• Nie Znaleziono Wyników

Królowej Wiktorii spojrzenie na macierzyństwo

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Królowej Wiktorii spojrzenie na macierzyństwo"

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

Kraków

Królowej Wiktorii spojrzenie na macierzyństwo

Królowa Wiktoria od wstąpienia na tron pisała, a pod sam koniec życia dykto­ wała średnio około 2 5 0 0 słów dziennie, pozostawiając po sobie kilka tysięcy listów i 122 tomy dzienników. Zawierają one opinie królowej nie tylko o wyda­ rzeniach politycznych czy osobach, z którymi się spotykała, ale dotyczą niemal każdego aspektu życia. Niektóre z opinii, na przykład te dotyczące macierzyń­ stwa i wychowywania dzieci, mogą być dla współczesnego czytelnika zadziwia­ jące, a niekiedy wręcz szokujące.

Dziesiątego lutego 1840 roku Wiktoria poślubiła swego kuzyna, księcia Alberta, którego przed zaręczynami widziała tylko raz. Wieczorem, w końcu pozostawieni samym sobie, „najdroższy, najdroższy kochany" Albert wziął żonę w ramiona i „całował i pieścił", i nazywał ją „takimi czułymi zwrotami, których nigdy wcześniej nie słyszała", co „było rozkoszą ponad miarę! Oh! to był naj­ szczęśliwszy dzień mojego życia! Boże dopomóż mi wywiązać się z moich obo­ wiązków tak, jak powinnam" - napisała w dzienniku przed nocą poślubną1.

Następnego dnia wstali znacznie wcześniej, niż to było w zwyczaju Wiktorii, co wnikliwy obserwator życia na dworze Charles Greville złośliwie skomentował, że tak krótka noc poślubna nie zaowocuje „daniem nam księcia Walii", a jedna z dam dworu donosiła, że królowa wyglądała na „przesadnie zakochaną", a Albert „ani trochę" na zauroczonego żoną2. Sama królowa zanotowała jedynie, „że nie spali za wiele", a do Melbourne'a pisała o „niezwykle zadziwiającej, oszałamiającej i satysfakcjonującej" nocy3. Jednak wiele lat później w liście do córki wspomi­ nała o „szoku", jakim był „akt małżeński", który „naraża kobiecą wstydliwość

1 Journal of Queen Victoria, 1 0 - 1 2 II 1 8 4 0 , Royal Archives; Queen Victoria in Her Letters

and Journals, oprac. Ch. Hibbert, London 2 0 0 3 , s. 6 4 .

2 The Greville Memoirs, oprac. L. Strachey, R. Fulford, t. VIII, London 1 9 3 8 , 4 : 11 II 1 8 4 0 .

(2)

na wstrząs", i o „cierpieniach i niepokojach'", jakich doznała na początku mał­ żeństwa. Wiktorię rozpierało szczęście i dobry humor, pragnęła zabawy, śmie­ chu i tańców, które „prawie doprowadzały ją do szaleństwa". Jednak już kilka tygodni po ślubie Wiktoria źle się poczuła, miała mdłości i bóle brzucha. Kiedy dolegliwości nie tylko nie ustawały, ale wręcz narastały, pod koniec marca była już pewna, że jest w ciąży. Wiadomość ta wcale jej nie uszczęśliwiła, ale - jak wyznała - była „wściekła" i rozpłakała się z bezsilniej złości. Do prababki przy­ szłego dziecka pisała: „[...] nie mogłabym być bardziej nieszczęśliwa. Jestem tym [ciążą] bardzo zmartwiona i to popsuło mi moje szczęście"4. Wcale nie myślała o noszonym dziecku z czułością. „Ta rzecz [ciąża] jest ohydna i jeżeli jedyną na­ grodą za wszystkie udręki miałaby być jedynie paskudna dziewczyna, myślę, że ją utopię. Nie chcę niczego oprócz chłopca. Nigdy nie zgodzę się na dziewczynę!"5.

Jak większość młodych kobiet wychodzących w tamtych czasach za mąż Wiktoria była naiwna w sprawach seksu. Ale wiedziała dostatecznie wiele o cięż­ kim doświadczeniu porodu i jeszcze przed ślubem zwierzała się, z jak wielką niecierpliwością oczekuje zamążpójścia, ale jednocześnie jak bardzo obawia się rodzenia dzieci, „jedynej" rzeczy związanej z życiem małżeńskim, co do któ­ rej „odczuwa paniczny strach"6. Ciąża oznaczała nie tylko rezygnację z wielu codziennych przyjemności, przejażdżek konnych, tańców i zabaw do rana, ale przede wszystkim długie miesiące mdłości, bólów głowy, krzyża i innych dole­ gliwości, a także przykrych, zawstydzających badań, jakie przeprowadzali „ci wstrętni lekarze". Jednak przed pierwszym porodem kilkakrotnie wzywała na rozmowę Charlesa Lococka, znanego położnika, który był zaszokowany i „ra­ czej zdegustowany" jej brakiem skrępowania i rzeczowymi pytaniami o fizyczne aspekty ciąży i porodu. Gdy rozmawiali o cierpieniach związanych z rozwiąza­ niem, zapewniła go, że „potrafi znieść ból tak samo jak inni ludzie"7.

Ciąża przebiegała bez problemów. Po pierwszych, przykrych objawach Wiktoria spała dobrze i przyznawała, że „nie ma powodów, by narzekać", ale stała się „ogromna". Jej lekarz bezmyślnie plotkował, że ma „bardzo osobliwą" figurę, a ponieważ nie nosi gorsetu, jest podobna „bardziej do beczki niż do czegokolwiek innego"8. Wiktoria nie dostrzegała nic atrakcyjnego ani roman­ tycznego w widoku ciężarnej kobiety. W 1859 roku pisała, że „zdecydowanie" uważa kobiety, które ciągle są w ciąży, „za odpychające; przypominają raczej królice albo świnki morskie. Naprawdę nie jest to zbyt przyjemny widok"9. Była

4 Wiktoria do Marie of Wurttemberg, 4 VI 1 8 4 0 , Royal Archives LP; Ch. Hibbert, Queen

Victoria, London 2 0 0 5 , s. 130.

5 Wiktoria do wuja Leopolda, 15 VI 1 8 4 0 , Royal Archives LP . 6 Journal of Queen Victoria, 11 XII 1 8 3 9 .

7 Arbuthnot do księcia Wellingtona, E. Longford, Queen "Victoria's Doctors, [w:] A Century of

Conflict, 1850-1950, red. M. Gilbert, New York 1967, s. 7 6 .

* E. Longford, Queen Victoria's Doctors..., s. 7 6 .

4 Wiktoria do córki Vicky, 15 VI 1 8 5 9 , Dearest Child. Letters Between Queen Victoria and the

(3)

przeciwna publicznemu pojawianiu się kobiet w zaawansowanej ciąży i przynaj­ mniej tak bardzo jak objawy związane z odmiennym stanem dokuczały i bolały ją natrętne spojrzenia i domysły niezliczonych osób, przed wzrokiem których nie mogła się ukryć w trakcie oficjalnych spotkań i uroczystości. Ciąża dowodziła też niezbicie, że chociaż nosi koronę, w drodze do macierzyństwa niczym nie różni się od kobiet z ludu.

