• Nie Znaleziono Wyników

w pierwszej połowie XIX wieku Rekonesans

Tadeusz Żeleński-Boy, rozpoczynając swój cykl szkiców o Adamie M ickiewiczu, stw ierdza, że poeta „ze w szystkich naszych wielkich jest [...] najm niej znany”1. Pomimo odnotow ania wielu faktów dotyczących życia i twórczości a u to ra D ziadów, badacze lite ra tu ry nieraz n a tr a ­ fia ją na tajem nice, zagadki czy niedopowiedzenia. M aryla, K saw era Deybel, pow stanie listopadow e, śm ierć poety - to tylko kilka przy ­ kładów z życiorysu Mickiewicza, które powodowały lub nadal powo­

d u ją wiele niedomówień. Dotyczy to również spuścizny literackiej po­

zostaw ionej przez wielkiego rom antyka.

Zaglądając do bibliotek, k sięg arń czy innych księgozbiorów napo­

tykam y wiele wydań utworów A dam a Mickiewicza: kilka edycji dzieł w szystkich, których publikację rozpoczęto już za życia poety, a także różne drobniejsze zbiory zaw ierające w iersze, utw ory dram aty czn e czy pow ieści poetyckie. K ilkudziesięciu w ydań doczekał sam te k st P ana Tadeusza.

P o w sta ją to m ik i te m a ty cz n e , dotyczące p ro b le m a ty k i miłości, p rzy jaźn i itp. Osobno w ydaje się zbiory myśli, „skrzydlatych słów, antologie, w których nie może zabraknąć nazw iska Mickiewicza.

1 T. Ż e 1 e ń s k i (B o y): P ism a . T. 4: B rą zo w n ic y i in n e szk ice o M ick iew ic zu . Oprać.

H. M a r k i e w i c z , przedm ow ą opatrzyła M. J a n i o n. W arszawa 1956, s. 65.

U kazanie się utw orów M ickiew icza na ry n k u w ydawniczo-księ- garskim pierwszej połowy XIX w ieku oznaczało dla poety początek zm agań z wieloma trudnościam i. Sygnalizował je w swojej korespon­

dencji. Opisując przyjaciołom problemy, tow arzyszące w ydaniom ko­

lejnych tomików, stw ierdza, iż „czasy teraz złe dla lite ra tu ry ”2. Wy­

daw anie w łasnych utw orów w iązało się z ogrom nym i n ak ład a m i fi­

nansowym i i wysiłkiem w kładanym w nadzorow anie n ak ład u . Zyski z drukow anych tom ików nie pozw alały n a godziw ą egzystencję n a ­ wet ta k sław nem u twórcy, jak im stał się Mickiewicz.

Pomimo w ydaw ania d m k ie m ogromnej liczby utw orów - w arto przypomnieć, że już za życia poety powstało kilka edycji dzieł w szyst­

kich (trzy edycje paryskie: 1828—1835, 1838, 1844, pozn ań sk a z la t 1828-1829 oraz w arszaw ska z 1833 roku) - Mickiewicz nie był w s ta ­ nie zapewnić u trz y m a n ia sobie, a później i swojej rodzinie. Złożyło się na to wiele czynników. P rzybliżeniu tej tem aty k i p o słu żą zarys sytuacji na dziew iętnastow iecznym rynku wydawniczym w czasie, gdy Mickiewicz wydawał swoje utwory, losy niektórych jego tomików oraz utworów, które ówcześni czytelnicy m u przypisali. Na podstaw ie ko­

respondencji poety p rzed staw io n e zostanie jego funkcjonow anie na ryn k u wydawniczym, zm aganie się z nierzetelnym i wydawcam i, bez­

praw nym i przed ru k am i dzieł czy dystrybucją nowo w ydanych tom i­

ków. W kolejnej części a rty k u łu zasygnalizow any zostanie problem a u to rstw a utworów M ickiewicza, ponieważ, k oncentrując się n a s a ­ mych tylko w ydaniach jego dzieł w szystkich, możemy zaobserwować w nich wiele zmian. Kolejne edycje wzbogacane s ą o nowe, wydobyte na światło dzienne utwory. Spotykam y jednakże i sytuację odwrotną.

