• Nie Znaleziono Wyników

"Ogólna metodologia pracy naukowej", Józef Pieter, Wrocław-Warszawa-Kraków 1967 : [recenzja]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share ""Ogólna metodologia pracy naukowej", Józef Pieter, Wrocław-Warszawa-Kraków 1967 : [recenzja]"

Copied!
6
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)

Józef P i e t e r , Ogólna m etodologia p ra c y n au kow ej. Zakład N arodowy im . O ssolińskich — W ydaw nictw o Polskiej A kadem ii Nauk, W rocław—Warszawa—K ra­

ków 1967, ss. 472. *

Profesor Józef P ieter jest rektorem W yższej Szkoły Pedagogicznej w K atow i­ cach oraz kierow nikiem katedry pedagogiki w tej sam ej uczelni. N a sw oim kon ­ cie m a on cały szereg publikacji naukow ych z dziedziny psychologii ogólnej i szcze­ gółow ej oraz zagadnień m oralnych. Tu trzeba odnotować około dwudziestu pozycji tem atyką zbliżonych do zagadnień om awianych w O gólnej m eto d o lo g ii p ra c y nau­ k o w e j. Ponadto, co n ie jest bez znaczenia, praca n iniejsza już b yła w ydaw an a pod tytu łem Praca n aukow a oraz p ow ielana kilkakrotnie w form ie skryptu.

W szystko to niedw uznacznie w skazuje, że autor jest n iejak o predestynow any do napisania tego rodzaju książki. I rzeczyw iście — podaje on w n iej ow oc sw oich przem yśleń i w ieloletn ich doświadczeń.

K siążka w ramach szeroko pojętej dydaktyki jest pom yślana jako „teoria pra­ cy n aukow ej” n a tle ogólnej teorii pracy tw órczej (s. 7). Przeznaczona jest dla star­ szych studentów oraz pom ocniczej kadry naukow ej, jednak ch yb a n ie w yłącznie, poniew aż porusza tak szeroki w achlarz problem ów, że każdy piszący n a tem aty zw iązane z nauką m oże w niej znaleźć w iele m yśli ciekaw ych i pouczających.

■Materia! erudycyjny jakim dysponuje autor jest godny podziwu, a przy tym podany b ez powtórzeń i m ęczących dłużyzn. Rozdzielono go n a krótkie paragrafy, poza przedm ową i w stępem , zgrupow ane w ośm iu rozdziałach: I. Ogólna ch a ra k te­ r y s ty k a pracy n au kow ej; II. P ro b le m y n aukow e; III. M e to d y n aukow e; IV. B ada­ nia naukow e; V. P isarstw o i p iśm ien n ictw o n aukow e; VI. Ocena prac n au kow ych ; VII. P row adzen ie prac n au kow ych i kształcen ie pra co w n ik ó w nauki; VIII. W arun­ k i p ra c y n aukow ej.

P o każdym rozdziale zamieszczono obszerny w y k a z literatury. D o całości za­ łączony jest dodatek Ć w iczen ia z ogólnej m etodologii p ra c y n a u k o w ej (ss. 416— 432), In deks n a zw isk (ss. 433—436), In deks rze c zo w y (ss. 437— 455), streszczenie w ję ­

zyku rosyjskim i angielskim oraz spis treści po rosyjsku, po an gielsku i po polsku. Papier, druk i opraw a spraw iają w yjątk ow o m iłe d la oka w rażenie.

