• Nie Znaleziono Wyników

http://nietzsche.ph f.org/dziela/fn wc

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "http://nietzsche.ph f.org/dziela/fn wc"

Copied!
231
0
0

Pełen tekst

(1)

Nietzsche Seminarium – projekt zrzeszający polskich badaczy filozofii

Fryderyka Nietzschego poprzez:

– powołany przez Cezarego Wodzińskiego, Bogdana Banasiaka i Pawła

Pieniążka cykl dorocznych konferencji filozoficznych.

– stronę internetową nietzsche.org.pl. Na stronie:

Bibliografia polskich odniesień do Nietzschego

- do 1918 (Marta Kopij)

- z lat 1919-1939 (Grzegorz Kowal)

- z lat 1939-1989 (Jadwiga Sucharzewska)

- po 1989 (Jakub Wroński)

e-Mortkowicz - Cyfrowa reedycja młodopolskiego wydania Dzieł Fryderyka

Nietzschego z zachowaniem paginacji i układu graficznego.

Teksty archiwalne – baza przedwojennych artykułów polskich na temat

Nietzschego

Wieści ze świata Nietzschego: konferencje, seminaria, obronione prace

Opatrzony komentarzem zestaw linków

... i wiele innych

http://nietzsche.org.pl/

Cyfrowa reedycja młodopolskiego wydania Dzieł Fryderyka Nietzschego

z zachowaniem paginacji i układu graficznego.

Nietzsche Seminarium, Łódź-Wrocław 2010

Redakcja: Jakub Wroński, Tymoteusz Słowiński

(2)

W P R Z E K Ł A D Z I E W A C Ł A W A

B E R E N T A , K O N R A D A D R Z E

-WIECKIEGO, L E O P O L D A STAFFA I

STANISŁAWA W Y R Z Y K O W S K I E G O

W Y D A Ł J A K Ó B M O R T K O W I C Z .

W A R S Z A W A M C M I X - M C M X

WĘDROWIEC

I J E G O C I E Ń

( L U D Z K I E , A R C Y L U D Z K I E , C Z E Ś Ć D R U G A ) P R Z E Ł O Ż Y Ł

K O N R A D D R Z E W I E C K I

N A K Ł A D J A K Ó B A M O R T K O W I C Z A

(3)

K R A K Ó W - D R U K W . L . A N C Z Y C A I S P Ó Ł K I .

I .

Należy mówić tam tylko, gdzie się milczeć nie powinno; i tylko o tem, co się p r z e z w y c i ę ­ ż y ł o , — reszta jest gadaniną, »literaturą«, brakiem karności. Moje pisma mówią t y l k o o moich prze­ zwyciężeniach: »ja« jestem w nich, ze wszystkiem, co mi wrogiem było, ego ipsissimus, i bodaj, jeśli wolno użyć dumniejszego wyrażenia, ego ipsissimum. Od­ gadujecie tedy: wiele już zostało — p o d e m n ą . . . Ale zawsze trzeba było wpierw czasu, powrotu do zdro­ wia, dali, odległości, zanim zbudziła się we mnie chęć coś, czem żyłem, co przeżyłem, pewien własny fakt i fatum w następstwie dla celów poznania wysłuchać, wyzyskać, odsłonić, »przedstawić« (lub jakkolwiekby to się chciało nazwać). W tern znaczeniu, wszystkie pisma moje, oprócz jednego tylko, lecz zasadniczego, należy a n t y d a t o w a ć — mówią one zawsze o »poza mną« : niektóre nawet, jak trzy pierwsze

(4)

lania niewczesne, sięgają poza czas powstania i prze­

życia książki, która ukazała się wcześniej (w danym wypadku: Narodzin tragedyi, jak to przed czytelnikiem, umiejącym przenikliwiej obserwować i porównywać, nie powinno się ukryć). Ten gniewny wybuch prze­ ciw obnoszeniu się z niemieckością, służalczości i znikczemnieniu języka zestarzałego Dawida Straussa, który stanowił treść pierwszego Niewczesnego, był ujściem dla nastroju, pośród którego żyłem długo jako student w ognisku niemieckiego wykształcenia i fili-sterstwa ukształconego (roszczę sobie pretensyę do ojcostwa tego wyrażenia »filister ukształcony«, któ­ rego obecnie tak wiele się u ż y w a i nadużywa — ) ; i co powiedziałem przeciw »chorobie historycznej«, rzekłem jak ktoś, co po niej zwolna i z trudem wra­ cał do zdrowia, i ani trochę nie miał ochoty na przyszłość wyrzec się »historyzmu«, dlatego tylko, że niegdyś nań cierpiał. Kiedy następnie w trzeciem

Rozmyślaniu niewczesnem oddałem cześć swemu

pierwszemu i jedynemu wychowawcy, w i e l k i e m u Arturowi Schopenhauerowi — dziś wyraziłbym ją o wiele silniej jeszcze, a także w sposób bardziej osobisty —, sam pogrążony już byłem w moralnym sceptycyzmie i rozkładzie, t o z n a c z y r ó w n i e w k r y t y c e , j a k w p o g ł ę b i e n i u w s z e l k i e g o d o t y c h c z a s o w e g o p e s y m i z m u — , i nie wie­ rzyłem już »w nic zgoła«, jak mówi lud, nawet w Scho­ penhauera: właśnie w owym czasie powstała rozprawa, dotychczas nie ogłoszona, »o prawdzie i kłamstwie w znaczeniu pozamoralnem«. Nawet moja mowa uro­ czysta i zwycięska na cześć Ryszarda Wagnera z okazyi jego tryumfu bajruckiego w 1876 — Bay­ reuth oznacza największe zwycięstwo, jakie

kiedy-kolwiek odniósł artysta — mowa ta, posiadająca naj­ silniejsze p o z o r y »aktualności«, była w istocie hoł­ dem i dziękczynieniem za okres przeszłości, za naj­ piękniejszą, a także najniebezpieczniejszą ciszę mor­ ską w mej p o d r ó ż y . . . i w rzeczywistości zerwaniem, pożegnaniem. (Czyżby Ryszard W a g n e r mylił się sam co do tego? Nie wierzę. Dopóki się kocha, z pewno­ ścią nie maluje się takich obrazów; nie »obserwuje s i ę « jeszcze, nie staje się w oddali w ten sposób, jak to czynić musi obserwator. »Obserwowanie zawiera już w sobie tajemny a n t a g o n i z m w krzyżujących się s p o j r z e n i a c h « — mówi się na stronie 46 wspom­ nianego pisma, w zdradzieckim i smętnym zwrocie, zrozumiałym, być może, tylko dla nielicznych uszu). Zimna krew, potrzebna do tego, żeby m ó c mówić 0 tych długich latach pośrednich wewnętrznego osa­ motnienia i braku, zstąpiła we mnie dopiero z książką

»Ludzkie, arcyludzkie«, której ta przemowa i przed­ mowa ma być poświęcona. Książka ta, jako prze­ znaczona »dla duchów wolnych«, ma w sobie coś z niemal jasnego i ciekawego chłodu psychologa, który mnóstwo rzeczy bolesnych, jakie ma p o d sobą, za sobą, po czasie stwierdza jeszcze dla siebie i niejako zapomocą ostrza szpilki utwierdza: — co za dziw, jeśli przy tak kłującej i delikatnej pracy nieraz też trochę krwi popłynie, jeśli psycholog miewa przy tem krew na palcach i nie zawsze tylko — na palcach ? . . .

(5)

2.

Zdania i myśli różne, jak również Wędrowiec i jego cień wydane były z początku o d d z i e l n i e ,

jako ciągi dalsze i dodatki do wyżej wzmiankowanej ludzkiej, arcyludzkiej »książki dla duchów wolnych«: było to zarazem przedłużenie i powtórzenie kuracyi duchowej, mianowicie a n t y r o m a n t y c z n e g o spo­ sobu leczenia, jaki mi mój pozostały przy zdrowiu instynkt sam wynalazł, sam przepisał przeciw chwilowej chorobie na najniebezpieczniejszą formę romantyki.

Niechże teraz przyjęte zostaną po sześciu latach po­ wrotu do zdrowia te same pisma w p o ł ą c z e n i u , jako tom drugi »Ludzkiego, arcyludzkiego«: być może, razem rozważane, wykładają swą naukę silniej i do­

bitniej, — t e o r y ę z d r o w i a , którąbym pozwolił so­ bie zalecić jako disciplina voluntatis bardziej ducho­ wym naturom nadchodzącego właśnie pokolenia. Prze­ mawia z niej pesymista, który dosyć często porzu­ cał tę skórę, lecz zawsze do niej powracał, pesy­ mista więc z dobrą wolą ku pesymizmowi, — z pew­ nością przeto nie romantyk już: jakże to? duch, zna­ jący się tak na tej sztuce wężowej, że umie s k ó r ę z m i e n i a ć , nie miałby prawa udzielić lekcyi dzisiej­ szym pesymistom, którym bez wyjątku grozi jeszcze niebezpieczeństwo romantyzmu? A przynajmniej wska­ zać im, jak to się — r o b i ? . . .

3.