Dogłębne stu d ia nad poszczególnymi utw oram i k a ż ą badaczom lite ­ ra tu ry romantycznej, tekstologom i edytorom podważyć tezę o a u to r­

stw ie M ickiewicza. P race n a d ok reślen iem i u sy stem aty zo w an iem kanonu dzieł wciąż trw ają, o czym św iadczą chociażby kolejne w yda­

nia jego dzieł. Oprócz tego znajdujem y też teksty, których autorstw o przypisyw ano M ickiew iczow i, chociaż zostało to zak w estio n o w an e bądź przez samego poetę, bądź podważone w toku b a d a ń tekstolo- gicznych.

XIX wiek to okres rozwoju ry n k u wydawniczego. Unow ocześnia się wtedy baza techniczna d ru k a rń , w zrasta ich ilość, a przy tym zw ięk­

- List do A.E. O d y ń c a z 13 listopada 1833 roku. W: A. M i c k i e w i c z : D zieła.

T. 15: Listy, część II. W arszaw a 1955 [Wydanie Jubileuszow e], s. 103. W dalszej części arty k u łu cytaty oznaczone sym bolem W J (po nim następuje oznaczony cyfram i rzym ­ skim i num er tomu i arab sk im i - strony) pochodzą z tego w ydania.

sza się k a d ra pracowników odpowiedzialnych za drukow anie. K siąż­

kę będącą rękodziełem w ypierają egzem plarze schodzące z m aszyny dru k arsk iej. M echanizacja produkcji zw iększa szybkość drukow ania, przy obniżeniu równocześnie kosztów. N iestety, w raz z uprzem ysło­

w ieniem papiernictw a i edytorstw a sp ad a jakość i estetyka w ydaw a­

nych pozycji8. P raca księgarza-w ydaw cy je st bowiem - jak pisze J a n i­

na K am ionkowa - działalnością dw uaspektow ą: k u ltu ra ln ą i zarazem h an d lo w ą1. Rozwój k u ltu ry klasy średniej powoduje zwiększenie liczby potencjalnych nabywców książki. Bardzo często tylko potencjalnych, gdyż k siążk a nadal jest luksusem , zaś założenia o szerokim i bezpo­

śred n im kontakcie z czytelnikiem , podniesieniu k u ltu ry czytelniczej i zn alezien iu stałych klientów b ę d ą mogły zostać zrealizow ane do­

piero w odległej przyszłości.

G łów ną przyczyną niem ożności realizacji tych zam ierzeń są n a ­ dal wysokie koszty druku. M ałe nak ład y i wysoka cena produkcji po­

w odują, że niew ielu stać na dru k o w an ie z w łasnych środków. N ie­

pew ny in te re s o d stra sz a rów nież mecenasów, do tej pory gotowych przeznaczyć część swego m ajątk u n a działalność k u ltu raln ą. Prow a­

dzi to anonim ow ego a u to ra a rty k u łu pt. Grożące literaturze naszej niebezpieczeństwo (wydrukowanego w „Tygodniku L iterackim ” z 1840 roku) do gorzkiej refleksji, iż „nikt u n as nie tylko m ajątku, lecz n a ­ w et sposobu do życia w lite ra tu rz e nie znajdzie i tylko szlachetnej chęci bycia pożytecznym dla rodaków przypisać należy, że u nas jesz­

cze tylu piszących znajduje się”5.

Zeby zaistnieć na szerokim ry n k u literackim , trzeba zacząć publi­

kować swoje utwory, zw łaszcza że rom an ty zm sprzyjał wielu płod­

nym pisarzom , nie zawsze wysokich lotów. Aby móc wydawać, trzeba mieć pieniądze oraz znaleźć d ru k a rz a n a tyle odważnego, by zdecy­

dował się podjąć ryzyko w ydania poezji nieznanego nikom u twórcy.

