• Nie Znaleziono Wyników

Szkice z Ziemi Świętej

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Szkice z Ziemi Świętej"

Copied!
144
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)
(3)
(4)
(5)

J A N S T Y K A

@---SZKICE

Z Z I E M I Ś W I Ę T E J

L W Ó W N A K Ł A D E M I DRU K IEM W . A . SZY JK O W SK IE G O , UL. K O P E R N IK A 5 1896

.

(6)
(7)

K o c h a n y Mi s t r z u;

C zy pamiętasz ów wieczór u Dr. O. , tuż po powrocie Twoim z Ziemi św iętej, kiedy owiany jeszcze bronzem je j prom ieni, woniami je j lak w iosennych, oparami jezior jej błękitnych, kurzem jej pustyń , opowiadałeś, coś tam w idział i słyszał, coś zebrał materyalnego i duchowego dla Swojej panoram y Golgoty. Zebranie było to samo praw ie, nawskróś wylane dla twórcy ,v Polonii", to, któremu dwa lata przedtem opowiadałeś o Swojej wycieczce do ja sk in i lwa po dokumenta do panoram y Racławic, ale przedmiot inny, i może wiara nieco inna.

Umilkły pogadanki towarzyskie i rozprawy poli­ tyczne , kiedy zacząłeś opowieść Swoją o podróży po Palestynie. Zapalały się Twoje oczy, a energiczna swada Twoja, im dłużej naprzód pom ykałeś, coraz więcej za ­ barwiała się prostotą, tą cechą prawdy, siły p rze­ świadczenia i wielkości przedmiotu. I kiedy o późnej

(8)

porze przerw ałeś, nie było ju z pomiędzy nami niedo­ wiarków. A przysłuchiwał się w tern zgromadzeniu je d e n , który nietylko dlatego, ze wierzy w przyszłość Ojczyzny, wierzy w Objawienie, a który pochłonął był znaczną część biblioteki dzieł o Ziemi, na której Ciałem się stało Objawienie i Odkupienie, spisanych przez książąt p oezyi i książąt dynastycznych, świątobliwych biskupów i masonów, uczonych i prostaczków, swoich i obcych, i któremu się zdawało, ze mógłby mieszkań­ ców tej Ziemi egzaminować, ja k ona wygląda. I ten właśnie z uwagą słuchał najświętszą, ciszą prześcignął w szystkich, którzy intenti ora tenebant. Bo u słyszał z ust Twoich, ja k się wydają te miejsca święte artyście m alarzow i, który umie żywcem pochwycić właściwą charakterystykę okolicy, ja k się wydają one Polakowi, którego oku i duszy Bóg odsłania rzeczy, będące ta­ jem nicą dla reszty ludzi, ja k tez dopiero naturę p u styn i, mórz południowych i A fryki odsłonił Sienkie­ wiczowi. Usłyszał owoz ten słuchacz, ja k się Ziemia Święta sama przedstaw ia, a nie ja k ją przedstawiają.

I słuchacz ten w końcu przystąpił do Ciebie, Mi­ strzu, i p rosił: „Spisz to, ale tak, jakeś tu opowiadał“ . Z nał on jeszcze W ojskich, którzy pam iętali „daw ne czasy“ i opowiadać u m ieli, ze w kąt Chodźko, Pol i Suffczyński,ale tez wiedział z pra k tyk i lite­ rackiej, ze co innego słowem opowiadać a spisać in ­ kaustem; ze gawędziarz, który dnie i noce słowem.

(9)

przyk u ć umie swoich słuchaczy, zwykle piórem tak się sprawi górnolotnie, ze nikt przez kwadrans za nim p o papierze wlec się nie zechce. W Ciebie wierzyłem.

Czy pam iętasz, M istrzu, ja k usłuchałeś mojej prośby? Czy pam iętasz, ja k to nie ra z, i nie sto razy dziękowano Ci za, gawędy Twoje z podróży po Ziemi świętej, w „Gazecie Narodowej“ umieszczane? I ty jeszcze pyta sz, czy zebrać te gawędy w książkęte opisy tak świeże i szczere, ze dodawać do nich illustracye byłoby niedorzecznością; tak prawdziwe a wymowne, ze tylko syn narodu bolesnego a wiernego ułożyć je i nawskróś zrozumieć zdoła?...

Czy pam iętasz, M istrzu, dodałem wówczas: „Ziom ­ kowie będą Ci wdzięczni, a Pan pobłogosław i!“ P uść między duchy jasne i tę książkę w imię B o że!

(10)
(11)

I.

[Wstęp. — Wiosna palestyńska. — Aleksandrya. — Kairo. — W ylądowanie w Jaffie. — Jerozolima i austr. hospicyum.]

p i o r ą c do ręki pióro, staję się jedyn ie p o­ słusznym wezwaniu tych życzliw ych mi osób, które p ra g n ą , bym się osobistem i wrażeniami szczerze i otwarcie z nimi podzielił. Pow iedział ktoś, m ówiąc o p odróża ch : „nie chodzi mi o to, co w idziałeś — ale ja k w id zia łe ś“ . Zebrane w wę­ drówce po Ziem i świętej typy, sanktuarya, ruiny i krajobrazy wydane będą je sz cz e w tym roku, tu w tajem niczę obecnie czytelników w sposób mej podróży i w te wrażenia p sych iczn e, które znów łatw iej słowem w yrazić się dają aniżeli pędzlem .

Całego uroku piękna palestyńskiej wiosny nie może żaden opis odtw orzyć, bo mu brak tych uroczych prom ieni w schodzącego s ło ń c a , które listki srebrzy, bo mu brak szczebiotu ptasząt

(12)

i woni porannej tych w zgórz i pól, bo mu brak tego głębokiego spojrzenia B edu in a, który czy to na koniu czy w ielb łą d zie, zawsze dumny i tajem niczy. Opis takiej podróży to ja k by szkie­ let człow ieka, którego się znało żywym.

W ym ienię nazwy rozm aitych m iejscow ości, gór i d olin , ale gdzież te drożyny pnące się strom o po g ó r a c h , lub zbiegające ku żyznym i kwiecistym dolinom, gdzież te skowronki i ja ­ skółki wylatujące jak by z pod kopyt końskich, gdzież te m gły poranne ścielące się po dolinach i te obłoki zwisające na szczytach gór, gdzież te wszystkie odcienia barw i półtonów , które przez oko wlewały się do duszy ja k by jak ieś urocze harmonie ? One zostaną jedynie wspomnieniem , marzeniem, nie dającem się ująć w żadną formę.

Dnia piątego m arca wyjechałem ze Lwowa przygotowany do tej dalekiej podróży, rozm arzony opisam i Ziem i św., z gorączkowem przygotow a­ niem poczynienia studyów do obrazu Golgoty, który od długiego czasu zaprzątał m oją w yobra­ źnię , z pragnieniem widzenia tych wszystkich krajobrazów , które są tłem dla postaci proroków i Ewangelii, a zarazem z tęsknotą do tych m iejsc ś w ię ty ch , które do końca świata nie przestaną dla duszy chrześcianina być źródłem łask i w zru­ szeń uszlachetniających.

(13)

W sch ód do dziś dnia przedstawia n ajro­ zmaitsze trudności i niebezpieczeństw a, dla tego dobrą jest rzeczą zaopatrzyć się w różne listy i dokumenty. Dzięki staraniom ministerstwa oświaty we W iedniu otrzym ałem listy do kon­ sulów, a z Rzymu dzięki łaskawości kardynała Ledóehow skiego otrzym ałem od generała zakonu Franciszkanów, O. Luigi de Parma, list do wszyst­ kich kapłanów w Ziem i ś w ., którzy w każdym zakątku tego kraju wielką mi byli pom ocą.

Mimo influenzy wyjechałem z W iednia do Tryestu. Piękna pogoda na m orzu odniosła zwy­ cięstwo nad tą trapiącą chorobą i w p ięć dni wylądowałem w Aleksandryi. Tutaj uderza natych­ miast podróżnika pełne życie W sch od u , krzyk i gwar tych lu d z i , którzy żywo gestykulując, chw ytają pakunki i k u fe rk i, by je odstawić na urząd cłowy. Tu zarazem poznajam ia się p od ró­ żny w całej pełni z działalnością „organ izacyi C ook a “ którego służba w czerwonych bluzach odznacza się rzutnością i szybkością w spełn ia­ niu wszelkich poleceń podróżnika.

Zwiedzanie rozm aitych osobliw ości tego p o r­ towego miasta zajęło mi dzień jeden , a ju ż dnia następnego wieczorem przybyłem do Kairo i sta­ nąłem w znanym powszechnie ze swego kom fortu hotelu Shepeardta, który na każdego gościa

(14)

w kłada ten nie zawsze m oże m iły obow iązek zasiadania do obiadu we fraku.

A nglicy panują tu wszechw ładnie i nadają ton całem u towarzystwu. Pom ijam tutaj opis Kairu, który całym przepychem W schodu oczarow ać musi każdego przybysza, który grą barw, rozm a­ itością strojów i typów zupełnie wyobraźnię ma­ larza p och ła n ia , pom ijam ową czarującą aleę Gize, prow adzącą do jed n ego z najwspanialszych muzeów na św iecie, pom ijam te karawany w iel­ błądów z kołyszącym i się na nich Beduinam i i owe śliczne w ybrzeża Nilu ustrojone palm am i i ów wspaniały p ałac w Gezireh wystawiony przez Ismailię, pomijam te wszystkie m alow nicze zaułki bazarów i marmury m oszei arabskich, pom ijam piram idy i Sakkarę — by ja k naj­ rychlej stanąć na wybrzeżu Ziem i św.

