• Nie Znaleziono Wyników

Wprowadzenie

W dyskursie bardzo często pada twierdzenie, że „los był dla kogoś okrutny”. O wiele łatwiej jest spojrzeć na pewne kwestie przez pryzmat tajemniczego „losu”, który uprzykrzył życie wielu ludziom, trudniejsze natomiast okazuje się uświadomienie sobie, że bardzo często za cier‑

pienie człowieka odpowiedzialność ponosi drugi człowiek. Niebagatel‑

ny wpływ na to zjawisko ma kreowany w mediach obraz anonimowych cierpiących, ofiar „bez twarzy”. Cierpiący zlewają się w  jedną masę, z której trudno odseparować jednostkę. Urodzili się w złym czasie, za‑

panowały złe okoliczności, nie mieli szczęścia. Niekiedy nawet znajduje wyraz przekonanie, że ci ludzie „sami są sobie winni”. Francis Fuku‑

yama zaobserwował, że domeną współczesności jest zjawisko „zdemo‑

kratyzowania możności narażania życia” – ten, kto ma skłonność do poświęceń, przestaje być bohaterem, staje się raczej głupcem, który na‑

raża się na „bezimienną i bezcelową śmierć”1. Heroizm może więc wy‑

woływać w jednostce poczucie alienacji, gdyż społeczeństwo nie hołduje tym samym wartościom moralnym.

W moich rozważaniach skupiam się na tych, którzy już nigdy nie przemówią, nie opowiedzą o  swoim cierpieniu, gdyż przestali istnieć,

1 F. Fukuyama: Ostatni człowiek. Przeł. T. Bieroń. Poznań 1997, s. 187.

Milczenie jako protest 92

a  także o  tych, którzy stali się ich rzecznikami, „rzecznikami umar‑

łych”. Aby zarysować niniejszą problematykę, posłużę się analizą i in‑

terpretacją dwóch pozornie niewykazujących podobieństw przypadków.

Pierwszy z  nich dotyczy ekshumacji ciał ofiar wojny w  byłej Jugosła‑

wii, a  rzecznikiem można mianować antropolog sądową, doktor Ewę Elwirę Klonowski, która „walczy z żywymi o prawa martwych”2. Ko‑

lejny przypadek przez wiele lat stanowił obiekt zainteresowań mediów:

na włoską wyspę próbowały przedostać się tłumy imigrantów z Afry‑

ki, wielu z nich straciło życie i choć wszyscy zapewniają, że na Lampe‑

dusie nie ma dziś uchodźców, sytuacja nie uległa zmianie. Pietro Bar‑

tolo jest na Lampedusie nie tylko lekarzem, ale także, jak sam twierdzi,

„kotwicą ratunkową, kimś, kto może przywrócić im nadzieję na odna‑

lezienie bliskich i połączenie rodziny, choć często nie jest to możliwe”3. Obie postacie pośredniczą między przeszłością, teraźniejszością a przy‑

szłością.

Marek Zaleski zwraca uwagę na to, że wielu pisarzy podejmuje się zadania przypominania i rekonstruowania tego, co zostało zakorzenio‑

ne w pamięci prywatnej lub zbiorowej. Na to samo decydują się rzecz‑

nicy umarłych. Wzrost zainteresowania niniejszymi kwestiami wynika nie tylko z zachodzących przemian cywilizacyjnych, historycznych i po‑

litycznych, ale również z okoliczności o charakterze wewnętrznym, do których Zaleski zaliczył: odmowę pamiętania, próbę uleczenia zranionej pamięci, błądzenie, gubienie i odnajdywanie utraconego bądź podane‑

go w wątpliwość wzoru ciągłości, tożsamości jednostkowej i zbiorowej4. Misja opisywania historii zakładająca odrzucenie tradycji wydaje się bezcelowa – niewykluczający alternatywnych historii dialog wewnętrz‑

ny staje się możliwy jedynie wówczas, gdy opiera się na poszanowaniu dorobku przeszłości oraz jego jednoczesnej remitologizacji5. Kluczowe

2 A. Cholewa ‑Domagalić: Walczę z żywymi o prawa martwych. http://www.mie siecznik.znak.com.pl/6632010z -ewa -elwira -klonowski -rozmawia -aleksandra -cholewa- domanagicwalcze -z -zywymi -o -prawa -martwych/ [dostęp: 2.07.2018].

