• Nie Znaleziono Wyników

"Besserwisser" za katedrą, czyli o funkcjach prowokacji w poetyce felietonu

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share ""Besserwisser" za katedrą, czyli o funkcjach prowokacji w poetyce felietonu"

Copied!
10
0
0

Pełen tekst

(1)

Joanna Szydłowska

"Besserwisser" za katedrą, czyli o

funkcjach prowokacji w poetyce

felietonu

Napis. Pismo poświęcone literaturze okolicznościowej i użytkowej 10, 271-279

(2)

Joanna Szydłowska

Besserwisser za katedrą, czyli o funkcjach

prowokacji w poetyce felietonu

T

eza o prowokacyjnym ex definitione charakterze tekstów felietonowych jest oczywiście daleka od oryginalności. W tym miejscu skoncentrujem y się na wyeksplikow aniu poten­ cjalnych tunkcji poetyki prowokacji w tekstach felietonowych. M ateriałem analitycznym bę­ dą felietony spółki autorskiej: W itold Bereś — Jerzy Skoczylas, publikow ane w większości w przódy w periodykach („Press”, „Gazeta W yborcza”), a następnie zebrane w tom ie D z ie n n i­

k a r z d oskonały'.

W itold Bereś i Jerzy Skoczylas to dziennikarze o w ieloletnim ju ż stażu, mający za sobą współpracę nie tylko z różnym i czasopismami, ale i z radiem 2, film em , będący autoram i (lub w spółautoram i, tak pospołu, jak i osobno) kilku książek3. M ożna więc sądzić, że owa praktyka dziennikarska predestynuje ich do podjęcia tematyki obecnej w D z ie n n ik a r z a d oskonałym . 0 tym, że nie jest to przedsięwzięcie precedensow e, niech świadczy fakt, że historia przed­ m iotu zanotowała prawdziwą obfitość książek o mediach kreślonych ręką dziennikarzy wła­ śnie, by przywołać tylko: instruktażow e tom y W ańkowiczowskiej K a ra fk i L a F o n ta in e 'a ,

1 W. B e re ś , J . S k o c z y la s, D z ien n ik a rz doskonały, w st. ). B ra lc z y k , rys. A. Z a rę b a . K ra k ó w 2 0 0 0 . O p r ó c z te k s tó w

p u b l i k o w a n y c h w m i e s i ę c z n i k u „ P r e s s " w la ta c h 1 9 9 7 -1 9 9 9 i je d n e g o z a le d w ie o p u b l i k o w a n e g o n a la m a c h „ G a z e ty W y b o r c z e j” , w w y b o r z e z n a la z ły się ta k ż e p ie r w o d r u k i .

2 O b a j w s p ó ł p r a c o w a li z R M I Г М , a z s e k c ją p o ls k ą BBC ’ z w ią z a ł się s w o j e g o c z a s u (e rz y S k o c z y la s.

' A u to r z y s z c z e g ó l n ie c e n i li s o b ie g a t u n e k w y w ia d u . T aką p r o w e n i e n c j ę g a tu n k o w ą m a ją m ię d z y i n n y m i: G e ­

nerał K isz cz a k in ó irip ra w ie wszystko, r o z m . p rz e p r. W. B e re ś . J . S k o c z y la s. W a rsz a w a 1991; G lin ia r z z „Tygodni­ k a ”, ro z m . p rz e p r. W B e re ś , K. B u r n e tk o , W a rsz a w a 1991. J . S k o c z y la s by l r ó w m c ig lio s t-w r ite re m s k a n d a liz u -

ją c e g o h i t u lat p o c z ą t k u lat 9 0 . (Erotyczne immunitety. W arsz a w a 1992), a B e re ś p o p is a ł się o p a s ły m to m e m ,

w k t ó r y m w y s e le k c jo n o w a ł i o p a tr z y ł k o m e n t a r z e m n a jis to tn ie js z e w y d a r z e n ia m e d i a l n e o s ta t n ie g o d z ie s ię ­

c io le c ia X X w. (C zw arta w ładza. N a jw a żn iejsz e w ydarzenia m edialnej I I I RP. W arsz a w a 2 0 0 0 ). W s p ó ln y m p r z e d ­

s ię w z ię c ie m a u t o r ó w je s t r ó w n ie ż w y b ó r s a ty r y c z n y c h f e l i e t o n ó w p o ś w i ę c o n y c h p o ls k ie j s c e n ie p o lity c z n e j D y z m a 2 0 0 0 , W a rsz a w a 2 0 0 0 .