Po zwiedzeniu Ism ailii, kanału S uezkiego i Port Said, gdzie na zakończenie wielkiego postu Ramadan najrozm aitsze zabawy ludowe A rabów oglądałem , stanął statek „Ir is “ av od ległości kilku kilom etrów od w ybrzeża Jaffy i tu m iało nastą­ p ić wylądowanie. M orze było tak niespokojne, że początkow o wątpiono w m ożliw ość w y lą d o ­ wania, ale w krótce p rzyb iły do statku łod zie napełnione w ioślarzam i Cooka i na nie p oczęto w yrzucać pakunki podróżnych, a w końcu p rzyszła

(15)

kolej na ludzi. Przerażenie podróżnych było niezwykłe. Ł ód ź podrzucana bałwanami rozhu­ kanymi groziła co chwila zatonięciem . Pom ostu nie m ożna było ze statku spuścić, bo łódź tań­ czyła , poczęto więc ludzi z r z u c a ć : silni w iośla­ rze chwytali podróżnych i rzucali ich w ramiona w ioślarzy stojących na łodzi. W rzask i krzyk porozum iew ających się w ioślarzy był tak p rze­ rażającym , że najodw ażniejsi truchleli. Pierw sza łód ź została napełniona ludźmi, z których każdy niem al m iał słowa m odlitwy na ustach i zdawała się łupiną orzecha rzuconą na fale grożące za­ topieniem.

P rzed dwoma laty zatonęła taka łódź z trzy­ dziestu sześciu podróżnym i i czternastu w iośla­ rzami. Brat Jan z N azaretu, który przepłyn ął był szczęśliw ie pierw szą ło d z ią , stał na brzegu i w idząc tę drugą tonącą, drżał na całem ciele, tak strasznym był widok tej sceny. Pięć osób jedynie ocalało. Jedno dziecko, które na jakim ś koszu przypłynęło, utraciło ro d z icó w ; jed en A m e­ rykanin o c a la ł, ale stracił żonę i dwóch doro­ słych synów ; ocalał także kucharz Karmelitów, którego później w Kaifie poznałem i rysowałem, a którem u również wiele szczegółów tego wy­ padku zawdzięczam . Kucharz ten został w p ół godziny po zatonięciu ło d zi z m orza wydobytym ,

(16)

i twierdzi, że go jedyn ie szkaplerz Matki B oskiej z Karm elu od śm ierci wybawił.

W czasie niespokojnego m orza żądają w io ­ ślarze wysokiej opłaty za przew ożenie do lądu, i tak żądali wówczas po 60 fr. od osoby. Cook ma taksę pięciu franków, oddałem więc moją osobę silnym ramionom wioślarzy. Z rzucono mnie ze statku do ło d z i, gdzie mnie znów inni p o ­ chw ycili i szczęśliw ie usadowili na łodzi. Nie zapomnę jednak nigdy tych wrażeń, ja k ich d ozn a ­ łem . Obok mnie siedział jed en biskup z A m e­ ryki i ksiądz również ze Stanów Z je d n o cz o n y ch ; byli oni jedynym i, którzy zachowali spokój i p o ­ godę ; reszta podróżnych oddala się przerażeniu i chorobie morskiej.

Im bliżej byliśm y lądu, tern większa radość malowała się na obliczach podróżnych, bo każdy c z u ł, że w yszedł z niebezpieczeństw a grożącego życiu.

Ten port w Jaffie, a raczej ten brak portu, ma swoją historyę. Kiedy Franciszek J ó ze f z Je­ rozolim y je c h a ł na otwarcie kanału Suezkiego, przybył do Jaffy i zastał morze niespokojne. W szyscy go wstrzym ywali. Cesarz jedn ak od p o ­ w iedział , że dał słowo cesarzow ej E u g e n ii, że będzie na uroczystości otwarcia Suezu i wsiadł do ł o d z i, na której jeden stary wioślarz rz e k ł:

(17)

„ niente paura“ i szczęśliw ie cesarza do statku dow iózł. M inistrowie jedn ak zostali na brzegu.

W tym roku arcyksiężna Stefania przybyła dopiero po świętach W ielkanocnych do J erozo­ lim y (17. kwietnia) , bo czekała w Aleksandryi na uspokojenie m o r z a , b ojąc się wylądowania w Jaffie.

P ątn ik om , którzy z prawdziwem pietyzm em do Ziem i św. pielgrzym ują, winno to wylądowa­ nie w Jaffie w czasie niespokojnego m orza, być policzon e jak o expiaeya za grzechy, bo wiara ich silniejszą być musi od trwogi śmierci.

Miałem zam iar z Jaffy konno odbyć podróż do Jerozolim y, zapewniano mnie jednak, że oko­ lica ta zaniepokojoną je s t chwilowo rozrucham i B eduinów . Poszedłem więc za przykładem wszy­ stkich innych i siadłem do pociągu jerozolim ­ skiego, oglądając z okna wagonu uroczą Horę wiosenną Jaffy, Ramie i Lyddy. W cztery go­ dziny przybyliśm y ju ż pod noc do Jerozolim y. Tu wynająłem karoccę i kazałem się zaw ieść do

hospicium ciustriacum.

Mimo spóźnionej pory zostałem serdecznie przyjęty przez rektora ks. Jocha i otrzymałem doskonały pokój na pierwszem piętrze.

Z prawdziwem rozrzew nieniem dziękowałem Bogu za szczęśliw e przybycie do upragnionego

(18)

celu m ojej podróży, a cisza tycli klasztornych prawie murów w ydała mi się tak błogą po tym zgiełku w schodnich m iast, że byłbym w stanie całow ać te ściany, w których miałem cały nie­ mal m iesiąc spęęlzić na p racy i rozm yślaniu.

(19)

II.

[Pierwsze wyjście na miasto. — Kościół Grobu Świętego. — Golgota. — Trądycyą potwierdza nauka. — Święta Wielka­

nocne. — Ogień święty. — Mycie nóg u Greków.]

fljfajrajutrz z rana poszedłem najpierw do G robu świętego.

Z hospicium austryackiego trzeba p rzejść drogą krzyżową ( Via dolorosa) koło czwartej sta cy i, gdzie Matka Boska spotkała Chrystusa, następnie koło piątej, gdzie Szymonowi z Cyreny krzyż w łożono, dalej koło domu św. W eroniki, by potem od siódmej stacyi na lewo p rzejść ulicą, a później na prawo przez wąską b ra m ę , która na d ziedzin iec k ościoła Grobu Świętego wychodzi.

Pierw sze to w yjście na miasto sprawia dziwne wrażenie. D usza drży av ciele, bo kamienie zdają się mówić. Oko patrzy chciw ie na wszystko.

Łuki rozpięte nad wąziutkiem i ulicam i łą czą dwie ściany domów p rzeciw legły ch , bruk pod

(20)

nogami nierówny i śliski wznosi się stopniam i pod górę. Ściany domów brudne, zaw ierają w so­ bie partye starych kam ieni; tu wystercza kawa­ łek kolumny rom a ń sk iej, tam jakiś arabskim ornamentem zdobny w ierzchołek drzwi, tu koza przywiązana do w bitego h ak a, tam dzieciaki przed domem raczkujące — wreszcie przesuwa się tą wąską uliczką obładow any wielbłąd, tak, że musisz się do ściany przytulić, by mu p rzej­ ście u m ożebnió, to znów kilku pielgrzym ów z Rosyi, a przed nimi pop grecki, tuż pod ścianą żebrak muzułmanin w yciąga chudą rękę po ja ł ­ mużnę. I widziałem zaraz pierw szego dnia obraz czu ły i rzew n y: żebrakowi takiemu sypał na wyciągniętą dłoń siwobrody Franciszkanin ta b a k ę ; b ył to, ja k się później dow iedziałem , o jcie c Liévin de H am m e, autor najcen n iejszego przew odnika po Ziem i św., którą od trzydziestu lat wzdłuż i wszerz schodził.

Stanąwszy na dziedzińcu przed Grobem Świę­ tym, patrzyłem długo na pełną średniow iecznego uroku fasadę k o ścio ła , na w yszczerbione o rn a ­ menta i kolumny i na ten gwarny tłu m , który na tym dziedzińcu od rana do wieczora utrzy­ mują przekupnie koronek, św ieczek i obrazków. U w ejścia do kościoła siedzą po lewej stro­ nie na dywanie stróże tego przybytku —

(21)

muzułmanie. W ich to ręku klucz świątyni, którą otw ierają jed yn ie na żądanie przełożon ego 0 0 . Franciszkanów, „kustosza Sionu i m iejsc świę­ ty c h “ , jak oteż na żądanie patryarchy greckiego i orm iańskiego.

Oto świątynia na m iejscu góry Kalwaryi czyli Golgoty, oto p rz y b y te k , na który od dwu tysięcy lat skierowane oczy całego ch rześciań- skiego świata — oto m iejsce, do którego miliony pielgrzym ów zdążało to z pieśnią pobożną na ustach , to z dobytym m ieczem — oto m iejsce, które dłoń nienawistna prześladow ców chrześcian niszczyła wszelkim i możebnymi sposobam i. A dziś, nie je s t ono m iejscem cichej uroczystej m odlitw y. Dziś je s t widownią walk różnych k ościołów i wy­ znań ehrześciańskiego świata, które jedyn ie sze­ regi tureckiego wojska w pewnych karbach u trzy­ mać mogą.

