• Nie Znaleziono Wyników

O S TA W Y

J

uż dla „Przestrzeni odkupionej” artysta adaptował naturalne wnętrza Ratusza, ale wystawa nie zawierała prac tworzonych specjalnie dla tego miejsca.

Dopiero Browar Mieszczański staje się dla Mikołajka takim bodźcem. Pojawiają się prace zainspirowane jego klimatem i historią. Obok starszych obrazów pokazuje „jeszcze ciepłe” in-stalacje, performance (we współpracy z mimem Mariuszem Sikorskim), łączy wideo z wypo-wiedzią na płótnie. Światło (współpraca Marcel

Maniak) funkcjonuje jako integralny element dzieła (instalacja Śpiący). Podczas trwania wystawy Browar jest autorską in-terpretacją tego miejsca.

Wystawa „Miejsce” w Awangardzie jest przykładem kon-strukcji, w której nie ma nic przypadkowego. Prezentuje prze-myślaną wizję. Autor wiedział, gdzie pokaże konkretne płótna i sporą ich część przygotowywał specjalnie dla tej przestrzeni. Po ponad  latach malowanie dla Mikołajka jest nadal ciągłym dochodzeniem do tego jedynego stale nieosiągalnego

„obrazu”. Ślady zmagań z materią malarską można zobaczyć w starszych pracach pre-zentowanych w BWA. Ciężkie od struktury Narodziny, pokazują człowieka zdzierającego z siebie nawarstwienia, z nadzieją uzyskania nowej tożsamości, Matka, uproszczona w ry-sunku, gęsta od farby sylwetka, staje się arche-typem matki, Biesłan. Zona B. odrealnionym, surowym kolorystyczne, opłakiwaniem. Silne emocje budzi Ono, stworzone z popękanej, ciemnej w wymowie materii.

W piwnicy Galerii Mikołajek pokazuje Ple-śnienie (jaźń niemogącą się jeszcze określić, niewiele jeszcze wiedzącą o so-bie — ciemność, zapach, kilka form przestrzennych pokrytych denimem, ledwo zaznaczonych poświatą) i wideo, fragment Instalacji częściowej sprzed czterech lat (zawsze fragment, jak mówi Tadeusz Różewicz).

Tak mogłaby zaczynać się wystawa „Miejsce”, gdyby uznać, że tu jest jej początek. Ale Mariusz nie wskazuje kolej-ności oglądania prac. Decyzję pozostawił widzom.

Płynna nowoczesność

i artysta miejscowy

anna mikołajek

Są to prace,

których

żywiołowość

została

poddana

precyzyjnej

kontroli.

Kształt indywidualnej wystawy Mariusza Mikołajka ewoluuje w czasie.

PŁYNNA NOWOCZESNOŚĆ I ARTYSTA MIEJSCOWY

49

FORMAT 66 / 2013 P O S TA WY Mariusz Mikołajek . Widok ogólny ekspozycji . Ramka, , akryl, płótno,  x  cm

Jego malarstwo zmienia się, lecz widać, że ta zmiana jest konsekwencją ciągłego „pozna-wania obrazu”. Jest lżejsze, co nie znaczy, że mniej intensywne. Od kilku lat zainspirowany

możliwościami, jakie daje preparowanie ma-teriału dżinsowego, Mikołajek tworzy obrazy na denimie. W BWA możemy zobaczyć Sek-sę, Pejzaż oraz obrazy z cyklu „Fitnessroom”

50

P O S TA W Y

— współczesną wersję faustowskiego motywu, który teraz brzmi Ćwicz, ćwicz — jak tytuł jed-nego z jego kartonów.

Na wielu najnowszych płótnach Mikołajka pojawiają się ekrany. Jakby mimochodem. Ot, znak tak oczywisty, że niezauważalny. Wpro-wadzają one pewien porządek na poziomie kom-pozycji obrazów, który jest też odniesieniem do porządku kulturowego, kiedy byt pozaelektro-niczny na naszych oczach staje się bytem niepeł-nym, prawie niemożliwym.

Namalowane lekko, z niewielkim udziałem nawarstwień malarskich Kucki, Stalker, Słupek, Poczekalnia, Trzej (nie sposób wymienić wszyst-kich obrazów), to pojedyncze sytuacje, rodzaj migawki. Forma takiego komunikatu działa niezwykle mocno. Zmusza do szukania poza samym obrazem tego, co obraz ewokuje. Działa podobnie, jak chciał Grzegorz Królikiewicz, by działało kino, tworząc podczas projekcji rzeczy-wistość pozaekranową dopełniającą sens obrazu filmowego. Są to prace, których żywiołowość zo-stała poddana precyzyjnej kontroli: każda plama, struktura czy pojawiający się od pewnego cza-su w jego obrazach pastelowy kontur.

Papiery — to emocje, pełne ekspresji, malo-wane szybko, tak by intuicja przeważała nad na-mysłem. Dziennik pisany skrótowo i uwolniony od analizy warsztatu. Tu uwydatnia się wirtu-ozeria Mikołajka, choć za największe wyzwanie uważam malarską część instalacji Droga. To je-dyna praca na tej wystawie, która bezpośrednio nawiązuje do historii sztuki europejskiej. I chyba jedyna Droga, której podobraziem jest denim.

