— Chciałbym, żebyś mi pan zrobił biust mojej nieboszczki żony.
— I owszem, ale jak ie pan dobrodziej posiada m aterjały, — może fotografją?
— N ie panie, — aie mam jej paszport z rysopisem, proch! w proch przed blaskiem, który
[z serc w ytryska I serca wzajem zapładuia, że kw itną Jako te lilje, patrzące w błękitną
Toń niebieskiego nad nam i sklepiska.
W proch! w proch! choć w tobie szatany [zazgrzytną, Choć wić się będzie, jako żmija śliska Ta przemoc złego, która gw ałtem ściska W swoich pierścieniach wszystką żądzę szczytną.
W proch! w proch opadnij... Zaklęcia darem ne!
Świadomość siebie stracił duch człowieczy, Gdy raz trującej zakosztował cieczy:
Zamiast przed słońcem zginać korną szyję, Z którego pow stał a c h ! i którem żyje, Otóż niszczycielki swe — potęgi ciemne.
J a n K a s p r o w i e
,e\
'Z Ł O T O .
N O W E L L A
przez S T A N I S Ł A W A K O S S O W S K I E G O .
■ : U S ' — H--- &
---eżał na ziemi wielki kaw ał złota i iskrzył1 się w słońcu, jak b y chciał z niem iść 0 lepsze. Ale słońce św iatłem swem rozpędzało ciemności, słońce ciepłem swem wlewało życie xv ziemię i pokrywało ją m nóstwem kwiatów
i owoców; słońce niosło pociechę oczom wszyst
kich stworzeń i świat cały oblekało czarodziej
ską szatą piękna. Złoto zaś kradło tylko blaski słońca; było ono m artwe, nie mogło wzbudzić życia, bo samo go nie miało.
— 1 2 —
Szedł' anioł, ujrzał iskrzącą się bryłę i przy
stanął. Sądził zrazu, że to która z gwiazd upa
dła. Spostrzegłszy pomyłkę, zaczął rozmyślać, czy nie dałaby się ta bryła użyć na coś poży
dobnego nie widzieli jeszcze.
„Daj mi kaw ałek... Mnie kaw ałek... Mnie kaw ałek...“ proszono go zewsząd.
Szatan b y ł w spaniałom yślny. Obdzielał wszyst
kich dopóki starczyło zapasu. Ponieważ jednak b ryła była nie wielka, więc też nie wielu dostało m ogą się bez niego obejść. Ale dziewczyna wpłacz.
„Co mi po miłości — łkała kiedy nie mam złota.
M łody człowiek powtórzył rozmowę kochance.
„Teraz pewnie już napierać się nie będziesz,
Nazajutrz przyniósł jej kochanek drobną okru
szynę złota nabytą za cenę sum ienia, ale ona
Kolejno nastały czasy, gdy wszystko,
w'szyst-— 1 8 —
ko nabywać poczęto za złoto. Lśniącego kruszcu bowiem było coraz m niej, a coraz więcej znaj
dowało się takich, którzy chcieli go posiąść.
Kobiety sprzedaw ały cześć swą, mężczyźni su
mienie ; cnota padła podeptana, ponieważ nie miała złota.
Ludzie zasłużeni musieli korzyć się przed idjotami i niedołęgam i, dlatego, że tamci byli w posiadaniu cennego metalu. Żm udna praca ginęła z głodu, podczas gdy złota bezczynność biesiadowała u stołu uginającego się od wszel
kich przysmaków. Złotem kupowano zaszczyty,
poważanie, sławę, bezkarność zbrodni... Znano odtąd tylko jedną skalę sądzenia: wedle złota.
Szlachetne porywy, w ierna służba zasadom, chęć przyjścia z pomocą innym — m arniały bezowo
cnie, jeżeli nie towarzyszył im brzęk złota.
W niebie załam ał anioł ręce nad ludzkością, w piekle zaś radow ał się szatan z coraz obfi
tszych zdobyczy.