W rzeczy samej był czas największy, żeby się rozstać: rychło miałem też tego dowód. Ryszard

Wagner, pozornie najbardziej zwycięski, w rzeczywi­ stości zmurszały, zrozpaczony romantyk, padł nagle, bezsilny i przybity, przed krzyżem chrześcijańskim... Czyż żaden Niemiec nie miał oczu w głowie na to straszne widowisko, współczucia w sumieniu? C z y ż ja sam jeden tylko za niego — c i e r p i a ł e m ? Dość; dla mnie ten nieoczekiwany wypadek był niby błyskawicą, oświecającą miejsce, które opuściłem, — a także tem przerażeniem, które w następstwie ogar­ nia każdego, co nieświadomie był wystawiony na najstraszniejsze niebezpieczeństwo. Kiedy odtąd po­ szedłem sam, uczułem drżenie; upłynął czas krótki, zachorowałem, więcej niż zachorowałem, byłem znu­ żony nieustannem rozczarowaniem względem wszyst­ kiego, co nam, ludziom nowoczesnym, pozostało do wzbudzania w nas zapału, względem r o z t r w o n i o ­ n e j powsząd siły, pracy, nadziei, młodości, miłości; znużony wstrętem do kobiecej i marzycielskiej roz-chełzanności tej romantyki, do całego idealistycznego łgarstwa i zniewieściałości sumienia, które odniosły tutaj znowu zwycięstwo nad jednym z najmężniej-szych; znużony wreszcie, i tem nie najmniej, smut­ kiem nieubłaganego podejrzenia, — że po tem roz­ czarowaniu skazany jestem na głębsze niedowierza­ nie, głębsze gardzenie, głębsze osamotnienie, niż kie­ dykolwiek. Z a d a n i e moje — cóż się z niem stało? Jakże to? czyżby nie zdawało się teraz, jakby zada­ nie moje przede mną się cofało, jak gdybym na długo nie miał żadnego prawa do niego? Co zrobić, żeby t e n największy brak znieść? — Zacząłem od tego, że z a k a z a ł e m sobie wszelkiej muzyki zupeł-nie i z zasady, tej sztuki dwuznacznej, chełpliwej, duszącej, która pozbawia ducha jego surowości

(6)

i ochoczości, i pozwala bujnie się krzewić wszelkiego rodzaju tęsknotom nieokreślonym, i pragnieniom gąb­ czastym. »Cave musicam« i dziś jest moja rada tym wszystkim, którzy dość mają w sobie z męża, żeby dbać o czystość umysłową; muzyka taka denerwuje, rozmiękcza, czyni zniewieściałym, jej »wieczna ko­ b i e c o ś ć « pociąga nas — w d ó ł ! . . . Moje pierwsze podejrzenie, najbliższa ostrożność zwróciły się wtedy p r z e c i w muzyce romantycznej; i jeśli wogóle mia­ łem jeszcze jakąkolwiek nadzieję na muzykę, to chyba w oczekiwaniu, iż mógłby przyjść muzyk dosyć śmiały, dosyć ostry, dosyć złośliwy, dosyć połu­ dniowy i nad miarę zdrowy, żeby się na owej mu­ z y c e w nieśmiertelny sposób z e m ś c i ć . —

4.

Samotny odtąd i podejrzliwie niedowierzający sobie, zająłem, nie bez gniewu, w ten sposób stano­ wisko p r z e c i w sobie z a wszystkiem, co m n i e właśnie ból sprawiało i dotykało: — w ten sposób znalazłem z powrotem drogę do owego nieustraszo­ nego pesymizmu, który jest przeciwieństwem wszel­ kiego łgarstwa romantycznego, i, jak dziś chętnie so­ bie wyobrażam, drogą do »mnie« samego, do m o ­ j e g o zadania. Owo ukryte i władcze coś, na co długo nie mamy nazwy, aż w końcu okazuje się ono naszem z a d a n i e m , — ten tyran, tkwiący w nas samych, straszliwie odpłaca za każdą próbę, którą czynimy, żeby go wyminąć, lub wymknąć się przed nim, za każde przedwczesne postanowienie, za każde

utożsamianie się z tymi, do których nie należymy, za każdą najbardziej szanowaną działalność, jeśli od­ ciąga nas od naszej sprawy głównej, nawet za każdą cnotę, któraby nas chronić mogła przed twardą od­ powiedzialnością względem siebie samych. Choroba jest odpowiedzią każdym razem, jeśli dopuszczamy się wątpienia co do swoich p r a w , s w e g o zada­ nia,—jeśli zaczynamy w czemkolwiek sobie pobłażać. Dziwna i straszna zarazem! Ulgi, jakie sobie czy­ nimy, najtwardziej odpokutować jesteśmy zmuszeni! I jeśli następnie pragniemy powrotu do zdrowia, niema dla nas innego wyboru: musimy objuczyć się c i ę ż e j , niż byliśmy objuczeni kiedykolwiek...

5.

Wtedy dopiero nauczyłem się owej mowy sa­ motnika, którą tylko najbardziej milczący, najwięcej cierpiący rozumieją: mówiłem, bez świadków lub ra­ czej mimo świadków, żeby nie cierpieć w milczeniu, mówiłem o rzeczach, które się mnie nie tyczyły, lecz tak, jak gdyby mnie one obchodziły. Wtedy posiadłem sztukę o k a z y w a n i a się radosnym, objektywnym, ciekawym, przedewszystkiem zdrowym i złośliwym, — jest to dowodem »dobrego s m a k u « u chorego, jak mi się zdaje? Lecz delikatniejszemu oku i współczuciu mimo to nie ujdzie, co, być może, stanowi wdzięk tych pism, — że przemawia przez nie cierpiący i po­ zbawiony, jak gdyby nie był cierpiącym i pozbawio­ nym. Tu p o w i n n y były ostać się przeciw życiu równowaga, swoboda, nawet wdzięczność, tutaj pa­

(7)

nuje wola surowa, dumna, ustawicznie czujna, zawsze wrażliwa, która postawiła sobie za zadanie obronę życia p r z e c i w cierpieniu i przyłamanie wszyst­ kich wniosków, które zwykle wyrastają niby grzyby trujące z bólu, rozczarowania, wstrętu, osamotnienia i innych mokradeł. Może to będzie wskazówką dla naszych pesymistów do zbadania samych siebie? — bo wówczas to wyrwałem z siebie zdanie: kto cierpi, nie m a j e s z c z e p r a w a d o pesymizmu!« Wtedy to prowadziłem w sobie żmudną i cierpliwą walkę przeciw nienaukowej skłonności wszelkiego pesymizmu romantycznego, która sprawia, że od­ dzielne doświadczenia osobiste w y d y m a się, rozciąga do sądów ogólnych, do potępienia ś w i a t a . . . krótko mówiąc, zatoczyłem wtedy wzrokiem w k o ł o . Opty­ mizm, jako środek do wyzdrowienia, żeby kiedyś znowu do pesymizmu m i e ć p r a w o — rozumie­ cie to? Podobnie jak lekarz przenosi swego cho­ rego w otoczenie zupełnie obce, żeby go oderwać od całego »dotychczas«, od trosk, przyjaciół, listów, obo­ wiązków, głupstw, udręczeń pamięci, żeby się nauczył sięgać rękoma i zmysłami po nowy pokarm, nowe słońce, nową przyszłość, tak ja lekarz i chory w je­ dnej osobie, zmusiłem się do odmiennego, nie wypró­ bowanego k l i m a t u d u s z y , mianowicie d o wę­ drówki na obczyznę, w o b c o ś ć , do ciekawości dla wszelkiego rodzaju rzeczy o b c y c h . . . Za tem poszły długie krążenie, szukanie, zmiana, niechęć względem wszystkiego, co trwałe, względem ociężałego po­ twierdzania i zaprzeczania; również dyetetyka i kar­ ność, czyniące ducha jak najlżejszym, żeby mógł da­ leko wybiegać, wysoko wzlatywać, a przedewszyst-kiem coraz na nowo odlatywać. W rzeczywistości

było to minimum życia, zerwanie ze wszelkiemi ordynarniejszemi pożądliwościami, niezależność po­ śród wszelkiego rodzaju niepomyślności zewnętrznych z dumą, iż m o ż e się żyć pośród tych niepomyślności, nieco cynizmu być może, nieco osławionej beczki, ale z pewnością wiele szczęścia świerszczkowego, dużo ochoczości świerszczkowej, wiele ciszy, światła, sub-telniejszego szaleństwa, ukrytego marzycielstwa — wszystko to w końcu wydało wielkie duchowe zmęż­ nienie, wzrastającą radość i pełnię zdrowia. Życie samo n a g r a d z a nas za naszą upartą wolę życia, za taką długą walkę, jaką prowadziłem wtedy z pe­ symizmem znużenia życiem, już za każde uważne spojrzenie naszej wdzięczności, przed którą nie ucho­ dzą najmniejsze, najdelikatniejsze, najbardziej prze­ lotne dary życia. W końcu otrzymujemy jego w i e l k i dar, być może, największy, jaki nam może ofiaro­ wać, — powraca nam n a s z e z a d a n i e . — —

6.

Czyżby moje doświadczenie — historya cho­ roby i wyzdrowienia, gdyż wyzdrowieniem się skoń­ c z y ł o — miało być tylko mojem doświadczeniem oso-bistem? I tylko m o j e m »ludzkiem, arcyludzkiem?« Dziś sądzę raczej przeciwnie; przypuszczam coraz i coraz bardziej, że moje książki pielgrzymstwa nie były napisane tylko dla mnie, jak to czasami się zdawać mogło. — Wolnoż mi teraz, po sześciu la­ tach wzrastającego przekonania, posłać je znowu w podróż na próbę? Wolnoż mi szczególniej polecić

(8)

je sercu i uchu tych, na których cięży jakakolwiek »przeszłość«, i którzy posiadają dość jeszcze ducha, żeby cierpieć z powodu d u c h a przeszłości. Przede-wszystkiem jednak w a m , którym najciężej, wy rzadcy, najbardziej narażający się, najbardziej du­ chowi, najodważniejsi, wy, którzy musicie być s a ­ m o w i e d z ą duszy nowoczesnej, i jako tacy musi­ cie posiadać swoją w i e d z ę , w których skupiło się wszystko, co tylko może być dziś chorobą, trucizną, niebezpieczeństwem, — których przeznaczenie chce, że musicie być bardziej chorzy, niż jakakolwiek je­ dnostka, ponieważ nie jesteście »tylko jednostkami«.... których pocieszeniem jest, żeby poznać drogę do n o w e g o zdrowia, ach! i iść tą drogą ku zdrowiu jutra i pojutrza, wy wybrani, wy zwycięscy, wy nie­ przemijający, wy najzdrowsi, najsilniejsi, wy do­ b r z y E u r o p e j c z y c y ! — —

7.

Żeby w końcu sformułować jeszcze swoje prze­ ciwieństwo d o p e s y m i z m u r o m a n t y c z n e g o , to jest do pesymizmu tych, którym zbywa na czemś, nieudanych, zwyciężonych: istnieje wola tragizmu i pe­ symizmu, będąca oznaką zarazem surowości, jak siły intelektu (smaku, uczucia, sumienia). Mając wolę tę w piersiach, nie czuje się lęku przed straszliwością i zagadkowością wszelkiego bytu; szuka się ich nawet. Poza taką wolą kryje się męstwo, duma, pragnienie w i e l k i e g o wroga. — Taka była pesymistyczna perspektywa moja z samego początku — nowa per­

spektywa, jak sądzę? taka, jaka dziś jeszcze jest nowa i obca? Dotąd się jej trzymam, i proszę wie­ rzyć, zarówno d l a siebie, jak, gdy się zdarzy oka-zya, p r z e c i w s o b i e . . . Mamże tego jeszcze dowo­ dzić? Lecz cóż tedy w tej długiej przedmowie — dowiedzione zostało ?

