N
iewolny od łańcucha modyfika
cji jest również Chorzów. Oczywiście róż
nie można oceniać skutki i kierunek
— tych przekształceń. Przede wszystkim
^ trzeba jednak pogodzić się z ich obecno-
* * ^ ścią w publicznej przestrzeni, zaakcepto- wać pewien detenninizm w ponad 750-
^ letniej już historii. Na początku rozważań należy także uświadomić sobie, że nie my
pierwsi i nie jedyni boimy się przyszło
ści i nie potrafimy jej skonkretyzować.
Nie jedyni mylimy się w prognozach.
Zamiast rolnictwa przemysł
J
akim lękiem i poczuciem niepewności jutra musiała napełniać miesz
kańców obecnego Chorzowa industria
lizacja, która rozpoczęła się pod ko
niec XVIII wieku?! W przestrzeni dotąd zdominowanej przez kulturę agrarną nagle pojawiła się pierwsza huta i zaczę
to otwierać coraz więcej kopalni. Zapew
ne ogromne musiało być zdziwienie chłopów z dziada pradziada, gdy nagle pan posyłał ich do zupełnie innego ro
dzaju pracy. Z pewnością nie potrafili imaginować sobie oswojonych przez wieki krajobrazów bez łąk i pól. Ich wyobraźnia nie była w stanie zabudo
wać horyzontu kominami i kamienica
mi, które za sto lat miały zdominować śląski pejzaż. Oto do tej pory wszyst
ko toczyło się rytmem przyrody, teraz rozpoczynała się era, w której wymy
ślona przez człowieka technika stopnio
wo miała przejąć kontrolę nad naturą i ludźmi.
Dla przyszłego Chorzowa industria
lizacja, zapoczątkowana symbolicznie budową huty żelaza „Kónigshiitte”, zadecydowała o istnieniu najpierw ko
lonii pod tą samą nazwą, a w ostatecz
ności aglomeracji w obecnym jej kształ
cie. Dzisiejszy Chorzów, chociaż wyrósł z rolniczego pnia, jednak prawa miej
skie nabył niejako w efekcie przemysło
wej rewolucji. I to właśnie przemysł - hutnictwo, górnictwo i tzw. wielka chemia - przez cały XIX i XX wiek kształtowały tutejszy krajobraz urbani
styczny oraz życie mieszkańców. Być może z tego właśnie powodu - dwustu
letniego dziedzictwa - tak trudna była kolejna gospodarcza metamorfoza, tym razem towarzysząca ustrojowej trans
formacji.
Gospodarcza metamorfoza po 1989
1989 roku przemysł ciężki stop
niowo zaczął ustępować miejsca małej i średniej przedsiębiorczości.
Ostatni wózek węgla wyjechał z lokal
nej kopalni w 1995 roku. Chorzów otwarł się również na szkolnictwo wyż
sze. Pojawiły się nawet ambicje prze
kształcenia go w miasteczko uniwersy
teckie. Podjęto się rewitalizacji terenów i obiektów poprzemysłowych, by wspo
mnieć chociażby odnowę, jaką przeszedł pokopalniany akwen „Amelung” i jego najbliższe otoczenie. Niewątpliwie ko
rzystne było także odświeżenie Parku Róż oraz rekultywacja znajdujących się na jego terenie stawów. Remont hal sportowych oraz budowę tartanowych boisk na osiedlach czy kompleksu „Haj
duki” z drugim w mieście basenem należy zapisać po stronie pozytywnych przemian, jakie Chorzów przechodzi w ostatnim dwudziestoleciu. Nie wymie
niłam jeszcze Drogowej Trasy Średni
cowej, która odciążyła centrum od nad
m iernego ruchu sam ochodowego, obniżenia poziomu emisji pyłów, uno
wocześnienia elektrowni oraz oczysz
czalni ścieków czy przykrycia Rawy 32
lówce, a i o ten trzeba toczyć czasami nierówną walkę z Opieką Społeczną.