Złoto stało się przekleństw em świata, choć mogło zostać jego błogosław ieństw em , gdyby nie owa naiwność z jak ą pozostawił je ongi anioł na drodze.
S P R Z E C Z K A .
— »Cóż tobie ?« — Nie słucha.
— »G niew asz się ?« — »Jak jeszcze !
— »P rz e sta n ie sz an io łk u ! C hodź, niech cię popieszczę!»
•— »P roszę! Z bytek łaski!
P ło n ę g niew em cała.
G dybym b y ła ptaszkiem , W św iat bym u le c ia ła !«
— J a w tedy za to b ą G oniłbym po św iecie I m u siałb y m w k o ń cu C hw ycić cię w m e siecie.«
•— »No, to ry b k ą zw inną S p ad łab y m w j e z i o r o . . . «
— »Ach, n a rybki także J e s t sp o so b ó w s p o r o !»
— »R ybkę złow ić m ożesz;
L ecz gdy ztąd daleko W y m k n ę się n a zaw sze W a rtk ą , s re b rn ą r z e k ą . . . «
— »T o poryw cze fale F a le u k o ch an e,
S am e przyjdą do m nie, B o się m orzem s ta n ę .«
— »Ja w p a rę zm ien io n a C h m u rk ą wzlecę z t o n i . . . «
— »Nie ujdziesz mi, ch m u rk o , W ie trz y k cię d o g o n i.«
— »W ierz m i, żadne cu d a Ciebie nie u strzeg ą. — N o, — dajże cału sk a N o, — daj o d c z e p n e g o !«
— 1 4 —
— » H o la! o n a rzecze » U chw yć m nie, gdy la sk a ; G dy n a w szystko, w szędzie W e ź w objęcia sw oje. — « M asz sposób, — w ziąć całus W te m ktoś w s z e d ł. . . J a k m a rtw i
Nie tru d n o ci będzie.« S tanęli oboje.
N a p ró żn o on blaga T o m ate c z k a pani
I czule szle s ło w a ; T a k ich zaszła skrycie . ..
J a k s a rn a przed łow cem , — »Ślicznie, m ów i. — B ra w o T a k o n a się chow a. W k o tk a się baw icie ?«
J a k m otylek fru w a — »T o o n a . . . — »0, p ro sz ę ! D o o k o lą stołu. — T o o n . . . « »Ł adnie, ładnie!*
— »H a, dobrze będziem y — »Ale że też m a m a
B iegali p o s p o łu « W szystko zaraz zgadnie !«
U ciekając, jeszcze W jej poczciw em oku
D r w i : »Gdy ci za rybką, Ł z a w zru szen ia zleci Z a ptaszk iem m k n ą ć łatw o, R zew nie szepczą u sta U chw yć że m nie s z y b k o ! — »0, dzieci! 0, d z ie c i!«
A . Bossowslci.
" " O .-. 'V r ' - _
^ Ż j ;
O :
~ - - * m - -
-M A Ż W D O W Y .
HUMORESKA
p r z e z J ó z e f a B l i z i ń s k i e g o .
'#■-jo to je st właściwie mąż pantofel? N a- zwież kto serio tern m ianem człowieka, pozwalającego się zawojować młodej, ładnej i ukochanej żonce ? W ątpię bard zo ; wszakżeż w tein niema nic niepraw idłow ego; rzecz natu
ra ln a , że mąż uwielbiający żonę, otacza ją tro skliw ością, chucha na n ią , rozpieszcza, psuje naw et — ale za to ileż w tern sam znajduje przyjemności, rozkoszy naw et! a po tem , trwa to zazwyczaj do pewnego tylko czasu, bo pó
źniej stosunki regulują się na podstawie wza
jem nych ustępstw.
Praw dziw ym pantoflem je st tylko safanduła, który będąc m altretowanym przez dokuczliwą, zazdrosną, a zwykle starszą lub nie wiele m łod
szą od siebie żonę, nie czuje się zdolnym do oporu i abdykuje z swojej władzy mężowskiej nie z wielkiej m iło śc i, lecz poprostu z braku energii i odwagi cywilnej.
