętne, rozkochane i kto czyta dzieje królów, co w Europie, Azyi i Afryce po­

dzielili się dziedzictwem zdobywcy, temu się wyda chyba, że to się odrodzili dawni Pelopidzi, Labdacydzi, Eacydzi, lud chrobry, co żył w pieśni Homera. A długo sięga głową ponad wszystkich m atka Ale­

ksandrowa, zabójczyni męża, władżczyni narodów, dumna Olimpia.

Siedząc wśród skał w Peli Macedońskiej, wysyła rozkazy do wojsk da­

lekich i rządzi i zabija i kłamie i przed niklem kark u nie ugnie, aż wreszcie zginie, jak dawna heroina, pod strzałam i żołnierzy syna, z rozkazu zdrajcy Kasandra, którego ród wyginął rychle, dając krew swoję za krew Olimpii, Zewsów oblubienicy. Brzęk oręża, krzyk wojsk najętych, napełnia dzieje. Każdego kraju królem G ręczy u, od Indusu po Wezuwiusz, a w każdego Greczyna wojsku, stąpają czarne, duże in­

dyjskie słonie. Mowy, wiary się mącą; nagi bram in siada w Atenach na Agorze i myśli wśród ruchowych Greków o nieskończonćj nicości, a helleński sofista bawi na dworze króla Sandragupty nad Gangesem, w drewnianćj Pantalibotrze i uczy starych Indusów, ja k m ają pisać dzieje, układać sylogizmata wedle Arystotelesowego wzoru i pisać tra- gedye; żydzi przyjmują greckie imiona, a Grecy żydowską wiarę i mą­

cą się granice, co dzieliły ludzkość od bogów. Syn Antygenów Deme- tryusz, zajechał namiętny i rozpustny do Aten, na czele statków, a Ateńczycy ujrzeli w nim największego boga ziemi.

* ) D a lszy c ią g — patrz zeszyt za lip ie c r. p.

Zawsze jeszcze lubili Ateńczycy naukę i ozdobne, a dowcipne mowy; zawsze muzykę lubili i śpiewy i filozofią i wesołą komcdyą i tra- gedyą uroczystą, co łzy wyciskała; ale mimo dwu szkół Arystotelesa i Platona, co w Atenach kwitły, nieumieli Ateńczycy już żyć cnotliwie, liaz stanęli do boju z jednym z wielu królów greckich, z Antypatrem Macedońskim i ponieśli straszną klęskę, o którćj się dowiedział naj- pierwszy, najgłówniejszy wówczas mówca ludowy w Atenach. Zamil­

czał jednak prawdę sumienny następca Peryklesa i głosząc ludowi, że przeciwnie, odniesiono zwycięztwo, wniósł, by sobie z tój okazyi spra­

wiono ucztę trzydniową, który to wniosek został z aplauzem przyjęty.

Ucztowano tedy dni trzy, wieńcząc głowę kwiatami, tańcząc i słuchając muzyki, a po trzech dniach dowiedziano się o prawdzie smutnój z ust biesiad wnioskodawcy, który się tłómaczył przed ludem, że w obecnćm nieszczęściu chciał jem u przynajmniej trzy dni wesela sprawić. I po­

dobało się to tłómaczenie ludowi.

Otóżto Demetryusz przybył do Aten, by wygnać ztam tąd Anty- patrowc załogi i wdzięczny zato lud, policzył go natychmiast między bogi i wywrócił cały kalendarz do góry nogami, k’woli zaszczytów no­

wego Aten pana. Śpiewano głośno po Atenach, że Zews wysoko, a je ­ go posągi z kamienia, że przeto ni on, ni posągi modlitw nie słyszą, a jedynym bogiem, do którego się modlić warto, Demetryusz syn Anty­

genowy, Demetryusz, co wiezie za swojóm wojskiem wieże o stu pocis­

kach ognistych, któremi miasto tak zburzy, jak gdyby m iał na rozkazy wszystkie pioruny Zewsowe. Upadlano się przed Demetryuszem, sy­

nem Antygono wy m na wszystkie sposoby, które podłość ludzka wymy­

ślić może, a przed których powtórzeniem wzdryga się pióro, a Deme­

tryusz z uśmiechem na twarzy uciskał gród filozofów w pokoju.

