• Nie Znaleziono Wyników

View of Norwid’s The Secret of Lord Singelworth: The Strategy of Public Speaking

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "View of Norwid’s The Secret of Lord Singelworth: The Strategy of Public Speaking"

Copied!
13
0
0

Pełen tekst

(1)

S T U D IA N O R W 1D I A N A

3 - 4 , 1 9 8 5 - 1 9 8 6

ELŻB IETA D Ą B R O W IC Z

TAJEMNICA L O R D A S I N G E L W O R T H CYPRIANA NORW IDA:

STRATEGIA PUBLICZNEGO MÓWIENIA

[1873] W lecie przybył do W arszawy Francuz kapitan B u n elle z w ielkim balon em dla w zlo­ tów za opłatą. Jeden z pierwszych zgłosił się doń pan B runo C iem niew ski i opłaciw szy 100 rubli zam ówił m iejsce dla siebie. W piękny pogodny dzień na dziedzińcu Pałacu K aźm ierow- skiego przy U niw ersytecie od rana w czesnego zaczęto nap ełn iać balon gazem ośw ietlającym , przy pom ocy żołnierzy najętych. Po południu w ob ec licznie zebranych w idzów , w puszczanych za biletam i, w siadł do łódki balonu kapitan B un elle i pan C iem niew ski, [...]. N a znak dany przez kapitana puszczono ostatnią lin ę, a po wysypaniu paru w oreczków piasku z balastu, balon wzniósł się szybko w górę spokojnie i poszybow ał za W isłę ku w schodow i.

Nazajutrz w ieczorem pow rócił do dom u pan B runo, ale musiał się zaraz p ołożyć do łóżka. Przeziębił się bow iem , nie wziąwszy w drogę nadpow ietrzną odp ow ied n iego ubrania. Przypłacił tę nieprzezorność zapaleniem p łu c 1.

Łatwo wpleść w ów ucieszny obrazek ze w spom nień Stanisław a J. C zarnow ­ skiego m oralizującą pointę. W szędobylskiego felietonistę „brukow ca” czy „ku­ rierka” znęciłby z pew nością posm ak sensacji i hum orystyczność zdarzenia. N iefortunna przygoda pana Ciem niewskiego posłużyłaby dydaktycznej refleksji potępiającej wszelkie ekstraw agancje w imię swojskiego obyczaju z dziada p ra ­ dziada.

T aką gazetow ą anegdotę uczynił N orw id kanw ą fabu larn ą Tajemnicy lorda Singelworth. G atunek utw oru, broszurow e w ydanie, wreszcie tytuł kojarzony przez XIX-wiecznego odbiorcę z literatu rą rozryw kow ą2 pow inny były zachęcić przeciętną, codzienną publiczność. W alory te lokalizow ały utw ór w kręgu tra ­ dycji przysw ojonej. F orm a k ró tk a, zwięzła, obliczona na zapełnienie jednego wieczoru, schlebiała gustom czytelników osw ojonych z „m ałą lite ra tu rą ” - po ekspansji obrazka i szkicu, wśród nie słabnącej wziętości gawędy i system atycz­

1 S. J. C z a r n o w s k i . Pam iętniki. W spom nienia z trzech stuleci X V III, X I X i X X . Z. 7:

W ydaw nictw o i aplikacja sąd o w a m oja w W arszaw ie 1869—1873. W arszawa 1922 s. 34.

2 Na pow inow actw a z literaturą sensacyjną w skazuje M. A d am iec w artykule Tajem nica

lorda Singelworth albo m etafizyka balonu, zam ieszczonym w niniejszym tom ie „Studiów ”

(s. 202). Podobny m echanizm kom unikacyjny uruchamia! tytuł Vade-m ecum . N asuw ał skojarze­ nie z piśm iennictw em użytkow ym , książką podręczną (to tylko jedna z m ożliwych konotacji).

(2)

nego obcow ania z felietonem 3. L ek tu ra tekstu Tajemnicy lorda Singelworth ka­ tegorycznie przeczy kom ercjalności przedsięwzięcia. Nowela rozmyślnie p rojek­ tu je konflikt z przew idyw aniam i publiczności. Niweczy rozbudzone oczekiwa­ nia, urucham iając grę nastaw ień percepcyjnych. Czytelnik spodziewa się atrak ­ cyjnej fabuły. Czyha zaś nań konstrukcja dwuwym iarowa, alegoryczna albo sym boliczna, k tó ra zdarzenia trak tu je pretekstow o.

N apięcie m iędzy konkurencyjnym i stylami czytania sygnalizuje już tytuł utw oru. Tajemnica lorda Singelw orth, czyli zagadkow a historia angielskiego arystokraty. Z arazem znaczące nazwisko alegoryczne dziwaka4 nakazuje inter­ p re ta cję w kategoriach uniw ersalnych. Przy tym żywioł alegoryczny wcale nie u podrzędn ia w sposób konieczny konkretnego zdarzenia. Owszem, układ pod­ porządkow ujący exem plum ogólnym sensom dom inuje w twórczości N orw ida5. Jed n a k now ele rów noupraw niają kierunek przeciwny: od paraboli ku aktualiza­ cji, od obserw acji po uczestnictwo. R ozpoczynając lekturę w dystansie do świa­ ta przedstaw ionego, czytelnik zostaje nagle wrzucony w akcję. Musi zachować daleko p o su n iętą ostrożność, p ró b u jąc hierarchizow ać napotykane sprawy. P o­ zornie błah e gesty, słow a, chwile p rzekreślają często konw encjonalną skalę wielkości. O bjaw iają złow rogą m oc, gdy steru ją losam i bohaterów (m .in. Bran­ soletka, Stygm at). Byw ają też widzialnym znakiem głębokich, niewyrażalnych d oznań, em ocji6 (np. „plecionka długa z włosów blond” - Czułość: PWsz 2, 85; „spadły listek, do szyby przyklejony” - [Daj m i wstążką błękitną...]. PWsz 4, 542). „U lo tn a now ela” m oże wysłowić nadspodziew anie dużo. L ek tu ra utwo­ rów N orw ida nie spełnia się w sytuacji zabawy, w sferze wyłączonej z „właści­ w ego” życia7. Nie pozw ala na to form uła dzieła jako „testam entu-czynu”8.

