• Nie Znaleziono Wyników

Zagadnienie dzielności etycznej jako zagubione sedno wychowania1

W dokumencie dobra w poszukiwaniu (Stron 147-159)

Wstęp

Żyjemy w czasach ceniących zewnętrzne osiągnięcia i sukcesy. Tym-czasem klasyczna mądrość Greków podsuwa myśl o tym, że nie one są wartościowym celem ludzkiego życia, zwłaszcza że bywają zależne od okoliczności, na które często nie mamy wpływu. Staro-żytni zostawili nam swego rodzaju legat, który bywa nieznany lub lekceważony. Zwłaszcza jeden z dawnych myślicieli, wciąż szanowany, ale jakby czysto historycznie. Mam na myśli Arystotelesa ze Stagiry i jego koncepcję ludzkiego szczęścia, celu ludzkiego życia. To propo-zycja na wskroś sokratejska, wyrastająca z wieloletniego obcowania Arystotelesa z myślą Platona, bardzo dojrzały owoc trzech pokoleń filozoficznego namysłu nad ludzkim życiem. Konstatując, że każdy człowiek dąży z konieczności do szczęścia, Stagiryta zauważa, że ludzie rozmaicie ten swój cel rozumieją. Napisał: „Być szczęśliwym to to samo, co dobrze żyć i dobrze się mieć, na pytanie jednak, czym jest szczęście, odpowiedzi są rozbieżne i niewykształcony ogół okre-śla je inaczej aniżeli mędrcy” (Arystoteles, 2008).

1 Tekst oparty na treściach wykładu inauguracyjnego K. Wojcieszka 2019/2020 w Wyższej Szkole Kryminologii i Penitencjarystyki w Warszawie.

Są, według niego, trzy najważniejsze sposoby pojmowania szczę-ścia jako ostatecznego celu ludzkiego życia: używanie (przeżywa-nie przyjemności, rozkoszy), życie dla społeczności (nagrodą sława i szacunek) i teoretyczna kontemplacja, która w tej trójce zjawia się dość nieoczekiwanie.

„Niewykształcony ogół i prostacy widzą je w rozkoszy; dlatego też zadowalają się życiem polegającym na używaniu. Trzy bowiem są najważniejsze rodzaje życia, a mianowicie, oprócz wyżej wspo-mnianego, życie poświęcone bądź działalności obywatelskiej, bądź teoretycznej kontemplacji” (tamże, s. 82).

Aktualność propozycji Arystotelesa

Czytając ten fragment Etyki Nikomachejskiej, trudno oprzeć się wra-żeniu, jakby te słowa opisywały nie świat Arystotelesa, lecz nasz współczesny, zwłaszcza z powodu obserwacji, ku czemu zmierzają lub czego szukają dziś ludzie (Machura, 2002). Nazywamy nasze czasy epoką konsumpcji i nie bez racji. Tłumy tratujące się u wejścia do handlowych świątyń z okazji jakiejś nadzwyczajnej obniżki cen są tego symbolem. Podobnie oceny częstości wyszukiwań w internecie, gdzie podobno dominują treści seksualne. Jeśli jednak ta potoczna obserwacja jest trafna, to oznacza ona pogrążanie się całych ludzkich społeczności w prymitywizmie i prostactwie.

Druga możliwość, czyli szukanie sławy z powodu zaangażowania w życie polityczne, także nie jest nam obca. Tyle tylko, że oprócz sławy zdobytej na polu bitwy czy w zmaganiu ściśle politycznym mamy też „celebrytów”, postacie ze świata rozrywki, mediów czy sportu. Wielu im zazdrości, nie pamiętając, że sława jest zmienna, ulotna i wrażliwa na podmuchy dziejowego wiatru. Skoro ani roz-kosz nas nie nasyci, ani sława nie nakarmi, to co zostaje? Ta dziwna uwaga o kontemplacji? Arystoteles nas tu zaskakuje, stale twierdząc, że człowiek przede wszystkim szuka prawdy i że jej kontemplacja daje mu największą możliwą przyjemność, że najlepiej uszczęśli-wia. Wystarczy przypomnieć sobie mozół każdego z nas podczas zwykłej szkolnej nauki, aby wątpić w jego propozycję. Owszem dobrze jest wiedzieć co i jak, ale żeby aż tak cenić prawdę? Lecz

Arystoteles pisząc i nauczając o szczęściu płynącym z kontemplacji prawdy, nie ma na myśli rozważań kosmologicznych (wtedy najszczę-śliwsi byliby chyba matematycy czy kosmologowie?), lecz wiedzę o tym, czym jest tzw. prawdziwe dobro. Jest to wyraźnie rys sokra-tejski, rys intelektualizmu etycznego. W myśl tej doktryny trwale szczęśliwy jest tylko człowiek dzielny etycznie (cnotliwy), który nabył odpowiednie sprawności. Można sądzić, że jeśli człowiek stał się dobrym, nabył sprawności, to jest w jakimś stopniu skierowany trwale ku rozważaniu tej swojej postaci, tego rezultatu życia.

