• Nie Znaleziono Wyników

Zb¹szyñ – Preludium Zag³ady

(przypomnienie deportacji ¯ydów po 70 latach)

O Zbąszyniu mówiono „na całym świecie” tylko raz w jego historii. Zdarzyło się to w końcu października 1938 r., gdy o mieście pisał nawet „New York Times”. I dziesiątki gazet w Polsce i Europie. Opisywano i komentowano wypędzenie z III Rzeszy ok. 17 tys. polskich Żydów, z czego 9 tys.

zostało deportowanych do Zbąszynia. Wypadki zbąszyńskie zbulwersowały wielu prawych ludzi Europy i wpłynęły na losy kontynentu. Nazwano je Preludium Zagłady.

Katarzyna Kutzmann-Solarek. Dzięki tej współpracy w ciągu dwóch dni, w niepowtarzalnej atmosferze, rozmaite działania toczyły się jednocześnie w Muzeum Ziemi Zbąszyńskiej i Regionu Kozła, na kirkucie (byłym cmentarzu żydowskim na os. Kaw-czyńskie), na głównym dworcu kolejowym (bo jest jeszcze inny), w Domu Katolickim, kinie i gimnazjum.

Jednym z efektów dwóch dni spotkań i rozmów będzie oryginalny pomnik walizki, który stanie na peronie pierwszym dworca kolejowego. 28 paź-dziernika 2008 r. uczestnicy spotkania podpisali zbiorowy akt erekcyjny tegoż pomnika. Być może ukaże się też publikacja zawierająca wygłoszone w Zbąszyniu referaty.

W Domu Katolickim

Obchody 70.lecia wypędzenia polskich Żydów z III Rzeszy zaczęły się od złożenia kwiatów na kirku-cie. Potem rozpoczęła się sesja naukowa w... Domu Katolickim, udostępnionym przez miejscowego pro-boszcza ks. Zbigniewa Piotrowskiego. Tak się bowiem złożyło, że ośrodek kultury był wtedy w remoncie.

Przed wejściem do sali sesyjnej na pl. Rybaki siedział Żyd na walizce. Milczał. Intrygował wchodzących. Zarazem znakomicie symbolizował omawianą wewnątrz gmachu tematykę. Był to Nasko, aktor z Bułgarii, który właśnie odwiedził zaprzyjaźniony teatr „S”. I zagrał świetną, niemą rolę.

Tymczasem w wielofunkcyjnym Domu Kato-lickim, w auli im. ks. Leona Płotki, toczyła się sesja naukowa. Chęć wypowiedzi zgłosili wybitni znawcy tematu. Z Warszawy przyjechał prof. Jerzy Toma-szewski, emerytowany profesor z Uniwersytetu Warszawskiego, autor podstawowej dla omawia-nego zagadnienia książki pt. „Preludium Zagłady”. Jej

tytuł jest już teraz powszechnie wykorzystywany do nazwania deportacji 1938 właśnie tym określeniem.

Wstępem do Holokaustu. Bo faktycznie rok przed wybuchem wojny hitlerowcy na dużej grupie Żydów

„przećwiczyli” swe późniejsze praktyki.

Świetny referat o listach do brata (Salomona) 17-letniej Grety Schifmann, jednej z deportowanych w Zbąszyniu, przedstawiła prof. Gertruda Pickhan z Wolnego Uniwersytetu w Berlinie. Zresztą znakomitą polszczyzną. Z kolei Instytut Yad Vashem i Uniwersytet Hebrajski w Jerozolimie reprezentował Witold Mędykowski, który opowiedział o losach wybranych postaci, rodzin, jak przeszły przez piekło deportacji i przeżyły Holokaust znajdując ostatecznie ocalenie w Izraelu. Historię Żydów zbąszyńskich, od najdawniejszych czasów do II wojny, jako tło oma-wianego zagadnienia, opowiedział prof. Krzysztof Rzepa z Instytutu Historii UAM w Poznaniu, pochodzący ze Zbąszynia.