Bo też i filozofowie się zmienili wraz z narodem; nie myśleli już o rzeczypospolitych ustroju, "skoro prócz króla niestało już w Grecyi innej rzeczypospolitój; myśleli już o tern tylko, jakby mógł człowiek, wdali od walk politycznych, żyć spokojnie i naprawdę szczęśliwie. I ci filozofowie, prorocy samolubnśj cnoty, znaleźli rozgłos, jakiego się nie doczekali nigdy wielcy wieków minionych myśliciele; nie szkoły już zakładali i nie klasztory; stawali się duchownymi poradnikami całego narodu greckiego i kto lada ja k był wykształcony, ten życie swoje przerabiał na epikurejską lub stoicką modłę, podczas gdy lud słuchał nauk i rad Cyników, tak jak we Włoszech nowożytnych chadzał na pasku u mnichów żebraków.

A najpierw o Epikurze, którego uczniowie przez pięć wieków przezywali bogiem i zbawicielem, a raczój przed Epikurem słów kilka powiemy o Dcmokrycie, na którego barkach stanął Epikur.

Demokryt rodem z Abdery, a współcześny Sokratesowi, nie był właściwie filozofem w ścisłem znaczeniu tego słowa, gdyż oddawał się tylko naukom przyrodniczym. Zjechawszy świat prawie cały stworzył system fizyki, nowy a zupełnie odmienny od tych, któremi się Grecy zazwyczaj posługiwali, realistyczny i obchodzący się zupełnie bez bo­

gów. Onto pierwszy ustanowił wyraźnie teoryą atomów, będących we­

dle niego niezmiernie małśmi ciałami, niedającćmi się dalćj dzielić, a mającćmi postać rozmaitą. Tc atomy, które istnieją od początku, lecą od początku w otchłań, na dół i nieustannie na dół, a w prądzie swoim tworzą różne ciała, grupując się rozmaicie i stając się tóm sa- mśm, powodem nietylko kształtu i zwartości ciał, ale także ich barw i innych własności.

Z ciała każdego wychodzą niezliczone ciał wizerunki, z atomów także złożone, nieważkie i nikłe, które się dostają do mózgu przez otwory zmysłowe i rodzą w nas przedmiotów wyobrażenia i wszystkie nasze myśli, które nie są czćm innćm, ja k mienianiem się owych obra­

zów we wnętrzu naszćj czaszy; i tak, oto Demokryt, pierwszy z wielu przyrodników, przekroczył granicy włascćj nauki i bez dostatecznego filozoficznego przygotowania, wdał się w kwestye ontologiczne i metafi­

zyczne, dodając jeszcze etyczną rzekomo naukę, że szczęście ma się wte­

dy, gdy ma się zdrowy żołądek i spokojne nerwy i że przeto cnota zale­

ży na dwu rzeczach: raz na rozsądnćj dyecie i hygienicznóm życiu, a po- wtóre na unikaniu troski i lęku. A że jego zdaniem, lękali się ludzie najwięcój bogów, duchów i upiorów, tudzież zagrobowćj odpowiedzial­

ności, nauka jego m iała niby tę dobrą stronę i była dlatego nadzwyczaj pożyteczną dla tych, co cnotliwymi być pragnęli, że obchodziła się ze- wszystkićm bez bogów i duchów i nieśmiertelności i przeto uwalniała od wszelkiego zabobonu. A niechcąc poprzestać na słowie i chcąc czy­

nem pouczyć ludzi o tóm, jak marnemi są starych bab strachy, urządził sobie przyrodniczą i lekarską pracownię w dużym grobowym pomniku, wśród cmentarza, w rodzinnćj Abderze. Mówią nawet, że raz kilku żaków Abderytów postanowiło wystawić na próbę, zimną krew m ędr­

ca i poprzebierało się za upiory w prześcieradłach z maskami, na wzór trupich główek i wpadło do grobowca, wyprawiając wszystkie trad y ­ cyjne piekielne hałasy i zaczęło tańczyć o samój północy, dokoła mędrca zagłębionego w anatomicznój jakiójś sekcyi. Zrazu, powiada­

ją , nie dostrzegł Demokryt niczego, tak był cały zanurzony w swoich badaniach; ale gdy wreszcie głowę podniósł i zobaczył ów taniec śm ier­

ci wśród grobowca, roześmiał się w głos i śmiał się prawie do rozpuku.

To tćż żył długo, bo aż lat sto kilka i był do śmierci w dobrym hu­

morze.