3 Staram się tutaj odtw orzyć sytuację kom unikacyjną w spółczesną tekstow i, sytuację tylko p otencjalną, bo nigdy nie zaistniałą.

4 Singelw orth - nazwisko znaczące, a ponadto w ieloznaczn e. Single - ang. ‘pojedynczy, oso b n y ’, także ‘jedn olity, sp oisty’, co w zależności od kontekstu m oże się kojarzyć z pryncypial- nością bądź ograniczeniem , prym itywizm em . (Z naczące nazwisko nosi też drugi z protagoni- stów - T oni di B on a G razia).

5 M . G ł o w i ń s k i . N o rw id a w iersze-p rzyp o w ieści. W: C yprian N orw id. W 150-lecie uro­

dzin . M ateriały konferencji n au kow ej 2 3 -2 5 w rześnia 1971. Pod redakcją M. Żm igrodzkiej.

W arszawa 1973 s. 72-109; t e n ż e . C iem ne alegorie N orw ida. „Pam iętnik Literacki” 75:1984 z. 3 s. 103-114.

6 O funkcji drobiazgu w poezji N orw ida pisat m .in . W . Borow y ( G łów n e m o tyw y p o e z ji

N orw ida. W: t e n ż e . O N o rw id zie . R o zp r a w y i notatki. W ydanie opracow ała Z. Stefanowska.

W arszawa 1960 s. 37—46.

7 Term inu „zabaw a” używam w znaczeniu opisanym przez J. H uizingę (H o m o ludens. Z a ­

baw a ja k o źr ó d ło kultury. Przełożyli M. Kurecka i W . W irpsza. W yd. 2. Warszawa 1985).

8 K oncepcji tej hołduje tw órczość N orw ida od sam ego początku. W liście do Jana i Stani­ sław a E gberta K oźm ianów [z lipca 1850] Norw id stwierdzał: „ [...] literatura, moim zdaniem , już jest, albo za chwilę będzie, musi być - tylko testam entcm -czynu, w ięc zw ykłem p i s a ć to

(3)

W skazane osobliwości Norw idow skiego m odelu literatu ry prow adzą do an ­ tynom ii, nie wiem, czy nie do pierw szorzędnej, m iędzy słowem pryw atnym a słowem publicznym . Istotę tego rozróżnienia tru d n o ująć w syntetyczną defini­ cję. K ryteria podziału form ułuje niekiedy N orw id explicite. W ieloaspektow ość słowa stanowi ważny w ątek myślowy jego pisarstw a dyskursyw nego. Pierwszą prelekcję O Juliuszu Słow ackim poprzedza niezbędna precyzacja term in o lo ­ giczna:

Słow a publiczne i prywatne nie różnią się przez tła i form y, ale w ięcej przez ich naturę samą, prawda ta ważna jest szczególniej dla nas, jako nie m ających bytu p olityczn ego, a przeto opierających się na bezw zględnej ważności słow a. Pod klasycznym i filarami frontonu M agdale­ ny w idzieliście dorodnego człow ieka w h ełm ie rzym skim , odzian ego szatą pod obn ą do sagum i m ów iącego patetycznie; tło tutaj klasyczne, forma klasyczna, jednak sło w o człow iek a tego publicznym nie jest - jest to bow iem sprzedawca o łów k ów . G dyby zaś K opernik kilku poufnym przyjaciołom zwierzał prawdę objaśniającą harm onię św iatów , sło w o je g o , lubo przy mniej patetycznych warunkach, należałoby do całego świata. T aka to w ielka jest różnica m iędzy sło ­ wem prywatnym a słow em publicznym (PW sz 6, 407).

Przytoczony ustęp, choć klarow ny, wymaga uzupełniającego ko m entarza. N a j­ pierw trzeba mieć na uwadze cały wachlarz znaczeń aktualizow anych przez Norwidowskie słowo. O znacza ono i Logos - pierw iastek boski, znak łączności między człowiekiem a absolutem , i mowę - językow e obcow anie ludzi9. Każdy akt m ówienia sytuuje osobę wobec B oga oraz um ieszcza ją w zbiorow ości. Podtrzym ując kon tak t między ludźm i, słowo zawsze m usi pam iętać o swoim boskim pochodzeniu. W tedy daje świadectwo praw dzie. A ta jest jedna:

[...] co? prawdą jest w ziarneczku piasku, i w obrocie słoń ca, n a s k r o ś b y t ó w , tylko to P r a w d a ! a co nie jest na skroś w szech bytów prawdą - to c z a s , to b ł ą d . . . (List do Karola Ruprechta z kw ietnia 1866. PW sz 9, 212).

Prawdy nie sankcjonuje społeczna ap ro b ata, ranga m ów iącego, splot zew nętrz­ nych okoliczności. N a odw rót, praw da m odyfikuje sytuacje. I analogicznie: sło­ wa nie czyni publicznym opraw a. Nie jest ono następstw em okoliczności, ale ich sprawcą; przyczyną, nie skutkiem . Słowo publiczne inspiruje działanie. Skrywa w sobie energię, której wyzwolenie umożliwia sytuacja. D latego p o w ra­ ca w twórczości N orw ida motyw wyścigu z czasem - b atalia o „w czesność” .

jedynie, czego z r o b i ć nie m ogę, inaczej bow iem ani jest użytecznie, ani estetyczn ie, naum yśl­ nie walać się atramentem". C. N o r w i d . Pism a w szystkie. Z eb rał, tekst ustalił, w stęp em i uwagami krytycznymi opatrzył J. W. G om ulicki. T. 8: Listy. 1839-1861. W arszawa 1971 s. 98. W szystkie inne cytaty z pism N orw ida pochodzą rów nież z tego wydania (dalej cyt. PW sz z odesłaniem do odp ow ied niego tom u; pierwsza liczba oznacza tom , druga - stronę).