U w ejścia leży kam ień, na którym ciało Chrystusa Pana po śm ierci do zabalsamowania położonem było. Tu się zginają kolana chrześcian wszystkich narodów — i widok ten uroczyste spra­ wia wrażenie. Obok ja k iejś damy w czarnym hiszpańskim w e lo n ie , klęka czarny Abisyńczyk, obok niego kacap rosyjski. W tern przychodzi B eduin w jasnym p ła s z c z u , a obok niego Serb lub Bułgar, za nimi cichy pielgrzym z Litwy

2

(22)

z nad Niemna i kładzie głowę na tym kamieniu, rosząc go łzam i dawno tłum ionej b oleści. Przy­ chodzą i odchodzą a za nimi nowe tłum y spie­ szą, a ty patrzysz na to i czujesz, że wszystkie narody świata chwalą Pana ukrzyżowanego.

W śród tych przeróżnych ras przeciskasz się i widzisz wszędzie gwar i tłum. Tam się usado­ wiły betlem itki w białych welonach, dziew częta i matki z dziećm i ; tu przechodzi procesya K op- tów i A bisyńczyków ze śpiewem podobnym do beczenia trzody o w ie c , tu dzwonią bezustannie Grecy, przy innym ołtarzu wznosi się uroczysty śpiew vere dignum et justum est — i tak przez dzień cały, szczególniej w dni świąteczne ro z ­ brzm iew ają te ściany przeróżnym i dźwięki, a cie ­ bie p ie lg rzy m a , pątnika gorszy ten h a ła s , to życie bezustanne, gwarne, jarm arczne. Nie m o­ żesz się z tern oswoić, nie możesz skupić w m o­ dlitwie. Tego w rażenia doznałem ró w n ie ż , ale od chw ili, kiedy sobie p ocząłem pow tarzać „ Mors

mea, vita vestrau zdawało mi się , żem zrozu­

m iał K ościół Grobu Świętego. Ta dewiza byłaby najodpow iedniejszym napisem na tej ś w ią ty n i: „Ś m ierć m oja waszem życiem “ .

Chodźm y w ięc na to najśw iętsze m iejsce, gdzie Chrystus krew swoją za nas p rzelał. Po ośmnastu stopniach wychodzim y na górę Kalwaryi.

(23)

K aplica ta zbudowana na skale, ma 15 metrów d łu gości a 18 s z e r o k o ś c i; pod ołtarzem jest m ie js c e , w którem krzyż Chrystusa Pana był ustawiony, otoczone srebrną płytą z otworem, w który rękę w łożyć można. Obok po prawej stronie szczelina głęboka, która pow stała przez pęknięcie w skale w czasie skonu Zbaw iciela.

Kto tu z wiarą przychodzi, ten zrozumie tę mowę kamienia. Kto je j nie m a , temu one nic nie powiedzą. Może się rzu cić ja k Piotr Lotti na ziem ię i wstanie niezm ieniony. W ątp ił i wąt­ p ić będzie. W szak żołnierze tu reccy stoją często przy grobie Chrystusowym, a mimo to nie zostali ch rześcia n a m i, zaś w lichej w iosczynie mogą słow a skromnego kapłana albo życie ja k iejś p o ­ bożnej duszy nauczyć poznania prawdziwej wiary. W odległej pustyni m oże dusza płon ąć żywą ku B ogu m iłością, na nędznym poddaszu mogą chóry aniołów pociech ę wiary uciśnionym i cierpiącym p r z y n o s ić , wśród walki ż y c ia , na gwarnej ulicy m ożna się pom iędzy tłumem przeciskać czując Chrystusa Pana przy sobie, bo ten U krzyżowany je s t w szędzie, je ś li je s t w duszy naszej, a nie ma Go nawet w kościele Grobu świętego, kiedy Go nie ma u nas samych.

W 450 lat po Chrystusie biskup Theodoret p o w ie d zia ł: „W idzen ie tych m ie jsc, które były

*

(24)

świadkami życia Chrystusa Pana, poi wzrok tern, czem dusza w ierząca przejęta. Kto spoczyw ają­ cego w Bogu człow ieka z całego serca kochał,, ten z radością ogląda je g o dom, szaty i obuwie n aw et“ .

Radziłbym zatem każdemu, który do Ziem i Świętej podróżuje, obudzić w sobie wpierw szczerą m iłość do Chrystusa Pana, rozm iłow ać się w każ- dem słowie Ewangelii, a wówczas będą dla niego wielki urok m iały wszystkie sanktuarya ziemi ś w ię te j, wszystkie wzgórza i doliny, je zio ra i rzeki — wówczas zrozum ie ten kraj, z którego kilkunastu rybaków wyszło na cały świat, by go zupełnie przeistoczyć.

U czeni naszego wieku starali się każdą cały o g ó ł interesującą sprawę naukowo zbadać. O czy­ wista, że G olgota nie uszła ich analizie. Już, Renan podn iósł wątpliwość co do autentyczności, m iejsca Golgoty, tw ierdząc, że nie je s t ona tam, gdzie od czasów Konstantyna wielkiego tradycya. ją wskazuje. E wangelie mówią, że Golgota była

za murami miasta, m iejsce grobu św. zdawało

mu się więc nadto do środka miasta wysunięte. D zięki jednak'najnow szym poszukiwaniom stw ier­ dzono autentyczność tradycyi.

Rosyanie zakupił i w pobliżu grobu całą grupę domów i kiedy je zburzyli i kopać poczęli.,

(25)

doszli kilkanaście metrów pod gruzami do sta­ rych fundamentów i odkryli bramę tak zwaną Efraim ską. Te odkrycia robione kosztem w iel­ kiego księcia Sergiusza A leksandrowicza dow iodły kierunku drugiego muru i dały niezbity dowód p ołożen ia Golgoiy.

To też Anglicy, którzy tw ierdzić poczęli, że tam, gdzie się dzisiaj grota Jerem iasza znajduje, należy upatrywać prawdziwej Golgoty, musieli się przyznać do błędu m im o , że zakupili to m iejsce i murem otoczyli. Ze dawne m iejsce G olgoty podobne być m ogło do w zgórza Jere- m ia szow eg o, to łatwo przyjąć można i dlatego malowałem ten widok z terasy obok położon ego klasztoru Dominikanów, stojącego na miejscu dawnego k ościoła św. Szczepana.

Prawdziwie p ocieszającą rzeczą je s t dla każdego ch rześcia n in a , że badania naukowe w Ziem i św. potw ierdzają w końcu zawsze tra- dycyę, z czego wypływa, że takim pisarzom ja k święty Hieronym zawsze w ierzyć należy. I nic w te m dziw n ego, gdyż oni z całą m iło ścią , tro­ skliw ością i skrzętnością szukali tych m iejsc świętych, a byli je sz cz e w możnÓści zasiągnięcia żywej tr a d y c y i, która wśród pierw szych ch rze- ścian nie zaginęła, ale od pokolenia do pokolenia przekazywaną była.

(26)

Cały W ielki Tydzień przepędziłem w kościele Grobu Świętego, i wskutek tego widziałem obrzę­ dy n ajróżn orod n iejsze, bo u wszystkich wyznań święta W ielkanocne w tym roku się zbiegły.

N iedzielę Palm ową obchodzili łacin n icy pon- tyfikalnem nabożeństwem przed Grobem Świętym na ustawionym srebrnym ołtarzu, pochodzącym z daru cesarza Franciszka Józefa. B ardzo piękny w idok przedstaw iało rozdaw nictwo palm, które biskup A ppodia własnoręcznie każdemu u czest­ nikowi nabożeństwa rozdaw ał. Palm y te, ja k się dow iedziałem , sprowadzone zostały w wielkiej ilości z A lek sa n d ry i, gdyż Palestyna obecnie ubogą je st bardzo w drzewa palmowe.

Grób Chrystusa m ieści się dzisiaj w p o­ mniku marmurowym, ponad którym rozpina się wspaniała rotunda z kopułą m ającą około 20 m e ­ trów średnicy, trzym ana przez 18 pilastrów.

W nętrze Grobu składa się z dwóch cz ę ś ci: z kaplicy A nioła, m ającej w środku czw orogra­ niasty kamień, który zapewne służył do p rzy­ trzymywania kamienia, zam ykającego w ejście do Grobu, a na którym anioł zwiastował niewiastom świętym zm artwychwstanie Chrystusa i z kaplicy samego Grobu, pokrytej białym marmurem, która ma zaledw ie dwa metry d łu gości i m etr szero­ kości. Cztery osoby na kolanach mają się w niej

(27)

pom ieścić. Ściana północna je s t ołtarzem , nad którym widnieją trzy pola przedstaw iające Zm ar­ twychwstanie Chrystusa Pana, a każde z tych p ól do innego wyznania należy. Lewa strona, należąca do katolików pochodzi z daru kardy­ nała A ntonellego i jest srebrna, bogatym i kam ie­ niami wysadzana.

Ile tu poruszeń duszy, ile łez w tym c ia ­ snym kąciku się wylało, ja k ie tłumy przez ten mały otwór się przecisnęły, który zaledw ie cztery stopy wysoki a dwie szeroki — tego żadne pióro nie określi.

Przed tym Grobem w W ielki Czwartek p rzy­ stępowaliśmy wszyscy do Komunii św.

W e wszystkich nabożeństw ach bierze zawsze u dział jak o protektor Grobu Św. konsul francu­ ski w pełnej gali, ustrojony kilkunastu orderam i, wstęgami i gwiazdam i. Podczas nabożeństwa klęczy na przeznaczonym dla siebie klęczniku i trzeba przyznać panu L e d o u lx , że z wielką gorliw ością w ypełniał w szystkie cerem onie, które czasam i ju ż od piątej godziny z rana się ro z ­ poczynały.