Przerywnikiem między referatami był bardzo dobrze zrobiony film Marty Małychy, uczennicy miejscowego LO, będący impresją młodego pokolenia w sprawach polsko-żydowskich. Uderzała świetnie dobrana muzyka. Potem jeszcze widowisko słowno-muzyczne w wykonaniu gimnazjalistów pt. „I nie zostanie nikt...”.

Walizka na peronie

Gdy pierwszego dnia zakończyła się sesja naukowa akcja, jeśli tak można powiedzieć, prze-niosła się na główny dworzec kolejowy. Tutaj przy-jeżdżali w 1938 r. deportowani Żydzi. Tu rozgrywały się ludzkie dramaty. Jednakże obecnie w wielkim holu dworcowym (budynek powstał w 1929 r., jako graniczna, a więc reprezentacyjna stacja II RP, pier-wsza w Polsce po wjeździe z Niemiec) jest duży sklep fundacji „Nasz Dom” z tanimi rzeczami, sprzętami.

Zysk idzie na młodzież i dzieci. Wizualnie sklep przy-pomina nieco sytuację z 1938 r. Ludzie dokonywali zakupów – bo punkt „Nasz Dom” tego dnia był otwarty dla handlujących – przemieszczali się wśród starych mebli, ciuchów, luster, obrazków, tobołków i waliz, jak wtedy, ale nad ich głowami wisiała ekspozycja. Fotogramy z nieistniejącego już dworca w Jerozolimie.

Przestrzeń sklepu została bowiem wykorzystana przez dwóch artystów, Wojciecha Olejniczaka (plastyka rodem ze Zbąszynia, ale tworzącego w Poznaniu)

i Erwina Schenkelbacha (fotografika i scenarzystę z Jerozolimy). Schenkelbach zawiesił zdjęcia nieist-niejącego dworca w Jerozolimie, Olejniczak pokazał zaś film. Był on wyświetlany w kilkunastu telewizo-rach jednocześnie (czekających normalnie na sprze-daż w sklepie). Tematyka filmu dotyczyła oczywiście Preludium Zagłady. Na ekranie pojawiał się prof.

Tomaszewski, jak i Salomon Schiffmann, w 1938 r.

odbiorca listów pisanych ze Zbąszynia przez siostrę Gretę (co wcześniej referowała G. Pickhan).

W trakcie pokazu multimedialnego ogłoszono przerwę, żeby na peronie pierwszym przeprowadzić uroczyste podpisanie aktu erekcyjnego pomnika...

walizki. Inspiracją dla pomysłodawcy, W. Olejniczaka, było zdjęcie z deportacji (zresztą powiększone do olbrzymich rozmiarów i umieszczone na ścianie dworca), gdzie przed tłumem wygnańców stoi samotna walizka. Taka właśnie ma stanąć za jakiś czas na peronie, żeby przypominać zdarzenia sprzed 70 lat.

Naturalność sytuacji (rozpoczętej wcześniejszym zdarzeniem mulimedialnym w sklepie dworcowym) w pewnym momencie podkreśliły przyjazdy na stację codziennych pociągów osobowych przywożących ludzi z pracy, ze szkoły. Zderzyły się (niezamierzenie) dwa światy.

Żydzi w kościele

W tym czasie w kinie „Obra” pokazywano filmy pt. „Żydowskie motywy”, zaś w muzeum regio-nalnym prezentowano dwie wystawy. Pierwsza (z Muzeum Martyrologicznego w Żabikowie pod Poznaniem) to zbiór judaików, druga była współ-czesnym pokłosiem ogólnopolskiej akcji artystycznej

„Kryształowe okna”, w której wziął udział artysta zbąszyński Ireneusz Solarek oraz niemiecka plastyczka Katy Feuerserger. A jeszcze dodatkową ciekawą ekspozycję dotyczącą Żydów przygotowało miejsco-we gimnazjum.

Wieczorem w kolegiacie odbył się kończący pier-wszy dzień wykład dr Bonnie Harris z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Santa Barnara (USA). Mówiła o kantorze Josephie Cysnerze, deportowanym z Hanoweru do Zbąszynia. Jego losy były zaska-kujące. W trakcie kilkumiesięcznego pobytu nad Obrą otrzymał propozycję pracy jako kantor w... Manili na Filipinach. Wyjechał. Potem, po wojnie znalazł się w USA i tam zmarł. Będąc w egzotycznej Manili

stworzył intrygującą ponoć (bo jeszcze nie została zbadana do końca) muzykę żydowską opartą na motywach ludowych... zbąszyńskich. Wątek doma-gający się rozwinięcia, być może za rok.

