• Nie Znaleziono Wyników

Za fasadą, czyli z kropelką dziegciu

W dokumencie Żubry potrzebują Indian (Stron 131-134)

A ndrzej B urzyński

D

ziesięciolecie konkursu oficjalnie nazywanego w sposób poniekąd fra­

pujący jako artystyczno-przyrodniczy po pierwsze, a - by zdumienie hybrydowym tworem nazewniczym pogłębić, uzupełnionego nie mniej zaskakującym hasłem: „Żubry potrzebują Indian” po drugie - a więc dziesięciole­

cie tego konkursu to bez wątpienia okazja do refleksji, której wszelkie już obecnie bardziej lub mniej okrągłe rocznice zwyczajowo wymagają, narzucając im, by ta k rzec - laurkow ą formułę jako jedyną stosowaną w takim przypadku.

Ta uwaga, może cokolwiek sarkastyczna, nie sygnalizuje bynajmniej jakowegoś krytykanckiego nastaw ienia, które wypowiedzi tej nada charakter odmienny od jedynie tu możliwej pochwały - zarówno założeń koncepcyjnych konkursu, ja k jego

dorobku, chociaż...

No, bo niby wszystko zasługuje na uznanie, na podziw nawet. To naprawdę wspaniale pomyślana koncepcja: sprzyja propagowaniu idei ochrony przyrody, uwrażliwianiu na jej walory, łączeniu wiedzy o niej z działaniami związanymi z szeroko pojmowaną kulturą, zwłaszcza artystyczną, toteż spełnia postulat holi­

stycznego ujmowania procesu upowszechniania wiedzy. Gdyby n a tem at tego kon­

kursu miał okazję wypowiedzieć się historyk sztuki, podkreślałby zapewne - zapoznawszy się z właśnie artystyczno-przyrodniczą formułą koncepcji - że naw ią­

zuje ona do najstarszej teorii estetycznej, znanej pod nazwą mimesis - teorii naśla­

dowania, wskazującej twórcom sztuki inspirującą rolę natury. Regionalista byłby zachwycony potraktowaniem nareszcie w sposób kom plem entarny wartości przy­

rodniczych i kulturowych Górnego Śląska. Ekolog doceniłby stworzenie okazji do poznania przez młodych ludzi bogactwa przyrodniczych walorów regionu, przeła­

mującej stereotypowe wyobrażenia w tym względzie. Ponadto... - No, więc dla­

czego dziesiąta rocznica tego konkursu obchodzona jest po jedenastu latach od jego pierwszej edycji? Nie bardzo wiadomo. - Może o środkach niezbędnych do jego prowadzenia nie decydowali ci, których wyobraźnia i kompetencje objąć byłyby

129

R e f l e k s j e j u r o r ó w

zdolne wielorakość pożytków tego przedsięwzięcia o charakterze i poznawczym, i popularyzatorskim, i wychowawczym?

Konkurs adresowany je st do uczniów szkół wszystkich poziomów i umożliwia wzięcie w nim udziału wszystkim - bo przecież jeśli ktoś nie potrafi pisać, może malować lub fotografować i aż trudno sobie wyobrazić młodego człowieka, który nie je st w stanie spróbować swych sił w żadnej z tych dziedzin.

Dlaczego więc na część literacką „Żubrów” otrzymuję prace od zaledwie ułam ka procenta uczniów szkół z terenu województwa - i to przeważnie rokrocznie z tych samych? Czy odpowiedź związana je st z brakiem informacji o nim w publikacjach władz oświatowych, a co za tym idzie: brakiem zaangażowania we wsparcie tej inicjatywy?

Trzeba podkreślić, że literacka część konkursu jest trudna. Merytorycznie i - by tak rzec - technicznie. Wymaga specjalnej wrażliwości, wiedzy i umiejętności od ucze­

stniczących w nim uczniów. Przeszło dziesięcioletnie doświadczenia związane z jego funkcjonowaniem dostarczają aż nadto wiele potwierdzających to argumentów.

Już to samo tylko, że dotąd wśród prac konkursowych nie pojawiła się spełnia­

jąca wymogi próba analityczno-interpretacyjnej prezentacji tekstu śląskiego pisa­

rza, związanego z motywem przyrody, jest bardzo wymowna. Zapewne regionalna literatu ra nadal pozostaje terra incognita dla uczniów i nauczycieli w szkołach Górnego Śląska. Chociaż może nie należy z tego faktu wysnuwać zbyt daleko idących wniosków, bo ten typ prac w konkursie o zamierzeniach popularyzators­

kich przecież to już zdecydowanie „wyższa szkoła jazdy”, a nadto wymóg regu­

lam inu ujmuje je jako zadanie poniekąd dodatkowe, fakultatywne. Wszelako tru d ­ no z tym faktem nie wiązać przypuszczenia, że realizacja tak zwanej regionalnej ścieżki międzyprzedmiotowej nie we wszystkich szkołach prowadzona je st n a po­

ziomie satysfakcjonującym. Inna rzecz, że autorzy program u tej ścieżki, nazwanej

„Dziedzictwo kulturowe w regionie”, uznali pewnie, że wartości przyrodnicze to już inny obszar problemowy, a kształcenie holistyczne to tylko tak a teoria dydaktycz­

na.

Pozostaje więc chyba liczyć nadal n a nauczycieli-pasjonatów. Wnioskując jed­

nak na podstawie ilości napływających na konkurs prac, nie jest to grupa liczna.

Przy tym, jeśli pełnienia funkcji opiekuna uczestników literackiej części konkursu w szkole podejmuje się spośród nich przykładowo tylko biolog, nie wspomagany przez polonistę, wówczas prace uczniowskie pozbawione są części walorów, które powinny posiadać. Podać przykład?