Sils-Maria, E n g a d y n a wyżnia, w październiku 1886.

(9)
(10)

Z a w i e d z i o n y m p r z e z f i l o z o f i ę . — Jeśli dotąd wierzyliście w najwyższą wartość życia i jeśli teraz widzicie, żeście się zawiedli, czyż zaraz trzeba go się pozbywać za najniższą cenę ?

2.

W y b r e d n y . — Można także stać się wybred­ nym w rzeczach jasności pojęć: jakże nieznośnem bywa wtedy obcowanie z ludźmi napół jasnymi, mgli­ stymi, dążącymi do czegoś i przeczuwającymi! Jakże śmiesznem a jednak nierozweselającem wydaje się ich wieczne trzpiotanie i uganianie, kiedy w istocie nie mogą wzlatywać i chwytać !

(11)

4.

P o s t ę p w o l n o m y ś l n o ś c i . — Nie można lepiej unaocznić różnicy między dawniejszą a teraź­ niejszą wolnomyślnością, jak przypominając owo zdanie, do którego rozeznania i wypowiedzenia trzeba było całej nieustraszoności minionego stulecia, choć, uważane z teraźniejszego punktu widzenia, staje się mimowolną naiwnością, — mam na myśli zdanie Woltera: »Croyez-moi, mon ami, l'erreur aussi a son

mérite«.

5.

G r z e c h p i e r w o r o d n y f i l o z o f ó w . — Fi­ lozofowie po wszystkie czasy przywłaszczali sobie zdania znawców dusz ludzkich (moralistów) i p s u l i je przez to, że brali w znaczeniu bezwzględnem, chcąc dowodzić konieczności tego, co tamci uważali tylko za wskazówki mniej więcej dokładne lub zgoła za

prawdę jedynie w jakimś kraju lub mieście w ciągu iednego dziesięciolecia. Lecz przez to właśnie wyda­ wało się filozofom, iż wznoszą się ponad moralistów. W ten sposób odnajdujemy w podstawach sławnej teoryi Schopenhauera o prymacie woli nad intelek­ tem, o niezmienności charakteru, negatywności roz­ koszy — wszystko to, tak jak on to pojmuje, jest błędem — popularne prawdy ludowe, głoszone przez moralistów. Już wyraz »wola«, który Schopenhauer przekształcił na wspólne miano dla wielu stanów człowieka i z wielką dla siebie korzyścią osobistą, jako dla moralisty, wstawił tam, gdzie się znajdowała luka w języku, ponieważ odtąd mógł mówić o »woli« tak, jak przed nim mówił o niej Pascal już »wola« Schopenhauera w rękach swego twórcy przerodziła się w klęskę dla nauki wskutek szału filozoficznego uogólniania. Albowiem twierdzić, że wszystkie twory przyrody posiadają w o l ę , znaczy to czynić z tej

woli rodzaj metafory poetyckiej; w końcu nadużyto jej w celach fałszywej objektywizacyi do najroz­ maitszych wybryków mistycznych — i wszyscy modni filozofowie powtarzają, i zdają się wiedzieć dokład­ nie, że wszystkie rzeczy posiadają jedną wolę, ba, są tą jedną wolą, (co wynosi na to, sądząc we­ dług opisu tej powszechnej i jedynej woli, jaki po­ dają, że chcą koniecznie mieć za Boga d y a b ł a g ł u p i e g o ) .

6.

P r z e c i w f a n t a s t o m . — Fantasta zaprzecza prawdy przed sobą, łgarz przed innymi.

DZIEŁĄ NIETZSCHEGO. T. XI.

3.

O b l u b i e ń c y r z e c z y w i s t o ś c i . — Kto w końcu spostrzega, jak bardzo i jak długo był wo­ dzony za nos, z gniewu rzuca się w objęcia nawet najbrzydszej rzeczywistości: tak iż ogarniając cale świata koleje, przypadali jej najlepsi oblubieńcy, --albowiem najlepsi byli zawsze oszukiwani najlepiej i najdłużej.

(12)

8.

S c e p t y c y z m c h r z e ś c i j a ń s k i . — Lubią przedstawiać teraz Piłata z jego pytaniem: co jest prawda, jako obrońcę Chrystusa, aby wszystko, co zostało poznane, oraz co poznać można, podać w po­ dejrzenie, jako pozór, i na budzącym dreszcz osta­ tecznym planie niemożliwości wiedzenia wznieść Krzyż.

9.

» P r a w o n a t u r y « j a k o p r z e s ą d . — Kiedy z takim zachwytem rozprawiacie o prawach natury,

musicie przypuszczać, że albo wszystkie rzeczy przy­ rodzone ulegają swemu prawu, z wolnego i dobrowol­ nie przyjętego posłuszeństwa — w tym przeto wy­ padku podziwiacie moralność natury —; albo zachwy­ cacie się wyobrażeniem twórcy mechanika, który zbudował najkunsztowniejszy zegar, dodając mu, jako upiększenie, ż y w e istoty. — Konieczność w przyro­ dzie staje się bardziej ludzką dzięki wyrażeniu »zgod-nie z prawami«, i jest ostatnią kryjówką dla marzeń mitologicznych.

10.

H i s t o r y i p r z y p a ś ć w u d z i a l e . — Mgliści i świat zaciemniający filozofowie, a więc wszyscy metafizycy drobniejszego i grubszego kalibru, dostają bólu oczu, uszu i zębów, skoro zaczynają podejrze­

wać: że jest coś prawdy w twierdzeniu, iż odtąd cała

filozofia należy do dziedziny historyi. Dla ich b ó l u , można im przebaczyć, że tego, kto tak mówi, ob­ rzucają kamieniami i błotem: lecz przez to sama teo­ rya na pewien czas stać się może brudną i mizerną i stracić na swym wpływie.

11.

P e s y m i s t a i n t e l e k t u . — Człowiek istot­ nie wolny duchem będzie też o duchu samym myś­ lał w sposób swobodny i nie będzie ukrywał przed sobą, co w źródle i kierunku ducha może być

za-2 *

W r o g i ś w i a t ł u . — Jeśli się komu wyjaśni, że ściśle biorąc, nigdy nie może mówić o prawdzie, lecz jedynie o prawdopodobieństwie i jego stopniach, spostrzega się zwykle po nieukrywanej radości pou­ czonego, o ile ludzie wolą niepewność horyzontu du­ chowego i jak w głębi duszy n i e n a w i d z ą prawdy za jej określoność. — Może przyczyna kryje się w tem, że wszyscy w tajemnicy lękają się, żeby zbyt jasne światło prawdy na nich samych nie padło? Chcą coś znaczyć, a więc nie powinno się widzieć, czem s ą ? Lub może jest to tylko obawa przed zbyt jasnem światłem, do którego nie przywykły ich du­ sze zmierzchowe i łatwo dające się oślepić, tak iż muszą go nienawidzić ?

(13)

trważającego. I dlatego, być może, inni okrzyczą go za najzawziętszego przeciwnika wolnomyślności i na­ dadzą mu obraźliwe i odstraszające miano »pesymi-sty intelektu«: jak to jest ich zwyczajem nazywać kogoś nie zgodnie z jego wybitną silą i cnotą, lecz według tego, co w nim jest dla nich najbardziej obcego.

12.

U k r y t y w ę z e ł e k m e t a f i z y k ó w . — Nikomu z tych, którzy z taką fanfaronadą rozprawiają o nau­ kowości swojej metafizyki, nie należy zgoła odpo­ wiadać; wystarcza pomacać węzełek, który ukrywają za plecami z pewnego rodzaju obawą: jeśli się uda go rozwiązać, wtedy ku ich zawstydzeniu ukazują się na światło dzienne rezultaty tej naukowości: mi­ ­utki Bóg kochany, przyjemna nieśmiertelność, cza­ sami trochę spirytyzmu, a w każdym razie cała kupa nędzy biednego grzesznika i pychy faryzeusza.

13.

S z k o d l i w o ś ć p o z n a n i a w p e w n y c h w y p a d k a c h . Pożytek, jaki przynosi bezwzględne poznanie prawdy, tak ustawicznie i po wiele set razy dowodzony zostaje, iż bez wahania należy się pogo­ dzić z drobnemi i rzadkiemi szkodami, jakie wskutek niego cierpieć może jednostka. Nie można zapobiec

temu, żeby chemikowi nie zdarzyło się zatruć lub oparzyć. — Co się stosuje do chemika, stosuje się do całej naszej cywilizacyi, z czego, mówiąc nawia­ sem, jasno się wywodzi, jak bardzo powinna dbać ona o maści kojące na oparzenia i o posiadanie w po­ gotowiu odtrutek.

14.

C z e g o f i l i s t e r p o t r z e b u j e k o n i e c z ­ n i e . — Filister sądzi, że przedewszystkiem potrze­ buje szmatki purpurowej lub turbanu metafizycznego, i odjąć sobie tego w żadnym razie nie pozwala, a przecież wydawałby się mniej śmiesznym bez tego stroika.

15.

M a r z y c i e l e . — Zapomocą wszystkiego, co marzyciele mówią na pochwałę swej ewangelii lub swego mistrza, bronią samych siebie, choć mogą nie wiem jak chcieć uchodzić za sędziów (nie zaś za oskarżonych), a to dla tego, że mimowolnie i niemal

co chwila przypomina się im, iż są wyjątkami, które muszą się usprawiedliwić.

(14)

22

16.

D o b r o w a b i d o ż y c i a . — Wszystkie rzeczy dobre są silnymi środkami podniecającymi do życia, nawet każda dobra książka, napisana przeciw życiu.

17.

S z c z ę ś c i e h i s t o r y k a . — »Kiedy słuchamy przemawiających wynalazczych metafizyków i za­ światowców, czujemy wprawdzie, że my, reszta, je­ steśmy ubodzy duchem, ale także, że naszym jest

świat przemiany, z wiosną i jesienią, zimą i latem, i że do tamtych należy świat zagrobowy — ze swemi nieskończonemi mgłami, swymi szarymi i chłodnymi cieniami.«— Tak mówił do siebie ktoś, przechadzając się w słońcu porannem: ktoś, w kim przy rozważaniu historyi nie tylko duch, lecz i serce przekształcało się ustawicznie na nowo i kto, w przeciwieństwie do metafizyków, czuje się szczęśliwy, że »nie jedną du­ szą nieśmiertelną«, lecz w i e l e d u s z n i e ś m i e r ­ t e l n y c h w sobie przechowuje.

18.

