Bernard Hałaczek
Nauka w poszukiwaniu etyki
Collectanea Theologica 58/2, 39-50C o lle c ta n e a T h e o lo g ic a 58 (1988) fa s e . II
k s. B E R N A R D H A Ł A C Z E K , W A R S Z A W A — K A T O W IC E NAUKA W POSZUKIW ANIU ETYKI
By uniknąć zbędnych nieporozumień: w kontekście niniejszych wywodów nie chodzi ani o szerokie, niewątpliw ie również etykę obejmujące, ani też o czysto teoretyczne, ideałami „nauki czystej” podyktowane znaczenie term inu nauka. Chodzi o naukę w jej — typowym dla anglosaskiego określenia science — zawężeniu do szczegółowych nauk przyrodniczych, zarazem zaś o takie jej prak tyczne rozumienie, jakie właściwe jest „człowiekowi z ulicy”. Chodzi zatem o naukę nierozerwalnie splecioną z techniką, o naukę będącą źródłem wielu zew nętrznie uchw ytnych i ludzkie bytowanie bezpośrednio kształtujących tworów. Tak rozumiana nauka, a p re cyzyjniej: tworzący i „konsum ujący” ją człowiek, wzywa dziś co raz donośniejszym głosem etykę na ratunek.
Oczywiście, wołania takie podnoszono również w przeszłości; tow arzyszyły one całej historii nauk przyrodniczych. Nowością obec nej sytuacji jest jednak najpierw to, że owo wołanie o etykę nie pochodzi — jak dawniej — spoza przyrodniczych, np. filozoficzno- -teołogicznych kręgów, lecz rozbrzmiewa w środowiskach o m en talności przesyconej duchem nowożytnego przyrodoznawstwa. A ponadto, co ważniejsze, wołanie to artykułuje dziś nie tylko — jak w okresie po wybuchu pierwszej bomby atomowej — obawę przed niebezpieczeństwem negatywnego w ykorzystania pewnych zdobyczy naukowych, lecz wyraża u tratę zaufania do wszystkich osiągnięć nauki. Wbrew bowiem wielu wcześniejszym prognozom i do niedawna żywionym nadziejom okazało się, że rozwój nauki bynajm niej nie utożsamia się z rozwojem człowieka, i że postęp naukowo-techniczny zamiast zmniejszać, pomnaża ludzkie proble my i zamiast stale służyć, czasami wręcz szkodzi człowiekowi.
Nauka źródłem etyki?
Pod presją negatyw nych doświadczeń z wieloma osiągnięciami nauki i zdobyczami techniki upowszechniło i utwierdziło się w ostat nim dziesięcioleciu przekonanie o konieczności wprowadzenia etyki do gmachu nauki. Zrodziło się ono jednak już wcześniej, i to w ła śnie w gmachu samej nauki. Zrodziło się na kanwie biologiczno-fi- zykalnej refleksji nad dwoma pytaniam i: kim jest człowiek i czym jest nauka. Rezultująca z tej refleksji wiedza biologii o człowieku, a fizyki o nauce dostarczyła teoretycznych podstaw dla etycznej oceny wytworów nauki.
4 0 k s . B E R N A R D H A Ł A C Z E K
W dostępnej poznaniu przyrodniczemu specyfice gatunku ludz kiego na szczególną uwagę zasługuje w tym kontekście stw ierdze nie, że człowiek jest nie tylko szczytowym, lecz zarazem końcowym tw orem ewolucji biologicznej. Końcowym dlatego i w ty m sensie, że w raz z pojawieniem się człowieka czyńniki biologiczne przestają być jedynym wyznacznikiem i wyłącznym sterow nikiem ewolucji organicznej. Wiadomo przecież, że już Homo erectus zawdzięcza swą światową ekspansję przed ok. 0,5 min lat nie „przychylności” tzw. naturalnego, lecz zdolności tworzenia własnego środowiska. Wiadomo też, że nie m utacje genetyczne i dobór naturalny, lecz swoiste psychiczne i techniczne sprawności Homo sapiens powodują i kształtują — jeśli nie od ok. 200 000, to w każdym razie od 40— 30 000 lat — cały jego rozwój. Pew nym jest wreszcie, że co n aj m niej od zaistnienia rolnictw a i pasterstw a przed ok. 10 000 lat również losy życiowe wielu innych gatunków świata organicznego podporządkowane zostały specyficznie ludzkim, czyli nie tylko bio logicznym, lecz także kulturowo-duchow ym potrzebom i siłom człowieka.
Człowiek faktycznie przejął — jak to już przed laty plastycz nie w yraził P. Teilhard de Chardin (1955), a co dziś każdy przy rodnik dostrzega i potwierdza — ewolucję w swoje ręce. Tym sa mym stał się odpowiedzialnym za rozwój i zastój, za wzrost i zagładę nie tylko siebie, lecz całego życia ziemskiego. Jak spro stać tej odpowiedzialności, nie dysponując swoiście ludzkimi k ry te riam i i dyrektyw am i postępowania? W biologicznych strukturach i funkcjach nie są one zakodowane, albo co najm niej — uwzględ niając przeciwstawne i skrajne w tym względzie wywody socjobio- logii (Wilson 1978) — nie są z nich odczytywalne. Dlatego też na w et stojący na przeciwległych biegunach filozoficznych biolodzy —
jak P. Teilhard de Chardin i Jacques Monod — schodzą się zgodnie w twierdzeniu, że od etyki człowieka, od m oralnej w arto ści jego decyzji i czynów zależy, w dosłownym tego słowa znacze niu, przyszłe oblicze Ziemi. Skoro zaś od ludzkiego wartościowania aż tak wiele zależy, najpilniejszym zadaniem człowieka jest uzy skanie powszechnie akceptowanej wiedzy w sprawie źródeł i k ry teriów ustalania i porządkowania wartości.
