• Nie Znaleziono Wyników

Społeczeństwo i socjologia 2010 – Przemówienie przewodniczącego PTS na sesji inaugurującej

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Społeczeństwo i socjologia 2010 – Przemówienie przewodniczącego PTS na sesji inaugurującej"

Copied!
14
0
0

Pełen tekst

(1)

KOMUNIKATY SPECJALNE

Co się dzieje ze społeczeństwem?

XIV Ogólnopolski Zjazd Socjologiczny PTS

w Krakowie (8–11 września 2010)

P i o t r G l i ń s k i

SPOŁECZEŃSTWO I SOCJOLOGIA 2010 –

PRZEMÓWIENIE PRZEWODNICZĄCEGO PTS NA SESJI

INAUGURUJĄCEJ

Magnifi cencjo, Szanowni Goście, Koleżanki i Koledzy!

Tradycyjne już na polskich zjazdach socjologicznych wystąpienie przewodniczą-cego Polskiego Towarzystwa Socjologicznego poświęcone będzie tym razem dwóm, zawartym w jego tytule – nieprzypadkowym przecież – tematom: społeczeństwu i socjologii. Społeczeństwu – z perspektywy tytułu naszego Zjazdu, socjologii – przede wszystkim w perspektywie jej roli w życiu publicznym we współczesnej Polsce.

Co się dzieje ze społeczeństwem?

Tytuł naszego zjazdu, którego to tytułu autorem jest – o czym nie wszyscy pewnie wiedzą – kolega Jerzy Szacki brzmi, jak pamiętamy „Co się dzieje ze społeczeń-stwem?” Ale warto wspomnieć, że zanim Rada Programowa Zjazdu, po burzliwej dyskusji, zdecydowała się wybrać ten właśnie tytuł (temat) jako wiodący, propo-nowano i dyskutowano wiele bardziej radykalnych propozycji mających skrótowo charakteryzować i wyrażać najbardziej aktualne, dominujące cechy współczesnych

(2)

społeczeństw (w tym przede wszystkim społeczeństwa polskiego) i procesy w ich obrębie zachodzące.

Zastanawiano się m.in., czy głównym przesłaniem i tematem zjazdu nie powin-no być pytanie bardziej radykalne, pytanie o to „czy jesteśmy jeszcze społeczeń-stwem?”, „czy istniejemy jeszcze jako społeczeństwo?”1, a także: „co to znaczy

współcześnie – społeczeństwo?”, czy jesteśmy jeszcze wciąż spójnym, jakimś „nor-malnym” społeczeństwem, czy też raczej tym społeczeństwem od czasu do czasu jedynie „bywamy”? I co stanowi w ogóle o normie bycia społeczeństwem?

Oxfordzki Słownik socjologii i nauk społecznych określa społeczeństwo jako „grupę osób, które mają wspólną kulturę, zajmują określony obszar terytorialny oraz mają poczucie przynależności do zjednoczonej i odrębnej całości”2. Przegląd

wielu innych popularnych defi nicji tego pojęcia w naukach społecznych przeko-nuje, że jego cechami podstawowymi są: wspólnotowość, zjednoczenie, zespoło-wość, integracja, samowystarczalność, odrębność oraz świadomość przynależności do tak zdefi niowanej odrębnej całości. „Społeczeństwo – jak pisał Norbert Elias – to dużo ludzi razem wziętych”3, ale to przede wszystkim „obiekt istniejący ponad

jednostkami i niepodatny na dalsze wyjaśnianie”4, byt osobny ontologicznie. O tej

osobności ontologicznej decyduje – według Eliasa – przede wszystkim czynnik „immanentnej współzależności ludzkich działań”5. „To właśnie nic innego jak […]

sieć funkcji, które ludzie pełnią wzajemnie wobec siebie, nazywamy »społeczeń-stwem«”6, stwierdza autor Społeczeństwa jednostek.

Wydaje się więc, że zasadniczy warunek (kryterium) istnienia społeczeństwa odnosi się do osiągnięcia pewnego poziomu międzyludzkiej współzależności o cechach spójnościowych, więziotwórczych czy wspólnotowych. Odnosi się do osiągnięcia jakiejś masy krytycznej tego, co łączy, zlepia ludzi w społeczną całość. I każe myśleć im o sobie w kategoriach „my”, jako o makrostrukturze społecznie i kulturowo odrębnej. Jednocześnie zaś współzależność spójnościowa kształtująca społeczeństwo, aby móc (za)istnieć, musi też uwzględniać warunek względnego ograniczenia podziałów i różnic strukturalnych: społecznych, ekonomicznych,

1 Wydaje się, że pytanie o istnienie społeczeństwa nie pozbawia socjologii przedmiotu jej badań,

gdyż jest to nauka zajmująca się badaniem życia społecznego, a społeczeństwo jest tylko jedną z form jego przejawiania się.

2 Słownik socjologii i nauk społecznych, G. Marshall (red.), Warszawa 2004, s. 345. 3 N. Elias, Społeczeństwo jednostek, Warszawa 2008, s. 7.

4 Ibidem, s. 1.

5 M. Marody, Między neutralnością a zaangażowaniem. O socjologii Norberta Eliasa, Przedmowa

[w:] N. Elias, op.cit., s. XXIII.

(3)

kulturowych. Innymi słowy, zbiór ludzi, aby być wciąż społeczeństwem i posiadać pewien wymiar wspólnotowy i spójnościowy, nie może charakteryzować się zbyt dużymi, czy wręcz drastycznymi, różnicami społecznymi i kulturowymi.