Demokryt zostawił po sobie mnogich zwolenników i Epikur prze­

ją ł jego naukę o powstaniu rzeczy i myśli, żywcem w siedmdziesiąt lat po jego zgonie, mimo to, że przed kilku laty, dopiero zm arły Arystote­

les dowiódł był ja k na dłoni, że przedmioty wszystkie nie pędzą na dół, w otchłań, jedno padają na ziemię i że niedorzeczną jest teorya o la­

tających obrazach rzeczy, gdyż nie tłumaczy bynajmnićj różnego pozoru rzeczy z różnego stanowiska widzianych i stoi w sprzeczności z tóm, że mamy przecie wyobrażenie o rzeczach, którycheśmy nigdy nie widzieli i nawet o rzeczach, których nigdy a nigdy nie było, jakoto np. o Centau­

rze lub o złotój górze. Nauka była łatw ą do pojęcia; przyjął ją tedy

wygodniśEpikur: jeden tylko usunął zarzut, a mianowicie ten, że ato­

my lecące wszystkie jednakowo prostopadle w dół, nigdy się nie spotka­

ją i przedmiotów zmiennych nie wytworzą, wygodną poprawką jakoby niektóre atomy, zresztą bez przyczyny, czasem nieskończenie mało zba­

czały z drogi swój prostopadłej.

Drugim filozofem, od którego się Epikur poczęści zapożyczył, był zm arły przed laty pięćdziesięcioma Arystyp, uczeń Sokratesa, z Cy­

reny w Afryce. Nie wiemy już, jak ą drogą przyszedł mąż ów do prze­

konania dość powszechnego u filozofów nowożytnych, że człowiek wić tylko o własnych wrażeniach, a że nic nie wiś o istocie rzeczy, o ile ta w tych wrażeniach ujętą nie jest. Znamy przedmiotów farbę, kształt widomy i namacalny, woń, stopień światłości, twardości i ciepłoty, po­

dzielność widomą i namacalną, smak ich, odgłos, który wydają i wido­

me ich przemiany, a darmo się trudzimy, gdy chcemy znać więcćj.

A że to co widzimy, słyszymy, czujemy i t. d., jest naszćm wrażeniem, więc nie znamy nic prócz wrażeń naszych. Z tej to metafizycznćj pod­

stawy wychodząc, powiedział dalćj Arystyp, że nie możemy mieć przy­

jemności innej nad tę, którą nam sprawiają zmysły, że one tylko przy­

krości naszych źródłem i że mędrzec winien tedy szukać przedewszys- tkićm zmysłowego używania; ale że, niestety, zmysłem najpewniejszym uczucie i że ono sprawia największą rozkósz i boleść najdotkliwszą;

a że dalćj uczucie częścićj przynosi cierpienie jak rozkosz, więc życie jest zawsze katuszą i mędrzec powinien przedewszystkićm szukać śmierci, co jest uwolnieniem od wszelkićj męki. Zobaczymy, jaki uży­

tek z tćj nauki zrobił bogaty ateńczyk Epikur, człowiek niezbyt uczo­

ny, ale bardzo rozsądny i zrodzony wtedy właśnie, gdy społeczeństwo, pozbawione politycznych wolności, potrzebowało takiego człowieka.

Otóż Epikur spraszał mnogich gości do ogrodu swego prywa­

tnego i rozmawiając z nimi o tern i o owćm, a zachwalając głośno filo­

zofią Demokryta, mówił, że głupiec tylko może nie być szczęśliwym.

W szak dzieciństwem owe lęki, owe strachy przed śmiercią, owe zgry­

zoty sumienia i skrupuły, co mają swój początek w babskich powie­

ściach o bogach, boginiach i piekle, a prostą niedorzecznością trudy wielu filozofów, co zawróciwszy oczy p atrzą w niebo, by tam znaleźć to, czego nićma, szukają w myśli coś, coby w zmysłowych wrażeniach nić- miało początku swego i zamiast cieszyć się i życiem i światem, dręczą się jakiemiś umartwieniami. A jakżeż śmieszny żołnierz lub mąż sta ­ nu, co sobie gwałt zadaje, by służyć rzeczypospolitćj. Niech wojuje, niech gada na mównicy, ile mu się to podoba, jeśli go to bawi, ale niech nie będzie głupi i niech się nic poświęca w nadziei przyszłćj zagrobowćj chwały. Bo i cóż na świccie, cóż może komu przyjść z tego, że będą ludzie o nim pleść dobrze lub źle, gdy prochem będzie i niczem, gdy zaśnie owym snem najsmaczniejszym, w którym się nic nikomu nie marzy? A gdzież ma rozsądek ten, co chce skarby zbierać, albo ten, co się pcha po zaszczyty, na palcach staje i ręką chce sięgnąć wysoko;