Sam autor w yzn aje na s. 16, że n ie chciał robić „składanki” „istniejącego w lite­ raturze zasobu w iadom ości” z obranej dziedziny, ale oparł się n a „doświadczeniu osobistym' w yniesionym z w łasn ej pracy badawczej i z praktyki' prowadzenia ćw i­ czebnych prac naukow ych”. P ostaw a taka z konieczności m usiała odbić się n a cha­ rakterze d zieła i spowodowała, że w niektórych fragm entach p ow stał rozdźwięk pomiędzy przyjętym i schem atami, a sform ułowaniam i zaw artym i w publikacji. Sform ułow ania t e są m niej lub w ięoej szczęśliwe, ale zawsze zostały podyktow ane chęcią przyjścia z pomocą ludziom , k tórzy zaciągnęli się w zaszczytne, a le n ie ­ m niej rygorystycznym i prawam i rządzone szranki nauki. T ę głów ną sprężynę za­ równo całości pracy, jak i każdego jej szczegółu w idać n a każdej stronicy i n ie w ystarczy jej tu odnotować, ale należy ocenić jak n ajw yżej.

Inną natom iast, i to zasadniczo różną rzeczą jest spraw a k onkretnych korzyści, jakie m ożna odnieść z książki w tej form ie, jaką obecnie nam zaproponowano. Czy­ teln ik ow i .n a su w a się zasadnicze pytanie, czym w łaściw ie k siążk a chce być?

N ie ulega w ątpliw ości, co zresztą autor w yraźnie stw ierdza, że n ie są to roz­ w ażania z dziedziny ogólnej m etodologii nauk. Jednak charakterem sw oim cała książka odbiega od dotychczas znanych „technologii” w zględnie „m etodyk” pracy um ysłowej w rodzaju klasycznej pozycji L. Foncka M etoda p ra c y n au kow ej, pom i­ m o że autor w ykazuje obszernie (s. 8), iż taki jest istotny c e l tej publikacji. Zatetm KW ARTALNIK H ISTO R II N A UKI I TECH NIKI, RO K X III — N R 1

(3)

130

R ecen zje

technologią św iadom ie chce być, ale n ią n ie jest, bo to d la niej „za m ało” ; m etodo­ logią św iad om ie niie chce być, a le się d o n iej zbliża (choć powiedzieć, że jest m eto­ dologią, to dla niej za w iele). ¡Wydawałoby się w ięc, że w ypełn ia sw oistą lukę, tworząc genre dla sam ej siebie, ale pozycja taka jest trudna do utrzymania, budzi niepokój i pozostaw ia poczucie niedosytu. Chociaż porusza znaczną ilość tem atów zw iązanych z dobrze zrozum ianą i przeprowadzoną pracą naukową, m im o to dostrze­ ga się pew ne luki.

Jej zasadniczą w adą jest to, że po przestudiow aniu, a n aw et sprawdzeniu zro­ zum ienia całości przy pomocy ćw iczeń zam ieszczonych w e w spom nianym dodatku, n ie tylko n ie będzie się um iało dobrze napisać rozprawy naukow ej (pytanie, czy w ogóle jakakolw iek książka m oże tego nauczyć?), ale zachodzi obawa, że n ie b ę­ dzie się w stan ie przeprowadzić w ła śc iw ie i bezbłędnie żadnego z| istotnych sta­ diów prowadzących do tego celu.

D zieje się tak dlatego, że autor za m ało w chodzi w szczegóły takich czynności, jak: czytanie, robienie w yciągów i notatek, technika pisania w zględnie korekty itp. D la m łodego pracownika naukow ego jest bodaj sprawą m niej istotną uzasadnienie, dlaczego należy dokładnie cytować, ponieważ niejednokrotnie o tym w ym ogu słyszy, n iż w iadom ości, czy w n ocie należy pisać im ię ii nazw isko autora; czy podawać pełny ty tu ł dzieła; czy po nazw isku autora staw ia się kropkę, przecinek, dwukropek czy średnik; czy tytu ł pisze się w całości z dużej Etery czy nie; kiedy podaje się w szystk ie dane bibliograficzne, a kiedy ich form ę skrótową; jak cytować w y d a w ­ n ictw a 'Ciągłe; ile tekstu' i w jakim brzm ieniu można zam ieścić w głów nej jego

częśoi, a ile w przypisach itp.