W ydaw anie książek to wciąż in te re s zbyt niepewny, stąd d rukarze, obaw iając się problemów finansowych, a naw et upadku d ru k arn i, nie chcieli łożyć w łasnych środków. Koszty w ydania książki m usiał po­

nieść autor. Wysoka cena d ru k u powołuje do życia tzw. prenum eratę.

Polegała ona na znalezieniu w gronie przyjaciół i znajomych chętnych

;i Zob. S. D a h 1: D zieje k s ią żk i. Przekl. E. G a r b a c i k. T. Z a p i ó r , H. D e v e c h y . W rocław 1965, s. 3 2 2 -3 2 5 . Więcej in fo rm acji dotyczących rozw oju d ru k a rs tw a w: B. G o ł k a , M. K a f e l . Z. K ł o s : Z d zie jó w d r u k a r s tw a polskiego. W arszawa 1957;

C. K w i e c i e ń : O d p a p ir u s u do bib lio b u su . K s ią ż k a o książce. Katowice 1960.

'J . K a m i o n k o w a : Z ycie litera ckie w Polsce w p ie rw szej połow ie X I X w ieku. S t u ­ dia. W arszaw a 1970. s. 203.

5 Cyt. za: ibidem, s. 204, przypis 8.

do zakupienia tom iku, który au to r zam ierza ogłosić. Osoby te, doko­

nując przedpłaty, dostaw ały ta k zwany bilet, będący gw arancją otrzy­

m ania nowej k siążk i6. Bardziej opłacalne dla wydawców były - we­

dług Józefa Szczepańca - edycje k o rsarsk ie dzieł, które zyskały już u znanie odbiorców, ponieważ popularność gw arantow ała zbyt. P rze­

druki przynosiły im duże zyski, gdyż pom inięta została umowa z a u ­ torem . Często stanow iły one dla edytorów możliwość podreperow a­

nia finansowej kondycji w ydawnictwa. J a k podaje Teofil Syga,

prawo [...] nie chroniło auto ra przed nadużyciem zarówno ze strony za­

wodowych księgarzy, jak i przygodnych wydawców. [...] Stosunki m ię­

dzy w ydawcą i autorem opierały się na norm ach zwyczajowych, zm ien­

nych, niejednakow o przestrzeganych i niezabezpieczających ani praw autora, ani interesów wydawcy.7

B rak zabezpieczeń praw au to rsk ich i w ydawniczych wywoływał poczucie bezkarności dla działań nieuczciwych wydawców i całkowi­

ty b rak możliwości ochrony twórcy. Zagadnienie korsarskiego druku, to jest d ru k u bez wiedzy au to ra lub osoby do tego upoważnionej, było rozpatryw ane w kategoriach etycznych, a nie prawnych.

Dla twórcy, niezwykle dbałego o spraw y zw iązane z w ydawaniem własnych utworów, owa dowolność i b ra k możliwości dochodzenia swo­

ich praw m usiały być bardzo uciążliwe, chociaż nie znając innej moż­

liwości, trak to w ał pojawiające się nieprawidłowości jako sytuację n a ­ tu ra ln ą , której może zapobiec jedynie dzięki w łasnem u staran n e m u nadzorowi procesu wydawniczego. Twórca narażony był nie tylko na oszustw a finansow e czy n ie sta ra n n e w ydanie planow anego tom iku, ale rów nież n a p lag iat, czyli zaw łaszczenie swojej twórczości przez innego, może mniej utalentow anego, a rty stę lub przed ru k tom u bez wiedzy autora. Mogło też dojść do tego, że niepew ny d e b iu tan t d ru ­ kował anonimowo, czekając na w erdykt opinii publicznej, ta zaś, k ie­

rując się różnym i przesłankam i (stylem, inicjałam i), s ta ra ła się przy­

pisać w iersz autorow i o nazw isku już uznanym .

