• Nie Znaleziono Wyników

w dworku Zegadłowiczów

W dokumencie Relacje-Interpretacje, 2010, nr 1 (17) (Stron 30-34)



R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

dzo mu odpowiadającą, bo nie musiał z Gorzenia wyjeż-dżać. To była kontrola nad programem. Z tego powodu co trzy dni trzeba było wozić do elektrowni akumulator do radia, a i tak słuchało się tylko wybranych audycji.

Nie było telefonów, tak że goście pojawiali się często zupełnie niespodziewanie. Jeśli ktoś przyjeżdżał z dal-sza, to zwykle było zapowiedziane listownie, ale z Wa-dowic przychodzili spacerem.

Tatuś bardzo lubił kino. W Wadowicach było jed-no. Zmieniano program dwa razy w tygodniu i zawsze jak była zmiana, to myśmy szli do kina. Z odległości lat bardzo dziwię się, że jesienią już prawie o zmroku ro-dzicom chciało się na piechotę iść do Wadowic, a drogi były bardzo błotniste. Później wchodziliśmy do sklepu, kupowało się coś na kolację i wracaliśmy znów piechotą.

Ja, rozmarzona, mówiłam, jak bym chciała z tego kina wprost do łóżka, a tatuś odpowiadał, że doczekam się takich czasów na pewno. I dzisiaj rzeczywiście, oglądam film w telewizji i zaraz mogę się położyć, bez dodatko-wego spaceru z Wadowic do Gorzenia.

Pamiętam atmosferę, jaka panowała wtedy w naszym domu. Przychodzili przyjaciele tatusia, czasem zbierało się większe grono, prowadzili rozmowy. Takie dyskusje, jakie się wtedy toczyły, idą w zapomnienie. W tej chwili mniej prowadzi się życia towarzyskiego, każdy pochło-nięty jest bardziej własnym domem, programem telewi-zyjnym. Wtedy było zupełnie inaczej.

Dzień w Gorzeniu

Śniadań nie jadało się u nas wspólnie, przede wszyst-kim dlatego, że myśmy z siostrą szły do szkoły. Mamusia wstawała wcześnie i chodziła bardzo cichutko, tak żeby nie obudzić tatusia, bo miał trudności z zasypianiem.

Znała każdą deskę w pokoju, która by skrzypnęła. Tatuś budził się wcześnie, zwłaszcza latem. Lubił wschód słoń-ca. Zwykle coś czytał, ale potem zasypiał. Jak mamusia usłyszała jakiś ruch, to się pytała, czy będzie wstawał.

On mówił tak, to mamusia, że woda ciepła jest do mycia, wszystko przygotowane na umywalce. Ona tymczasem parzyła kawę i rodzice jedli śniadanie w żółtym poko-ju, w pracowni. Te śniadania trwały dość długo i raczej nie należało rodzicom przeszkadzać, ponieważ omawiali wiele spraw, tatuś czasem mamusi czytał fragmenty tego, co napisał lub jakiś list ciekawy, który dostał.

Około dziewiątej zaczynał się zabierać do pracy, sia-dał do swojego biurka i wtedy nie należało mu przeszka-dzać. Ale było bardzo wskazane, żeby mama była pod ręką. Przypominam sobie taką sytuację. Byłam z

mamu-sią w kuchni, coś omawiała z pomocą domową. I nagle stanął w drzwiach tatuś, widziałam, że był troszkę zde-nerwowany. Powiedział: Marysiu, ja ciebie wołam i wo-łam, a ciebie nie ma. Czyli że jak tatuś od biurka wołał, że chciałby się napić herbaty czy może o czymś z mamą pomówić, to powinna była być pod ręką.

Latem obiad był o pierwszej. Wszyscy goście przed południem mogli robić, co uważali. Panowie przeważ-nie pracowali. Przy obiedzie wszyscy się spotykali. Tatuś nie bywał wtedy tak rozmowny jak przy podwieczorku, widać było w nim trochę zadumy, jeszcze pochłonię-ty był pracą. A już pora podwieczorkowa poświęcona była rodzinie, rozmowom towarzyskim. Zwykle jesie-nią, kiedy już były słoty, błota, zostawaliśmy tylko w ro-dzinnym gronie.

Często na przykład zjawiali się u nas Pronaszkowie.