9 D ość kom pletny zarys problem atyki słow a dał P. Siekierski (Literatura i historia w N o r­

(4)

Stąd też jego tragedią jak o pisarza jest poczucie spóźnienia. Słowo, choć wypo­ w iedziane, trafia w próżnię. Musi czekać, aż urzeczywistni je „późny w nuk” . W ydaje się, że Tajemnica lorda Singelworth jest wyjątkow o predestynow ana do poszukiw ań odpow iedzi na pytania z kręgu zarysowanej problem atyki. Nie tylko bow iem wciela strategię pisarską N orw ida, którą nazywam tu strategią publicznego m ów ienia, ale ponadto niejako ją tem atyzuje. Jest jakby m onogra­ ficznym studium na tem at słowa publicznego, sytuacji publicznych i człowieka w roli publicznej. W łasność „bycia publicznym ” należy tu do sfery i etyki, i estetyki, i pragm atyki. U podstaw tej szerokiej definicji znajduje się potoczne rozpoznanie słow a publicznego. W iadom o, że to słowo spektakularne, głośno w ypow iedziane do grupy ludzi.

Tajemnica lorda Singelworth kilkakrotnie i na różne sposoby powiela sytua­ cję przem aw iania. Spełnia ją spektakl Toniego di B ona G razia i podniebny eksperym ent tytułow ego lorda. A dekw atnym przekaźnikiem znaczeń jest za­ rów no brzm ienie, ja k i gest. N orw ida in teresuje tu jed en z aspektów społeczne­ go w ym iaru istnienia jednostki, relacje, w jakie wchodzi ona ze zbiorowością w w arunkach wyjątkowych.

Casus lo rd a Singelworth unaocznia postaw ę ekstrem alną: zw ątpienie w sku­ teczność k o n tak tu słownego. L ord nie życzy sobie konfrontow ać własnych p o ­ glądów z przekonaniam i innych. Jego odm ow a przybiera form ę prowokacji. Z bulw ersow ana publiczność oczekuje w yjaśnień. Dąży do zdefiniowania sytua­ cji10 obcej codziennej praktyce. O bserw atorzy m imowolnie w spółtworzą zda­ rzenie. Publiczność nie rozum ie poczynań tajem niczego aeronauty, bo nie może zrozum ieć. Niedoszli partnerzy bytują w odm iennych światach, ho łd ują innym w artościom . W szędzie „tutejszy” lord Singelw orth p rotestu je nie wobec kon­ kretnej zbiorow ości, ale wobec ludzkości sam ej. Na jego prow okację reaguje zaś społeczność lokalna, zapatrzona w czas m inionej świetności. Uczestników spektaklu dzieli po n ad to przepaść socjalna: arystokrata staje naprzeciw żywiołu plebejskiego. Spotkanie udarem nia ostatecznie przew rotna reżyseria lorda Singelw orth. B rak k o n tak tu zam ienia się w k o n tak t - ostatni. W ymusza lord ów k o n tak t po to tylko, by go odrzucić. Protagonista jest nie ofiarą biegu zda­ rzeń, ale ich k reato rem .

Lord Singelw orth zdaje sobie sprawę z dialogowego uw ikłania słowa artyku­ łow anego publicznie11. Słowo mówione jest zawsze także słowem adresata, do którego się k ieru je, więcej niż intencją. T o, co zostało pow iedziane, bywa czę­ sto daleko inne niż to, co się zam ierzało wyrazić. Z astępu jąc słowo wieloznacz­

10 P ojęciem „definicja sytuacji” posłużyłam się w rozum ieniu W. J. Thom asa (Definicja

sytuacji. W: E lem en ty teorii socjologiczn ych . M ateriały d o d zie jó w w spółczesn ej socjologii za ­ chodniej. W arszawa 1975 s. 6 7 -6 9 ).

11 O dialogow ej naturze języka w Norw idow skiej koncepcji słow a pisał Z. Łapiński (N o r­

(5)

nym sym bolem , lord broni autonom ii swego słow a niew ypow iedzianego, swojej osoby wreszcie.

D la sam ego autora happeningu istotne jest przeciw staw ienie pion - poziom , przy czym pion waloryzuje dodatnio. W innej perspektyw ie balon m ógłby sym­ bolizować tryum f cywilizacji - okiełznanie przestrzeni i czasu. Z kolei w ariant interpretacyjny obrany przez publiczność sytuuje balonow e eskapady w k ateg o ­ rii zachowań ludycznych, karnaw ałow ych. G łów ny rekwizyt spektaklu skupia całą gamę znaczeń: od protestu po gloryfikację, od serio po buffo. Jego p o jem ­ ność znaczeniowa izoluje osobę, chroni ją przed stygm atyzującą m ocą okolicz­ ności, pozwala uchwycić granicę m iędzy „ ja ” i „nie-ja” , oderw ać „ ja ” pryw atne od „ja” publicznego. Z punktu widzenia protagonisty m ów ienie zagraża au to ­ nomii osoby12. M anifestując odm ow ę lord p o d d aje się swoistej terapii. W ielo­ krotna repetycja czynności ma ją usankcjonow ać. D ziałanie nab iera ch arakteru m itotwórczego. Niezwyczajny podróżnik zw iastuje śm ierć starej E uropy. O drzuca balast tradycji. H appening lorda Singelw orth przeciw staw ia kontesta- tora zbiorowości oraz w ew nętrznie integruje publiczność. Im ostrzejszy an tago ­ nizm w pierwszej płaszczyźnie, tym intensyw niejsze poczucie w spólnoty w d ru ­ giej. E fekt dem onstracji jest silny, ale chwilowy.