Prywatne gruzowiska
Z
adziwiająca jest również bezsilność władz w zakresie likwidacji gruzowisk i grożących katastrofą budowlaną ruin, które straszą swoją powolną, natu
ralną śmiercią chociażby na tyłach ul.
Styczyńskiego, w niedalekim sąsiedztwie ul. Truchana. Włodarze zasłaniają się za
pewne przepisami, tytułami własności, nade wszystko brakiem funduszy.
Na prowizorycznym ogrodzeniu, które de facto pozostaje otwarte dla licznie od
wiedzającej ten obiekt młodzieży, zawi
sła po latach tabliczka z informacją: „te
ren prywatny”. I ten napis ma chyba tłumaczyć i usprawiedliwia wszystko.
Właściciel planował adaptację budyn
ków na potrzeby Chorzowskiego Parku Technologii Informacyjnych i Komuni
kacyjnych, jednak po unieważnieniu przetargu w maju 2012 roku nastała głu
cha cisza, a wszyscy czekamy, aż czas sam rozprawi się z tą szpetotą. I oby ktoś nie stracił życia lub zdrowia, nim znik
nie ten powidok przeszłości. Na razie bo
wiem obraz goniących się nastolatków po piętrach bez okien, a nawet ścian, je
ży włos na głowie.
Powyższa ilustracja to nieodosobnio- ny przypadek. Podobną tabliczkę zna
lazłam ostatnio na dworcu-widmie, która straszy na stacji Chorzów-Miasto i rodzi wciąż aktualne pytanie: czy mo
że spokojnie spać ten, który nakazał wy
burzenie pięknego budynku i postawie
nie zamiast niego tej „puszki Pandory”
otoczonej blachą falistą i wypełnionej Ubożenie niektórych
fragmentów miasta
Z
drugiej strony trzeba niestety podkreślić, że tempo owych dodatnich przekształceń znacznie zwol
niło około roku 2010. Brak nowych in
westycji silnie obnażył słabe punkty miasta, miejsca wciąż zaniedbane, by nie powiedzieć wprost: zapuszczone.
Ujawniło się też w ostatnim czasie ubożenie centralnej dzielnicy, w któ
rej stan takich ulic, jak: Mielęckiego, Hajducka czy Cmentarna, daleki jest od atrakcyjności. Pogłębiła się także degradacja Chorzowa II, którego wieloraka bieda i rozmaite problemy widoczne są i dla przypadkowego przechodnia, i dla pracujących w tym rejonie, zwłaszcza nauczycieli. Szcze
gólnie tragicznie prezentują się ulice:
Ligonia, Słowackiego, Pudlerska, Świ
dra, Barska, Stalmacha, 23 Czerwca, Wileńska, Kalidego, św. Piotra, 11 Li
stopada, 3 Maja oraz Katowicka. Te
go negatywnego wizerunku „Cwajki”
nie są w stanie poprawić wyrastające na jej obszarze jak grzyby po deszczu kolejne dyskonty. W zastraszającym tempie rośnie liczba osób korzystają
cych z różnego rodzaju form pomocy społecznej. Coraz więcej dzieci jedy
ny posiłek spożywa w szkolnej sto-i utworzensto-ia w ten sposób alesto-i spacero
wych. Można by wskazać jeszcze sze
reg podobnych inwestycji, które z całą pewnością upiększyły, oczyściły i zmo
dernizowały Chorzów, w tym rów
nież znajdujące się na jego terenie ko
ścioły.
Królewska Huta, fragm ent stalowni, pocztówka ze zbiorów Muzeum Historii Katowic
w środku odorem moczu? Wreszcie ko
lejne prywatne gruzowisko znaleźć możemy na terenie dawnej Rzeźni Miejskiej. Nie dość, że miejsce to ocieka łowią setek tysięcy zwierząt, to jeszcze budzi wstręt rozkładającą się tkanką budowlaną. Biorąc pod uwagę słuszne argumenty, że trudno byłoby w nim urządzać zabawy, mieszkać czy uczyć się, skoro jucha spływała tu po
sadzkami, należałoby jednak skonsta
tować niedopuszczalność dalszego ist
nienia obecnego pobojowiska. I to w bliskości plantów z jednej strony, osiedla z drugiej i tranzytowej trasy z trzeciej. Stanowi to zarówno nie naj
lepszą wizytówkę miasta, jak i zupeł
nie nieatrakcyjny krajobraz dla miesz
kających i odpoczywających w okolicy Floriańskiej, Filarowej i Krakusa.