Wiktoria urodziła dziewięcioro dzieci i liczne ciąże odcisnęły na niej sil­ ne emocjonalne i fizyczne piętno. Znaczna część poglądów królowej dotyczą­ cych ciąży i porodu pochodzi z oceny tych wydarzeń dokonanych z perspek­ tywy czasu, a ich głównym źródłem są listy do najstarszej córki Vicky, której udzielała rad dotyczących wielu aspektów życia rodzinnego. Chłodny stosunek do macierzyństwa pozostawia czytelnika z bardzo negatywną, a momentami wręcz rozpaczliwą wizją losu dziewiętnastowiecznych mężatek. Być może ten pesymizm był sposobem na uwolnienie długo represjonowanych przerażających wspomnień fizycznych aspektów seksu i porodu, których Wiktoria nie miała możliwości ujawnić wcześniej. Królowa opisywała ciążę jako „jarzmo zamężnej kobiety", „nieszczęsną kondycję" będącą wynikiem „dającej szczęście przyjem­ ności". Córce zwierzała się, że „gdyby nie to [ciąża], z pewnością życie z mężem, którego się ubóstwia, byłoby pasmem bezgranicznego szczęścia! Wszelako dzie­ więć razy musiałam borykać się z prawdziwą udręką, która wystawiała mnie na bolesną próbę. Kobieta czuje się tak przytłoczona - jak z podciętymi skrzydłami - jest w istocie tylko w połowie sobą. Nazywam to die Schattenseite [„ciemną stroną (małżeństwa)]"1 0. I z niezwykłą szczerością dodawała:

T o , c o m ó w i się o d u m i e z d a w a n i a życia nieśmiertelnej duszy, jest b a r d z o piękne, m o j a d r o g a , ale muszę p r z y z n a ć , że d o mnie nie p r z e m a w i a . W takich m o m e n t a c h myślę o nas raczej jak o k r o w a c h lub sukach; w t e d y nasza nędzna natura staje się tak zwierzęca i m a ł o w z n i o s ł a " .

W 1863 roku królowa była obecna przy narodzinach pierwszego dziecka swej drugiej córki Alicji. Użyczyła córce to samo łóżko, na którym wydała na świat wszystkie dzieci, a nawet swoją ponaddwudziestoletnią, pożółkłą, „przyno­ szącą szczęście" koszulę, wierząc, że pomoże Alicji pomyślnie przetrwać poród. Nigdy wcześniej nie była obecna podczas cudzego porodu i „strasznie wstrzą­ śnięta i poruszona" wielogodzinnymi cierpieniami córki uznała, iż asystowanie przy rodzeniu jest znaczne gorsze od czuwania przy umierającym i że wolałaby o wiele bardziej sama rodzić! „O ileż trudniej jest przyjść na ten świat niż odejść do tego drugiego!"1 2.

Przy ostatnich dwóch porodach dużą ulgę przyniosło Wiktorii zastosowanie chloroformu, wprowadzonego do Anglii w 1847 roku przez doktora Jamesa

1 0 2 4 III 1 8 5 8 , Dearest Child..., s. 7 8 .

11 15

W\nS%,

ibidem, s. 1 1 5 .

1 2 8 IV 1 8 6 3 , Dearest Mama. Letters Between Queen Victoria and the Crown Princess of

(4)

Younga Simpsona. Sztuczne środki łagodzące ból były uważane przez Kościół za „szatańskie sztuczki", a ich stosowanie „okrada Boga z najgłębszych, dobywają­ cych się z głębi serca krzyków, które rodzą się w czasie trwogi"1 3, królowa zde­ cydowała jednak, iż ma dosyć doktrynerskiej opinii, że kobiety powinny rodzić w bólu i cierpieniu, i z wdzięcznością przyjęła propozycję użycia chloroformu. Była przyjemnie zaskoczona efektem, który określiła jako „kojący, uspokajający, wyciszający i rozkoszny ponad miarę"1 4. Wpływowy magazyn medyczny „The Lancet" wyraził „najwyższe zdziwienie", że królowa zdecydowała się na użycie tego tak krytykowanego w uczonych kręgach medycznych sposobu wprawiania w stan nieświadomości, ale jej decyzja usankcjonowała użycie chloroformu, któ­ rego stosowanie przy porodach wkrótce powszechnie nazywano „znieczuleniem królowej" (Anaesthesia à la Reine).

Tradycja nakazywała, by narodziny królewskiego dziecka odbywały się w obecności licznych oficjalnych świadków. Wiktoria kategorycznie sprzeciwiła się temu zwyczajowi i oznajmiła, że biskupi i ministrowie mogą czekać obok, ale w jej pokoju ma być obecny tylko mąż, lekarz i akuszerka. Albert, w oczekiwa­ niu na narodziny pierwszego dziecka i świadom już teatralnej osobowości żony, przewidywał, że gdy zacznie rodzić, będzie „wielki raban". Jednak biorąc pod uwagę jej niewielką posturę, trzeba przyznać, iż Wiktoria okazała się wyjątkowo wytrzymała w trakcie porodu. Bóle przyszły rankiem 21 listopada, trzy tygodnie przed spodziewanym terminem. Położnik, nie bardzo wiedząc, jak ma trakto­ wać swoją ważną pacjentkę, był nie mniej przejęty od położnicy. Po dwunastu godzinach dziecko wreszcie przyszło na świat bez komplikacji. „Pani - oznajmił Locock - to księżniczka". „Nie szkodzi - odpowiedziała królowa. - Następnym razem będzie książę"1 5. Doktor Charles Locock za swoje usługi otrzymał niebaga­ telną sumę tysiąca funtów. Mial też odbierać pozostałe dzieci Wiktorii, co, obok niezliczonych pacjentek, dało mu przydomek „Wielkiego Akuszera Kraju".

Oboje rodzice byli początkowo rozczarowani, że nie urodził się syn; Albert żartował nawet do brata, że będą go teraz nazywać „Albert, ojciec córki"1 6. Szybko jednak przekonali się do córeczki nazywanej Vicky. Wiktoria, niezmien­ nie wypowiadając się z obrzydzeniem o całym „procesie" rodzenia dzieci, zwie­ rzała się lata potem, że o ile niemowlęta „nie budzą we mnie wstrętu", to nowo­ rodki są „raczej odrażające", a ich poruszanie nóżkami i rączkami przypomina „okropne ruchy żaby". Brzydki noworodek - dodawała - jest „bardzo paskudną rzeczą" i nawet „najładniejszy staje się potworny, kiedy go rozebrać"1 7. Widząc 1 3 D.M. Potts, W.T. Potts, Queen Victoria's Gene. Haemophilia and the Royal Family, Stroud 1995, s. 4 0 .

1 4 Journal of Queen Victoria, 2 2 IV 1 8 5 3 . 1 5 E. Longford, Queen Victoria's Doctors..., s. 77.

16 Postscript Alberta w liście księżnej Kentu do księcia Ernesta, 12 X I 1 8 4 0 , The Prince Consort

and His Brother, oprac. H. Bolitho, London 1 9 3 3 , s. 3 3 .

(5)

po raz pierwszy malutką wnuczkę, skomentowała: „Dziecko - po prostu małe czerwone coś - to wszystko, co zobaczyłam"1 8. Przekonywała się do malutkich dzieci dopiero, kiedy nieco dorosły i zaczynały być „bardziej ludzkie".

Chrzest Vicky, na który przywieziono wodę aż z Jordanu, został zaplano­ wany na 10 lutego 1841 roku, ale radość Wiktorii z powodu uroczystości psuła wiadomość, że znowu jest w ciąży. Stało się to tak szybko między innymi dlatego, iż stanowczo odmówiła karmienia piersią. Nie zdawano sobie jeszcze sprawy, jak pozytywny wpływ na budowę odporności i rozwój niemowląt ma mleko matki, ale laktacja była znana jako metoda opóźniająca kobiecą płodność i postrzegana jako jeden z nielicznych akceptowalnych sposobów kontroli narodzin.

