• Nie Znaleziono Wyników

Relacje-Interpretacje, 2010, nr 1 (17)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Relacje-Interpretacje, 2010, nr 1 (17)"

Copied!
44
0
0

Pełen tekst

(1)

n­ter­pr­eta­cje

Kwartalnik Regionalnego Ośrodka Kultury w Bielsku-Białej Nr 1 (17) marzec 2010

5 lat regionalnego centrum dizajnu Bielskie Muzeum z Laurem Refleksje menedżera O nieistniejącej kawiarni Avion Z Psio Crew o muzyce i nowej płycie Mistrzowskie chóry

Rela­cje

ISSN 1895–8834

(2)

Od idei do obiektu. Od obiektu do produktu Agencja Presso Dizajn w przestrzeni publicznej Archiwum ŚZSiP Najlepsze projekty dyplomowe

2008/2009 Archiwum ŚZSiP

Z wystaw Śląskiego Zamku Sztuki i Przedsiębiorczości

(3)

Od idei do obiektu.

Od obiektu do produktu Archiwum ŚZSiP Doskonałość formy Agencja Presso Na okładce:

Oranżeria Śląskiego Zamku Sztuki i Przedsiębiorczości w Cieszynie, przed wejściem jelonek zaprojektowany przez Hannę Kokczyńską i Luizę Marklowską

Archiwum ŚZSiP

(4)

Kwartalnik Regionalnego Ośrodka Kultury w Bielsku-Białej

Rok V nr 1 (17) marzec 2010 Adres redakcji

ul. 1 Maja 8 43-300 Bielsko-Biała telefony

33-822-05-93 (centrala) 33-822-16-96 (redakcja) redakcja@rok.bielsko.pl www.rok.bielsko.pl Redaktor naczelna Małgorzata Słonka Rada redakcyjna Ewa Bątkiewicz Lucyna Kozień Magdalena Legendź Janusz Legoń Leszek Miłoszewski Artur Pałyga Jan Picheta Maria Schejbal Agata Smalcerz Maria Trzeciak Urszula Witkowska

Opracowanie graficzne, DTP Mirosław Baca

Wydawca

Regionalny Ośrodek Kultury w Bielsku-Białej

dyrektor Leszek Miłoszewski Druk

Times, Bielsko-Biała Nakład 1000 egz.

(dofinansowany przez Urząd Miejski w Bielsku-Białej) Czasopismo bezpłatne ISSN 1895–8834

n­ter­pr­eta­cje Rela­cje

Galeria

Wkła­dka­

Jacek Kachel – Miejsca i wydarzenia Okła­dka­/wkła­dka­

Z wystaw Śląskiego Zamku Sztuki i Przedsiębiorczości

Rozmowy z bielszczanami 1 Bielski zamek – skuteczne

rozwiązania

Z Iwoną Purzycką rozmawiała Wanda Then

Dizajn

5 Dizajn na peryferiach

Ewa Gołębiowska

Muzyka

8 Po góralsku z prądem

Marcin Zarębski

11 Miłość do muzyki i trochę pracowitości

Maria Trzeciak

15 Refleksje menedżera

Marcin Jacobson

Zza Olzy

17 Kawiarnia Avion, której nie ma?

Renata Putzlacher

Bielsko-Biała. Ludzie i budowle 21 Kolbenheyerowie

Piotr Kenig

Wokół Zegadłowicza

26 Międzywojnie w dworku Zegadłowiczów

Opowiada Atessa Zegadłowicz-Rudel

30 Symbioza artystycznych fascynacji

Teresa Dudek Bujarek

Felieton

32 Przepis na sukces

Andrzej Kierczak

33 Rozmaitości 36 Rekomendacje

Izabela Ołdak: Diary (Pamiętnik), Nagroda Publiczności 39. „Bielskiej Jesieni” Krzysztof Morcinek

Czeskocieszyńska kawiarnia Avion na fresku Władysława Szpyrca

(5)



R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

Wanda Then: Czy to duża satysfakcja być panią na zamku, w dodatku ze Złotym Laurem Umiejętności i Kompetencji?*

Iwona Purzycka: Mieć taki laur to duża satysfakcja. Zo- stałam już kilka razy doceniona w środowisku ludzi zajmujących się kulturą, tym razem nagrodę przyzna- ło środowisko biznesowe, Regionalna Izba Gospodarcza w Katowicach. To znak czasu. Teraz nawet w muzeum, poza działalnością statutową, konieczna jest działal- ność taka jak w firmie. Bo muzeum to duża firma, pod- legająca takim samym przepisom i zasadom, takiej sa- mej księgowości jak przedsiębiorstwo. U nas sytuacja jest nawet bardziej skomplikowana, bo często warun- ki, w jakich musimy działać, są sprzeczne z naszą misją, a wszystko to jakoś trzeba do siebie dopasować. Wybra- łam w tej sprawie określoną drogę i teraz, otrzymawszy nagrodę, widzę, że jest dobra. Do zrobienia jest jednak wciąż bardzo dużo.

Na czym polega biznesowa działalność Muzeum?

Poza środkami od marszałka województwa, który jest naszym organizatorem, staramy się nieustannie o dodatkowe fundusze. Pieniądze od marszałka wystar- czają na podstawowe funkcjonowanie. Jeśli chcemy roz- winąć skrzydła, organizować ciekawe wystawy, tworzyć wydawnictwa, musimy sami starać się o fundusze. Nie są rozwiązaniem pieniądze, które zarabiamy dzięki bile- tom wstępu, warsztatom, lekcjom muzealnym, wydaw- nictwom, bo jest ich za mało. Policzyłam, że gdybyśmy mieli utrzymywać się z biletów, jeden musiałby koszto- wać 700 złotych. To oczywiście nierealne. Na świecie nie- wiele jest muzeów, które są w stanie utrzymać się same, bo tak wielu odwiedza je gości. Większość musi liczyć na dotacje, zarabiać, zdobywać mecenasów.

Czy w Bielsku-Białej na mecenasów można liczyć?

Tak, ale nie w takim zakresie jakbyśmy chcieli. Me- cenat dopiero się u nas rodzi. Chodzi o zrozumienie, że to korzyść obopólna. Inwestycja w kulturę potrafi

W a n d a T h e n

Rozmowa z Iwoną Purzycką, dyrektor Muzeum w Bielsku-Białej

– skuteczne rozwiązania

Bielski zamek

(6)



R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e firmy nie tylko świetnie promować, ale nawet można

na niej zarabiać. To również prestiż. Ale żeby wspieranie naszego Muzeum było dla mecenasów prestiżowe, mu- sieliśmy stworzyć do tego warunki. Odpowiednio wy- glądać i mieć odpowiednią propozycję. Wiele lat trze- ba było, by ruderę, jaką był zamek, zamienić w obiekt wart zainteresowania. Pod tym kątem też planowali- śmy remonty. Staraliśmy się, by z jednej strony zamko- we sale służyły ekspozycjom i celom naukowo-edukacyj- nym, które chcieliśmy realizować, z drugiej jednak, żeby umożliwiały zarabianie pieniędzy. Złoty Laur Umiejęt- ności i Kompetencji ułatwi nam rozmowy ze sponsora- mi, bo jest dowodem na to, że nie marnują się pienią- dze, które dostajemy z różnych źródeł.

W ciągu kilku lat bielski zamek zmienił się nie do pozna- nia. Jakie były najważniejsze etapy tych zmian?

Wszystko trwało dziewięć lat. Założyliśmy, że zamek musi zmienić się tak, by z jednej strony ukazywał etapy historii budynku, miasta i regionu, ale także by można było z niego korzystać od pierwszego etapu prac. Zaczę- liśmy od westybulu, zbrojowni i sali myśliwskiej. Wtedy po raz pierwszy okazało się, jaką perełkę można z zamku zrobić. Wiele osób nie wierzyło, że może tu być tak ład- nie. Wcale się nie dziwię. Budowla została tak przebudo- wana, że kojarzy się z XIX wiekiem i nie jest szczególnie oryginalna. Tymczasem westybul odtworzyliśmy z okre- su jego świetności, gdy był wręcz pałacowym wejściem.

Gdy Sułkowscy podzielili zamek na część służącą im do mieszkania i na kamienicę czynszową. Kolejnym od- danym do użytku po remoncie wnętrzem była sala kon- certowa, która wciąż robi wrażenie. Znaleźliśmy w niej elementy XVIII-wieczne, ale zdecydowaliśmy, że jej wy- strój pochodził będzie też z okresu ostatniej przebudo- wy, z połowy XIX wieku. Mniej służy ona bowiem eks- pozycji, bardziej koncertom, spotkaniom, działaniom promocyjnym. Potem zajęliśmy się ekspozycją histo- ryczną. Trzeba było ją stworzyć od nowa, by odkłamać stereotypy na temat nacji, które kiedyś żyły w mieście i okolicy. Na nowo opracować trzeba było model prze- kazu bielszczanom informacji na ten temat.

Jednocześnie dbaliście o współczesność.

Przywróciliśmy świetność galerii malarstwa, by pokazać, jak bogate mamy zbiory. Następnie musieliśmy zadbać o to, by artyści z regionu mieli w Muzeum swoją repre- zentację. Pełnimy przecież również rolę mecenasa sztu- ki. Poza tym żadna galeria czy inne muzeum nie stworzy bielskim artystom stałej ekspozycji. Mają ją u nas. Po- wstała Galeria Współczesnej Sztuki Regionu. Najpierw była to jedna sala, teraz są dwie.

W Muzeum powstała też interesująca galeria jednego obrazu.