iSpraw tych, m oże drobnych, ale niem niej bardzo w ażnych, jest w iele i trzeba je podać w m etodyce, a n ie skw itow ać powiedzeniem 1: „Tak czy owak, to jest m ało w ażne i jest rzeczą n aw yk ów autorskich czy w ydaw niczych” (paragraf zatytułow any P rzy p isy (odnośniki), s. 246). Gdyby to b y ły sprawy zależne jedynie od n aw yk ów autorskich, to można być pewnym , że w iele książek naukowych b yło­ by n ie tylko n ieczytelnych, ale i n ietykalnych w tym sensie, że n ikt n ie chciałby ich w ziąć do ręki, pomimo całej wartości naukowej. U jednolicenie podobnych k w e ­ stii n ie jest rzeczą prostą ani łatw ą, w każdym razie książka tego typu m usi te zagadnienia poruszać. Postulat jednolitości nie tylko znacznie ułatw ia pracę re­ daktorską i korektorską, ale pozwala zaoszczędzić w ie le czasu i w ysiłk ów oraz w znacznym stopniu ułatw ia orientację, przyczyniając się też w alnie do estetyczn e­ go w yglądu w szelk ich w ydaw nictw , zwłaszcza naukow ych. Problem ów tego rodza­ ju jest bardzo w iele w technologii pracy naukowej i one to w łaśn ie sprawiają n ie­ pokonane nieraz trudności m łodym naukowoom. W om awianej książce brak wspom ­ nianej tem atyki jest łatw o widoczny.

N a czoło książki P ietera w ybija się rozdział trzeci, zatytułow any M e to d y nau­ kow e. Rozdział ten, jak i pozostałe, został podzielony na ponad 40 krótkich para­ grafów. N a pierw szy rzut Oka w ydaw ać by się m ogło, że ułatw ia to w znacznym stopniu -orientację. Jednak bliższe zapoznanie się z tytułam i paragrafów zaczyna budzić zaniepokojenie, następnie prowadzi do dezorientacji i całkow itego zagu­ b ienia się. W yróżniono tu bowiem tyle „metod”, i to w sposób tak chaotyczny, że gdyby <w rzeczyw istości spraw a talk się przedstawiała, to należałaby zw ątpić w ogó­ le w m ożliw ość jakiegokolwiek porozum ienia się pom iędzy dyscyplinami, n aw et bardzo sobie pokrewnym i. To samo obserw uje siię i w tekście, kiedy autor po ogól­ nym uzasadnieniu ważności tego traktatu przechodzi do podziału i klasyfikacji m e­ tod. W idoczna jest u n iego jakaś nieporadność, a zarazem brak konsekw encji. W y­ daje się, że rzuca luźne i nieobowiązująoe uwagi (por. s. 105). Tym czasem całe za­ gadnienie można stosunkow o jasno i prosto przedstawić, bo ostatecznie są to spra­ w y już uporządkowane i skądinąd znane.

(4)

Przede w szystkim należałoby odróżnić m etody in w encyjne i dem onstracyjne. Pierw sze dotyczą poszukiwań w iod ących do praw dy i w ym agają dociekliw ości, nieco fantazji oraz tego, co Poincare nazyw ał l’ésp rit de la finesse. D rugie n atom iast potrzebne są przede w szystkim w ykładow com i popularyzatorom. Tu potrzeba lo­ gicznej ścisłości, system atyczności oraz organicznej spoistości przy przedstaw ianiu w yników badań. Obie m etody, choć zasadniczo podobne, w ym agają jednak różnych postaw um ysłow ych.

