• Nie Znaleziono Wyników

Utrata i wypędzenie jako kara i krzywda

(próba innego spojrzenia)

W dzisiejszej dobie swoiste-go cywilizacyjneswoiste-go szaleństwa ja-ko kategorii tak moralnej, jak spo-łecznej, ideologicznej, politycznej, a zarazem też psychologiczno-psychiatrycznej (jak uważam), oscylującego wokół zjawiska izo-decepcji (czyli, w przybliżeniu:

„zbiorowego zgłupienia”), przede wszystkim konieczne się wydaje jakieś uporządkowanie pojęć i ich definicji, nawet jeśli są to definicje jedynie opisowe. W tym zakresie błędy lub świadome manipulacje są bowiem szczególnie brzemien-ne w skutki, ponieważ niosą nie-porozumienia (na skutek zjawiska ekwiwokacji), a w ślad za nimi ro-dzą konflikty intelektualne i emo-cjonalne zarówno w skali jedno-stek, jak społeczeństw czy nawet państw.

Zwłaszcza w nauce i w medy-cynie (która jest nauką, doświad-czeniem i sztuką), a zatem też w psychologii i w jej kontekstach hu-manistycznych, niedopuszczalna jest■hipokryzja■i jej wypadkowa,■

czyli wszelka tak zwana■popraw-ność,■w tym polityczna. Ta ostat-nia dla każdej rzeczywistej nauki (a więc nie dla pseudonauki czy nauki instrumentalnie ideologizo-wanej) powinna być uznawana za hańbę wobec posłannictwa uczo-nych,■których etosem jest dążenie■

do■prawdy.■Zauważmy przy tym, że pierwszym warunkiem wszel-kiego zdrowia psychicznego jest właśnie■prawda,■jakkolwiek i ona podlega niedoskonałości ludzkiej, czyli – w efekcie – relatywizacji.

W naszym kręgu kultury ju-deo-chrześcijańskiej pierwsze od-notowane wypędzenie – jako po-zbawienie ziemi i stanu pewnej

szczęśliwości (albo niezakłóco-nej harmonii) – opisane jest już w pierwszej księdze Biblii, czyli w■

„Genezis”, a to w rozdziale III za-wierającym tak zwany „Drugi opis stworzenia”, potem zaś opis upad-ku pierwszych ludzi i kary wygna-nia z Raju, która w pewnym sen-sie, przez swój totalny charakter, może być uważana za największą z możliwych – w symbolicznym aspekcie Raju utraconego bezpow-rotnie przez całą ludzkość. Zaraz potem w rozdziale IV, wersety 10 – 16, zawiera się opis zbrodni■Ka-ina,■za którą Bóg odebrał mu do-tychczas uprawianą ziemię i skazał na tułaczkę.

Zarówno pierwsza jak druga sy-tuacja jest więc opisem szczegól-nej, nadzwyczaj dotkliwej KA-RY.■Tak więc rodowód takiej kary i praktyki – lecz potem w historii wielekroć niebędącej żadną karą, a czystą krzywdą – jest starożytny.

Inne przykłady tego zjawiska (w przeróżnych wersjach) znajdziemy tak na dalszych kartach tejże Biblii jak w innym piśmiennictwie, od-kąd ono istnieje. Dzisiaj są też one – wypędzenia (często zwane czyst-kami etnicznymi, nawet jeśli nie towarzyszy im ludobójstwo) – do-świadczeniem zapisanym w autop-syjnej pamięci wielu ludzi, których na świecie pewnie można by li-czyć w milionach. Natomiast dzię-ki środkom przekazu, świadkami tych koszmarnych zdarzeń mogli być i ci, którzy sami mieli szczę-ście ich uniknąć (np. wojny i wy-darzenia jugosłowiańskie, Koso-wo, Rwanda, Sudan, Kambodża).