Przemianowaliśmy ją na galerię jednego dzieła, bo nie tylko obrazy w niej eksponujemy. To nasz pomysł na pokazanie obiektów, które Muzeum kupuje na bie- żąco. Nie możemy zbyt często zmieniać ekspozycji sta- łej, bo to skomplikowane i kosztowne, pokazujemy więc nasze nowe nabytki w minigalerii. Udostępniliśmy też część naszych bogatych zbiorów grafiki. Na stałe ekspo- nowana jest ta z przełomu XIX i XX wieku. Starsza bę- dzie pokazywana czasowo, bo nie służy jej stałe ekspono- wanie. Tymi działaniami zamknęliśmy koło. Doszliśmy do sali z rycerzem. Czekał ponad 20 lat, żeby się poka- Westybul bielskiego zamku

Alicja Migdał-Drost

Sala z rycerzem

(7)



R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

zać. Niestety, część ekspozycji bezpowrotnie zniszczono, gdy po wojnie robiono klatkę schodową dla sytuowanej tu szkoły plastycznej. To najstarsza część budowli. Te- raz lapidarium pokazuje różne fragmenty zamku sprzed wieków. Wnętrza zrobione są tak, by unaocznić, jak bar- dzo obiekt został przebudowany.

Cała koncepcja ekspozycji stałej ma również wy- miar edukacyjny. Dostaliśmy za nią Nagrodę Marszałka Województwa Śląskiego w kategorii „Wydarzenie mu- zealne”. W tej dziedzinie mamy już sześć nagród mar- szałkowskich. Nie działamy na zasadzie wyciągania eks- ponatów z magazynów i pokazywania ich. Wszystko dzieje się według przemyślanego planu.

Przy okazji remontu zamku dokonano kilku intere- sujących odkryć. Proszę przypomnieć najważniejsze z nich.

Najciekawsza jest niewątpliwie renesansowa poli- chromia. Jej część została zniszczona, gdy podczas XIX-wiecznej przebudowy robiono nowy westybul.

Na szczęście dwie ściany zostały nienaruszone. Kiedyś, gdy cały zamek pokryty był polichromią symulującą po- działy architektoniczne, były to ściany zewnętrzne. Poli- chromia pochodzi z początku XVII wieku. Było to zna- czące odkrycie. Zamek, którego bryła jest XIX-wieczna, ma wewnątrz bardzo dużo znacznie starszych elemen- tów. Niedawno otworzyliśmy stare przejście z parteru na pierwsze piętro. Wszędzie, gdzie to możliwe, poka- zujemy nawarstwianie się zmian w architekturze i wy- stroju budowli.

Zmiany dokonywane wewnątrz zamku były mniej widoczne niż remont jego elewacji zewnętrznej, który zauważyli wszyscy. Jak udało się zdobyć na to pieniądze (co długo stało pod znakiem zapytania)?

Elewacji nie dało się robić tak jak wnętrz, po kawa- łeczku. Musieliśmy mieć pieniądze na całość. Przygo- towaliśmy dwa projekty na 15 milionów złotych, które aplikowały o środki Unii Europejskiej. Zostały wysoko ocenione i przyjęte. W tym momencie jednak potrzeb- ne były pieniądze na Stadion Śląski i poszły na to nie- mal całe środki przewidziane na kulturę i turystykę.

Również te, które mogły zostać przeznaczone na nasz zamek. Udało się jednak, dzięki działaniom Wydzia- łu Kultury Urzędu Marszałkowskiego, dostać pienią- dze zarezerwowane na wkład własny do planowanego unijnego dofinansowania. To nie wystarczyło na całość, dlatego wyremontowaliśmy tylko elewację zewnętrz- ną. Już teraz nikt nie ma wątpliwości, że bielski zamek żyje i dużo się w nim dzieje.

Niemal tradycją stały się duże wystawy ukazujące po- czątki cywilizacji, które przyciągają do Muzeum wielu zwiedzających.

Ściągamy je z dużych muzeów (Warszawa, Kraków, Ka- towice, Poznań). Mieliśmy już dwie duże wystawy egip- skie i jedną przybliżającą życie ludzi pierwotnych w ja- skiniach. Do marca oglądać można w Muzeum wystawę Kość i złoto – początki sztuki egipskiej. Tworzą ją zdjęcia ilustrujące sensacyjne odkrycia polskich archeologów w Egipcie. Są bardzo interesujące. Jak zwykle ekspozy- cji towarzyszą lekcje muzealne i warsztaty.

Bielskie Muzeum też jest właścicielem wspaniałego egipskiego eksponatu. Czy jest szansa na jego poka- zanie?

Mamy piękną maskę egipską, czyli fragment pokry- wy sarkofagu z XXVI dynastii. Jest na tyle interesująca, że wypożyczyło ją od nas Muzeum Narodowe w War- szawie w zamian za konserwację. Jest w stolicy częścią stałej ekspozycji. Umowa wypożyczenia dobiega jed- nak końca i nie zamierzamy jej odnawiać. Maska wróci do Bielska-Białej i tu będzie pokazywana.

W bielskim Muzeum zainteresowanie archeologią jest bardzo wyraźne.

Nie da się badać przeszłości bez archeologii. Nasi arche- olodzy nie jeżdżą wprawdzie na wykopaliska do Egiptu,

Na stronie pierwszej:

Dyrektor Iwona Purzycka gospodaruje na bielskim zamku od dziewięciu lat Salon muzyczny Wanda Then

– bielszczanka, absolwentka filologii polskiej

Uniwersytetu Śląskiego, dziennikarka „Polski Dziennika Zachodniego”.

(8)



R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e ale nasz kraj, region, zamek, a nawet jego podwórko

kryją wiele ciekawych niespodzianek. Część odkry- tych podczas wykopalisk przedmiotów jest eksponowa- na. W planach mamy stworzenie wystawy Bielsko zagi- nione. Będzie na niej wyeksponowany fragment bramy miejskiej prowadzącej do średniowiecznego Bielska z za- chowanym brukiem miejskim, obecnie ukrytych „pod zamkiem”. Jest to najstarszy zabytek architektoniczny w naszym mieście. Te elementy są już w części odsło- nięte, ale trzeba dość dużych pieniędzy, aby stały się od- rębną ekspozycją.

Czy uda się pokazać również bardzo interesującą ka- plicę zamkową?

Ze względów finansowych to duży problem. Myśleliśmy, że przyzamkowa kaplica jest jedną z wielu, które kry- ją szczątki przodków. Gdy przypadkowo na wszystkich jej ścianach i sklepieniu odkryliśmy malowidła, oka- zała się absolutnie wyjątkowa. Konieczne są teraz ba- dania odkrywkowo-konserwatorskie, na które na razie nie mamy pieniędzy. Malowidła nie są stare, bo pocho- dzą z przełomu XIX i XX wieku, ale są bardzo dobre.

W tej sytuacji koszt remontu kaplicy będzie podwój- ny i tylko taki ma sens. Oceniamy, że trzeba na to oko- ło 1 mln złotych. Elewacja zewnętrzna i dach są zrobio- ne, wnętrze musi poczekać.

Jaka jest w tej sytuacji szansa na planowany od dłuż- szego czasu remont dziedzińca i zadaszenie go?

Zadaszenie wewnętrznego dziedzińca to nie fanaberia, a konieczność. Do rozwijania działalności, a także do za- rabiania na tę działalność, potrzebujemy przestrzeni. Za- mek wygląda na duży, ale jego sale są małe. Największa

ma zaledwie 100 metrów kwadratowych. Organizowa- nie wydarzeń dla większych grup nie jest w nich moż- liwe. Taką szansę dałoby zadaszenie dziedzińca, który pomieścić może około 400 osób. Tymczasem już drugi rok wykreślono nam w budżecie pieniądze na projekt techniczny. Bez niego natomiast nie możemy się sta- rać o żadne dofinansowanie, również unijne. Projekt to koszt 300 tysięcy złotych. Nie zarobimy tego sami, nie da nam tyle żaden sponsor. Jesteśmy przyblokowani.

Jak tak dalej będzie, elewacja wewnętrznego dziedziń- ca spadnie nam na głowy. Na pewno nie spocznę jed- nak w działaniach. Zarówno kaplica, jak i dziedziniec muszą zostać zrobione.

Przy okazji chciałabym przypomnieć, że bielskie Mu- zeum to nie tylko zamek. To również Muzeum Techni- ki i Włókiennictwa, gdzie też dzieje się dużo. W jesieni otworzymy tam nową galerię na 500 metrach kwadra- towych. W Domu Tkacza wyremontowane zostało pod- dasze (100 metrów), przeznaczone na nową ekspozycję oraz warsztaty dla dzieci i lekcje muzealne.

Kim jest kobieta, która tak skutecznie zarządza bielskim Muzeum?

Bielszczanką, matką, żoną, babcią. Gdy zostałam dyrektorem, syn był już dorosły, co bardzo ułatwiło mi sprawę poświęcenia się pracy. Mam męża, który mnie wspiera we wszystkich działaniach i nigdy mi nie wypo- mniał, że nie zdążyłam z jakimiś obowiązkami domowy- mi, bo ważniejsze były dla mnie te służbowe. Wiele też zawdzięczam mojej mamie, która była wyjątkową oso- bą i swoją miłością „uzbroiła” mnie do życia. Znam hi- storię miasta, pielęgnuję historię mojej rodziny. Zdecy- dowałam się zostać dyrektorem nie dla tytułu, ale po to, by zrobić coś dla miasta. Dlatego wystartowałam w kon- kursie na to stanowisko, wcześniej pracowałam w Mu- zeum dziewięć lat. Teraz minęło tyle samo lat, od kiedy prowadzę Muzeum. Z wykształcenia jestem historykiem sztuki. Na studiach nie kształcono nas na menedżerów, ale widać każdy ma jakieś ukryte talenty. Mam to szczę- ście, że praca jest moim hobby. Robię to, co lubię, co przy- nosi mi satysfakcję. Świetnie zgraliśmy się z moim za- stępcą Wojciechem Glądysem, mam w Muzeum dobry zespół pracowników, którym też zależy na tym, by coś zmienić i osiągnąć.