Dalej trzeba byłoby uw zględnić zasadnicze, dobrze znane i trad ycyjne już od w iek ó w metody: analityczne i syntetyczne, w zględn ie zbliżone do nich in du kcyjn e i dedukcyjne oraz eksperym entalne i racjonalne. W iadomo też, że żadna z tych sześciu, czterech czy n aw et dw u m etod n ie w ystęp u je n igdy lub praw ie n igd y od­ dzielnie, ale w połączeniu z technikam i pracy naukowej. Do nich należy: opis, obser­ w acja i eksperym ent, definicja, argum entacja, dowodzenie, k lasyfikacja, podział, w yjaśnienie, analogia, testy, pytania, an kiety itp. Dopiero w ów czas kolej n a hipo­

tezy, postulaty, tezy, teorie, prawa i system y.

Obok tego, ale jako skutek i efek t tam tych m etod zastosow anych w poszcze­ gólnych dyscyplinach, w ystępują m etody opisowe, genetyczne, historyczne, norm a­ tyw ne, aksjam atyczne, fenom enologiczne, dialek tyczne itp. N ieu w zględn ienie tej zasadniczej struktury przy k lasyfikacji m etod nauk ow ych prowadzi do staw iania obok siebie i niejako w jednej linii: Z agadnienia obserw acji, M e to d y e k sp e ry m e n ta l­ n ej oraz „M e to d y” sporów n aukow ych.

Ponadto w prow adzenie pierwszego rozróżnienia uchroniłoby autora od b łą­ dzenia w trakcie om awiania m etod m yślen ia oraz m etod n aukow ych, k ied y to w yróżnia m etody „powszechne” od m etod naukow ych i kiedy w osobnym paragra­ fie om awia K o rzysta n ie z in form acji jako sposób poznaw ania. W tym ostatnim punkcie autor dopatruje się „nie lada” problem u <s. 101), który był dotychczas przeoczany, gdy tym czasem m a on m ieć tę cudowną w łaściw ość, że m oże skoń­ czyć „odwieczny spór filozoficzny na tem at em piryzm u czy sensualizm u a racjo­ nalizm u” i(s. 100).

N iestety w b rew tym optym istycznym zapowiedziom należy stwierdzić, ż e po­ m ieszanie pojęć n ie m oże m ieć aü tak cu d ow n ych skutków . Nie trzeba przecież nikom u udowadniać, że w recepcji informacji, jak w każdym akcie poznawczym , biorą udział zarówno zm ysły, jak i umysł. Ponadto recepcja ta n ie jest bynajm niej ani nowo odkrytym sposobem, ani źródłem poznania. Jest to po prostu skutek m e­ tod dem onstracyjnych u odbiorcy. Poznanie drogą inform acji, przez w iarę i zaufa­ n ie do przekazującego w iadom ości, to w gruncie rzeczy n ic innego, jak w iara w au­ torytet. Autor n ie chciałby z pewnością, aby nauka w róciła do stadium Philosophus d ix it i Rom a locuta — causa finita.

N ie trzeba również dodawać, że w takim ujęciu spraw y n ie m ożna dopatryw ać się łatw ego przezw yciężenia „odwiecznego sporu” pom iędzy sensualizm em , czyli k ie ­ runkiem, zgodnie z którym n ie istn ieją żadne idee w rodzone a jedynym źródłem poznania są w rażen ia zm ysłow e — a racjonalizm em , czyli poglądem filozoficznym przyznającym rozum ow i naczelne m iejsce w procesie poznawczym . Gdyby to b yło takie proste, to spór już dawno byłby zakończony. Tym czasem w całej k w estii n ie ‘chodzi w yłączn ie o sposób zdobywania w iadom ości w zględn ie w ied zy, do czego zagadnienie sprowadza Pieter. N ik t też dziś n ie głosi te z skrajnego sensualizm u w rodzaju poglądów Locke’a albo Condillaca, a spór nadal istn ieć może.