(3)

2 7 2 J o a n n a S z y d ło w s k a

całkiem nowe, ale ju ż na trwałe w pisane do kanonu lektur obowiązkowych L a p id a ria Ryszar­ da Kapuścińskiego i całą m nogość tytułów o charakterze w arsztatowym (ostatnim i czasy — m iędzy innym i Jerzego N iczyperow icza, Andrzeja M agdonia, Stanisława Bortnow skiego) bądź w spom nieniow ym 4.

O to jed n ak swą „dydaktykę m edialną” Bereś i Skoczylas ubierają w kostium felietonu — gatunku o nader wątłej stabilności, w którym niepraw om ocność wszelkich uogólnień w spółistnieje z manifestacyjną antyistytucjonalnością i program ow ą niekonkluzyw nością m erytoryczną’’. Ale i w tym w ypadku interesująca nas spółka autorska nie pokusiła się o prece­ dens. A utotem atyczny charakter miał w szakjuż O felietonie felieton Cypriana Kamila N orw ida, publikow any na łamach „Gońca Polskiego” w 1851 roku, a jed n y m z ostatnio opublikow a­ nych zbiorów felietonów poświęconych realiom współczesnego polskiego dziennikarstw a je st la d e n ie rw n redaktora M ariusza Z iom eckiego(>.

M ożna przyjąć, że w interesującym nas zbiorze poetyka prowokacji funkcjonuje na kilku poziom ach. Są to: sfera tytularna, wybór konw encji przekazu, konstytucja podm iotu narracji, płaszczyzna merytoryczna i warstw'a stylistyczno-leksykalna. Te właśnie struktury będą przedm iotem naszego oglądu.

Z b ió r felietonów, jeśli ich nie pisał Prus lub Słonimski, przeważnie służy auto­ rowi jako sposób na pow tórną utylizację raz ju ż sprzedanych tekstów 7 —

— pisał nieco zgryźliwie Ernest Skalski. I zapewne miał rację. Ale niegdysiejszy zastępca re­ daktora naczelnego, a następnie kom entator „Gazety W yborczej” przeoczył istotny fakt zm ia­ ny statusu tekstu prasowego wraz z zaistnieniem go w materii publikacji zwartej. Tak jest nie tylko z felietonem , ale i reportażem , którego antologie (także retrospektyw ne) niezm iennie cieszą się popularnością w śród odbiorców. I nie chodzi tu wyłącznie o „przedłużoną aktual­ ność”, której dopatrywał się w wybranych tekstach reportażow ych Z bigniew Stolarek*. Wy­ dane w oddzielnym zbiorze teksty prasowe wyzbywają się cechy ulotności kom unikatu pra­ sowego, w recepcji czytelniczej uw olnione zostają od kontekstu n ew sa , nade w szystko — łac­ niej ukazują sw'ą spójność: choćby tem atyczną czy stylistyczną.

Przyjrzyjmy się tej transform acji na przykładzie tekstów Beresia i Skoczylasa. Wydane w publikacji zwartej materiały zdają się realizować konw encję poważnego kom pendium , cc

4 Z o b . m ię d z y in n y m i serię.-Łs}'polskiego d zien nikarstw a, k tó rą z a in a u g u r o w a ła książkaZ ciii'oV reporter: A n ibrozie

wicz, W a rsz a w a 2 0 0 0 .

1 P or. p rz e g lą d d e f in ic ji g a tu n k u : P S ta s iń s k i. Poetyka i pragm atyka felietonu, W ro c la w 1982; A. R o p a , W p o s z u k i

w auiu istoty felietonu, „Zeszytym P r a s o z n a w c z e " 1976 z. 2, s. 2 1 - 3 2 : E. C h u d z i ń s k i, G en ez a i ew olu cjagatn nkn, [w : D zien n ikarstw o i siriat mediów, re d . Z . B a u e r. Z . C lu id z o ń s k ie g o , K ra k ó w 2 0 0 0 , s. 1 9 7 -2 1 3 ; T . K le in , Felietot, N iektóre histoiyczne i teoretyczne aspekty gatun ku , „ P o lo n is ty k a " 1983 n r 4, s. 1 3 -2 4 ; A. N lc z y p e r< tw ic z , Fe! icton - p ięk n y pasożyt, f w ;| D zien n ikarstw o od kuchni, re d . A. N ic z y p e r o w ic z . P o z n a ń 2 0 0 1 , s. 8 1 - 9 4 ; Literatura p olsk X X w ieku. P rzew od n ik encyklopedyczny, t. 1. W a rsz a w a 2 0 0 0 , s. 1 6 4 -1 6 5 .