3 P. Bartolo, L. Tilotta: Lekarz z Lampedusy. Opowieść o cierpieniu i nadziei.

Przeł. K. Stopa. Kielce 2017, s. 17.

4 Zob. M. Zaleski: Formy pamięci. Gdańsk 2004, s. 5.

5 Zob. Ł. Musiał: Historia jako przestrzeń dialogu. Z prof. Hubertem Orłowskim i prof. Robertem Trabą rozmawia Łukasz Musiał. W: Historie wzajemnych oddziaływań.

Anna Pomiankowska ‑Gabara: O misji „rzeczników umarłych”… 93 jest więc przyglądanie się temu, co ma charakter etyczny i stanowi pozo‑

stałość po zgromadzeniu materiału faktograficznego umiejscowionego w wybranym przekazie historycznym, bez nacisku na poszerzanie histo‑

rycznej „bazy danych”6. Tomasz Ceran słusznie zauważa: „Historia jest skomplikowana, pełna znaków zapytania. Ludzie nie oczekują wylicze‑

nia rozmaitych wersji wydarzeń, różnych możliwych scenariuszy, tylko jednej spójnej narracji, jednej liczby. To wszystko oferuje im pamięć”7. Mnogość dyskursów wywołuje w jednostce poczucie dezorientacji. Nie‑

kiedy odczuwa ona moralny obowiązek opowiedzenia się za jedną ze stron w narracji historycznej, zastanawia się nad tym, co zrobiłaby, gdy‑

by znalazła się w takiej sytuacji. Dopiero wtedy odkrywa, że zapropo‑

nowanie idealnego rozwiązania okazuje się niemożliwe – o wiele łatwiej jest oceniać, niż zmieniać świat na lepsze.

Znaczenia nabierają nowoczesne teorie krytyczne na temat powsta‑

wania znaczeń i ciał. Ich rozwój zależy od tego, czy badacz zdecyduje się na odejście od tradycyjnego modelu „humanistyki kustosza”, w którym nadrzędny cel stanowi opieka nad obiektami znajdującymi się za „szkla‑

ną szybą”, uniemożliwiającą innym kontakt z  „inwentarzem”. Kustosz pokazuje innym obiekt, wyjaśnia jego właściwości, po czym umieszcza go w  magazynie. Ciekawym rozwiązaniem wydaje się wprowadzenie modelu „humanistyki kuratora”, w którego obręb wchodzą takie zada‑

nia, jak: interweniowanie, wychowywanie, resocjalizowanie, diagnozo‑

wanie, zapobieganie i kontrolowanie. „Humanistyka kuratora” pozwa‑

la na sprzężenie zwrotne, dzięki czemu idee mają szansę ujrzeć światło dzienne i stać się tematem dyskusji8. Wymiana doświadczeń sprzyja od‑

krywaniu nowych aspektów danego zjawiska oraz akcentowaniu potrze‑

by poddawania ich badaniom.

Red. R. Traba. Berlin–Warszawa 2014, s. 462. Robert Traba proponuje koncepcję hi‑

storii wzajemnych oddziaływań, która pozwoli na traktowanie języka opowieści w spo‑

sób podmiotowy bez zawłaszczenia dyskursu przez jedną ze stron. Tamże.

6 H. White: Prawda historyczna, wyobcowanie i niedowierzanie. W: Tegoż: Prze‑

szłość praktyczna. Red. E. Domańska. Przeł. J. Burzyński i inni. Kraków 2014, s. 182.

7 T. Ceran: „Mądra pamięć”, czyli esej o zbliżeniu historii i pamięci. W: Znaki (nie)‑

pamięci. Teoria i praktyka upamiętniania w Polsce. Red. M. Fabiszak, A.W. Brzeziń‑

ska, M. Owsiński. Kraków 2016, s. 89.