Inny rodzaj interakcji urucham ia Toni di B ona G razia. Z ew nętrzne ograni­ czenia (ingerencja cenzury) nie dyskwalifikują tu słowa w ypow iadanego jak o sprawcy kontaktu. Z akaz obejm uje m ówienie w prost. Być artystą w k raju znie­ wolonym to mówić językiem ezopowym , niem niej mówić. S pektakl im prowiza- tora uwzględnia publiczność dw ojakiego au toram entu : konspirujących słucha­ czy i podsłuchujących konfidentów . O ile dla publiczności p ożądanej ważne jest, c o się mówi (szóstym zm ysłem w yostrzonym w czas niewoli um ie ona odczytać zakam uflow aną treść), o tyle, w ydaje się, agentów „rządu obcego” obchodzi zwłaszcza, j a k owe treści, mniej lub bardziej niebezpieczne, są w ypo­ w iadane. Im prow izator może przem aw iać na placu św. M arka do entuzjastycz­ nie usposobionego tłum u wcale nie dlatego, że tak doskonale „łudzi d esp o tę” . Z aborca toleru je go, bo „obszerne buffo” jego sztuki jest skutecznym buforem zabezpieczającym przed em ancypacyjnym w rzeniem . Słowo wypow iedziane p o ­ śród kuglarskiej żonglerki nie m a szansy przedrzeć się przez kordo n od dzielają­ cy widowisko od „właściwego” życia.

K ontakt zaaranżow any przez lorda i relacja im prow izator - publiczność wskazuje na procesualny charakter słowa publicznego. Staje się ono między partneram i interakcji. Słowo publiczne to słowo artykułow ane i in terp reto w ane jako publiczne. Stwarza je zatem intencja m ówiącego i słuchacza, co więcej - działanie najpierw m ówiącego, potem słuchacza. A le na tym nie koniec. P ozo­ staje funkcja kontekstu. Sytuacja niewoli pow oduje chaos, runięcie b arie r p o ­

12 Obawa przed słow nym kontaktem z drugim człow iek iem pow raca w pozostałych n o w e­ lach Norwida (także w jego twórczości p oetyckiej, np. N e r w y , O statni d e sp o tyz m ).

(6)

rządkujących organizm społeczny. Z ałam u ją się struktury i hierarchie. Nie wia­ dom o, gdzie kończy się pryw atność, a zaczyna publiczna sfera istnienia, co jest istotne, a co b ła h e 13, co m oralne, a co wbrew etyce.

L orda Singelw orth i im prow izatora łączy p ro test - rezultat negatywnej diag­ nozy rzeczywistości. Każdy z nich n a swój sposób prób uje opanow ać zagroże­ nie, ustalić swoje m iejsce w sytuacji totalnej destrukcji, wskazać na wartość. A naliza scen prezentujących przem ow y protagonistów pokaże obrane przez nich strategie.

P rzystrojony w naszyjnik z wieprzowych kłów im prow izator reżyseruje sytu­ ację zabawy. K ostium , błazeńskie ruchy, nienaturalny głos pow iadam iają o obow iązujących regułach gry. Publiczność wciela się w naznaczoną jej rolę wi­ dza cyrkow ego. W arunki te m uszą zostać spełnione, by im prow izator mógł co­ kolw iek pow iedzieć na w idoku, zaświadczyć swój statu s14. Treść, którą chce on przekazać słuchaczom , nie harm onizuje z narzuconą form ą, zm aga się z nią. W przem ow ie im prow izatora pulsują krańcow o różne tonacje, nastro je, znaczenia:

- i tu, m on ologista b iegły, odm ieniał nagle g ło s, jak gdyby ktoś zza sceny wdał się w roz­ m ow ę - w praw dzie, ażeby starożytną lub ub iegłą zachw ycać się sw obodnie tryum falnością, na­ leżałob y usilnie zap om n ieć, iż z tych gotyckich w ież, z tych tryumfalnych łuków i kolum n, tego rana, w czora i w różne on egd aje, zrzucali się rozpaczą gnani śm iertelnicy nieszczęśni, i podobno że oni zrzucać się dziś jeszcze zam yślają lub będą jutro. [...].

Tu T ony di B on a Grazia kichał silnie i pow oli wyciągał z kieszeni szerokiego fraka chustkę jaskrawej barwy [...]. ( Tajem nica lorda Singelworth. PW sz 6, 150).

Im prow izator zdejm uje m askę i kryje się za nią na pow rót. Rodzi się jednak wątpliwość, kiedy o dsłania praw dziw ą tw arz, gdzie są granice mistyfikacji. „O bszerne buffo ” wym yka się kontroli jego sprawcy. Obficie stosowana ironia okazuje się bronią obosieczną. R ozprzestrzenia się na wszystko, co znajduje się w jej zasięgu.

O ficjalne w ystąpienie im prow izatora ma bronić reputacji lorda Singelworth, polem izow ać z jego oszczercami. Ironiczne pytania dem askują niedorzeczność pom ów ień, ale nie oszczędzają rów nież ekscentrycznego podróżnika.

Improwi-13 N a jed en z sym ptom ów rozkładu wskazuje N orw id wprost: „ P l o t e k , we właściwym tej nazw y poziom ej znaczeniu, być m o g ło w W enecji w ięcej aniżeli w innym jakim m ieście. Owo- czesny desp otyzm rządu ob ceg o musiał m ieć tę nierozłączną od siebie ostrożność, granic natu­ ralnych nie m ającą, która czyni, iż lada poszept, rosnąc szybko, nie spotyka także swych natu­ ralnych granic, i że im bywa w ięcej uw stręconą w olność opinii jawnie i sw obodnie wyrażanej, tym g łęb szej, d on ioślejszej i bardziej piorunnej siły nabierają przem ilczenia, niedopow iedzenia, m gnienia p o w iek i, chrząchnięcia i k ic h n ięcia !...” (PW sz 6: P roza. C zęść p ierw sza . Warszawa 1971 s. 148).

14 O istocie improwizacji pisała Z . Stefanow ska ( W ielka - tak, ale dlaczego im prow izacja? W: Z . S t e f a n o w s k a . P róba zd r o w eg o rozum u . Studia o M ickiew iczu . W arszawa 1976 s. 7 1 -8 6 ).