Tatuś bardzo serdecznie przyjaźnił się przede wszyst-kim ze Zbigniewem. Z Pronaszkami wiąże się zabaw-na historia. Zwykle Zbigniew się zapowiadał listow-nie, wysyłało się po niego konika z bryczką. Ale kiedyś nie zapowiedział się i przyszedł ogromnie podekscyto-wany. Mówi: Emilu, zakochałem się od pierwszego wej-rzenia, ale nie mam pojęcia, kto to jest. Panienka z do-brego domu, szła z rodzicami na spacer. Tatuś na to:

To mi narysuj, może ich znam. Pronaszko narysował, a tatuś mówi: Nie ma problemu, to mój doktór domowy Taube z żoną i córką. I Pronaszko poznał osobiście pan-nę Marię, ożenił się z nią i jeszcze częściej bywał u nas, bo przyjeżdżali do Wadowic odwiedzać rodzinę.

Twórczość naznaczona miejscem

Wpływ Gorzenia na twórczość tatusia był ogrom-ny. Pierwszym i może najważniejszym był fakt, że nie-zmiernie kochał, wielbił wprost swojego ojca, który go wcześnie osierocił. Miał 11 lat i przeżył to jako dra-mat. Mieszkanie w Gorzeniu z ukochanym ojcem, a po-tem w Wadowicach, z matką u dziadków, gdzie była zu-pełnie inna atmosfera, to było coś nieporównywalnego.

Wielokrotnie w twórczości tatusia – a powiedziałabym, że najsilniej w Uśmiechu, książce przepięknej, ale bardzo mało znanej – jest opowiedziane życie w tym domu. Opi-sane jest bardzo szczegółowo i pięknie. Ile razy czytam prolog czy epilog, to zawsze łzy mam w oczach, bo wiem, co tatuś w tym okresie przeżywał.

W ogóle najlepiej mu się pracowało w Gorzeniu, tu była cisza, spokój. Nie znosił biurka, które było z góry zabudowane, pracował zawsze przy stole, stół był jego biurkiem. Musiał, pisząc, oderwać oczy od papieru,

Atessa Zegadłowicz-Rudel Dworek Zegadłowiczów w Gorzeniu



R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e spojrzeć w okno, a jak spojrzał, to zobaczył piękne

drze-wa, fragmenty Góry Jaroszowickiej...

Następna sprawa to lud beskidzki, który go tutaj otaczał, te powsinogi beskidzkie. To nie są jakieś posta-ci wymyślone, oni po prostu chodzili po wsiach i tatuś, obserwując to jeszcze jako dziecko, tak pięknie w swo-ich balladach opisał. Tak samo jeśli chodzi o bohaterkę Lampki oliwnej. Nieco zmienione było na potrzeby sztu-ki jej życie, ale tę bohaterkę również znałam.

Jędrzej Wowro

Początkowo tatuś nie wiedział o jego istnieniu, bo na wsi sztuka ludowa została w pewnym okresie wy-parta przez fajansowe figureczki. A on tam coś dłubał tym nożykiem, zamiast zająć się jakąś robotą sensow-ną. Nikt na wsi nie uznawał takiego rzeźbiarza za arty-stę. Tak że Wowro ograniczył swoje rzeźbiarstwo właści-wie do ptaszków. I z tymi ptaszkami żona jego chodziła na targ, usiłowała je sprzedać. Przyszła któregoś dnia do Gorzenia i pokazała mamusi, pytając, czy by pań-stwo przypadkiem nie kupili. Mamusia pokazała ta-tusiowi, a ten się zachwycił. Potem każdy, kto do nas przyjechał, prosił, żeby go prowadzić do Wowry. Miesz-kał bardzo blisko nas, jakieś pięć minut, miał malutką chałupkę. Z wieloma osobami tam chodziłam. Wowro do nas przychodził bardzo często, z tatusiem prowadził długie rozmowy.

W 1929 roku w Poznaniu była Powszechna Wystawa Krajowa, na której Polska pokazywała wszystko, czego dorobiła się w ciągu 10 lat swojej niepodległości. Byłam wtedy dzieckiem, ale jak poszłam na PWK, to poczułam się jak u siebie w domu. Tatuś zaraz zaprowadził mnie do pawilonu, gdzie była wystawiana sztuka ludowa i cały jeden kącik był poświęcony Jędrzejowi Wowrze. Wszyst-kie świątki pojechały z naszej gorzeńsWszyst-kiej świątkarni wtedy do Poznania, wypożyczone na tę wystawę. Oczy-wiście do Gorzenia nie wróciły, dlatego że muzeum ka-towickie zakupiło je od tatusia. Ale on się nie martwił, bo Wowro był w doskonałej formie i wszystko uzupeł-nił. Trzeba dodać, że największy zbiór sztuki ludowej w Polsce dwudziestolecia międzywojennego był wła-śnie w naszym domu.