Jak taką wiedzę zdobyć? Jak dojść do katalogu ocen i norm cieszącego się powszechną aprobatą? Jednoznaczna odpowiedź J. Monoda z 1970 r. zyskać zdołała światowy rozgłos: osiągnąć to można tylko na płaszczyźnie tego poznania, które operując obiek tyw nym i metodami badań wolne jest od filozowiczno-światopoglą- dowych rozbieżności i religijno-w yznaniow ych emocji, a więc na płaszczyźnie poznania naukowego. Odpowiedź ta nie zdołała jed nak zyskać aprobaty samej nauki. Z problem atyką wartościowania nie chce ona mieć nic do czynienia. Bo czyż można zważyć i zmie rzyć, doświadczalnie sprawdzić, eksperym entalnie potwierdzić
i w żyzną teorię ująć to, co jest, a zwłaszcza to, co powinno być ludzką- wartością? Jeśli współczesna nauka coś z całą pewnością wie, to właśnie to: cały swój postęp zawdzięcza rygorystycznem u samoograniczeniu się do tego, co m aterialnie uchwytne, przyczyno wo powiązane i ilościowo w yrażalne, a więc świadomemu wyrzecze niu się wszelkich kompetencji w ustalającej cele i analizującej sens wydarzeń dziedzinie norm i wartości. Cały wysiłek poznawczy nauki skoncentrow ał się na nienorm atyw nych i niewartościujących, na etycznie neutralnych pytaniach.
To, że kategoria w artości obca jest nauce, przyznaje i podkre śla również Monod. Czym zatem uzasadnia on możliwość skonstruo w ania naukow ej „etyki poznania”, czyli etyki, której tezy byłyby
jedynie logiczną ekstrapolacją tw ierdzeń nauki? Tym, że dystan sująca się od problem atyki wartości nauka jest producentem tej jednorazowej wartości, jaką jest poznanie, wiedza, i to — zdaniem Monoda — jedynie obiektywne poznanie, jedynie obiektywna wie dza. Jako taka jest ona najbardziej niezawodnym sojusznikiem czło wieka w poszukiwaniu i odkryw aniu prawdy, więcej nawet: jest źródłem prawdy. A znajomość praw dy jest niewątpliwie nieodzow nym podłożem każdego poprawnego wartościowania. Ponadto pa miętać trzeba o tym , że podległe ocenom w artościującym działania ludzkie w arunkowane i kształtow ane są w dużej mierze w łaśnie poznaniem, wiedzą. Dlatego też — konkluduje Monod (1970: 188 nn.) —■ w gw arantującej obiektywne poznanie i pełną praw dę nauce widzieć trzeba ostatnią instancję odwoławczą dla wszelkich sporów w sprawie katalogu i hierarchii wartości.
Gdyby na powyższym stw ierdzeniu kończyły się wywody Mo noda, byłyby one jedynie kontynuacją przekonań zachłyśniętej so bą i w swe nieograniczone możliwości wierzącej nauki dziewiętna stowiecznej. Ale Monod zbyt długo żył w atmosferze świadomej swych ograniczeń nauki współczesnej, by z jednowiekowym opóź nieniem kopiować antropologiczny redukcjonizm i scjentyczny optymizm Ernesta Haeckla. Dlatego też odnośne swe rozumowanie zamyka Monod (1970: 191) godnym szczególnej uwagi wyznaniem: z samej n atu ry poznania naukowego bynajm niej nie wynika, że jest ono tym jedynie obiektywnym, jedynie prawdziwym poznaniem. Takim jest ono tylko dlatego — i tylko w tedy — że (gdy) czło w iek świadomą decyzją w artościującą, a więc decyzją o charakte rze etycznym za takie je uznaje. Innym i słowy: do Monodowskiej etyki „naukowego poznania” dochodzi tylko ten, kto decyzję: nauka jest podstawą etyki, podejm uje w imię innej niż w poznaniu nau kowym zdobywalnej wiedzy. Tak więc również Monod godzić się musi ostatecznie i nieomal wbrew swej woli z tym negatyw nym wnioskiem, do którego teoria nauki — głównie dzięki mozolnej re fleksji nad naukam i fizykalnym i — już dużo wcześniej doszła: po
znanie naukowe nie dostarcza bezpośrednio wiedzy zezwalającej wartościować ludzkie działania; jako takie zaś nie jest, nie może być źródłem etyki.
Ambiwalencje postępu naukowo-technicznego
Jakkolw iek nauka nie wartościuje, to przecież sama stw arza wartości. I to nie tylko czysto poznawcze. Te ostatnie bowiem, choć z racji swej początkowej abstrakcyjności zdają się zaspokajać je dynie intelektualną ciekawość i ludzką żądzę wiedzy, przeradzają się prędzej czy później — dziś coraz prędzej — w zdobycze wymie- rzaine skalą bardzo konkretnych zysków człowieka. I właśnie to stało się dla społecznej oceny i rangi nauki rzeczą decydującą: to, że gw arantuje ona nie tylko wzrost teoretycznej wiedzy, lecz rów nież — jeśli nie przede w szystkim — lepszy sposób bytowania, wyższy standard życiowy. „Prestiż naukowca — podkreśla G ruhl (1978: 273) — nie wywodzi się z powszechnego podziwu dla wiedzy, lecz z przekonania, że nauka jest narzędziem ułatw iającym rozwią zywać praktyczne problem y”. To przekonanie, w sparte licznymi i solidnymi faktami, zapewniło splecionej z techniką nauce nieomal niczym nie skrępowaną swobodę rozwoju, a wysoki prestiż spo łeczny nauki spowodował, że jej metody „postępowania” wycisnęły wyraźne piętno na sposobie myślenia i postępowania człowieka.