6 M . Z i o m e c k i, \itdemecum redaktora, P o z n a li 2 0 0 1 .

7 E. S k a ls k i. P rzedm ow a d o : liidem ecum redaktora. s. 5.

s Z . S to la r e k . Posłow ie d o : K lu cze do zdarzeń . I ! ybór reportaży z P olski i o Polsce, w y b . i o p r. K. G o ld b e r g o w

(4)

sugeruje rów nież tytuł, skutecznie wabiący zarów no adeptów sztuki dziennikarskiej, jak i dziennikarzy praktyków. Sprytne skrócenie tytułu cyklu prasowych pierwowzorów^, m oty­ wowane z pewnos'cią ekonom iką słowa, opatrzenie tekstów przedm ow ą uznanego autorytetu językoznawczego, prot. Jerzego Bralczyka, skutecznie ugruntow uje w odbiorcy przekonanie o obcow aniu z lekturą poważną i wpisuje książkę w szeroki kontekst publikacji podręczniko­ wych bądź poradnikowych. Z e sztuka poradnicza to tem at dla felietonu niezwykle w dzięcz­ ny, udow odnił przed wielu laty Karakuliambro w w irtuozerskim cyklu E stetyka i życie p r a k ty c z ­

ne, nota bene nie pom iniętym w ostatnio wydanej retrospektywnej antologii felietonistyki

w opracowaniu Andrzeja M ożdżonka"’.

Tak więc już w sferze tytularnej Bereś' i Skoczylas konstytuują koirwencję poradnika bądź podręcznika, by następnie podważyć ją i skom prom itow ać. Bowiem D z ie n n ik a r z d oskonały to

de facto doskonały antypodręcznik. To pierwsza prowokacja.

Pozornie wszystko wskazuje na zachowanie rudym entarnych elem entów przyjętej kon­ wencji. N iczym klasyczny poradnik Adama Słodowego, lub kom pendium dla początku­ jących chirom antów czy adeptów sztuki koronczarskiej, każdy wykład ma układ dychoto-

miczny. Składają się nań: tekst główaiy (odpow iednik m ateriału teoretycznego) oraz zam ie­ szczone poniżej przykładyjęzykowe (niekiedy w sferze tytularnej odwołujące się do klasycz­ nych ćwiczeń dla uczniów'szkół podstaw ow ych)1 ’. Tyle, że u „nadwornych trefnisiów «G aze­ ty Wyborczej»” 12, ja k określił autorów w dzienniku „Życie” Piotr Semka, teoretyczne podsta­ wy warsztatu, miast ujęte zostać w karby zdyscyplinowanego akademickiego dyskursu, wyra­ żone są w form ule frywolnego felietonu, a przykładyjęzykow e opatrzone są niejednokrotnie niezwykle kąśliwym kom entarzem . O to więc prowokacja druga.

Kolejnym dow odem na zakwestionowanie konwencji podręcznikow o—poradnikowej jest zaprzeczenie statusu autorytetu autorskiego. Jeśli przyjąć za Adamem R opą13, że felieton ma strukturę hierarchiczną, to na jej szczycie znajduje się figura narratora. To on wypełnia tekst swoją osobowością, emocjonalnością i światopoglądem. W kreacj i narratora tekstów Be­ resia i Skoczylasa nie ma nic z m entorstw a i powagi natrętnej dydaktyki, której obecność nie pow inna dziwić w konwencji kom pendium . W prawdzie podm iot mówiący inform uje, że chce przyjąć rolę „pani od polskiego” 14, a naw'et manifestacyjnie rozpoczyna listę dziennikar­ skich błędów od własnych „wypadek”, to jed n ak w odbiorcy szybko ugruntow uje się przeko­ nanie, że m am y oto do czynienia jedynie z finezyjną przebieranką, „felietonowym perskim okiem ”. Bowiem w pisany w tekst honio felictonicus nieustannie kw estionuje swoje kom peten­ cje. Podważa swoją wiarygodność autorytetu w' sterze zdobytego wykształcenia,

predyspozy-4 W m i e s ię c z n ik u „ P re s s " in te r e s u ją c y n a s c y k l f e li e t o n ó w o p a t r z o n y b y ł ty t u ł e m Ja k zostać dzien n ikarzem do­

skonałym , kiedy przyszli goście, a lodów ka pusta.