Jako niemowlę sama Wiktoria była karmiona piersią, a od tego czasu w zgo­ dzie z narastającą modą coraz więcej matek z wyższych sfer szło w ślady księżnej Kentu. Ojciec Wiktorii, który nadzorował każdy detal wychowania córki, z uzna­ niem i dumą odnosił się do decyzji jej matki, aby przez pierwszych sześć miesięcy samodzielnie karmić dziecko piersią, a nie - jak było przyjęte wśród angielskiej arystokracji - wynajmować w tym celu mamkę. Księżna zwierzała się, że zbyt uwielbia maleństwo, aby pozwolić karmić je jakiejś obcej kobiecie, i dodawała, że matki, które rezygnują z karmienia, omija „wiele prawdziwej joie de vivre"19.

Pomimo to królowa odczuwała do karmienia piersią „ogromną awersję", uznając je za część „tej poniżającej i zwierzęcej" strony macierzyństwa2 0. Dla kobiety z jej obowiązkami regularne karmienie byłoby bardzo utrudnione i nakładałoby ko­ lejne ograniczenia na czas, który mogła spędzić ze swym ukochanym Albertem. Nie tylko więc Vicky, ale wszystkie dzieci Wiktorii zostały zaraz po urodzeniu oddane mamce. Pierwsza z nich, żona doktora z wyspy Wight, otrzymała za wykarmienie Vicky ogromną sumę tysiąca funtów oraz emeryturę. Gdy później Vicky oznajmiła, że postanowiła karmić swe dzieci piersią, królowa stanowczo próbowała ją od tego odwieść, a kiedy Alicja zrobiła to samo, rozzłoszczona Wiktoria nazwała jej imieniem... jedną z mlecznych krów w Windsorze.

Druga ciąża przebiegała z większymi problemami, a siedemnastogodzinny poród był wyjątkowo bolesny. Rekonwalescencja również pozostawiała wiele do życzenia i Wiktoria wpadła w ciężką depresję poporodową, czuła się pusta i nie­ potrzebna. Dla uspokojenia nerwów trzymała przy łóżku butelkę tabletek kam­ forowych i wkrótce stwierdziła, że bez nich nie jest w stanie zasnąć. Przez cały okres oczekiwania na narodziny dzieci książę Albert był dla Wiktorii nieocenio­ ną pomocą. W epoce gdy większość ojców nie wykazywała zainteresowania cier­ pieniem swych żon, zachowanie Koburga było wyjątkowe. Godzinami siedział przy jej łóżku, rozmawiając i czytając na głos, porządkując ryciny w albumach lub szkicując ulubione psy. Królowa wspominała, że był jak „matka i najlepsza 1 R 10 VII 1 8 6 8 , Your Dear Letter. Private Correspondence of Queen Victoria and the Crown

Princess of Prussia, 1863-1871, oprac. R. Fulford, London 1 9 7 1 , s. 2 0 0 .

1 9 Księżna Kentu do matki, księżnej wdowy Koburga, 2 2 VI 1 8 1 9 , Royal Archives VIC/M3/6; L. Vallone, Becoming Victoria, London 2 0 0 1 , s. 4 - 5 .

(6)

pielęgniarka", a po urodzeniu pierwszego syna zwierzała się, iż gdyby nie to, że jej ukochany Albert był „tak wielką pociechą i oparciem", w ogóle nie wie, jak by to wszystko przeżyła2 1. Wiktoria krytykowała mężczyzn, którzy nie okazywali wystarczającego współczucia dla bólu, jaki znosiły ich żony. Jeden z jej listów brzmi niczym manifest bojowniczki o prawa kobiet, którym do końca życia była przeciwna: „To, przez co musimy przejść, jest tak ciężkie i przerażające, że męż­ czyźni powinni otaczać nas prawdziwym szacunkiem i doprawdy starać się jakoś nam wynagrodzić to, czego w końcu sami są jedyną przyczyną!"2 2.

Na życzenia wuja Leopolda dochowania się licznego potomstwa odpisała: „Mężczyźni nigdy się nie zastanawiają, a przynajmniej rzadko się zastanawia­ ją, jakim ciężkim zadaniem dla nas kobiet jest przechodzić przez to wszystko tak często". Jednocześnie była wszak pogodzona ze swym kobiecym losem: „Wola Pana się spełni, a jeśli zdecyduje On, iż będziemy mieli większą liczbę dzieci, musimy starać się wychować je na użytecznych i przykładnych członków społeczeństwa"2 3.

Chociaż Wiktoria szczerze nienawidziła oczekiwania na urodzenie kolejne­ go dziecka, bez wahania ryzykowała zajście w ciążę dla rozkoszy dzielenia łoża z Albertem. Tak liczne potomstwo nie było wcale planowane, ale dziewiętnasto­ wieczny Kościół anglikański zakazywał wszelkich form kontroli urodzin prócz abstynencji, która była jedyną godną szacunku alternatywą dla rodzicielstwa. Wiktoria i Albert nie wyróżniali się wiedzą w zakresie edukacji seksualnej i po­ stępowali zwykle w zgodzie z zaleceniem lekarzy, a ci odradzali pożycie w pierw­ szych dniach po menstruacji, natomiast jako najbezpieczniejszy zalecali środkowy okres cyklu. W świetle takiego stanu wiedzy trudno się dziwić eksplozji popu­ lacyjnej nie tylko w królewskiej rodzinie, ale w całym społeczeństwie. Wiktoria żyła w epoce, w której metody zapobiegania ciąży były tematem tabu, i była zbulwersowana, kiedy reformatorzy społeczni Annie Besant i Charles Bradlaugh, usiłując pomóc biednym pracującym kobietom w uniknięciu niechcianych ciąż, opublikowali broszurę dotyczącą kontroli urodzeń. Królowa uważała, iż rozpo­ wszechnianie porad antykoncepcyjnych nie różniło się wiele od zachęcania do niemoralności i prostytucji.

Dla królowej ciąża i poród pozostawały fizycznym doświadczeniem - jej „słaba i wątła" płeć musiała przyjąć je ze stoicyzmem, bez uciekania się do an­ tykoncepcji. Jednak głęboko współczuła kobietom, które nie zostały pobłogo­ sławione tak cudownym mężem jak ona i były uwięzione w domowej niedoli z nieczułym mężczyzną. Małżeństwo, nawet w obrębie swojej klasy społecz­ nej, postrzegała jako loterię, w której kobiety zbyt często znajdowały „bardzo

2 1 Memorandum Wiktorii, Ch. Grey, The Early Years of His Royal Highness The Prince

Consort, London 1867, s. 2 8 8 .

2 2 9 III 1 8 5 9 , Dearest Child..., s. 1 6 5 - 1 6 6 .

2 3 Wiktoria do wuja Leopolda, 5 I 1 8 4 1 , Letters of Queen Victoria. A Selection from Her

Majesty's Correspondence, oprac. A.Ch. Benson, V Esher, G.E. Buckle, 3 serie po 3 tomy, London

(7)

wątpliwe szczęście"2 4. Już jako doświadczona żona i matka zauważyła, że kobieta jest „cieleśnie i moralnie niewolnikiem" swojego męża. „Ilekroć o tym pomyślę, wydaje mi się to nieznośne. Wystarczy spojrzeć na szczęśliwą, wesołą, swobod­ ną, młodą dziewczynę - a potem pomyśleć o cierpieniach, jakie zwykle stają się udziałem młodej żony". „Nie sposób oprzeć się myśli, że to kara, jaką pociąga za sobą małżeństwo"2 5.