Dziękuję za rozmowę.

?

* Laury Umiejętności i Kom- petencji przyznaje Kapi- tuła Laurów, powoływana przez prezesa Regionalnej Izby Gospodarczej w Kato- wicach. W dziedzinie kul- tury za rok 2009 Złoty Laur Umiejętności i Kompeten- cji przyznany został Mu- zeum w Bielsku-Białej oraz dyrektor Iwonie Purzyckiej za prezentację bogatych zbio- rów europejskiego dziedzic- twa kulturalnego, promocję współczesnych artystów re- gionu, podejmowanie wielu inicjatyw edukacyjnych oraz promocję różnorakich dzie- dzin z zakresu sztuki wśród najmłodszych, tworzenie przyjaznej atmosfery dla naj- ważniejszych wydarzeń kul- turalnych Bielska-Białej, bo- gatą działalność wydawniczą, podejmowanie inicjatyw in- tegrujących społeczność lo- kalną, które przybliżają hi- storię Bielska-Białej i okolic.

Galeria Zamkowa – Strzelnica

(9)



R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

Warto pamiętać, że Zamek to specyficzna jednost- ka budżetowa miasta o bardzo szerokich zadaniach sta- tutowych, od promocji wzornictwa, wspierania rozwo- ju innowacyjnych przedsiębiorstw po ochronę ginących zawodów... Różnorodne cele razem z ponadlokalnym zasięgiem działania powodują, że ŚZSiP jest aktywny i widziany nie tylko w województwie, ale w całej Pol- sce. 5 lat działalności to m.in. ponad 120 wystaw po- kazanych w samym Cieszynie, dodatkowo 25 prezen- towanych poza siedzibą, także za granicą. Ponad 30 ogólnopolskich konferencji poświęconych głównie pro- jektowaniu, technologiom informatycznym i materiało- wym, nowym tendencjom w zarządzaniu, unijnym fun- duszom czy lokalnym produktom.

Wśród gości i klientów Zamku są nie tylko sami mieszkańcy Cieszyna i Śląska Cieszyńskiego, ale rów- nież przedsiębiorcy (99 firm z całego województwa zrzesza Klub Przedsiębiorcy), samorządowcy, projek- tanci, studenci czy wreszcie turyści z całej Polski i spo- za jej granic.

Wielokrotnie pytana jestem o organizację pracy na Zamku, a zwłaszcza liczbę pracowników. Jestem zwo- lenniczką jawności i dostępności do informacji, zresz- tą tylko w ten sposób możemy ograniczać mity krążące

E w a G o ł ę b i o w s k a 5 lat cieszyńskiego Zamku

Sztuki i Przedsiębiorczości

W 2010 roku świętujemy w Cieszynie 1200 lat od legendarnego założenia miasta. Do tego kilka mniejszych – bo jedynie 100-letnich – jubileuszy. Cóż w tym kontekście znaczy 5 lat Śląskiego Zamku Sztuki i Przedsiębiorczości? A jednak wywiesiliśmy transparent z zaproszeniem Świętuj z nami 5‑lecie cieszyńskiego Zamku. Świętuj z nami jest zaproszeniem do wspólnoty, jaka, wierzymy, powstała w nie- typowych zamkowych murach.

na peryferiach

Dizajn

(10)



R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e na nasz temat. W grudniu 2009 roku pracowało na Zam-

ku 19 osób (16,5 etatu), w tym 2 w ramach projektu unij- nego poświęconego transferowi technologii. Najwięcej osób pracuje w dziale gospodarczym i księgowym – za- rządzamy 4 budynkami o kubaturze ponad 4 tys. me- trów (nie licząc zabytków), drugim w kolejności działem o największej liczbie pracowników jest... turystyka, gdzie 7 dni w tygodniu 2, a w sezonie 3 osoby prowadzą In- formację Turystyczną oraz udostępniają zabytki. W tak kluczowych dla Zamku działach, jak przedsiębiorczość czy dizajn, pracują pojedyncze osoby. Nie możemy się porównywać do renomowanych galerii... Jedyną drogą dla ambitnej, ale małej i – nie łudźmy się – prowincjo- nalnej organizacji jest metoda projektów.

Zamek uważany jest za wzorcową instytucję pod względem wykorzystania funduszy unijnych. Zaczęło się od inwestycji dofinansowanej z funduszu Phare ESC 2001, która umożliwiła wyremontowanie części cieszyń- skiego zamku i wybudowanie od podstaw tzw. Oranże- rii (pozyskano ponad 2 mln euro). Rozpoczęciu dzia- łalności towarzyszył start projektu Śląska Sieć na rzecz Wzornictwa (Zintegrowany Program Operacyjny Roz- woju Regionalnego, 2005–2007), uznanego za „Najlepszą inwestycję w człowieka” (konkurs Ministerstwa Rozwo- ju Regionalnego) oraz „Lidera wdrażania Regionalnych Strategii Innowacji”(konkurs Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości). Realizacja projektu Regionalna Sieć Transferu i Promocji Technologii (ZPORR; 2005–2008

oraz 2009–2011) po- maga lepiej poznawać potrzeby biznesu i pro- mować najlepsze roz- wiązania technologicz- ne. Lokalizacja Zamku na polsko-czeskiej gra- nicy zachęca do reali- zacji projektów uła- twiających współpracę transgraniczną. Do ta- kich należały zwłaszcza polsko-czesko-angiel- skie Incydenty, arty- styczne rezydencje re- alizowane wspólnie z ośrodkiem kultury Strzelnica z Czeskiego

Cieszyna oraz Polsko-Czeska Akademia Ginących Za- wodów, po której pozostał m.in. Szlak Tradycyjnego Rze- miosła (www.tradycyjniepiekne.pl). Oba projekty dosta- ły dofinansowanie z funduszu Interreg PL-CZ.

Od 2009 roku wspólnie z Urzędem Marszałkowskim Województwa Śląskiego realizujemy tzw. projekty syste- mowe: w ramach wdrażania Regionalnej Strategii Inno- wacji zorganizowaliśmy kolejną edycję Dizajnu w prze- strzeni publicznej, a przygotowujemy kompleksowy plan wykorzystania wzornictwa na Śląsku. Aby wzmacniać powiązania nauki z biznesem w ważnej dla regionu dzie- dzinie rewitalizacji, wspólnie z Wydziałem Gospodarki realizujemy projekt Revita Silesia (Program Operacyjny Kapitał Ludzki, 2009–2010).

Rozpoznawalność i wiarygodność naszej instytucji budowaliśmy przez konsekwencję w działaniu: to, co za- częliśmy dzięki projektom unijnym, kontynuowaliśmy nawet wtedy, gdy trzeba było szukać środków u sponso- rów i we własnych dochodach.

Dzięki temu rosła marka Śląskiej Rzeczy, jedyne- go regionalnego konkursu promującego wzornictwo, a w kolejnych konkursach bierze udział coraz więcej firm i organizacji. Najlepsze projekty dyplomowe uro- sły do wydarzenia znanego w całej Polsce. Niecierpli- wie oczekiwane są kolejne edycje Dizajnu w przestrze- ni publicznej.

Bardzo dobrze rozwijają się międzynarodowe warsz- taty i wystawy graficzne, zwłaszcza poświęcone typo- grafii. Dzięki zaangażowaniu dr Ewy Sataleckiej oraz pomocy Fundacji Pro Helvetia udało się zorganizować Ewa Gołębiowska

– pomysłodawczyni i od 2005 r. dyrektorka Śląskiego Zamku Sztuki i Przedsiębiorczości w Cieszynie, jedynego regionalnego centrum dizajnu w Polsce.

Koordynatorka projektu Śląska Sieć na rzecz Wzornictwa, pierwszego kompleksowego programu promocji i wdrażania dizajnu w Polsce.

Co roku urodzinowy tort w kształcie logo Zamku piecze projektantka Justyna Kucharczyk; zdmuchną świeczki dyrektor Ewa Gołębiowska i wicebur- mistrz Włodzimierz Cybulski Zbigniew Zieliński

(11)



R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

wystawy i warsztaty, które poprowadzili: Wolfgang We- ingart, Bruno Monguzzi, Reno Caminade czy David Sko- pec, a plany na najbliższe lata są wypełnione!

Oczywiście, realizacja zadań poprzez projekty ma również słabe strony, zwłaszcza trudności w utrzy- maniu skali działania po zakończeniu finansowania ze środków Unii Europejskiej. Najtrudniejszy jest jed- nak tzw. rozwój zasobów ludzkich, gdzie w przypad- ku wielu krótkoterminowych projektów nie ma szans na utrzymanie stałości zatrudnienia. Mimo to nie oba- wiamy się nowych zadań i projektów, szukamy kolej- nych współpracowników i ekspertów, by odpowiadać na rosnące oczekiwania.

Zdajemy sobie sprawę z tego, że w sukcesie pierw- szych 5 lat pomógł nam fakt bycia jedynym regional- nym centrum dizajnu w Polsce. Teraz, gdy rośnie ape- tyt na dizajn i w wielu województwach powstają projekty podobnych miejsc, trzeba mądrze wykorzystać pozycję Zamku – do współpracy, ale i jeśli będzie trzeba – tak- że do konkurowania.