Myśleniu i działaniu człowieka wychowanego w duchu nauko wo-technicznego racjonalizm u przyświecają dwie teoretycznie od mienne, lecz w praktyce ściśle się zazębiające i nakładające zasady. Po pierwsze: wyraźnie rozgraniczać między tym co podmiotowe, subiektyw ne a tym co przedmiotowe, obiektywne. A po drugie: za poznawalne uznawać wszystko to i tylko to, co stw ierdzalne jest w doświadczeniu i eksperymencie, co zatem jest przewidywalne i wykonalne. Obu tym zasadom hołdowała nowożytna nauka od mom entu jej zaistnienia, od czasów Galileusza. Początkowo jednak w ytyczały one jedynie sposób skutecznego poznania otaczającej człowieka rzeczywistości. D yrektyw am i skuteczności działań czło wieka w otaczającej go rzeczywistości stały się dopiero później, niem niej już od samych zaczątków umożliwionej zdobyczami nauki industrializacji takimi były.
Ostre odróżnianie ludzkiej podmiotowości od przedmiotowości św iata zewnętrznego warunkowało powstanie i przyśpieszało rozwój nauk przyrodniczych, zarazem jednak rozpowszechniało i utrw alało przekonanie, które stoi dziś pod pręgierzem oskarżenia o prowoko w anie rabunkow ej gospodarki przyrodą i powodowanie kryzysu ekologicznego. W literaturze analizującej źródła i przyczyny tego kryzysu wskazuje się wprawdzie na wielu „winowajców”... Jedni winą obarczają tradycję chrześcijańską z jej biblijną wizją czło w ieka jako niepodzielnego władcy stworzenia. Inni winią marksizm,
N A U K A W P O S Z U K I W A N I U E T Y K I 4 3
który — w imię takiej samej koncepcji człowieka — uprawomocnił i zobowiązał filozofię do przekształcania rzeczywistości. A jeszcze inni dopatrują się winowajców w indywidualistycznej etyce prote stantyzm u z jednej, a w propagowanym przez kapitalizm prymacie produkcji i kapitału z drugiej strony (Stückelberger 1979). Najpow szechniejszą jest niemniej opinia, że głównym powodem aktualnych zagrożeń ekologicznych jest zakorzeniony w racjonalizmie nauko wym dualizm: człowiek — podmiotem, przyroda — przedmiotem. Jeśli bowiem przyroda jest tylko biernym przedmiotem poznającej i działającej podmiotowości ludzkiej, to nie widać powodów, z ra cji których człowiek nie miałby dowolnie nią rozporządzać i dyspo nować, bez ograniczeń z niej korzystać (Auer 1984, H afner et al. 1985). Tak z niej korzystający człowiek doprowadził jednak do sytuacji, która już dziś zdaje się zagrażać dalszej egzystencji ludzkości.
Prognozy pesymistyczne wskazują na lata 2030—2050 jako na ostateczny kres aktualnych tendencji rozwojowych ludzkości. Dla 10 mld. żyjących w tedy ludzi niew ystarczalną okaże się nie tylko całość ziemskich zasobów energetycznych i żywnościowych, lecz również wielkość dotąd jeszcze nie skażonej przestrzeni życiowej. Jeśli ludzkość uniknąć chce zagłady, musi jak najszybciej uświado mić sobie konieczność pełnej aprobaty granic wzrostu (Meadows
1972, Peccei 1981, Walsh 1985). Tej pesymistycznej ocenie zarzu cają prognozy optymistyczne operowanie dowolnymi, niekom plet nymi danym i faktycznym i oraz nieuwzględnianie innowacyjno- -adaptacyjnych zdolności człowieka. Z kolei tw ierdzą one, że zie mia wyżywić może nawet 20—30 mld ludzi, a wszystkie możliwe źródła energii nie zostaną w yczerpane naw et za wiele tysięcy lat. Z tej też racji sloganowi „granice w zrostu” przeciwstawiają dewizę „wzrost granic” (Huber 1982, Simon 1981). Ta wielka rozbieżność prognoz nie przeszkadza niemniej ani pesymistom, ani optymistom schodzić się w zgodnej z realistam i krytyce aktualnej sytuacji eko logicznej (Michelsen 1984). I w celu jej napraw y vTszyscy dosyć zgodnie podkreślają nieodzowność bardziej niż dotąd odpowiedzial nego gospodarowania przyrodą.
Nie tylko pierwsza, lecz jeszcze bardziej druga z wyżej wymie nionych zasad racjonalizmu naukowego skłaniała i zachęcała czło wieka do niczym nie ograniczonej swobody działania. Staw iając przecież znak równości między obiektywną poznawalnością zjawisk a ich przewidywalnością, powtarzalnością i reprodukowalnością spraw iała, że wykonywalność, czyli sama możliwość sprawczego działania zdobyła rangę podstawowego i w pełni wystarczającego k ryteriu m działania. Oznaczało to w praktyce, że wszystkie, przez naukę i technikę stw arzane możliwości działania powinny być rea lizowane. I faktycznie były realizowane. Nawet przy oczywistej niemożliwości przewidzenia wszystkich skutków określonego dzia łania. Tak np. — zauważa Ribes (1978: 21) — sama możliwość
gene-tycznych czy farmakologicznych ingerencji człowieka W jego .wła sne i otśczające go życie stała się bodźcem do ich realizacji, cho ciaż nasza-niewiedza dotyczy tak fundam entalnych ! : SpraW, jak: 1) mechanizmu ewolucji: steru je nim przypadek czy celowość? 2) relacji: m utacja — ewolucja, tym samym też odwracalriości czy nieodwracalności procesów ewolucyjnych; ,3) faktycznej i potencjal nej zdolności adaptacyjnej organizmów żywych; 4) fizjologii móżgu ludzkiego, jego związku z procesami metabolizmu. Człowiek mu siał nieomal na własnej skórze odczuć problematyczność tych i wielu innych jego ingerencji, zanim odważył się postawić znak zapytania nad słusznością w szystkich poczynań i użytecznością wszystkich zdobyczy sprzężonej z techniką nauki (Altner et al. 1985* Löw 1985, M alherbe 1983, Nyssen 1985, Reiter i Theile 1985).