(7)

zator ośm iesza arystokratę, natrząsa się też z austriackiej policji. Iron ia służy oddzieleniu „obcych” od „swoich” . D ystansuje W enecjanina od Singelw ortha - i lorda, i A nglika. Szyderstwo staje nieprzebytym m urem m iędzy członkiem podbitego narodu a zdobywcam i. Ironiczny dystans u stępu je m iejsca dopiero współczuciu dla zdesperow anych sam obójców . K pina przechodzi w tragizm . Im prow izator m obilizuje zasobny re p ertu ar chwytów retorycznych, by stworzyć apokaliptyczną wizję. Na tle m onum entalnych wiekowych budowli rozgryw ają się tragedie „nieszczęsnych śm iertelników ” . M ówca ekspo nuje (techniką ampli- fikacji) zwłaszcza wysokość, strzelistość gm achów , ich dążenie du górze: „wieże wysokie” , „luki tryum falne” , „kolum ny zw ycięskie” . O kreślenie „tryum falny” - wyraz pom patyczny, napuszony, onom atopeiczny - w krótkim fragm encie p o ­ jawia się aż trzykrotnie. W obec starożytnych m onum entów w yjątkow o d o jm u ­ jąco człowiek odczuwa swoją kruchość i zagubienie. Nie m oże udźwignąć cięża­ ru egzystencji. W ybiera śmierć. Im prow izator p o k azu je powszechny wym iar zjawiska (zaakcentow anie jego iteratyw ności). R ów nież ów katastroficzny obraz niewolny jest od ironii. A le ta „z czasu jen o pochodzi” (List do Jana Koźm iana [z w rześnia-października 1852], PW sz 8, 186). W zniesione ręką czło­ wieka gmachy tryum fują nad ich twórcą. W ujęciu tym m ówca kontam inu je zwrócone przeciwnie ruchy w kierunku w ertykalnym : ku górze i ku dołow i. Używa hiperbolizacji i kontrastu, eksponując em ocjonalizm swojej postawy. A utentyczna em ocja przebija się przez konw encję sztuki.

W drugiej części przem owy im prow izator stosuje inny jeszcze chw yt, który umożliwia wyjście poza „buffo” . Polega on na im itow aniu fizycznej bliskości między mówiącym a publicznością. P unktem wyjścia jest p ano ram a m iasta, rzut oka z góry. I tym razem doznania estetyczne przesiania nienaw iść do zrobaczy- wiałej rzeczywistości. D alekie i wrogie m iasto p o raża obcością. N astępny obraz odm ienia perspektyw ę i scenerię. Toni di B ona G razia pochyla się nad śm ietni­ kiem , aby czytać z żałosnych odpadów dzieje człow ieka. Plastyczność, nam acal- ność opisu osiąga dzięki zbliżeniu, wyliczaniu drobnych przedm iotów zalegają­ cych wysypisko. Przem ow a W enecjanina jest nastaw iona na percepcję sensual- ną. U aktyw nia wszystkie zmysły: w zrok, słuch, w ęch, dotyk. O bsesyjnie ek spo­ nuje ruch. D ynam izm wnoszą anim izujące porów nania, np. w ięzienia ja k „p eł­ zające płaskie robactw o” (PWsz 6, 150). U kazuje się rzeczy w chwilę po znie­ ruchom ieniu („konwulsyjnie skręcony” bucik) bądź też w m om encie, kiedy silą się na wyrwanie z bezw ładu (porzucone pióro). C ała ta ruchliwość jest p ozo r­ na, wywołana złudzeniem wzrokowym (operow anie św iatłocieniem ), w yobraź­ nią, pam ięcią. W ynika z właściwości percepcyjnych podm iotu. Nie jest atrybu ­ tem rzeczywistości. W szechstronna wrażliwość percepcyjna im prow izatora i mogące jej sprostać wyrafinowanie językow e wywyższają m ówcę w eneckiego ponad przedstawicieli policji „A postolskiego P aństw a” . O rien tacja w świecie tych ostatnich opiera się na inform acjach dostarczanych przez węch - poniekąd wstydliwy, najbardziej anim alny ze zmysłów.

(8)

Podstaw ow ym m echanizm em strategii im prow izatora jest igranie dystansem. Toni di B ona G razia zdecydow anie separuje się od „obcych” i tym silniej iden­ tyfikuje się ze „swoimi” . D egradując lorda i najeźdźców , apoteozuje publicz­ ność.

Rów nie doniosłą rolę gra dystans w przem ow ie lorda Singelworth. Tutaj jed n ak cała energia skupia się na m onum entalizacji oddalenia. Lord posługuje się stylem wysokim . Tworzy w okół siebie aurę powagi i patosu. Jego mowa z całą m ocą eksponuje opozycję „ja” - „wy” . „ Ja” uczestniczy w harm onii, jest cząstką kosm osu. Wszyscy pozostali zaludniają kloakę, grzęzną w chaosie. W uporządkow anym , niem al naukow ym wywodzie (definicje, logika dowodzenia, leksyka o ch arakterze scjentyficznym ) lord stawia społeczeństwu druzgocącą diagnozę. Kluczowym pojęciem jego argum entacji je st „czystość” . Opisując wyznawany przez siebie system w artości, lord eksponuje znaczenie m etaforycz­ ne wyrazu. Z arazem jed n ak dla siły persw azji przyw ołuje jego dosłowniejszy, fizykalny kom p o n en t znaczeniow y - „czystość” zostaje urzeczow iona15. A k tu a­ lizuje się napięcie: abstrakcja - k on kret. W intencji lorda owo przeciwstawienie stw arza dystans nie do obalenia. P rzekonanie to okazuje się złudne. Własność języka d ziała w brew m ów iącem u. C iążenie k on kretu przew aża, dem askuje ja- łowość idei. W szak podniesienie się lorda jest tylko fizyczne. G óra nie ma dla niego w aloru boskości. Jego wzlot nie odpow iada przeżyciu m istycznemu. Pion zostaje p otraktow any m echanicznie. Po prostu balon - i tyle!

Pusty gest lorda Singelw orth zawodzi jako znak niewyrażalnego. A le prze­ cież ów balon poza tym , że coś znaczy albo nie znaczy, przede wszystkim - lata. T ak i lord, śm ieszny czy wzniosły, w edle „pochopów h u m oru ” publiczno­ ści, pon ad wszystko - istnieje. B ardziej niż form ą m ów ienia nie jestże balon form ą bycia?