Takim num erem był pan Kajetan Klempeeki.
Żona jego Weroni.sia była starszą od niego stanu rzeczy najzupełniej zadowolonym, gdyby nie tygrysie zaiste, a coraz częstsze wybuchy nieskończenie lepszem od niej.
■leżeli się nie mylę, ktoś gdzieś powiedział, Pnzez wszystkie pory roku.
M iłość, przez k tó rą każdy p rz e c h o d z i, ale w której nikt, ja k św iat św iatem , nie w y trw a ł,
je st chorobą taką sam ą, jak ząbki u dziecka;
przywiązanie, zdrowiem w calem znaczeniu tego wyrazu. W ytw arza je wspólne pożycie, wspól
ność interesów, nałóg wreszcie, a przedewszyst- kiem wspólne potomstwo. Dzieci są najlepszym cem entem , spajającym z sobą parę małżeńską.
pieczętowanie jej, przypomina najsłodsze chwile miodowych m iesiącó w .
cach, przejadł szukając odpowiedniej dzierżawy, sam nie wiedział k ie d y ; pani W eronika zaś
— 16 —
Spostrzegłszy damę pokaźnej powierzchowności i do tego nie szpetną, zdającą się być w j a
jetan Klempecki z Sieradzkiego.
Dama naturalnie przyjęła, a jakkolw iek prze
uważyć przy blasku latarni, oświetlających bra
mę h otelu, chłopem przystojnym i dobrze za
Z początku prowadzili życie niemal sielan
kowe. Odgryw ały się pomiędzy nimi takie na- przykład sceny:
Siedzą oboje naprzeciwko siebie, oko w oko;
pani zwija na kłębek baw ełnę, do której ręce panowe służą za m otow idło; oczy pani p rz y bierają po trochę wyraz omdlewający, nareszcie przenosi je na bawełnę, rachuje pasem ka i za niego marzenie nie zastępowało nigdy rzeczy
wistości.
stawienie, kołysany nadzieją zobaczenia zbliska a k to re k ; pani m iała także ochotę być w te
przez W o jcie ch a Kossaka,
— 1 8 — pieszczenia lub tylko pocałowania żony:
— Jak tylko czujesz u mnie pieniądze, to struty, nareszcie ku wieczorowi zrobił jej deli
katną o to wymówkę. nie zgrzeszył) przystojnej oberżystce, do której mimowoli poczuł pewną inklinację.
Prześladowano go więc na tym punkcie, przepowiadając w sposób żartobliwy, że to m o
że się skończyć dlań bardzo smutnie.
P. Kajetan zmieszał się okropnie, ale n ad
— 19
Nie wiedzieć jakim sposobem, prawdopodo
bnie przez czyjąś złośliwość, doszła ta histo
nić od niezasłużonych prześladowali. Nie uw zglę
dniono żadnych okoliczności łagodzących, n a
zwano go obrzydliwym kłam cą, człowiekiem bez zasad, wreszcie cynikiem , nie wahającym się profanować w nieprzyzwoitej pośród m ę
skiego grona rozmowne, stosunków m ałżeńskie
go pożycia, które powinny być świętą i niety to niestety tylko przelotnie.
Jednego razu, w czasie takiego chwilowego dobrze zamaskować swojej radości pozorem
sm utku z chwilowego rozłączenia, jaki należało
biegł na podwórze szukać jastrzębia.
Zaledwie w yszedł, pani W eronika rzuciła zabiło jakiem ś złem przeczuciem. Gorączkowo w ydobyła list z koperty i zaczęła c zy tać:
— 2 0 —
tego iuteresa wymagają. N ie opisuję ci, jak się nudziłem przez te kilka dni, nie m ając nic do roboty, całą moją pociechą było przenosić się sercem do W ulki i myśleć o tobie! Jak tylko się załatwię z adw okatem , wrócę ptakiem do mojej najdroższej żonusi, której każdy paluszek z osobna całuję po tysiąc razy.