W W ielki Piątek w ieczorem w różnych m iej­ scach k ościoła Grobu Świętego podczas procesyi do poszczególn ych sanktuaryów, mają ojcow ie Ziem i św. siedm kazań w różnych język ach .

(28)

W tym roku były kazania włoskie, greckie, hi­ szpańskie, francuskie, niem ieckie, arabskie i tu­ reckie. Polskiego nie było, bo jedyn y F ran cisz­ k an in , P olak , leżał chory. W czasie kazania tureckiego zauważyłem, ja k kilku żołn ierzy tu­ reckich, trzym ających szpaler w czasie proeesyi, z wielkim skupieniem przysłuchiw ało się słowom zakonnika i swojemu wewnętrznemu wzruszeniu dawali wyraz poruszeniem głow y — widziałem Słow o P)Oże, padające nie na opokę i myślałem, źe nie jed en Longinus w czasach naszych p o­ wstaje.

W czasie Soboty W ielkanocnej je s t k ościół Grobu' św. areną ze wszech miar ciekaw ego w i­ dowiska. Ogień święty Greków grom adzi tłum y lu d z i, którzy wrzaskiem kilkugodzinnym p rofa­ nują te m iejsca święte. Dzień ten grozą p rz e j­ muje wszystkich. Patrzyłem na ten dziki szał, który ogarniał tłumy oczekujące ukazania się tak zwanego „św iętego ogn ia “ . Patryarcha grecki w chodzi do Grobu św. i podaje przez otwór ogień , rzekom o z nieba pochodzący. Co chwila wyskakuje jakiś krzykacz po nad głow y tłumu i w rzeszczy na całe g a rd ło : „oto dzień ra d o ­ ś ci...“ , a tłum wtóruje mu rytm icznie. Patryarcha grecki w pontyłikalnym stroju obchodzi w p ro- cesyi kaplicę Grobu i . .. tym razem Ormianie

(29)

szyzm atycy wywołali awanturę taką, że dopiero skoncentrowane wojsko tureckie potrafiło ład przyw rócić. Sygnały trąbek wojskowych rozległy się po k o ś c ie le , krzyk i wrzask nie do opi­ sania, w reszcie przyw rócono pewien ład i znów rozstaw iono szpalery w o js k a , ale ja k m ó­ wiono , patryarsze greckiem u strącono mitrę z głowy.

Stałem naprzeciw tego otworu, którym miał się w ydobyć ten ogień i w istocie ogień się ukazał. Ten je d n a k , który go pierw szy zapalił, został przez sześciu ludzi porwanym na ręce i p rzeleciał pom iędzy szpalerem wojska z sza­ loną szybkością. Następnie inni p oczęli chwytać pękami stoczków woskowych ogień i w dziesięć minut cały k ościół był pełen zapalonych p o ch o ­ dni. Ogniem tym poczęli sobie ludzi opalać twa­ rze i p ie r s i, kobiety rozpinały się i dotykały ogniem c ia ła , zdawało się , że zgoreje kościół, zdawało s ię , że K acapi z długiem i brodam i i włosami popalą się. Tym czasem ogień ten w krótce poczęto gasić i żadnego nieszczęścia nie było.

Ten kult ognia musi m ieć bardzo dawne pochodzenie i kto w i e , czy go do czasów P ro ­ meteusza odnieść nie wypadnie. Szyzm atycy przyznają mu własność oczyszczania i ta k , ja k

(30)

kąpiel w Jordanie, woda, grzechy zmywa, p od o­ bnie tym ogniem oczyszczenie następuje.

Grecy urządzają tę u roczystość na pam iątkę tego o gn ia, który po skończeniu świątyni S a lo­ monowej z nieba na ołtarz ofiarny zstąpił i był niejako sym bolem tego światła, które zajaśniało w Grobie Chrystusowym w chwili zm artwych­ wstania. Niktby więc nie czynił zarzutu Grekom, gdyby z godnością w zbudzać i ożyw iać ch cieli te religijne wspom nienia, ale sp osób , w ja k i to czy n ią, jest tak kuglarski i barbarzyń ski, że sprowadza zdziczenie tych m a s , którem i cały k ościół Grobu św. wypełniony, i wzbudza nie- Aviarę, bo trudno, by dzisiaj jeszcze wierzono, że A n ioł z nieba zlata w Sobotę W ielkanocną i ogień ów tajem niczy przynosi patryarsze albo jakiem u innemu popowi.

Tyle narzekań ze wszech stron wywołuje ta cerem on ia, jednakże za p a ł, dzikość i werwa, z jak ą się w ykon u je, roznam iętnia tak bardzo w ielkie masy, że nie m yślę, by rych ło do znie­ sienia tego zw zczaju przyjść miało.

Dla m alarza były to sceny nieporównanej niczem oryginalności. Te tysiące pochodni, ośw ietlające cały p rz y b y te k , te zfauatyzowane ob licza lu d z i, którzy ja k by w zachwycie palili sobie tw a rz e , piersi i ręce o g n ie m , te sylwetki

(31)

głów, w ychodzące na jasnem tle św ia tła, to wszystko było obrazem, ja k iego się nigdy więcej nie obaczy — obrazem , pełnych najfantastyczniej­ szych widziadeł. A chociaż patrzałem chciw ie, stojąc bezpiecznie na ołta rzu , to wszystko mi się snem być w ydało; i to morze płom ieni, które się zapaliły i nie spaliły k o ścio ła , i te fanaty­ zmem ożywione wyrazy twarzy.

W szystkie cerem onie Greków odznaczają się zresztą p o m p ą , w obec której nasze obrzędy są czem ś tak idealnie skrom nem , że przekonujesz się tutaj d o p ie r o , ja k głęboko odczutą i szla­ chetnie uzm ysłowioną je st wszelka form a kościoła łacińskiego, ja k piękną i wzniosłą je s t ta rów no­ waga form y i treści.

Mycie nóg u Greków odbywa się na placu przed kościołem Grobu. Na wysokim podyum siedzi w pontyfikalnym stroju patryarcha i kilku­ nastu popów w bogatych k ap ach , tłum y n ap eł­ niają d zied zin iec, wojsko utrzym uje czworobok, na drabinach i gzym sach stoją ciekaw i w ido­ w isk a , słońce ośw ietla jasne nakrycia kobiet i czerwone fezy żołnierzy, m igocą światła na b ron i, m igocą światła na złotych ornam entach kap. G w arno, barwno i w esoło na tym placu zamknionym ze wszech stron budynkam i o n a j­ różnorodniejszych sylwetach.

(32)

U przejm ości austryackiego konsula Ippena zaw dzięczam każdym razem dogodność m iejsca. W spólnie ze swoim kaw asem , w bogato h afto­ wanym stroju, torow ał mi wszędzie m iejsce, tak, że m ogłem rysow ać i notow ać wszystko z n aj­ odpow iedniejszego dla m alarza stanowiska.

(33)

III.

[Trzy światy. — Uroczystość Nebi Musa - El - Sakrah - El-Aksa. — Dziedziniec Meczetu Omara o zachodzie słońca.]

H f Jerozolim ie pow iedzian o: „W szystkie gra­ nice ziem skie będą się Tobie kłaniać — N arodo- wie z daleka przyjdą do Ciebie i dary przyn o­ szą c, będą się w Tobie kłaniać P anu, a ziemię Twoją za pośw ięconą m ieć b ę d ą “ . (T ob. 13). U czci tych słów proroczą siłę, ktokolw iek p rz y j­ rzy się kultom tych wszystkich m onoteistycznych wyznań, które w Jerozolim ie się koncentrują.

Ile różnorodnych wrażeń d ostarczył mi np. piąty kw ietnia! Po godzinie jedynastej posze­ dłem oglądać wielką pielgrzym kę muzułmanów do grobu M ojżesza , o trzeciej przebyłem drogę krzyżow ą z pielgrzym am i naszymi , a o piątej w idziałem żydów płaczących pod murami świą­ tyni Salom ona! Trzy różne światy, trzy różne epoki.

(34)

----Całe miasto wyszło niemal z murów, by oglą­ dać u roczystości Nebi Musa. Za murami p orozbi­ ja n o uamioty ju ż od bramy świętego Szczepana

począw szy, na dwu w zgórzach obok drogi. Tłum y różnobarwne zaległy jedną i drugą stronę Cedronu.

Około południa przybył do bogato w zorzy­ stego nam iotu gubernator Jerozolim y, a z nim basza wojskowy i sędzia najwyższy, staruszek ośm dziesięcioletni i wielu innych dygnitarzy. Zająłem z konzulem austryackiem m iejsce w tym nam iocie baszy i m ogłem ja k najdokładniej p rzyjrzeć się całej uroczystości. Szkicowałem w ięc , co tylko widziałem , a w tej p racy p rze ­ szkadzała mi bardzo gościn n ość w schodnia, bo ciągle mi podawano to papierosy, to lemoniadę, to czarną kawę.

P ochód wyszedł z bramy św. Szczepana przy w ystrzałach działow ych i p oczął się spuszczać ku dolinie wśród okrzyków tłu m u , przy dźw ię- kach muzyki w o jsk ow ej, m igocąc w słońcu ży- wemi barwami W schodu. Setki chorągwi pow ie­ wały szeleszcząc w powietrzu. Za wielką zieloną chorągw ią proroka je c h a ł Mufti na białym koniu. Cały ten pochód stanął przed namiotem baszy i tu wystąpił m ów ca, który błogosław ił idącym do grobu M ojżesza. W śród proroków wym ieniał często imię Chrystusa „Is s a “ .

