• Nie Znaleziono Wyników

W olny przekład z angielskiego Jadwigi Olszewskiej.

Czy wiecie eo to jest H o lan d y a?

Hollandya je st to k ra j, którego część leży poniżej pow ierzchni morza- Czy można sobie w yobrazić rzecz dziw n iej- k ra j leżący bezpośrednio n a d m o­

rzem, a niżej niż m orze? Ja k że to jest możliwe? Przecież m orze zalałoby k ra j taki, spłukałoby 8'° z pow ierzchni zie-

? T u leży taje m n ic a w ielkiej, n a d ­ ludzkiej p raw ie p ra c y H olendrów !

Z jednej s tro n y człow iek, t a isto ta mała, słaba, z d ru g iej nieskończona potęga i okiem niezm ierzone ogromne morze.

I ta m rów ka wszczęła w alkę z ty m tytanem, w alkę bajeczną, niepraw dopo­

dobną, potw orną. I cóż się p o k azało 1?

Drobna, w ą tła isto tk a zw yciężyła kolos i jak bóstwo jak ie rzu ciła rozkaz jego potężnym, ja k góry, bałw anom :

Nie pójdziesz dalej!

A le isto tk a t a m a n a d czołem pło­

myk geniuszu — a ocean, to siła bez­

myślna; więc jest to w alk a ducha z materyą.

W podobnych bojach zawsze duch zwycięża.

H olendrzy sy pią ta m y olbrzym ie, groble potężne, w ały ty tan iczn e, za­

sła n ia ją c e ich k ra j ojczysty od n ie ­ u sta n n y c h szturm ów bałw anów . T ru ­ dno sobie w yobrazić, ile w ysiłków p r a ­ cy, trudów , czujności potrzeba wciąż zużyw ać n a u trz y m an ie w dob ry m s ta ­ nie ty ch nasypów .

C ała H o lan d y a jest ja k b y olbrzy­

m ia fo rteca szturm ow ana bez p rz e s ta n ­ ku. Życie H olendra, to ciągłe c z u w a ­ n ie żołnierza n a p o steru n k u , strz e g ą ­ cego wałów oblężonych. J e d n a szczer ba nieznaczna, a n iep rzy jaciel w ta rg n ie do fortecy, jedna cegła u su n ięta z m u- ru , a w padnie fala, a za n ią inne i za­

leją k ra j cały.

W rzeczyw istej jed n a k fortecy, w rzeczyw istym m urze m ożna mieć n a ­ dzieję, że o blegający nie dojrzą w y ło ­ m u, że lnie z u ż y tk u ją szczerby, że w re­

szcie, choć n a czas jak iś, odstąpią o:

oblężenia, a w każdym razie przypu szczają ty lko sztu rm y chwilowe, po k tó ry c h odstępują m ęczeni wysiłkiem

— i n a s ta je choć czasow y odpoczynek-W w ojnie z m orzem nic podobnego i

143

Tu n iep rz y ja c ie l wyśledzi każdy, drobny, zim ny deszczyk, dokuczliwszy n iera z od silnej ulew y. D obre pół go­

spieszony tego dnia nadlatującemi chm uram i.

— szefłł jak iś lęk i groza, ja k a -często mem poprzez zrobiony otw orek.

P rzerażon y chłopiec w etk n ął p a lu ­

TŚeczy n iezm iernych i nieskończonych i

ka, coraz groźniejsze uszkodzenie tam y.

Oczy chłopca zsunęły się n a w łasn y surducik, k tó ry m ógł posłużyć jako szpun t w yborny.

Z razu nie chciał n aw et uśw iadom ić (Sobie przypuszczenia m ożliwości zdjęcia

ciepłej odzieży. Z byt okropną b y ła mu m yśl, że zostanie ty lk o w koszulinie, sm ag an y m arcow ym deszczem n a wpół ze śniegiem .

Oczy jego przez k ilk a m in u t szukały wokoło gorączkowo, niespokojnie, czem- b y ow inąć rękę w su n iętą w otwór, ale przed nim gorączkowe m ajaczenie.

W yszep tał z uczuciem :

— M a m a . . .

Z anik nął pow ieki i głów ka jego u- su n ę ła się bezw ładnie.

Na tw arzyczce dziecka, ^bielejącej w m roku, sinej, w ynędzniałej, b y ł jakiś dziw ny w y raz bolesnego szczęścia —J

146

ja k i m iew ają czasam i głow y m ęczen­

ników.