To wydawca decydował, co, kiedy i gdzie umieścić. Dzięki takiej polityce możliwe było oficjalne poprzedzenie anonim ow ego u tw o ru

*’ T. S y g a : Te księg i proste. D zieje p ie rw sz y c h p o lsk ic h w y d a ń k s ią że k M ic k ie w i­

cza. W arszawa 1956, s. 248. Zob. też: J.M . R y m k i e w i c z : Do S n o w ia i d a le j... K ra ­ ków 1996, s. 37. Rymkiewicz podaje tu, że p re n u m e ra tę na pierw szy tom Poezyj Mic­

kiewicza opłaciły sto dw adzieścia cztery osoby. N ajw iększą sumę, sześć rubli, wpłacił M ichał W ereszczaka, zam aw iając pięć egzem plarzy mającego się ukazać tom iku. Ze względu na tę ilość wśród ówczesnych prenum eratorów był wyjątkiem .

7 Ibidem , s. 248-251.

zatytułow anego: N ow a Zasada. Flora rom antyczna, wydanego w „Ga­

zecie W arszaw skiej” z 6 m arca 1830 roku n a stę p u ją cą przedmową:

Dostał się przypadkiem w moje ręce rękopis dziełka pod tytułem Flora rom antyczna. U praszam autora, żeby raczył się zgłosić do druk arn i „Ga­

zety W arszaw skiej” w celu odebrania swojego egzem plarza. M niem am zaś, że nie poczyta mi za złe, jeśli powodowany chęcią przysłużenia się publiczności umieszczę tu nader trafny i zajmujący wyjątek z wyżej wspo­

m nianego pism a.s

W ydaw nictw em kierow ała zasada, że n a jw aż n ie jsz ą rzeczą je st zain tereso w anie czytelników. D latego red ak to rzy decydowali się na drukow anie utworów anonimowych, nierzadko bez wiedzy autora. Ce­

lem takich działań najczęściej była m anipulacja, chęć w yśm iania i zde­

precjonow ania nowych, nieznanych poglądów i wyznających je ludzi.

Antologia artykułów pojawiających się w p rasie w latach 1818-18309 pokazuje, że drukow anie tekstów o nieznanym autorstw ie (co trzeba odróżnić od przypadku, w którym au to r świadom ie prosi o zatajenie nazw iska) było procederem stosunkowo częstym. Głównym tem atem przew ijającym się przez przyw oływ ane prasow e publikacje był spór pomiędzy zw olennikam i i przeciw nikam i rom antyzm u, odnoszącymi się w recenzjach do kolejnych tomików poezji Mickiewicza.

Tem atyka utw orów niejednokrotnie w pływ ała n a decyzję au to ra o w ydaniu anonimowym. Było to bezpieczne, gdyż w przypadku ośm ie­

szenia lub niepowodzenia osoba twórcy pozostaw ała w cieniu. Z kolei przychylne przyjęcie umożliwiało ujaw nienie się i praw ie natychm ia­

stowe zdobycie popularności. O kazało się to dość w ażne w m om en­

cie, gdy sław a Mickiewicza zaczęła wpływać n a tych, którzy dopiero debiutowali na rynku księgarsko-wydawniczym. Twórcy żyjący i piszą­

cy w czasach Mickiewicza m usieli się liczyć z tym, że ich dzieła rozpa­

tryw ane b ę d ą w odniesieniu do jego twórczości.

N arastające nieprawidłowości, które dotykały autorów dzieł m a­

jących wyjść drukiem , powodowały, że w zrastała świadomość potrzeby u stalen ia jednolitego światowego praw a ochraniającego własność in ­ telektualną. Wyróżniał się w tej dziedzinie Związek Księgarzy Niemie­

ckich, który już na początku XIX wieku sformułował własne prawo a u ­ torskie. W połowie XIX wieku skodyfikowała je Francja.

Wielostron-8 W. B i l l i p: M ic k ie w ic z w oczach w spółczesnych, d zieje recepcji na zie m ia c h p o l­

sk ic h w la ta c h 18 1 8 -1 8 3 0 . A n to lo g ia . Wrocław 1962, s. 193.