Dziś cywilizowany (w miarę) świat określa wypędzenie jako na-ruszenie podstawowych praw

ludz-kich, co jednak jest definicją nie-wyjaśniającą niczego, powiedzmy – projekcyjno-normatywną: je-śli ktoś kogoś skądś wypędzi, na-ruszy jego podstawowe prawa (no ale przecie np. deportacja niele-galnych imigrantów do ich krajów macierzystych, jest, jak by nie pa-trzeć, także wypędzeniem …). Ina-czej mówiąc: nikogo■znikąd■wy-pędzać■nie■wolno. Jest to zakaz jako norma moralna kategorycz-ny (albo pretendujący do niego) dopóki się zawiera w kategoriach ogólnych, bo w szczegółach różnie bywa, co samo w sobie daje do my-ślenia…

Zauważmy, że ten zakaz (czy na-kaz) nie wynika z żadnej tradycji, a odwrotnie, tradycji tej zaprzecza (jako norma stosunkowo niedaw-no wprowadzona przez człowie-ka do zestawu zaczłowie-kazów). Nie by-ła też zapisana■w Dekalogu, chyba że ją podciągniemy pod przykaza-nie: Miłuj bliźniego swego jak sie-bie samego („Siebie samego wszak byś nie wypędzał, więc nie wypę-dzaj i mnie”).

Popatrzmy teraz – dla kontekstu i analogii – na problem zabijania.

Dekalog wprowadza zakaz katego-ryczny i bezwyjątkowy: Nie■zabi-jaj. Mimo to przez tysiąclecia sto-sowano zabijanie także jako karę;

przecie rodowód zakazu takiej ka-ry (wcale zresztą nie powszech-nego do dzisiaj) jest bardzo mło-dy, to wiek XX, chyba około jego połowy. Karę tę przecież do pew-nego czasu akceptował nawet Ko-ściół katolicki. Dzisiaj więc – także tradycji zaprzeczając – jednak po-wracamy■do■zakazu■w■Dekalogu.

Jedno i drugie (wypędzenie i za-bijanie) stosowane więc było jako

cywilizowanego świata uważa za naganne i niedopuszczalne.

Obie te kary są formą UTRATY:

albo ojczyzny, czy tylko kraju lat dziecinnych i rodzinnych oraz do-robku i własności (w różnych wer-sjach), albo życia.

Każdy bieg czasu, psychicznie rzecz biorąc, niesie ze sobą rów-nież■formę utraty■– od tegoż sa-mego życia począwszy, ponieważ jego okres się nieuchronnie skraca;

taka jest natura życia. Zarazem tra-cimy w trakcie życia dni, przeży-cia, doznania, zdarzenia i inne oso-by. Mamy tu do czynienia z■utratą■

naturalną, jakkolwiek nieco ją osłabia specyficznie ludzka funk-cja■pamięci oraz możność utrwa-lania■ zewnętrzności zdarzeń lub osób drogą zapisów technicznych, jak też innego ich utrwalania (np.

przy pomocy literatury i dzieł pla-stycznych). Możemy tracić i traci-my, oprócz życia, niekiedy z wła-snej przyczyny (winy), niekiedy nie, np.: zdrowie, poczucie bez-pieczeństwa, miłość, bliskich, wol-ność, pracę, zaufanie, oszczędno-ści, majątek, ojczyznę, nawet…

pamięć. Utracie podlegać może w zasadzie wszystko. Utrata jest za-tem wpisana w naturalny porzą-dek rzeczy i w egzystencjalną kon-dycję człowieka. Ale chyba każda utrata – zawiniona czy nie – budzi w nas poczucie krzywdy, stając się źródłem cierpienia. I być może dla-tego ją właśnie, utratę, my ludzie uczyniliśmy■ dla■ siebie■ przede■

wszystkim■karą.

Interesujące byłyby badania na-ukowe (być może takie są) na te-mat recepcji■kar (kary prawnej, domowej, moralnej, kary Bożej czy tzw. kary losu itd.), to znaczy nad stopniem akceptacji jakiejś utraty jako kary za coś. Wydaje się, że tu jako ludzie jesteśmy na ogół skrajnie subiektywni. Chyba sto-sunkowo niewielu ludzi skłonnych byłoby przyznawać, że doznana przez nich za coś kara jest słuszna i właściwa. Zwykle jest ona w na-szej opinii niesłuszna, zbyt surowa, niewłaściwa.

Jednocześnie gdy taka kara

do-ocen znacznie bardziej surowych niż wobec samych siebie. Oglą-dając taką karę z zewnątrz, czę-sto uważamy ją za niesprawiedli-wą – ale w drugą stronę, sugerując, że winna być ona bardziej dotkli-wa niż jest.

Niestety w ocenach moralnych stale bliscy jesteśmy genialnemu opisowi ludzkich praktyk moral-nych dokonanemu przez Sienkie-wicza, który to opis zupełnie jed-nak niesłusznie przypisywany był (lub jest) tylko Murzynom repre-zentowanym przez Kalego. Jest to mianowicie opis moralności Ka-lego”, z grubsza – ale jakże cel-nie – opisujący przypadłość całego (przecież) rodzaju ludzkiego: Źle jest, jak Kalemu ktoś ukraść kro-wę, a dobrze jest, gdy Kali■komuś■

ukraść krowę.