10 Z o b . M istrzow ie felietonu, w y b . i o p r. A. M o ż d z o n e k , W arsz a w a 199').

11 Z o b . z e s ta w y G ram atyka na wesoło I : G ram atyka na wesoło 2.

12 P S e m k a J a k oburzenie zm ien ia się w rutynę, „ Ż y c ie " 2 0 0 4 (3 III).

11 A. R o p a . o p . cit.

(5)

2 7 4 J o a n n a S z y d ło w s k a

cji dziennikarskich i inteligencji. Autorzy, nie chroniąc się pod pseudonim am i I Iamiltonów, Pustelników czy Bywalców, z prem edytacją „doprawiają gębę” nie tylko sw oim adwersa­ rzom , ale i sobie samym.

...z czytania i pisania jesteśm y jak Maciej B oryna'3;

...niżej podpisani we dw óch syntetyzują jed n eg o półgłów ka10;

Z języków obcych znam y tylko polski, ale i to nie za bardzo. Piszem y krótkim i zdaniami, bo zamiast uczyć się zdań złożonych, strzelaliśmy z procy do w róbel­ ków. G dy chcemy się wysłowić w ykw intnie („Bardzo smaczna ta wiśniowa de­ grengolada, sama pani smażyła?”), to biorą nas za hydraulików, którzy mieli na­ prawić kran.

Po w tóre, narrator prow okuje eksplikacją nie nazbyt w yszukanych upodobań i m anife­ stacją braku tak pożądanych w środowisku koneksji i kontaktów.

. . . z salonów znam y tylko salon masażu, salon do gry w bingo i salon pralniczy,

gdzie plamy na kolanach i łokciach czyszczą nam gratis17;

Skoczylas (...) w prawdzie nie ma matury, ale zna za to dużo lokalnej m łodzieży i jeszcze więcej m łodzieży lokalow ej1*;

W zorem elegancji był dla nas m iastowy fryzjer. W łosy miał pięknie ułożone brylantyną, zabójczy uśm iech, a przede wszystkim w ykw intną mowę: — W tej fryzurze jest pani bynajm niej do twarzy — m ów ił do klientki i miał zagwaran­ towany hojny napiwek. To dzięki niem u m am y na telew izorze sztuczne kw iat­ ki, w kuchni makatkę „D obrze nam sm akuje,jak żoneczka gotuje”, a na ścianie w stołowym miejsce pod obraz. Pan W łodek obiecał nam coś ekstra: „Słonecz­ niki” albo coś z tych pikasów 1'*.

Poetyka groteskowego przerysowania okazuje się pom ocna rów nież w' opisach autorskich fizjonom ii. Warto wspom nieć, że efekt karykaturalny potęgują rysunki Andrzeja Zaręby, któ­ re na okładce wpisują niechlujne sylwetki autorów' raz w przaśny krajobraz wiejski, raz osa­ dzają je w „rozpędzonej lokom otywie przem ian”. Przywołajmy więc jeszcze raz atrybuty n ar­ ratora: nieogolona twarz, tępe spojrzenie, intelektualne lenistwo, przerost „zainteresował m onopolow ych”, życiowe nieudacznictw o, program ow y konform izm , głupkowata poczci­ wość etc. N ie da się ukryć, że felietonowa maska, jaką przywdziewają dla potrzeb swojego cyk lu autorzy, daleko odbiega od kostium u salonowca — Passenta, e ru d y ty — Słonim skiego cz'

L" Ibid em , s. 64.

16 Ibidem . 11 Ibid em , s. 127.

s Ibidem , s. 75. 14 Ibid em , s. 167.

(6)

Zanussiego, lirnika znad Wisły — Ryszarda Marka G rońskiego, om nibusa w sterze wiedzy 0 m ediach anglosaskich — Ziom eckiego. Bliżej jej do pozornie autodestrukcyjnej i autokom - prom itującej maski obrazoburcy U rb an a2". Ale tunkcjonalizacja kreacji podm iotu m ówiące­ go w felietonach redaktora tygodnika „N ie” sprowadza się do odbierania broni polem istom , w D z ie n n ik a r z u d o sko n a łym zas' służy zjednaniu sympatii odbiorcy. I nawet jeśli przyjąć, że ta kreacja podm iotu mówiącego je st porte parole autorów, to rysunki Zaręby przekonują, że po­ glądy narratora mają się tak do przekonań autorów, ja k karykatury do zdjęć legitymacyjnych. Sprytnie podtrzym ując przekonanie o wyobcowaniu gatunku felietonowego z socjalnego

m illieu, nakładając nań narratorską postawę alienacji w obec środowiska zawodowego, kreując

się na ćwierćinteligentów, nierozgarniętych i niedouczonych dziennikarzy, współczesnych Sanczo Pansów, autorzy ośmielają się nie tylko zdradzać innym arkana swojego rzemiosła, ale 1 pouczać. To prowokacja trzecia.