9 Ibidem.

ne dążenia zaowocowały ustanow ieniem konwencji berneńskiej w 1886 roku. Przyczyniła się ona do zwiększenia praw twórców do swoich dzieł.

Zanim to je d n ak n astąp iło , tw órca m u siał pokonać wiele p rz e ­ szkód, by jego książka trafiła do k sięg arń i do rą k czytelników. P u b li­

kację tom iku poprzedzało uzgodnienie „warunków umowy” z w ydaw ­ cą. Spisane w obecności św iadka określały dokładnie datę p rzek aza­

n ia utw oru do d ru k u w formie czytelnego i poprawionego rękopisu.

W dalszych pun k tach k o n tra k tu określano liczbę egzemplarzy, m a ją ­ cych ukazać się drukiem , oraz w yznaczano k o n k re tn ą datę, kiedy te k st jako podmiot istniejącego wówczas praw a autorskiego staw ał się „wła­

snością w yłączną i zupełną” d rukarza.

Problem atyczna okazyw ała się dystrybucja w ydanych tomików.

Odpowiadał za n ią najczęściej sam autor, który po ukazaniu się dzieła m usiał nie tylko rozliczyć się z prenum eratoram i, ale także następnie rozprow adzić książki w śród znajom ych i potencjalnych czytelników.

Było to chyba n ajsłab sze ogniwo ry n k u w ydaw niczo-księgarskiego.

K sięgarnie pow staw ały jedynie w większych m iastach. Na prowincji zakup książki możliwy był jedynie przy nadarzającej się okazji, to zn a­

czy najczęściej towarzyszył innym tran sak cjo m 10. Z kolei pozostaw ie­

nie książek w księgarni często było równoznaczne z zaleganiem ich na półkach. Sugerowane powody nierzadko miały dość nietypowy ch arak ­ ter, na przykład moda jedynie n a w arszaw skich poetów. N ależało rów ­ nież przesłać tom ik kilku uznanym recenzentom . Ich pozytywne opi­

nie zapew niały autorow i poczytność, a co za tym idzie: zyski ze sprze­

daży. Dla pierwszych pokoleń rom antyków przebicie się przez nieprzy- chylność klasyków było szczególnie tru d n e, toteż młodzi zżym ali się często, że recenzenci sam i ,ju r e caduco [prawem k ad u k a - A.R.] chcą sobie gw ałtem przywłaszczyć przywilej w ydaw ania patentów na sła ­ wę”11. Dlatego twórca s ta ra ł się zaprzyjaźnić z chociażby jednym pow a­

żanym krytykiem i tym sam ym zyskać jego przychylność. Okazywało się to niekiedy niezwykle pomocne, żeby zwrócić uw agę czytelników.

Osobne u s ta le n ia dotyczyły h o n o rariu m oraz sposobów i te rm i­

nów jego w ypłacania. N ajczęściej p ierw szą ra tę w ypłacał w ydawca przy podpisyw aniu umowy (stanow iła ona równocześnie pokw itow a­

nie otrzymanych pieniędzy), kolejne - po otrzym aniu rękopisu lub w in ­ nym term inie w skazanym przez a u to ra 12. Słowo „honorarium ” nie jest tu jed n ak precyzyjne, poniew aż - ja k podaje Syga - ich w ypłacanie

10 T. S y g a : Te księg i p ro ste..., s. 251.

11 A.E. O d y n i e c : L is ty z p o d r ó ż y . T. 1. W arszaw a 1961, s. 261.

12 Na podstaw ie W arunków U m ow y m ię d z y A d a m e m M ick iew ic zem a A le k sa n d re m J e ło w ic k im podanych przez T. S y g ę w: I d e m: Te księg i pro ste..., s. 259—260.

nie należało w czasach M ickiewicza do zjawisk powszechnych, a jeśli Chodźko (1804-1891) wydał najpełniejszy zbiór twórczości M ickiewicza za życia po­

ety. Zw raca uw agę s ta ra n n y kom entarz, bibliografia utworów oraz ich tłum aczeń na

ny drukow aniem utworów polskich pisarzy i poetów sta ra ł się o zgodę n a wydanie dzieł Mickiewicza. Ten nie w yraził je d n a k zgody, tłum acząc się innym k ontraktem .