Wiktoria z pewnością nie była bojowniczką o prawa polityczne dla kobiet, ale nie była ślepa na niektóre bolesne realia dziewiętnastowiecznego życia ro­ dzinnego. Jej płeć, jak wierzyła, miała niewielki wybór - wyjść za mąż albo ry­ zykować na starość samotność i zgorzkniałość. Jednak małżeństwo oznaczało poddanie się niekończącym się wymaganiom macierzyństwa. Kobiety, pisała do córki, „rodzą się dla przyjemności i rozrywki Mężczyzny" i jest to grzech, od którego nawet „drogi Papa nie jest zupełnie wolny, choć nie przyznałby się do tego"2 6. Niewykluczone, że przez całe życie królowa była dręczona historią tragicznej śmierci księżniczki Charlotty z powodu gorączki połogowej po uro­ dzeniu martwego dziecka. Zaskakujący zatem jest fakt, że nigdy otwarcie nie przyznała, iż miała wyjątkowe szczęście, przeżywając tak wiele ciąż (w czasie gdy 1 na 2 0 0 kobiet umierała w czasie porodu), nigdy nie poroniła ani też nie straciła dziecka w czasie porodu lub zaraz po nim i ani jedno nie zmarło na żadną z groźnych chorób, które przyczyniały się do wysokiego wskaźnika śmiertelności wśród dzieci do 5 lat (ok. 160 na 1000).

Albert niewątpliwie pociągał Wiktorię fizycznie, niemniej ocena seksualnych i emocjonalnych związków, w obrębie których zostały poczęte dzieci, bazować może jedynie na domysłach opartych na znanych faktach, a tych w wypadku seksualności królowej jest niewiele. Gdy w 1857 roku Wiktoria urodziła ósme dziecko, Beatrice, jej lekarz, w obawie że kolejna ciąża mogłaby zbyt nadwyrę­ żyć nerwy królowej i spowodować niebezpieczny nawrót depresji poporodowej, zasugerował księciu Albertowi, iż nie powinni mieć więcej dzieci. Usłyszawszy 0 decyzji Clarka, Wiktoria miała go zapytać: „Nie mogę więc liczyć na więcej zabawy w łóżku?"2 7. Na podstawie tej anegdoty i dwóch eufemistycznych uwag zapisanych w dziennikach królowej powszechnie przyjmuje się, że małżonkowie cieszyli się satysfakcjonującym życiem seksualnym. Wiktoria pomijała milcze­ niem szczegóły tej sfery życia, jednak prawdopodobnie jej naturalna zmysłowość 1 uczuciowa otwartość były często tłumione przez pruderie i przekonanie Alberta, iż rodzinne obowiązki powinny mieć pierwszeństwo nad własnymi przyjemno­ ściami. Była kobietą „o gorącej i namiętnej naturze", która w pożyciu małżeń­ skim znajdowała niekłamaną „radość poświęcenia". Łoże było często jedynym

2 4 5 V 1 8 5 8 , Dearest Child...., s. 9 9 . 2 5 16 V 1 8 6 9 , ibidem, s. 2 5 4 .

2 6 10 VIII 1 8 5 9 , Dearest Child..., s. 2 0 5 .

2 7 „Oh, Sir James, can I have no more fun in bed?", D. Duff, Albert and Victoria, London 1972, 2 2 5 , cytując „poufną informację".

(8)

miejscem, gdzie skłóceni na poważnie małżonkowie wspólnie dochodzili do porozumienia. Był to namiętny związek dwu kochających się osób i wszystkie wyobrażenia królowej jako modelowego wcielenia epoki wiktoriańskiej - oso­ by o stłumionych emocjach, żywiącej odrazę wobec wszelkich przejawów życia erotycznego - są całkowitym zniekształceniem jej prawdziwego charakteru. Po śmierci Alberta ponadczterdziestoletnia już królowa pisała do córki, że wciąż żywa jest w niej namiętność, „nigdy niegasnący płomień", który „pali się we mnie i niszczy mnie"2 8, i wspominała „przytulanie i uściski" w czasie „błogosła­ wionych Godzin Nocy", kiedy cały świat „wydawał się tylko nami", i „właśnie te noce, szczególnie te noce", skarżyła się, są teraz „tak niesamowicie smutne i pełne udręki"2 9.

Związek Wiktorii i Alberta nie był oparty na równości. Co nie oznacza wca­ le, że to Wiktoria dominowała. Albert, niewątpliwie oddany żonie, był wszelako mężczyzną swoich czasów. Drażniła go i uwierała jej nadrzędna pozycja i mimo iż Wiktoria nosiła koronę, był zdeterminowany zostać dominującym partnerem w związku. Z pewnością nie dzielił się tymi planami z żoną, ale Wellingtonowi zwierzył się, że jego celem było zostać „naturalną głową rodziny, nadzorcą jej domostwa, kierownikiem jej prywatnych spraw"3 0. Wierzył, że tego właśnie wy­ magała od niego pozycja księcia małżonka. Chciał też, aby jego „przemożny" wpływ przesiąknął Wiktorię na wskroś i aby jego „wolę i sposób postrzegania świata" zaczęła uznawać za własne. Duch czasu był po stronie Alberta. Melbourne uważał, że niepowodzenie w małżeństwie wynika „zawsze z winy kobiety"; sze­ ściokrotnie żonaty Henryk VIII Tudor był według Melbourne'a „niezwykłym, dobrodusznym człowiekiem, straszliwie udręczonym przez kobiety"3 1. Premier był wyrazicielem powszechnych wówczas poglądów, że to mężczyzna ma być partnerem dominującym w związku i długo przyjmowano za pewnik, że kobie­ ty wolniej dojrzewają psychicznie, są mniej inteligentne i mniej od mężczyzn zdolne. W popularnej „Księdze panny młodej" (The Young Bride's Book, 1839) Arthur Freeling pisał, że „natura, rozsądek i religia" domagają się, żeby władza była w rękach mężczyzn. Między małżonkami często występuje różnica zdań i wówczas jedno z nich musi ustąpić. W przysiędze małżeńskiej żona obiecuje posłuszeństwo i „nie ma sensu buntować się przeciw temu obowiązkowi i zakła­ dać, że jesteś mądrzejsza od twojego męża"3 2. Wiele ówczesnych kobiet miało podobne poglądy. Bardzo popularna pisarka Sarah Ellis przekonywała w poczyt­ nym poradniku dla młodych małżonek, iż jest „jedna ważna prawda - to

wyż-2" 8 IX 1862, Dearest Mama..., s. 1 0 5 - 1 0 6 . 1 4 18 XII 1 8 6 1 , ibidem, s. 2 3 .

"> Albert do Wellingtona, 6 IV 1 8 5 0 , Theodore Martin, Life of H.R.H. The Prince Consort, t. V, London 1 8 7 5 - 1 8 8 0 , 2, s. 2 6 0 .

" The Girlhood of Queen Victoria. A Selection from Her Majesty's Diaries, 1832-1840, oprac.

V Esher, t. II, London 1 9 1 2 , 2, s. 158.