W budowaniu atrakcyjności miejsca pomogła nam również lokalizacja – wśród atrakcyjnych zabytków, w dodatku nad samą polsko-czeską granicą. Bezpo- średni dotyk tradycji i historii, jaki czuje się na Wzgórzu Zamkowym, jest dla nas zobowiązaniem. Zdajemy so- bie sprawę z siły spotkania tradycji i współczesnego di- zajnu, choć wierzę, że najlepsze projekty w tej dziedzinie są jeszcze przed nami... W tym roku przypada dziesią- ta edycja popularnych Skarbów z cieszyńskiej trówły, już wiem, że będzie wyjątkowa!

Taki sam niedosyt odczuwam, gdy myślę o Cieszy- nie, który wciąż zbyt mało korzysta z możliwości, jakie daje profesjonalna praca projektanta w przestrzeni pu- blicznej. Tak się składa, że coraz częściej doradzamy fir- mom i samorządom spoza regionu, gdy wciąż tyle moż- na by zrobić lokalnie!

Ogromnie nas cieszy opinia „Newsweeka”, który uznał Zamek za „najlepsze miejsce na oglądanie dizaj- nu w Polsce”. Muszę jednak powiedzieć, że nie chce- my być postrzegani tylko jako nawet bardzo atrakcyjne sale wystawowe. Musimy zadbać o regularne i profesjo- nalne szkolenia dla firm, zwłaszcza wdrażających nowe produkty i usługi. Potrzebna jest czytelnia, bo sponta- niczny zbiór książek wciąż rośnie, ale również... plac zabaw dla dzieci! Potrzebna jest życzliwość lokalnych władz i ciekawość samych mieszkańców Cieszyna, któ- rzy wciąż mają na Zamek za daleko... Potrzebne są de- cyzje, które pozwolą rozwijać potencjał Zamku i popra- wiać warunki działania. Myślę tutaj o projekcie Roberta Koniecznego i KWK Promes nowego wyglądu budyn- ku Straży Granicznej, którego sensowność, jak słyszę, jest wciąż podważana...

A my zaraz po świętowaniu (którego organizacja też jest w końcu ciężką pracą) zabieramy się do kolej- nych wydarzeń. W 2010 roku szczególnie zapraszamy:

od 7 marca na Babski dizajn, do 15 marca na Najlepsze projekty dyplomowe, 21 maja na Galę 5. Śląskiej Rzeczy, od 24 czerwca na „La dolce vita” – Dizajn w przestrze- ni publicznej, od 21 czerwca do 2 lipca na warsztaty ty- pograficzne prowadzone

przez Dana Bojarskiego i Jana Kubasiewicza, 17–

19 września na 10. Skar- by z cieszyńskiej trówły – i jeszcze na dużo, dużo więcej, choć przecież naj- ciekawsze jest to, czego jeszcze nie znamy...

Szczegóły: www.zamek- cieszyn.pl.

Dzień Dziecka na Zamku Archiwum ŚZSiP

Bruno Monguzzi na wystawie swoich prac w Cieszynie

Archiwum ŚZSiP Na s.5:

Krzesła Jana Kurzątkowskiego na wystawie Doskonałość formy

Agencja Pressso

(12)

R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e



Marcin Zarębski: Poddajecie waszych fanów potężnej próbie cierpliwości. Jak długo jeszcze będzie trzeba czekać na waszą nową płytę? Jesienią ukazał się sin- giel, a kiedy dostępna będzie cała płyta? Czy znany jest już termin wydania? Może chociaż tytuł?

Psio Crew: Mamy nadzieję, że fani zrozumieją i będą cierpliwie czekać, bo jeszcze trochę to wszystko po- trwa. Ale postaramy się „wysmażyć” kawał dobrej mu- zyki i mamy nadzieję, że wszyscy będą zadowoleni. Nad płytą pracujemy, próbujemy, zgrywamy materiał. Chce- my, aby wyszła w tym roku. Co do tytułu, to też jest parę pomysłów – nie zdradzimy jednak, jakim tropem podą- żają. Prosimy o wytrwałość.

Od waszego debiutu mijają trzy lata, nie obawiacie się, że tak długa przerwa spowoduje, że będziecie musieli rozpoczynać niejako od początku?

Nie myślimy w takich kategoriach, nie pracujemy pod taką presją. Nie jesteśmy zespołem, który swoją markę buduje na ilości wystąpień w telewizji. Cały czas się roz- wijamy, mamy zaproszenia na koncerty, festiwale, reali- zujemy ciekawe projekty, także międzynarodowe, i sku- piamy się na tworzeniu materiału. Widzimy również, że słuchacze o nas pamiętają. Zespół istnieje, działa, two-

Po góralsku z prądem

M a r c i n Z a r ę b s k i

Trzy lata temu z Beskidów wytrysnęło nowe źró- dło. Czerpanie z niego znacznie poprawia krąże- nie i nastraja pozytywną energią. Tym źródłem jest grupa Psio Crew, której debiutancka płyta Szumi jawor soundsystem nadała nowe znacze- nie określeniu folk – bazując na nim, członkowie grupy tworzą trudną do skategoryzowania mu- zykę, w której łączą tradycje górali beskidzkich ze współczesną muzyką elektroniczną, hip-ho- pem, jazzem i wieloma innymi gatunkami. Obec- nie szykują nową płytę, zapowiadający ją singiel Baciar ukazał się jesienią ubiegłego roku. Karoli- na Żur, Piotr „Yoyo” Jakimów i Mikołaj Stachura opowiadają o płycie, swojej muzyce, popularno- ści i nowych muzycznych doświadczeniach.

rzy, a czy to źle, że robi to we własnym tempie? To może być tylko z korzyścią dla nowego materiału.

Za pierwszą płytę otrzymaliście nagrodę „Machiny”

i dwie nominacje do Fryderyków – i to chyba największe wasze osiągnięcia. Czy uważacie, że to dużo, czy może z perspektywy czasu sądzicie, że płyta Szumi jawor so- undsystem warta była jeszcze większego docenienia?

Dla nas największą nagrodą jest to, że ta płyta się uka- zała, że spełniły się nasze marzenia. Wiesz, to po prostu jest tak: od dzieciaka kochasz muzykę, wyobrażasz so- bie na pierwszych garażowych próbach, że występujesz w sali pełnej ludzi, uwielbiających to, co robisz, mają- cych twoje plakaty nad łóżkiem i twarz na koszulkach...

Marcin Zarębski – absolwent polonistyki Akademii Techniczno- -Humanistycznej w Bielsku-Białej, czasem zajmuje się dziennikarstwem.

Krzysztof Pyter, Ryszard Cieślar, Maciej Szymonowicz

Archiwum

(13)

R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e



Po paru latach dostajesz niesamowitą szansę: spotykają się ludzie, którzy myślą bardzo podobnie, są zdetermi- nowani, mają pasję, grają ze sobą i są szczęśliwi, po czym wydają tę wymarzoną płytę, grają koncerty. To jest re- welacyjne uczucie i żadna nagroda nie jest w stanie tego zastąpić.

Na swojej stronie internetowej zapowiadacie, że nową płytę wydacie na licencji Creative Commons, która pozwala na darmowe legalne ściąganie waszej mu- zyki. Rozumiem, że nie chcecie zarabiać na sprzedaży płyt...

To nie tak, zapowiedź dotyczy tylko singla. Wydali- śmy w ten sposób Baciara, bo sama idea licencji Cre- ative Commons jest bardzo obiecująca i, jak wiadomo, daje to bardzo szerokie możliwości legalnego rozpo- wszechniania, remiksowania i odtwarzania naszej mu- zyki. I nie ukrywam, że już widzimy tego pierwsze plusy.

Rozważamy cały czas szersze wykorzystanie takiej for- my rozpowszechniania naszej muzyki, jednak już wie- my, że nie jest to łatwe, jeśli chodzi o wydanie płyty.

Trzeba wziąć pod uwagę bardzo wiele innych czyn- ników, które nie zawsze są zależne tylko i wyłącznie od nas. Co do twojego pytania o zarabianie. Licencja CC absolutnie nie wyklucza zarabiania na płytach. Zakłada- jąc teoretycznie, że wydalibyśmy płytę na takich warun- kach, to fakt, że jej zawartość będzie za darmo dostępna na stronie, nie oznacza, że nikt nie kupi płyty. Czasy się zmieniają i trzeba stanąć twarzą twarz z faktem, że je- śli ktoś nie chce kupić płyty, to i tak jej nie kupi, tylko znajdzie w Internecie pirata. Wolna licencja natomiast może pomóc w dotarciu do jak największego grona potencjalnych odbiorców, którzy tak czy inaczej pły- tę kupią.

Często, rozmawiając o Psio Crew, słyszę opinie, że to znakomity zespół, fantastyczna muzyka, ale wciąż zbyt mało znany w kraju, zasługujący na znacznie więk- szą popularność, że za świetnym produktem nie idą odpowiednie ruchy marketingowe, żeby go lepiej sprzedawać. Jak się odnosicie do takich opinii?

Może jest w tym trochę racji: nie ma wokół nas medial- nego szumu, z którym idzie w parze popularność jako taka. Ale, z drugiej strony, nie pozwalamy sobie na bu- dowanie popularności, która by nie wynikała z naszej muzyki. Nie podajemy ludziom miałkiego, słodkiego, dostosowanego do odbiorcy masowego produktu, a prze- cież – nie oszukujmy się – na polskim rynku muzycznym takie rzeczy sprzedają się najlepiej, są chętnie emitowa- ne przez rozgłośnie radiowe, co determinuje pewien typ

popularności. My takiej popularności nie chcemy. Wy- daliśmy dopiero jedną płytę, działamy powoli, ale sku- tecznie i sądzimy, że to zaprocentuje.