Wielość w ydań dzieł M ickiewicza, których początki sięg ają jesz­

cze życia poety, dowodzi, ja k sk u teczn ie p o tra fił on zadebiutow ać i utrzym ać się n a tym niew ątpliw ie tru d n y m rynku. J e s t to przede w szystkim zasługa jego zaangażow ania w w ydaw anie w łasnych utw o­

rów, skrupulatnego nadzoru nad procesem wydawniczym oraz znajo­

mości ówczesnych, n aw et jeśli były tylko zwyczajowe, przepisów r e ­ gulujących w ydawanie dzieł. Wiele interesujących informacji dotyczą­

cych funkcjonow ania poety na ryn k u wydawniczym znajdujem y w jego korespondencji, k tó ra dokum entuje s ta ra n ia tow arzyszące kolejnym wydaniom utworów. D odatkow o p rzek azu je n ajb ard ziej bezp o śred ­ nio stosunek M ickiewicza do istniejącej n a ry n k u wydawniczo-księ- garskim sytuacji, jego zaangażowanie i uczciwość. Listy poety u k azu ją twórcę, który dbał o ostateczny k szta łt utworów m ających wyjść d ru ­ kiem i nadzorował kolejne w ydania swych dzieł. Pom agali mu w tym przyjaciele, któ rzy byli pierw szym i k ry ty k a m i i re cen zen tam i jego twórczości. D zięki ich cierpliw ości i staran io m w m arcu 1822 roku opuścił d ru k a rn ię najpierw bezim ienny utw ór Do Joachim a Lelewe­

la, w yprzedzając o trzy m iesiące pierw szy sam odzielny tom ik w ier­

szy M ickiewicza, zaw ierający B a lla d y i rom anse (nak ład liczył 500 egzemplarzy). Wywołał on ogrom ną dyskusję i zapow iadał niejako d al­

szy rozwój k ariery młodego wówczas filomaty, chociaż on sam jeszcze z ironią stw ierdzał, iż czytelnikam i byli w głównej m ierze służący i po­

kojowe. Bywalcy salonów nie potrafili jeszcze zrozum ieć czy też do­

cenić nowego zjaw iska w lite ra tu rz e - rom antyczności18. Młody Mic­

kiewicz niem al n a ty ch m iast stał się popularny. Głosy o jego sław ie dochodziły z Wilna, Warszawy, P etersburga. Kolejne utw ory p rz e d ru ­ kowywano w czasopism ach, tak ich jak: „W anda”, „A strea” czy „ J u ­ trz e n k a ”. Aż wreszcie na początku 1823 roku, w odpowiedzi n a zapo­

trzebow anie ry n k u księgarskiego, dochodzi do dodruku (z pom inię­

ciem cenzury) pierwszego tom u w nakładzie 1000 egzemplarzy.

Przyjaciele M ickiewicza mieli często w olną rękę w dokonywaniu poprawek. Ich sugestie poeta wnikliwie analizow ał. Bywało, że przy­

chylał się całkowicie do ra d przyjaciół, pozwalał im decydować o wy­

rzuceniu lub pozostaw ieniu jakiegoś niezbyt udanego, jego zdaniem , słowa, w yrażenia, a n aw et fragm entu. Ta „opętana d ru k a rsk a i kore- k ciarsk a p ra c a ”19, k tó rą odczytujem y z zachow anej korespondencji,

18 T. S y g a : Te k się g i p ro ste..., s. 13-19.

1!l L ist d o J . C z e c z o t a [z 2/14 kw ietnia - 3 / 1 5 k w ietn ia 1823 r.]. W: A. M i c k i e - w i c z: D zieła. T. 14: L isty, część p ie rw sz a 1815-1829. W arszaw a 1998 [Wydanie Roczni­

cowe], s. 289. W dalszej części a rty k u łu cytaty oznaczone symbolem WR (po nim n a s tę ­ puje oznaczony rzy m sk im i cyfram i n u m e r tom u i a ra b sk im i — strony) pochodzą z tego wydania.