8 Zob. R. Sendyka: W imię zmarłych: humanistyka forensycznej wrażliwości i pu‑

blicznej prawdomówności. „Teksty Drugie” 2017, nr 1, s. 85–86.

Milczenie jako protest 94

Pamięć kości

Dążenie do prawdy powinno stanowić moralny obowiązek jednost‑

ki, szczególnie wtedy, gdy pamięć i historia nie wykazują podobieństw9. Domańska wspomina powstałą w 1995 roku Komisję Prawdy i Pojedna‑

nia mającą na celu wyjaśnienie i rozliczenie zbrodni przeciwko ludzko‑

ści w Republice Południowej Afryki. Komisja opracowała raport wyróż‑

niający cztery rodzaje prawdy. Wymieniono:

– prawdę faktualną lub sądową, orzekaną na podstawie ujawnionych i potwierdzonych dowodów, zawierającą odpowiedź na pytania: co się stało? komu? gdzie? przez kogo tak się stało?;

– prawdę osobistą lub narracyjną, czyli historie opowiadane przez sprawców i ofiary, równocześnie pełniące funkcję terapeutyczną;

– prawdę społeczną albo „dialogową”, ustanawianą w  trakcie debat i dyskusji społecznych, pełniącą funkcję stabilizującą/regulującą sto‑

sunki społeczne;

– prawdę uzdrawiającą i odnawiającą, czyli taką, która lokuje się na linii obywatel – państwo i przyczynia się do naprawienia krzywd oraz ich przeciwdziałaniu w przyszłości10.

Takie rozróżnienie wydaje się na tyle uniwersalne, iż można je od‑

nieść również do wojny w  byłej Jugosławii. Proponuję jednak uzupeł‑

nienie o rodzaje prawdy charakterystyczne dla konkretnego przypadku, czyli „prawdę zawłaszczoną” oraz „prawdę lekceważoną”. Rodzaj wy‑

mieniony przez mnie jako pierwszy dotyczy tych, którzy wiedzą, gdzie znajdują się ciała ofiar oraz kto dopuścił się zbrodni, ale wymownie mil‑

czą. Kolejne rozróżnienie charakteryzuje się głoszeniem poglądów nie‑

9 Tony Judt porównuje historię i  pamięć do sióstr przyrodnich, które pałają do siebie niechęcią, ale ponieważ mają dużo wspólnego, nie mogą się rozdzielić. Dzie‑

dzictwo staje się ich przekleństwem − nie mogą go ani rozdzielić pomiędzy siebie, ani pozbyć się go ze swojego życia. Spory pomiędzy nimi wywołuje także umiejętność zjednywania sobie przyjaciół: historia zraża swoją powagą i posępnością, pamięć jest natomiast otwarta i nastawiona na dialog. Zob. T. Judt, T. Snyder: Rozważania o wie‑

ku XX. Przeł. P. Marczewski. Poznań 2013, s. 304.

10 Zob. E. Domańska: Nekros. Wprowadzenie do ontologii martwego ciała. War‑

szawa 2017, s. 152–153.

Anna Pomiankowska ‑Gabara: O misji „rzeczników umarłych”… 95 popularnych w  społeczeństwie, a  zarazem „szkodliwych” dla obec‑

nych władz politycznych. To prawda „rozdrapująca dawne rany” i  za‑

burzająca wprowadzony ład oraz porządek; anomalia, którą nie warto się przejmować. Osoby głoszące „prawdę lekceważoną” określa się naj‑

częściej mianem osób niezrównoważonych, niepotrafiących się dostoso‑

wać do panującej rzeczywistości, niewartych wysłuchania. Ich głos jest tłumiony bądź pomijany w  dyskusji społecznej. Misja, którą realizuje doktor Ewa Elwira Klonowski, pozwala na konfrontację wszystkich ro‑

dzajów prawdy, ze szczególnym uwzględnieniem tej o charakterze fak‑

tualnym. „Rzecznictwo” Ewy E. Klonowski jest związane także z proce‑

sem, który Damir Arsenijević nazywa „odradzaniem płci kości”. Takie

„odrodzenie” wymaga obecności następujących elementów:

– obnażenia mechanizmów genderowych relacji władzy,

– demaskowania logiki porządku biopolitycznego, w  którego centrum znajdują się cierpiące kobiety, których bliscy zaginęli,

– odkrywania toposu etnonacjonalistycznych wojen,

– mówienia o  stanie niepokoju, w  którym permanentnie żyją rodziny zaginionych,

– utrzymania rodu/rodziny nie jako doświadczenia normalizującego, lecz jako kategorii analitycznej, objaśniającej istniejące nierówności, – zajęcia pozycji etyczno ‑politycznej w dyskursie poświęconym ideolo‑

gii etniczno‑nacjonalistycznej,

– obnażenia upadku moralnego władz w czasie wojny i po jej zakończe‑

– zakwestionowania i rzucenia wyzwania logice ideologii zawłaszczają‑niu, cych i mitologizujących kość11.

Klonowski wyznaje Tochmanowi: „Kocham kości, kości do mnie przemawiają. Patrzę na kości i wiem, na co człowiek chorował, jak cho‑

dził, jak lubił siedzieć. Narodowość po kościach odczytam”12. Badanie kości przypomina badanie żywego człowieka – należy okazać im na‑

leżyty szacunek i  poświęcić wystarczająco dużo uwagi. Sprowadzenie kości jedynie do rangi dowodu, kolejnego „numeru”, odziera je z god‑

11 Zob. D. Arsenijević: Odrodzić płeć kości: polityka pamięci w Bośni i Hercegowi‑

nie. Przeł. M. Koch, K. Taczyńska. „Teksty Drugie” 2017, nr 2, s. 304.

12 W. Tochman: Jakbyś kamień jadła. Wołowiec 2008, s. 13.

Milczenie jako protest 96

ności. Należały przecież do ludzi, których ktoś próbował „wymazać”

z historii. Próby odkrycia ich tożsamości stanowią wkład w odzyski‑

wanie prawdy o  przeszłości oraz w  „naprawianie krzywd wyrządzo‑

nych przez innych”13. Ich rodziny chciałyby wiedzieć: jak zginęli, kto ich zabił, gdzie znajdują się ich kości. Dopóki szczątki nie zostaną od‑

nalezione, wielu ludzi ma nadzieję, że ich bliscy nadal żyją – nie chcą się pogodzić z  bolesną stratą. Tęsknią nawet ci, którzy mają świado‑

mość, że ukochane osoby już nigdy do nich nie wrócą, a czas wcale nie leczy ran. Sama obecność ludzkich szczątków spowodowała, że „całe lata propagandy, wmawiania ludziom, że groby nie istnieją, że zaginie‑

ni ludzie znaleźli zapewne schronienie we Włoszech, że pięć lat temu nie doszło do żadnych aktów ludobójstwa, poszły na marne”14. Kości stały się „głosem umarłych”: dowodzą tego, że ci, którzy zaginęli, na‑

prawdę istnieli. Stanowią również dowód tego, że doszło do potwornej zbrodni.

Wielokrotnie zbrodniarze próbują przenosić ciała ofiar, by utrudnić odnajdywanie szczątków oraz ich identyfikację, lecz zapominają o tym, że nawet pojedyncza kostka znaleziona na danym terenie jest „śladem”, komunikatem: „W tym miejscu wydarzyło się coś złego”. Clea Koff, któ‑

ra zajmowała się ekshumacją zwłok w Rwandzie, Bośni, Chorwacji i Ko‑

sowie, tłumaczy, że zazwyczaj miejsca zbrodni nie wzbudzają swoim wyglądem ludzkiej podejrzliwości. Wspomina:

Do tej pory pamiętam, co czułam, stojąc przy masowym grobie w Cer‑

skiej tamtego dnia, 7  lipca 1996 roku. Jest coś szczególnego w  pierw‑

szym dniu pracy medyków sądowych w tak odludnym, miłym miejscu jak to. Zwykle takie miejsce wygląda jak wymarzone do urządzenia pik‑

niku: trochę słońca, trochę cienia, szemrzący strumyk, a poza tym taka cisza, że słychać wyraźnie szum liści na drzewach poruszanych lekkim podmuchem wiatru. Poza tym Cerska leży przy zakręcie szosy i nieza‑

leżnie od tego, czy będziesz znajdować się w dole, nad strumieniem, czy na szczycie wzniesienia, jej mieszkańcy najpierw usłyszą odgłos silnika samochodu, a dopiero potem będą mogli mnie dostrzec. Z tego same‑

13 Tamże, s. 120.

14 C. Koff: Pamięć kości. Pośród umarłych w Ruandzie, Bośni, Chorwacji i Kosowie.

Przeł. J. Malinowski. Warszawa 2007, s. 184.

Anna Pomiankowska ‑Gabara: O misji „rzeczników umarłych”… 97 go powodu jest to idealne miejsce do wymordowania bez świadków ca‑

łej rzeszy osób15.

Zadaniem „rzecznika umarłych” jest również sygnalizowanie społe‑

czeństwu, że takie miejsca istnieją, skłanianie jednostek do refleksji nad tym, jak mogło dojść do zbrodni ludobójstwa na oczach całego świata, oraz podkreślanie, jak ważne jest pamiętanie i upamiętnianie tamtych wydarzeń.

Władze bardzo często postrzegają pamięć jako swoisty „zapalnik”

rozniecający w jednostce nienawiść i chęć zemsty, w zapomnieniu upa‑

trują natomiast czynnika łagodzącego wszelkie problemy i umożliwia‑

jącego reintegrację. Założeniem dialogicznego zapomnienia jest zapo‑

bieganie „rozgrzebywaniu starych ran” przez społeczeństwo. Trudno jednak rozgrzebać coś, co się nigdy nie zagoiło. Dialogiczna pamięć daje natomiast szansę na wykrystalizowanie wspólnej wiedzy uznającej cier‑

pienie drugiej strony. Europejczykom przydałaby się taka forma pamię‑

ci, w której „znalazłoby się miejsce na spojrzenie na samych siebie oczy‑

ma sąsiadów, gotowość pokonywania wzajemnych korekt i  rozwijania samokrytycznych standardów”16. Negowanie własnych przewinień unie‑

15 Tamże, s. 133.

16 A. Assmann: Ku europejskiej kulturze pamięci?. Przeł. K. Kończal. W: A. As‑

smann: Między historią a  pamięcią. Antologia. Warszawa 2013, s.  278, 304. Tiziano Terzani w  kontekście Kambodży stwierdza, że niszczenie tożsamości i  pamięci jed‑

nostki nie zawsze jest równoznaczne z  ludzką śmiercią – niekiedy wyraża się ono w  burzeniu starych budowli i  zastępowaniu ich nowymi. Takie działanie pozbawia przestrzeń harmonii, a ludzi poczucia, że udało im się odzyskać choć część starego ży‑

cia. Autor stwierdza, że śledził losy Kambodży aż do momentu, gdy „ten kraj stał się […] rażącym dowodem na to, że na świecie nie ma sprawiedliwości, że ludzkość utraci‑

ła moralną zdolność do oburzenia i choć triumfuje w końcu nad śmiercią, dzieje się to w najbardziej prymitywny sposób”. T. Terzani: Duchy. Korespondencje z Kambodży.