(9)

szość twego męża, tylko z tej prostej przyczyny, że jest mężczyzną". Mężczyźni o „pięknym charakterze" osiągają „doskonałość bliską naturze i zdolności anio­ łów" i zasługują na „podziw i uwielbienie" w tym samym stopniu jak te nie­ ziemskie istoty3 3. Czytając wiele opinii Wiktorii o Albercie, trzeba przyznać, że w pełni zgadzała się z autorką.

Już kilkanaście miesięcy po ślubie Wiktoria była święcie przekonana, że Albert ma zawsze rację, chyba że krytykował - co czynił coraz częściej i cał­ kiem świadomie - jej osobiste zachowanie, brak zasad moralnych, jej opinie, kierowanie się emocjami, egoizm, kaprysy, wybuchy gniewu i nieopanowanie. Kompleksy, na które cierpieli oboje małżonkowie, jej - wywołany poczuciem niższości intelektualnej, jego - niższą rangą, tkwiły podświadomie u podstaw nieustannych małżeńskich spięć. Ernest, brat Alberta, przekazał ciekawy obrazek z życia małżeńskiego królewskiej pary i nawet jeżeli to tylko anegdota, to wiele mówiąca. Po jednej z ostrych i głośnych sprzeczek Albert wybiegł z pokoju i za­ mknął się w swoim gabinecie. Wzburzona Wiktoria zaczęła dobijać się do drzwi komnaty. „Kto tam?" - zapytał Albert. „Królowa Anglii" - odpowiedziała. Cisza. Po chwili znowu pukanie, „Kto tam?". „To ja, królowa Anglii". Cisza. Dopiero po dłuższej chwili, po ponownym pukaniu i pytaniu „Kto tam?", padła odpo­ wiedź: „To ja, twoja żona". Na co drzwi natychmiast się otworzyły i Albert wziął skruszoną Wiktorię w ramiona.

Problemy związane z wychowywaniem dzieci niejednokrotnie doprowa­ dzały do poważnych kłótni między małżonkami. Pod koniec roku 1841 roku młodzi rodzice wyjechali na wieś, do Claremont, bo lekarze uznali, że zmiana miejsca i klimatu pomoże Wiktorii przezwyciężyć depresję poporodową po uro­ dzeniu drugiego dziecka, Bertiego. Piętnastego stycznia zostali pilnie wezwani z powrotem do Windsoru, ponieważ nagle pogorszyło się zdrowie ich córeczki. Martwili się o nią już od kilku miesięcy, bo początkowo świetnie rozwijająca się dziewczynka zaczęła mieć problemy z trawieniem i chudła w szybkim tempie. Podawano jej - zwyczajowo - częste dawki kolomelu (lekarstwa na przeczyszcze­ nie) i rabarbaru, a karmiono dokładnie odmierzanymi porcjami oślego mleka, które miało być dużo pożywniejsze niż „nawet mleko krów rasy Jersey". Dzisiaj pediatra powiedziałby prawdopodobnie, że przynajmniej częściowo brak apety­ tu spowodowany był dziecięcą zazdrością o nowo przybyłego braciszka, które­ mu poświęcano tak wiele uwagi.

Po dotarciu na miejsce rodzice zobaczyli wychudzoną i osłabioną Vicky, na co przerażony Albert, przekonany, że zapadła na suchoty, oskarżył cały personel żłobka o niekompetencję, o nieodpowiednią opiekę i głodzenie dziecka. Słysząc krytykę i oskarżenia Alberta, Wiktoria wybuchła, że jego krytyka jest nieuzasad­ niona i że „tak naprawdę może, jak chce, zamordować to dziecko". W odpowie­ dzi Albert wyszedł z pokoju i unikał Wiktorii, kontaktując się z nią jedynie przez zaufanego doradcę, hrabiego Stockmara. Dwa dni po wydarzeniu napisał do

(10)

niego, że Wiktoria nigdy nie pozwala mu wyjaśnić jego wątpliwości, tylko „zaraz wpada w szal i zaczyna mnie oskarżać o podejrzliwość, brak zaufania, wybujałe ambicje, zawiść". W tej sytuacji ma tylko dwa wyjścia: albo nic się nie odzywać, tylko wyjść, ale wtedy czuje się jak skarcony malec, albo zachować się tak jak ona i doprowadzić do gwałtownych scen, a tego z kolei nienawidzi robić3 4.

Albert był urodzonym introwertykiem i unikał jak mógł emocjonalnych konfrontacji, dlatego wolał pisać do Wiktorii osobiste listy na temat jej zacho­ wania, zamiast rozmawiać z nią twarzą w twarz. Tak było i tym razem. Albert dołączył do listu do Stockmara wiadomość dla żony. Czyta się ją z zaszokowa­ niem. Pamiętać przy tym należy, że nie została napisana w chwili wzburzenia, w dniu kłótni, lecz dwa dni później. Albert pisze: „Doktor Clark błędnie pro­ wadzi leczenie i zatruwa dziecko kalomelem, a ty je głodzisz. Nie będę się do tego więcej wtrącał; weź to dziecko i rób z nim, co chcesz, tylko kiedy umrze, ta śmierć spadnie wyłącznie na twoje sumienie"3 5. Jest to jedna z niewielu za­ chowanych wiadomości, jakie Wiktoria i Albert pisali do siebie podczas częstych zatargów. Wyłania się z niej obraz młodych małżonków daleki od idyllicznego ideału zwykle przedstawianego w biografiach. „Kochana Vicky", uwielbiana có­ reczka, traktowana jest tu jako rzecz, „to dziecko", mające udowodnić, że Albert ma rację, a Wiktoria jest w błędzie.

Po opadnięciu emocji królowa również zwróciła się do Stockmara o po­ moc w ułagodzeniu Alberta, „bo ona już nie jest na niego zła". W odpowiedzi doradca sam pisze do Wiktorii list, zawierający ledwo zawoalowaną groźbę, że jeżeli takie sceny będą się powtarzać, Albert będzie zmuszony opuścić Anglię. Na to Wiktoria od razu wzięła całą winę za kłótnię na siebie: „Kiedy wpadam w furię, mówię głupie rzeczy, których on nie może brać na serio, jak na przykład że jestem nieszczęśliwa i żałuję mego zamążpójścia". Następnie ze wzruszającą pokorą Wiktoria analizuje swoje wady:

C z ę s t o o p a n o w u j e m n i e drażliwość, a o n a sprawia, że m ó w i ę gniewne i w s t r ę t n e rzeczy, w które s a m a nie wierzę i k t ó r e , o b a w i a m się, ranią Alberta, ale p o s t a r a m się t o w sobie przezwyciężyć, c h o c i a ż już przed ślubem wiedziałam, że będą z t y m p r o ­ blemy, i dlatego nie c h c i a ł a m wyjść za m ą ż . . . m a m jednak nadzieję, że będę w stanie t o p r z e z w y c i ę ż y ć3 6.

Wbrew niektórym opiniom Wiktoria interesowała się swoimi dziećmi. Przynajmniej przez kilka pierwszych lat po ślubie. Lady Eleanor Stanley skar­ żyła się swojej przyjaciółce, że królowa ciągle rozmawia „tylko o swoich dzie­ ciach", a lady Lyttelton cieszyła się z narodzin Bertie'ego, bo zainteresowanie synkiem sprawiło, iż matka zaczęła trochę mniej troszczyć się o najstarszą córkę.

1 4 Albert do Stockmara, 18 1 1 8 4 2 , Royal Archives Add U2/4; S. Weintraub, Albert, Uncrowned

King, London 1997, s. 128.