W yłania się tu kw estia stosunku przem ow y lorda do jego aeronaucji. Singel­ w orth udziela w yjaśnień na prośbę delegacji, nie zaś z własnej potrzeby. Nie interesu je go efekt przem ów ienia, dlatego stosuje gotowe form uły retoryczne. M owa niweczy całą siłę oddziaływ ania gestu. P ro test sprow adza się do nieszko­ dliwego dziwactwa. S taje się pryw atną przypadłością protagonisty.

O tw arte pozostaje pytanie, kogo napraw dę kom prom ituje balon lorda Singelw orth. D laczego w ogóle kogoś kom prom ituje? L ord zachow uje się tak, jakby chciał pow iedzieć coś niesłychanie ważnego do największej z możliwych publiczności. W idow nią czyni wszystkie europejskie stolice. B uduje sytuację dla słow a p a r excellence publicznego. N ow ela pokazuje odbity, zdeform owany obraz tego zdarzenia.

15 P od ob n ą techniką p osłu żył się N orw id w wierszu Idee i p r a w d a , wykorzystując również przeciw staw ienie góra - dół (M . G ł o w i ń s k i . P rzestrzen n e tem aty i wariacje. W: P rzestrzeń

i literatura. Studia pod redakcją M . G łow iń sk iego i A . O kopieri-Sław ińskiej. Tom poświęcony

V III K ongresow i Slaw istów . W rocław -W arszaw a-K rak ów -G d ań sk 1978 s. 79-9 6 ). 16 M otyw ten eksp onu je interpretacja M . A dam ca - zob. s. 205.

(9)

Czytelnik zaznajam ia się z historią lorda Singelw orth za pośrednictw em n a r­ ratora i zarazem uczestnika wypadków. M a p ełn e praw o utożsam iać jego głos z głosem autora. U tw ór przyw ołuje konw encję w spom nienia, a p o n ad to n a rra ­ tor (bohater prowadzący) zdradza się ze swoją pisarską profesją (m etanarracyj- ne uwagi). B ohater prowadzący spełnia w Tajemnicy lorda Singelworth szcze­ gólną rolę. Jego działanie polega nie na opisyw aniu, ale na interpretacji. Z a ­ miast weryzmu ekspresja.

Nowelę rozpoczyna dziwaczna antyprezentacja protagonisty. Z abieg ten in­ form uje o rezygnacji z biografii bohatera jak o tw orzyw a fabularnego. U w ypu­ kla sam akt opow iadania. O prócz tego budzi w czytelniku nieufność do lorda Singelworth, do jego lordostw a16. D rugi sygnał niechęci brzm i dobitniej: „[...] wymaga się od protestującego, ażeby choć z a s a d ę bardziej obow iązującą wskazał [...]” (PWsz 6, 159). N a rrato r roztacza w okół p odróżnika aurę p o b ła ­ żliwego niedow ierzania. Skąd to uprzedzenie?

Treść noweli w ypełniają reakcje na w ydarzenia, różne w arianty in te rp re ta ­ cyjne, parafrazy (w ersja paryskiego felietonisty, g u b ern ato ra O dessy, profesora z H eidelbergu, Toniego di B ona G razia, wreszcie b o h atera prow adzącego). Nie są to propozycje od siebie odizolowane. Trzy z nich u k ład ają się w ciąg o wspól­ nym groteskow o-ironicznym zabarw ieniu - in terp re tacja dziennikarza, im pro- wizatora, pisarza - tworząc układ szkatułkow y. F rancuz reagu je w prost na wy­ darzenie. Toni di Bona G razia chwyta i rozw ija tonację felietonisty. N a rrato r poniekąd usiłuje zgłębić praw dę, dotrzeć do źró d eł, po m ijając sensy narosłe wokół sprawy. Dochodzi do bezpośredniego k o n tak tu m iędzy nim a lordem . Nie udaje się jednak zniwelować wiedzy, k tó rą n a rra to r posiadł uprzednio. N a jego percepcji ciąży punkt widzenia W enecjanina. W ersja n a rra to ra pow staje jako trzecia dopiero warstwa interpretacyjna, skryw ając jeszcze głębiej samo wydarzenie.

N akładające się na siebie oceny terroryzują czytelnika. O pinia publiczna n a­ rzuca mu punkt widzenia, podsuw a kryteria i skale, przytłacza stereotypem . Taka jest cena funkcjonow ania w społeczeństw ie.

Ciężar tych związków obezw ładnia znacznie bard ziej, gdy opinia publiczna reaguje wadliwie, gdy życie publiczne, a raczej jego nam iastka, toczy się w konspiracji. Pow ołaniem im prow izatora jest kształtow anie opinii publicznej. W sytuacji niewoli funkcja ta ulega w ynaturzeniu. W jednym z ostatnich ustępów noweli n arrato r przytacza w mowie zależnej wypowiedź im prow izatora:

Natom iast improwizator T o n i d i B o n a G r a z i a z większym niż kiedy zapałem g ło sił, że ulatujący podróżnik jest m ężem m i s j i , jest uprzedzicielem i zw iastunem W ielkiej E poki now ej, która ma stać się dla ludzkości całej rodzajem puryfikacji i czym ś do R e v i v a l u am e­ rykańskiego p o d obn ym ... R evivalu, o którym (m ów iąc i szczerze, i na stronie) ani nasz stary, u k s z t a ł c o n y i n i e w o l n i c z y kontynent nie ma słu szn ego p ojęcia, ani byłby na siłach, ażeby go u siebie spróbować i zaszczep ić!... A rch eologia tu raczej - lubo w s t e c z , ale żyw o i świetnie - działa (PW sz 6. 161).