Rozumiem, że za bezradnością władz stoi prawo każdego właściciela do zro
bienia ze swoją własnością, co mu się żywnie podoba. Jednak granicą tej zasa
dy powinno być nie tylko zagrożenie ży
cia i zdrowia ogółu, ale także szpecenie pejzażu miejskiego, narażanie ludności na permanentny kontakt z gruzowi
skiem w środku aglomeracji oraz uboże
nie dzielnicy. Włodarzom powinno za
leżeć na pozytywnej recepcji Chorzowa, a jej osiągnięcie wymaga podjęcia cza
sami bardzo trudnych rozmów.
Spuścizna socjalistycznej
myśli budowlanej ^
--- *^0
M
arzą mi się czasy, w których sta- nowione przez Sejm prawa będą wreszcie chroniły obywateli przed brzy- | 4 dotą miast, a co za tym idzie, nie będąImponujący budynek Poczty Polskiej je s t bezdyskusyjną wizytówką miasta
* 2
zezwalały na głupotę urbanistyczną i kompletny brak wyobraźni niektórych planistów i konserwatorów zabytków.
Efektem takich nieprzemyślanych lub źle zaplanowanych działań w minionej epo
ce są straszące do dzisiaj wielkie budo
wy i przebudowy w stylu „Posti”, wspo
mnianego dworca centralnego czy sławetnej Estakady. Tej ostatniej - za
miast wyrwać ją wreszcie z miejsca, w którym nigdy nie powinna była się zna
leźć - władze postanowiły zafundować lifting. W ten sposób relikt socjalistycz
nej myśli budowlanej przetrwa kolejne 38 lat, a może i więcej, bo któż odważy się zburzyć coś, co takim kosztem odnowio
no. W kategorii cudu należy rozpatrywać fakt ocalenia bezdyskusyjnej wizytów
ki Chorzowa, którą jest zabytkowy bu
dynek Poczty. Doprawdy chyba ustano
wiony później (w 1993 roku) patron miasta - św. Florian - polał w odpowied
nim momencie rozpaloną wyobraźnię pe
erelowskiego urbanisty. Dzięki temu mamy co umieszczać na pocztówkach - obok Planetarium, Stadionu Ruchu, uli
cy Wolności czy Żabich Dołów, które wciąż pozytywnie kojarzą się z Chorzo
wem.
Wyludnienie
S
mutnym i niebezpiecznym zjawiskiem ostatnich lat jest przyspiesza
jące wyludnienie, a także starzenie się populacji. Spadek liczby chorzowian od
notowuje się już od 1977 roku, Do 1990 roku ubyło blisko 34 000 osób. Przez kolejne 15 lat następnych 17 000. W la
tach 2005-2010 można było zaobserwo
wać pewne wyhamowanie tego proce
su, albowiem w tym czasie z demogra
ficznej mapy miasta zniknęło tylko 2000 ludzi. Co jednak wydarzyło się pomię
dzy 2010 a 2012 rokiem? Przez dwa la
ta, mówiąc kolokwialnie, „wyparowa
ło” blisko 6000 mieszkańców! Czy należy to zrzucić na karb niżu demogra
ficznego? A może to efekt masowej emi- gracji zarobkowej? Jeśli bliżej prawdy jest druga możliwość, oznacza to nie tyl
ko potwierdzenie ekonomicznego kry
zysu, ale coś o wiele bardziej bolesne
go dla władz Chorzowa. Oznacza to, że przestał on być „małą ojczyzną”, miej
scem, w którym obywatel dobrze się czuje i którego nie chce opuszczać.