3 5 Albert do Wiktorii, 18 I 1 8 4 2 , Royal Archives Add U/2/4; R.R. James, Albert, Prince

Consort. A Biography London 1 9 8 3 , s. 1 2 5 .

3 6 Wiktoria do Stockmara, 19 і 2 0 I 1 8 4 2 , Royal Archives Add U2/7, 8; R.R. James, Albert..., s. 1 2 6 - 1 2 8 .

(11)

Podobnego zdania była lady Canning, uważając, że matka poświęcała maleńkiej księżniczce zbyt wiele uwagi. Początkowo Wiktoria i Albert zachowywali się jak wiele innych rodziców i w stosunkach między nimi a dziećmi było wiele ciepła i uczucia. Sami byli bardzo młodzi i wiele radości sprawiało im wspólne lepienie bałwana, jazda na saniach z Albertem w roli woźnicy czy niekończące się zabawy w chowanego. Królowa była wówczas jeszcze pełna naturalności i spontanicz­ ności w zachowaniu. Kiedyś wbiegła do żłobka w szlafroku, aby zawołać lady Lyttelton i pokazać jej piękną tęczę, która właśnie ukazała się na niebie.

W 1850 roku rodzina królewska liczyła już 11 osób. Narodziny w 1841 księcia Walii wywołały ogólnonarodową euforię, ale kiedy prawie z każdym rokiem przybywało królewiczów i królewien, a ekonomiści zaczęli wygłaszać publiczne prelekcje na temat zagrożenia przeludnieniem, coraz częściej krytyko­ wano wzrost liczby „królewskich zjadaczy podatków". Już po przyjściu na świat czwartej pociechy popularna była piosenka:

W do A tak powiedziała śmiało:

Państwo jest oszołomione z powodu dzieciątek A nas przybywa. Wiesz, że mamy czwórkę, Życzliwie je traktujemy

I rzadko je bijemy,

Więc Albercie, drogi Albercie, nie zrobimy tego więcej. Nie zrobimy tego więcej !

Nie zrobimy tego więcej!

Nie, Albercie, drogi Albercie, nie zrobimy tego więcej!'7

Wiktoria była bardzo zaintrygowana swoimi najstarszymi pociechami, ale w miarę jak zwiększała się ich gromada, stawała się w stosunku do nich coraz bardziej niecierpliwa i spędzała z nimi coraz mniej czasu, w końcu traktując je wręcz jako rywali w walce o uczucia Alberta. Lata później zwierzała się Vicky: „[...] często miałam wam dzieci za złe, że wszędzie było was pełno, kiedy marzy­ łam, aby pobyć chwilę sam na sam z najdroższym Papą! To były zawsze moje naj­ szczęśliwsze chwile!"3 8. Była najpierw żoną, a dopiero potem matką i nie kochała żadnego z dzieci tak bardzo jak męża. W 1857 roku, kiedy Albert reprezentował ją na ślubie córki wuja Leopolda, pisała, że nie mogła dać lepszego dowodu swo­ jej miłości do wuja, niż rozstając się z mężem na czas jego wizyty, bo

nie możesz sobie wyobrazić, jak wiele mnie to kosztuje i jak całkowicie jestem za­ gubiona, kiedy go przy mnie nie ma, i jak liczę godziny do jego powrotu. Wszystkie te liczne dzieci są mi za NIC, kiedy JEGO nie ma; wydaje się, że całe życie w domu i w rodzinie zamiera, kiedy jego nie ma!3 9

D. Thompson, Queen Victoria. A Woman on The Throne, London 2 0 0 1 , s. 4 4 . 2 III 1 9 5 8 , Dearest Child..., s. 6 8 .

(12)

Nie była też związana emocjonalnie ze swoimi dziećmi tak bardzo jak z in­ nymi ważnymi mężczyznami w jej życiu: Melbourne'em i - później - Disraelim czy Johnem Brownem. Nie fascynowała się już rozwojem i dorastaniem swojego potomstwa, ale ubolewała nad kultem uwielbienia dzieci i przestrzegała starszą córkę przed okazywaniem im zbyt wielkiego uczucia i stawania się ich „niewol­ nicą"4 0. Przyznawała, że trudno jest jej „obchodzić się" ze swymi dorastającymi dziećmi i że nie sprawia jej „zbyt wielkiej przyjemności" z przebywanie z nimi. Tłumaczyła to sobie na trzy sposoby, że prawdziwie swobodna i szczęśliwa jest tylko w obecności Alberta, że nigdy nie miała możliwości przyzwyczaić się do dzieci, bo wychowywała się samotnie, i że „wśród dzieci należy utrzymywać dyscyplinę i dlatego nie można się z nimi zbytnio spoufalać"4 1. Poza tym, pisała potem do Vicky, dzieci są powodem „strasznych niepokojów, a kłopoty, jakie sprawiają, są znacznie większe niż radości, które nam dają".

Albert w jednej ze swych licznych długich notatek pouczał żonę:

To wielka szkoda, że nie znajdujesz żadnej p o c i e c h y w przebywaniu z dziećmi. Ź r ó d ł e m p r o b l e m u jest błędne założenie, iż z a d a n i e m matki jest ciągłe karanie, ła­ janie, d y r y g o w a n i e i o r g a n i z o w a n i e a k t y w n o ś c i dzieci. N i e m o ż n a być w d o b r y c h , przyjacielskich stosunkach z kimś, k o g o d o p i e r o c o łajałaś.

Nie zauważał, że te uwagi mogą równie dobrze odnosić się do jego sto­ sunków z Wiktorią. Królewska para była bardzo do siebie przywiązana, ale ich stosunki oparte były na podporządkowaniu się Wiktorii decyzjom Alberta. A po­ nieważ Albert zawsze podkreślał, iż w przypadku królowej „życzenia... są roz­ kazami, do kogokolwiek byłyby skierowane"4 2, Wiktoria musiała się z nim zga­ dzać, aby nie wyglądało, że wykorzystuje swoją królewską prerogatywę. Kiedy w 1858 roku chciała zabrać z sobą do Berlina dwie młodsze córki i Albert się sprzeciwił, pisała do Vicky, że „Papa jest bardzo bezwzględnym i wielkim tyra­ nem" w takich przypadkach, na co Vicky odpisała, że „Papa jest wyrocznią i co on zadecyduje, musi być słuszne"4 3.

Tak jak w innych zamożnych domach dzieci przeważnie przebywały cały dzień w osobnych pokojach pod opieką nianiek, a potem guwernantek, wspólnie bawiąc się, ucząc i spożywając posiłki; księżniczka Alicja po raz pierwszy jadła obiad wspólnie z rodzicami dopiero, gdy miała czternaście lat. Jednak codzien­ nie wieczorem wszystkie dzieci po kolei składały matce wizytę. Przyglądała im się bacznie, wypytywała o zajęcia dnia, ganiła złe zachowanie lub brak postę­ pów w nauce, ale jej krytyczne uwagi były szczere i spokojne. Albert natomiast,

4 0 2 2 VI 1 8 5 8 , Dearest Child..., s. 118.

4 1 Wiktoria do księżnej Augusty, 6 X 1 8 5 6 , 2 2 X 1 8 5 5 , Further Letters of Queen Victoria from

the Archives of the House of Brandenburg-Prussia, oprac. H. Bolitho, London 1 9 3 8 , s. 5 9 , 7 5 .