Otóż, na jedną z ostatnich edycji konkursu nadesłano tekst, w którym dostrzec

R e f l e k s j e j u r o r ó w

mówili, że to z powodu trucizn, które się stąd wydzielały”. Dalej był już jednak tylko referat na tem at szkodliwości odpadów poprzemysłowych - sporządzony zapewne w oparciu o m ateriały dostarczone uczniom przez nauczycielkę biologii.

Marginalnie natom iast potraktow ana została wzmianka o pełnych dram atyzm u zdarzeniach związanych z psem należącym do rodziny chłopca, wskazanym jako jeszcze jedna ofiara trującej hałdy, której pobliże było miejscem codziennych spa­

cerów z czworonożnym przyjacielem. - „Kiedy um arł nasz Maksio - napisał chło­

piec, ujawniając autentyczne i godne trafniejszego wykorzystania doznania emo­

cjonalne, związane przecież z tem atyczną problematyką - wszyscy płakaliśmy i naw et Tata też, choć je st twardym człowiekiem, a Mama powiedziała, że zwierzę­

ta uczą nas ludzkości” (sic!). Dodał: „Nienawidzimy tej hałdy i ludzi, którzy ją zro­

bili i jeszcze dalej wywożą tu odpady ciężarówkami, które są ja k baśniowe smoki.

A grób M aksia w naszym ogrodzie Tata zrobił płaski, żeby nie przypominał wyglą­

dem tej wstrętnej góry.” - I dalej, już znowu w referatowej konwencji, o podwyż­

szonym stopniu zachorowalności mieszkańców okręgu przemysłowego oraz o ko­

nieczności działań profilaktycznych. Ale przecież w zakończeniu napisał jeszcze i to, że: „Wszystkie (...) przygotowane przez tatę n a komputerze ulotki, na których było zdjęcie naszego psa, rozwiesiliśmy na drogach prowadzących do hałdy oraz w oko­

licy. Oznaczyliśmy nimi też rowy z wodą i bagniste kałuże, z których piły zwierzę­

ta. Miały ostrzegać, żeby innym nie wydarzyło się to, co naszem u Maksiowi.” - Gdy powiem, że tek st ten je st reprezentatyw ny dla sporej grupy prac konkurso­

wych, zbędny będzie dodatkowy komentarz. - Sapienti sat!

Jeden wszakże aspekt związanej z nim problematyki warto uwyraźnić. No, może dwa. O tym drugim powiem krótko, że możliwość poznawania nadsyłanych na konkurs prac, stanowiąca okazję do wyławiania z nich perełek talen tu i wrażli­

wości młodych autorów, a także kontakt z laureatam i uczestniczącymi w - nazbyt rzadko organizowanych - obozach warsztatowych, je st źródłem nie tylko radości z uczestniczenia w przedsięwzięciu prawdziwie pożytecznym. Dostarcza również możliwości poznania u źródeł, bo kształtującego się wśród ludzi młodych stosunku do tej ważnej sfery wartości, które związane są z n a tu rą - naturalnym środowis­

kiem życia tu, na Górnym Śląsku, teraz, ale i w przyszłości - jako że przecież:

„czym skorupka..” - A wnioski z tych obserwacji są pouczające.

I pierwszy z aspektów, o którym chciałbym wspomnieć: Dotyczy on fundam en­

talnej roli rodziców, czy szerzej: środowiska domowego młodych autorów w rozwi­

janiu przede wszystkim ich wrażliwości, kształtow aniu system u wartości, ale także - choć w mniejszym już stopniu - uzdolnień.

R e f l e k s j e j u r o r ó w

wiedzieli, że Górny Śląsk to nie tylko kominy i wieże kopalniane.” Lub opowiada­

nia o ziarenku, z którego „chleb nasz powszedni”, zainspirowanego uwagą Mamy w czasie rowerowej wędrówki wśród łanów zbóż rosnących na polach graniczących z obiektami przemysłowymi w Łaziskach Górnych. Albo wspomnienia o świeżo przeżytej tragedii, związanej ze s tra tą ukochanej suczki potrąconej przez samochód, co jednak zaowocowało rodzinną akcją dokarm iania zwierząt - jakże m ądrze zainspirowanej, bowiem - jak napisała autorka opowieści - w czasie jed­

nego z zimowych wyjazdów w góry „Tatuś obudził nas, gdy na dworze było jeszcze szaro, i przez okno pokazał trzy sarny tuż za płotem, a ze śniegu wystawały im tylko grzbiety i główki. Oskubywały gałązki naszego żywopłotu i patrzyły na nasz dom z takim przejmującym smutkiem. Tatuś powiedział, że naszej Sari było u nas dobrze, bo m iała ciepło i jedzenie, a te biedne zwierzęta są głodne i je st im zimno.

Odtąd jak tylko jechaliśmy do naszego domku, zawsze wieźliśmy ze sobą marchew i buraki oraz inne warzywa dla sarenek, a dla ptaszków ziarno. I ta k było przez całą zimę”.

Cóż, konkurs adresowany jest do uczniów, jego uczestnikam i opiekują się nauczyciele i to ich wkład pracy organizatorzy postanowili honorować - wyróżniać dyplomami. Czy jednak na jakąś formę uznania nie zasługują również rodzice - przynajmniej tych autorów, których prace zostały wyróżnione lub w których wyra­

zisty je st ich inspirujący wpływ?

Na koniec stosowne, jubileuszowe życzenia: ad multos annos! - A także:

odpowiednich środków do prowadzenia tego pożytecznego, mądrego przedsięwzięcia.

Rozważne, nie romantyczne...

W dokumencie Żubry potrzebują Indian (Stron 131-134)

Powiązane dokumenty