T r z y r o d z a j e m y ś l i c i e l i . — Bywają try­ skające, wypływające i sączące się źródła mineralne; i temu odpowiadają trzy rodzaje myślicieli. Laik oce­ nia je według obfitości wody, znawca według tego,

co woda zawiera, więc według tego, co n i e jest w nich wodą.

19.

O b r a z ż y c i a . — Wymalować obraz życia, zadanie, jakie sobie tak często stawiają poeci i filo­ zofowie, jest mimo to niedorzeczne: nawet pod ręką największych malarzy-myślicieli powstawały zawsze tylko obrazy i obrazki z j a k i e g o ś życia, mianowicie z ich życia — i nawet nic innego nie jest możliwe. W tem, co się staje, rzecz stająca się nie może się odbić jako coś stałego i trwałego, nie jako »życie w ogóle«.

20.

P r a w d a n i e z n o s i i n n y c h b o g ó w o b o k s i e b i e . — Wiara w prawdę zaczyna się od wątpie­ nia o wszystkich »prawdach«, w które się wierzyło dotychczas.

21.

O c z e m w y m a g a j ą m i l c z e n i a . - Kiedy się mówi o wolnomyślności, jako o nadzwyczaj nie­ bezpiecznej wyprawie przez lodowce i morza lodowe,

(15)

ci, co nie chcą pójść tą drogą, czują się tak obrażeni, jak gdyby wyrzucano im ich wahanie się i słabe nogi. Nie znosimy, żeby mówiono wobec nas o rze­ czy trudnej, do której czujemy, żeśmy nie dorośli.

22.

Historia in nuce. — Najpoważniejsza parodya,

jaką kiedykolwiek słyszałem, jest następująca: »na początku był nonsens i nonsens b y ł , na Boga! i Bo­ giem (boskim) był nonsens«.

23.

N i e u l e c z a l n y . — Idealista jest niepoprawny: jeśli się go wyrzuci z jego nieba, robi sobie ideał z piekła. Sprawcie, żeby się rozczarował i patrzcie! — z nie mniejszym zapałem chwyta się rozczarowania, jak dopiero co oddawał się nadziei. Jeżeli skłonność jego należy do wielkich nieuleczalnych skłonności natury ludzkiej, może sprowadzić tragiczną dolę i stać się przedmiotem Tragedyi: która w swem zało­ żeniu zajmuje się tem, co w ludzkim losie i charakte­ rze jest nieuleczalnego, niedającego się odwrócić, nieodwołalnego.

24.

O k l a s k i p r z e d ł u ż e n i e m w i d o w i s k a . — Błyszczące oczy i życzliwy uśmiech są rodzajem oklasków, którymi nagradza się całą wielką kome-dyę świata i bytu, — ale zarazem komedyą w ko-medyi, która ma innych spektatorów pociągnąć do

»plaudite amici«.

25 .

O d w a g a b y ć n u d n y m . — Kto nie posiada męstwa, żeby jego samego i jego dzieło znajdowali nudnym, nie należy z pewnością do duchów najwięk­ szych, czy to w sztukach, czy w naukach. — Śmie­ szek, któryby wyjątkowo był zarazem myślicielem, mógłby, patrząc na świat i historyę dodać: »Bóg tego męstwa nie miał; wszystkie rzeczy chciał uczy­ nić i uczynił zanadto interesującemi«.

26.

Z n a j w n ę t r z n i e j s z e g o d o ś w i a d c z e ­ n i a m y ś l i c i e l a . — Nic niema trudniejszego dla człowieka od pojmowania jakiejś rzeczy nieosobowo: rozumiem przez to, żeby widział w niej właśnie rzecz, nie zaś o s o b ę : ba, możnaby nawet zapytać, czy wogóle jest dlań rzeczą możliwą, choćby na chwilę zatrzy­ mać mechanizm swego popędu tworzącego i

(16)

wymyś-lającego osoby. Obcuje bo nawet z myślami, choćby były najbardziej oderwane, tak jak gdyby były indy­ widuami, z któremi trzeba walczyć, łączyć się, które trzeba ochraniać, któremi trzeba się opiekować, które trzeba odżywiać. Podpatrzmy i podsłuchajmy tylko siebie samych, w owych chwilach, kiedy słyszymy, lub odkrywamy nowe jakieś dla siebie twierdzenie. Zdarzyć się może, że się nam nie podoba, ponieważ występuje tak dumnie, tak pysznie: nieświadomie za­ pytujemy się siebie, czybyśmy nie mogli postawić mu u boku jego przeciwieństwa, niby wroga, czybyśmy nie mogli doń doczepić jakiegoś »może«, lub »nie­ kiedy«, już słówko »prawdopodobnie« jest dla nas zadośćuczynieniem, ponieważ niweczy przykrą tyra­ nię osobistą bezwzględności. Przeciwnie, kiedy owo nowe zdanie występuje w formie łagodniejszej, deli­ katne, cierpliwe i pokorne, niby samo padające w obję­ cia przeczeniu, tedy zapomocą innej próby doświad­ czamy swego samowładztwa: jakżeż to, c z y ż możemy tej słabej istocie odmówić pomocy, nie pieścić jej i nie karmić, nie udzielić jej siły, pełni, prawdziwo-ści, ba, nawet bezwzględności? C z y ż nie możemy obejść się z nią po ojcowsku, po rycersku, ze współ-czuciem? — Kiedyindziej znowu spostrzegamy tu pe­ wien sąd i tam pewien sąd, które ani patrzą na sie­ bie, ani ku sobie się nie zbliżają: wtedy łaskocze nas myśl, czyby się nie udało urządzić tutaj małżeństwa, wyciągnąć w n i o s k u , i z góry już doznajemy przy­ jemnego uczucia, że jeśliby z tego wniosku wypły­ nęły skutki, tedy by honor przypadł nietylko obu są dom, pozostającym w związku małżeńskim, lecz także i swatom. Jeśli jednak z ową myślą nie można sobie poradzić ani drogą oporu i niechęci, ani też drogą

życzliwości (i jeśli uważa się ją za p r a w d z i w ą —) tedy poddajemy się jej, i hołd składamy jako wo­ dzowi i księciu, umieszczamy ją na tronie i nie mó­ wimy o niej inaczej jak z uroczystością i dumą: gdyż w j e j blasku błyszczymy i my. Biada temu, ktoby ją chciał przyćmić. Niech się jednak zdarzy, że pewnego dnia ta sama myśl wyda się nam po­ dejrzaną: — wtedy niezmordowani twórcy królów

(king-makers) w dziejach ducha strącamy ją z tronu

i pośpiesznie wznosimy jej przeciwniczkę. Nie wadzi to rozważyć i pomyśleć jeszcze głębiej; z pewnością nikt nie będzie mówić wtedy o »popędzie naukowym samym w sobie«! — Czemu więc człowiek przekłada p r a w d ę nad nieprawdę w tej p o t a j e m n e j walce idei osób, w tem najczęściej ukrytem kojarzeniu mał-źeństw między myślami, w tem budowaniu państw w dziedzinie myśli, w tem wychowywaniu, pielęgno-waniu myśli i udzielaniu im pomocy, jakiej się udziela ubogim i chorym? Z tego samego powodu, dla ja­ kiego się rządzi s p r a w i e d l i w o ś c i ą w obcowa-niu z osobami rzeczywistemi: d z i ś , z przyzwyczaje-nia, dziedziczności i przyuczeprzyzwyczaje-nia, p i e r w o t n i e , po-nieważ prawda — tak jak słuszność i sprawiedli­ wość — jest p o ż y t e c z n i e j s z a i z a s z c z y t ­ n i e j s z a od nieprawdy. Albowiem w państwie myśli nie łatwo zachować w ł a d z ę i s ł a w ę , jeśli się opierają na błędzie lub kłamstwie: poczucie, iż taka bu­ dowa zawsze kiedyś zwalić się może, jest u p o k a ­ r z a j ą c e dla świadomości budowniczego; wstyd go kruchości materyału, i chciałby, ponieważ sam siebie bierze p o w a ż n i e j , niż cały świat pozostały, nie robić nic, coby nie było t r w a l s z e , niż cały świat pozostały. W żądzy prawdy obejmuje wiarę w nieśmiertelność

(17)

osobistą, to znaczy najdumniejszą, najwznioślejszą myśl, jaka kiedykolwiek istniała, albowiem wiąże się ona najściślej z ukrytą myślą: «pereat mundus, dum ego

salvus sum!« Dzieło własne przekształca się w ego,

sam przekształca się w rzecz nieprzemijającą, stawia­ jącą czoło przeciw wszystkiemu. Jego to niezmierzona duma wymaga, żeby do dzieła używać tylko najlep­ szych, najtwardszych kamieni, a więc prawd, lub tego, co za prawdy uważa. Słusznie po wszystkie czasy wymieniano p y c h ę , jako »występek wiedzą­ c y c h « — jednak bez tego płodnego występku źleby było z prawdą i jej znaczeniem na ziemi. W tem je­ dnak, że czujemy s t r a c h przed swymi własnymi myślami, pojęciami, wyrazami, lecz że zarazem siebie samych w nich c z c i m y , mimowolnie przypisujemy im prawo nas samych nagradzać, potępiać, chwalić i ganić, w tem więc, że obcujemy z nimi jako z wol-nemi osobami duchowemi, z siłami niezależwol-nemi, jako równi z równymi — w tem kryje się korzeń tego rzadkiego zjawiska, które nazwałem »sumieniem in-telektualnem«. — T a k więc i w tym wypadku coś moralnego w najlepszem znaczenia zakwitło z »ko­ rzenia czarnego«.

27.

O b s k u r a n c i . — Rzeczą zasadniczą w czar­ nej magii obskurantyzmu nie jest to, że chce przy­ ćmić głowy, lecz że obraz świata chce zaczernić, na­ sze w y o b r a ż e n i e o b y c i e p r z y c i e m n i ć . D o tego, wprawdzie, u ż y w a często środka, polegającego na tem, żeby przeszkodzić oświacie umysłów,

nie-kiedy jednak używa środka wprost przeciwnego i przez najwyższe wysubtelnienie intelektu stara się wywołać p r z e s y c e n i e jego owocami. Subtelni metafizycy, przygotowujący sceptycyzm i wywołujący swą nad­ mierną bystrością umysłu niedowierzanie do bystrości umysłu wogóle, są dobremi narzędziami tego bardziej subtelnego obskurantyzmu. Jestże możliwe, że sa­ mego Kanta można użyć w tym celu? co więcej, że według jego własnego osławionego oświadczenia on sam, przynajmniej przez pewien czas, c h c i a ł cze­ goś podobnego: utorować drogę dla w i a r y , przez wytknięcie szranek dla w i e d z y ? — co mu się wprawdzie nie powiodło; ani jemu, ani jego następ­ com na wilczych i lisich ścieżkach tego nadzwyczaj wysubtelnionego i niebezpiecznego, ba, najniebezpiecz­ niejszego obskurantyzmu: ponieważ czarna magia ukazuje się tutaj w aureoli świetlnej.