Pom ieszanie pojęć w rozdziale o M etodach pow iększa fakt, że ani m erytorycz­ nie, ani graficznie n ié wyróżniono w książce spraw istotn ych od m niej w ażnych. Zresztą postulat ten odnosi się do całości dzieła. W rozdziale om awianym dadzą się w yróżnić następujące grupy zagadnień poruszonych: 1 .. K w estie w stępne; 2. Obserwacja; 3. Metoda eksperym entalna; 4. M etody statystyczne; 5. M etody: k o n ­ strukcyjna i kliniczna; 6. M etoda historyczna; 7. T esty i ankiety; 8. U w agi k ońcow e

(5)

132

R ecen zje

n a tem at metod. To w yliczen ie głów n ych punktów rozdziału w sk azu je jeszcze do- hitniej, jak bardzo odczuw a się brak uporządkowania zagadnienia. Dlatego też za­ p ew n e zginęły tak istotn e punkty, jak zagadnienie m etod m atem atycznych, m etody w spółczesnej fizyk i i m etody nauk biologicznych, jeśli n aw et pom iniem y zasadni­ czy podział na tzw. n auk i czyste i stasow ane.

N a pow yższe zarzuty m ożna b y odpowiedzieć, że rozpraw a n iniejsza n ie jest bynajm niej podręcznikiem m etodologii w rodzaju H.- Poincarégo, Science e t m éthode (Paris ,1908, cytow ane n a s. 1(58) czy też D e la m éth o d e dans les sciences (t. 1—2, Paris 1009—1011); A. Lam ouche’a, La m éth o d e générale des sciences pu res e t a p p li­ q u ées (Paris 19124) czy chociażby L. C hw istka, którego G ranice nauki znane są (z w ydania angielskiego) lepiej poza granicam i P o lsk i n iż w kraju. O biektywnie n ależy przyznać, że n ie było obow iązku om aw iać szczegółow o m etod naukow ych w podręczniku technologii pracy naukow ej, czyli w traktacie o stosow aniu odpo­ w ied n ich narzędzi oraz o dobieraniu w łaściw ych sposobów postępow ania i zachowa­ n ia się pracow nika n auk ow ego piszącego dobrą pracę naukową, ale skoro autor podjął s ię tego zadania, to pow inien b y ł w yp ełn ić je w taki sposób, aby czytelnik w ied ział dokładnie i b ez uciekania się do innych opracowań, n a czym spraw a po­ lega. Jest to jeszcze jeden przykład, że czasem lepiej n ie powiedzieć nic, aniżeli pow iedzieć za mało.

Poruszyć w ypada jeszcze jedną spraw ę natury ogólnej.

D ziw ne co najm niej w yd aje się całkow ite przem ilczenie książki, która w n a­ szej literaturze dotyeząoej m etodologii pracy naukow ej m a ustaloną opinię i w y ­ soką ocenę, książki zaginionego w czasie ostatniej w ojn y Stefana Rudniańskiego, Technologia p ra c y u m y sło w e j (4 w yd. opracowane p rzez K. W ojciechowskiego, War­ szaw a 1950). K siążka ta n ie powinna była ujść uwadze Pietera. Porusza ona bo­ w iem n iektóre grupy zagadnień, które tu zastały całkow icie n ietknięte, jak np. k w e­ s tie sam oorganizacji higienicznej pracy um ysłowej.

N aturalnie, si duo faciu nt idem , non est idem . Od pierwszego w ydania książki R udniańskiego zm ieniło się bardzo w iele. C zęść spraw zdezaktualizowała się, po­ w stały zagadnienia n ow e. M etodyka poszła naprzód n a całym św iecie, a m oże szcze­ góln ie w Z w iązku Radzieckim i(czego rów nież n ie odnotowano)1; trzeba jednak stw ierdzić, że książka Rudniańskiego n ie straciła n a aktualności.

Jeśli w olno porównać te dwie prace, to trzeba powiedzieć, że pierw sza jest podręcznikiem , natom iast praca P ietera — lekturą uzupełniającą, ciekawą i poży­ teczną, ale w gruncie rzeczy teoretyczną, pom im o usiłow ania potraktow ania w ielu zagadnień bardzo b lisk ich każdem u pracow nikow i naukowem u.