Ruzamski i Żechowski

Tatuś prowadził ożywioną korespondencję. Wśród przychodzących do niego przesyłek znajdował się czę-sto list od osoby obcej, nieznanej. Starał się na każdy list odpisać, ale powoli taka korespondencja wygasała.

Inaczej było z panem Marianem Ruzamskim. Mieszkał w Tarnobrzegu, był malarzem, doskonałym portrecistą, uczniem Jacka Malczewskiego. List Ruzamskiego bar-dzo tatusia zainteresował. Odpisał mu i zaczęła się kore-spondencja. Pisywali do siebie długie listy, komentując wydarzenia kulturalne, wydarzenia polityczne, wszyst-ko, co dzieje się na świecie. Te listy były bardzo ciekawe, tatuś czasem nam fragmenty odczytywał. Pisał w tym czasie książkę Motory. Napisał Ruzamskiemu, że poszu-kuje ilustratora, a ten polecił mu Stefana Żechowskiego.

Stefan Żechowski pochodził z Książa Wielkiego. Tam mieszkał prawie całe życie. Był uczniem Szukalskiego.

Gdy przyszły pierwsze ilustracje, byliśmy zachwyceni.

Nie tylko wspaniałą fantazją, wizjami artysty, ale rów-nież doskonałą techniką.

Stefan Żechowski przyjechał do nas po raz pierwszy zimą 1936 roku. Zapowiedział swój przyjazd, przysłał Dawny pokój żółty,

pracownia Emila Zegadłowicza. Po prawej wejście do pokoju niebieskiego

Fragment ekspozycji rysunków Stefana Żechowskiego



R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

pocztówkę, na której narysował, jak będzie wyglądał, jaki będzie miał bagaż itd. Tatuś po Żechowskiego wydelego-wał mnie, razem z Józefem Stożkiem, który wtedy u nas gościł. I bez tej pocztówki rozpoznalibyśmy go, dlatego że Wadowice były wtedy małym miasteczkiem, wszyscy się znali, a osoba przyjeżdżająca z zewnątrz rzucała się w oczy. Przyjechał na dłuższy czas i w ogóle w Gorze-niu często potem bywał, spędzał po parę tygodni. Część ilustracji do Motorów – bo nie wszystkie były gotowe, gdy przyjechał – powstało tutaj, w pokoju niebieskim, przylegającym do żółtego, pracowni tatusia. Tam ryso-wał. Był bardzo pracowitym człowiekiem, wiele czasu poświęcał rysunkom, bardzo precyzyjnym i doskona-łym w technice operowania światłocieniem.

Ruzamski w czasie wojny został aresztowany i trafił do Oświęcimia. Przetrwał, ale już po wyzwoleniu obozu zmarł, jego organizm nie wytrzymał. Natomiast Że-chowski mieszkał dalej w Książu. Rozmaicie było z jego finansami. Był to człowiek skromny, nie miał siły prze-bicia, nie dążył do sukcesu za wszelką cenę. Uważam, że Motory ułatwiły mu zaistnienie na szerszej arenie,

nie tylko w Polsce, ale i za granicą. Otóż, Andrzejo-wi BanachoAndrzejo-wi, krytykoAndrzejo-wi sztuki, już po wojnie wpadła gdzieś w ręce ta powieść (zresztą skonfiskowana przez cenzurę). Zachwycił się nie tylko tekstem, ale i ilustra-cjami. Chciał się czegoś o ich autorze dowiedzieć, więc przyjechał do Gorzenia. W efekcie Banach zorganizo-wał Żechowskiemu wystawę w Brukseli i tak zapoczątko-wał jego karierę światową. Potem Żechowski miał nawet możność wyjechać do Ameryki na stypendium Fundacji Kościuszkowskiej. Tak Motory, którym na pewno wiele poświęcił czasu i artystycznie bardzo mocno się w nich wypowiedział, przyniosły mu w końcu korzyści.