(35)

takiego pochodu była do nieopisania, tym razem p rócz kilku tańczących i skaczących berberynów lub derwiszów, których p łeć ciem na błyszczała oblana p o te m , nie widziałem żadnych gw ałto­ wnych wybuchów nam iętności ludzkich. Toż ogień Greków, chociaż się odbywa wewnątrz k o­ ścioła — nie ja k ten pochód pod gołem nie­ bem — bez porównania Aviększej dzik ości był obrazem.

Trzy różne światy na jednym m iejscu , oto dzieje świątyni Salomona, dzisiejszej moszei tu­ r e c k ie j, haram esch-Scherif czyli E l-S a k ra h , nazwanej od skały, ponad którą ją zbudowano.

P rzed w ojną krymską pod karą śm ierci był chrześeianom wstęp wzbroniony, dzisiaj można za pośrednictw em konsulatów i odpowiednią opłatą uzyskać pozw olenie zwiedzenia m eczetu O mara.

B yłem w tern miłem położeniu , że rów no­ cześnie z arcyksiężną Stefanią zwiedzałem E l- Sakrah. Od w ejścia przez jed n ą z siedmiu bram, które z m iasta na plac świątyni y>rowadzą, to ­ w arzyszył nam ja k iś dygnitarz turecki. Nie pa­ miętam, bym coś bardziej m alowniczego widział, chyba może piazetta w W en ecyi — ja k ten plac zdobny w spaniałą budową m eczetu , ja k oteż

(36)

irmemi kopułam i, studniami, arkadami, filarami i schodam i marmurowemi, wśród których sylwe- tują się przepysznie ciemne cyprysy i platany.

Co chwila z ust się nam wyrywały zachwyty nad pięknem linii sylwet, a arcyksiężna zrobiła kilka zdjęć fotograficznych, ch cąc należycie w y­ zyskać swoje odwiedziny w tern zaczarowanem m iejscu, które robiło wrażenie jak ichś bajecznych opowiadań z tysiąca i jed n ej nocy.

Zanim przestąpiliśm y próg samej świątyni, w łożono nam na nogi pantofle pod kopułą łań cu ­ chow ą Mehkemet Datki.

Zaraz przy wejściu pewna tajem niczość ogarnia widza, bo w szedłszy z jasnego słońcem ośw ietlonego p la cu , zdaje ci się ciemnym ten przybytek , a mimo to grają ju ż barwy k oloro­ wych szyb i złocenia m ozaikowe. Im dłużej oko patrzy na ściany tego ośm ioboku, wykładane fajansam i i marmurami, wśród których niebieski i biały kolor przew aża, tem więcej wynajduje oryginalnych szczegółów . Na ośmiu łuk ach i szesnastu marmurowych kolum nach spoczyw a sklepienie średnicy pięćdziesiąt trzy metrów m ające. Kolumny są różnobarwnym i m onolitami, niejednostajnej wysokości i g ru b o ści, praw do­ podobnie p och odzące z dawniejszych budowli, a m oże nawet ze świątyni Hadriana.

(37)

W samym środku tego przybytku jest skała, m ająca przeszło dwieście m etrów kwadratowych rozm iaru , otoczon a drewnianą ornamentowaną balustradą. Po nad tym kamieniem rozpina się kopuła wspaniała, na której złoconem tle grona i kłosy rysują się w fantastycznych liniach.

W obec przepychu otaczającego tę nagą skałę nabiera ona wielkiego znaczenia i robi uroczyste wrażenie. Na tym kamieniu ofiarował Abraham Iz a a k a , na nim Dawid wzniósł o łta r z , na nim * ustanowił Salomon arkę p rzym ierza, ona jest jedyn ą p ozostałością tego snnctissimum starego zakonu.

Ż al c i , kiedy patrzysz na tę surową p rze­ strzeń kamienia, że Golgota nie pozostała w ta­ kim stanie. Co za urok wyw ierałyby te m iejsca święte, gdyby były m ogły pozostać w stanie natu­ ralnym ! N iestety, musiano je zabudow ać, już choćby dla t e g o , by je przed znieważeniem chronić.

Mahometanie przywiązują do tego kamienia przeróżn e opow ieści. I tak opowiadają, że kiedy prorok dosiadł niebieskiego konia „B u ra k “ i na nim do nieba u le c ia ł, podniosła się z nim ta skała. W ów czas zesłał B óg archanioła Gabryela, który potężną dłonią ją powstrzym ał i do dziś dnia pokazują odcisk ręki G abryela, a nawet

(38)

twierdzą, że skała ta wisi w powietrzu. P od nią w krypcie pokazują m iejsca m odlitwy Dawida, Salomona, Abraham a i Eliasza. M achom ed kiedy tu się ro z m o d lił, to w ekstazie uniósł się do góry. W ów czas się skała poddała i pokazują odcisk je g o turbanu.

Różne inne osobliw ości pokazują jeszcze muzułmanie w tym p rzybytku : włosy z brody M ahom eda, odciski stóp w marmurowej płycie i chorągiew proroka. Ale wszystkie te szczegóły przeskoczyłyby rozm iary naszych szkiców.

Zw rócim y się zatem jeszcze tylko do me­ czetu „E l A k sa “ , który na tym samym d zie­ dzińcu świątyni się znajduje i b ył bazyliką przez Justyniana I. ku czci Panny N ajświętszej posta­ wioną a przez' Omara służbie Allaha przezna­ czoną. B azylika ta ma siedm naw i kopułę trzy ­ maną przez cztery p ilastry, przypom inającą to kopułę św. M a rk a , to m eczet Zofii w Konstan­ tynopolu. Co mnie zad ziw iało, to drewniane ankry, które pom iędzy kolumnami się zn ajdo­ w ały i łuki z sobą łączyły.

Na pięknie rzeźbionej ambonie pokazują m uzułmanie znak stopy Chrystusa.

O podal znów stoją dwie kolumny blisko sie­ bie, tak zwane słupy p ró b y , pom iędzy którem i muzułmanom przeciskać się trzeba, by dojść do

(39)

nieba. Już w m eczecie Om ara, w starym Kairo, w idziałem taką parę kolumn. Usilne starania wielu doprow adziły ju ż do tego, że kilka centy­ m etrów starto z tych słupów i tern samem u ła­ twiono przecież w ejście do nieba. Obecnie za­ kratowano to p rz e jś cie , z czego wnosić można, że Muzułm anie zdecydow ali się na inną drogę, prow adzącą do nieba.

Kiedy obok widzisz kolosalną salę z ostro- łukowem i sklepieniami i s ły s z y s z , że to była zbrojow nia Tem plaryuszów, którym na wyłączne posiadanie oddaną zosta ła , a dalej dowiadujesz się, że ten biały m eczet dla kobiet obecnie p rze­ znaczony, to znowu czujesz zbieg różnych św ia­ tów i różnych epok na tym m iejscu, chaotycznie z sobą powiązanych.

Zam yślony wracasz na wielki dziedziniec ś w ią ty n i, oko twoje nęcą czarujące sylwety bu­ dynków i cy p ry s ó w , a oto obecnie żar zach o­ dzącego słońca poczyna m alować i tak ju ż bar­ wne ściany, rzu cać błyski złote na fajansy i szyby okien, czerw ienić kopuły i lekkie arkady. I ota­ cza cię urokiem barw natura i widzisz ja k ona wiecznie n iezm ien n a , te same żary, te same ś w ia tła , ja k za czasów Salom ona na świątynię zlew ała i zdaje ci się, że ta niezmienna natura niw eczy oddalenia czasów, spokojna w swoim

*

(40)

m a jesta cie, przechodzi po nad tem , co ludzkie i zmienne i widzisz naprzeciw złoconą słońcem Górę Oliwną, a na niej m igocący blaskiem krzyż klasztoru K arm elitanek „O jcze n asz“ i zdaje ci się, jak by na tem m iejscu to O jcze nasz wczoraj, dopiero wymówionem z o s t a ło !

(41)

IV.

[Wieża Dawidowa. — Coenaculum. — Nekropola pamiątek za murami miasta. — Grota Jeremiasza. — Groby królów. — Dolina Jozafata. — Kościół Wniebowzięcia Matki Boskiej. — Grota trwogi. — Ogród Gethsemani. — Cerkiew na Górze Oliwnej. — Ślad stopy Chrystusowej. — Widok z Góry Oliwnej. — Ojcze nasz. — Grobowce Absalona, Jakóba i Zacharjasza. — Wieś Siłoah. — Trędowaci. — Szczęście i nieszczęście ludzkie. — Góra złej Rady i góra Złości. —

Mury Jerozolimy i historya kamieni.]

ff^ a p rz e ciw bramy Jaffy wznoszą się k olo­ salne w ie ż y c e , dzisiejszą cytadelę stanowiące, a które wzniesione je sz cz e przez Jebuzytów, b yły niezdobytą tw ierdzą starożytnej Jerozolim y. Jedna wieża zowie się Dawidowa i często w p i­ śmie świętem je s t wym ienianą, inne wzniesione przez H eroda W ielk iego dla w zm ocnienia tego strategicznie ważnego m iejsca n azw a n e: H ippi- k u s , Phasael i Marianie zacliow ały się do na­ szych czasów, albowiem Tytus przy zdobyciu

(42)

Jerozolim y zakazał je b u rz y ć, by dać przyszłym pokoleniom świadectwo w aleczności Rzymian, którzy tak silnie obwarowane miasto zdobyć potrafili. W ieże te otoczone głębokim rowem, podm urowane szeroką warstwą pod czterdziestym piątym kątem , zasiewają olbrzym ie kamienie od jedn ego do czterech metrów długości.