czyż nie widział każdy wesołego szewca i smutnego księcia? Czyż bo­

gactwo, czyż tytuły, bez prawdziwśj mądrości, przyczynią się w czćm do szczęścia? Staranie o nie tylko przysparza troski, trudu i strachu, a troska, trud i strach, to przecie cierpienie.

Mędrzec zawsze szczęśliwym, zawsze wesołym będzie; umić wi- dziść, słyszćć, uczuć co przyjemne, a zawsze tego przyjemnego jest moc dokoła. Spojrzyj tylko, a ujrzysz świat i piękny i barwny, pełen kształtów i światła i ujrzysz w świecie czarującą piękność ludzką i dzieła sztuki cudowne! Słuchaj, a usłyszysz zrazu miłe, ciche szme­

ry w naturze, a potćm śpiew ptaków, głos ludzki, muzykę i boską poe- zyą! Wieleż rozkosznych woni jest na świecie, a czyż nienajrozko­

szniejszym tchnienie świeżego powietrza, rzecz ze wszystkich najpospo­

litsza? Czyż każda potrawa nie jest rozkoszą dla głodnego? A czśmźe nazwiesz, z czćm porównasz błogość ową, która daje świadomość życia?

Chyba jedno ją przewyższy, a to jedno nieuchronne; chyba sen milszy jeszcze od wesołego czuwania, chyba śmierć lepsza jeszcze od rozko­

sznego życia. Bo w śmierci nićmasz bólu, a gdzie bólu niema, tam szczęście!

Zawsze, w kaźdćj chwili, w każdem położeniu znajdziesz dokoła siebie mnogo rzeczy pięknych i miłych. Prawda, że przymiesza się czasem do nich cierpienie jakieś rzeczywiste, ból ciała, ale mędrzec na ból ten pojedynczy nie zważy i patrząc wkoło siebie, widzi szczę- ; ścia suty pokarm, co się zewsząd uśmiecha. Głupiec tylko na cierpie­

nie zwraca uwagę; głupiec tylko jest nieszczęśliwym wtedy nawet, gdy nic go nie boli, rojąc sobie troski wymarzone.

Są rozkosze trojakie: niepotrzebne i przeciwne naturze; niepo­

trzebne, a zgodne z naturą i wreszcie potrzebne i zgodne z naturą. ] Pierwszemi wzgardzi mędrzec, drugich nie potrzebuje, a trzecie zawsze prawie znajdzie i zawsze niemi cieszyć się będzie. Daj mędrcowi dzban wody i kaw ał chleba, a będzie szczęśliwy, ja k sam Zews na nie­

bie; weź go na męki a zawoła: jakżeźto rozkosznie! Bo jedno z dwoj- . ga: albo m ęka będzie słabą, a wtedy mędrzec potrafi zwrócić myśl swo- ; ję na jakiś miły przedmiot obecny, albo na przyjemne a żywe wspo­

mnienie; albo męka będzie ciężką, a wtedy mędrzec będzie wiedział, że I śmierć najlepsza blizka i tą myślą ucieszy się nad wyraz.

Takąto uśmiechniętą filozofią w ykładał E pikur gościom w ogro- ' dzie swoim i wszystkich ucieszyła i podobała się wszystkim tćm bar- dzićj, że dodawał do nićj i trochę poezyi, co Grecy zawsze lubili. Oto mówił najpierw dla tych, co lubią myśleć o rzeczach nieskończenie wielkich, że atomy w locie swoim wiekuistym nietylko'ten jeden świat stworzyły; że przeciwnie, stworzyły światów wiele, nieskończenie wiele i to różnorodnych i że wyobraźnia może latać jaknajzuchwalśj zanim \ wymyśli coś, czego na świecie naprawdę nićmasz. I co więcćj, że nie­