Pokusa dydaktyczna od zawsze przynależna była gatunkow i felietonow em u, którego ko­ neksje z poetyką kazania są aż nadto oczywiste21. Z punktu w idzenia pragmatyki gatunku dys­ funkcjonalne (a i nudne zapewne) byłoby korzystanie z arsenału wartości w zorcowych. Toteż idealny wzorzec m etra z Sèvres pod Paryżem Bereś i Skoczylas zastępują kiepską jego repliką, zapewne w słusznym skądinąd przekonaniu, że uczyć należy się na błędach. Ale przew rot­ ność tej m etody ma jeszcze inne implikacje. O to dydaktyka i m etodologia rodem z praktycz­ nego kom pendium odrzucone zostają na rzecz antydydaktyki i antym etodologii. A więc zno­ w u poetyka wzorowego antypodręcznika. O to więc prowokacja czwarta.

Realizuje się ona na dw óch co najmniej poziom ach: w sterze m erytorycznej i leksykal- no-stylistycznej. Zacznijm y od tej pierwszej. Jak na poradnik przystało, napotykamy tu na ca­ łą gamę fachowych porad. Imperatyw' pouczania przyjm ujem y w przódy z całym dobrodziej­ stwem inwentarza, by skonstatować nagle iście diaboliczną, palimpsestową przew rotność metody. Takjest w przypadku przekornej aprobaty dla ekshibicjonistycznego eksponowania osoby m oderatora telewizyjnej debaty czy dziennikarza w sytuacji wywiadu, w przypadku rozgrzeszenia z grzechu plagiatu, aplauzu dla języka nazbyt wyszukanego, pretensjonalnego czy też skrajnie ubogiego, apologezy użyteczności wyrazów anglojęzycznych i łacińskich:

Podstawowa zasada dziennikarska: nie w olno używać prostego języka, bo p u ­ blika zdem askuje cię jako nieuka22;

Po czym przeciętny w'idz pozna, że jesteś mądry? Po tym, że używasz słów', któ­ rych nikt, poza spójnikami i przyim kam i, nie rozum ie. Ideałem jest, gdy myśli, że to jest język zagraniczny-3;

W ię c e j z o h . m i ę d z y i n n y m i: M . W ie r z c h o w s k a , Em ocjonalność w felietonach Jerz eg o l rban a, „ S tu d ia M e d io -

z n a w c z e " 2 0 0 2 n r 2. s. 9 6 - 1 0 4 ; I. K a m i ń s k a - S z m a j . S loira na wolności. J ę :y k poi i ty hi p o 1989 roku. W ypow iedzi,

dow cip polityczny, słow n ik inwektyw, W ro c ła w 2 0 0 1 . s. 9 2 -1 12. 21 P S ta s iń s k i, o p . c it.. s. 7 - 8 5 .

:: W. B e r e ś . ). S k o c z y la s, D z ie n n ik a rz doskonały, s. 118.

(7)

2 7 6 J o a n n a S z y d ło w s k a

Taki profesor G erem ek zna 180 000 słów, niektóre w kilku językach. Ale to są szkodliwe miazmaty, które zabijają w rodzoną w ew nętrzną harm onię i zdol­ ność do życia w zgodzie z naturą-4;

Czy nie jest błędem wysyłanie kradzionych tekstów do tak poczytnego dzien­ nika? N ie jest błędem 2\

A dodać do tego należy manifestacyjne gloryfikowanie przeciętności, niew inne igraszki z deskrypcją dziennikarstwa sponsorow anego, cyniczny liberalizm dla błędów języka sporto­ wych sprawozdań i komentarzy, czy wreszcie — podawanie w nawiasie nieprawidłowej w y­ m ow y obcojęzycznych słów. Pragmatykę tej m etody najpełniej ilustruje „przepis na felie- to n ,,2(l, w którym — jak na podręcznik przystało — w ypunktow ane skrupulatnie zasady reali­ zacji gatunku ilustrow ane są przykładami doskonale wręcz łamiącymi wszystkie w ym ienione prawidła, jest to więc perswazja wyrażona im p licite: przez kontekst i oczywisty kontrast. W tym właśnie sensie felietony Beresia i Skoczylasa są ową „rękawiczką rzuconą w tw arz”27, jak obrazow o pisał o konstytutyw nych elem entach gatunku Andrzej N iczyperow icz.