Nawiązaliście kontakt z gruzińskim chórem męskim Chveneburebi i podobno efekty będzie można usłyszeć również na waszej płycie. Jak doszło do tej współpracy?

Jaka jest ta wspólna płaszczyzna, na której mogą spo- tkać się zespoły nie tylko geograficznie, ale i muzycznie tak bardzo odległe?

Początkowo plan był taki, że to my mamy jechać do Gru- zji, ale ze względu na nasilenie konfliktu zbrojnego Gru- zja przyjechała do nas. W grudniu 2008 zagraliśmy w warszawskim Palladium koncert z Chveneburebi – był to akt wsparcia dla uchodźców z terenów objętych konfliktem zbrojnym; organizacje humanitarne, któ- re realizowały akcje pomocy dla Gruzinów, wystawiały tam swoje stoiska. Z kilku dni wspólnej pracy zrodziło się coś tak niezwykłego, że stwierdziliśmy jednogłośnie:

tak tego nie można zostawić. W październiku ubiegłego roku z kolei my pojechaliśmy do Gruzji. Tam – w zaim- prowizowanym studiu nagrań – pracowaliśmy razem.

To tylko potwierdziło nasze przekonanie: jeśli na gruncie

Maciej Szymonowicz, Karolina Żur, Anna Kukioła, Katarzyna Dyga, „Yoyo”

Jakimów, Ryszard Cieślar, Krzysztof Pyter, Mikołaj Stachura

Archiwum

(14)

R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

0

muzycznym spotykają się ze sobą dwie kultury górskie – choćby najbardziej odległe językowo czy geograficz- nie – wszelki dystans znika. Muzyka góralska niwelu- je podziały. Muzyka w ogóle – czego potwierdzeniem jest jeszcze jeden kulturowy element naszej mozaiki.

Działał z nami i nagrywał senegalski wokalista, miesz- kający w Polsce, Mamadou Diouf. Razem stworzyliśmy energetyczną bombę zatytułowaną Sissa i ją właśnie bę- dzie można usłyszeć na naszej nowej płycie.

Psio Crew zapowiadana była jako zespolone działania nie tylko muzyczne, ale również związane ze sztuką graffiti i breakdance. Czy rzeczywiście są to również dziedziny waszych zainteresowań? W jaki sposób je łączycie?

Tak jest rzeczywiście. Psio Crew to projekt nie tylko mu- zyczny – przesiąknięty jest wieloma elementami róż- nych kultur, w tym hip-hopu. Na naszych koncertach można zobaczyć pojedynki: b-boye kontra górale. Wy- gląda to tak, że chłopaki wyskakują na środek i prezen- tują swoje umiejętności. Tańczą breakdance czy też fi- gury zaczerpnięte z naszych tańców regionalnych. Bywa tak, że ktoś z publiczności dołączy i pokaże, co potrafi –

nie tylko w zakresie tańca, ale także np. nawijania na fre- estyle’u. Czasami na koncerty jeżdżą z nami PsioCrewni, tacy jak „Malik”, i oni – podczas gdy my gramy – ma- lują graffiti. Również „Kamerski” maluje graffiti, obej- rzeć je można choćby na bielskich ulicach, a niedługo w galerii na naszej stronie internetowej.

Czy spotkaliście się z negatywnym odbiorem swojej muzyki? Może komuś się nie spodobało to, co robicie z góralszczyzną?

Z jawną krytyką nie zetknęliśmy się nigdy. Ludzie są otwarci na eksperymenty, lubią tę góralsko-drum&bas- sową mieszankę. Faktem jest, że ciężko dogodzić wszyst- kim, ale czy dzięki temu nie jest ciekawiej? Nawet kon- serwatywna widownia docenia próbę nadania tradycji nowego wymiaru. Przed naszym graniem na „Mayday”

słychać było sceptyczne opinie fanów muzyki techno.

Górale na takiej imprezie? Ale gdy było już po występie, na forach internetowych dominowały pozytywne wypo- wiedzi. Wiesz, to jest tak, że gdy coś jest szczere w prze- kazie i autentyczne, zawsze będzie dobrze odebrane. Na- wet gdy muzyka nie do końca jest w naszym klimacie.

Na pierwszej płycie dało się słyszeć wiele muzycz- nych gatunków: hip-hop, drum&bass, raggamuffin, a wszystko to w folkowej oprawie. Czy nowa płyta też będzie taką fuzją gatunków?

Wiele tych gatunków, bo nas jest wielu w zespole. Każ- dy lubi co innego i na tej płaszczyźnie dochodzi do tarć, kompromisów, słowem fuzji stylów i dlatego brzmi to właśnie tak, jak brzmi. A nowa płyta cały czas po- wstaje, materia jest w ruchu, energia przenika ciała i in- strumenty, jest ciekawie i wesoło.

Ręka „Yoya” i „Kamer”

Szymonowicz Jerzy Pawleta ZonQ, Anna Kukioła Jerzy Pawleta

(15)

R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e



Zaliczani jesteście do grona zespołów folkowych, o czym świadczy między innymi nominacja do Fryde- ryka w kategorii etno/folk, ale to chyba wąskie ramy dla waszej muzyki...

To fakt. Muzyka etniczna, góralska – nasze korzenie – jest podstawą, fundamentem, punktem wyjścia do dal- szych poszukiwań, dlatego określenie nas wyłącznie mianem kapeli folkowej jest nietrafione. W ogóle pro- ces „nazywania” ogranicza, narzuca ramy, upraszcza.

My po prostu robimy taką muzykę, jaką lubimy i którą czujemy, a czy to jest elektro-hipo-rocko-muffin, to wy- łącznie powinno martwić konferansjerów.

Dziękuję za rozmowę.

Skład zespołu Psio Crew: Katarzyna „Katka” Dyga (wokal), Anna Kukioła (skrzypce), Karolina „Karolcia” Żur (skrzyp- ce), Ryszard Cieślar (skrzypce, okaryna), Krzysztof „Biedroń”

Pyter (skrzypce), Mikołaj Stachura (perkusja), Maciej „Ka- merski” Szymonowicz (wokal, kontrabas, piszczałka paster- ska, beat-box), Piotr „Yoyo” Jakimów (gitara, sample), ZonQ (klawisze, beatbox)

Grupa Psio Crew powstała w 2004 roku na bazie góralskiej ka- peli Śtyry, która łączyła tradycyjną muzykę ludową z nowo- czesnymi, elektronicznymi dźwiękami. Obecnie zespół tworzy dziewięciu muzyków z Bielska-Białej i okolicy. Ich debiutanc- ki album Szumi jawor soundsystem otrzymał dwie nomina- cje do Fryderyków oraz nagrodę magazynu „Machina” za de- biut roku 2007. Entuzjastycznie przyjęła zespół publiczność na wielkich imprezach muzycznych w Polsce („Przystanek Woodstock”, „Mayday”). Psio Crew jest zapraszana na kon- certy zagraniczne (muzycy wystąpili m.in. w Niemczech, Cze- chach, na Węgrzech, w Izraelu, Gruzji i Azerbejdżanie).

Miłość do muzyki

i trochę pracowitości

– Śpiewanie zespołowe to skarb, który trzeba pielęgnować... Jakie nudne jest spotkanie towarzyskie, rodzinne bez wykonywanej na żywo muzyki!

Muzyka to coś, co łączy, to coś, co daje radość, wyrywając z kłębów co- dziennych problemów – twierdzą Beata i Jan Borowscy.

Od kilku lat któryś z jesiennych weekendów groma- dzi na Podbeskidziu amatorów – w obu tego słowa zna- czeniach – żywej muzyki chóralnej. Przyjeżdżają z całej Polski i wielu krajów europejskich na Święto Pieśni, czyli Międzynarodowy Festiwal Chórów „Gaude Cantem”

im. Kazimierza Fobera. Zeszłoroczną, piątą międzyna- rodową – po organizacyjnych przemianach – edycję konkursu wygrał Chór Akademii Techniczno-Huma- nistycznej w Bielsku-Białej pod dyrekcją Jana Borow- skiego. Wygrał w pięknym stylu, wyśpiewując nie tylko Grand Prix i jeden ze Złotych Dyplomów, ale i nagrodę dla najlepszego dyrygenta festiwalu. Zgodnie z regula- minem wykonał trzy stylistycznie zróżnicowane utwo- ry a cappella.

Jan Borowski: – Do „Gaude Cantem”, tak jak do każ- dego konkursu, przygotowywaliśmy się bardzo staran- nie. Sukces osiąga się poprzez pracę w kilku etapach:

ważny jest wybór odpowiedniego programu, jego na- uczenie, utrwalenie, jak najdokładniejsza i najtrafniejsza interpretacja oraz tzw. ośpiewanie. Do tego potrzebny jest aktywny i ambitny zespół osób, bez których nie da się osiągnąć zamierzonych celów.

M a r i a T r z e c i a k

Maria Trzeciak

– dziennikarka, publicystka, redaktorka „Pełnej Kultury!”

i „W Bielsku-Białej. Magazy- nu Samorządowego”.

Graffiti „Malika” i „Kamera” Archiwum zespołu

(16)



R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e Z festiwalowej statystyki wynika, że tryumfatorem

pierwszej edycji „Gaude Cantem”, w 2005 roku, był Biel- ski Chór Kameralny pod dyrekcją Beaty Borowskiej.

Zbieżność nazwisk jest nieprzypadkowa. Tak, Beata i Jan Borowscy są małżeństwem, oboje prowadzą chóry – Be- ata w Bielskim Centrum Kultury, Jan – na ATH. I oboje wysoko mierzą. Smak muzyki poczuli wcześnie.