O tym opowiadała B. Harris, która następnego dnia leciała na kolejną konferencję do Chicago, gdzie znów miała mówić o Cysnerze i wydarzeniach w Zbąszyniu.

Po wykładzie – szok dla konserwatywnych zbąszynian. – Rewolucja w mieście! – słychać było szepty. W kościele katolickim, chyba pierwszy raz w jego historii, odbył się koncert muzyki synagogalnej.

Wykonawcą okazał się Eliezer Mizrachi z synagogi Pod Białym Bocianem we Wrocławiu.

Cały program pierwszego dnia powtórzono w następnym, przy czym z założenia tym razem odbiorcą była przywieziona do Zbąszynia młodzież z całej Wielkopolski (stąd współudział w organizacji przedsięwzięcia kuratorium oświaty).

* * *

Nad Obrą przez 70 lat o tej dramatycznej historii Żydów nie pamiętano. Po wojnie nie było Żydów w mieście, nie było zatem problemu (czytaj: wspom-nień i upamiętniania wygnania, poza nielicznymi

Eugeniusz Kurzawa

publikacjami prasowymi, m.in. niżej podpisanego i audycjami w radiu). Ani dla władz, ani dla zwykłych ludzi. W tym roku uczyniono potężny wyłom w zbiorowej (nie)pamięci.

Warto tu zauważyć rolę zielonogórskiego licealisty Szymona Płóciennika, który dzięki pracy o Preludium Zagłady i badaniach zbąszyńskiej młodzieży wygrał ogólnopolski konkurs z cyklu „Historia i kultura Żydów polskich” ogłoszony przez fundację Shalom.

Uznał on bowiem ów temat za odkrywczy i wart opisania. Dziwił się potem, że tego faktu dotąd nie wygrano w Zbąszyniu... promocyjnie. Był to bowiem jedyny moment w historii miasta, kiedy o przygra-nicznym ośrodku mówił cały świat, jedyny moment, gdy wydarzenia zbąszyńskie wpłynęły na losy Europy.

– Polacy pomagali w 1938 r. Żydom przetrwać, wspierali ich. Co ważne, było to wydarzenie dra-matyczne, ale nikt nie zginął, nie został zabity – mówił Szymon. – Nie rozumiem więc, dlaczego dotąd władze nie chciały o tym pamiętać. W miej-scowym muzeum nie ma śladu po tamtych zdarze-niach. Wiele osób nie zna książki prof. Toma-szewskiego „Preludium Zagłady”, w folderach pro-mocyjnych ani na stronie internetowej Zbąszynia nie ma ani słowa o 1938 roku.

Miejmy nadzieję, że teraz to się już zmieni.

Szymon ma bowiem rację podkreślając, iż zbąszy-nianie nie potrafili dotąd pamiętać tamtej przeszłości, ale i „wygrać” dla współczesności owej historii, która zmieniła losy Europy.

Przemiana

Zachłannie patrzę na chłopczyka na zasuszonych fotografiach jakby podobnego do mnie

gdy ze smoczkiem zachwytu nad samym sobą przechodzi z rąk do rąk

niczym rodowe srebra Oparty o ścianę powietrza rzuca pod maleńkie stopy wielką piłkę kuli ziemskiej i podnosi ręce na znak zwycięstwa Nieobliczalny czas

nagle przemienił go w starca do którego za żadne skarby nie mogę przywyknąć

Janusz Koniusz

Rzeka

Heraklit twierdził że dwa razy

nie wejdę do tej samej rzeki która w każdej chwili

razem ze mną zmienia się nie do poznania aż zanurzymy się

ona we mnie ja w niej

by popłynąć do morza martwego Janusz Koniusz

Prośba do ciała

Bądź mężne moje ciało o trzech wymiarach gdy po dziesięciu plagach egipskich

dopadnie cię zewsząd czwarty wymiar

Odejdź z podniesioną głową I równym krokiem

jak na paradzie Niech z twojej krtani nie wyzionie skarga

na odwieczny żywioł nicości

Janusz Koniusz

Na wieczorku poetyckim

Ta dziewczyna jest piękniejsza od swoich wierszy które czyta z wypiekami na twarzy i rękach Żadna myśl nie dorosła do jej ust