Jeśli w części, którą nazwaliśmy merytoryczną, obserwowaliśmy zabieg konstytuowania i aprobowania poglądów z gruntu fałszywych, to w części leksykalno-stylistycznej mam y do czynienia z praktyczną realizacją owych zasad wr tworzywie językowym. Jeśli przyjąć, że media

.. .odwierciedlają (...) aktualny stan języka ogólnego, rejestrują go, (...) w pły­ wają na jego rozwój, popierając jed n e występujące w nich tendencje, nie uwzględniając zaś innych, kształtując m odyjęzykow e, a tym samym propagu­ jąc określony w zorzec języka2s,

to felietony Beresia i Skoczylasa są krzywym lustrem , koślawym sejsmografem, rejestrującym i zniekształcającym rozm aite wzorce obecności języka w m ediach.

Zebrane w7 oddzielnym tom ie felietony ukazują swą tabularną spójność. D e facto je st tc rozpisana na segm enty epopeja drogi zawodowej dziennikarza, który próbuje swych sił ra2

w dziennikarstw ie inform acyjnym , raz w sztuce kom entarza, rom ansuje z TV i radiem, zm ie­ nia niwy zainteresowań ze sportow ych na polityczne etc. Tym samym w toku lektury konsty­ tuuje się obraz urozm aiconego krajobrazu polskich mediów. I to właśnie je st m ateriał paso­ żytniczy felietonistyki duetu Bereś & Skoczylas, o tojego żywioł pretekstowy. N arrator anek­ tuje na swój użytek elem entyjęzyka obecnego w m ediach i z tego tworzywa buduje swoje ma teriały. Jest to więc „język cudzy", wobec którego narrator dystansuje się w praw dzie ostenta cyjnie, ale jednocześnie na kalkę owego podglądanego języka nakłada kliszę własnego war sztatu leksykalno-stylistycznego — j ak się okazuje — rów nie ułom nego. Bowiem „języ

Ibid em , s . 31. Ibidem , s. 29.

2(1 Z o b . r o z d z ia ł Lu tn ia p o Passencie (K rzysztof Z an ussi), s. 1 2 1 -1 2 3 .

:i A. N ic z y p e r o w ic z , o p . c it., s. 8 8 .

(8)

własny" narratorajest konglom eratem błędów i potknięć, które z taką konsekwencją wytykają m ediom językoznaw cze autorytety. Tym samym tworzywo językowe staje się materią grote­ skowego przerysowania; ułom ności języka nie są incydentalną „wpadką”, lecz konstytutyw ­ nym elem entem wypowiedzi, obowiązującą manierą. Ó w m etajęzykjest w pragmatyce inte­ resujących nas felietonów elem entem perswazji. Funkcjonalizacja m etody jest oczywista: kom prom itacja języka, destrukcja jego sensu, wskazanie na groźbę zachwiania podstaw o­ wych funkcji języka w mediach: kom unikatyw nej, ekspresywnej, im presywnej.

Przyjmując, iż badaniejęzyka felietonistyki Beresia i Skoczylasa to zadanie skierowane do językoznawców, spróbujm y przyjrzeć się jedynie w ybranym elem entom tego tworzywa. W zakresie poprawności leksykalno-sem antycznej autorzy szczególnie upodobali sobie błę­ dy pleonazm ów i tautologie, nieudolności konstrukcji wyrażeń peryfrastycznych i m etafo­ rycznych, bezrefleksyjne czerpanie z zasobów języka środowiskowego, grzechy nadużywania szablonu leksykalnego, zachwianie zasad łączliwości wyrazów (zwłaszcza w lączliwości idio- matycznej), nieuzasadniony aplauz dla leksyki obcego pochodzenia (głównie term inów an­ glojęzycznych i wyrazów łacińskich — efekt karykaturalny potęguje fakt, że te pierwsze w po­ dane są często w transkrypcji fonetycznej). A do tego dorzucić należy między innym i błędy fleksyjne, m anierę anektowania na grunt prasy elem entów now om ow y i stylu kancelaryjnego (kuriozalna zasada poprzedzania imienia nazwiskiem), hiperpopraw ność językową.

Wyliczenie wszystkich „smaczków" stylistyki analizowanych felietonów wykraczałoby zdecydowanie poza ramy tego artykułu. W tym miejscu poprzestańm y na kilku zaledwie przykładach.

N ie czas wylewać róż, gdy idą żniwa2<J;

T crtim n non peennia olctM

N a szczęście Tomasz Raczek znalazł uniw ersalne placebo między tą Scyllą a Pe- natą31;

Sklepowa m ówi „chlep” i „jedw^ap", na co M arek M arkiewicz nigdy by sobie nie pozwolił. Jak powiedział „ulg", to usłyszeliśmy nie tylko dźwięczne „g", ale na dokładkę jeszcze ze trzy „y”3~;

Przepraszam, że absorbuję, ale rozm aw iam y o parsprototo, a tu czekają im pon- derabilia33.