Wyobraźmy sobie perspektywę, której Arystoteles raczej nie miał – pośmiertnego sądu. Opisy mistyków sugerują, że stajemy wtedy nie tylko przed Bogiem, ale przed sobą i rozważamy nasz życiowy wewnętrzny dorobek, historię swego życia w kontekście Jego dobroci absolutnej. Jeśli mamy szczęście być istotami niemal anielskimi, świętymi, dobrymi, niewinnymi, to ten obraz musi być zachwycający, boski. Wydaje się, że Arystoteles uważał, że taki ogląd samych siebie i naszego życiowego dorobku możemy przeżywać już na tym świecie, i że ten ogląd nasz uszczęśliwia. Co zatem możemy w takim przypadku w sobie podziwiać? Nie jest to kontemplacja indywidualisty, który niczym mityczny Narcyz kontempluje swą doskonałość, ale dobro, które jest osiągane dla społeczności, dla ojczyzny, dla struktur państwowych.

Polityczne znaczenie dzielności etycznej według Stagiryty

Po raz kolejny Stagiryta nas zaskakuje, tak bardzo doceniając wkład jednostki w życie wspólne. Warto jednak zauważyć, czym dla Gre-ków była rzeczywistość państwa, tej małej ojczyzny, polis, w której niemal wszyscy się wzajemnie znali i której życie codzienne i obrona były warunkiem wolności i pomyślności wszystkich obywateli. Hel-lenowie żyli w swoich licznych małych ojczyznach i gdy mowa jest o państwie, to tak jakby była mowa o rodzinie. Przecież nawet mędrzec Sokrates brał udział w bitwach w obronie Aten i odznaczył się męstwem. Polacy to rozumieją, bo słowo „ojczyzna” wywodzi się właśnie od rodzinnych korzeni, od ojcostwa. Zatem szczęśliwy

jest ten, kto swoje własne osiągnięcia moralne kieruje ku dobru ogółu. Powtórzył to Polakom Jan Kochanowski, zresztą odświeżając myśl starożytną, w swej XII Pieśni Wtórej (1586):

Cnota (tak jest bogata) nie może wziąć szkody Ani sie też ogląda na ludzkie nagrody;

Sama ona nagrodą i płacą jest sobie

I krom nabytych przypraw świetna w swej ozdobie.

A jeśli komu droga otwarta do nieba,

Tym, co służą ojczyźnie. Wątpić nie potrzeba, Że co im zazdrość ujmie, Bóg nagradzać będzie, A cnota kiedykolwiek miejsce swe osiędzie.

Na tym tle może nie dziwi niespodziewana dzielność wielu pol-skich filozofów. Tak wielu z nich miało zasługi w naszych walkach, niektórzy nawet bywali nagradzani wojskowymi orderami, jak kilku ze słynnej Szkoły Lwowsko-Warszawskiej. Jakże to zgodne ze słowami Arystotelesa: „[…] dobro państwa zdaje się być czymś większym i doskonalszym, zarówno gdy idzie o osiągnięcie, jak też o zachowanie go; i dla jednostki bowiem miłą jest rzeczą dopięcie celu, ale piękniejszą i bardziej boską – dla narodu i dla państwa (Arystoteles, 2002, s. 78).

Zatem nasz osobisty dorobek wewnętrzny jest tak ważny dla narodu i dla państwa? Owszem, tak ujmuje to Arystoteles. I wska-zuje, znów bardzo sokratejsko, na sprawność, dzielność, cnotę, arete, habitus jako to, co nadaje życiu ludzkiemu nieusuwalną szczęśliwość, a państwu zapewnia trwanie. Cnota to trwałe usprawnienie działania władz człowieka – dzielność etyczna – usprawniony rozum (cnoty dianoetyczne) i usprawniona wola (charakter). Dzielność zapewnia panowanie nad zmysłami i uczuciami. Tak usprawniony człowiek jest człowiekiem szczęśliwym i istotnym dobrem dla całej wspólnoty ludzkiej zorganizowanej jako państwo.