Fakt, iż w świecie współczesnym te drastyczne różnice społeczne i kulturowe narastają, a w każdym bądź razie powstają nowe jakościowo przedziały tego ro-dzaju, każe nam zdecydowanie stawiać pytanie o współczesną kondycję tej wspól-noty społecznej, którą określamy mianem społeczeństwa. Każe nam szukać odpo-wiedzi na pytanie, czy to, co się dzieje ze społeczeństwem, to już jest jakiś proces jego rozpadu, jakaś dynamiczna forma anihilacji, czy też jedynie proces jakiegoś rodzaju – w gruncie rzeczy normalnych – zmian i przekształceń. Na to pytanie, i na wiele podobnych, będziemy – jestem przekonany – szukali odpowiedzi w trakcie naszych obrad.

Obecne (współczesne) społeczeństwa i wspólnoty podlegają, jak wiadomo, bar-dzo dynamicznym zmianom i przekształceniom, które stara się opisywać współ-czesna socjologia. Warunki „ponowoczesnej niepewności” powodują – jak pisze na przykład Zygmunt Bauman – że „zindywidualizowane społeczeństwo” coraz czę-ściej przestaje nadawać znaczenia życiowe i dostarczać sensów życia7. Zamiast

tego produkuje rozliczne formy przemocy i wykluczenia8. Mamy do czynienia

z powszechnym kryzysem tożsamości i więzi społecznych9, jednostka staje się

największym wrogiem obywatela10, a zindywidualizowane społeczeństwo zagraża

demokracji11. Socjologowie wskazują oczywiście na zdolność zbiorowości ludzkich

do wykształcania szeregu mechanizmów obronnych i przystosowawczych, pozwa-lających na zachowanie podstawowych funkcji społeczeństwa – na przykład po-przez wykształcanie nowego typu, adaptacyjnych więzi społecznych12 czy

wspól-not13 – to jednak niewątpliwie mamy współcześnie do czynienia z wielką

jakościową zmianą znaczenia i funkcji trzech podstawowych kategorii socjolo-gicznych: więzi, wspólnoty i społeczeństwa.

7 Z. Bauman, Zindywidualizowane społeczeństwo, Gdańsk 2008, s. 9–22. 8 Ibidem, s. 116–119.

9 Ibidem, s. 110–111. 10 Ibidem, s. 64. 11 Ibidem, s. 71.

12 A. Giza-Poleszczuk, M. Marody, W uwięzi więzi (społecznych), „Societas/Communitas” 2006,

nr 1, s. 21–48.

13 Oblicza lokalności. Różnorodność miejsc i czasu, J. Kurczewska (red.), Warszawa 2006; M.

Dmochowska, Spełnienie mitu czy ucieczka z Utopii. Kondycja wspólnot w Polsce na przełomie XX i XXI wieku, Praca doktorska napisana pod kierunkiem prof. dr. hab. Piotra Glińskiego, Białystok 2010.

(4)

Obserwujemy też próby i tendencje do swoistego „wypłukania” z tych katego-rii ich podstawowego, dotychczasowego sensu znaczeniowego. Upraszczając nieco kwestię, można na przykład powiedzieć, że funkcjonują obecnie w publicystyce czy szeroko pojętym dyskursie naukowym dwa konkurencyjne niejako modele czy sposoby rozumienia, pojęcia wspólnoty. Tradycyjne, czy w wersji nowoczesnej – komunitariańskie – odwołujące się do więzi społecznych opartych o wspólnie podzielane wartości, duch wspólnotowy (esprit de corps) i grupowe mechanizmy integracyjne. Oraz „liberalne”, ponowoczesne, skłonne postrzegać badane wspól-noty (a nawet całe „społeczeństwo obywatelskie” czy „nowoczesny naród”) przede wszystkim jako twory wyabstrahowane z tradycyjnych wartości wspólnotowych czy mechanizmów tradycyjnej kontroli społecznej. Mamy więc tu do czynienia z dwoma zupełnie różnymi sposobami rozumienia zjawiska i pojęcia wspólnoty, które – dodatkowo – mogą być wyznaczane przez zupełnie pozanaukowe (np. ide-ologiczne) okoliczności, a jednocześnie silnie wpływać na proces badawczy i jego wyniki. Niezależnie jednak od tego, która z tych modelowych defi nicji jest nam bliższa (zresztą są one stopniowalne i w praktyce można na ich podstawie budować modele pośrednie), wydaje się oczywiste, że – podkreślmy raz jeszcze – coś bardzo istotnego dzieje w sferze współczesnych więzi społecznych, społecznych podzia-łów i zróżnicowań – a co za tym idzie – coś jakościowo nowego dzieje się w sferze współczesnych makrostruktur społecznych, takich jak społeczeństwo.

Sądzę, że – odnośnie do społeczeństwa polskiego14 – skrótowo proces tych

zasadniczych zmian można – nieco prowokacyjnie – opisać (a nie jest to oczywi-ście jedyna możliwa interpretacja tego zjawiska) za pomocą dwóch podstawowych tez (czy może wciąż jeszcze hipotez), które, mam nadzieję, będziemy m.in. wery-fi kowali w toku naszych obrad.

Po pierwsze, mamy więc w Polsce do czynienia ze słabnięciem więzi i rozpadem struktury społecznej w skali makro. Po drugie, istotne znaczenie w tym procesie odgrywa wymiar kulturowo-aksjologiczny. Staje się on być może najważniejszym wymiarem makrostruktury społecznej i przesądza o jej rozpadzie. Przesądza o tym, że społeczeństwo w jakimś sensie „przestaje istnieć” (choć zjawisko to ma oczywi-ście charakter procesualny) bądź powstają dwa czy kilka, może kilkanaoczywi-ście odręb-nych społeczeństw czy jedynie amorfi czodręb-nych często społeczności.