Górna część w ieży Dawidowej je s t ju ż z p ó ­ źniejszej epoki i ma na północnej stronie okno zwane oratorium D a w id a , z którego ten król patrzał na piękną B ethsabę, a później poku­ tując za swoje grzeszne czyny, tutaj psalm y swoje śpiewał. W idok z tej wieży obejm uje całe miasto. Opodal w idzi się sadzawkę obudowaną dom am i, które się w niej odźw ierciadlają i k o­ pułę kościoła Grobu św iętego, na w schód Górę Oliw ną, a na południe piękne ogrody orm iań­ skiego klasztoru. Tu był dom Anasza, do którego najpierw prow adzono Chrystusa Pana po p o j­ maniu w Gethsemani.

Opuściw szy cy tad elę, poszedłem na górę S yonu, ażeby zw iedzić Coenaculuni, m iejsce W ieczerzy Pańskiej. U w ejścia zastaliśm y stra­ szną a w an tu rę, którą stróże tego przybytku w ypraw ili, u jadając się m iędzy sobą o p odział bakszyszów, które tam zawsze każdy w ch odzący p ła cić je s t obowiązany. Dziwnym zbiegiem

(43)

o k o lic z n o ś c i, nas od opłaty owej u w olnion o, bo żołnierz turecki ośw iadczył nam , że nic nie za­ płacim y w skutek tej kłótni, jaka pow stała i tak m oże od dawien dawna byliśm y p ie r w s i, którzy bez opłaty do Coenaculum weszli.

Bolesnem być musi dla każdego clirześcia- nina, że tu, gdzie niejako pierwsza Msza św. od ­ prawioną została, gdzie się największe tajemnice w iary spełn iły i Sakrament Ołtarza ustanowionym z o sta ł, kiedy Zbaw iciel pod postaciam i chleba i wina Ciało i Krew swoją Apostołom p o d a ł, że tu, gdzie po Zmartwychwstaniu Chrystusa Duch święty na A postołów zstąpił i Piotr swoją wielką misyę nawracania narodów rozp oczą ł — że tu niem a ołtarza, niem a kościoła, a nawet do sali, w której Chrystus w W ielki Czwartek uczniom mył n o g i, chrześcianin nie ma przystępu.

A przecież m iejsca te należały do chrześcian i już w czwartym wieku mówiono „o kościele na S yon ie“ , a w wieku św. H eleny stał „k o śció ł A p ostołów “ na m iejscu zstąpienia Ducha świę­ tego. W XIV. wieku osiedli Franciszkanie na Syonie i dzisiejsza budowa od nich pochodzi. Superior Franciszkanów do dziś dnia ma tytuł „ Gwardyana Syon u “ .

Grób Dawida je s t bardzo wątpliwy i praw do­ podobnie powyżej źródła Syloe szukać go należy.

(44)

Na pierwszem piętrze jest sala W ieczerzy P a ń sk ie j, stanowiąca część daw niejszego ko­ ścioła z ostrołukam i i pilastram i w murze, pochodzącem i z XIV. wieku.

W yszedłszy, doszliśm y do bramy Syouu B a b e n -N e b i Daud — potem różnem i uliczkam i d zieln icy żydowskiej przedostaliśm y się na obszerny p la c, a następnie z terasy jednego, wysoko położonego domu żydowskiego p atrzy­ liśm y na p rzeciw ległe w zgórza H a k eld a m a , dolinę Gihon. D aleko aż do gór Moab po dru­ giej stronie Jordanu sięgała ta wspaniała pa­ norama.

W murach m iasta, ż y cie , rucli — za mu- rami nekropola p am iątek: groby i cm entarze, skaliste parowy, zasłane gruzami dawnych mu­ rów, baszt i w ieżyc w arow nych, w yschłe lub w pół zasypane stawy i w od ociąg i, ale tradycya i podania um ieją nazwać każdy kamień i dla tego chrześcianin obch odzący Jerozolim ę ze ­ wnątrz murów może najsilniejszych doznaje wrażeń. W różnych porach dnia i nocy ob ch o­ dziłem te mury i chciałbym czytelnikow i dać obraz żywy tych m iejsc śm ierci i grobów .

Kiedy w dzień słoueczuy, wiosenny w yj­ dziesz bramą D am aszku, to zdaje ci się, że widzisz czasy G otfryda z Bouillonu i p atrząc

(45)

na te poszczerbione mury, czytasz w nich dzieje wojen krzyżowych.

Ta strona miasta najbardziej była wysta­ wiona na pociski o b lę g a ją cy ch , bo ona łą czy ła się ze wzgórzem Beretha i G a re b , na którem dziś nowa część europejskiej Jerozolim y jest zabudowana. Inue strony miasta były n ieprzy­ stępne, bo otoczone głębokiem i dolinami Joza­ fata, Hiunom i Cedronu.

P rzeszedłszy przed bramą Dam asceńską ten p la c, na którym się zawsze m ieszczą to kara­ wany w ielbłądów z B eduinam i, to trzody owiec z pasterzam i i porozbijane nam ioty koczow niczych plem ion , widzim y po prawej stronie w zgórze, w którem się grota Jerem iasza znajduje. D zi­ siaj je s t to w zgórze cm entarzem muzułmańskim, a nawet w grocie samej m ieszczą się groby kilku świętych Islam u, zwanych Santosami.

W tej kolosalnej grocie, otworem do miasta zw róconej, prorok Jerem iasz treny swoje śpiewał.

D alej ku prawej stronie znajdują się groby królów, nazwane tak niew łaściw ie m o ż e , bo ba­ dania wykazały, że b ył to grób H eleny z A diabene (w K u rd ysta n ie), która w 50 lat po Chrystusie wiarę żydowską przyjęła. Pan de Sauley znalazł tam urny z p o p io ła m i, sarkofag i napisy ży­ dowskie. Grób królowej H eleny jest w skale

(46)

kuty, po 25 stopniach schodzi się do przedsionka, potem do westybulu, który jest bardzo pięknym fryzem ozdobiony, a na nim w idać je szcze rzeźbione winne grona, symbol kraju obiecanego, gałęzie palm owe, dzbany, tarcze i tryglify.

W ejście do samego grobu ma tylko p ół w ysokości człow ieka i było zamykane okrągłym k am ien iem , który teraz na boku położony. Po trzech stopniach schodzi się do tylnej kom órki, w której się trzy nyże grobow e znajdują i w j e ­ dnej z nich znalazł pan Sauley ów sarkofag z kobiecym szkieletem . Chodzi się je sz cz e po różnych zakamarkach i inne je sz cz e nyże się w id z i, ale już tu przyznać się muszę szczerze, że zawsze z pewnym wstrętem wchodzę do podziem i. W całej pełni jestem wyznawcą Szyllerow skiego „es begehre der Mensch nie

zu schauen, was die Gaf ter bedeckten mit

Nacht und Grauen11. I istotnie je sz cz e nigdy

pod ziemią nie w idziałem cz e g o ś, cob y mnie z a ch w y ciło , ani groby M arietty w Sakorze e g ip sk ie j, ani groby Apisów, ani żadne inne „podziem ne cu d a “ nie zachw ycały m n ie , nie w yjm ując nawet W ieliczki.

Zdaje mi się zaw sze, że kiedy człow iek co pięknego ma do stw orzenia, to Avyniesie to na ten piękny boży św iat, na sło ń ce , a nie będzie

(47)

się z tern chował pod ziem ię. Zawsze pod zie­ mią doznawałem rozczarow ania i przygnębienia, a kiedy się z jakichkolw iek ciem ności w ydo­ byłem , to się cieszyłem każdą tra w k ą , każdym k w ia tem , a nawet piasek pustyni był mi m il­ szym od podziem nych hieroglifów.

Z tego względu i z grobam i sędziów szybko się załatwię. Praw dopodobnie chowano tam członków Sanhedrynu. Są one również w skałach kute i u w ejścia pięknem i gzym sami zdob ion e, ale m oże tam nigdy „sędziów Iz ra e la “ nie chowano, ponieważ w „grobach o jc ó w “ składano zwłoki sędziów każdego szczepu. N iedaleko tych grobów rozpoczyna się dolina Jozafata, którą zamykają ze Avschodu Góra Oliwna i Góra Z łości, od p ó ł­ nocy Góra S copus, od południa dolina Hinnom, a od zachodu miasto t. z. Góra M orriali, Ofel i Beretha. Oto dolina łez.

Ona była świadkiem cierpień Chrystusa Pana, w niej ogród Gethsemani. W niej męczeństwo św. Szczepana i tysiące grobów proroków i mę­ czenników ; w niej pełno podań i przepow iedni n apełniających duszę ludzką trwogą i p rzera ­ żeniem aż do dnia sądnego. Podanie to o końcu świata wpływa na naszą wyobraźnię i zwykliśmy w obszernych rozm iarach przedstaw iać sobie tę dolinę Jozafata. Tym czasem długość jej zaledwie

(48)

ćw ierć mili wynosi, a szerokość ledwie dw ieście kroków. Podobną jest raczej do jaru zasłanego białem i kamieniami i skałam i, a jest łożyskiem wyschniętej rzeki Cedronu.