Zważywszy konstytutywną nie-doskonałość, wręcz ułomność człowieka, winniśmy rozróżniać kategorie■prawa■i kategorie■spra-wiedliwości. Niezwykle rzadko prawo, system prawny, wymierza cokolwiek innego niż tylko właśnie normy i wymogi prawa; rzadko wymierza sprawiedliwość. I to do tej sprawiedliwości■jako wzorca znacznie wyżej moralnie stojące-go niż prawo odwołujemy się, nie zgadzając się z jakąś karą, uzna-ną przez nas za zbyt surową lub zbyt pobłażliwą. I słusznie, bo ka-ra na ogół rzadko bywa spka-rawiedli- sprawiedli-wa. Lecz jeśli jest ona wymierzo-na z wszelkimi rygorami dobrego prawa – społeczeństwo ostatecz-nie na ogół ją akceptuje i uważa za prawnie słuszną (jakkolwiek za-wsze możliwy jest błąd i możliwa pomyłka).

W tym kontekście piszący te słowa uważa, że np. używanie określeń (czy raczej nazw) typu ministerstwo sprawiedliwości lub wymiar sprawiedliwości zamiast ministerstwo prawa albo wymiar prawa jest objawem nadużycia■sło-wa i ludzkiej pychy.

Utrata■ czegoś, co w naszym odczuciu i rozumieniu jest jakimś dobrem, niemal zawsze, jak już wspomniałem, jest źródłem

cier-szerzej i chyba niedefiniowalnie rozumiane – przecież stale się po-jawiają i stale odchodzą; człowiek nieustannie poddawany jest pro-cesowi ich przepływu. Toteż w ja-kichś hipotetycznie dających się nakreślić lub intuicyjnie wyobra-żalnych granicach to pojawia-nie się i tracepojawia-nie dóbr może być dla psychiki stanem■normalnym, a więc zjawiskiem niezakłócają-cym stanu zwanego zdrowiem psy-chicznym. Podobnie – innymi po-jęciami się posługując – względna równowaga pomiędzy istnieniem stresów i ich brakiem■jest nawet warunkiem zdrowia psychiczne-go. Tak samo – na innej płaszczyź-nie – stan derywacji■sensorycz-nej■(całkowity brak zewnętrznych bodźców zmysłowych) może być równie szkodliwy czy nawet mor-derczy dla psychiki jak nadmiar bodźców zmysłowych.

Do czego zmierzają te kontra-punkty mojego wywodu?

To, co bywa karą, nawet słuszną:

albo nie powinno być stosowane w ogóle (jeśli tak się moralnie umó-wimy lub jeśli to wynika z Dekalo-gu), albo może być stosowane tylko i wyłącznie jako kara usankcjono-wana prawnie, poza tym zaś uwa-żane być musi za czyn naganny lub występek, przestępstwo i grzech.

Zauważmy przy tym swoistą dwu-miarowość (bliską obłudzie) – tak jest przecież z■wolnością■osobistą:

pozbawienie jej człowieka z mo-cy prawa, jako■kary, jest na świecie stosowane powszechnie i od niepa-miętnych czasów. Jednakowoż sa-mowolne i nieprawne jej pozba-wienie (czy ograniczenie) – jest w świetle prawa przestępstwem…

Lichwa stosowana prywatnie jest przestępstwem, ale oficjalnie (li-cencyjnie) stosowana przez pań-stwo czy banki – w pełni dozwo-lona. Nb. zakaz lichwy zapisany w Biblii lekceważyli i lekceważą do dziś zarówno żydzi jak chrześcija-nie… Podobnie jest z grami loso-wymi (np. monopol loteryjny – jak to ładnie brzmi…), różnymi forma-mi wymuszeń państwa wobec oby-wateli itp., itd. Tak jakby np.

pazer-pazerność instytucji (też przecie z ludzi złożonej) już nie… Obnaża to tylko gigantyczną niedoskona-łość ludzkości nawet wobec norm, które sama tworzy, nie mówiąc o tych, które w różnych religiach po-chodzą od Bożego Prawodawcy.