skończenie wiele, to rzecz bez liku i granicy, więc nietylko najbujniej­

sze poetów fantazye istnieją gdzieś naprawdę, ale każdy człowiek, j w każdej chwili istnieje nieskończenie wiele razy, w nieskończenie wiel- i kićj ilości światów: „W tej chwili, mawiał Epikur, rozmawiam z tobą

przyjacielu Mctrodorze, tu, w tym ogrodzie, w Atenach i w tćjże chwili 1,0(1 początku wieczności, co początku nićmiała i do końca jćj, którśj mgdy nie będzie; rozmawiało, rozmawiają i rozmawiać będzie nieskoń­

czenie wiele takich samych Epikurów jak ja, z takim i samymi Metro- dorami jak ty, słowo w słowo o tym samym przedmiocie.” I tym śmia­

łym pomysłem wrócił Epikury nieśmiertelność tym, którzy o nią ko­

niecznie stali.

I nie zabronił nabożnym w bogów wierzyć. I owszem, wierzył napewno, źe muszą istnićć bogowie niezliczeni i nieskończenie piękni w przestrzeniach między światami różnemi i że to one dały początek wyobrażeń ludowych, wysyłając z ciała swego lotne obrazy, co się po­

mieściły w ludzkich mózgach. Piękni owi bogowie nieskończeni, a że tak szczęśliwi, jak mędrzec na ziemi, niemają ni trosk, ni obowiązków, nie dbają o świat, którego nie stworzyli i cieszą się tylko wiekuiście tćin, że żyją naprawdę.

Tak nauczał Epikur i odtąd pogaństwa całego część większa cieszyła się nauką tą i przezywała E pikura mędrcom, najlepszym mędrcem, zbawicielem rodzaju ludzkiego i bogiem szczęśliwym; a przy- najmnićj tak mówiła większa część mężczyzn majętnych i jakotako wy­

kształconych, usiłując żyć i weselić się według tój nauki; ale inna szko­

ła, którśj założyciel Zenon przybył aż z Fenicyi do Aten, by wykładać pod portykiem, zyskała mniejsze wprawdzie wzięcie, ale większe powa­

żanie i liczyła długi poczet sławnych nauczycieli, których imiona nie należą jednak tu, tylko do systematycznśj historyi filozofii; tu powiemy tylko, że dopićro w kilkadziesiąt lat po śmierci założyciela szkoły stoi­

ków, n ad ał jćj Chryzyp, w ostatnich latach Iii-go wieku przed Chrystu­

sem ostatnią formę. A szkoła ta, raz wykończona, przypominała szty­

wnością swoją, złym stylem pism i niejasnością wyrażeń, tak głośne na początku tego stulecia pisma niemieckich filozofów szkoły transcen- dentalnćj.

Stoicy stawali z podniesioną przyłbicą do walki z Epikurejczyka­

mi i kto słyszał początek ich zawiłego wykładu, zrozumiał ito, jeśli wogóle zrozumiał cokolwiek, że wszystko, co u Epikurejczyków pra­

wdą, kłamstwem pod portykiem; a najpierw fizyka epikurejska była dla uczniów Zenona zgorszeniem; była to, wedle nich, rzecz bezbożna, któ­

ra przeczyła nietylko wierze wszystkich ludów, ale i doświadczeniu wieków. Jakżeż można było twierdzić, że się świat sam stworzył wy­

padkiem, kiedy wypadkiem nigdy posąg nie powstanie, a świat od po­

sągu wszelkiego stokroć cudowniejszy! Jak wątpić o ciągłśm i nieu- stannćm bogów staraniu o rzeczy ziemskie, kiedy bogowie przez wróż­

by, proroctwa i cuda jawili się i jaw ią wszystkim narodom? Zapewne trudno wierzyć w dziecinne baśnie poetów o Charonie, Cerberze i pie­

kielnych rzekach i w powiastki nianiek o Saturnie, co pożerał własne dzieci i miłostkach i zdrożnych i niedorzecznych Zewsa Olimpijskiego.

Ale odrzucając mitologią, nie należało się odrzucać wiary w bogów, mających pieczę nad ludźmi. I owszem, łatwo krótkiemi słowy

prze-Tom I. Styczeń 1880. 8

konać wszystkich o istnieniu Boga i bogów. Bóg najwyższy, to rzecz ze wszystkich największa i najdoskonalsza, w którśj i przez którą wszystko inne istnieje. Oto wszechświat rzeczą największą i najdosko­

nalszą, przez którą i w którćj wszystko istnieje. Wszechświat przeto Bogiem najwyższym i na to niemasz odpowiedzi.