W yszedłszy z miasta bramą św. Szczepana, tak nazwaną od m ie jsca , w którem ten święty Diakon przez wysoką radę skazany i ukam ieno­ wany z o sta ł, trzeba p rzejść jed yn y most m uro­ wany, jaki przez łożysko Cedronu zbudowano, by po lewej ręce u jrzeć front rom ańskiego k o­ ścioła pod wezw. „W n iebow zięcia Matki B osk iej“ . Jest to k o śció ł p odziem n y; po 48 stopniach sch o­ dzi się do w łaściw ego przybytku. Po prawej stro­ nie w skale wykuta kaplica zawiera ołtarz z gro­ b em , w którym Najświętsza Panna dni kilka spoczyw ała. K iedy w ejdziesz, w pierwszej chwili nie widzisz nic, tak tu ciem n o; dopiero zwolna rozpoznajesz najpierw po lewej ręce cysternę, w której bardzo dobra woda się znajduje, a p ó­ źniej dopiero oko szukające w ciem nościach wi­ dzi światła barwnych lam p , palących się przed grobem Maryi. Ściany obwieszone starem i dywa­ nami i te barwne, m igocące światła, tajem niczy temu m iejscu nadają urok. Dziś są szyzm atycy w posiadaniu tego sanktuaryum.

Tem i samemi schodam i opuszczasz k ościół i w chodzisz kilkanaście kroków po lewej ręce do

(49)

groty śm iertelnej trwogi Zbaw iciela. Grota ta zachowana w stanie zupełnie naturalnym, należy do 0 0 . Franciszkanów i oświetlona jest z góry małym otworem. Nie będę słów szukał na op i­ sanie wrażenia, uczuć i myśli, jakie tu w duszy chrześcianina budzą wspomnienia cierpień Chry­ stusowych.

Stąd w kilka minut zaszedłem do ogrodu Gethsemani, który dzisiaj je st ogrodem kwiatów, pięknie utrzymanych, a wśród nich znajduje się ośm drzew oliwnych — ośm cennych relikw ij. Pod temi zapewne drzewami Chrystus o d p o czy ­ wał nieraz i rozm aw iał z u czn iam i; z pośród tych drzew b ył zapewne pojmany, kiedy go uczniow ie opuścili. Starożytność tych drzew nie ulega w ątpliw ości z tego w zględu , że drzewo oliwne je s t omal n ieśm ierteln e, bo z pnia się odradza. Są one całkiem wydrążone i wewnątrz spruclm iałe, aby zaś wiatr ich złam ać nie m ógł, napełniono je i obłożono kam ieniami. D ochodzą one do ośmiu metrów objętości i robią wrażenie skał wśród tego ogrodu. W dzień jasny, słon e­ czny, wśród starannie utrzymanych grządek, zasłanych różnobarwnem kwieciem, trudno o na­ strój odpowiedni bolesnym w spom nieniom ; p o ­ goda natury ma przewagę nad oddalonem i d zie­ ja m i, a ogrodnik 0 0 . Franciszkanów, który ci

(50)

----w ręcza k----wiaty ś----wieżo zer----w a n e, gotó----w ci t----woje sentymenta oblać koneweczką wody ta k , ja k te kwiaty oblewa. Pogodna natura ma tyle zdrowia w sobie, że nawet cm entarze rozwesela i znałem lu d z i, którym cm entarz służył za cel przecha­ dzki i bynajm niej smutkiem nie zap rószał ich umysłu.

Obok a raczej po nad ogrodem Gethsemani postawili Rosyanie kolosalną, cerkiew. Zaszedłem tam, by zobaczyć obraz W ereszczagina ( ? ) ; mam jednak najsilniejsze przekonan ie, że obraz ten, przedstaw iający niew iasty święte do grobu idące, którym anioł Zm artwychwstanie Chrystusa op o­ w iada , nie jest pędzla tego m a la rz a , osław io­ nego właśnie przez niereligijne przedstawianie scen z pisma świętego. W ątpliw ości m oje w ypo­ wiedziałem temu, który w tej cerkwi oprowadza i objaśnia (?) p o d r ó ż n y ch ; zapewnienia jego nie zdołały mnie jednak p r z e k o n a ć : jegom ość ów rozgad ał się płynną francuzczyzną o dobroci carów i zapew n iał, że c a r , gdyby c h c ia ł, toby zajął 1 B erlin i P a r y ż , ale nic carowi na tern nie zależy, cara bowiem uwaga wytężona jedyn ie na Ziem ię świętą i dla je j zdobycia ju ż tyle krwi p rz e la ł, że ona na zdobycie E uropy byłaby w y­ starczyła. M ówił to tak p ły n n ie , że widocznem b y ł o , iż co dnia te same frazesy wszystkim

(51)

pątnikom recytuje. Szczęściem byłem w tow arzy­ stwie N iem ców, bo Polaka posądzonoby o p rze­ sadę i m ożeby nie wierzono, że takie kom entarze otrzym ują pątnicy na G órze Oliwnej. Ku rozw e­ seleniu wszystkich, opow iadaliśm y dnia tego przy obiedzie w hospicium o krwi przelanej dla Ziem i świętej przez R osyan , nie m ogliśm y jedn ak w żaden sposób podobnej krucyaty odnaleść, a jen o przyszła nam na pam ięć krew 0 0 . Fran­ ciszkanów, niedawno przelana w B etlehem i różne inne zaborcze zachcianki popów, którzy przed żadnym środkiem się nie w zd ryg ają, by w ejść w posiadanie m iejsc świętych. W szędzie polityka, nawet na Górze Oliwnej p o lity k a !

Na szczycie góry jest m ie js c e , z którego Chrystus do nieba w stą p ił; w m iejscu dawnego k ościoła św. H eleny stoi tu m ały m eczet ośm io­ kątny, w którym się znajduje kamień z śladem stopy Chrystusowej. W idoczn ie je s t on. w w iel- kiem u Turków poważaniu, bo nasz m łody p rze ­ wodnik Muzułmanin ucałow ał go zć pietyzm em . W dzień W niebow stąpienia Pańskiego ob ch o ­ dzą tutaj 0 0 . Franciszkanie solenne nabożeń­ stw o; ściany tego m ałego m eczetu obw ieszają dyw an am i, ustawiają dwa o łt a r z e , do południa czytają Msze ś w ., poczem z procesyą wychodzą aż do m iejsca „Y iri G a lila ei“ .

(52)

Panoram a z tego m iejsca jest wspaniała, ale trzeba wyjść na minaret obok stojący, by ją z lepszego jeszcze oglądać stanowiska. P rze- demną na zachód dolina Jozafata zasłana grob o­ w cam i, mury Jerozolim y z bramą z ło tą , m eczet Omara wraz z całym d zie d ziń ce m , ponad m ia­ stem dalej góry Judei, więcej ku półn ocy n iebie­ ski szczyt Nebi Samuel i góry E fraim skie, ku p o łu d n io w i, ja k nić z ło t a , droga do Betlehem w iod ą ca , klasztor E lia sza , z p ośród gajów o li­ wnych się w yłan iający, dolina R a p h a im , Góra złej R ad y, dolina Hinnom i kamieniste pole H ak eld a m a , na południe Góra Z ło ś c i , a po za nią Góra Franków, sylwetująca się szczerbato, — a ponad wszystko najbardziej czaru jący wschód, bo tu dolinaGordanu, M orze martwe, a po za niem góry Moab. Tu wzrok najdalej sięga, a gra barw ma jak iś urok m istycyzm u. W idzisz p ła szczy­ zny i drogi schodzące w dół, a w dole, jak by nić srebrna, wije się rzeka Jordanu, a po za nią, jak by inny świat, w yrastają ku górze fioletowe szczyty. To wszystko, choć tak dalekie, zdaje się tak b li­ skie , ja k b y na od ległość strzału oddalone i w i­ dzisz prawie ja k w wodach Martwego morza odźw ierciadlają się w ybrzeża i otaczające je góry.

Kilkakrotnie w różnych porach dnia napa­ wałem oko tym widokiem i przekonałem się, że

(53)

jedynie nadzwyczajna przejrzystość pow ietrza sprawia ten czaru jący u rok , bo znosi oddalenia i wydobywa przez to tysiące odcieni bardzo su b ­ telnych barw, których przejścia z jednej w drugą są prawie niepochwytne i m ają dla oka ten urok, ja k i dla ucha sprawia bogata instrum entacya wielkiej orkiestry.

Góra Oliwna ma historyę kilku tysięcy lat, a jedn ak nie w ie m , czy zaszła na niej większej d oniosłości spraw a, ja k wymówienie kilkudzie­ sięciu wyrazów m odlitwy, która ludzkości nowy stosunek m iędzy Bogiem a człow iekiem zakre­ śliła.

R zu cił Chrystus tych kilkadziesiąt słów, jak rolnik ziarno w ziemię rzu ca , a kilkunastu uczniów rozniosło je po świecie całym — i je ś li dzisiaj „O jcz e N asz“ wypisane w 32 język ach na ścianach klasztoru K arm elitan ek , głębokie na nas sprawia w rażen ie, to czem że są one w obec wszystkich język ów globu, w których c o ­ dziennie do nieba ta modlitwa się wznosi.

K lasztor postawiony tutaj przez księżnę de la Tour d’Auvergue w roku 1869, znaczy to m ie jsce , w którem Chrystus przed blisko dwoma tysiącam i lat w język u ojczystym na Górze Oliwnej wymówił „O jcze N asz“ , a które zdało mi się ziarnem drzewa rozłożystego, wrzuconem

4

(54)

w ziem ię, a rozk ład ającego dzisiaj konary swoje ponad całym globem . Szczęśliw y te n , który w cieniu tych konarów wiedzie swój żywot, a nie wychyla głowy na skwar palący. Ternu ziem ia daje „p o k ó j“ a tamtym „o g ie ń “ .