Pojawia się w tym momencie pewna grecka tradycja, podjęta przez Sokratesa (Krońska, 1985) i Platona, a znakomicie opracowana w szczegółach przez Arystotelesa, teoria cnót nazwanych kardynal-nymi, czyli kluczowymi. Jest to najpierw roztropność, polegająca na właściwym doborze środków do zamierzonych celów, również

sprawiedliwość, która umożliwia oddawanie każdemu, co mu się należy (uwaga: również sobie!), z kolei męstwo, które umożliwia walkę aż do samopoświęcenia życia dla bliskich i wreszcie umiar-kowanie, zapewniające równowagę wewnętrzną wszystkich władz człowieka, pełną harmonię. Wypracowanie charakteru człowieka cnotliwego jest warunkiem szczęścia. Arystoteles dodaje tu reali-stycznie również wystarczająco długie życie i pewną zewnętrzną pomyślność (dobry los). Z kolei, aby się tak udoskonalić, trzeba, jego zdaniem, zadbać o cnoty poznawcze, zwane dianoetycznymi (mądrość teoretyczna; zdolność rozumienia; rozsądek). Bez spraw-ności poznawczej nie będziemy bowiem w stanie ocenić, ku czemu konkretnie zmierzać i jak się kształtować.

Rezygnacja z propozycji Arystotelesa w kulturze współczesnej: czy zasadna?

Ta koncepcja, tak czytelnie wyłożona w wiekopomnej Etyce Niko-machejskiej, była długo fundamentem ludzkiej kultury, chociaż nie do końca w pełni rozumianym w swej doniosłości. Zawsze urzeka mnie napis na frontonie Biblioteki Uniwersyteckiej w Warszawie, który za średniowiecznym polskim pisarzem przypomina, że „nauka bez cnoty jako miecz u szalonego”. Tymczasem współczesna peda-gogika jakby mniej ceni tę koncepcję. Co innego pedagogia, która ma przywilej pewnego cichego ignorowania pedagogiki jako teorii i w praktyce odwołuje się do tej szacownej tradycji, nadal proponując wychowankom nabywanie cnót. Może najlepiej to widać w pedago-gii harcerskiej. Którą niezwykle cenię, mało znajdując propozycji wychowawczych lepszych od niej (Strzembosz, 1984).

Zauważamy pewną dewaluację koncepcji sprawności etycznej (dzielności etycznej) jako celu ludzkiego życia, zarówno w historii kultury europejskiej, jak i zwłaszcza w naszej współczesności, czego wyrazem jest stopniowa zmiana znaczenia wyrazu „cnota” z szacow-nego na ironiczny.

Skutki tej niekorzystnej zmiany mogą być opłakane. Zróbmy eksperyment myślowy: czy chcielibyśmy, aby nasi reprezentanci, na przykład nasz prezydent był roztropny? A mężny? A sprawiedliwy?

A umiarkowany? Zapewne tak, skoro np. słynna „choroba filipiń-ska” stała się przedmiotem gorzkich żartów (być może zbyt szybko).

A obywatele? Czy chcielibyśmy, aby byli: roztropni, mężni, sprawie-dliwi, umiarkowani? Pewna moja znajoma cierpiała latami z powodu sąsiada pijaka, którego nijak nie można było usunąć, dopiero jego przymusowa przeprowadzka uwolniła ją od tego przykrego sąsiedz-twa. Tak, ludzi dzielnych etycznie pragniemy obok siebie, ba, sami takimi chcielibyśmy się stać (?).

Tymczasem Arystoteles poucza nas, że: „Ludzką zaś dzielnością nazywamy nie dzielność ciała, lecz duszy; a także i szczęście uważa-liśmy za działanie duszy” (Arystoteles 2002, s. 100).

Jak w świecie, który o duszy ludzkiej nie pamięta, rozumieć takie stwierdzenie? Przecież sytuuje ono ludzką sprawność w duchowości, a nie w materialnym podłożu. Tym bardziej zdumiewa nas uwaga Arystotelesa, że „Powinien tedy i polityk uczynić duszę przedmiotem

swych dociekań” (tamże, s. 100).

Co więcej, nie tylko polityk, ale my wszyscy, gdyż pomoc w nabywaniu sprawności jest oczywistym obowiązkiem… pań-stwa. „W życiu państwowym przyzwyczajenie jest tym, za pomocą czego prawodawcy wyrabiają cnoty w obywatelach i to jest właśnie intencją każdego prawodawcy, a jeśli który urzeczywistnia ją w spo-sób nieodpowiedni, błądzi, i tym właśnie różni się ustrój jednego państwa od ustroju drugiego, dobry – od złego” (tamże, s. 104).