W tej sytuacji – w sytuacji dominującego, przemożnego znaczenia czynnika kulturowego – relatywnie, co brzmi może nieco paradoksalnie, spada znaczenie

14 Analiza tu zaprezentowana odnosi się do sytuacji współczesnego społeczeństwa polskiego, ale

oczywiście jest to – z jednej strony – sytuacja w jakiejś mierze odzwierciedlająca zmiany znacznie szersze, o charakterze globalnym, z drugiej zaś – jest współkształtowana przez te szersze przemiany globalno-kulturowe.

(5)

zmiennych społeczno-ekonomicznych. Wydaje się, że twarde dane społeczno-eko-nomiczne potwierdzają ten proces. Obserwujemy zamykanie się grup społecznych i istnienie bardzo silnych barier społeczno-ekonomicznych pomiędzy tymi grupa-mi. Utrzymują się nierówności edukacyjne, „czego świadectwem jest brak więk-szych zmian w sile związku między dostępem do wykształcenia a pochodzeniem społecznym”15. Jednocześnie „nie zmienia się również otwartość barier

społecz-nych, mierzona wpływem pochodzenia na osiągnięcia zawodowe”16 (pozycję

za-wodową). Zauważmy, że oba te zjawiska czy procesy są przede wszystkim uwarun-kowane kulturowo. Zależą od rozkładu i charakteru szeroko rozumianych kapitałów kulturowych (wyposażenia kulturowego, systemu wartości, poziomu aspiracji, charakteru etosu kulturowego itp.). To przede wszystkim w warstwie kulturowej należy więc szukać przyczyn utrzymujących się od czasów PRLu, a tak-że powiększających się w niektórych wymiarach w okresie transformacji, przedzia-łów społecznych i ekonomicznych17.

Zjawiska społeczne, związane głównie – choć nie tylko – z przemianami ostat-nich 20 lat, które spowodowały ten wzrost znaczenia czynnika kulturowego, są dość dobrze rozpoznane i należą do nich przede wszystkim: niebywała dynamika i nie-spotykanie szeroki zakres zmiany społeczno-polityczno-ekonomicznej, jaką prze-chodzimy po roku 1989; kłopoty z racjonalnym zagospodarowaniem odzyskanej wolności we wszystkich wymiarach życia społecznego; erozja – głównie pod wpły-wem dominujących globalnie przemian kulturowych – tradycyjnego spoiwa społecznego (wartości patriotycznych, religijnych, wspólnotowych itp); słabość instytucji publicznych i państwa, w tym szczególnie instytucji edukacyjno-wycho-wawczych i instytucji egzekucji prawa; nikły, enklawowy, rozwój społeczeństwa obywatelskiego18; brak projektu wspólnotowego u dominującej części polskich elit

politycznych; wreszcie istnienie silnego zaplecza kulturowego (tradycji) o charak-terze antywspólnotowym i anomijnym (np. lekceważący stosunek do instytucji państwa i reguł prawnych, kult cwaniactwa i „jazdy na gapę”, amoralny familizm, skłonność do sytuacyjnego kształtowania norm społecznych i regulowania relacji

15 Zmiany stratyfi kacji społecznej w Polsce, H. Domański (red.), Warszawa 2008, s. 10. 16 Ibidem.

17 O powiększaniu się tych różnic w okresie transformacji świadczy z kolei wzrost

współczyn-nika Giniego z 0,28 do 0,36 – H. Domański, Między tradycją a rozwojem [w:] Polska i Solidarność. 20 lat przemian. Jak wykorzystaliśmy odzyskaną wolność, J. Kłosiński (oprac.), Gdańsk 2009, s. 111.

18 Pisałem na ten temat w wielu pracach. Zob. np. P. Gliński, Bariery samoorganizacji

obywatel-skiej [w:] Niepokoje polskie, H. Domański, A. Ostrowska, A. Rychard (red.), Warszawa 2004, s. 227–257; idem, Style działań organizacji pozarządowych w Polsce. Grupy interesu czy pożytku publicznego?, Warszawa 2006.

(6)

międzyludzkich, nie mówiąc już o rozpowszechnieniu zjawisk jawnie patologicz-nych, takich jak klientelizm, cronizm czy praktyki korupcyjne).

Wydaje się też, że bardzo istotną rolę w procesie zaostrzenia się przedziałów kulturowych i wyostrzenia ich znaczenia wśród mechanizmów rozpadu społecz-nego, odegrały również – uwidocznione na nowo po katastrofi e smoleńskiej i w ostatniej kampanii prezydenckiej – przedziały o charakterze politycznym. W ostatnim dwudziestoleciu mieliśmy w Polsce do czynienia z czterema przynaj-mniej, wyraźnymi podziałami o tym charakterze, z których każdy implikował (i implikuje) bardzo silne konsekwencje w sferze podziałów kulturowych. Mam na myśli: tzw. podział postkomunistyczny19; wyostrzony w kampanii prezydenckiej

2005 roku podział na Polskę solidarną i liberalną; ujawniony z olbrzymią siłą w kampanii parlamentarnej 2007 i podtrzymywany przez jedną ze stron politycz-nego sporu w kampanii prezydenckiej 2010 podział na III i IV Rzeczpospolitą; oraz – zapomniany często w upośledzonej polskiej debacie publicznej – podział na elity i masy, na wygranych i przegranych w toku transformacji (wydaje się, że jest to podział nieco odmienny od dychotomii solidarność/liberalizm).