U tratę zaufania do nauki uzasadnia się najczęściej am biw alent nym charakterem niektórych jej zdobyczy. Tych, które zam ierzały stale służyć, a z czasem zaczynają szkodzić człowiekowi. K lasy cznym tego przykładem jest choćby środek owadobójczy DDT: n aj pierw pomógł w skutecznym zwalczeniu epidemii tyfusu i malarii, później odkryto jego toksyczną obecność w pożywieniu (Fagot-Lar- geault 1985: 19). Nie brak wszakże i głosów oskarżających o tego rodzaju am biwalencję całość naukowo-technicznych poczynań. Zgo dnie z nimi nauka odpowiedzialna jest bowiem za wyłącznie ilo ściowe i m aterialne pojmowanie postępu, za krzewienie mentalności, którą Raport ,,NAWU” (Binswanger et al. 1979: 24) dosadnie określa jako „teologię w zrostu”, czyli jako w iarę w zbawczą rolę coraz wyższego dobrobytu, stale pomnażanego dochodu narodowe go. Bogiem, jedynym i najwyższym celem tej „teologii” jest usta wiczny wzrost gospodarczy. Dlatego też w jej ram ach standard życiowy utożsam iany jest z jakością życia, a wzrost dobrobytu pre zentowany jako wzrost człowieczeństwa (Auer 1984: 36).
Nie ulega wątpliwości, że tak pojęty „postęp” rozmija się z w e w nętrznym i potrzebami, z autentycznym dobrem i postępem czło wieka i dlatego zam iast służyć szkodzi człowiekowi. W ątpliwym w ydaje się natomiast, że racjonalizm naukowo-techniczny jest je dynym źródłem owej ideologii m aterialnych korzyści i ekonomicz nych zysków. Roger Walsh (1985) dopatruje się np. jej korzeni w psychicznym wyposażeniu człowieka, w jego chęci posiadania, konsumowania, zyskiwania szybkich sukcesów i natychm iastow ych nagród, w jego dualistycznym sposobie postrzegania i myślenia. Lecz i on przyznaje, że nauka i technika dodatkowo spotęgowały te czysto ludzkie skłonności. Jeśli zatem nie bezpośrednio, to co najm niej pośrednio kształtowała etycznie neutralna nauka bardzo konkretną postawę etyczną, tę mianowicie, dla której m aterialno- -ekonomiezny zysk jest synonimem wartości, dla której — posłu gując się term inologią Ericha Fromma — mieć znaczy więcej niż
być. v.
Zmierzch prym atu naukowego racjonalizmu'
Popularyzow ana przez naukowo-techniczny postęp, jakość życia, w powiązaniu z faktem, że zamiast rozwiązywać przysparzał on spe cyficznie ludzkie problemy, było — zdaniem Arnie Fagot-L argeault (1985: 11) -— głównym powodem rew olty studenckiej lat 1968—69. Studenckie próby życia według zasad własnej etyki (Hollstein 1969) zakończyły się już po krótkim czasie kom pletnym fiaskiem. Pozy tyw nym rezultatem ich antynaukow ej kontestacji był natom iast wzrost zainteresow ania etyką. W latach 70-ych zainteresowanie to przybiera instytucjonalne form y wielkich międzynarodowych sympozjów. Tem atyka niektórych z nich jest wystarczająco w y mowna: Niebezpieczeństwa naukowo-technicznych możliwości
(Sztokholm 1972); Nauka i etyka (Waszyngton 1973); Biologia
i przyszłość człowieka (Paryż 1974); Biologia i etyka (W arna 1975); Pozbawiona sumienia nauka? Wiara, nauka i przyszłość człowieka
(Boston 1979).
Specyfiką wszystkich tych sympozjów jest publicznie zgłasza ne zapotrzebowanie na etykę i śwadome dystansowanie się od ortodoksyjnego racjonalizmu naukowego. Obie te tendencje dobit nie uwyraźniło już Sorbońskie Kolokwium Biologia i przyszłość
człowieka z września 1974 r. O brady jego uczestników — w więk
szości przedstawicieli szczegółowych nauk przyrodniczych — toczy ły się pod hasłem: Nowe możliwości nauki — nowe obowiązki czło
wieka, a zakończyły powołaniem do życia Światowego Ruchu na
rzecz Odpowiedzialności Naukowej (Mouvement U niversal de la Responsabilité Scientifique). Nauki przyrodnicze nie znają pojęć obowiązku, odpowiedzialności. Posługujący się nimi przyrodnik prze kracza zatem w sposób oczywisty granice swych upraw nień i kom petencji. Jeśli mimo wszystko to czyni, i świadomie to czyni, po świadcza konieczność uzupełnienia swej przyrodniczej wiedzy nor mami etyki. Konieczność ta została zresztą na omawianym sympo zjum skrótowo uzasadniona w punktach inaugurujących istnienie Światowego Ruchu: 1) problem y związane z przyszłością gatunku ludzkiego w ym agają wspólnych, całą ludzkość obejm ujących roz wiązań; 2) rozwiązanie owych problemów uw arunkow ane jest osiągnięciem stanu równowagi między wiedzą człowieka o świecie i jego samowiedzą; 3) zdobycze nauk przyrodniczych kształtują społeczne i pryw atne życie człowieka, decydują tym samym o lo sach ludzkości; 4) świadomi swej misji światowej przyrodnicy i h u maniści powinni być uw rażliwieni na wszystkie konsekwencje ich prac; 5) obowiązkiem wszystkich pracowników nauki jest troska o dobro wspólne całej ludzkości, o zaspokojenie potrzeb, uaktyw nienie zainteresow ań i poszerzenie wiedzy w szystkich ludzi (Gal- périne 1976: 543).