Definicja zdrowia przyjęta przez WHO (także z modyfikacjami, m.in. prof. Juliana■Aleksandro-wicza) odnosi się w tym samym stopniu do zdrowia fizycznego co psychicznego. Przypomnijmy w skrócie, że wedle niej zdrowie nie jest prostą■antynomią■choroby. Je-śli bowiem choroba jest uszkodze-niem (upośledzeuszkodze-niem) funkcji i (lub) struktury narządu (narządów) ponad normę wiekową, to zdrowie jest s u b i e k t y w n y m p o -c z u -c i e m pełnej sprawnoś-ci fi-zycznej, psychicznej, społecznej i – jak dodaje Aleksandrowicz – mo-ralnej i estetycznej.

Zdaje się nie ulegać wątpliwo-ści, że każda utrata dostatecznie dotkliwa (wymiar tej dotkliwości zawsze jednak pozostanie subiek-tywny – zależnie od systemu war-tości człowieka, jego cech charak-terologicznych, wrażliwości itp.) jest zarazem traumą■psychiczną, która może znajdować pozornie odległe skutki neurologiczne, psy-chiatryczne, a w efekcie somatycz-ne o trudsomatycz-nej niekiedy do wskaza-nia etiologii.

Człowiek zdrowy psychicznie wyposażony jest w zdolność nie tylko rozumowego (intelektual-nego), lecz także emocjonalnego odczuwania (przeżywania) świa-ta i samego siebie. Ta emocjonal-na warstwa ludzkiej psyche jest do pewnego stopnia wartością samo-istną, a jej brak czy uszkodzenie rzutuje niekiedy na diagnozę takiej czy innej psychopatologii. Zrozu-miałe przeto, że świat emocjonal-ny człowieka z jednej stroemocjonal-ny sam może być źródłem nawet potęż-nych stresów, a z drugiej człowiek podlega im w ramach bodźców ze-wnętrznych. Zaburzenia zatem w tej sferze – zwłaszcza wywołane taką czy inną utratą – mogą się od-bijać i odbijają się tak na zdrowiu

Nie trzeba nam jednak stracić z pola widzenia, że ta sama utra-ta (utraty) może (mogą) być czymś pozytywnym, podobnie jak każ-de cierpienie nieutożsamiane z bó-lem fizycznym. Może np. stano-wić przebogate źródło inspiracji sztuki (są tu niezliczone przykła-dy literackie, muzyczne, malarskie itd.), a wreszcie zaczyn albo mo-tor rozwoju duchowego, pogłębio-nej refleksji antropologiczpogłębio-nej, eg-zystencjalnej, moralnej, w ogóle światopoglądowej, budowania doj-rzałości i odporności emocjonalno-psychicznej itp., itd.

Wskażmy na pewne przykła-dy osobowe. Ks. prałat profesor Zdzisław■ Aleksander■ Jastrzę-biec■Peszkowski, kapelan Rodzin Katyńskich i Pomordowanych na Wschodzie, ocalony z Katynia…

Jego z Ojczyzny wypędziła histo-ria, spersonifikowana przez posta-cie Hitlera i Stalina. Szlak gen.

Andersa rzucił go ostatecznie do USA, a nowy ustrój w Polsce od-ciął od Ojczyzny na długie lata. Po-wrócił po 1989 r. i nadal pełnił swą misję■pamięci■i■pojednania (zmarł w 2007 r.).

Podobnie polska pisarka Ha-lina■Birenbaum z Izraela, też ja-ko dziecja-ko wypędzona z war-szawskiego domu rodzinnego i wpędzona do Auschwitz, autorka wstrząsającej poezji i wspomnień obozowych, wielka rzeczniczka edukacji w tym zakresie i procesu pojednania – niechaj tu (jedynie) symbolizuje całą przepotworność Holocaustu i losów polskich (i nie tylko polskich) Żydów.

Pisarz Stanisław■ Srokowski z Wrocławia dał Polsce i świa-tu wstrząsające sświa-tudium ludzkiej psychiki obrastającej w nienawiść, m.in. napisawszy książkę pod tym właśnie tytułem: „Nienawiść”. Sta-nisław Srokowski wypędzony był, razem z wieloma tysiącami innych, z dawnych Kresów Wschodnich Rzeczypospolitej, przez sowiecko-rosyjskiego zaborcę i trójkę wiel-kich destruktorów powojennego świata, szczególnie Polski, czyli Roosvelta, Churchilla i Stalina.

rych zbrodniach szowinistycznych bandytów ukraińskich dokona-nych na dziesiątkach tysięcy lud-ności polskiej – a raczej o wstrzą-sającej degeneracji psychicznej morderców – gdyby nie był ich świadkiem, który przeżył i został wypędzony.