Z uwagi na wiele okoliczności, z których brak tradycji demokratycznych i kul-tury politycznej jest tylko jedną z najważniejszych, owe wymienione wyżej podzia-ły polityczne przybierają w warunkach Polski charakter prawdziwej wojny kultur. I choć granice tego kulturowo-politycznego starcia przebiegają niekiedy w poprzek jednorodnych dotąd środowisk, małych grup społecznych, a nawet rodzin i nie pokrywają się często z nowo powstającymi granicami stricte kulturowymi, wyzna-czanymi przez dominujące kryteria kultury globalnej, masowej konsumpcji, ko-mercji czy hedonistycznego stylu życia, to jednak – jak się wydaje – ostre podzia-ły polityczne silnie komplikują i wzmacniają wiele współczesnych, dających się zauważyć w społeczeństwie polskim, istotnych podziałów kulturowych.

Natomiast podstawowy, „unicestwiający społeczeństwo”, podział kulturowy przebiega w Polsce – jak sądzę – pomiędzy dominującą magmą umasowionej, skomercjalizowanej kultury konsumpcyjnej i kultury chamstwa a rozproszony-mi w niej, specyfi cznyrozproszony-mi enklawarozproszony-mi adaptacyjno-obronnyrozproszony-mi o charakterze kul-turowo-aksjologicznym, pełniącymi rolę swoistych mechanizmów obronnych wobec presji dominującego otoczenia kulturowego20. Jak się wydaje, my, siedzący

19 M. Grabowska, Podział postkomunistyczny. Społeczne podstawy polityki w Polsce po 1989 roku,

Warszawa 2004.

20 P. Gliński, Podział kulturowy: fragmentaryzacja czy rozpad? [w:] Kulturowe aspekty struktury

społecznej. Fundamenty, konstrukcje, fasady, P. Gliński, I. Sadowski, A. Zawistowska (red.),Warszawa 2010.

(7)

tu, na tej sali, też stanowimy przykład takiej adaptacyjnej enklawy próbującej prze-trwać w niezbyt sprzyjającym otoczeniu kulturowym.

Szanowne Koleżanki i Koledzy!

Nie jest – oczywiście – moją rolą w tym wystąpieniu rozstrzygać, czy to, co się obecnie dzieje w społeczeństwie, szczególnie w polskim społeczeństwie, to właśnie proces jego jakiejś stopniowej anihilacji i zdecydowanego podziału kulturowego. Moje wystąpienie ma raczej charakter wprowadzenia do bardziej pogłębionych zjazdowych debat merytorycznych, jakie – mamy wszyscy nadzieję – będą miały miejsce w toku naszych obrad.

Socjologia a życie publiczne

Trzy lata temu w swoim wystąpieniu na zjeździe zielonogórskim przedstawiłem podobno – jak to ujął obecny wówczas na sali Prezydent Lech Kaczyński – najbar-dziej pesymistyczną i samokrytyczną „ocenę własnego środowiska”21, z jaką

kiedy-kolwiek spotkał się Pan Prezydent na zjazdach naukowych. Nie taka była wtedy moja intencja. A może raczej powinienem powiedzieć: nie tylko taka… Podkreśla-łem przecież także wtedy i usilnie podkreślam obecnie, wbrew różnorakim nieod-powiedzialnym sądom, że polska socjologia dobrze na ogół diagnozuje polskie życie społeczne. Podstawowe (ale także szczegółowe!), uznane już chyba powszech-nie, tezy dotyczące charakteru trudnych polskich przemian po roku 1989 i złej ja-kości polskiej demokracji sformułowane zostały przecież przez polskich socjologów i udowodnione na tyle, na ile nauki społeczne mogą dowodzić swych tez. Nie będę ich tu powtarzał. Ich autorzy znajdują się w znakomitej większości na tej sali.

Ale trzeba też sobie – z okazji tego podsumowującego przecież dorobek jakie-goś etapu naszej pracy spotkania – jasno powiedzieć, że większość z uwag krytycz-nych wobec polskiej socjologii, formułowakrytycz-nych przecież nie od dziś i nie tylko przez przewodniczącego PTS, jest wciąż w różnym zakresie aktualnych. Mamy problem z poziomem i jakością nauczania socjologii, zwłaszcza na uczelniach słab-szych i na poziomie licencjackim, mamy problem z tzw. dorobkiem powielaczo-wym i plagiatami, mamy problem z zastępowaniem w życiu publicznym wiedzy socjologicznej przez produkty tzw. sondażystyki (pogłębiony ostatnio kompromi-tacją jednej ze znanych fi rm sondażowych w trakcie wyborów prezydenckich).

21 L. Kaczyński, Polemika z Przewodniczącym Polskiego Towarzystwa Socjologicznego [w:] Co nas

łączy, co nas dzieli?, J. Mucha, E. Narkiewicz-Niedbalec, M. Zielińska (red.), Zielona Góra 2008, s. 37.