Przeł. A. Osmólska ‑Mętrak, J. Ugniewska, J. Wajs. Warszawa 2008, s. 407. Podob‑

ne praktyki stosowano w byłej Jugosławii. Burzenie domostw było aktem symbolicz‑

nym, który można zinterpretować jako pozbycie się dowodów istnienia danej budowli, historii ludzi, którzy w niej mieszkali, oraz udaremnienie pracy, jaką włożyli w jej zbu‑

dowanie. Jako że ulica to element, który „wrósł” w strukturę miasta nie tylko jako ciąg komunikacyjny, granica, symbol i zabudowa, zburzenie domu niszczy „szkielet komu‑

nikacyjny” – punkty, które niegdyś się łączyły, nagle zostają pozbawione określonego porządku, zaburzając tym samym dotychczasowy schemat jej funkcjonowania. Niekie‑

Milczenie jako protest 98

możliwia jednostce dokonanie prawdziwego rozrachunku z przeszłością oraz nawiązanie dialogu z drugą stroną w celu wypracowania wspólnej koncepcji radzenia sobie z traumatycznymi przeżyciami.

Niezwykle istotna wydaje się w  tym przypadku solidarność, która, zdaniem Richarda Rorty’ego, jest tworem uwrażliwiania jednostki na wy‑

brane przypadki cierpienia i upokorzenia Innego, obcego jej człowieka.

Filozof definiuje ją następująco: „[…] proces stopniowego dostrzegania w innych istotach nie »ich«, lecz »jednych z nas« polega na szczegóło‑

wym opisywaniu, jacy są obcy nam ludzie, przy jednoczesnym okreś‑

laniu na nowo nas samych”17. Stowarzyszenie „Matki Srebrenicy” orga‑

nizuje raz w  miesiącu demonstracje, na których permanentnie padają pytania: Gdzie są zaginieni synowie i  mężowie? Jak dalej żyć? Jak ra‑

dzić sobie w  życiu, gdy nie można liczyć na niczyją pomoc?18. Owe demonstracje pozwalają cierpiącym kobietom na solidaryzowanie się.

Spotkania mają charakter nie tylko terapeutyczny, ale również aktywi‑

zujący – zmuszają społeczeństwo do konfrontacji z problemami, z któ‑

rymi one zmagają się na co dzień. Matki walczą o  to, by ich sytuacja uległa zmianie. Doktor Klonowski wspiera tę walkę – troszczy się o ciąg‑

łość procesu „przywracania tożsamości umarłym”. Wraz z potwierdze‑

niem tożsamości kończy się „śledztwo”, a bliscy mogą godnie pożegnać ukochaną osobę, pogrzebać jej szczątki, upamiętnić śmierć. Niedowie‑

rzanie ustępuje, a jego miejsce zostaje wypełnione pewnością, że zrobiło się wszystko, by poznać prawdę19. Judith Butler snuje refleksję:

dy wpływa to destrukcyjnie na przepływ ludzi, pojazdów, a nawet światła i powietrza.

Zob. M. Napiórkowski: Powstanie umarłych. Historia pamięci 1944–2014. Warszawa 2016, s. 404. Richard Sennett porównuje ulice do żył, z których zbudowany jest miej‑

ski system. Wyburzenie domu staje się więc aktem przecięcia żyły i może prowadzić do wykrwawienia, a ruiny są bliznami po okaleczeniach. Zob. R. Sennett: Ciało i ka‑

mień. Przeł. M. Konikowska. Gdańsk 1996, s. 207–209.

17 R. Rorty: Przygodność, ironia i  solidarność. Przeł. W. Popowski. Warszawa 1996, s. 267.

18 Zob. W. Tochman: Jakbyś kamień jadła…, s. 42.

19 Hayden White zaznacza: „Zazwyczaj pod definicją »niedowierzania« kryje się coś na kształt świadomego odrzucenia lub zaprzeczenia idei albo twierdzenia czy po‑

strzegania, które uważa się za »wiarygodne« albo w które naprawdę wierzy. Tym, co różni od siebie niedowierzanie i  niewiarę, jest element woli czy też dobrowolności.

W przypadku niewiary po prostu nie wierzę w coś, co inni widzą, słyszą lub czują”.