(10)

F ragm ent ów to praw dziw a łam igłów ka. W pew nym m om encie bowiem prze­ staje być jasn e, kto mówi. Spróbuję uporządkow ać: najpierw n arrato r o impro- w izatorze (ironicznie), dalej im prow izator o lordzie. I tu problem , czy dalszy ciąg wypowiedzi jest autoironicznym kom entarzem im prow izator a, czy też iro­ niczną uw agą n a rra to ra w odniesieniu do w eneckiego mówcy. Bez względu na ostateczne rozstrzygnięcie zagm atw anie owo dow odzi, że obrana przez impro- w izatora strategia o p a rta na ironii staje się celem samym w sobie. Ironizując daje im prow izator świadectwo swojej ironii w łaśnie i niczemu więcej. Zam yka się b łęd n e koło. Język, którym z tak ą w irtuozerią w łada mówca, świadczy jedy­ nie o akcie artykulacji. O braca się w form ę w ysw obodzoną ze znaczenia. Tak ja k m alow ana dek oracja ud aje związek z historią (regata w dzień Ś-tego M ar­ ka). D u m a z przeszłości uzew nętrznia się zachwytem nad rupieciam i. W ielka m istyfikacja.

O cena ta k a k oresponduje z gorzkim osądem innej „stolicy nieledwie m arso­ wym rządzonej praw em ” (s. 150). W ostatnim swym liście do Konstancji G ó r­ skiej (12 X II 1882) N orw id pisał:

W arszawa jest o d lat stu przeszło m i a s t e m w y o b r a ź n i . . . tam nic rzeczyw istego nie ma - ani bytu historycznego - ani w łasn ego przem ysłu - ani w łasn ego ruchu um ysłow ego - ani spo­ łeczeń stw a ... W s z y s t k o j e s t p o w i e r z c h o w n e , n i e ź r ó d l a n e . Jest to F e e r i a ! . . . (PW sz 10, 194).

Ż ało sn e żniwo zbiera brak życia publicznego. W ysiłki im prow izatora noszą na sobie stygm at niewoli.

Z arów no lord , jak i im prow izator o dpow iadają n a sytuację zagrożenia. Nie m a w utw orze alternatyw y: albo ta, albo inna form a protestu. Balonowe wzloty są i sposobem istnienia, i znakiem . Toni di B ona G razia nie tylko mówi. M ów ienie spraw ia, że jest on tym , kim jest. D opók i mówi wobec publiczności, jest im prow izatorem . S pektakl pełni funkcję autoidentyfikującą. W obu przy­ padkach im puls do działania płynie z niedopasow ania wyobrażeń do stanu świata. Jest ripo stą na niedorzeczność. N a rra to r podziela ocenę protagonistów i im ituje ich strategię - wszystko ogląda z dystansu, także bohaterów . Dystans ten nie pochodzi z czasu (w spom nienie). Jest im m anentną własnością percep- cyjną po dm iotu. Pozw ala widzieć zdarzenie w kilku perspektyw ach równocześ­ nie: w w ym iarze diachronicznym , synchronicznym i transcendentnym . Uwzglę­ dnia pryw atny p unkt w idzenia in spiratora w ypadków , publiczną opcję współu­ czestników i uniw ersalizujące stanow isko dow olnie ulokow anego w cza­ sie przyszłym czytelnika. D la protagonisty działanie wyznacza granice „ja” . D la publiczności - współczesnej czy następnej - to przede wszystkim znak, niejed ­ nolity zresztą sem antycznie. N a rrato r (b o h a te r prowadzący) m ediatywizuje obie perspektyw y.

(11)

W łasności narratorskiego postrzegania zdradza im presja pośw ięcona W en e­ cji, sym bolizującej kulturę europejską. F ragm ent ten jakb y luźno, nieorganicz­ nie wiąże się z całym utw orem (podobne w rażenie spraw ia np. p o inta Stygma- tu). Z askakuje p ro sto tą relacji podm iot - przedm iot w konfrontacji ze skom pli­ kowaniem instancji nadawczej wcześniejszych p artii now eli, gdzie n a rra to r m ó­ wił o lordzie poprzez opinie innych. O drębność tego ustępu dotyczy także sa­ mego przedm iotu relacji. Nie ma tu ani słowa o lordzie Singelw orth. Zw iązek kryje się w „drobiazgach” , symetrii motywów i obrazów . U jęcie W enecji jak o warstwowego układu archeologicznych śladów (PW sz 6, 152) odsyła do sform u­ łowania im prow izatora:

jakkolw iek bow iem wy! - lubo słusznie - odw racacie oczy w asze od śm ietników , m nie zdarzało się w głęb okim zadum aniu nad nimi stawać i odczytyw ać dzieje godzin ub iegłych z tych okry­ tych kurzawą palim psestów ! (PW sz 6, 151).

Z kolei obraz W enecji przeglądającej się w lustrze w ody k o resp on du je ze sceną w salonie lorda, w którym „posadzka jedynie m ozaikow a odzw ierciadlała wszystkie m eble, polerow ane jak kryształ, zaś poutw ierdzane w ścianach w ene­ ckie zw ierciadła odzw ierciadlały znow u wszystkość, a ta, razem , więcej jasn ą i świetną była niż uroczą” (PW sz 6, 157). W enecja-śm ietnik i W enecja-herm ety- czna przestrzeń, klatka. Świat um ierający - w spiera ten aspekt m otyw ruiny - i świat wyizolowany, zam knięty, zapatrzony w siebie.

Lustrzane odbicie daje też oko i świadom ość drugiej osoby. B o h ater p ro w a­ dzący obcuje z W enecją poprzez kontakty z ludźm i w topionym i w atm osferę miasta. Są to spotkania dość osobliwe. Odw iedziny u patrycjusza ograniczają się do przesiania wizytówki. O człow ieku znów (jak w przypadku lorda) wypo­ wiada się papier. Tyle, że tym razem w ędruje on do góry, ku wyżynom arysto- kratyzm u. D o tego świata się w raca, by zająć wyznaczone sobie m iejsce. D rugi kontakt wymaga znajom ości języka, rytuału. U m ożliw ia go niby m agiczne za­ klęcie - starow enecki wyraz, hasło rozpoznaw cze „swoich” . R ysuje się też trze­ cia relacja: n a rra to r - czytelnik. K ontakt m iędzy nimi jest poufny, niem al inty­ mny. N arracja w drugiej osobie um ieszcza czytelnika w ew nątrz tekstu. F rag­ m ent ten poprzedza apostrofa do historii. C ala sekw encja m a ch arak ter w w ięk­ szym stopniu apelatywny niż opisowy.