(8)

Mamy wreszcie wciąż problem z niepodejmowaniem pewnych tematów ba-dawczych przez polskich socjologów i nadmiernym uleganiem różnym nowin-kom tematycznym pochodzącym z innego kontekstu kulturowo-społecznego. Związane z tym jest zagadnienie szczególnie bliskie memu sercu, a mianowicie zagadnienie przemilczania w badaniach socjologicznych tzw. kwestii społecznych, jak kiedyś nieco staroświecko, ale trafnie te zjawiska określano, czyli problemów społecznie – z uwagi na wiele różnorakich kryteriów, np. zapomniane już tzw. kryterium sprawiedliwości społecznej – najważniejszych, podstawowych. Wiem, że wiele w tym zakresie się zmienia – wiele nowych ważnych kwestii i problemów społecznych jest formułowanych i podejmowanych przez polskich socjologów, także z inspiracji i doświadczeń zagranicznych – są one obecne także w programie naszego zjazdu. W jakimś sensie w zakresie merytorycznym, choć mam nadzieję, że nie ideologicznym, zagadnienia te wychodzą naprzeciw postulatowi socjologii publicznej, o której ostatniego dnia naszego zjazdu będzie tu mówił autor tej kon-cepcji, przewodniczący Międzynarodowego Towarzystwa Socjologicznego Michael Burawoy.

Ale – powtarzam – wciąż w socjologii polskiej istnieją białe plamy; i – szcze-gólnie, choć nie tylko, młodych badaczy – namawiałbym do odwagi w ich likwi-dowaniu. Do większej niezależności w poszukiwaniach badawczych, do podejmo-wania kwestii najtrudniejszych i najważniejszych (ale nie według kryterium swoich osobistych, egocentrycznych fi ksacji), nawet – a może szczególnie wtedy – gdy nie należą one do międzynarodowego, socjologicznego mainstreamu. Wszak wciąż aktualny jest słynny postulat Stanisława Ossowskiego mówiący o konieczności „socjologicznego” nieposłuszeństwa w myśleniu.

Warto więc po raz który przypomnieć, że wciąż – przykładowo – stosunkowo słabo są zbadane polskie instytucje publiczne (system edukacyjny, służba zdrowia, samorządy, media, przedsiębiorstwa, administracja centralna i terenowa, funkcjo-nowanie wymiaru sprawiedliwości itp.), ale i rozmaite, charakterystyczne dla mło-dego kapitalizmu, instytucje prywatne, mające olbrzymi wpływ na życie społeczne i publiczne; że polska debata publiczna wciąż czeka na aktualne opracowanie so-cjologiczne; że zapominamy w badaniach o – niemodnych już – patologiach spo-łecznych (a na przykład 26% polskich dzieci, najwięcej w Europie, żyje w rodzinach zagrożonych ubóstwem – mamy wiele dobrych badań na temat polskiej biedy, ale czekamy wciąż na dzieło socjologiczne o tym zawstydzającym zjawisku). Z drugiej zaś strony: polski wzrost gospodarczy jest m.in. wynikiem napływu funduszy eu-ropejskich, ale i funkcjonowania rodzimej szarej strefy – chciałoby się wiedzieć, jakie reperkusje społeczne wywołują te zjawiska; wciąż niedostatecznie wiele jest socjologicznych opracowań na ten temat.

(9)

Na koniec chciałbym powrócić do sprawy, którą również silnie akcentowałem w przemówieniu na zjeździe zielonogórskim i z którą borykam się codziennie od prawie sześciu lat jako przewodniczący Polskiego Towarzystwa Socjologicz-nego. Mam na myśli kwestię nieobecności wiedzy socjologicznej w życiu pu-blicznym i politycznym Polski. A szczególnie problem braku potrzeby tej wiedzy u polskich elit. Elit politycznych, medialnych, kulturalnych… Tzw. medialny ko-mentarz socjologiczny i – jak już wielokrotnie przy różnych okazjach (także wyżej) wspominałem – „produkty sondażowe” trwale zastępują wiedzę socjolo-giczną w mediach i przestrzeni publicznej. Socjologia nie ma swojego PRu, bo prawdziwa socjologia nie jest i nie może być propagandą. W demokracji post-politycznej i medialnej, w demokracji „ad hoc”22, jaka dominuje w Polsce, nie

ma dla niej miejsca.

Wciąż nie istnieje też żaden ugruntowany, zinstytucjonalizowany system przepływu wiedzy socjologicznej do struktur władzy, chociażby system doradz-twa socjologicznego lub przynajmniej instytucjonalnie określone miejsce na pu-bliczną, merytoryczną debatę o najważniejszych sprawach społecznych, koniecz-nych politykach rozwojowych i programach strategiczkoniecz-nych. Niestety, nie spełnia tych (naszych?) oczekiwań pod tym względem sposób funkcjonowania Zespołu Doradców Strategicznych Premiera RP kierowanego przez ministra Michała Bo-niego23. Nie napawają też zbytnim optymizmem dotychczasowe doświadczenia

z procesu przygotowywania dziewięciu docelowych strategii rozwoju Polski, jaki realizuje obecnie rząd Donalda Tuska (zresztą ciekawe jest pytanie, kto na przykład z Państwa tu obecnych wie, że tego rodzaju prace, o zasadniczym znaczeniu dla przyszłości polskiego społeczeństwa i Polski, są obecnie od wielu już miesięcy w strukturach administracji centralnej prowadzone). Doceniam próby włączenia do tego ostatniego procesu – jak to wynika z pisma podsekretarz stanu w jednym z ministerstw do jednego z profesorów socjologii – „przedstawicieli środowisk naukowych wielu dyscyplin”, ale niepokoi nieokreślona i incydentalna rola przy-pisana tym „przedstawicielom” w owym procesie. Nie jest to instytucja trwałej, zinstytucjonalizowanej debaty i wspólnej pracy specjalistów i polityków nad do-kumentami dotyczącymi rozwoju kraju. Z drugiej strony… taki stan rzeczy

wła-22 Termin ten omawia W. Szewczak, Istota i mechanizmy funkcjonowania demokracji „ad hoc”.

„Studia Socjologiczne” 2010, nr 2, s. 11–30.