które dowodzą wielkiego smaku Pana Boga Żadna metafora nie przystoi oczom które w akcie stworzenia

przesłoniły Stwórcy cały świat Ubytków w rymach i rytmie

nie zastąpią włosy o barwie dojrzałej pszenicy które bujnie rozkwitły pod boskim nadzorem Panie spraw

żeby to twoje dzieło nie przesłaniało siebie słowami

Janusz Koniusz

Zainteresowałem się tym tematem po części dzięki przypadkowi. Zachorowałem kilkanaście lat temu na cukrzycę i w efekcie wysłano mnie kolejny raz do sanatorium. Przypadkowo znalazłem się – nie pierwszy raz – w Krynicy (choć mogłem trafić do Kołobrzegu, gdzie też leczą cukrzyków). I tam łażąc w wolnych chwilach po księgarniach, cmentarzach, świątyniach różnych wyznań, spotkałem ów temat.

W Krynicy Zdroju lokalne statystyki odnotowały w 1936 roku 3.500 Polaków, 3.000 Żydów i 2.140 Łemków. Obecnie w uzdrowisku i najbliższej okolicy notuje się tylko około 400 grekokatolików; można ich chyba w znacznej liczbie uznać za Łemków. Gdzie się podziali pozostali? Niektórzy, nawet nie pytani, zostali w 1944 r. zmobilizowani do Armii Czerwonej.

Połowa mieszkańców, nie tylko miasta, ale i pobliskich wsi, pod wpływem propagandy, do 1946 r. wyjechała do Związku Radzieckiego, pozostałą część przesied-lono w 1947 r. na ziemie odzyskane. Wśród nich najwybitniejszego z Łemków, Epifaniusza Drowniaka.

Nazwisko Drowniak niewiele nam powie, podob-nie krynickim kuracjuszom, a być może nawet mieszkańcom Krynicy. Wystarczy jednak podać, że idzie o słynnego artystę Nikifora, żeby sytuacja się wyjaśniła. Nikifor Krynicki – tak nazwały go

urzę-dowo, bez jego udziału, w 1962 r., lokalne władze – trzykrotnie był wywożony na zachód Polski i trzykrotnie stamtąd uciekał. Nie mógł żyć bez swoich gór, bez krynickiego deptaka, gdzie tworzył.

Czy popełnił jakieś przestępstwa wobec Polaków, że ukarano go w ten sposób? Czy inni jego ziomkowie okolic mieli i mają coś na sumieniu wobec swych przed– i powojennych krajan?

Janusz Michalak w książce „Krynica, Muszyna, Żegiestów, Piwniczna i okolice” (1997) pisze, że „UPA tu, z wyjątkiem jednej sotni przybyłej w 1947 r.

z Bieszczadów, nie działała” (s. 38). Tak więc nawet ów sztuczny pretekst o wspieraniu przez mieszkań-ców nie-Polaków „band UPA” jest w tym przypadku nieskuteczny.

– Pani, a skąd się u was biorą ci prawosławni czy jak im tam, przyjechali tu, ujawnili się, wracają, czy co? – pyta w czasie zabiegu jeden z kuracjuszy panią prowadzącą zabieg, czyli zabiegową. Kuracjusz nie odróżnia prawosławnych od grekokatolików. Zaintry-gowało go tylko, że w polskim mieście stoją cerkwie.

– A nie wiem – odpowiada zabiegowa, osoba miej-scowa, która albo rzeczywiście nie wie, albo nie chce poruszać drażliwego dla Polaków tematu. Starszy pan jednak dopowiada sobie sam. – To pewnie ci

Eugeniusz Kurzawa Eugeniusz Kurzawa

£emkowie