N arzucającą się cechą Tajemnicy lorda Singelworth jest retoryczność n a rra ­ cji. Z asada ta obow iązuje wszystkie bez w yjątku części utw oru, wszystkie jego poziomy, od budowy zdania począwszy, a skończywszy na kom pozycji całości. R etoryczność oznacza orientację na ekspresję, działanie, nie na opow iadanie, „utrw alanie obrazem w iernym ” , ja k przystoi tradycyjnej noweli, o czym zresztą autor przew rotnie inform uje na wstępie. U tw ór został napisany jak by z myślą o publicznym wygłoszeniu, w tłoczony w form ę od wieków skonw encjonalizo­ waną. M owa wychwalająca czy ganiąca lorda Singelw orth - tajem nica realizuje

(12)

się przez ow ą niejasność - rozpoczyna się laudacją, dziwaczną wprawdzie, ale chw ytem ze wszech m iar osw ojonym 17. S trukturę mowy da się nałożyć na cały utw ór. Z a każdym razem przyporządkow anie to będzie m usiało uwzględniać jakieś zastrzeżenie, nie na tyle jed n ak , by łam ać schem at. B ędąca rezultatem w spólnego uczestnictw a w tradycji konw encja, choć deform uje, jest w arunkiem koniecznym każdego kontaktu. Zwłaszcza w sytuacji k o ntaktu publicznego, gdy jest jedynym rodzajem więzi m iędzy m ówiącym a słuchaczam i.

W ypada wreszcie odpow iedzieć na pytanie, zdaw ałoby się, podstawowe: o czym tra k tu je Tajemnica lorda Singelw orth? T ytuł kojarzy się z literaturą p opu­ larną. W y jęta z niego „tajem nica” nasuw a inne powinowactwa - potrąca o za­ gadkę bytu, o sens w świecie na kraw ędzi. N ow ela nie zam ierza tłumaczyć m o­ tywów postępow ania jakiegoś ekscentryka. Z o stają one nadspodziew anie łatwo o dkryte. C zytelnik nie m a pow odów , by w ątpić w szczerość enuncjacji samego b o h atera. N a rra to r ignoruje w ydarzenie, zajm uje się nim od niechcenia. In tere­ suje go nie zagadka lorda Singelw orth, ale to , co m ożna poprzez nią pow ie­ dzieć. To „coś” to w skazanie na tajem nicę w sposób, który artykulacją nie ni­ weczyłby sensu. O tajem nicy nie da się opow iedzieć, trzeba jej zaznać, wywo­ łać niepokój poznawczy. Tajemnica lorda Singelworth spełnia wyrażone gdzieś u zarania drogi twórczej N orw ida zam ierzenie:

Trzeba by jak oś m iejsce na tę sztukę uprzątnąć - dzisiaj zw łaszcza, kiedy praktyczność, a jaś­ niej pow iem : r z e c z y w i s t o ś ć , stała się m a t e r i a l n o ś c i ą , p r a w d a - w i e l o m ó w ­ s t w e m , a i d e a l n o ś ć - c z c z o ś c i ą . W arto by jakoś w agę tem u wszystkiem u wrócić (List do C ezarego Platera z 23 stycznia 1847. PW sz 8, 47).

U tw ór przypom ina o tajem nicy w świecie traw ionym „m aterialnością” , zafa­ scynowanym p ostępem cywilizacyjnym - balonam i, elektrycznością i koleją że­ lazną. M ówi też do nas „jako nie m ających bytu politycznego” o trywializacji tajem nicy w niewoli. Jeśli to , co pow inno być jaw ne, pozostaje w ukryciu, gdzież m iejsce na to , co tajem nicze ze swej natury? Niew ola degraduje osobę w człow ieku, poniża, w trąca w chaos. D latego Norw id ciągle ponaw ia wysiłki, by stworzyć na em igracji choćby pozór życia publicznego. Stąd jego twórczość przem aw ia słowem publicznym .

T a funkcja literatury staje się też jed n ak źródłem am biwalencji w postawie artysty. A rty sta całą sw oją osobow ość wystawia na widok publiczny. N ieustan­ nie p rz ek ład a w łasną pryw atność na język zbiorow ości. Sprzedaje się.

N ow elę zam yka obraz uroczystości na placu św. M arka. N ad rozedrganym barw am i i gw arem widowiskiem unosi się ledwie widoczny balon lorda

Singel-17 „Laudację tw orzyły takie składniki, jak pochw ała przodków , w ychow ania i nauki, urzę­ d ów spraw ow anych przez bohatera w ystąpienia oratorskiego, jego cnót i zasług” . E . K o t a r ­ s k i . P olska p o lity c z n a p r o z a p u b licysty czn a X V I i X V I I w ieku w obec tradycji retorycznej. W:

(13)

w orth. W ydaje się, że ironia i kpina, których n a rra to r nie szczędził lordow i, na ten raz milkną. Pobrzm iew a tu natom iast nuta nostalgii. N a rrato r z zazdrosną tęsknotą spogląda za oddalającym się balonem - sym bolem psychicznego luksu­ su angielskiego arystokraty. Nie dziwi ta tęsk n o ta u pisarza-P olaka, który stale przemawiał głośno do pustych miejsc.

Cytaty

Powiązane dokumenty

M ateriał ceramiczny z tych osad posiada, zdaniem Engla, dużo większe znaczenie niż odkryte na tym terenie gliniane naczynia z cmentarzysk, bowiem wyraźniej

[r]

Wobec pewnych, ale istotnych różnic wydaje się w skazane dokładne zbadanie całokształtu tego problem u, ale z pew nością to nie W K SD „załatw iło” W SP te n

[r]

Uroczystość otwarcia Alei Ofiar Katyńskich podczas XVIII.. Powszechnego Zjazdu Historyków Polskich

[r]

The basic difference between the Lutheran and Catholic theology of marriage is in the fact that for Luther and the Lutheran tradition, mar- riage is not a sacrament in

1: “We pre- sume that less than 50% of the young people in eastern Slovakia at the age of 18—35 who belong to one of the Christian churches, accept the life in a