28.

J a k i e g o r o d z a j u f i l o z o f i a j e s t z g u b n a d l a s z t u k i . — Kiedy mgłom metafizyczno-mistycz-nej filozofii powiedzie się wszystkie zjawiska este­ tyczne uczynić n i e p r z e z r o c z y s t e m i , w y p ł y w a stąd, że nie można ich o c e n i a ć między sobą, ponie­ w a ż żadne oddzielne zjawisko nie daje się wyjaśnić. Lecz jeśli nie można porównywać ich ze sobą dla oceny, w końcu zjawia się zupełna b e z k r y t y c z -n o ś ć , ślepe zgadza-nie się -na wszystko: stąd jed-nak znowu stałe zanikanie r o z k o s z y , jakiej dostarcza sztuka, która tylko przez najbardziej zaostrzony smak

(18)

i rozróżnianie różni się od surowego zaspakajania potrzeby. Im bardziej jednak zanika rozkosz, tem bardziej pragnienia artystyczne przekształcają się w pospolity głód, który artysta stara się zaspokoić przez coraz bardziej ordynarny pokarm.

29.

W G e t s e m a n e . - Najboleśniejsze, co myś­ liciel rzec może do artystów, brzmi: »nie możecie przeto c z u w a ć z e m n ą nawet jednej godziny?«

30.

Z a w a r s z t a t e m t k a c k i m . — Wobec nie­ licznych, którzy znajdują uciechę w rozwiązywaniu węzłów i rozsnuwaniu wątków, wielu pracuje w kie­ runku odwrotnym (naprzykład wszyscy artyści i ko­ biety), żeby je coraz na nowo związywać i plątać, a tak żeby rzeczy zrozumiane przekształcać w niezrozumiane, a jeśli można w niedające się zrozumieć. Co wreszcie na tem się kończy — że oczka i tkaniny zawsze mu­ szą być cokolwiek zbrukane, ponieważ za wiele rąk pracuje nad niemi i ciągnie je do siebie.

31.

W p u s t y n i n a u k i . — Człowiekowi nauko­ wemu w jego skromnych i mozolnych wędrówkach,

które, niestety, dość często muszą być wędrówkami przez pustynie, ukazują się owe świetlne miraże, które nazywają się »systemami filozoficznymi«: z czarowną siłą złudzenia migają rozwiązaniem wszystkich zaga­ dek i obiecują w pobliżu najświeższy napój prawdzi­ wej wody życia; serce upaja się radością, a znużony dotyka niemal już wargami celu całej naukowej wy­ trwałości i trudu, tak że mimowolnie porywa się na­ przód. To prawda, niektóre natury stają jak ogłu­ szone przed pięknem złudzeniem: pustynia pochłania je, dla nauki są umarłe. Inne znowu, które doświad­ czyły już nieraz owych pociech subjektywnych, do­ znają niezmiernego zniechęcenia i przeklinają słony smak, jaki owe zjawiska pozostawiają w ustach, i z którego powstaje wściekle pragnienie — kiedy tym­ czasem ani o jeden krok nie zbliżamy się do żadnego źródła.

32.

R z e k o m a » r z e c z y w i s t o ś ć r z e c z y w i ­ s t a « . — Przedstawiając oddzielne typy zawodowe, np. wodza, tkacza, marynarza, poeta przybiera po­ zory takiego, który te rzeczy zna do gruntu i jak gdyby był człowiekiem w i e d z ą c y m ; więcej jesz-cze, wykładając czyny i losy ludzkie, zachowuje się tak, jak gdyby był obecny przy zakładaniu osnowy świata: w tem znaczeniu jest oszustem. I oszustwa swoje popełnia przed ludźmi n i e o ś w i e c o n y m i — wskutek czego miewa powodzenie: ci nie szczędzą mu swych pochwał dla jego prawdziwego i

(19)

głębo-kiego znawstwa i doprowadzają go w końcu do idei obłędnej, że rzeczywiście zna te rzeczy tak dobrze, jak znawcy i specyaliści, ba, jak sam twórca świa­ tów. W rezultacie przeto oszust staje się uczciwym i wierzy w swoją prawdomówność. Ludzie wrażliwi dochodzą do tego, że mu to mówią nawet w oczy, iż posiada prawdę i prawdomówność w y ż s z ą , — oni bowiem bywają czasami znużeni rzeczywistością i marzenie poetyckie jest wtedy dla nich wytchnie­ niem i odpoczynkiem nocnym, dobroczynnym dla głowy i serca. To, co się ukazuje w marzeniu, wy­ daje się im teraz, iż jest więcej warto, ponieważ, jak się rzekło, odczuwają je, jako rzecz bardziej dobro­ czynną: a ludzie zawsze sądzili, iż to, co wydaje się posiadać większą wartość, jest prawdziwe, rzeczywi­ ste. Poeci, ś w i a d o m i tej władzy, rozmyślnie zmie-rzają do tego, żeby to, co zwykle nazywa się rze­ czywistością, oczernić i w niepewne, pozorne, nie-prawdziwe, grzeszne, bolesne, zwodzicielskie prze-kształcić, korzystają z wszystkich wątpliwości co do granic poznania, ze wszelkich wykroczeń sceptycz­ nych, żeby rozciągnąć nad rzeczami fałdzistą zasłonę niepewności, a przez to, żeby w tem przyćmieniu ich czarnoksięstwo i magia duchowa bez ochyby były rozumiane jako drogą do »prawdziwej prawdy«, do rzeczywistej rzeczywistości!

33.

C h c i e ć b y ć s p r a w i e d l i w y m , a c h c i e ć być sędzią. — Schopenhauer, którego wielkie

znaw-stwo rzeczy ludzkich i arcyludzkich, pierwotny zmysł faktyczny nie mało ucierpiały od pstrokatej skóry leo-pardziej jegoż metafizyki (tę trzeba zeń ściągnąć, żeby pod nią odkryć prawdziwy geniusz moralisty), Schopenhauer czyni doskonalą różnicę, przez którą ma więcej słuszności, niż to sobie sam przyznaje: » wniknięcie w ścisłą konieczność postępków ludzkich jest linią graniczną, oddzielającą głowy f i l o z o f i c z ­ ne od i n n y c h « . To potężne wejrzenie, na które przez pewien czas miał oczy otwarte, sam paraliżo­ wał w sobie wskutek owego przesądu, wspólnego mu jeszcze z ludźmi moralnymi (n i e moralistami), które tak niewinnie i z wiarą wypowiada: »ostateczne i prawdziwe rozwiązanie wewnętrznej istoty całości rzeczy koniecznie musi być w związku ścisłym z roz­ wiązaniem etycznego znaczenia postępków ludzkich« — co właśnie zgoła nie jest »konieczne« ; przeciwnie, raczej zostaje obalone przez owo twierdzenie o ścis­ łej konieczności postępków ludzkich, to jest bezwa-runkowej niewolności i nieodpowiedzialności woli. Głowy filozoficzne będą się tedy różnić od innych tem, że nie wierzą w metafizyczne znaczenie moral­ ności: i to wytworzy między niemi przepaść tak głę­ boką i nieprzebytą, iż przepaść, istniejąca obecnie między » wykształconymi« a » ni e wykształconymi«, na którą się tak uskarżają, zaledwie daje o niej pojęcie. Wprawdzie tylne furtki, jakie sobie zosta­ wiają »głowy filozoficzne«, podobnie jak sam Scho­ penhauer, muszą zostać uznane za bezpożyteczne: ż a d n a nie prowadzi na wolność, na powietrze wol­ nej woli; poza każdą, przez którą wymykano się do-tychczas, ukazuje się spiżowo spoglądająca ściana fatum: w więzieniu j e s t e ś m y , wolnymi możemy

(20)

w y o b r a ż a ć się tylko, nie zdołamy u c z y n i ć się nimi. Ze temu poznaniu nie długo już opierać będzie się można, ukazują zrozpaczone i nieprawdopodobne pozy-cye i szamotania się tych, którzy je atakują, żeby walkę przedłużyć. — Oto co się obecnie mniej więcej dzieje w ich obozie: »a więc nikt nie jest odpowie­ d z i a l n y ? « I jednak wszędzie grzech i poczucie grzesz­ ności. Ależ musi ktośkolwiek być grzesznikiem: nie­ możliwa i odtąd niewolno oskarżać i potępiać jedno­ stki, tej biednej fali stawania się — dobrze więc: niech będzie grzesznikiem sama igraszka fal: stawa­ nie się: tutaj działa wolna wola, tutaj można oskar­ żać, potępiać, pokutować i czynić skruchę: niechaj tedy B ó g b ę d z i e g r z e s z n i k i e m , a c z ł o w i e k j e g o o d k u p i c i e l e m : niechaj historya świata bę­ dzie zarazem winą, potępieniem siebie i samobój­ stwem; złoczyńca niechaj się stanie swym sędzią, sę­ dzia własnym katem«. — T e n c h r z ę ś c i j a n i z m o d w r ó c o n y d o g ó r y n o g a m i — bowiem cóż t o jest innego? — to także ostatni sztych w walce do­ ktryny o bezwarunkowej moralności z doktryną o bezwarunkowej niewoli — rzecz straszliwa, jeśliby była czemś w i ę c e j , niż g r y m a s e m l o g i c z n y m , więcej, niż odrażającem wykrzywieniem dogorywa­ jącej myśli — być może, skurczem śmiertelnym zroz­ paczonego i szukającego ratunku serca, któremu obłęd podszeptuje: »Oto jesteś baranek, który nosi grzechy boskie na sobie«. — Błąd tkwi nietylko w poczuciu: »jam jest odpowiedzialny«, lecz również w owem przeciwieństwie: »jam nie jest odpowie­ dzialny, lecz ktoś musi nim być przecież«. — To także nieprawda: filozof przeto powinien rzec, jak Chrystus: »nie sądźcie«, i ostatnia różnica między

głowami filozoficznemi i pozostałemi byłaby ta: że tamte chcą być s p r a w i e d l i w a , a te pragną być s ę d z i a m i .