Oznacza, że rządzący gminą nie zrobi
li wszystkiego, aby tym ludziom chcia
ło się pozostać, by nie musieli emigro
wać. W tym miejscu trzeba stwierdzić, że los, gdy się z nim igra, bywa prze
wrotny. Peerelowskie plany przeprowa
dzenia czynnej deglomeracji nie powio
dły się, zmniejszenia zagęszczenia ludności dokonał więc drogą biernej de
glomeracji wolny rynek.
Eurosieroty - przyszli dorośli obywatele Chorzowa
T) otwierdzenia powyższych statystyk -L dostarcza przede wszystkim ulica, na której naprawdę jest wyczuwalnie mniejszy gwar i tłum. Podczas codzien
nej wędrówki na szlaku Centrum-Cho- rzów II rzucają mi się w oczy albo też uszy wyludnione place i skwery. Jest nas
już tylko niespełna 107 000 (w 1976 ro
ku było ponad 160 000!), a w 2020 ma być poniżej 100 000! Niestety potwier
dzeniem migracji zarobkowej jako przy
czyny spadku liczby chorzowian są co
raz liczniejsze tzw. eurosieroty. Normą staje się sytuacja, że jeden z rodziców pra
cuje za granicą, a nie brakuje i takich dzie
ci, które zostały w mieście same, z dziad
kami lub ciociami. Czy rządzący zdają sobie sprawę z tego, jakie to zjawisko bę
dzie generowało problemy w przyszłości?
To są przyszli dorośli obywatele Chorzo
wa, którym brak bezpieczeństwa socjal
nego odebrał matkę i ojca, dzieciństwo, miłość, czułość oraz opiekę najbliższych i skazał na przymusowy, wielogodzinny pobyt w szkolnych lub środowiskowych świetlicach, spełniających coraz częściej funkcję zastępczego domu dla setek uczniów. Czy chorzowskie władze widzą już ten problem, czy czekają na odgórną mobilizację i odgwizdanie przez Warsza
wę kolejnej kampanii społecznej, która poza atrakcyjnymi spotami i biurokracją nie wykaże się niczym więcej?
Nie ma miasta bez ludzi i bez serca
T
ak trudno zrozumieć, że bez ludzi nie będzie miasta?! Pięknie podkreślił to Stanisław Lem w filmie-wy- wiadzie, nakręconym 10 lat przed jego śmiercią. Stwierdził, że chociaż bardzo tęskni za Lwowem, to jednak nie chce go nawet odwiedzić, gdyż nie ma w nim już ludzi, a same kamienie, które pozo
stały, nie tworzą miasta. W tym miejscu
l4'oto: Arkadiuszł.awrywianiec
Ruiny dawnej huty „Kościuszko ”
trzeba by dodać, że bez serca także go nie będzie, a takim pulsującym cen
trum każdego, nawet najmniejszego miasteczka jest rynek. Ten przeważnie ma charakter wypoczynkowy, deptako
wy, często historyczny. Około 100 lat te
mu Max Steckel utrwalił na fotografiach chorzowski rynek pełen życia, ludzi, zie
leni. Nad miejscem z takim trudem wygospodarowanym (o wyborze tej właśnie działki zadecydowała jej nie- atrakcyjność dla górnictwa) w 1976 ro
ku postanowiono rozpiąć nitkę asfaltu, wyburzając przy okazji piękne kamieni
ce i zamieniając teren przed magistratem na trzy lata w plac budowy, a na kolej
ne dziesięciolecia w straszący hałasem, smogiem i smrodem pomnik braku do
brego smaku i elementarnej chociażby wyobraźni. Kraków ma swoje podcienia w Sukiennicach, my cień rzucany przez betonową bryłę. Kraków ma swoje ar
kady, my wygładzone i odmalowane żelbetonowe „kilbloki”, pomiędzy któ
rymi przejeżdżają samochody, prze
chodzą ludzie, jeżdżą tramwaje, próbu
je toczyć się normalne życie miasta.
Może zatem dlatego Chorzów wymie
ra, bo brakuje mu najzw yczajniej w świecie prawdziwego serca, zamiast tego monstrualnego bajpasu!