Pozostaje jeszcze do om ówienia strona form alna k siążk i Pietera.

A utor zabiera dość często głos w sprawach należących do dyscyplin szczegóło­ w ych. N ie zaw sze są to zagadnienia proste i łatw e do rozwiązania, a często n iek o­ n ieczne z punktu w idzenia założeń książki. Ograniczym y się do przykładów.

N a s. 202 stwierdza autor: „Droga każdej nauki «z praw dziw ego zdarzenia» po­ w in na być taka sam a, jak droga fizyki. A drogą fizyki jest opis m atem atyczny zja­ w isk , oparty na badaniach eksperym entalnych”. Tw ierdzenie pow yższe jest wyrazem ogóln ych tendencji do m atem atyzacji i fizykalizm u. Tym czasem n ie jest to an i takie' oczyw iste, ani też z punktu w idzenia obiektyw izm u naukow ego m ożliw e do zrea­ lizow ania, a przynajm niej na pew no w niektórych naukach: np. historycznych, m o­ ralnych czy też hum anistycznych w ogóle.

W trakcie próby u ściślen ia znaczenia term inów „subiektyw ny — ob iek tyw n y” (na ss. 206—210) rzuca P ieter tak ie oto kategoryczne stwierdzenie: „Nie m a w ątp li­ w ości co do tego, że m ateriałem najlepszym do obiektyw izacji tw ierdzeń, czyli do stw ierdzenia fak tów powszednich czy naukow ych, są dane w zrokow e” (s. 207). T ym ­ czasem na stronie poprzedniej czytaliśm y: „W św ietle i doświadczenia pospolitego,

(6)

i nauki choć trochę rapji m usim y przyznać stanow isku, w m yśl którego w szelk ie przeżycia, m.in. w rażenia w zrokow e, są subiektyw ne”.

Pom ijając pozorną sprzeczność, pow iedzieć trzeba, że pierw sze zdanie w ta k iej form ie, jak tu zostało sform ułow ane, m usi być jakoś* zasadniczo ograniczone, jeśli m iałoby b yć przyjęte jako m ające w artość naukową. J est przecież pew ne, jeśli n ie oczyw iste, że n ic bardziej n ie m oże m ylić, jak w łaśn ie wzrok. W iedzą o tym tak sędziowie, którzy „świadkom naocznym ” bardzo często n ie w ierzą i n ie m ogą w ierzyć, jak i naukow cy, którzy konstruują najprzedziw niejsze instrum enty w ła ś­ n ie po to, aby n ie ulegać złudzeniom w łasn ych oczu. Dzisiaj już Chyba n ikt niczego n ie chce i n ie m oże brać „na oko”. Chociaż zaitem oczy są nam konieczne, to jednak w n auce na o g ó ł są to oczy uzbrojone w 'instrumenty pom iarowe. Zatem w tym kontekście term in „dane w zrokow e” bez bliższego określenia jest typow ym term i­ nem nieprecyzyjnym , nieostrym , a w konsekw encji — niepraw dziw ym .

Tego rodzaju w ypow iedzi jest n iestety w k siążce zbyt w iele, aby można je było tu przytaczać, a tym bardziej analizować. N ie przekreśla to w artości książk i, niem niej w yd aje się, że arbitralne i łatw e rozstrzyganie spraw , zw łaszcza tych, co w dziejach m yśli ludzkiej m ają długą i ciernistą drogę, n ie zaw sze jest pożądane, a nieraz n aw et niem ożliw e. Pod tym w zględem książka w ym aga dość daleko id ącej rew izji.