Trzeba przyznać, że autorzy D z ie n n ik a r z a doskonałego z prawdziwą w irtuozerią posługują się słowem. I jeśli powtórzyć za Passentem maksymę:

:4 W B e r e ś , J. S k o c z y la s , D z ie n n ik a rz doskonały, s. 75

Ibidem , s. s. 93. 11 Ibidem , s. 129. 12 Ibid em , s. 1 6 7 -1 6 8 . 11 Ibid em , s. 175.

(9)

2 7 8 J o a n n a S z y d ło w s k a

W szystko może mieć wdzięk, ale felieton — niestety — m usi34,

to siniało odnieść ją m ożna do realizacji spółki Bereś' & Skoczylas. Język tych felietonów, nie wyzbywając się swojego w aloru jako nosiiika inform acji, pełni rów nież funkcje autoteliczne. Parodiując język obecny w mediach, autorzy prowokują: intelektualnie, poznawczo i este­ tycznie. Poetyka pastiszu i groteski — ulubiona broń felietonistów — także i w tym wypadku okazuje powab i skuteczność. Bereś i Skoczylas, w tworzywie językow ym oscylując m iędzy swojską przaśnością a wyabstrahow anym z uzusu językow ego w ykw intem , chłoszczą inte­ lektualnie każdą skrajność. I jeśli biorą dosłow nie przykazania Walerego Pisarka: „trzeba pisać tak, jak m ów isz”33, to zaraz uciekają w stronę stylu „napuszonego” — pełnego przesadnej o r­ nam entyki lub skażonego nudą kancelaryjnych referatów. Z nieskrywaną satysfakcją eksplo­ rują żargon marksistowskiej eiystyki, szablon stylistyki rewanżystowskiej i elem enty now o­ mowy. M ylne bylobyjednak przekonanie, że Bereś i Skoczylas wznoszą larum nad katastrofal­ nym zachwaszczeniem języka obecnego w polskich m ediach. Takie aspiracje zostawiają języ­ koznawcom . U brani w narratorski kostium perw eniuszy żurnalistyki, tych, którzy dopiero przym ierzają się do zdobycia kulturalnych i warsztatowych szlifów; konstruują przerysow a­ ny, doprow adzony do absurdu obraz polskich mediów. Tworzywo językow e jest przy tym je ­ dynie jed n ą z wielu sfer, w którą uderzają autorzy.

D ezynw oltura, z jaką poruszają się autorzy w krajobrazie polskich mediów, je st oszała­ miająca. Przywołania znanych tytułów prasowych, program ów telewizyjnych, popularnych osób, nadają tekstom pikanterii i potęgują efekt prowokacji. Bo też autorzy uderzają także w V IP-ów. Śmieją się z narcystycznej postawy Krzysztofa Ibisza, egotyzm u Karola M ałcu- żyńskiego, z nonszalancji Tomasza Raczka, z hiperintelektualizacji wypowiedzi Krzysztofa Zanussiego i hiperpopraw ności postawy M arka Markiewicza. D rw ina nie oszczędza ni oko­ pów argum entacji lewicowej „Trybuny”, ni skrajnych konstatacji pism prawicowych. Dostaje się nudzie wiejącej z anteny radiowej „Trójki” i pseudoaw angardow ym koncepcjom telew i­ zyjnych „W iadomości”. W telietonach pełno je st rozm aitych smaczków, które z łatwości; rozszyfrują nawret nie nader pilni obserwatorzy sceny polskich mediów. Tak jest z torebka A leksandryjakubow skiej, refleksjami nad sposobami „wyżywienia się” rządu, trawestacjam film owych scen z udziałem Bogusława Lindy etc. Farsowa, na prym arnym poziom ie recepcj czytelniczej, konwencja w ypowiedzi Beresia i Skoczylasa ma jed n ak swoje drugie dno. Pot sarkazm em , kpiną i ironią kryją się sądy tyleż przew rotne, co dające do myślenia. Przykładen niecli służą wariacje na tem at znanych tytułów prasowych: „Gazeta W ybrana”, dzienni) „Rzeczpańska”, tygodnik „Pokrętnie", skandalizujący tygodnik „Jak N ajbardziej Tak!”, „Wy życie”, „Tygodnik Sam olubność”, „Wasz N o c n ik ”3*’. Ze swadą autorzy anektują na grun swoich wypowiedzi elem enty argum entacji pism wszystkich opcji politycznych: ośmieszają

'4 C y t. za. P S ta s iń s k i, o p . c it., s. 133.