– Oboje pochodzimy z rozśpiewanych rodzin. Spo- tkaliśmy się w naszej bielskiej szkole muzycznej. Ukoń- czyliśmy Akademię Muzyczną w Katowicach, Wydział Wychowania Muzycznego w klasie dyrygentury prof.

Jana Wojtachy, szefa Chóru Filharmonii Śląskiej. A więc mamy za sobą lata solidnej nauki i kształcenia naszych zdolności i umiejętności oraz przyjaźni, z której zrodzi- ła się (choć nie od razu) wspólna droga życia, małżeń- stwo – mówią.

Najpierw powstał Bielski Chór Kameralny. Beata Bo- rowska opowiada: – Stało się to w 1993 roku, z inicjaty- wy kilku osób, które zasmakowały barwnego życia chó- rzysty w młodzieżowym zespole Ave Sol. Jako dorośli już ludzie chcieli kontynuować swoją pasję pod moją dyrekcją. Znali mnie z działalności Chóru Studium Na- uczycielskiego nr 2 w Bielsku-Białej, którego byłam za- łożycielem i dyrygentem. Trzy osoby ze składu począt- kowego nadal z nami śpiewają.

W sumie chórzystów jest 25. To oczywiście amato- rzy, osoby wykonujące różne zawody, ale wszyscy zara- żeni pasją śpiewania. Ich repertuar tworzą utwory wielu epok, począwszy od muzyki renesansowej po współcze- sną, religijne i świeckie, w tym także rozrywkowe, wokal- ne i wokalno-instrumentalne. Trwałym plonem ich dzia- łalności są dwie nagrane płyty: Exultate Deo, któ- ra zawiera utwory religij- ne różnych epok i stylów, oraz płyta z polskimi ko- lędami, wykonywanymi z towarzyszeniem organi- sty Wacława Golonki.

Dokładnie w dziesiątą rocznicę istnienia BChK została zainicjowana dzia- łalność Chóru Akade- mii Techniczno-Humani- stycznej.

Mówi Beata Borowska:

– Po długiej serii prowa- dzonych przez nas prze-

słuchań i kontaktów ze studentami doszło do pierw- szego spotkania, na którym Bielski Chór Kameralny swoimi prezentacjami starał się zachęcić wybraną mło- dzież do podjęcia szalonego wyzwania. Dlaczego szalo- nego? Osoby bez wykształcenia muzycznego, bez śpie- waczego doświadczenia, krytycznie oceniające chóralną działalność – trzeba było porwać do dość żmudnej pracy.

Nie każdego stać na podjęcie takiego wyzwania. To spo- strzeżenie dotyczy zresztą obu chórów, które cały czas zmagają się z przerażającą nas często rotacją.

W Chórze ATH śpiewają studenci i absolwenci biel- skiej uczelni i osoby spoza uczelni. Pracują z nimi oboje Jan Borowski odbiera

puchar z rąk wiceprezydenta Bielska-Białej Zbigniewa Michniowskiego, „Gaude Cantem”, 2009

Beata i Jan Borowscy z chórzystami ATH

(17)



R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

Borowscy – choć to Jan jest głównym szefem – oraz so- liści Opery Śląskiej Barbara Bałda i Bogdan Desoń (pra- cujący również z BChK). Repertuar jest równie bogaty jak ten wykonywany przez BChK, a prezentowany bywa nie tylko podczas uczelnianych uroczystości, ale także poważnych imprez muzycznych w Polsce i za granicą.

Na przykład takich, jak „Gaude Cantem”, Międzynaro- dowa Dekada Muzyki Organowej, Chóralnej i Kame- ralnej w Cieszynie i Czeskim Cieszynie (2006), Mię- dzynarodowy Wielkanocny Festiwal Muzyki Sakralnej

„Musica Religios” w Ołomuńcu (2007), Międzynarodo- wy Festiwal „Festa Choralis” w Bratysławie (2008), Mię- dzynarodowy Festiwal Chóralny w Prewezie w Grecji (2009). Chór wystąpił podczas otwarcia V Światowych Zimowych Igrzysk Polonijnych w Bielsku-Białej w 2008, a w 2006 roku brał udział w prawykonaniu utworu Ja- nusza Kohuta 14 dni pod ziemią z okazji 25-lecia straj- ków w kopalni Piast w Bieruniu.

Mówi Jan Borowski: – Z perspektywy czasu widzi- my, jak z osób lękliwie powtarzających proste melodie podczas pierwszych przesłuchań wyrośli wykonawcy takich dzieł, jak Requiem czy Msza C-dur Mozarta. Pa- miętam, jak przed konkursem w Prewezie panowie chó- rzyści powtarzali: – Nie ma wyjścia... musimy dobrze za- śpiewać, bo dziewczyny nas zabiją... Oczywiście mówili to pół żartem, ale coś w tym jest. Zespół musi chcieć wy- pracować coś naprawdę solidnie. Im dłuższa praktyka, tym lepszy efekt, a sukcesy uskrzydlają!!!

Oba chóry wraz z Orkiestrą im. G. Ph. Teleman- na i kilkorgiem solistów pod dyrekcją państwa Borow- skich wystąpiły z Requiem Mozarta w katedrze św. Mi- kołaja w Bielsku-Białej i konkatedrze Narodzenia NMP w Żywcu.

Chór ATH ma własne konto na Naszej Klasie. Cał- kiem uczęszczane.

Długie lata pracy na tak specyficznym polu jak po- pularyzacja muzyki prowadzą do pewnych wniosków, rodzą doświadczenia.

– Co Państwo sądzicie o sytuacji śpiewania w Pol- sce, w Bielsku-Białej? Czy są tu warunki do muzykowa- nia, czy nie ma? Czego brakuje, żeby było dobrze? Jak chcielibyście, żeby muzyczne życie u nas wyglądało? – pytam dyrygencką parę.

– W Bielsku-Białej organizuje się wielkie imprezy, które przyciągają masę słuchaczy. To dobrze, to wynik całego ciągu różnorodnych działań przez lata. Ośmie- lamy się twierdzić, że jakąś cząstkę w tę sytuację wno- si śpiewaczy ruch amatorski. Przy okazji – amator

to nie przeciwieństwo zawodowego muzyka. Różnica w pracy polega tylko na tym, że nasi chórzyści nie czerpią ze śpiewania finansowych korzyści, a sam proces pozna- wania utworu jest dłuższy, ponieważ nie potrafią czytać nut. Umiejętność śpiewania przy pomocy nut przychodzi z czasem, z latami praktyki. To pewna trudność dla dy- rygenta, ale z kolei większa satysfakcja z osiąganych suk- cesów. W Bielsku-Białej stworzono nam warunki do mu- zykowania (stara się o to zarówno BCK, jak i ATH), ale wyraźnie odczuwamy brak uzdolnionych i chętnych osób. Powodem tej sytuacji jest zanik dziecięcych zespo- łów śpiewaczych, brak aktywnego muzykowania w szko- łach podstawowych, w gimnazjach, liceach. To nieodża- łowana strata dla kultury naszego regionu. Programy szkolne zubożyły życie muzyczne do minimum albo do zera. Owoce tego będą coraz bardziej boleśnie od- czuwalne – przestrzegają Borowscy. I dodają: – Praca dyrygenta z zespołem nie jest łatwa, wszystkie trudno- ści można jednak pokonać w obliczu rzeczowej, mery- torycznej opieki naszych przełożonych, na którą w dal- szym ciągu liczymy... Praca dyrygencka to pasja, która wzbogaca nasze życie, ale i też spala, czasami jesteśmy już bardzo zmęczeni. Jeśli nasz wysiłek jest doceniany,

Chór Akademii

Techniczno-Humanistycznej, Ołomuniec, 2006

(18)



R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e a w ślad za naszą działalnością idą zrozumienie, pomoc

i szacunek, to znajdujemy w sobie motywację do dalsze- go działania. Jesteśmy przekonani, że chóry są potrzeb- ne, że piękny śpiew czyni cuda w ludzkich sercach: na- szych, naszych podopiecznych i słuchających nas.

Żeby zacząć śpiewać razem z nami, wcale nie musisz czytać nut ani mieć ukończonej szkoły muzycznej – wy- starczy miłość do muzyki i trochę pracowitości. Wspól- ne muzykowanie daje wiele radości! – zachęca na swojej stronie internetowej Chór ATH. Bielski Chór Kameral- ny ogłoszenia o naborze zamieszcza w lokalnej prasie.

Skutek jest umiarkowany.

Beata Borowska jest absolwentką Akademii Muzycznej w Ka- towicach, ukończyła też Chórmistrzowskie Studium Podyplo- mowe Akademii Muzycznej w Bydgoszczy. Otrzymała mini- sterialną odznakę honorową „Zasłużony dla Kultury Polskiej”, pięciokrotnie była wyróżniona nagrodami dyrygenckimi, w ubiegłym roku została nominowana do Ikara – Nagrody Pre- zydenta Miasta Bielska-Białej. Od 2003 r. jest pracownikiem dydaktyczno-naukowym Akademii Muzycznej w Katowicach, pełni tam funkcję adiunkta w Katedrze Chóralistyki.

Prowadzony przez nią Bielski Chór Kameralny zdobył m.in.:

Grand Prix VII Ogólnopolskiego Festiwalu Muzyki Religijnej w Rumi (1995), dwa Złote Medale na Międzynarodowym Kon- kursie Chóralnym w Riva del Garda (Włochy, 1999), Grand Prix oraz Puchar Prezydenta RP na Ogólnopolskim Turnie-

ju Chórów „Legnica Cantat” (2000), Grand Prix Międzyna- rodowego Festiwalu Chóralnego na Malcie (2002), Grand Prix VIII Łódzkiego Festiwalu Chóralnego „Cantio Lodzien- sis” (2005), Grand Prix IX Festiwalu Pieśni Maryjnej w Pie- karach Śląskich (2009).