R ównież i słow nictw o, jakim posługuje się autor, przybiera niejednokrotnie form y, które m ogą razić w pracy naukow ej. Jak już zauw ażyliśm y, poznanie po­ toczne określa P ieter term inem „powszednie”; pracow nika um ysłowego n azyw a „in­ telektualnym ” (s. 103); zam iast spostrzeżenia przygodne, p isze .¿przygodne zauw a­ żania” (s. 103); słow a „raport” używ a na określenie stosunku (s. 219: „n iew łaściw y raport badacza dla trad ycji n aukow ej” (!). D alej pisze: „fikcjonalnie”, zam iast fik ­ cyjnie; „biografistyka”, zam iast biografia itp.

tDość często pojaw iają się błędy składni oraz nieodpow iednie form y części m ow y. M iejscam i język jest nieporadny, a pew ne w yrażenia całkow icie n iew ła ści­ w e, jak np. Określanie naukow ca teoretyka „rasowym ” (s. 395, gdzie zresztą cały w yw ód ma cechy demagogii). Czasem trafiają się rów nież błędy rzeczow e, jak np. na s. 372, gdy sok ratejsk ie dajm on ion przypisano P latonow i.

'Odpowiedzialność za część błędów spada oczyw iście n a w ydaw nictw o, które chyba przy korekcie zastosow ało n iedostatecznie g ęste sito. Np. n a s. 69 czytam y „apiorie”, zam iast „aporie”; na s. 72 „ważność jako fun kcja”, zam iast „jako fu n k cję”; na s. 207 „m arzenia sam e”, zam iast „senne”; n a s. 407 „psychotyków ”, zam iast „psychopatyków” itd.

Książkę zaopatrzył autor w In deks rze c zo w y (ss. 437—455). Indeks tak i jest oczyw iście bardzo pożyteczny, ale pod w arunkiem , że jest dobrze zrobiony. N ie­ stety, przy bliższym sprawdzeniu okazuje się, że jest to n ie tyle indeks rzeczow y, co indeks słow n y, a w ięc sporządzony niefachow o. N ie robił g o zapew ne sam autor, ale pilny student. W w iększości podaje on odsyłacze słow ne i jeśli n aw et zdarzy się, że tu i ów dzie trafnie w skazuje na przedmiot, to jednak n ic nie u spraw iedliw ia błędów, które raczej zniechęcają, niż zapraszają do korzystania z indeksu.

Biorąc to w szystk o pod uwagę, z zadow oleniem odnotow ujem y ukazanie się O gólnej m etodologii p ra c y n a u k o w ej na polskim rynku księgarskim , ale rów n o­ cześnie stwierdzam y, że bynajm niej n ie jest to jeszcze jej form a ostateczna. K siąż­ ka w ym aga rew izji, dzięki której m ożna będiZie usunąć w iele usterek, aby w p ełni ukazała się jej w artość. Może w łaśn ie, w toku dyskusji w okół tej p u b li­ kacji bliższy ukaże się id eał dobrej pracy naukowej.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Podstawy prawne eksploatacji dna mórz i oceanów poza granicami jurysdykcji państw Zapotrzebowanie na surowce mineralne oraz rozwój kopalnictwa podmorskiego zmusiły

Using Figure 4 a and 4 b we now find that at the experimentally determined CM threshold (at a photon energy of 2.75 eV), asymmetric L 4−6 and L 5−7 transitions occur, creating

We perturb the transmission function of the aperture plane at a particular point, where we either use a phase plate to change the phase of the light (when the perturbation is inside

At least, it should be explained that to check whether two variables describing the state of distribution systems (the percentage of currently unavailable items in simulation

Fig. The location of the Estate ‘Four Seasons’ and the flowchart of the proposed public transport stop on the PKP PLK S.A.. change; two external one-edged platforms with a

o metodach germanizacji za pośrednictwem szkoły. Komunikaty Mazursko-Warmińskie nr

Pieśni patriotyczne polskich jeńców wojennych i robotników. przymusowych w Prusach

kiewicz, któ ry też poprowadził dywizjon do rejonu koncentracji Brygady, podczas gdy dowódca dywizjonu, m jr Stefan Majewski, przebyw ał w tych dniach w