Okazuje się, że to brak cnót u obywateli jest zakałą państwa. Czy tak to dziś rozumiemy? Zdaje się, że nasza codzienność jest bardzo daleka od tej propozycji. Owszem, nadal tego pragniemy, nosimy w sobie, ale już słabiej praktykujemy. Zachęta do cnoty staje się suro-wym balastem nierozumianego prawa, a zawartość kultury (zwłasz-cza tzw. masowej) wydaje się jeszcze bardziej osłabiać to wsparcie.

Taka sytuacja nie rokuje dobrze, gdyż, zdaniem Stagiryty: „Nie-małą więc stanowi różnicę przyzwyczajenie się od młodości do takiego, a nie innego sposobu postępowania, lecz zależy od tego bardzo wiele, a raczej wszystko” (Arystoteles, 2002, s. 105).

Konsekwencje historyczne dewaluacji dzielności etycznej w kulturze

Czym jest to nasze wszystko? Czym może skutkować brak dzielności etycznej obywateli i ich reprezentantów? Wydaje mi się, że chodzi o istnienie. Nasze „wszystko” w aspekcie państwa to trwanie, ist-nienie i rozwój, ponieważ… Polski może nie być! Przypominają się słowa jednego z mężów stanu, bardzo dziś popularnego (Piłsudski).

Miał powtarzać: Albo Polska będzie wielka […], albo nie będzie jej wcale. Nasze słabości mogą ją unicestwić, tak jak brak dzielności unicestwił liczne państwa i narody w starożytności – przypomnijmy np. upadek imperium Aleksandra, zmierzch i upadek zachodniego cesarstwa rzymskiego (Davies, 2010).

Historycy twierdzą, że za przyczyną nagłego zgonu Aleksandra Macedońskiego mogła stać jego skłonność do wielodniowego opil-stwa, czyli ewidentny brak cnoty umiaru. W rezultacie jego impe-rium szybko się rozpadło tzw. wojnach diadochów. Gdy patrzyliśmy na dziwne zachowania jednego z przewodniczących Komisji Euro-pejskiej i powracające pytania prasy o jego zdrowie, przypominała się tamta sprawa sprzed wieków.

Tak, może nas nie być, a trzeba przyznać, że nasze geograficzne umiejscowienie temu wybitnie sprzyja, czego przecież doświadczy-liśmy w postaci rozbiorów.

Etyka Nikomachejska jako przewodnik do uzyskania dzielności etycznej

W świetle tych stwierdzeń szczególnie ważna jest odpowiedź na pytanie, w jaki sposób człowiek staje się dzielny etycznie. Arystoteles podpowiada: „Stajemy się sprawiedliwi postępując sprawiedliwie, umiarkowani przez postępowanie umiarkowane, mężni przez mężne zachowywanie się” (2002, s. 104).

Tylko tyle? Spodziewaliśmy się jakiegoś lepszego poradnika, jakiegoś guide book. I owszem, Etyka Nikomachejska jest również dość szczegółowym przewodnikiem, bogatym w podpowiedzi. Jed-nak tutaj mamy wskazane sedno – dzielność jest rezultatem działania,

owocem decyzji. Jakby wiedząc, że potrzebujemy wskazówek Arysto-teles nam ich udziela w postaci tzw. teorii złotego środka: „Człowiek bowiem mężny wydaje się wobec tchórza zuchwalcem, a wobec zuchwałego tchórzem; a podobnie człowiek umiarkowany wydaje się rozwiązłym wobec niewrażliwego, niewrażliwym jednak wobec rozwiązłego; szczodry wobec chciwego rozrzutnikiem, lecz wobec rozrzutnika – chciwcem” (tamże, s. 119).

Jednak nie jest to czysta geometria, gdyż natychmiast precyzuje, że „złoty środek” nie jest geometryczny: „Dobro i zło nie tkwi w tym, z którą kobietą i w jaki sposób należy cudzołożyć, bo w ogóle czynić cokolwiek z tego jest rzeczą błędną. […] bez względu na sposób w jaki się je popełnia, zawsze są błędne […] w odniesieniu do tam-tych zdrożności nie istnieje ani umiar, ani nadmiar, ani niedostatek.