Żechowski pisał do Ruzamskiego, kiedy przyjechał do nas pierwszy raz, że ten dom to wspaniałe muzeum urządzone przez poetę. W okresie wojny chroniliśmy zgromadzone dzieła sztuki, obrazy były wyjęte z ram, pozwijane. Rysunki Żechowskiego też, przełożone bi-bułkami, w tekach ukrytych za szafami, sekretarzykami, u znajomych. Pierwsza wystawa prac Żechowskiego była właśnie u nas, w Gorzeniu, do dziś jego prace tu wiszą.

Kiedy przyjeżdżał po wojnie, więcej dzielił się swoimi Aleksander Dyl

Emil Zegadłowicz [Emil Erwin Kaiszar], syn Tytusa Zegadło-wicza i Elżbiety Kaiszarówny, ur. 1888 w Bielsku-Białej, zm.

1941 w Sosnowcu. Pisarz, poeta, dramaturg, eseista, tłumacz.

Napisał m.in. Powsinogi beskidzkie, 1923; Kolędziołki beskidz-kie, 1923; Żywot Mikołaja Srebrempisanego, 1927–1929; Zmo-ry, 1935; MotoZmo-ry, 1937; Domek z kart, 1940. Współtwórca eks-presjonizmu w literaturze polskiej, związany z poznańskim

„Zdrojem”. Założyciel regionalistycznej grupy literackiej Czar-tak. Większość życia spędził w Gorzeniu Górnym. Uczęszczał do gimnazjum w Wadowicach. Studiował polonistykę, germa-nistykę i historię sztuki na Uniwersytecie Jagiellońskim, a tak-że w Wiedniu i Dreźnie. Pracował w Ministerstwie Kultury i Sztuki, teatrach w Poznaniu i Katowicach, Polskim Radiu, konserwatorium w Katowicach, współpracował z redakcjami czasopism i wydawnictwami. Organizował spotkania arty-stów, literatów, krytyków, polityków. Gromadził dzieła sztuki.

W 1915 r. ożenił się z Marią Kurowską, z którą miał dwie córki.

W dworku Zegadłowicza w Gorzeniu mieści się od lat powo-jennych muzeum biograficzne, prowadzone obecnie przez jego córkę i wnuczkę. Oprócz pamiątek po pisarzu znajdu-ją się tu m.in. obrazy czy rysunki V. Hofmana, J. Hulewicza, Z. Pronaszki, W. Skoczylasa, J. Pieniążka, L. Wyczółkowskie-go, S. ŻechowskieWyczółkowskie-go, W. Weissa, a także prace wadowickich malarzy i rzeźbiarzy. W dawnej kaplicy zgromadzono rzeźby niezwykłego ludowego artysty Jędrzeja Wowry.

0

R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e W swojej ofercie wystawienniczej Dział Sztuki biel-skiego Muzeum stara się przybliżać bogactwo zbiorów i zasobów magazynowych, prezentując wybrane zespoły eksponatów lub zwarte kolekcje. Do takich niewątpliwie należy zbiór rysunków Stefana Żechowskiego, pozyska-nych w końcu lat 80. i pierwszej połowie 90. ubiegłego stulecia od wdowy po artyście i Rodziny Zegadłowiczów.

Zakupione zostały z myślą o ekspozycji w jednym z od-działów bielskiego Muzeum, jakim w tamtym czasie był gorzeński dworek. Stało się jednak inaczej. Kolekcja ta nie jest duża, liczy bowiem 24 ilustracje, jednak jej za-letą jest zwartość i jednorodność. Składają się na nią dwa cykle oryginalnych rysunków. Pierwszy zespół to 6 prac z 1936 roku, wykonanych ołówkiem na różnego rodza-ju papierach, ilustrujących powieść Motory E. Zegadło-wicza (całość składała się z 37 prac i została rozproszo-na). Drugi cykl to 18 ilustracji na grubym kartonowym podłożu rysowanych miękkimi kredkami, węglem i kre-dą, a miejscami podmalowanych białą temperą. Po-wstały w latach 1956–1957 z myślą o pierwszym powo-jennym wydaniu Zmór, do jakiego przygotowywało się

T e r e s a D u d e k B u j a r e k

Symbioza

W dokumencie Relacje-Interpretacje, 2010, nr 1 (17) (Stron 30-34)

Powiązane dokumenty