Z treściowo podobnych orędzi bardziej znane stały się apele
tzw. Club of Rome. Pierw szy z nich opublikowany został ponadto jeszcze przed Sympozjum Sorbońskim już w 1972 r. Nie mieścił się on jednak w tedy w zasadniczym trzonie przedłożonego Klubo wi studium . To, opracowane pod kierownictwem Dennisa Meadows na M assachusetts Institute of Technology w Bostonie, ograniczało się bowiem do m atematycznie chłodnej analizy czynników w arun kujących przyszłość ludzkości. I choć kończyło się alarm ującą prog nozą o bliskim końcu kierującej się wyłącznie naukowo-technicz nym i możliwościami ludzkości — przez co zresztą zyskało do dziś nie słabnący rozgłos — to przecież przedkładało jedynie propozycje czysto technicznej n atu ry dla uniknięcia katastrofy: zahamować wzrost ludności, produkcji, zanieczyszczenia środowiska; osiągnąć stan przyrostu zerowego. Jakościowo innych środków terapeutycz nych studium to nie przewidywało. Pokusili się o nie dopiero au torzy komentarza, czyli członkowie K om itetu Wykonawczego Klubu Rzymskiego. Ich terapia brzmiała: radykalnie zmienić oparty na wierze w naukę i niczym nie ograniczony postęp techniczny sposób myślenia, zasadniczo zrewidować katalog wartości i celów kształtu jący dotychczasowe postępowanie jednostek i grup społecznych, pogłębić wiedzę o człowieku, całą uwagę skoncentrować na spe cyficznie ludzkich wartościach i całość dalszego rozwoju absolutnie podporządkować dobru człowieka (Meadows et al. 1972: 190—96).
Do tych marginesowych uwag pierwszego Raportu nie nawiązał ani Raport drugi (Mesarovic, Pestel 1974), ani trzeci (Gabor et al. 1976). Oba usiłują rozwiązywać stojące przed ludzkością problem y środkami techniczno-ekonomicznymi, Raport RIO (Tinbergen 1976) mówi jednak już o polityczno-socjalnych, a kolejny (Laszlo 1977) o etyczno-norm atywnych uw arunkow aniach losów ludzkości. Ten ostatni dokument podkreśla, że wszystkie dotąd podjęte próby spro wadzenia do wspólnego mianownika dobra człowieka i naukowo- -technicznego postępu zakończyły się dlatego niepowodzeniem, gdyż współczesny człowiek nie dysponuje żadną powszechnie obowiązu jącą skalą wartości i nie wie, jakie są jego pierwszorzędne cele. P iąty Raport mówi przeto konsekwentnie o „w ew nętrznych grani cach” dalszej egzystencji człowieka: zagwarantować ją może jedy nie ogólnoświatowa solidarność w dziedzinie podstawowych ludz kich wartości i celów.
Problemowi przezwyciężenia owych w ew nętrznych granic czło w ieka poświęcony został cały siódmy Raport (Botkin et al. 1979). Zasadniczy rezultat jego analiz sprowadza się do dewizy: m ental ność adaptacji zastąpić zdolnością antycypacji. Właściwa wszystkim organizmom żywym umiejętność adaptacji wyraża się w reagowa niu zmianami w ew nętrznym i na zmiany środowiskowe, na presję sił zewnętrznych. Człowiek jest jednak twórcą środowiska, w któ rym żyje. To nakłada na niego obowiązek przew idyw ania tego, co tworzy, czyli przewidywania sytuacji przyszłych po to, by z ich
perspektyw y móc oceniać i wartościować wszystkie swe aktualne poczynania. Tylko na drodze ustawicznej antycypacji uniknie człowiek tragicznej przepaści między tym , co może tworzyć, a tym, nad czym jest w stanie zapanować.
Zdobycze nauki w ocenie bioetyki
Dostrzeżenie wyżej wspomnianej przepaści było bodaj głów nym powodem narodzin i szybkiego rozwoju nowej dyscypliny nau kowej: bioetyki. Jej nazwa wchodzi do literatu ry dopiero w 1970 r.,
jej pierwszy in sty tu t powstaje w 1972 r., a od 1973 r. mówi się o niej jako wyodrębnionej już dyscyplinie naukowej. W 1978 r. opublikowana zostaje pierwsza, czterotomowa Encyklopedia of Bio
ethics. Z początkiem lat 80-ych liczba Instytutów Bioetyki w zrasta
do piętnastu, a w samym tylko języku angielskim ukazuje się rocz nie ok. 2000 publikacji z zakresu bioetyki (Boné 1984, De W ächter 1979, Isam bert 1983, Roy 1979).
Specyfiką bioetyki jest jej interdyscyplinarność. Ta nie zezwala definiować jej w sposób, w jaki czyni się to przy tradycyjnych dyscyplinach naukowych. Trzeba zadowolić się jej fenomenologicz nym opisem. Konsekwencją takich opisowych „definicji” jest ich różnorodność i wielorakość. Wszystkie niemniej zgodnie podkreśla ją, że podstawowym zadaniem badań bioetycznych jest w artościu jąca analiza naukowo-technicznych ingerencji człowieka w domenę życia (Boné 1984: 249). Według Davida Roy (1979: 85): „Bioetyka jest nauką interdyscyplinarną zajm ującą się tym wszystkim, co w w arunkach szybkiego postępu wiedzy i technologii biomedycz nych nieodzowne jest dla odpowiedzialnego zarządzania życiem ludzkim ”. Jeszcze krócej w yraża się Jean-Franęois M alherbe (1979: 67): „Bioetyka jest poszukiwaniem norm regulujących ingerencje techniki w życie człowieka”.