„Sercem najukochańszy twój mąż K ajetan".
Czytając ten list, pani W eronika naprzem ian czerwieniła się i bladła, a po przeczytaniu za
cisnęła zęby i schowawszy go za gors, wyszła jak gdyby nic na podwórze, gdzie mąż zacza
jony pod kurnikiem upatryw ał napróżno ja strzębia.
Przeszła mimo niego nie przemówiwszy ani słówka, rzuciła nań tylko spojrzenie tak ironi
czne i pełne majestatycznej wzgardy, że w bie
dnym Kajtusiu mimowolnie zakołatało serce.
M iał niejasne przeczucie, że coś złego się stało.
Jejm ość nie zatrzym ując się, poszła dalej do obory i gum ien, i tam pozostała.
Jegom ość zapomniawszy o jastrzębiu, w ró
cił do pokoju bardzo niespokojny; spojrzał na przygotowania do jutrzejszej swojej podróży la kiem okiem , jakby patrzał na sm utne szczątki rozwianych najróżowszych nadziei. Czuł, że już nie pojedzie do W arszawy. Ale dlaczego ? co się stało now ego?... W tern przypom niał sobie swój list. E zucił się do papierów, między któ- rem i go u k ry ł, przew racał je gorączkowo, ale nie znalazł, i dopiero zrozumiał wszystko.
Złapał się tatalnie! dobił się na śmierć w o- pinii żony.
Jak a atm osfera zapanowała w domu po tern zdarzeniu, niech sobie wyśpiewa dom yślny czy
telnik , podłożywszy tekst przytoczonego listu pod najżałobniejszy m arsz pogrzebowy.
Jejm ość milczała jak sk a m ien iała,_ takie samo milczenie zachowywał i jegomość. Żadne z nich nie miało tyle zdrowego rozsądku, żeby je przer
wać i zagodzić nieporozumienie. Ale oprócz roz
sądku trzeba było jeszcze u niej więcej serca zam iast czułostkowości, a u niego odwagi i mę
skiej energii. P raw da i to, że w takim razie podobna sytuacja w jakiej się znaleźli, byłaby niemożliwą, tak samo, jak niemożliwą byłaby z jego strony myśl napisania podobnego listu.
0 podróży naturalnie na razie nie było mo
wy. Pojechali później oboje, bo pomimo braku ochoty u małżonka, jejm ość nie chciała zosta
wić go w domu samego.
* * *
1 tak się wlekło tej parze życie nieznośne dzień za dniem ; pomimo to jednak żadne z nich nie pomyślało o rozłączeniu się. P ani W eronika przywiązaną była do małżonka po swojemu, to je st egoistycznie, zajadając go wybucham i zaz
drości, on zaś przyw ykł w końcu do jej kura
teli; zresztą, gdzieżby się u d a ł? coby robił z sobą, on próżniak i idjota?
W ięc jad ł, sp ał, polował i czytał romanse, a czasem filozofował, w tym rodzaju naprzy- k ła d :
— Szekspir podobno, czy któryś inny au
tor powiedział: „O kobiety! k o biety!"... i...
| m iał poniekąd rację.
C h m u ry ro zd arło słońce, ten cud boży, I św iat, co, zda się, ze zm ęczen ia k o n a, Zadźw ięczał cały, ja k posąg M em nona, Kiedy n ań p ro m ień sw ój cału n ek złoży.
A dusza ludzka, k tó ra to n ie w krw aw ej P rzeb o jó w słocie i w szystkie swe liście T ra w w iosenne a c h ! dla nic w ielkiego —
P O D E S Z C Z U .
S O N E T .
•«>---o deszczu kw iaty •«>---odetchły i w górze Św ieżych z ap ach ó w p ełn a a tm o s fe ra ; K ażdy jej ato m sn ać kroplę zaw iera T eg o balsam u, k tó ry m żyją róże.