« A l b e r t do Wiktorii, 1 X 1 8 5 6 , Royal Archives Z 1 4 0 , b.d., Royal Archives Z 1 4 0 / 6 0 - 3 ; M. Chariot, Victoria. The Young Queen, Oksford 1 9 9 1 , s. 3 9 3 - 3 9 4 .

4

(13)

przynajmniej do czasu aż całkowicie pochłonęła go praca nad niekończącymi się projektami i sprawami państwowymi, poświęcał swoim dzieciom więcej czasu niż większość wiktoriańskich ojców. Lady Lyttelton podkreślała jego cierpliwość i uprzejmość w stosunku do dzieci, a Wiktoria opisywała jak „zachwycająco ba­ raszkował" z młodszymi dziećmi i puszczał latawce z dwoma starszymi synami, uczył Bertie'ego robić salta, często czytywał im przed snem, chodził z nimi do gabinetu figur woskowych i do zoo. Jej kontakt z dziećmi był dużo częstszy i bliższy jedynie podczas wyjazdów rodziny królewskiej na wakacje.

Kiedy pociechy dorastały, w 1 8 4 7 roku rodzice opracowali memoriał doty­ czący sposobu ich edukacji. Miała być ona oparta na przekonaniu Wiktorii, że dzieci powinno się wychowywać w „jak najprostszy sposób" i że po lekcjach po­ winny spędzać tak wiele czasu, jak tylko możliwe, ze swoimi rodzicami, ucząc się „pokładać w nich zaufanie we wszystkich sprawach". Wszelkie problemy, nagrody i kary, zarówno w przypadku chłopców, jak i dziewcząt polegające najczęściej na staniu w kącie z zawiązanymi do tyłu rękami, a nawet przyj­ mujące charakter chłosty, miały być szczegółowo ustalane z matką. Królowa rzadko mówiła dobrze o swoich dzieciach. Jej stosunki z najstarszą córką, która po śmierci księcia Alberta stała się jej najbliższą powiernicą, początkowo nie były najlepsze i Wiktoria po latach wspominała, że „nigdy nie spotkała bardziej nieusłuchanej i krnąbrnej dziewczyny", a sposób i ton, w jaki Vicky zwracała się do matki nawet przy obcych, „szokował" wszystkich4 4. Bertie'ego nazywała „po prostu głupim" chłopakiem i opisywała go jako najbardziej „nieznośnego i podstępnego waikonia"4 5. Do końca życia pozostała przekonana, że przyczyną śmierci Alberta były przede wszystkim przez stres i zmartwienia, jakich przy­ sparzał mu książę Walii. Przyznawała się Vicky, że ilekroć go widzi, „ogarnia [ją] dreszcz grozy" i nie może znieść patrzenia na jego „tępą, zblazowaną minę i grube rysy". Kiedy Vicky próbowała załagodzić sytuację, namawiając matkę, by ta zaakceptowała fakt, że Bertie nie jest „taki jak ty albo Papa", Wiktoria szczerze przyznała, że najbardziej przeraża ją to, iż Bertie staje się coraz bar­ dziej podobny do niej, że wręcz wygląda jak jej „karykatura" i że odziedzi­ czył jej najgorsze cechy: jak ona ma słaby charakter, jest wybuchowy i kłótliwy i lubi rozkazywać innym. O córce Helenie pisała, że „chociaż jest dla mnie tak użyteczna i pracowita, wcale nie ładnieje i ma poważne problemy z figurą i całkiem brak jej gracji i wdzięku"4 6, Affie był „skryty, drażliwy, roztargniony, uparty i samowolny", słowem „wielkim, wielkim zmartwieniem"4 7, a „brzyd­ ki" Leopold, „bardzo niedorzeczny" i „okropnie trudny", nazywany był przez nią „dziwadłem". Kiedyś Wiktoria radziła się matki, czy nie należałoby spuścić mu porządnego lania. „Nie" - orzekła księżna, bo płacz dziecka jest bardzo

4 4 2 8 VII 1 8 5 8 , Dearest Child..., s. 1 2 4 - 1 2 5 .

4 5 The Greville Memoirs..., 4 I 1 8 4 8 .

4 6 23 III 1 8 6 4 , Dearest Mama..., s. 3 1 1 .

(14)

stresujący. „Nie, kiedy masz ich ośmioro - odpowiedziała Wiktoria. - Wówczas przyzwyczajasz się to tego"4 8.

Z biegiem lat Wiktoria coraz częściej zamartwiała się tym, że przestała być najważniejszą osobą w życiu swych dorosłych dzieci. Wiele z nich miało już wła­ sne rodziny i chociaż nadal matka próbowała decydować o szczegółach ich ży­ cia, wcale nie uważali jej za ostateczny autorytet. Jej wieloletni sekretarz Henry Ponsonby słusznie zauważył, że królowa nie rozumie, iż miałaby „dziesięcio­ krotnie większy" wpływ na swoje dzieci, gdyby odnosiła się do nich z dobrocią, zamiast „rządzić nimi despotycznie". W obecnych warunkach nie mogły z nią szczerze i otwarcie rozmawiać, bo „za bardzo boją się matki"4 9. Albert nauczył żonę, że rodzinne problemy najlepiej rozwiązywać za pomocą listów, dlatego za­ chowana korespondencja może łatwo wprowadzać w błąd co do rzeczywistych stosunków panujących w królewskiej rodzinie. Najdrobniejsze nieporozumienia zostały zanotowane ze szczegółami i przekazane potomności, a długie okresy harmonijnego współżycia mogły często zostać niezauważone. Nie oznacza to oczywiście, że problemów w ogóle nie było. Wiktoria egoistycznie uważała, że głównym celem życia jej dzieci powinno być służenie jej jako władczyni i matce, powtarzając, iż „zgadza się z wyznawcami islamu, że obowiązek wobec rodziców jest absolutnie nadrzędny wobec innych, ale nie uczą tego na lekcjach religii w Europie"5 0. Wszystkie dzieci po kolei robiły wszystko, byle wydostać się spod kurateli władczej i samolubnej matki, i w końcu pozostała z nią jedynie najmłod­ sza córka Beatrice. „Tak bardzo oddana i przywiązana", była dla matki „radością i pociechą" i „prawie tak samo siostrą, jak córką", dlatego Wiktoria nie do­ puszczała myśli o jej zamążpójściu. Wmawiała Beatrice, że małżeństwo rzadko jest powodem „prawdziwego szczęścia". „Nienawidzę małżeństw" - twierdziła - „szczególnie moich córek" i „zastanawiam się często, jak matka może znieść oddawanie swojego dziecka, które tak strzegła, jakiemuś obcemu, który może robić z nim, co zechce. To dla mnie najbardziej dręcząca myśl na świecie"5 1. Kiedy w końcu Beatrice oświadczyła matce, że chce wyjść za mąż, jedyną reakcją królowej była odmowa jakiejkolwiek dyskusji na ten temat i przez prawie sześć miesięcy nie powiedziała do córki ani słowa, komunikując się z nią jedynie za pomocą pisemnych notatek. Próby zablokowania małżeństwa córki były bez­ duszne, samolubne i okrutne i była to być może najbardziej kompromitująca rzecz, jaką Wiktoria zrobiła w życiu, w oczywisty sposób przedkładając swo­ ją wygodę nad szczęście „ukochanej" córki. W reakcji na zachowanie królowej

4 8 The Letters of Lady Augusta Stanley. A Young Lady at Court, 1849-1863, oprać. H. Bolitho,

London 1927, s. 8 4 - 8 5 .