34.

P o ś w i ę c e n i e . — Sądzicie, że cechą czynu moralnego jest poświęcenie? — Pomyślcie tedy co­ kolwiek nad tem, że w każdym czynie, spełnionym po namyśle, zawiera się poświęcenie, zarówno w naj­ gorszym, jak w najlepszym.

35.

P r z e c i w t y m , c o b a d a j ą m o r a l n o ś ć p r z e z m i k r o s k o p . — Trzeba znać czyny najlep­ sze i najgorsze, do jakich człowiek jest zdolny, jak w wyobraźni, tak w rzeczywistości, żeby móc osą­ dzić, jak silna jest jego natura moralna. Ale dowie­ dzieć się tego jest rzeczą niemożliwą.

36.

Z ą b ż m i i . — C z y ma się, czy się nie ma zęba żmii, nie wie się o tem, dopóki ktoś na nas nie nastąpił. Kobieta lub matka powiedziałaby: dopóki ktoś nie nadepnął na nasze ukochanie lub dziecko. —

(21)

Charakter nasz bardziej jeszcze zależy od tego, czego nie przeżywamy, niż od tego, co się przeżywa.

37.

O s z u s t w o w m i ł o ś c i . — Niejedno zapo­ mina się z przeszłości i rozmyślnie wyrzuca z pa­ mięci, to znaczy, chcemy, żeby obraz, spoglądający ku nam z przeszłości, okłamywał nas, schlebiał na­ szej mglistości — pracujemy bez przerwy nad tem oszukiwaniem samych siebie. — I wy, co tyle »o za­ pominaniu o sobie w miłości«, »o rozpływaniu się swego ja w innej o s o b i e « mówicie, i chwalicie się tyle, sądzicie, że jest to coś zasadniczo innego? Roz­ bija się więc zwierciadło, przeistacza się siebie w ima-ginacyi w inną osobę, którą się podziwa, rozkoszuje się nowym obrazem swojego ja, chociaż nadaje mu się miano innej osoby — i całe to zjawisko ma n i e być oszukiwaniem samego siebie, ma n i e być samo lubstwem — jakże ja was podziwiam ! Sądzę, że ci, co p r z e d s o b ą coś ukrywają i ci, co jako ca­ łość ukrywają się przed sobą, podobni są do siebie z tego, że w skarbcu poznania popełniają k r a d z i e ż : w y p ł y w a stąd jasno, przed jakiego rodzaju przestęp­ stwem ostrzega zdanie: »poznaj samego siebie«.

38.

W y p i e r a j ą c e m u s i ę p r ó ż n o ś c i . — Kto wypiera się próżności, posiada ją zwykle w formie

tak brutalnej, że instynktownie zamyka na nią oczy, gdyż inaczej musiałby gardzić sobą.

39.

C z e m u g ł u p i s t a j ą s i ę t a k c z ę s t o z ł o ­ ś l i w y m i . — Na zarzuty przeciwnika, przeciw któ­ rym głowa czuje się zbyt słabą, odpowiada serce podejrzeniem motywów tych zarzutów.

40.

S z t u k a w y j ą t k ó w m o r a l n y c h . — K u sztuce, ukazującej i wysławiającej wyjątki moralne — to, gdzie dobro złem, niesprawiedliwość sprawiedli­ wością się staje —, wolno rzadko tylko skłaniać ucho: podobnie jak od cyganów kupuje się czasami coś niecoś, zawsze jednak z obawą, iż przy tem zwędzą daleko więcej, niż zyskuje się na kupnie.

41.

U ż y w a n i e i n i e u ż y w a n i e t r u c i z n . — Jedyny argument rozstrzygający, który po wszystkie czasy powstrzymywał ludzi od zażywania trucizny, nie polegał na tem, że trucizna zabija, lecz że ma smak nieprzyjemny.

(22)

42.

43.

S u m i e n i e . — Wygodniej słuchać głosu su­ mienia, niż rozumu: albowiem w każdem niepowo­ dzeniu ma się uniewinnienie i otuchę. Oto dlaczego tak wiele jeszcze jest ludzi sumiennych w porówna­ niu z ilością rozumnych.

44.

R ó ż n e ś r o d k i p r z e c i w z g o r z k n i e n i u . — Dla jednego temperamentu jest z pożytkiem, kiedy gniew swój może wylać w słowach: mowa czyni człowieka słodszym. Inny temperament dopiero wtedy, kiedy się wypowie, nabiera całej właściwej sobie goryczy: temu należy raczej doradzać, żeby coś ze swego gniewu strawił: przymus, jaki tego rodzaju ludzie nakładają sobie wobec nieprzyjaciół lub

prze-łożonych, polepsza ich charakter i chroni, żeby się nie stali zbyt ostrzy i kwaśni.

45.

N i e b r a ć z b y t c i ę ż k o . — Odleżeć sobie ciało do ran nieprzyjemnie, ale nie jest jeszcze żadnym dowodem przeciw metodzie kuracyi, która nakazuje położyć się do łóżka. — Ludzie, którzy długo żyli życiem zewnętrznem i w końcu zwrócili się do filo­ zoficznego życia wewnętrznego i samotniczego, wie­ dzą, że jest też rodzaj ran umysłu i uczucia od le­ żenia. Nie jest to więc żadnym argumentem przeciw trybowi życia w zasadzie, lecz czyni koniecznymi małe wyjątki i pozorne powroty do d a w n c h nałogów.

46.

L u d z k a » r z e c z s a m a w s o b i e « . — Naj-wrażliwszą rzeczą, a przecież najbardziej niepoko­ naną jest próżność ludzka: ba, od doznanych ran wzrasta jej siła, i w końcu może się stać olbrzymią.

47.

K o m e d y a w i e l u p r a c o w i t y c h . — Nad­ miernym wysiłkiem zdobywają sobie czas wolny i nie Ś w i a t b e z p o c z u c i a g r z e c h u . — Gdyby

popełniano tylko takie czyny, które nie pociągają za sobą wyrzutów sumienia, wyglądałby świat ludzki zawsze jeszcze dość źle i łajdacko: lecz nie tak cho­ robliwie i żałośnie, jak teraz. — Po wszystkie czasy żyło dość ludzi złych b e z sumienia: i wielu ludziom dobrym i dzielnym brak było poczucia radości z czy­ stego sumienia.

(23)

wiedzą potem, coby z nim zrobić innego, jak liczyć godziny, dopóki ten czas nie upłynie.

48.

R a d o w a ć s i ę w i e l e . — Kto wiele się ra­ duje, musi być człowiekiem dobrym: ale, być może, nie jest najmądrzejszym, chociaż właśnie osiąga to, do czego najmądrzejszy całą swą siłą dąży.

49.

W z w i e r c i a d l e p r z y r o d y . — C z y ż nie określa to dosyć dokładnie człowieka, kiedy słyszymy, że lubi przechadzać się między zagonami żółtego zboża, że przekłada nad wszystkie inne wyżarzone i pożółkłe jesienne barwy kwiatów i lasów, ponieważ zapowiadają coś piękniejszego, niż to, co przyroda kiedykolwiek osiągnęła, że pod wielkiemi koronami z soczystych liści orzechowych czuje się zupełnie swojsko, jak między blizkimi krewnymi, że w górach największą jego radością jest spotykać owe osamot­ nione jeziora, z których sama samotność zdaje się ku niemu spoglądać, że lubi ową szarą ciszę mgli­ stego zmierzchu, która na jesieni i wczesną zimą podkrada się pod same okna, i od wszelkiego szmeru jakby zasłoną aksamitną oddziela, że w dziewiczej skale odczuwa pozostały z prawieków znak, sprag­ niony mowy, czcigodny od czasów dzieciństwa, i że

wreszcie morze ze swą ruchomą skórą wężową i dra­ pieżną pięknością jest i będzie zawsze mu obce? — Z pewnością, na c o ś , co jest w tym człowieku, rzeczy te wskazują: lecz zwierciadło przyrody nie mówi nic o tem, że ten sam człowiek, z całą swą idyliczną wrażliwością (nie zaś »pomimo jej«) może być samo­ lubnym, drobiazgowym i zarozumiałym. Horacy, który się znal na rzeczach podobnych, najdelikatniejsze poczucie życia wiejskiego włożył w usta i duszę l i c h w i a r z a rzymskiego, w swojem s ł a w n e m :

»beatus ille qui procul negotiis«.

50.

P o t ę g a b e z z w y c i ę s t w . — Najsilniejsze po­ znanie (o zupełnej niewolności ludzkiej woli) w skutki jest przecież najuboższe: ponieważ zawsze miało naj­ silniejszego przeciwnika: ludzką próżność.

51.

W e s e l e i b ł ą d . — Pierwsze mimowolnie udziela się dobroczynnie przyjaciołom dzięki swej istocie, drugie rozmyślnie za pośrednictwem czynów właściwych. Chociaż pierwsze u c h o d z i z a coś wyższego, to jednak tylko drugie daje czyste sumie­ nie i wesele wesele, jakie sprawiają dobre czyny; uczucie to opiera się na wierzeniu w dowolność na­ szych dobrych i złych czynów, to znaczy na błędzie.

(24)

52.

G ł u p i o j e s t p o p e ł n i a ć n i e p r a w o ś c i . — Własną nieprawość, którą się popełnia względem kogoś, znosi się daleko ciężej, niż cudzą (i to nie ze względów moralnych, proszę zauważyć d o b r z e — ) ; sprawca zawsze jest właściwie tym, który cierpi, mia­ nowicie, k i e d y daje do siebie przystęp wyrzutom sumienia, lub przekonaniu, że przez swój postępek uzbroił przeciw sobie społeczeństwo i w ten sposób odosobnił się. Przeto należy już dla samego wewnętrz­ nego swego szczęścia, żeby nie stracić zadowolenia, zupełnie niezależnie od wszystkiego, co nakazuje re­ ligia i moralność, strzec się nieprawości więcej jesz­ cze, niż doznawania nieprawości: w tym bowiem wy­ padku ma się pociechę, płynącą z czystości sumie­ nia, z nadziei na zemstę, na uznanie ludzi prawych, ba, nawet całego społeczeństwa, które odczuwa strach przed złoczyńcami. — Nie mało jest ludzi, którzy się rozumieją na brudnej sztuce oszukiwania siebie, żeby każdą własną nieprawość przekuć na cudzą i na wyrządzoną im samym, i dla usprawiedliwienia tego, co sami popełnili, uzyskać prawo wyjątkowe obrony koniecznej: aby w ten sposób łatwiej swój ciężar podźwignąć.