23 Efekty pracy tego Zespołu (przede wszystkim Raport „Polska 2030” i raport dotyczący

kapi-tału intelektualnego Polski) nie są nawet recenzowane przed upublicznieniem; nie istnieje też – mi-mo aktywności ministra Boniego – żaden spójny i szeroko otwarty system konsultacji i dyskusji nad tymi dokumentami. W tej sytuacji pojawiają się uzasadnione zarzuty o głównie propagandowej roli tych raportów.

(10)

ściwie nie powinien nikogo z nas dziwić. Jest to bowiem chyba trwała cecha pol-skiej demokracji od początku transformacji systemowej: pamiętamy przecież frustracje naszych kolegów doradzających pierwszym politykom i rządom postso-lidarnościowym, i ich smutne doświadczenia z tamtych lat, które można wyrazić w jednej generalnej tezie, w tezie o nieprzemakalności polskiej polityki na wiedzę socjologiczną. W tym kontekście oczywiście dobrze, że w programie naszego zjaz-du znalazła się sesja poświęcona przyszłości społeczeństwa, na którą został zapro-szony minister Michał Boni, choć osobiście jestem sceptyczny, czy może to mieć jakikolwiek wpływ na zmianę traktowania wiedzy socjologicznej i środowiska socjologicznego przez polityków.

Trzy lata temu na zjeździe zielonogórskim formułowałem podobne postulaty w obecności Prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Nie wiem, czy tamten apel odniósł jakiś bezpośredni skutek. Myślę jednak – z czym zapewne część z Państwa się ze mną nie zgodzi – że częściowo tak się jednak stało. Oczywiście polityczne kompe-tencje Urzędu Prezydenckiego w Polsce są znacznie ograniczone, ale Pierwszy Obywatel RP (oprócz inicjatywy ustawodawczej) ma możliwość organizowania cywilizowanej debaty publicznej i wpływania na jej poziom merytoryczny, między innymi poprzez instytucjonalizowanie w sferze publicznej głosu przedstawicieli nauk społecznych. Lech Kaczyński stopniowo przekonywał się do tej roli. I trzeba tu publicznie przypomnieć, że w trakcie swojej – tragicznie przerwanej – kadencji, z czasem, coraz częściej szukał kontaktu ze środowiskiem socjologicznym. Szukał debaty, polemiki, rady… Początkowo w związku planami zamawiania ekspertyz i badań socjologicznych przez Kancelarię Prezydenta RP, potem na zamkniętych spotkaniach i seminariach w Lucieniu, jeszcze później w toku całej serii bardzo interesujących konferencji belwederskich, w których uczestniczyło już dość szero-kie grono naszych Koleżanek i Kolegów socjologów, wreszcie w ramach prac, po-wołanej niestety dopiero w ostatnim roku kadencji, Narodowej Rady Rozwoju przy Prezydencie RP. Rada ta, jak to na ogół bywa, zdominowana była przez ekonomi-stów, ale reprezentowani w niej byli także socjologowie i politycy społeczni. A co szczególnie istotne, ciało to miało charakter zdecydowanie pluralistyczny w sensie politycznym i światopoglądowym (brała w nim udział np. Henryka Bochniarz, Andrzej Sadowski z Centrum Adama Smitha czy b. doradca ekonomiczny Prezy-denta Kwaśniewskiego profesor Witold Orłowski, także prezydenci Krakowa, Wroc ławia czy Gdyni, których trudno podejrzewać o bliskie związki z zapleczem politycznym byłego Prezydenta RP; zaś w zespole koordynującym prace NRR za-siadali: były minister fi nansów w rządzie UW prof. Jerzy Osiatyński, dwoje prze-wodniczących polskich towarzystw naukowych – ekonomicznego i socjologiczne-go oraz rektor najlepszej w Polsce, ekonomicznej prywatnej szkoły wyższej).

(11)

Jako przedstawiciel Polskiego Towarzystwa Socjologicznego brałem udział w pracach Rady i mogę zaświadczyć, że była to rzeczywiście namiastka instytucji kreującej merytoryczną, rzetelną, pluralistyczną debatę publiczną na najważniejsze tematy społeczno-ekonomiczne Polski, takie jak sytuacja demografi czna, system emerytalny czy fi nanse publiczne. W planach, przerwanych tragicznymi wydarze-niami w Smoleńsku, była m.in. debata na temat służby zdrowia z udziałem socjo-logów zdrowia, ale także dyskusje stricte socjologiczne, na przykład na temat stanu polskiej demokracji lokalnej, kryzysu debaty publicznej czy społeczeństwa obywa-telskiego. Niestety, nie wszystkie siły polityczne doceniały znaczenie tej instytucji dla podniesienia jakości polskiej demokracji24, a obecna ekipa prezydencka – jak

dotąd – chyba, niestety, nie widzi potrzeby powołania tego rodzaju pluralistyczne-go i niezależnepluralistyczne-go forum doradczo-konsultacyjnepluralistyczne-go kreującepluralistyczne-go poważną meryto-ryczną debatę publiczną.

Dzisiaj naprawdę żałuję, że nie mogę bezpośrednio powtórzyć tamtego apelu z Zielonej Góry, że nie mogę bezpośrednio zaapelować do obecnego Pierwszego Obywatela RP o zmianę stosunku polskich elit do środowisk obywatelskich, takich jak zebrane tutaj środowisko polskich socjologów. Nie mogę zaapelować do Pana Prezydenta o powołanie jakiegoś ciała doradczego na wzór Narodowej Rady Roz-woju przy Prezydencie Lechu Kaczyńskim, m.in. z udziałem autorytetów socjolo-gicznych i reprezentantów środowisk naukowych, i sugerować, aby nie czekał też z wypełnieniem tego zadania do ostatniego roku swej kadencji. Nie mogę – bo Pana Prezydenta z nami, niestety, mimo zaproszenia, tu nie ma.