4 9 VI 1 8 7 8 , Arthur Ponsonby, Henry Ponsonby. Queen Victoria's Private Secretary. His Life

and Letters, London 1 9 4 2 , s. 90.

so 22 VI 1892, Beloved and Darling Child. Last Letters Between Queen Victoria and Her Eldest

Daughter, 1886-1901, oprac. A. Ramm, Stroud 1 9 9 0 , s. 144.

5 1 15 IV 1 8 8 5 , Beloved Mama. Private Correspondence of Queen Victoria and the German

(15)

Beatrice zaczęła odmawiać przyjmowania jedzenia i w końcu przekonała matkę do zgody na ślub, obwarowanej zastrzeżeniem, że małżonkowie będą mieszkali na dworze. W odpowiedzi na krytykę, że Beatrice zamierza poślubić „zwykłego księcia", bez domieszki królewskiej krwi, Wiktoria, dotychczas zawsze nadmier­ nie dbająca o odpowiednie pochodzenie nawet osób, z którymi się jedynie prze­ lotnie spotykała - broniła się koniecznością wprowadzenia do rodziny „nowej krwi", bo „bez takiego okazyjnego zastrzyku rasy w końcu uległyby fizycznemu i moralnemu zwyrodnieniu"5 2.

W styczniu 1859 roku trzydziestodziewięcioletnia Wiktoria została po raz pierwszy babką. Wnukiem był Fryderyk Wilhelm, przyszły cesarz Wilhelm II. Kiedy dowiedziała się, że Vicky jest w ciąży tak szybko po ślubie, pisała, że ta „okropna" wiadomość „strasznie ją zasmuciła i zdenerwowała" i że jeśliby Fritz, przyszły ojciec, był na widoku, nie zostałby przyjęty łaskawie5'. Rok później Wiktoria i Albert wybrali się z wizytą do Berlina i chociaż brytyjska monarchini nigdy nie przepadała za małymi dziećmi, uznała, że jej wnuczek jest „tak bardzo inteligentnym", „ładnym, tłuściutkim dzieckiem, o pięknej białej skórze" i że jest bardzo podobny do Vicky i Fritza5 4. Nic nie wspomniała, że jedną rękę ma od urodzenia bezwładną.

Około 1 8 8 0 roku rodzina królowej liczyła ponad siedemdziesiąt osób, wziąwszy pod uwagę synów, córki, zięciów, synowe, wnuki i prawnuki. Pierwszy raz została prababką, kiedy miała sześćdziesiąt lat, a słodkousty Disraeli nie omieszkał wysłać gratulacji „królewskiej prababce" z okazji zostania „matką wielu narodów", gdy nadal „w kwiecie wieku i pełni sił". Wkrótce Wiktoria nazywana była „babką Europy", ale fakt szybko i ciągle powiększającej się ro­ dziny z czasem wywoływał znużenie królowej, która otrzymawszy wiadomość o narodzinach kolejnej wnuczki, przyznała, że lubi spotkania z „dziećmi swoich dzieci", ale gdy „rodzą się po troje w jednym roku, staje się to jedynie przyczyną wielkiego niepokoju o moje własne dzieci i nie wzbudza większego zaintere­ sowania, jakie imię otrzyma czwarta córka"5 5. Kiedy księciu Walii urodziło się czwarte dziecko, pisała:

[...] o b a w i a m się, iż s i ó d m a w n u c z k a i czternaste w n u c z ę stają się bardzo nieintere-sującą rzeczą, b o wydaje mi się, że m n o ż ą się jak króliki w parku windsorskim. Ta wielka rodzina w c a l e nie jest dla m n i e zbyt przyjemna ani d o b r a5 6.

W końcu pogodziła się z tym i kiedy w 1896 roku dostała telegram, że jej wnuczka Małgorzata Heska, ósme dziecko Vicky, urodziła bliźnięta, „śmiała się

1 7 1 1 8 8 5 , ibidem, s. 1 8 0 .

2 9 V 1 8 5 8 , Dearest Child..., s. 1 0 9 .

Journal of Queen Victoria, 2 7 I X , 2 5 IX 1 8 6 0 . 8 V 1 8 7 2 , Darling Child..., s. 4 0 .

(16)

bardzo" i była „rozbawiona", że tak szybko powiększa się liczba jej prawnu­ ków5 7. Pomimo tych szokujących opinii Wiktoria zawsze starała się być obecna przy porodach swoich wnucząt i kiedy tylko nieco podrosły, cieszyła się z ich towarzystwa i zadziwiała wszystkich wielką pobłażliwością w stosunku do nich. Lubiła słyszeć ich „małe nóżki i wesołe głosy" i powtarzała często, że chwile spę­ dzone w ich towarzystwie należały do szczęśliwych. Jeździła z nimi na spacery lub pozwalała bawić się w jej komnacie, kiedy pisała listy bądź pracowała nad dokumentami. Leciwą królową ujmowało, że dzieci, po pierwszych chwilach strachu, szybko przekonywały się do niej i - inaczej niż ich rodzice - zachowy­ wały się swobodnie i były szczere. Wielokrotnie ze śmiechem opowiadała, jak wnuczek wypuścił pod jej biurko oswojonego małego krokodyla, i zwykle łatwo wybaczała im nie najlepsze zachowanie, bo byli „tacy zabawni". Królową roz­ bawiło też raczej, niż rozgniewało, gdy jeden z nich napisał do niej z internatu z prośbą o dodatkowe kieszonkowe, a kiedy mu odpisała, że musi nauczyć się oszczędzać, odpowiedział, że już wszystko dobrze, bo jej list z odmową sprzedał za 30 szylingów.

W toku rozważań nad królową Wiktorią warto podkreślić, że jej radykal­ ne poglądy na temat małżeństwa i macierzyństwa znało tylko wąskie grono jej krewnych, przyjaciół i służby, co nie wpłynęło w żaden sposób na zmianę sytu­ acji kobiet angielskich, a jedynie na nasz sposób postrzegania królowej.

5 7 7 X I 1 8 9 6 , Life with Queen Victoria. Marie Mallet's Letters from Court 1887-1901, oprac. V. Mallet, London 1 9 6 8 , s. 9 6 .

Cytaty

Powiązane dokumenty

cold – przeziębienie cough – kaszel cut – skaleczenie earache – ból ucha headache – ból głowy sore throat – ból gardła toothache – ból zęba tummy ache –

Cieszę się, że wykonaliście zadania na platformie. Jednocześnie chcę Wam zwrócić uwagę, abyście stosowali się do ustalonych zasad. Niektórzy zapomnieli

Informatyka czy technologia informacyjna są zajęciami, w których jest wiele możliwości oddziaływań nauczyciela w celu dostosowania wymagań, jeśli chodzi o uczniów z określonymi

Polacy powinni ograniczyć ilość spożywanego alkoholu, a na imprezach młodzieżowych nie powinno go być w ogóle.. Dlaczego tak nie jest, jak

Ten proces jest jednak wtórny w stosunku do modelu wychowawczego, który staje się fundamentem działania Jezusa.. Chodzi o ukształtowanie postawy nawró- cenia i wiary opartej

 Piętro koron drzew jest najwyższą warstwą lasu..  Następne piętro

(…) Nie mamy stenogramu jego płomiennej mowy, tylko kronikarskie relacje z drugiej ręki. Historyk krucjat Steve Runciman streszcza ją tak:”Zaczął od zwrócenia uwagi

Analogicznie korzystając z równoległości ścian ośmiościanu można prosto wykazać, że ten przekrój jest sześciokątem foremnym (jak na poniższym rysunku p..