Już te najogólniejsze określenia zezwalają wypunktować zało żenia i cele bioetyki: 1) świadomie dystansować się od tradycyjnej tezy o wartościowo neutralnym charakterze nauki; 2) naukowo- -techniczny postęp analizować pod aspektem dobra człowieka; 3) ustalać norm y i wytyczne dla sposobu prowadzenia i w ykorzysty wania badań naukowych. W treściowym nawiązaniu do tego ostat niego punktu odwołuje się Fagot-L argeault (1985: 34—36) do po wiedzenia Poincarégo z 1910 r. i stwierdza, że nauce wolno wypo wiadać się tylko w trybie oznajm ującym (np.: ludzie m ają różny iloraz inteligencji), nigdy natom iast w trybie rozkazującym (np.: ludzi należy katalogować według ilorazu inteligencji). Ponadto w y mienia ona cztery sytuacje ograniczające wolność badań nauko wych: 1) jeśli otrzym ane rezultaty m ają służyć złym celom; 2) jeśli skąpość środków zmusza do ograniczeń; 3) jeśli metody badań są niem oralne lub nielegalne; 4) jeśli zdobyta wiedza szkodzi temu, kto ją zdobywa. Bioetyka wypowiada i tem atyzuje zatem to, czego
szczegółowe nauki przyrodnicze — właśnie w imię swęgo . „czysto” przyrodniczego statusu — nie odważają się analizować, a tym mniej wartościować. W tym sensie stanowi ona swoistego rodzaju podło że, a zarazem dopełnienie biologicznych nauk o człowieku. Jako
taka zaś naukowo uprawomocnia refleksję etyczną nad problem a tyką właściwej relacji człowieka do własnego i otaczającego go życia. Punktem wyjścia bioetyki jest pytanie o to, czy dozwolone jest wszystko, na co naukowo-techniczne zdobycze zezwalają, czyli — uogólniając — pytanie dobrze znane również tradycyjnej etyce: czy wolno, co można? P ytanie to kieruje jednak bioetyka nie pod adresem indyw idualnej osoby ludzkiej, lecz pod adresem całej ludzkości. Z jednej strony chodzi jej przeto o ocenę sytuacji, któ rych tradycyjne etyki nie przewidywały, z drugiej zaś o zyskanie powszechnej zgody dla norm określających zachowanie i działanie dysponującego nauką i techniką człowieka. Uzyskanie takiej zgody możliwe jest dziś tylko na płaszczyźnie bardzo ogólnych dyrektyw . Jedną z takich jest niewątpliw ie konieczność zagwarantowania człowiekowi dobra, albo — jak to konkretniej form ułuje Engelhardt (1978) — pełnego zdrowia. Troska o pełnię zdrowia nie może zaś ograniczać się tylko do cielesnej, lecz uwzględniać musi również psychiczno-duchową stronę człowieka, czyli zapewniać mu możliwie w szechstronny i optym alny rozwój.
Takiego rozwoju nie może człowiekowi zapewnić toczący się własną siłą ciężkości postęp techniczny, rządząca się w łasnym i p ra wami rozwojowymi nauka. Zgodna z jego własnym dobrem hie rarchia wartości bazować musi na „ludzkich”, a nie na „naukow ych” kryteriach. Te ostatnie zdołały jednak tak głęboko ukształtować mentalność ludzką, że po dzień dzisiejszy decydują o bardzo wielu indyw idualnych i o przew ażającej większości zbiorowych, narodo w ych czy państwowych poczynaniach. Zmiana owej naukow o-tech nicznej mentalności jest rzeczą nieodzowną — to przyznaje się
dziś coraz powszechniej. Jakie wszakże konkretne w artości stano wić w inny treść tej zmiany, i jakie zdolne byłyby zmianę taką motywować i spowodować — to leży jeszcze poza horyzontem ludzkiej jednomyślności.
B IB L IO G R A FIA
A l t n e r G., E. B e n d a, G. F ü l g r a f f : M e n s c h e n z ü c h tu n g . E th is c h e D i
s k u s s io n ü b e r d ie G e n te c h n ik , K re u z , S tu t tg a r t 1985
A u e r A. : U m w e lte th ik . E in th e o lo g is c h e r B e itr a g z u r ö k o lo g is c h e n D i
sk u s s io n . P a tm o s , D ü s s e ld o rf 1984
B i n s w a n g e r H. C., W. G e i s s b e r g e r , T. G i n s b u r g : W e g e a u s d e r
W o h ls ta n d s -fa lle . D e r N A W U - R e p o r t: S tr a te g ie n g e g en A r b e its lo s ig k e it u n d U m w e ltk r is e . F is c h e r, F r a n k f u r t a m M a in 1979
B o n é E.: B io é th iq u e : n o u v e a u c h a p itr e d ’u n e m o ra le d u X X I siècle. „ F o i e t T e m p s ” , t. 14, z. 3, s. 246— 270
B o t k i n J. W. , M. E l m a n d j r a , M. M a l i t z a : N o lim its to le a r n in g .