Kryzys się zużył, czas pomyśleć, czym go zastąpić
P
owracając do kwestii wyludnienia, należy stwierdzić, że oczywiście do powrotów nie da się nikogo zmusić, ale ucieczkę można próbować uprzedzić, bydo niej nie doszło. Naprawdę nie za wszystko jest odpowiedzialny kryzys!
Zresztą ten ostatni jako nagminnie wyko
rzystywany w publicznej dyskusji moc
no się zużył i przestał komukolwiek co
kolwiek tłumaczyć. Czas pomyśleć, czym go zastąpić! W co się zaangażować, by nie powtarzać jedynie na każdym kroku, jak źle nam z jego powodu.
A jest co robić w Chorzowie! Są miej
sca, osoby i wydarzenia historyczne, które czekają na swoje dowartościowa
nie i twórcze wykorzystanie. Szczegól
nie ważne wydaje się przywrócenie zna
czenia i atrakcyjności dzielnicy, od której wszystko się rozpoczęło i od której obec
na aglomeracja przejęła swą nazwę.
Oczywiście nie można nie zauważyć, że wiele się dzieje - zawiesza się tablice pa
miątkowe, organizuje Biesiady Roczni
cowe, publikuje liczne wydawnictwa dotyczące historii oraz dorobku kulturo
wego, industrialnego i naukowego mia
sta, rozwija się doskonała inicjatywa re
aktywowania Chorzowskiego Bractwa Rycerskiego Bożogrobców, urządza się dzielnicowy festyn w parafii św. Józefa oraz Parafialne Święto Rodziny w św. Ja
dwidze, działa Stowarzyszenie Miłośni
ków Chorzowa, corocznie ulicą Wolno
ści przechodzi Metropolitalna Parada Historyczna, a w Skansenie rozgrywane są turniej e rycerskie. Można by zrobić jed
nak o wiele więcej! Należy też pamiętać, że mamy nietuzinkowych patronów, któ
rzy niegdyś należeli do chorzowskiej spo
łeczności, by wymienić chociażby wybit
nego fotografa Karla-Ludwiga Maxa Steckla, noblistę Kurta Aldera, dwóch bło
gosławionych - ks. Józefa Czempiela
oraz o. Ludwika Mzyka, historyka pi
śmiennictwa Jadwigę Kuciankę, rzeźbia
rza Teodora Kalidego, pisarza i wydaw
cę Karola Miarkę, działacza społecznego Juliusza Ligonia, a także ks. prof. Jerze
go Szymika, który był wikarym w hajduc
kiej parafii Wniebowzięcia NMP.
Ich zapał i zaangażowanie w przemia
nę i ulepszenie Chorzowa w równie niełatwych czasach powinien być dla nas podporą i mobilizacją. Fundamentem sukcesu jest niewątpliwie zerwanie z my
śleniem, że tak źle jak teraz, to nie było nigdy. Naprawdę bowiem nie my pierw
si stajemy przed wielką niewiadomą przyszłości, nie pierwsi dźwigamy brze
mię przeszłości, nie pierwsi dokonujemy zmian. Oby nie okazało się, że pierwsi nie robimy nic, a promowane przez ma
gistrat hasło: Chorzów wprawia w ruch jest tylko pobożnym życzeniem, jedynym zaś „ruchem” jest Klub przy ul. Cichej, cztemastokrotny Mistrz Polski!
Pragnę zakończyć niniejszy felieton au
torskim wyjaśnieniem, że wszystkie przedstawione w nim refleksje zrodziły się z codziennego bardzo osobistego obcowania z tkanką Chorzowa, z ogrom
nego przywiązania do tego miejsca, tro
ski o jego przyszłość i pragnienia, aby by
ło ono coraz bardziej atrakcyjne, a każdy czuł się tutaj jak w domu. Sama nie wy
obrażam sobie życia w innym mieście jak tylko w moim rodzinnym Chorzowie (choć kocham też Kraków, Wrocław ^ czy Sejny), stąd powyższe pochwały, ale i krytyka. Prawdziwa miłość bowiem nie jest, a przynajmniej nie powinna być bez
krytyczna!