Informacje o chórze: www.bck.bielsko.pl.

Dr Jan Borowski jest absolwentem Wydziału Wychowania Muzycznego Akademii Muzycznej w Katowicach, ukończył również Podyplomowe Studium Emisji Głosu Akademii Mu- zycznej w Bydgoszczy. Założył i prowadził Chór Szkoły Podsta- wowej w Rudzicy i Żeński Zespół Wokalny Gminnego Ośrod- ka Kultury w Rudzicy. Otrzymał kilka indywidualnych nagród dyrygenckich oraz dyplom ministra kultury za szczególne osiągnięcia w upowszechnianiu kultury (2004). Prowadzony przez niego Chór Akademii Techniczno-Humanistycznej zdo- był m.in.: Srebrny Dyplom w „Mundi Cantat Superior” (Oło- muniec, Czechy, 2006), Złoty Medal w Międzynarodowym Wielkanocnym Festiwalu Muzyki Sakralnej „Musica Religio- sa” (Ołomuniec, 2007), Złoty Medal oraz nagrodę specjalną w 27. Międzynarodowym Festiwalu Chóralnym w Prewezie (Grecja, 2009), Grand Prix, Puchar Prezydenta Miasta Biel- ska-Białej, Złoty Dyplom w kategorii chórów akademickich oraz nagrody specjalne: dla najlepszego chóru Oddziału Biel- skiego PZChiO, Puchar Wojciecha Kilara za najciekawszą in- terpretację utworu kompozytora współczesnego, Puchar Piotra Beczały dla najlepszego chóru akademickiego, Puchar Rek-

tora Akademii Muzycznej w Katowicach dla najlepsze- go dyrygenta festiwalu – Jana Borowskiego w V Między- narodowym Festiwalu Chó- rów „Gaude Cantem” w Biel- sku-Białej (2009).

Informacje o chórze: www.

chor.ath.bielsko.pl.

Bielski Chór Kameralny, w środku Beata Borowska

Archiwum ChATH i BChK

(19)



R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

Problem polega na tym, że znakomita większość wło- darzy naszej kultury, zasłaniając się gospodarką rynko- wą, uprawia politykę „tu i teraz”, co sprowadza się do po- stawy „po nas choćby potop”. W rozrywce ów dramat rozgrywa się na trzech zależnych od siebie płaszczyznach – w mediach, w wydawnictwach i na estradzie. Spróbuję opisać, skąd się to wszystko wzięło. By to uczynić, mu- szę cofnąć się do czasów, gdy Balcerowicz natchnął ta- buny Polaków, którzy ruszyli robić interesy.

W fonografii po okresie szalonej prosperity na rynku pozostali jedynie ludzie nieprzypadkowi, którym należy oddać, że wprowadzili kilkunastu naprawdę wartościo-

Refleksje menedżera

M a r c i n J a c o b s o n

wych artystów. Gdy nadszedł czas, łaskawie pozwolili wykupić się światowym graczom i zasiedli na zdecydo- wanie lepiej płatnych fotelach prezesów.

Zaraz potem niedawne rekiny naszej fonografii bez mrugnięcia okiem realizować zaczęły instrukcje swych nowych mocodawców i to mimo że pasowały one do na- szego ówczesnego rynku jak pięść do nosa. Na efekty nie trzeba było długo czekać – nakłady płyt gwałtow- nie spadły. Z katalogów wykreślono artystów, którzy do niedawna byli chlubą, a w ich miejsce wprowadzo- no wykonane z gorszego jakby materiału kopie zachod- nich starletek w repertuarze produkowanym od sztancy.

Od jakiegoś czasu jak Polska długa i szeroka słychać chrzęst rąk załamywanych nad zanikiem po- trzeb kulturalnych w naszym społeczeństwie. Szlochają wszyscy zainteresowani, ale ów lament czę- sto jest jedynym przejawem ich aktywności w dziele odwrócenia tego „tryndu”. Mam świadomość, że przerysowuję, upraszczam, niechcący dotykając ludzi – za co ich przepraszam – którzy nadal re- alizują staroświecką maksymę: „skoro posiadłem dar zauważania i opisywania otaczającego mnie świata, to powinienem dzielić się tym darem z bliźnimi”.

Z fortepianem pod strzechy...

Na zdjęciu Sławomir Jaskułke Piotr Malecki

Marcin Jacobson – animator kultury, menedżer, publicysta muzyczny. Współtwórca sukcesów grup Dżem, Krzak, Akurat, Martyny Jakubowicz, powro- tów String Connection, TSA i Johna Portera.

Współorganizator Bielskiej Ligi Koszykówki czy festiwali w Jarocinie.

(20)



R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e Oczywiście po drodze wystrzeliły nam gwiazdy, ale pra-

wie żadna z nich nie wyszła spod skrzydeł wielkiego wydawcy.

Podobny mechanizm zadziałał w mediach. Gdy tyl- ko pojawiła się taka możliwość, powstały setki nieza- leżnych stacji radiowych, pism, a potem nawet telewizje.

Ich motorem były zapał i świeże pomysły. Gdy ów sek- tor w miarę się ustabilizował, miejsce idei zajął pościg za kasą. Skończyła się muzyka, a na nowego bożka wy- święcono badania statystyczne. I tutaj pojawiła się zna- na nam już zależność.

Muzyczni szefowie dostali ciepłe posadki i doskona- łe alibi w postaci komputerowego programu układające- go ramówkę. Na początku zgrzytali zębami, ale potem już z własnej inicjatywy ograniczyli wachlarz wrzuca- nych do komputera utworów, by zminimalizować ryzy- ko wywołania u słuchacza jakiejkolwiek emocji. Kółko się zamknęło. Wydawcy w imię świętego spokoju wy- pracowali metodę utrącania wszystkiego, co nosiło zna- miona oryginalności, z kolei radiowcy ofertę tę jeszcze przykrawają do statystycznych wzorników. Dzielnie ki- bicuje im telewizja publiczna, w której wytłumaczo- no sobie, że jej misją jest mizdrzenie się do odbiorców.

W tym miejscu zauważyć ktoś może, że jest jeszcze In- ternet, gdzie każdy może znaleźć to, co go interesuje. Ra- cja, nie zapominajmy jednak o tzw. nieznośnym przywi- leju wyboru, który dla większości jest torturą ponad siły.

Honoru mediów pozornie bronią nieliczne pisma, które z rzadka publikują recenzje płyt i koncertów, choć to często sztuka dla sztuki, bo sieci handlowe w imię do- bra klientów też diametralnie przystrzygły listę oferowa- nych tytułów. Inna rzecz, że tak naprawdę uwagę wie- lonakładowych tytułów przyciągają jedynie ci, którzy przebrnęli przez cenzurę wydawców, radia i telewizji.

Na koniec ci, którzy mają bezpośredni kontakt z odbiorcą, czyli organizatorzy imprez. Dawniej spra- wa była prosta, bo popularność artysty mierzona była liczbą sprzedanych biletów. Dzisiaj największe gwiaz- dy programowo nie grywają koncertów biletowanych, bo to zbyt duże ryzyko blamażu. Z kolei artyści, którzy z takich koncertów żyją, nie mają dostępu do mediów, więc nie istnieją w tzw. powszechnej świadomości. Or- ganizatorzy tych niebiletowanych, miejskich świąt, festy- nów czy imprez sponsorowanych mogliby świadomość istnienia takich dwóch światów wykorzystać, propo- nując interesujące, zróżnicowane pod względem arty- stycznym programy, na co nie pozwala im jednak zbyt wrażliwy instynkt samozachowawczy. Poza tym w na-

szym pięknym kraju nadal obowiązuje zasada „zastaw się, a postaw się”, która sprowadza się do tego, że nie- istotne jest co i jak, ważne, by było „na bogato”. Efekt – każdy ma taką gwiazdę, na jaką go stać, dzięki czemu po kraju grasują zarówno artyści trendy, jak też tacy, którzy dwie i trzy dekady wstecz mieli swoje pięć minut na szklanym ekranie. Groteskowe jest to, że prawie ni- kogo nie obchodzi, że przed chwilą grali oni tuż za mie- dzą, reklamowali zupełnie inne produkty itp.

Co łączy wszystkich opisanych tu ludzi, którzy w su- mie decydują obecnie o poziomie naszej rozrywki, a po- średnio i zapotrzebowaniu społeczeństwa na kulturę?

Ano, poza cechami osobowymi, przede wszystkim kom- pletny brak wyobraźni. Nie dociera do nich, że bezkry- tycznie schlebiając masowym gustom, sami podcinają gałąź, na której siedzą, bo systematycznie zawężają wa- chlarz ofert, jakie mają do dyspozycji. Musi to w końcu doprowadzić do zaniku jakiegokolwiek zapotrzebowa- nia na dobra kulturalne, bo już od tysiącleci wiadomo, że gdy się ziemi nie nawozi, to ona po prostu jałowieje i staje się ugorem.

Spojrzenie z właściwej perspektywy?

Mikołaj Stachura, perkusista Psio Crew

Archiwum

(21)



R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

Kawiarnia Avion, której nie ma?