A przecież żyjemy w szczególnych czasach, gdy celebryci szczycą się działaniem wbrew cnocie. Bestselerami stają się książki opisujące jawną rozwiązłość, napisane przez osoby dysponujące wysokim naukowym cenzusem” (Millet, 2001). Okazuje się, że dziś nie opie-ramy się na etyce dzielności etycznej, jeśli sądzić po zewnętrznych objawach i zawartości kultury. Dlaczego?

Trudność osiągnięcia pełni etycznej. Czy jest inny poziom cnót? Kontekst relacji osobowych

U Arystotelesa znajdujemy część odpowiedzi, brzmiącą wręcz pro-fetycznie „[…] jest rzeczą trudną osiągnąć wysoki poziom etyczny […] to, co jest dobre, jest rzadkie, chwalebne i moralnie piękne”

(Arystoteles, 2002, s. 120).

Stagiryta konkretnie osądza i swoich ziomków, i nas, gdy pisze:

„Ludzie jednak na ogół nie postępują w ten sposób, lecz, uciekając się do rozważań słownych, sądzą, że uprawiają filozofię i że dzięki temu osiągają wysoki poziom etyczny, zachowują się przy tym podobnie jak chorzy, którzy uważnie słuchają, co mówi lekarz, nie spełniają jednak żadnego z jego zaleceń” (tamże, s. 110).

Ma zatem świadomość, nabytą zapewne w długim życiu, że dzielność etyczna (a więc i szczęście) nie jest czymś łatwo osiągal-nym. To wymagające, „całożyciowe” zadanie, przywilej faktycznej

elity, duchowej arystokracji. W naszej rodzimej twórczości znaj-dujemy wiele podobnych refleksji, jak chociażby ta z XIX stulecia, pochodząca od Legatowicza: „Czyli to młody, czy stary każdy ma swoje przywary” (1854).

A więc wszystko jasne? Ponieważ uzyskanie dzielności etycznej jest trudne, wymagające, to stopniowo rezygnowaliśmy z niej w peda-gogice. Być może ta właśnie obserwacja skłaniała wielu do lekceważe-nia ustaleń starożytnych mistrzów życia. Tymczasem doświadczenie ludzkiej słabości nie musi rujnować propozycji zdobywania dzielno-ści etycznej, pomimo wielu naszych frustracji. Spójrzmy jak to zagad-nienie ujmuje tak wybitny myśliciel jak św. Paweł z Tarsu. W tekście Listu do Rzymian znajdujemy wiele refleksji na interesujący nas temat, jak chociażby takie: „Nie rozumiem bowiem tego, co czynię, bo nie czynię tego, co chcę, ale to, czego nienawidzę – to właśnie czynię” (Rz 7,15); „[…] łatwo przychodzi mi chcieć tego, co dobre, ale wykonać – nie. Nie czynię bowiem dobra, którego chcę, ale czynię to zło, którego nie chcę.” (Rz 7,18–19); „Nieszczęsny ja człowiek!

Któż mnie wyzwoli […]” (Rz 7,24).

Ponad trzysta lat po napisaniu Etyki Nikomachejskiej obywatel rzymski, uczony w piśmie faryzeusz i cudownie nawrócony Apostoł Jezusa Chrystusa napisał te słowa, doskonale wiedząc, jak ciężkie jest brzemię ludzkiej słabości, jak daleko bywamy odsunięci od dzielności etycznej postulowanej przez Stagirytę. Również adresaci listu, czyli wierni z Rzymu, nie są tu przypadkowi. W tym czasie jedną z dominujących w kulturze rzymskiej koncepcji był stoicyzm, kultywujący teorię cnoty w sposób zasadniczy.

Przywołałem słowa św. Pawła, gdyż wielce ceniąc i promując etyczne propozycje Greków, sądzę, że czegoś nie znali, może się jedynie jakoś domyślali. Nie wiedzieli, że jest coś znacznie więk-szego od czterech cnót kardynalnych – Boża Obecność. I tzw. cnoty boskie: wiara, nadzieja, miłość (Andrzejuk, 2012). Współcześnie ujmowane jako relacje osobowe. Bez nich nasze wysiłki są ograni-czone w skutkach, a nawet niekiedy bezowocne. Wydaje się, że bez

„cnót wyższego poziomu” osiąganie cnót kardynalnych okazuje się niemożliwe w praktyce. Okazuje się, że ostatecznie dzielność etyczna jest sprawą daru – daru miłości ze strony Kogoś. Kogo? Boga. Ide-alnie to ujmuje napis, jaki znajdujemy nad bramą wawelskiego

dziedzińca, umieszczony tam na polecenie jednego z naszych wład-ców, zresztą jest to cytat z tegoż samego tekstu Listu św. Pawła do Rzymian: „Si Deus Nobiscum quis contra nos (Jeżeli Bóg za nami, któż przeciwko nam)?” (Rz 8,31).