Podobnież jest rzeczą oczywistą, źe to, co nie ulega zmianie, do- skonalszćm od tego, co zmienne; że to, co podobne do najwyższego Bo­

ga, doskonalszćm od tego, co doń niepodobne; że wreszcie to, co poru­

sza doskonalszćm od tego, co jest poruszanćm, a najdoskonalszem to, co od nikogo poruszanćm nie bywa. I każdy się zgodzi, źe jeśli są istoty o wiele doskonalsze od ludzi, te istoty są bogami. Otóż tak sam sklep niebieski, ja k i pojedyncze ciała niebieskie, t. j. gwiazdy stałe, planety, słońce i księżyc są o wiele doskonalsze od ludzi. Od tysięcy lat patrzą na nie uczeni Babilonii, a dotąd nie dostrzegli w nich żadnćj zmiany; podobnie jak Bóg Wszechświat, są koliste i ogromne, bo prze­

cie słońce, co najmnićj dwadzieścia razy większe od ziemi, a niewiado­

mo ja k wielkiemi niezmiernie odległe gwiazdy stałe; wreszcie ciała te niebieskie, niepchnięte żadną siłą, poruszają się same bez wytchnienia z szybkością, co się nawet pomyślćć nie da, krążąc przez przestrzeń do­

koła ziemi. Ciała niebieskie tedy są bogami.

Gdyby bogowie się nie mieszali do rzeczy ziemskich, trzebaby przypuścić albo źe ich nićma, albo że nie chcą się trudzić ziemią, albo że tego czynić nie mogą. Oto dowiedziono już, źe są bogowie.

Gdyby nie chcieli się mieszać do rzeczy ziemskich, dowiedliby albo lenistwa, albo złój woli; gdyby nie mogli dowiedliby niemocy. Otóż zła wola, lenistwo i niemoc, są to wady, a bogowie, jako istoty do­

skonałe wad mićć nie mogą. Bogowie przeto są, mogą się mieszać do rzeczy ziemskich i chcą to czynić; a więc bogowie mieszają się do rze­

czy ziemskich, a że są wszechmocni, więc urządzają świat wedle myśli swojśj i cała piękność świata jest ich dziełem, a los pojedyńczych ludzi, zależy głównie od tego, jak ustawili się na niebie bogowie, których zwykle gwiazdami zowie my, w chwili, w którćj się narodził.

Gwiazdy są bogami; gwiazdy są ogniem; przeto ogień je st treścią bogów, je s t ich istotą. Każde ciepło jest ogniem; życie utrzymuje się za pomocą ognia wewnętrznego, który zwiemy duszą. Dusza przeto tak ludzi ja k zwierząt uczestniczy w istocie boskićj i po śmierci, wy­

chodząc z ciała, pędzi do góry ku gwieździstym sferom, w których przebywają bogowie, poruszając się po niezmiennych kolejach, a ro­

dząc kouiecznemi ruchami swojemi, niemnićj konieczne i nieuchronne myśli ludzi i zdarzenia świata. Duch mędrca z natury swój do boskie­

go podobny, trw a długo w niebie osobiście; duch człowieka zwyczajne­

go rozpływa się wkrótce, a dusza zwierzęca tonie zaraz po śmierci w ogólnćj ciepłocie wszechświata. Ale nawet i dusza mędrca musi wreszcie przestać istnieć osobiście, bo skoro je st zawsze mnićj do­

skonałą od niezmiennćj istoty bogów, niemoże być tak, ja k ona, wie­

kuistą."

Tak to dowodzili Stoicy, jak sądzili nieomylnie, źe fizyka E piku­

rejczyków była zewszystkiśm i mylną i bezbożną. Niemnićj gorszącą i nieprawdziwą była, wedle nich, etyka filozofów ogrodu. W prost zdrożnością było szukać szczęścia w rozkoszy tylko; to chyba zwierząt

rejczyków była zewszystkiśm i mylną i bezbożną. Niemnićj gorszącą i nieprawdziwą była, wedle nich, etyka filozofów ogrodu. W prost zdrożnością było szukać szczęścia w rozkoszy tylko; to chyba zwierząt

W dokumencie Biblioteka Warszawska, 1880, T. 1 (Stron 55-109)

Powiązane dokumenty