W P is a r e k . S o w o rctoiyka d zien n ikarska, K ra k ó w 2 0 0 2 , s. 2 7 4 .

(10)

je, śmiało eskalując najbardziej radykalne ich tony, demaskując ich argum entacyjną

niekohe-- 37

rencję .

Te felietony prowokują na poziom ie treści i doboru środków językowych. N igdy jednak nie przekraczają granic dobrego smaku. N ie ma tu agresji i wulgarności, a wpisane w tekst in ­ wektywy bardziej śmieszą niż obrażają. A więc szyderstwo i inteligentna drw ina bystrego Sa­ tyra miast hirii i bezpardonowej napaści czy nudnego m entorstw a poważnych kompendiów. W niezobowiązującej konwencji felietonu autorom udało się ukazać rolę m ediów w systemie zależności gospodarki rynkowej, biznesu i organizacji czasu wolnego dla m ilionów obywateli naszego społeczeństwa. Polim orficzność krajobrazu polskich m ediów cieszy i budzi obawy'. Bereś i Skoczylas wiedzą, że nieustannie toczy się tu walka Karnawału z Postem, 1 Iyde Parku z British Library. I choć walka to mniej intensyw na niż w wysoce rozwiniętych technologicz­ nie (i dem okratycznie) społeczeństwach zachodnich, to walkę tę traktują autorzy z należytą jej powagą.

.. .świat m ediów jest taki jak dzisiejsze społeczeństwa, jak my sami. (...) D late­ go tak w ażnejest nie tyle nieustanne narzekanie na media, ile próba opisania ich i zrozum ienia38,

pisał w C z w a r te j ir ła d z y Witold Bereś. Wydaje się, że D z ie n n ik a r z d o skonały to kolejna próba zm ierzenia się z tem atem . N iby nie na serio, a je d n a k ... Bereś i Skoczylas udowadniają, że wypracowywanie strategii dziennikarstwa obywatelskiego, rzeczowego, mądrego, obiektyw ­ nego i etycznego, m oże odbywać się nawet na gruncie tak chwiejnym jak felietonowy. A dla m łodych adeptów rzemiosła potrawa to tyleż lekkostrawna, co smakowita i poznawczo po­ żądana. To inteligentne, choć deklaratywnie prowokacyjne, kom pendium warsztatu dzienni­ karskiego. W szakjuż hrabia Fredro pisał:

N ie um ieć — nie ma grzechu. Ale wielki błąd: udawać, że się um ie, czego się nie umie.

Tego m iędzy innym i uczy D z ie n tu k a r z doskonały.

17 N p . re fle k s je o „ N a s z y m D z i e n n i k u " p o p r z e d z a ją n a s tę p u ją c y m interludim u: „ G r a h a m G r e e n . z n a n y k o s ­

m o p o lita , k t ó r y n ie z a c h o r o w a ł n a A I D S ty lk o d la te g o , że u m a r ł, z a n i m Ż y d z i w y m y ś lili tę z a ra z ę , o ś m ie lił się

D ow iedzieć', . . . " . W B e r e ś , J . S k o c z y la s. D z ie n n ik a rz doskonały, s. 79.

Cytaty

Powiązane dokumenty

In this approach, the optimization method developed in this study combines the efficiency of an optimization algorithm based on optimal control theory with higher-fidelity models

3. Reboul, Kiedy słowo jest bronią, [w:] M. Następnie pyta, co to jest reklama, czemu służy i gdzie jest obecna. Dzięki tym pytaniom nauczyciel dowiaduje się, jaką wiedzą na

Paneloux nie jest postacią negatywną, pisarz nie krytykuje jego wiary, dzięki niej duchowny może pogodzić się ze śmiercią.. Nie wykluczone też, że ją przyspiesza,

Zastanów się i zapisz w zeszycie odpowiedź na pytanie: Czym dla Ciebie jest słowo Boże?. Pomódl się słowami

Pow ołując się n a wagę owych wydarzeń, stwierdza: „(...) kryzysy te oraz sposoby ich rozwiązywania stanow ią zasadnicze m om enty zwrotne w historii

Praca własna: Wykonaj trzy przykłady (jeden wiersz)

Элитарность «высокой» литературы, прежде всего, связана с ее интеллектуальной тонкостью и оригинальностью стиля (конечно, на фоне эпохи, так как

Przykład: Do szkoły przychodzi nowy uczeń, nie zna dobrze języka polskiego, jest nieśmiały, nikogo nie zna, na przerwach pozostaje sam.. Gdy ktoś jest empatyczny,