— O k ilk a s e t kroków za H a g ą wznosi się, n a d kanałom ; pom nik z białego m arm u ru , p rzed staw iający an io ła z wielkierni, rozp ostartem i sk rzy d łam i.

A nioł w zb ija się w niebo i unosi w ram io n ach po stać cbłopczyny, nędzną, drobną, w koszulce

tylko-Główka dziecka zw isa przez ram ię p rom iennego m ieszkańca niebios; oczy m a zam knięte, w łoski rozrzucone — n ie

ż y j e . . . i

A le n a tw a rz y jegO' m alu je się ten sam podniosły wyraz; bolesnego szczę­

ścia, ja k i b o h a te rsk i chłopiec m ia ł w chw ili śm ierci.

ZOFIA STRZETELSKA GRYNBERGOWA.

O g n i s t a s z a b l a

dar świętego Mikołaja.

J u ż się gdzieś z b ie ra M ikołaj św ięty!

—- M y ślała S te fc ia i dni liczyła.

Ze złożonemi p rzeto rączęty

W ieczorny p a c ie rz ta k zak o ń czy ła:

„ S taru sz k u św ięty! ja b y m ta k c h ciała E a z m ieć o g rom ną lalk ę z w łosam i, K tó ra b y M am a! i P a p a ! w ołała, R u szała p rz y te m głów ką, rączkam i.*4 A n a to M a n ia : „Pow iedzcież sa m i:

M nie m o ja la lk a w y sta rc z a m ała.

K olej żalazną m ieć z w agonam i, Z lokom otyw ą — ja b y m w o lała.“

Lecz 'Staś m ia ł bardzo m ałe żądanie:

Skrzypce, n a ja k ic h laniołki g ra ją , Od M ik o łaja może d ostanie;

W szak w niebie pew nie je w y ra b ia ją . W tem Leszek, ch ło p ak z w ejrzeniem

v [śm iałem ,

K tó ry dziś siedział coś zam yślony, W sta ł i zaw ołał głośno, z zap ałem !

„Co m i ta m skrzypce, ko lej; w ag o n y ! J a a rc h a n io ła szablą m ieć z r a j u

C hciałbym , m ieć ta k ą z o g n istej s ta li,

Żebym n ią w y g n a ł z nasizego k ra ju Precz — w szystkich wrogów,

wszyst-[kich M oskali!”

Z m iękły dziew czynki n a ta k ie słow a, I zad u m an e zcichły chłopaki. >

— G dyby sp e łn iła się m y śl L eszkow al Och! g d y b y szabla, g d y b y m iecz ta k i £ N akoniec w ielk a zbliża się chw ila!

Id ą j u ż . . . id ą z n ieb a z e sła n i!

Ś w ięty M ikołaj aż się pochyla, i , M e sie cudow ną lalk ę d la M ani.

Cudow ne sk rz y p k i niosą anioły,

W agonów szereg niosą też cały. - ‘ D zieci się cieszą i d rżą n a poły,

P rz e d gośćm i z niebios aż poklękały.

Leszkow i ledw ie że n ie wyskoczy Z p ie rs i serduszko, o ń ju ż nie zdoła W y trz y m a ć dłużej: pod,nosi oczy . . . Może też u jrz y m iecz a rc h a n io ła . . . Lecz Św ięty w y ją ł księgę złoconą.

P rz y n iej anielskiej 'k lam ra ro bo ty, N a n iej ogniste lite ry płoną:

Oto s ą : „W ielkich Ludzi Żyw oty."

— 147 —

N a pierw szej stro n ie w y ra z y b y ły P isa n e rę k ą świętego m ęża:

„W tej księdze znajdziesz zagadkę siły , To miecz o gn isty, co dziś zwycięża.

„N ie m asz żyw ota tu N apoleona, N i bohaterów w ojennej sztuki.

N a g ro d ą tu ta j n ie je s t k orona R ycerzom cichej p ra c y , n a u k i.

„Zw alcz m ęstw em d u cha — pokus sza-[tanaj N iech każda g rzę d a będzie ci droga, O na k rw ią ojców i potem zlan a, B roniąc jej p ra c ą — wypędzisz wroga.1'

S ZCZĘSNY ROGALA (Anna Lewicka).

Powiązane dokumenty