Z wdzięcznością przyjmujemy oczywiście ciepłe słowa skierowane do nas przez Pana Prezydenta, bierzemy je – zwłaszcza może uwagę o potrzebie diagnoz „nieła-twych”, „gdyż ich znajomość ułatwi przeprowadzenie racjonalnej modernizacji na-szego kraju” – za dobrą monetę, ale pamiętając zwłaszcza o programowej, zawartej w orędziu inauguracyjnym, deklaracji Pana Prezydenta otwartości na wszystkie środowiska, oczekujemy także realizacji naszych postulatów. Moim obowiązkiem jest je publicznie formułować. Oczekujemy konkretnych instytucjonalnych działań na rzecz polepszenia jakości polskiej demokracji i podniesienia poziomu polskiej debaty i życia publicznego, m.in. poprzez włączenie „specjalistów od społeczeństwa”, jakimi są polscy socjologowie, do tego procesu i do tych instytucji.

Szanowne Koleżanki i Koledzy, dla kogoś wydawać się może dziwne, że tak wiele miejsca poświęcam w tym wystąpieniu kwestiom styku socjologii i polityki. Sądzę jednak, że czas jest szczególny. Środowisko polskich socjologów zawsze –

24 Ówczesny Marszałek Sejmu RP, a obecnie Prezydent RP Bronisław Komorowski określił

(12)

a zwłaszcza w czasach PRLu – zabierało odważnie głos w sprawach publicznych. Dziś odwaga staniała. Żyjemy w wolnym kraju, ale uważamy, że nasza dzialność za sprawy publiczne wciąż obowiązuje. Dlatego, w poczuciu tej odpowie-dzialności, muszę jasno stwierdzić: obserwujemy w Polsce poważny kryzys insty-tucji demokratycznych na poziomie centralnym i lokalnym. Skutkuje on poważnymi zagrożeniami społecznymi i kulturowymi. Takimi jak: nadmierne zróżnicowanie społeczno-ekonomiczne, blokady awansu społecznego i edukacyj-nego, rozwój podklasy i patologii społecznych, pustka kultury masowej i komer-cyjnej, liczne dysfunkcje instytucji publicznych i samorządów lokalnych, po-wszechne gwałcenie praw konsumenckich i ekologicznych, katastrofalny stan mediów prywatnych i publicznych itd. itp. Ostrzegamy przed tymi zagrożeniami. I jasno mówimy: nie rozwiążemy tych problemów w ramach tzw. demokracji post-politycznej, medialnej, ad hoc czy PRowskiej, bez rozwoju autentycznej demokra-cji uczestniczącej, deliberatywnej i obywatelskiej, bez poszerzenia sfery politycz-ności o partycypację zorganizowanych i dojrzałych grup obywatelskich (takich np. jak nasze środowisko socjologiczne), a więc bez – i to jest postulat może najważ-niejszy – SAMOOGRANICZENIA SIĘ władzy politycznej.

Wiedza socjologiczna wskazuje – że powołam się tu znowu na klasyka Nor-berta Eliasa – że u podstaw rozwoju cywilizacji leży zdolność do samoograniczania się jej twórców i uczestników25. Istotą nowoczesnej demokracji, która jako jedyny

ustrój może sensownie rozwiązywać społeczne problemy we współczesnym świe-cie, jest zaś zdolność do samoograniczania się jej głównych aktorów. Zwłaszcza aktorów dominujących, bo to oni wyznaczają standardy zachowań, normy kultury politycznej i kształt oraz charakter politycznych instytucji. Uważam, że zwłaszcza w obliczu obecnego monopolu politycznego władzy w Polsce spoczywa na niej (na tej władzy właśnie) szczególna odpowiedzialność w tym zakresie, w zakresie budowania standardów samoograniczania się elit rządzących (władzy). Nie trzeba udowadniać, że jest to często zadanie ważniejsze niż realizacja jakiegoś bezpośred-niego interesu danej partii politycznej. Ale przekonać do tego polityków jest oczy-wiście znacznie trudniej. Wydawało się przez krótką chwilę, po katastrofi e smoleń-skiej, że zaistniała szansa na odmianę polskiej demokracji i kultury politycznej. Tak się jednak nie stało. Nie znaczy to jednak, że – jako socjologowie – nie mamy obo-wiązku o ten lepszy kształt polskiej demokracji i polityki się upominać.

Trzy lata temu, na XIII Ogólnopolskim Zjeździe Socjologicznym w Zielonej Górze (na naszym poprzednim zjeździe socjologicznym), w polemice z

Prezyden-25 H. Kuzmics, Th e Civilizing Process [w:] Civil Society and the State. J. Keane (red.), Londyn–

(13)

tem Lechem Kaczyńskim wspomniałem, nawiązując do słynnej frazy Stefana Ki-sielewskiego – a media to, tyleż ochoczo, co opacznie, podchwyciły – o zagrożeniu „demokracją ciemniaków”. Dziś, po katastrofi e smoleńskiej, może nie powinniśmy używać tak mocnych słów, może więc powinniśmy raczej mówić o niesprzyjającej, ani polskiej socjologii, ani – jestem o tym przekonany – polskiemu społeczeństwu, jakiejś wersji panującej obecnie w Polsce demokracji futbolowej (czy piłkarskiej). Skoro najważniejszym projektem społecznym w kraju jest projekt budowy tzw. Orlików, najważniejszym projektem cywilizacyjnym jest Euro2012, hobby Pana Premiera i jego kolegów jakie jest… wszyscy wiemy, a w moim rodzinnym mieście stołecznym Warszawie – pozbawionym obwodnic, mostów i ścieżek rowerowych – najważniejszą realizowaną obecnie inwestycją jest budowa dwóch, oddalonych od siebie o półtora kilometra, stadionów piłkarskich, to chyba rzeczywiście znaj-dujemy się w świecie demokracji futbolowej…