B r id g in g th e h u m a n gap. P e rg a m o n , O x fo rd 1979
N A U K A w p o s z u k i w a n i u e t y k i 4 9 D e W ä c h t e r M.: L e p o in t d e d é p a r t d ’u n e b io é th iq u ë in te r d is c ip lin a ir e . „ C a h ie rs d e B io é th iq u e ” (Q uébec) t. 1, s. 103— 116 E n g e l h a r d t H. D. : U m w e ltfa k to r e n u n d K r a n k h e its b e d in g u n g e n . W: A. H e r z , T. R e n d t o r f f, H. R i n g e l i n g : H a n d b u c h d e r c h r i s tl i c h e n Ethik.. H e rd e r. F r e ib u r g 1978, t. 2, s. 60—72 F a g o t - L a r g e a u l t A .: L ’h o m m e b io -é th iq u e . P o u r u n e d é o n to lo g ie de la re c h e r c h e s u r le v iv a n t. M a lo in e , P a r i s 1985 G a b o r D. , U. C o l o m b o , A. K i n g , R. G a l l i : D as E n d e d e r V e r s c h w e n d u n g . D V A , S t u t tg a r t 1976 G a l p é r i n e C h.: B io lo g ie e t d e v e n ir d e l ’h o m m e . A c te s d u c o llo q u e m o n dial. U n iv e rs ité s de P a r i s 1976 G r u h l H .: E in P la n e t w ir d g e p lü n d e r t. D ie S c h r e c k e n b ila n z u n s e r e r P o litik . F is c h e r, F r a n k f u r t a m M a in 1978 H a f n e r P. , E. M e i 1 i, H. R u h , P. S i b e r, Ch. S t ü c k e l b e r g e r , L. V i s с h e r, E. W i r t h : M e n s c h se in im G a n ze n d e r S c h ö p fu n g . E in ö k o lo g isc h e s M e m o r a n d u m im A u ftr a g u n d z u h a n d e n d e r A r b e its g e m e in s c h a ft c h r is tlic h e r K ir c h e n in d e r S c h w e iz . Z ü ric h 1985 H o l l s t e i n W .: D er U n te r g r u n d . Z u r S o zio lo g ie fu g e n d lic h e r P r o te s tb e w e g u n g e n . L u c h te r h a n d , N e u w ie d 1969 H u b e r J .: D ie v e r lo r e n e U n s c h u ld d e r O eko lo g ie . F is c h e r, F r a n k f u r t a m M a in 1982 I s a m b e r t F. A.: A u x so u r c e s d e la b io é th iq u e . „ D e b a t” 25(1983) 83— 99 L a s z l o E. e t al.: G oals fo r M a n k in d . D u tto n , N e w Y o rk 1977
L ö w R.: L e b e n a u s d e m L a b o r. G e n te c h n o lo g ie u n d V e r a n tw o r tu n g — B io lo g ie u n d M oral. B e rte ls m a n n , M ü n c h e n 1985
M a lh e rb e J .- F .: P e r s p e c tiv e s . W : F . A. M. A l t i n g v o n G e u s a u, P. de L o c h t , A. D u m a s , A. H e l l e g e r s , J .- F . M a l h e f b e :
B io lo g ie, é th iq u e e t so ciété. P ro s p e c tiv e I n t e r n a t io n a l B ru x e lle s 1979
M e a d o w s D., E. Z a h n , P. M i l l i n g : T h e lim its to g r o w th . U n iv e rs e B ooks, N e w Y o rk 1972. M e s a r o v i c M. , E. P e s t e l : M a n k in d a t th e tu r n in g p o in t. D u tto n , N ew Y o rk 1974 M i c h e l s e n G.: D er F isc h e r O e k o -A lm a n a c h 84— 85. D a ten , F a k te n , T r e n d s d e r U m w e ltd is k u s s io n . F is c h e r, F r a n k f u r t a m M a in 1984
M o n o d J.: L e h a sa r d e t la n é c e s s ité . E ssa i s u r la p h ilo s o p h ie n a tu r e lle de
la b io lo g ie m o d e r n e . S e u il, P a r i s 1970
N y s s e n H .: A c te s d u co llo q u e: G é n é tiq u e , P ro c ré a tio n e t D roit. A ctes S ud, P a r is 1985
P e c c e i A.: D ie Z u k u n f t in u n s e r e r H a n d . G e d a n k e n u n d R e fle x io n e n des
P r ä s id e n te n d es C lu b o f R o m e . M o ld en , M ü n c h e n 1981
R e i t e r J., U. T h e i l e : G e n e tik u n d M oral. B e itr ä g e z u e in e r E th i k d es
U n g e b o re n e n . G rü n e w a ld , M a in z 1985
R i b e s B.: B io lo g ie e t é th iq u e . R é fle x io n s s u r u n c o llo q u e d e l ’U nesço. U n esco , P a r i s 1978 R o y D. J .: P r o m e sse s e t d a n g e rs d ’u n p o u v o ir n o u v e a u . „ C a h ie rs d e B io é th iq u e ” (Q uebec) t. 1 (1979) s. 81— 102. S i m o n K .: S ta tis tis c h e L ü g e n ü b e r U m w e lt B e v ö lk e r u n g u n d E rn ä h ru n g . „ N a tu rw is s e n s c h a ftlic h e R u n d s c h a u ” t. 34 (1981) z. 6, s. 244— 246 S t ü c k e l b e r g e r C h.: A u fb r u c h z u e in e m m e n s c h e n g e r e c h te n W a c h s tu m . S o z ia le th is c h e A n s ä tz e z u e in e m n e u e n L e b e n s s til. T h e o lo g is c h e r V e r lag , Z ü ric h 1979 T e i l h a r d d e C h a r d i n P .: L e p h é n o m è n e h u m a in . S e u il, P a r i s 1955 T i n b e r g e n J.: R IO — R e s h a p in g th e I n te r n a tio n a l O rder. D u tto n , N ew
Y o rk 1976
W a l s h R.): U e b e r -L e b e n . D ie p s y c h o lo g is c h e n U rsa c h e n d e r g lo b a le n B e
d r o h u n g e n u n d W e g e z u ih r e r U e b e r w in d u n g . S p h in x , B a se l 1985
W i l s o n E. O.: O n h u m a n n a tu r e . H a r v a r d U n iv e r s ity P re s s , C a m b rid g e 1978
5 0 k s . B E R N A R D H A Ł A C Z E K
DIE W ISSE N SC H A F T VOR DER ETH ISC H EN FRA G E
I s t a u c h d e r M en sch e in P r o d u k t d e r b io lo g is c h e n E v o lu tio n , so re g e ln d o c h n ic h t — im G e g e n sa tz z u a lle n a n d e r e n L e b e w e s e n — die b io lo g is c h e n G e se tz e , z. B. d a s G esetz d e r n a tü r li c h e n A u sle se , s e in H a n d e ln u. se in e E n tw ic k lu n g . E r s e lb s t e n ts c h e id e t ü b e r d a s e ig e n e , w ie a u c h d a s S c h ic k s a l d e s i h n u m g e b e n d e n L e b e n s. A u f ih m la s te t fo lg lic h d ie v o lle V e r a n tw o r tu n g f ü r d a s k ü n f tig e „ A n tlitz d e r E r d e ” . U m d ie s e r V e r a n tw o r tu n g g e r e c h t z u w e rd e n , m u s s d e r M e n sc h ü b e r e in W isse n v e rf ü g e n , d a s se in e a k tu e l le H a n d lu n g s w e is e in d e r W e lt u. a n d e r W e lt b e w e r te n lä s s t. D e r p r o g r a m m a tis c h w e r tf r e ie n N a tu r w is s e n s c h a f t is t e in so lc h e s W issen n ic h t z u e n tn e h m e n . E in d ie s b e z ü g lic h e r V e rs u c h M o n o d ’s is t a lle in d e s h a lb a ls g e s c h e ite r t zu b e tr a c h te n , w e il e r z u le tz t d o ch s e lb s t d e n E n ts c h lu s s , a u s d e m n a tu r w is s e n s c h a f tlic h e n W isse n W e r tu r te ile a b z u le ite n , a ls e in e n e th is c h e n B e s c h lu s s b e u rte ilte .