K iedy się dobijałem do ja k iejś bocznej furty tego k la s zto ru , nie znając je szcze w łaściw ego w e jścia , otwarła mi ją zakonnica murzynka, czysto afrykański typ z Sudanu. B yła tak u p rzej­ ma, podając mi wino z w od ą, tak inteligentna, m ówiąc piękną fra n cu zczyzn ą , tak pełną wdzięku przez swoje m iłe o b e jś cie , że zupełnie nie d o­ znawałem w rażenia bezw zględnie o b c e j, a nam E uropejczykom często wstrętnej rasy, ale czułem prawdziwą rodzinną sympatyę względem tej czarnej Siostry, którą w łaśnie to „O jcze N asz“ do jed n ej wielkiej rodziny w łączyło.

Z p ośród tysięcy grobów, przykrytych b ia ­ łym i k am ien iam i, podobnych do b iałych grządek wśród zielonych traw, wznosi się w dolinie J o­

zafata pom nik, grobem A bsalona zwany, wykuty ze skały żywej. Jest to sześcian , którego każdy bok 6 metrów s z e r o k i, ozdobiony je st jońskim i p ła sk osłu p am i, z w ieżycą podobną kształtem do butelki i otoczony rumowiskiem i kamieniami, które r o d z ic e , p rzech odząc z d z ie ćm i, podnoszą i ciskają na pom nik na znak wzgardy dla

(55)

A bsalon a, by dzieciom należycie w poić czwarte przykazanie.

Obok grobu Absalona stoi grobow iec Jakóba m łodszego, pierw szego biskupa Jerozolim y, który na rozkaz H eroda z dachu świątyni strąconym został i śm ierć męczeńską poniósł. D oryckie słupy i fryz z tryglifam i zdobią ten pomnik, jak oteż obok stojącą piram idę Zacharyasza przez żydów zam ordowanego.

Te kilka tysięcy lat liczą ce grobow ce p oza ­ rastały chwastem i trawami, które się pom iędzy szczelinam i kamieni usadowiły, zatarły już w szel­ kie napisy i rzeźby, jak ich się jeszcze tu i owdzie dom yślać można.

Na stoku tego w zg ó rza , jak by gniazda do skał p rz y cze p io n e , pow stały domy, kute z ka­ mienia, tw orzące wieś zwaną Siloah. Konstrukcya tych domów jest tak odw ieczną i prymitywną, że z całą pew nością przyjąć można istnienie tych mieszkań od czasów Chrystusa. Z tego względu z żywem zajęciem przyglądałem się wszystkiem u i przekonałem s ię , że bardzo wiele grobow ców zam ieniono na m ieszkania i stajnie. Am fiteatralnie piętrzy się cała ta wieś ku górze i je st zam ieszkałą przez muzułmanów, którzy żyją z roli i chowu owiec, ale zdaje s i ę , że i rabunek nie je s t im rzeczą obcą.

*

(56)

Opodal tej wsi stoi wielki budynek p rze­ znaczony na mieszkanie dla trędowatych. Stra­ sznym je s t los tych nieszczęśliw ych, ale zarazem nie można bez wstrętu p rzejść obok grupy tych lu d z i, którym brak rąk lub palców, nosów lub o cz u , a przytem różne n arośla, szpecąc ciało chorych i p rzek szta łcając form y ludzkie, czynią z nich straszne, monstrualne potwory. L iczba ich w Jerozolim ie nie wynosi obecnie więcej nad. czterdzieści o s ó b , ale mimo to bardzo często spotyka się z nimi każdy czy w dolinie Cedronu czy na drodze do Jaffy.

Nie zapomnę nigdy wrażenia, ja k ie na mnie spraw ił widok kaleki w puszczy Sakary. W dzień, upalny jech aliśm y konno przez pustynię piasku ku piram idzie schodow ej. Cieszyłem się wielce tern cie p łe m , tern n ie b e m , wiatrem i piaskiem . Nagle zaczął ku mnie na rękach p odrzu cać się- czło w ie k , którego pokręcone uogi b yły tylko, jakim iś nieforem nie koszlawymi kształtam i ciała i głosem ochrypłym p rosił o jałm użnę. W szyscy tow arzyszy moi odczuli je g o p ołożen ie i każdy rzu cił mu pieniądz, ale ja d ą c dalej nie m ogłem się uspokoić. Obraz tego k alek i, w ijącego się w śród m orza piasku, stał mi przed oczym a i myśl zw róciła się do Boga, który w pustyni, zda się, je s t b lisk o, bezpośrednio prawie i począłem :

(57)

rozrzew niony dziękow ać za te ła s k i, jak ie zlał na mnie i uczułem m nogość tych skarbów, jakim i B óg mnie o b sy p a ł, porów nując się ciągle z tym n ieszczęśliw ym , żyjącym w pustyni i w y­ czekującym jałm użny od karawany, która cz a ­ sami przem knie się przez te piaski. Począłem potem dalej snuć myśli z tego spotkania i w i­ działem ja k wielu żyje w najnieszczęśliw szych warunkach w m ie ś c ie , a te w ystarczyłyby im, by byli szczęśliw ym i w puszczy, lub wśród ja ­ kiejś okolicy d zilciej, a pogodnej urokiem słońca, a szczęśliw ej wonią kwiatów i pól. I w idziałem , ja k ludzie są nieszczęśliw i tern najbardziej, że w alczą ciągle w śród tych samych stosunków, w śród tego samego otoczenia, w alczą ciągle o te same rozp oczęte kwestye a tym czasem , gdyby m ieli e n e rg ię , zerw ać zupełnie z tern, do czego p rzyw ykli, gdyby m ieli energię do rozp oczęcia zupełnie nowego życia wśród zupełnie różnych warunków, toby życie dla nich nowego nabrało uroku. Świat szerok i, świat boży wszystkich je s z cz e pom ieścić z d o ła , a dla serc złam anych b o le ś c ią , dla serc zwątpieniem oga rn iętych , dla zrozp aczon y ch , znajdą się wśród tego szerokiego świata leki. Ptaki w p o lu , kwiaty na łąkach dadzą ci szkołę życia i zrozum iesz, co Chrystus m ów ił o liliach białych i pojm iesz

(58)

dlaczego w róbel z dachu nie spadnie bez woli bożej. Chcesz wynieść cało duszę tw oją z tych tysiącznych matni i w alk , to zdobądź się na porzucenie otoczenia t w e g o ; z oddali, z pogodą przyjrzesz się o b ra zow i, którego nie jesteś w stanie objąć s p o jrz e n ie m , mając nos przy płótnie. A je śli ci ju ż bardzo źle na św iecie, to wspomnij tego żebraka k a le k ę , który pogięty na rozpalonym piasku się cz o łg a , wspomnij go i śpiewaj hymn pochwalny Panu i zw róć się ku Niemu jako kwiat ku słońcu.

Smutniejszą od pustyni je s t ta okolica gro­ bów, ponad którą „G óra złej R a d y “ i „G óra Z ło ś c i“ się rozłożyły. Tutaj ja k by się każdy obraz p rzeszłości w ysilił na t o , by dać karm najsm utniejszym u czu ciom , tutaj p rzeszłość i te ­ raźn iejszość odkryw ają złość ludzką w całej p e łn i, a krwawe pole „H ak eldam a“ przekazuje wszystkim przyszłym pokoleniom haniebną zdradę Judasza.

K iedy się je sz cz e rozważy, że nazwa tej d olin y, która rozd ziela „G órę złej R a d y “ od Jerozolim y, je s t „H innom “ czyli „G eh en n a“ , co znaczy p ie k ło , że tutaj M olochow i ofiary w d zie­ ciach palili r o d z ic e , a nawet k ról Manasus sam syna swego ofiarow ał, kiedy się wspomni, że „G ó ra Z ło ś c i“ tak nazwana od czasów Salamona,

Cytaty

Powiązane dokumenty

Celem tego święta jest pogłębienia wartości, jakie niosą polskie barwy.. Sejm RP ogłosił rok 2021 rokiem Konstytucji 3 Maja, gdyż obchodzona będzie 230

Szczególnie dziękuję władzom Instytutu Stu- diów  Międzynarodowych oraz Wydziału Nauk Społecznych Uniwersytetu Wrocławskiego.. Za inspirację i nieodzowną pomoc

Wiadomo, są takie fundacje, które zajmują się dziećmi chorymi na raka, ale co z tymi, którzy nie mogli na przykład wybrać sobie rodziny, w której przyszło im się

Do tych pradawnych świąt włączyła się później kościelna bożonarodzeniowa tradycja i tak narodziły się zupełnie nowe zwyczaje i chociaż minęło już wiele lat, nadal obecne

Jeżeli obecną epokę nazwiemy antropocenem, to pilne staje się upowszechnianie wiedzy o wpły- wie ludzkiej cywilizacji na środowisko i troska o przyszłość planety, co

Nie wiemy jak pozytywne emocje nimi targały, gdy się dowiedziały o męskim przedsięwzięciu, ale faktem jest, iż 10 lipca 2012 roku znalazły się na szlaku Camino de Santiago.. I

Ponieważ śladów takich nie było pod zabudowaniami innych skrzydeł, choć stwierdzono tam zachowane warstwy z okresu wznoszenia rom ańskiego opactwa i relikty

Na przełomie grudnia i stycznia mieszkańcy Dziećkowic będą mogli się podłączyć do kanalizacji.. Cena za odprow adzenie ścieków do miejskiej kanalizacji ma być