To tylko trzy pozornie odległe przykłady (osobiście mi znane spo-śród wielu mi znanych) z niezliczo-nych – o różnej skali i kontekście.

Co je łączy? Łączy je to, że zarów-no ks. Peszkowski, jak Birenabum i Srokowski są ludźmi całkowi-cie wyzbytymi■nienawiści,■a ich pisarskie i życiowe posłannictwo jest wysiłkiem na rzecz wybacze-nia i pojednawybacze-nia, choć w żadnym razie nie zapomnienia… Mogłoby to specjalnie nie dziwić na przy-kładzie osoby duchownej jak ks.

Peszkowski – przy całej wybitno-ści i wielkowybitno-ści jego osoby i zasług (wspomnijmy, że uchwałą Sejmu RP zgłaszano jego kandydaturę do Pokojowej Nagrody Nobla). Jed-nak w pozostałych – tych i innych przypadkach – potrafilibyśmy, mi-mo wszystko, rozumieć czy nawet akceptować, że dane osoby nie tyl-ko nie mogą zapomnieć, ale że nie potrafią wybaczyć (wszak tego się nie■da■zadekretować – musi za-istnieć samoistny proces myślowy i emocjonalny, kończący się takim efektem).

Jeśli mówimy, że czas leczy ra-ny, mamy na myśli głównie rany psychiczne, nie fizyczne. Także dotkliwość■każdej■utraty z csem się zmniejsza, zamazuje, za-ciera, ulega zapomnieniu lub ze-pchnięciu z pola świadomości.

Jednym pomagają tu zasady wia-ry i praktyki religijne, innym różne w tym zakresie filozoficzne tezy, przekonania czy postawy. Dobro-tliwa w tym przypadku natura rów-nież włącza tu mechanizmy obron-ne, byśmy nadal mogli sprawnie, także moralnie sprawnie, żyć. By-wa, że rodzajem terapii staje się twórczość artystyczna. Niekiedy jednak wszystkie te mechanizmy zawodzą albo nie mogą mieć za-stosowania; czym się to kończy –

Konkludując – utrata, w tym wypędzenie, wpisuje się w natu-ralny, niestety, choć nazbyt często powodowany przez samych ludzi, krąg traumatycznych dla ludz-kiej psychiki przeżyć („Ludzie lu-dziom zgotowali ten los”). Za-uważmy jednak przy tym, że nie■

jest to doznanie właściwe wyłącz-nie ludziom – bo także wyłącz-niektórym zwierzętom, zwłaszcza domowym (pies, kot), posiadającym – podob-nie jak człowiek – cechę terytorial-ności i szczątkowe poczucie wła-sności lub partnerstwa (np. śmierć słowika po utracie partnerki). War-to tu odesłać do znakomitych dzieł etologów jak Konrada■ Loren-za (laureat Nobla) czy Vitusa■B.■

Dröschera.

Przeżywanie utraty – niezależ-nie od tego, czy jest ona natural-na, czy nienaturalna (jako kara, a zwłaszcza jako krzywda), należy niekiedy (bo przecież nie zawsze) do cięższych albo nawet szczegól-nie dramatycznych przeżyć psy-chicznych. Arsenał krzywd, jakich dopuszczają się ludzie wobec lu-dzi, jest w tym przypadku prak-tycznie nieograniczony.

Utrata czy jedna z jej form – wy-pędzenie, podobnie jak inne krzyw-dy, powodują zmiany w psychice.

Te zmiany ani nie są jednotorowe, ani też nie poddają się jakiejś ko-dyfikacji, zaszufladkowaniu, pre-cyzyjnej diagnozie. Zbyt wielki występuje tu gąszcz przemiesza-nych czynników i tzw. zmienprzemiesza-nych zależnych i niezależnych. Bywają to zmiany niszczące i zmiany bu-dujące; mogą być przekuwane tak w dobro, jak w zło. Nawet wtedy, gdy np. wypędzenie staje się za-służoną karą (wszak może tak być i bywało: choćby sądowa i w mia-rę sprawiedliwa kara za przestęp-stwo; konfiskata czyjegoś wiel-kiego mienia w praktyce staje się przecież wypędzeniem delikwenta z jego miejsca życia!).