R e n a t a P u t z l a c h e r

W okresie międzywojennym stała bowiem na lewym brzegu rzeki Olzy, obok dzisiejszego mostu Przyjaźni, kawiarnia Avion. W Czeskim Cieszynie było więcej ta- kich lokali, chociażby Café Karl Bayer, Café Jakob El- sner, Café Zum krummen Hund. Ta jednak wydała mi się szczególna z dwu powodów. W 1933 roku Rosalia Wie- sner, żydowska restauratorka, postanowiła wybudować na rogu Saskiej Kępy i Alei Masaryka nowoczesną, funk- cjonalistyczną kawiarnię. Na frontonie przeszklonego budynku umieściła napisy w trzech językach: Kavárna–

Kawiarnia–Kaffeehaus. Warto dodać, że w tym samym roku Adolf Hitler objął stanowisko kanclerza Niemiec.

Początek tej typowej, środkowoeuropejskiej historii jest frapujący i z dzisiejszego punktu widzenia nie wróży nic dobrego. Doskonałym dopełnieniem obrazu są prze- mytnicy, którzy uczynili z lokalu mieszczącego się tuż przy granicznej rzece swoją bazę. Cieszyńscy historycy potwierdzają jednak, że był to również jeden z najchęt- niej odwiedzanych lokali Czeskiego Cieszyna ze wzglę- du na parkiet taneczny, stałą orkiestrę i występy znanych Kiedy przed laty zafascynowany urodą zabytków

Cieszyna turysta zapytał mnie, jaki budynek po- winien obejrzeć w Czeskim Cieszynie, odpowie- działam bez namysłu: „Kawiarnię Avion, której nie ma”. Spojrzał na mnie w szczególny spo- sób, a ja żałowałam, że nie mam przy sobie sta- rej pocztówki, którą kiedyś znalazłam w rodzin- nym archiwum.

Projekt odbudowywanej kawiarni Avion autorstwa Czesława Mendreka

Archiwum autorki

(22)



R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e artystów z większych ośrodków. Kariera Avionu trwa-

ła tylko kilka lat, bowiem we wrześniu 1939 roku, gdy most na Olzie wysadziły wycofujące się wojska polskie, budynek kawiarni został poważnie uszkodzony i następ- nie rozebrany przez Niemców jako własność żydowska.

Kawiarnia Avion, której nie ma. Efemeryda...

Ö

Prestiżową czeską nagrodę literacką Egona Hostow- skiego za rok 1995 zdobył „Avion”. W jury zasiadali tacy panowie, jak Josef Škvorecký, Milan Jungmann i Jan Tre- fulka. Wśród sympatyków czeskocieszyńskiej kawiar- ni teatralnej nastało ponoć spore poruszenie – czyżby chodziło o cieszyńską kawiarnię AVION? Co proszę, coś nie tak: nie kawiarnia, a hotel? Nie w Czeskim Cieszynie, a w Brnie? Nie Renata i Jarek, ale Jiří Kratochvíl? Nie ka- baret, poetycki zresztą, a powieść? Lecz co tu przeszka- dza? Zawsze to jakieś pokrewieństwo! (Władysław Siko- ra, „Głos Ludu”, 6.06.1996)

Na początku był Avion... W lutym 1996 roku do tra- dycji tej nieistniejącej międzywojennej cieszyńskiej ka- wiarni nawiązało w programie autorskim W kawiar- ni Avion, której nie ma – V kavárně Avion, která není...

dwoje twórców: czeski pieśniarz Jaromír Nohavica i pol- ska poetka Renata Putzlacher. Autorzy przedstawili pro- gram, jaki mógł powstać tylko w Cieszynie – mieście granicznym, w którym życie toczy się między dwoma państwami, dwoma mostami i dwoma językami. Na ma- łej scenie Těšínského divadla zabrzmiały utwory w ję- zykach polskim, czeskim, niemieckim i jidysz w wyko- naniu autorów i aktorów obu scen teatru, poruszających się bez barier między językami, a także między piosen- ką, farsą i wierszem lirycznym. W tekstach pobrzmiewa- ła nuta nostalgicznej tęsknoty do słodkich c.k. austriac- kich czasów, kiedy w Cieszynie żyli obok siebie Polacy, Niemcy, Czesi i Żydzi, Wiedeń był stolicą wszystkich na- cji, a Kraków mekką galicyjskiej bohemy. Odtąd nieist- niejąca kawiarnia–kavárna–kaffeehaus Avion stała się dla widzów kolejnych programów symbolem dawnego, wielonarodowościowego Cieszyna. Oto fragment Ma- nifestu premierowego:

Nowa kawiarnia poetycka w budynku Těšínského di- vadla rozpoczyna działalność programem autorskim dwu czeskocieszyńskich (choć oboje nie urodzili się w tym mie- ście) poetów poświęconym, jakże inaczej, ludziom i miej- scom, których już nie ma i miastu jedynemu na świe- cie, o którym być może Żyd Kohn powiedział: Ci, którzy opuszczają Cieszyn, wracają do Cieszyna. Ci, którzy zo-

stają w Cieszynie, są na pewno w Cieszynie. Wszystkie drogi prowadzą do Cieszyna. Cały świat to jeden wiel- ki Cieszyn...

Polscy i czescy artyści zaczęli się regularnie spoty- kać w nieistniejącej cieszyńskiej kawiarni Avion. W roku 1996 do nieformalnego Towarzystwa Avion dołączył kolejny cieszyniak, kompozytor Zbigniew Siwek. Na- dwornym plastykiem został Władysław Szpyrc, który namalował błękitny fresk z dawną kawiarnią, latającą szaloną Małgosią i skrzypkiem Kohnem oraz uskrzy- dlone logo. Widzowie zaakceptowali formułę dwuję- zycznych programów i odtąd w ciągu 14 lat w kawiarni Avion, której nie ma, a która co jakiś czas symbolicznie powraca, miało miejsce pięćdziesiąt wieczorów poetyc- ko-muzycznych.

Ö

W 2000 roku w Ministerstwie Spraw Wewnętrz- nych RC w Pradze zostało oficjalnie zarejestrowane polsko-czeskie stowarzyszenie artystyczne Spolek-To- warzystwo Avion. W tym samym roku odbył się na du- żej scenie teatru uroczysty koncert z okazji czwartych urodzin kawiarni Avion, połączony z promocją płyty Lamus. W roku 2001 artyści Towarzystwa Avion wraz z muzykami i z zaprzyjaźnionymi słowackimi aktora- mi z wędrownej trupy Teatro Tatro z Nitry wystawili na dużej scenie teatru polsko-czesko-słowacką rewię pt. W kawiarni Avion, której nie ma III albo Diverti- mento cieszyńskie.

Trzecim dużym przedsięwzięciem był spektakl Ge- nius loci (geniusz loce?) Śląska. Premiera w językach pol- skim, czeskim, w gwarze śląskiej i jidysz miała miejsce w brneńskim Teatrze Husa na provázku. Popremierowa biesiada, w której wzięli udział również brneńscy Pola- cy i studenci, rozbrzmiewała kilkoma językami i do złu- dzenia przypominała śląską wieżę Babel, przedstawioną wcześniej na scenie. Również praski występ w magicz- nym Teatrze Na zábradlí przerósł najśmielsze oczeki- wania organizatorów i wykonawców, obawiających się trochę reakcji praskich teatromanów. Długie brawa i kil- kakrotne bisy sprawiły, że wieczór przekształcił się w ślą- skie biesiadowanie przy akompaniamencie pełnej werwy kapeli Kamraci. Spektakl ten w nowej, poszerzonej wer- sji zaprezentowano 11 listopada 2001 roku na dużej sce- nie Těšínského divadla w Czeskim Cieszynie. Oto mała próbka polskiego dialogu:

Syn: Tato, kto to są ci Niemcy?

Ojciec: To taki naród, który wydał Goethego i Schil- Dr Renata Putzlacher

– Polka urodzona w Czechach.

Cieszynianka, od 1997 r.

mieszka w Brnie.

Absolwentka polonistyki na UJ, doktorat na Wydziale Filologicznym Uniwersytetu Masaryka w Brnie (2009). Poetka, autorka opowiadań i sztuk teatralnych, tekstów piosenek, tłumaczka, publicystka.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Tak jak podróż Ellie do in- nej galaktyki według postronnych obser- watorów dzieje się wyłącznie w jej głowie, podobnie spektakl Macieja Podstawnego jest podróżą przez

To jeden z powodów, dla których Muzeum w Bielsku-Białej ogłosiło konkurs na pejzażowe przed- stawienia miasta, a że rok 2007 był Rokiem Wyspiań- skiego, inspiracją stała

Reżyser pojawił się osobiście w Cieszynie, gdzie odbył się również wernisaż jego malarstwa – jak widać, Słowak jest prawdziwym człowiekiem

Ma do dyspozycji prze- nośny teatr lalkowy z drewnianymi kukiełkami (w je- den z rogów zatknięte jest błazeńskie berło), dysponuje też sceną, na której aktorzy odgrywają w

FTMiŚ jury uzna- ło Kytice Konserwatorium Janačka (reż. Bedřich Jansa, opieka pedagogiczna Alexandra Gasnárková), zaś uczeń konserwatorium Ivo Sedláček otrzymał indywidualną

To prawda. Całą energię wkładam w obraz. Akceptuję ludzi, ale piętnuję ich postępowanie. Może zrozumieją, może dojrzeją do zmiany. Moje malarstwo jest smutne, bo nie

Ryzyko utraty pasji dotyczy również mnie. Pasję trzeba w sobie utrzymywać, wciąż trzeba się rozwijać, pracować nad sobą jako człowiekiem. Zresztą najbardziej w zawodzie

Takiego wyzwania jeszcze przed nami nie było i tego poloniści, a także znawcy języka polskiego i pol- skiej kultury, muszą się dopiero uczyć.. Dobrym przy- kładem jest