Anna Pomiankowska ‑Gabara: O misji „rzeczników umarłych”… 99 Jeśli jednak życiu towarzyszy świadomość, że nigdy nie będzie się uzna‑

nym za utraconego, ponieważ nasze życie zostało uznane za z góry utra‑

cone, znajdujemy się w szarej strefie egzystencji, w obszarze nieistnienia, który trudno pojąć, ale w którym żyją całe grupy ludzi20.

Śmierć jednostki uznanej za „zbędne ogniwo” może zostać przyjęta z ulgą bądź wręcz przeciwnie, nawet nie zostać dostrzeżona. Zdarzało się, że podczas wojny uciekały całe rodziny i ginęli wszyscy ich członko‑

wie – nikt nie będzie ich szukał, nie znajdą się w statystykach – jak gdy‑

by nigdy nie istnieli.

Milczenie w  byłej Jugosławii stało się strategią przetrwania: ofiary wojny nie chcą po raz kolejny „rozdrapywać ran”, oprawcy boją się na‑

tomiast tego, że poniosą karę za popełnione zbrodnie. Tochman pod‑

kreśla, że misja odnalezienia jednostki, która zechciałaby opowiedzieć o  tym, co się stało, jest skazana na klęskę – kaci twierdzą zazwyczaj, że podczas wojny byli kucharzami. Powtarzane przez nich wersje wy‑

darzeń tak bardzo zakorzeniają się w  ich pamięci, że nawet oni mają trudności z  odróżnieniem prawdy od fikcji21. Brak dialogu nie sprzy‑

ja rozrachunkowi z przeszłością, co z kolei wpływa negatywnie na życie kolejnych pokoleń, które czują się zdezorientowane, gdyż wielokrotnie rodzinne wspomnienia różnią się od tych uznanych za „oficjalną wer‑

sję”. Wnuki chciałyby wiedzieć, jak wyglądali ich dziadkowie, jak poto‑

czyły się ich losy, w jaki sposób odeszli22.

H. White: Przeszłość praktyczna…, s.  204. Niekiedy jednostce trudno jest zaakcep-tować fakt, że drugi człowiek jest zdolny do okrucieństw. Niedowierzanie jest najczę‑

ściej związane z pragnieniem ujrzenia w człowieku tego, co w nim dobre i prawe.

20 J. Butler: Zapiski o  performatywnej teorii zgromadzeń. Przeł. J. Bednarek.

Warszawa 2016, s. 173.

21 Zob. W. Tochman: Jakbyś kamień jadła…, s. 58.

22 Zob. tamże, s.  109. Slavenka Drakulić podkreśla: „Jeśli jednak prawda o  tak zwanej wojnie za ojczyznę nie zostanie ustalona, następne pokolenie znajdzie się pew‑

nego dnia w takiej samej sytuacji, w jakiej znalazło się moje po drugiej wojnie świato‑

wej. Ludzie ci będą mogli polegać tylko na niejasnych obrazach i krwawych historiach.

Będą one różne, w zależności od tego, po czyjej stronie byli rodzice, ale zostanie im pa‑

mięć, nie historia”. S. Drakulić: Oni nie skrzywdziliby nawet muchy. Zbrodniarze wo‑

jenni przed Trybunałem w Hadze. Przeł. J. Szacki. Warszawa 2006, s. 21. Funkcjonu‑

Milczenie jako protest 100

Ed Vulliamy w reportażu Wojna umarła, niech żyje wojna. Bośniac‑

kie rozrachunki wyjaśnia, że milczenie stanowiło niezwykle sugestywny środek wyrazu również podczas wojny w  byłej Jugosławii. Gdy repor‑

ter odwiedzał wraz Penny Marshall obozy za przyzwoleniem Radova‑

na Karadžicia, usłyszał od jednego z więźniów: „Nie chcę mówić żad‑

nych kłamstw, ale nie mogę powiedzieć prawdy”23. W  tym przypadku dawanie świadectwa prawdzie realizowało się nie w słowach, lecz w sa‑

mym istnieniu naznaczonym cierpieniem – każdy nieprzemyślany ruch

mym istnieniu naznaczonym cierpieniem – każdy nieprzemyślany ruch