Dziś polscy socjologowie, tu z Krakowa, dopominają się o głos w debacie pu-blicznej i o systemowe, instytucjonalne rozwiązania w tym zakresie. Powtórzmy raz jeszcze: marketing polityczny nie zastąpi wiedzy socjologicznej w rozwiązywa-niu problemów społecznych i projektowarozwiązywa-niu społecznego rozwoju. Jeżeli nie chcemy mieć w Polsce quasi-społeczeństwa i jakiejś quasi-demokracji ad hoc, za-stanówmy się wspólnie, debatujmy nad tym, jak temu przeciwdziałać. Zinstytucjo-nalizujmy tę debatę, aby można było w jej toku sensownie i dla dobra wspólnego wykorzystać naszą wiedzę socjologiczną.

L I T E R A T U R A :

Bauman Z., Zindywidualizowane społeczeństwo, Gdańsk 2008.

Dmochowska M., Spełnienie mitu czy ucieczka z Utopii. Kondycja wspólnot w Polsce na

przełomie XX i XXI wieku, Praca doktorska napisana pod kierunkiem prof. dr. hab.

Piotra Glińskiego, Białystok 2010.

Domański H., (red.), Zmiany stratyfi kacji społecznej w Polsce, Warszawa 2008.

Domański H., Między tradycją a rozwojem [w:] Polska i Solidarność. 20 lat przemian. Jak

wykorzystaliśmy odzyskaną wolność, J. Kłosiński (oprac.), Gdańsk 2009.

Elias N., Społeczeństwo jednostek, Warszawa 2008.

Giza-Poleszczuk A., Marody M., W uwięzi więzi (społecznych), „Societas/Communitas” 2006, nr 1.

Gliński P., Bariery samoorganizacji obywatelskiej [w:] Niepokoje polskie, H. Domański, A. Ostrowska, A. Rychard (red.), Warszawa 2004.

(14)

Gliński P., Style działań organizacji pozarządowych w Polsce. Grupy interesu czy pożytku

publicznego?, Warszawa 2006.

Gliński P., Podział kulturowy: fragmentaryzacja czy rozpad? [w:] P. Gliński, I. Sadowski, A.Zawistowska (red.), Kulturowe aspekty struktury społecznej. Fundamenty, konstrukcje,

fasady, Warszawa 2010.

Grabowska M., Podział postkomunistyczny. Społeczne podstawy polityki w Polsce po 1989

roku, Warszawa 2004.

Kaczyński L., Polemika z Przewodniczącym Polskiego Towarzystwa Socjologicznego [w:] Co

nas łączy, co nas dzieli?, J. Mucha, E. Narkiewicz-Niedbalec, M. Zielińska (red.), Zielona

Góra 2008.

Kurczewska J., (red.), Oblicza lokalności. Różnorodność miejsc i czasu, Warszawa 2006. Kuzmics H., Th e Civilizing Process [w:] Civil Society and the State, J. Keane (ed.),

Lon-dyn–New York 1988

Marody M., Między neutralnością a zaangażowaniem. O socjologii Norberta Eliasa.

Przed-mowa [w:] N.Elias, Społeczeństwo jednostek, Warszawa 2008.

Słownik socjologii i nauk społecznych, G. Marshall (red.), Warszawa 2004.

Szewczak W., Istota i mechanizmy funkcjonowania demokracji „ad hoc”, „Studia Socjolo-giczne” 2010, nr 2.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Na podstawie pierwszej chronologicznie księgi kwerendzistów może- my jednak prześledzić fluktuację liczby osób korzystających z Archiwum Diecezjalnego we Włocławku..

Z przytoczonych w niniejszej pracy rozumowań i obliczeń wynika, że wszy­ stkie trzy rodzaje asymetrii plam Wschód-Zachód są właściwie tylko różnymi przejawami

Ponieważ promień gwiazdy jest bardzo czuły na wartość stałej adiabaty opisującej otoczkę, można się spodziewać, że promienie gwiazd dadzą się

Jednym z największych osiągnięć Projektu MERIT-COTES jest rozwój nowych tech­ nik obserwacyjnych (w szczególności laserowej i radiointerferometrycznej) i dos­ tarczenie przez

Ewa Banaszak natomiast (Fenomen społecznej kontroli ciała) zwróciła uwagę, że mimo indywidualizacji i mimo przyznawania ludziom suwerenności cielesnej sankcje tyczące się

temat europejskiego kontekstu dla polskiej edukacji, rozwoju polskiego społeczeństwa oraz kształtowania się relacji władza–oby- watel.. Sekcja „Człowiek a środowisko”

Przed nią jednak zarysowuje się w polskiej literaturze potrzeba ukazania zjawiska krzyw- dzenia dzieci jako problemu o wielu obliczach, potrzeba przełamania spo- łecznego stereotypu,

2.4 Narysuj wykres zawierający dane (body, surface) z punktami o róż- nych kolorach dla grup equake i explosn.Narysuj na wykresie prostą dyskry- minacyjną, oddzielającą obie