Jeszcze silniej brzmi to w myśli św. Maksymiliana Marii Kol-bego: „Nie każde poznanie jest pożyteczne. Dużo ludzi poświęca się naukom, jak przyrodoznawstwu. A jednak nie można powiedzieć, że wszyscy się zbawili, mimo dużego poznania dzieł Bożych. Wiedza nadyma i o tyle jest pożyteczna, o ile służy do miłości” (1976, s. 432).

Nasz wiek, odsuwający się od Boga jak może najdalej, nasz wiek odsuwa się też od dzielności etycznej (Roszkowski, 2019). I w rezul-tacie od szczęścia.

Zakończenie

Konkluzja o rezygnacji współczesnej kultury z promowania dzielno-ści etycznej (cnót kardynalnych) w rozumieniu arystotetelesowskim może być postrzegana jako poważny powód do niepokoju, zwłaszcza w pedagogice. Byłby to proces rezygnacji z czegoś bardzo istotnego w kulturze europejskiej, istotnego pod każdym względem. O tym, że taki proces może mieć miejsce świadczą podejmowane próby

„obrony tematu cnoty” podejmowane przez wybitnych etyków czy socjologów2 (MacIntyre, 1996) i związane z tym żywe dyskusje. Autor dołącza do tych, którzy chcieliby się takiemu destrukcyjnemu proce-sowi przeciwstawić. Zwłaszcza, że proces ten z pewnością przekłada się na praktykę codziennego życia Europejczyków, prowadząc do czegoś, co Roszkowski nazwał „cywilizacją roztrzaskanego lustra”

(2019). Zjawiska tego rodzaju charakteryzują okresy dekadencji i upadku, nawet całych cywilizacji. Nie życzymy sobie, aby nasza kul-tura i życie codzienne podlegały destrukcji. Autor postuluje ponowną refleksję pogłębioną o rozszerzone pojmowanie dzielności (spraw-ności / cnoty). Model, w którym spraw(spraw-ności są zakorzenione w jesz-cze głębszym planie „cnót boskich” – wiary, nadziei i miłości, czyli w relacjach osobowych wydaje się adekwatnym sposobem ożywienia

2 Chodzi, dla przykładu, o twórców tzw. komunitaryzmu.

tematyki dzielności etycznej, zwłaszcza niezbędnej w poszczegól-nych pedagogiach i dostrzeganej przez pedagogikę. Jest możliwa, a nawet konieczna, restytucja tej problematyki w teorii i praktyce pedagogicznej.

Bibliografia

Andrzejuk, A. (2012). Metafizyka obecności. Wstęp do teorii relacji osobo-wych. Warszawa: UKSW.

Arystoteles (2008). Etyka Nikomachejska. Tłum. D. Gromska. Warszawa:

PWN.

Davies, N. (2010). Zaginione królestwa. Kraków: IW Znak.

Kochanowski, J. (1586). Pieśni. Księgi Wtóre. Pieśń XII. W: Pieśni Jana Kochanowskiego Księgi Dwoje. Kraków: Drukarnia Łazarzowa.

Kolbe, M.M. (1976). Konferencje ascetyczne Ojca Kolbego. J. Bar i in. (Red.).

Niepokalanów: Wyd. OO. Franciszkanów.

Krońska, I. (1985). Sokrates. Warszawa: Wiedza Powszechna.

Legatowicz, I.P. (1854). Apoftegmata to jest prawdy, prawidła życia, maxymy, zdania, przysłowia i myśli rozmaite, Wilno [b. wyd.].

Machura, P. (2002). O „Dziedzictwie cnoty” Alasdaira McIntayre’a. Pholia Philsophica, 20.

Millet, C. (2001). Życie seksualne Catherine M., Tłum. A. Hunter. Warszawa:

Grove Press.

Roszkowski, W. (2019). Roztrzaskane lustro. Upadek cywilizacji zachod-niej. Kraków: Biały Kruk.

Strzembosz, T. (1984). Szare Szeregi jako organizacja wychowawcza. War-szawa: IWZZ.

Sens życia determinowany

W dokumencie dobra w poszukiwaniu (Stron 147-159)