Przywołajmy też do pola świa-domości następujący przykład: oto ktoś sam się pozbawia ojczyzny i kraju lat dziecinnych, z własnego wyboru dokonując emigracji (za

itp., itd.). Taki ktoś niekiedy przez lata lub do końca życia jakoś tam cierpi z powodu własnowolnie za-danej sobie utraty. Ale są też ta-cy, rodzaj obywateli świata, którzy wcale z tego powodu cierpieć nie będą. Jeśli jednak jedni i drudzy zostaną tego pozbawieni drogą■

przemocy, wypędzenia, cierpieć też będą dodatkowo ze zrodzo-nego poczucia■krzywdy.■A u ja-kiejś części takich ludzi, trudnej do określenia, kiełkować będzie pod-sycana latami przez samego siebie lub przez innych■chęć odwetu i ze-msty,■a niekiedy zadośćuczynienia■

(lub odwetu■nazywanego zadość-uczynieniem jedynie dla pozorów).

Wskażmy jeszcze jeden aspekt:

kary■zbiorowej, która zwykle, naj-częściej, właśnie przez swoją zbio-rowość staje się bardziej krzywdą■

zbiorową niż karą. A pamiętajmy, że kara zbiorowa (odpowiedzial-ność zbiorowa) stosunkowo od niedawna zyskała status negatyw-ny, negatywną konotację moralną i odrzucenie prawne.

Każda przemoc, zwłaszcza woj-na■(jako przemoc totalna i skrajna), zawsze rodzi krzywdę. Słusznie przeto, że aby ograniczać czy eli-minować krzywdy, przede wszyst-kim dbać trzeba o pokój. Wywoła-nie wojny jest winą. Każda wina może (a właściwie powinna) rodzić karę (dopiero potem może być przebaczenie). Wypędzenie lub de-portacja, enigmatycznie i z ponurą dawniejszą poprawnością politycz-ną nazywane niekiedy prze(wy)sie-dleniem, a w następstwie np. re-patriacją (czyli ‘powrotem do ojczyzny’ – idiotyzm wobec tych, którzy nigdzie nie emigrowali) – może być karą. Ale czy nią było?

I tak, i nie.

Polaków wysiedlano i deporto-wano (od czasów zaborów, po II wojnę światową) na Syberię (po częstej konfiskacie majątków i mienia); wyganiano z Zamojsz-czyzny czy Generalnej Guberni, wywożono na roboty przymuso-we przez najeźdźców niemieckich;

Stalin wykorzeniał całe narody z ich terytoriów (np. Czeczenów,

no nazwać nawet karą zbiorową, lecz zbiorową■krzywdą,■bo ludzie podlegający tym praktykom nie dopuścili się czynów prawnie na-gannych, a w dzisiejszym widze-niu demokratycznych państw pra-wa tylko czyn■prawnie■naganny rodzi winę podlegającą ewentual-nej karze.

Tak, ale to jest dzisiejsze wi-dzenie tego problemu, bez wątpie-nia zupełnie nieakceptowane (lub nieznane) przez Hitlera i nazizm,■

Stalina i komunizm, a także, chy-ba – niestety – przez wspomnia-ną „wielką trójkę” jałtańsko-pocz-damską. Nieakceptowane (i pewnie niedostrzegane) także przez po-wojenne polskie władze komuni-styczne, które dla pragmatyki sku-teczności walki z bandytyzmem szowinistów wysiedlili z Biesz-czadów całą ludność ukraińską lub pochodzenia ukraińskiego.

Nowożytne, świadomie prowo-kowane drogą różnych czystek, w tym etnicznych, wędrówki lu-dów i różne formy utraty i wy-pędzeń, zawsze inicjowane były przez zdegenerowanych polityków i zdegenerowane systemy społecz-no-polityczno-prawne. Odnosi się to w równej mierze do sztucznych, odgórnie narzucanych zmian■lub■

ustanawiania■granic. Te bowiem zmiany są tu przyczyną pierwot-ną i powinny być uznawane przez społeczność międzynarodową za zbrodnię przeciwko ludzkości.

Oto arbitralnie ustanawiane grani-ce przesuwano też ponad■głowa-mi■ludzi:■Polaków na Kresach, na Litwie i na Zaolziu; Niemców na późniejszych ziemiach zachodnich i północnych Polski (aczkolwiek w odpływie tej ludności walny udział

Oto arbitralnie ustanawiane grani-ce przesuwano też ponad■głowa-mi■ludzi:■Polaków na Kresach, na Litwie i na Zaolziu; Niemców na późniejszych ziemiach zachodnich i północnych Polski (aczkolwiek w odpływie tej ludności walny udział