osiąga apogeum podczas s ta r a ń o w ydanie I I i I V części D ziadów w 1823 roku, w co zaangażow ani zostali, oprócz autora, J a n Czeczot, Tomasz Zan, A ntoni Edw ard Odyniec i Franciszek M alewski. Czytel­

nicy, o ile nie mieli okazji poznać korespondencji filomatów lub a p a ­ r a tu krytycznego w w ydaniach dzieł M ickiewicza, często nie zd ają sobie sprawy, że pewne, naw et dość znane powszechnie zwroty i wy­

rażen ia m a ją innego au to ra bądź przynajm niej w spółautora.

Z aufanie, jak im Mickiewicz obdarzał przyjaciół, oraz ludzi, k tó ­ rzy bezinteresow nie zajm owali się drukow aniem jego dzieł, znalazło w yraz w liście do Józefa M uczkowskiego20, który przygotował w Po­

znaniu pięciotom ow ą edycję dzieł poety. W yrażając sw ą wdzięczność, M ickiewicz pisał:

Darujesz mi, że spóźniłem się z należnym podziękowaniem za życzliwość, jakiej mi dałeś dowody, zajm ując się ta k czynnie literackim i i handlar- skim i interesam i nieznajomego Panu autora. Byłbym bardzo niewdzięcz­

nym, gdybym skarżył się n a b rak zachęcenia w kraju naszym . N ad bo­

gate honoraria zagranicznych pisarzy, nad ich znaczenie i tytuły, zaszczy- tniejszy jest może, a zapewne sercu milszy, szczupły dochód, który winie- nem bezinteresownej życzliwości nieznajomych, w dalekiej stronie miesz­

kających rodaków. Przy teraźniejszych trudnościach handlu książkowe­

go i stosunków literackich, kiedy własność au to rsk a ta k u nas mało szanow ana, dałeś P an przykład piękny, pokazując, iż można potrzebom czytelników odpowiedzieć, bez zaszkodzenia autorom. Jeżeli tym sposo­

bem zobowiązałeś P an cały cech p isarski, m nie w szczególności w yrzą­

dziłeś cześć i przysługę i wyborem dziełka mojego, i pilnym z a tru d n ie ­ niem się około jego wydania.

WR XIV, 578

Słowa te w yraźnie świadczą, jak wielkie poruszenie wywoływały u M ickiewicza wiadomości o kolejnych w ydaniach utworów bez jego zgody n a drukow anie. Ciekaw a pod tym względem może okazać się h isto ria korsarskiego w ydania K onrada Wallenroda. Dopuścił się tego M ieczysław Darow ski, zachwycony le k tu rą wymienionej powieści po­

etyckiej. Z w racają uw agę przede w szystkim intencje pomysłodawcy p rzed ru k u , w myśl których, z powodu niedostępności edycji p e te rs ­ b urskiej, m iała pow stać k siążk a ta n ia , do stęp n a szerokiem u gronu

20 Jó zef M uczkowski (1795-1858), wydawca pięciotomowego zbioru Poezji Mic­

kiewicza w la tach 1828-1829. Edycją t ą zajął się bezinteresow nie, przy współpracy Jo ach im a Lelewela. Zyski ze sprzedaży tomów pozwoliły odbyć poecie podróż po E uro­

pie n a początku la t trzydziestych XIX wieku. O w spółpracy Mickiewicza z Muczkow- skim, zob. T. S y g a : Te księg i p ro ste..., s. 73-81.

czytelników, a przede w szystkim studentom , zafascynowanym h isto ­ rią tego, który „szczęścia w domu nie znalazł, bo go nie było w ojczyź­

czytelników, a przede w szystkim studentom , zafascynowanym h isto ­ rią tego, który „szczęścia w domu nie znalazł, bo go nie było w ojczyź­