Artysta maluje na płótnie o długości  me-trów tak, aby pojedynczy gest był tym decydu-jącym, a to jest już bardzo trudne. Prawie cała część instalacji, malowana na denimie, jest takim pierwszym i jedynym uderzeniem, na jednym oddechu. Pierwszy gest jest tym, który musi już pozostać. To zresztą widać. Obraz, choć ogrom-ny, jest lekki i delikatny. Opowieść o drodze uzy-skuje szczególny, odrealniony wyraz. Tę narrację autor łączy z ekranem diodowym, medium, któ-re jest znakiem nigdy nie zasypiającej ikonosfery. Ekran nieustannie powtarza kilka niezbyt wy-raźnych obrazów ludzkiego ciała. I tak oba ele-menty instalacji wędrują razem i osobno.

W najnowszych płótnach także pojawiają się motywy ciała i odkupienia, ale potrakto-wane w zupełnie inny sposób. Chwytają mo-ment relacji międzyludzkich czy stan mo-mentalny człowieka, a że stają się jakąś dłuższą opowie-ścią, to już historia, która powstaje w kontak-cie z odbiorcą. Autor uzyskuje ten rodzaj na-pięcia w pracach „ogołoconych” z historii, jaki przed laty udawało mu się uzyskać na płótnach, których religijny aspekt był widoczny wprost.

Pewnym zaskoczeniem (w sali na piętrze) może być kilka obrazów, które bezwstydnie eksponują swój wdzięk. Abstrakcje o radosnej kolorystyce, żartobliwie tytułowane, to nowy, jasny ton w twórczości artysty.

3 2 1

51

P O S TA W Y Mariusz Mikołajek . Elekryczny szczur, , akryl, płótno,  x  cm . Z cyklu działań "Na styku" pt. Sianie, , akcja na Dworcu Głównym PKP we Wrocławiu, z lewej: Christos Mandzios, Mariusz Mikołajek . Kucki, , akryl, płótno,  x  cm . Ple-śnienie, instsalacja świetlna,  . Okno, , akryl, płótno,  x  cm

Bardzo różnie można ujawniać swoją postawę wobec tezy o elitarności sztuki. W przypadku Mikołajka jest ona zredu-kowana do działań najprostszych: zróbmy coś razem, przy pomocy podstawowych środków plastycznych porozmawiajmy o sztuce na „terenie odbiorcy”(dwo-rzec, więzienie, szkoła, ulica...). Jak to wygląda w praktyce, można było zo-baczyć w filmowych relacjach z takich zdarzeń pokazanych w jednej z sal Galerii. Mariusz mówi o sobie, że jest artystą miejscowym. Nie dałabym się za bardzo zwieść tej autokreacji na rzemieślnika. Myślę, że bardziej chodzi tu o tożsa-mość artysty, wskazywanie jej źródeł i ograniczeń. W płynnej nowoczesności Mikołajek wybiera Galerię jako miejsce do rozmowy o korzeniach, tożsamo-ści, o tym, co trwałe i niezmienne, a co ulotne. O niepewności, która stale nam towarzyszy. n

Wystawa Mariusza Mikołajka pt. „Miejsce”, BWA Wrocław 22.02-17.03.2013

PŁYNNA NOWOCZESNOŚĆ I ARTYSTA MIEJSCOWY

5

52

RE MI N E S T E NC J E 1

W

ystawa monograficzna arty-sty jest najczęściej rodzajem twórczej biografii, i tak jak ten gatunek literacki pozwala nam uzurpować sobie niemal boską per-spektywę: spojrzeć z góry na czyjąś drogę artystyczną, poznać jej wszyst-kie próby i ich rezultat. W taki sposób prześledzić twórczość Lecha Kunki pozwala wystawa przygotowana Muzeum Miasta Łodzi, gromadząca ponad  jego prac pochodzących bezpośrednio od rodziny, ze zbio-rów muzealnych, galerii i kolekcji prywatnych — od najwcześniejszych, jeszcze akademickich prób zbudo-wania warsztatu, przez malarstwo i formy użytkowe (projekty panneau ściennych, druki i plakaty z lat .) — aż po zamykające jego poszukiwania ostatnie kompozycje.

Na prezentowanych w holu pro-wadzącym do głównej przestrze-ni wystawowej pierwszych pracach Kunki (-) widać, że roz-począł od przerobienia lekcji pre-kursorów awangardy: małe dom-ki w rodzinnych Pabianicach piętrzą się jak na obrazach Cézanne’a, pole kapusty ma zieleń okolic Barbizon, dziewczyna z warkoczami mogłaby być Bretonką malowaną przez Gau-guina, pojawiają się van Goghowskie znoszone buty. Jakby to, co oglądał, pozostawiało zawsze ślad w jego spojrzeniu.

I rzeczywiście tak było. Jego język artystyczny ukształtował się pod wpływem spotkań ze sztuką waż-nych dla niego artystów — zwłaszcza Władysława Strzemińskiego, na któ-rego wykłady uczęszczał, i Fernanda

Légera, u którego w paryskiej pra-cowni przebywał rok na stypendium — a także aktualnych prądów takich jak malarstwo materii czy pop-art. Zawsze jednak ich ramy rozsadzał charakterystyczną dla siebie bra-wurą w podporządkowywaniu so-bie powierzchni obrazu, odważnym stosowaniem barw i ekspresją (słyn-ne pytanie Władysława Strzemiń-skiego, któremu przedstawił swoje prace: A pędzli pan nie połamał?) czy też w najpóźniejszym okresie twórczości skoncentrowaniem się na komponowaniu obrazów jedynie na bazie okręgów.

Władysława Strzemińskiego ar- tysta poznał w Akademii Sztuk Pięknych w Łodzi (wówczas jesz-cze Wyższej Szkole Sztuk Plastycz-nych), z którą był zresztą związany

Zamknięty krąg

Powiązane dokumenty