53.

Z a w i ś ć g ł o ś n a i z a w i ś ć m i l c z ą c a . — Zawiść zwyczajna zwykła gdakać, jak tylko kura, której zazdrości, zniesie jajo: to sprawia jej ulgę

54.

G n i e w s z p i e g i e m . — Gniew wyczerpuje duszę i obnaża ją do samego spodu. Dlatego, jeśli inaczej nie potrafimy rozświetlić stosunków wokół siebie, należy umieć doprowadzić do gniewu otocze­ nie, zwolenników i przeciwników, aby się wreszcie dowiedzieć, co w rzeczywistości przeciw nam się zwraca, i co o nas myślą.

55.

O b r o n a m o r a l n i e t r u d n i e j s z a o d n a -p a d a n i a . — Prawdziwe bohaterstwo i mistrzo-stwo człowieka dobrego polega nie na tem, że, na padając na rzecz, nie przestaje lubić osoby, lecz na czemś o wiele trudniejszem, że b r o n i własnej s p r a w y , nie wyrządzając i nie chcąc wyrządzić przykrości osobie, na którą napada. Miecz do na­ tarcia jest szlachetny i szeroki, miecz do obrony wy­ dłuża się zwykle jak szpilka.

i sama staje się łagodniejszą. Istnieje jednak zawiść głębsza: ta milczy w takim wypadku jak grób, i pra­ gnie, żeby teraz wszYstkie usta były zamurowane, a szaleje coraz bardziej, jeśli właśnie tak się nie dzieje. Zawiść milcząca wzrasta w milczeniu.

(25)

56.

57.

R o z ż a r z o n e w ę g l e . — Zgarnianie rozżarzo­ nych węgli na cudzą głowę zwykle b y w a nierozu-miane i zawodzi, ponieważ inny czuje się również w prawie do tego, i ze swej strony myślał także o zgarnianiu węgli.

58.

N i e b e z p i e c z n e k s i ą ż k i . — Oto ktoś mówi: » spostrzegam na sobie samym: ta książka jest szkod­ liwa«. Ale niechno poczeka, a może przyzna się pew­ nego dnia, że ta sama książka okazała mu wielką usługę, ponieważ wydobyła na wierzch ukrytą cho­ robę jego serca i uczyniła ją w ten sposób wi­ doczną. -- Zmiana poglądów nie pociąga za sobą zmiany charakteru człowieka (lub w małym stopniu tylko); natomiast oświetla pewne strony konstelacyi

jego osobistości, które dotychczas przy innej konste­ lacyi poglądów pozostawały w cieniu i nie dawały się poznać.

59.

O b ł u d n e w s p ó ł c z u c i e . — Udaje się współ­ czucie, kiedy się chce p o k a z a ć wyższym nad uczucie wrogie: ale zwykle napróżno. Spostrzeżenie tego nie obywa się bez silnego zarazem wzrostu wrogości wspomnianej.

60.

J a w n a o p o z y c y a d z i a ł a c z ę s t o p o j e -d n a w c z o . — W chwili, kie-dy ktoś jawnie -daje po­ znać różnicę poglądów między sobą a sławnym wo­ dzem partyjnym lub mistrzem, cały świat sądzi, że, czyniąc tak, musi mieć urazę do przeciwnika. L e c z zdarza się, że właśnie w tej chwili ustępuje uraza, ponieważ poważył się samego siebie postawić obok

niego, i pozbył się męki, jaką sprawia niewypowie-dziana zazdrość.

61.

S w o j e w ł a s n e ś w i a t ł o w i d z i e ć . — W pochmurnych stanach smutku, choroby, skruchy, U c z c i w y w b r e w u c z c i w o ś c i . — Czło­

wiek publicznie okazujący, iż jest uczciwym wzglę­ dem siebie, w końcu zawsze wyrabia sobie bardzo wysokie mniemanie o swej uczciwości: wie bowiem aż nadto dobrze, dlaczego jest uczciwy — z tego sa­ mego powodu, dla którego inny wybiera pozory i uda-wanie.

(26)

miło nam widzieć, iż jednak dla innych świecimy jeszcze, i że wkoło nas spostrzegają jasny blask księżycowy. Na tej drodze pośredniej uczestniczymy w swej własnej zdolności o ś w i e c a n i a .

62.

R a d o ś ć p o d z i e l a ć . — Żmija, kąsając, myśli, że zadaje nam ból, i raduje się z tego; zwierzę, sto­ jące najniżej, posiada zdolność wyobrażania sobie obcego b ó l u . Ale wyobrażać sobie cudzą radość i radować się przy tem jest najwyższym przywilejem najwyższych zwierząt, i z tych dostępne tylko naj­ bardziej wyszukanym egzemplarzom — to znaczy rzadko jest humanum: tak iż byli filozofowie, co istnienia wspólnej radości zaprzeczali.

63.

C i ą ż a n a s t ę p c z a . — Ci, co doszli do dzieł i czynów swoich, nie wiedząc jak, tem bardziej ob­ noszą się ze swoją ciążą po fakcie: jak gdyby chcąc dowieść, iż są to dzieci ich, nie zaś przypadku.

64.

T w a r d o ś ć s e r c a z p r ó ż n o ś c i . — Jak prawość zbyt często bywa płaszczem, pod którym

kryje się słabość, tak nieraz ludzie prawie myślący lecz słabi uciekają się do udawania i jawnie postę­ pują niesprawiedliwie i okrutnie — żeby pozostawić wrażenie siły.

65.

U p o k o r z e n i e . - Jeśli ktoś w pełnym worze ofiarowanych sobie korzyści znajduje choćby jedno ziarno upokorzenia, to i wtedy jeszcze robi złą minę przy dobrej grze.

66.

H e r o s t r a t y z m k r a ń c o w y . — Mogliby się zdarzyć Herostratesowie, coby własną świątynię, w której doznają czci ich własne posągi, zdolni byli podpalić.

67.

Ś w i a t n a z w z d r o b n i a ł y c h . — Okoliczność, iż wszystko, co słabe i potrzebuje pomocy, przema­ wia nam do serca, wyrabia przyzwyczajenie, że wszystkiemu, co nam przemawia do serca, nadajemy nazwy zdrobniale, osłabione — a więc w poczuciu własnem c z y n i m y słabem i potrzebującem pomocy.

(27)

68.

69.

N a t r ę c t w o . Jest też rodzaj natręctwa względem dzieł; młodzieniaszkiem będąc jeszcze, jako naśladowca, łączyć swe imię na stopie równości z naj-znakomitszemi dziełami wszystkich czasów, dowodzi zupełnego braku wstydu. — Inni bywają natrętni tylko z braku wykształcenia: nie wiedzą, z kim mają do czynienia - zdarza się to często młodym i sta­ rym filologom względem dzieł Greków.

70.

W o l a w s t y d z i s i ę i n t e l e k t u . — Z ca­ łym chłodem układamy rozumne plany przeciw swym namiętnościom: następnie jednak wpadamy w naj­ grubszy błąd przeciw temu, bowiem w chwili, kiedy postanowienie ma być wykonane, wstydzimy się chłodu i rozwagi, z jakimi je powzięliśmy. I popełniamy wtedy coś zupełnie nierozumnego z owego rodzaju

przekornej wielkoduszności, jaką każda namiętność z sobą przynosi.

D l a c z e g o s c e p t y c y n i e p o d o b a j ą s i ę m o r a l n o ś c i . — Kto swoją moralność ceni wy­ soko i bierze poważnie, ten dąsa się na sceptyków w dziedzinie moralności: bowiem to, na co wszystkie swe siły poświęca, należy p o d z i w i a ć , nie zaś ba­ dać i wątpić. — Następnie, bywają natury, których r e s z t k i moralności polegają właśnie na wierze w moralność: ci także zachowują się względem sce­ ptyków, jeśli możliwa, jeszcze namiętniej.

72.

L ę k l i w o ś ć . -— W s z y s c y moraliści są lękliwi, ponieważ wiedzą, że skoro ludzie zauważą ich skłon­ ność, wezmą ich za szpiegów i zdrajców; następnie, poczuwają się do bezsilności w działaniu, gdyż w chwili działania motywy czynu niemal zupełnie odciągają ich uwagę od samego dzieła.

73.

N i e b e z p i e c z e ń s t w o d l a m o r a l n o ś c i p o w s z e c h n e j . -- Ludzie szlachetni i zarazem

D Z I E Ł A N I E T Z S C H E G O . T. X I . 4

W a d y w s p ó ł c z u c i a . — Współczucie po­ siada za towarzyszkę szczególną bezczelność: ponie­ waż za wszelką cenę chce pomóc, nie troszczy się ani o środki leczenia, ani o rodzaj i przyczynę cho­ roby, lecz odważnie rzuca się z maściami na zdro­ wie i reputacyę chorego.

(28)

uczciwi potrafią wszelkie dyabelstwo, które się naro­ dzi z ich uczciwości, uczynić boskiem, a przez to, na pewien czas, wagi sądu moralnego zatrzymać.

74.

B ł ą d n a j b a r d z i e j g o r z k i . — Obrazą nie do darowania jest to, kiedy się odkryje, że tam, gdzie byliśmy przekonani, iż nas kochają, uważano nas tylko za sprzęt domowy i upiększenie komnat, któ­ rymi pan domu zadowalał swą próżność wobec gości.

75.

M i ł o ś ć i d u a l i z m . — Cóż jest innego mi­ łość, jeżeli nie to, iż pojmujemy i cieszymy się, że ktoś inny żyje, działa i odczuwa inaczej, niż my? Żeby miłość z radością mogła przerzucić mosty przez prze­ ciwieństwa, nie powinna ani ich znosić, ani zaprze­ czać. — Nawet miłość własna, jako warunek, za­ wiera niewątpliwy dualizm (lub wielorakość w jednej osobie).

76.

S e n t ł u m a c z e m . — Czego czasami nie wiemy i nie czujemy dokładnie na jawie — czy względem

jakiejś osoby mamy sumienie czyste, czy też nieczy­ ste, o tem poucza nas zupełnie niedwuznacznie sen.

77.

R o z p u s t a . — Matką rozpusty nie jest radość, lecz brak radości.

78.

K a r a ć i n a g r a d z a ć . — Nikt nie skarży się bez ukrytej myśli o karze i zemście — nawet kiedy skarży się na swój los, ba, na samego siebie. Każda skarga jest oskarżeniem, każda uciecha pochwałą: czy robimy to, czy tamto, zawsze kogoś czynimy od­ powiedzialnym.

79.

D w a k r o ć n i e s p r a w i e d l i w i e . — Nieraz pomagamy prawdzie zapomocą podwójnej niesprawied­ liwości, wtedy mianowicie, kiedy obydwie strony rzeczy, których widzieć jednocześnie nie jesteśmy w stanie, widzimy jedną po drugiej, a przedstawiamy jednak tak, że za każdym razem inną stronę zanie-poznajemy i jej zaprzeczamy, w obłędnem przekona­ niu, że to, co widzimy, jest cała prawda.

(29)

80.

81.

F i l o z o f i a p a r w e n i u s z a . - Jeśli bądź c o bądź chce się być osobistością, trzeba i cień swój otaczać szacunkiem.

82.

U m i e ć s i ę m y ć c z y s t o . - Trzeba się nau­ czyć z brudnych okoliczności wychodzić czystszym i jeśli trzeba, myć się nawet brudną wodą.

83.

P o z w a l a ć s o b i e . - Im bardziej kto sobie pozwala, tem mniej pozwalają mu inni.

53 84.

P r o j e k t o w a ć . — Robienie projektów i po-stanowień przysparza wielu uczuć przyjemnych; i ktoby miał siły w ciągu całego swego życia być tylko budowniczym projektów, byłby człowiekiem bardzo szczęśliwym: lecz kiedy niekiedy musiałby w y p o c z y w a ć po tej działalności, w ten sposób, żeby plan wykonywał — i wtedyby przychodziły nań gniew i wytrzeźwienie.

86.

Z a p o m o c ą c z e g o w i d z i m y i d e a ł . — Każdy człowiek dzielny zagłębia się w swojej dzia-łalności i poza nią nic widzieć swobodnie nie może. I gdyby nie pewna doza niedoskonałości, dla swej cnoty nie byłby zdolny do żadnej duchowej i moral-nej wolności. Nasze wady są oczami, przez które oglądamy ideał.

85. N i e d o w i e r z a n i e . — Niedowierzanie samemu

sobie nie zawsze występuje niepewnie i lękliwie, czasami czyni to niejako z furyą: upaja się, żeby nie drżeć.

N i e w i n n y s z u b r a w i e c . — D o występku i łajdactwa wszelkiego rodzaju prowadzi długa i stopniowa droga. U kresu tej drogi roje owadów, lęgnących się z nieczystego sumienia, opuszczają zu­ pełnie tego, kto nią idzie, i odtąd, choć całkiem potę­ piony, kroczy on w niewinności.

(30)

87.

N i e s z c z e r a p o c h w a l a . — Nieszczera po­ chwala pozostawia więcej zgryzot sumienia, niż nie­ sprawiedliwa nagana, prawdopodobnie tylko dlatego, że przesadna pochwala daleko wyraźniej odkrywa słabe strony naszego sądu, niż silna, nawet niespra­ wiedliwa, nagana.

88.

J a k s i ę u m i e r a — o b o j ę t n a . — C a ł y spo­ sób, w jaki człowiek myśli o śmierci, znajdując się u szczytu żywotności i w rozkwicie sił wszystkich, jest rzeczywiście bardzo wymowny i znaczący dla tego, co nazywamy charakterem; ale sama godzina śmierci, zachowanie się na łożu śmiertelnem, jest nie­ mal w tym względzie obojętna. Wyczerpanie ucieka­ jącego życia, mianowicie kiedy umierają ludzie starzy, nieregularne lub niedostateczne odżywianie mózgu w ciągu tego ostatniego czasu, czasami nader gwał­ towny ból, niezwykłe i nowe wrażenia całego stanu i wcale często napad i powrót przesądnych wrażeń i lęków, jak gdyby śmierć była aktem ważnym i trzeba było przekraczać most straszliwego rodzaju, — to wszystko nie p o z w a l a używać śmierci, jako świadectwa dla żyjącego. Nie prawda też i to, że umierający bywa wogóle u c z c i w s z y o d żyjącego: raczej, niemal każdy, dzięki uroczystej postawie ota-czających, powściąganych lub wylewanych strumieni łez i uczuć, daje się pociągnąć do świadomej lub

nie-świadomej komedyi próżności. Powaga, z jaką trak­ tuje się każdego umierającego, z pewnością była dla niejednego pogardzanego biedaka największą rozko­ szą w życiu, i rodzajem wynagrodzenia i odszkodo­ wania za wiele niedostatków.

89.

O b y c z a j i j e g o o f i a r y . — Pochodzenie obyczaju sprowadzić można do dwuch myśli: »gmina warta więcej, niż jednostka«, i »trwałą korzyść należy przełożyć nad przemijającą«, z czego w y p ł y w a wnio­ sek, że trwałą korzyść gminy bezwarunkowo należy kłaść wyżej, niż korzyść jednostki, szczególniej nad jej chwilowy dobrobyt, ale także nad jej trwałą ko­ rzyść, a nawet życie. C z y jednostka cierpi na takiem urządzeniu, które wychodzi na korzyść całości, c z y od niego nędznieje i dla niego ginie — obyczaj za­ chowanym być musi, ofiara złożona. Taki sposób myś­ lenia powstaje jednak tylko u t y c h , co n i e są ofiarą — gdyż ta w swoim wypadku potrafi przeko­ nać, że jednostka mogłaby być więcej warta, niż wielu, jak również, że natychmiastowa rozkosz, jedna chwila rajska powinna być może więcej ceniona, niż mdłe trwanie w stanie bezbolesnym i zadowolonym. Lecz filozofia ofiary powstaje zwykle zbyt późno: po­ przestaje się więc na obyczaju i m o r a l n o ś c i , która właśnie jest tylko poczuciem całości obycza­ jów, w których się żyje i zostało wychowanym — i wychowanym nie jako indywiduum, lecz jako czło-nek całości, jako pewna liczba większości. — Przeto

(31)

zdarza się też ustawicznie, iż jednostka sama siebie, zapomocą swej moralności majoryzuje.

90.

D o b r o i c z y s t e s u m i e n i e . — Sądzicie, ż e wszystkie rzeczy dobre zawsze miały sumienie czy­ ste? — Nauka, a więc z pewnością coś bardzo do­ brego, przyszła na świat bez niego i bez cienia pa­ tosu, raczej ukradkiem, drogami okólnemi, z zakaptu-rzoną lub zamaskowaną głową, niby przestępczyni i w każdym razie przynajmniej z u c z u c i e m prze-mytniczki. Nieczyste sumienie jest stopniem — nie zaś przeciwieństwem sumienia czystego: g d y ż każde do-bro było z początku nowinką, a więc rzeczą nie­ zwykłą, przeciwną obyczajom, n i e m o r a l n ą , i jak robak toczyło serce nieszczęśliwego wynalazcy.

91.

P o w o d z e n i e u ś w i ę c a i n t e n c y e . — Nie należy lękać się drogi cnoty, chociażby wyraźnie wi­ dać było, że tylko egoizm — więc pożytek — oso­ bista wygoda, obawa, wzgląd na zdrowie, opinię lub słabość pobudza do tego. Motywy te nazywa się nie­ szlachetnymi i interesownymi: zgoda, lecz skoro nas pobudzają do cnoty, np. do wyrzeczenia się, do wier-ności obowiązkom, do porządku, oszczędwier-ności, do miary i umiarkowania, słuchajcież ich, mimo określenia,

ja-kieby im nadawać można! Skoro bowiem osiągło się to, do czego powołują, o s i ą g n i ę t a c n o t a uszla­ chetnia oddalone motywy postępowania czystem swem powietrzem, którem pozwala im oddychać, i ducho-wem zadowoleniem, którego im udziela, i w następ­ stwie spełniamy te same czynności już nie z podob­ nie pospolitych motywów, które nas przedtem do nich prowadziły. — Wychowanie przeto winno, o ile to możliwa, z m u s z a ć do cnót, zależnie od natury wychowańca: słoneczna i letnia atmosfera duszy nie­ chaj potem sama spełnia dzieło swoje i przynosi jako dar dodatkowy dojrzałość i słodycz.

92.

C h r z ę ś c i j a n i z u j ą c y , n i e c h r z e ś c i j a ­ n i e . — To więc jest wasz chrzęścijanizm! — Żeby ludzi r o z g n i e w a ć , wysławiacie swego »Boga i jego świętych«; i znowu, jeśli chcecie ludzi s ł a w i ć , po­ suwacie to tak daleko, że Bóg i jego święci gnie­ wać się muszą. — Chciałbym, żebyście się nauczyli przynajmniej układności chrześcijańskiej, jeśli w a s już nie stać na grzeczność serca chrześcijańskiego.

93.

D o c z e g o p o d o b n i w p r z y r o d z i e lu­ d z i e p o b o ż n i i n i e r e l i g i j n i . — Człowiek po­ bożny i jednolity powinien być dla nas przedmiotem

Cytaty

Powiązane dokumenty

Gdy pojazd się do nas zbliża, ton syreny jest wysoki (krótsza fala), po czym zmienia się na niższy (dłuższa fala), gdy pojazd zaczyna się

Z dobroci serca nie posłużę się dla zilustrowania tego mechanizmu rozwojem istoty ludzkiej, lecz zaproponuję przykład róży, która w pełnym rozkwicie osiąga stan

Ciśnienie atmosferyczne to stosunek wartości siły, z jaką słup powietrza atmosferycznego naciska na powierzchnię Ziemi (lub innej planety), do powierzchni, na jaką ten

Co to jest uwierzytelnianie i jakie metody się do tego stosuje. authentication) – proces polegający na potwierdzeniu zadeklarowanej tożsamości podmiotu biorącego udział w

De sleutel tot een ‘duurzaam gezamenlijk gebruik van grondwater voor additionele ir- rigatie’ is te zorgen voor een “putten die op een gebalanceerde wijze zoet en zout grond-

I tak długi okres obowiązywania tej normy nie zaowocował choćby jednym 11 , już nie tyle sugestywnym, ale jakimkolwiek spotkanym w praktyce przykładem tego, jak to w wyniku

(Doprowadzenia sygnału mikrofalowego o strukturze uproszczonej). Sygnał optyczny propagowany jest jednorodnym światłowodem planarnym, natomiast prowadnica mikrofalowa

Zwizano to z tym, e procesy funkcjonowania systemu i odpowiednie reguły zarzdzania tymi procesami ró ni si znacznie w zale noci od właciwoci procesów, które z kolei zale od