O b w o h l d ie in n e r lic h m it d e r T e c h n ik v e r k n ü p f te W is s e n s c h a f t k e in e W e r t u r t e ile f ä llt, s c h a f f t sie d o ch s e lb s t W e rte , u . z w a r n ic h t n u r r e i n k o g n itiv e r , s o n d e r n a u c h m a t e r i e ll f a s s b a r e r u. k o n k r e t g e w in n b r in g e n d e r A r t. V o r a lle m d ie s e r T a ts a c h e h a t d ie W is s e n s c h a ft ih r e n h o h e n g e s e ll s c h a f tlic h e n S ta t u s u. ih r e b is d a h in f a s t v ö llig u n e in g e s c h r ä n k te E n tw ic k lu n g zu v e r d a n k e n . S ie s c h ie n d o ch b e d in g u n s lo s ih r e m B e s itz e r zu d ie n e n . A u c h d a n n n o ch , w e n n d ie s e r sie f ü r e g o is tis c h - p a r tik u lä r e Z w e c k e , w ie z u r M a c h ta u s ü b u n g u. K rie g s f ü h r u n g b r a u c h t e u . m is s b r a u c h te . S ie s c h ie n h a lt d e m v o ll u. g a n z zu d ie n e n , d e r sie b a sa s s. So k o n n te sic h a u c h n o c h je n e r d e r m it ih r e r H ilfe e in e A to m b o m b e p ro d u z ie rte , a ls H e r r s c h e r s e in e s e ig e n e n W e rk e s u. s e in e r e ig e n e n A b s ic h t zu se h e n . E r h ö r t a u f e in so lc h e r zu se in , w e n n se in e w is s e n s c h a ftlic h e T ä tig k e it zu R e s u lta te n f ü h r t, d ie e r w e d e r g e w o llt, n o c h g e a h n t u. v o r a u s g e s e h e n h a t. U n d e b e n d ie s is t h e u te d e r F a ll b e i z u n e h m e n d v ie le n E r r u n g e n s c h a f te n d e r W is s e n s c h a ft: w a s d e m M e n s c h e n d ie n e n s o llte u. z u e r s t a u c h zu d ie n e n sc h ie n , e rw ie s s sic h m it d e r Z e it a ls ein e G e fä h rd u n g n ic h t n u r d e r E n tw ic k lu n g , s o n d e r n so g a r d e r E x is te n z d es M e n s c h e n z u se in . D ie A m b i v a le n z d e s w is s e n s c h a ftlic h te c h n is c h e n F o r t s c h r i tt e s is t d a m it o ff e n s ic h tlic h g e w o rd e n : w a s n o c h g e s te rn a ls E r r u n g e n s c h a f t g a lt, is t h e u te z u r B e d ro h u n g g e w o rd e n . D ies m u s s e in e n je d e n W is s e n s c h a f te r v e r u n s ic h e r n . D e s h a lb s u c h t e r a u c h v e r m e h r t n a c h K r ite r ie n , d ie s e in a k tu e lle s T u n u. L a s s e n r e g e ln , u n d im m e r h ä u f ig e r s te llt e r d ie e th is c h e F ra g e , ob a lle s M a c h b a re a u c h w ir k lic h g e m a c h t w e r d e n so ll, bzw . g e m a c h t w e r d e n d a rf.
In d e r b is la n g h e r r s c h e n d e n M e n ta litä t d es w is s e n s c h a ftlic h e n R a tio n a lis m u s is t d ie se F ra g e m it e in e m s te te n J a b e a n tw o r te t w o rd e n . A ls o b je k tiv g a lt d o ch n u r, w a s a u c h re p r o d u z ie r b a r , h e r s te ll b a r , e b e n m a c h b a r w a r. D as R e p ro d u z ie rb a re lä s s t je d o c h d e n G e d a n k e n a n irg e d w e lc h e E in s c h r ä n k u n g e n n ic h t zu. F o lg lic h s c h ie n je d e r E in g riff d e s M e n s c h e n in d ie N a tu r a ls e r l a u b t u. die a ls O b je k t b e tr a c h te te U m w e lt e in g a n z f r e i v e r f ü g b a r e r G e g e n s ta n d m e n s c h lic h e r T ä tig k e it zu sein. D as F ra g lic h e d ie s e r E in s te llu n g h a tt e e r s t d ie r a p i d z u n e h m e n d e Z e rs tö ru n g d e r U m w e lt u. d ie A m b iv a le n z v ie le r w is s e n s c h a ftlic h e r E r r u n g e n s c h a f te n d e u tlic h g e m a c h t. S o m it h a t sich h e u te d ie Ü b e rz e u g u n g d u rc h g e s e tz t, d a s s n ic h t a lle s M a c h b a r e g e m a c h t w e rd e n d a rf . W as a lle rd in g s e in W is s e n s c h a f tle r im E iz e l- n e n zu m a c h e n , w a s a b e r zu u n te r la s s e n h a t, d a s m u s s e r s t n o c h e r a r b e it e t w e rd e n . E s g e h t d a b e i u m e th is c h e K r ite r ie n , d ie ü b e r a ll u. b e i a lle n — u n a b h ä n g ig v o n re lig iö s e n , w e lta n s c h a u lic h e n , p o litis c h e n u. s o n s tig e n A n s ic h t e n — Z u s tim m u n g fin d e n k ö n n te n . I n d e r A b sic h t, d ie se A u fg a b e z u e r f ü lle n , is t e in e n e u e D isz ip lin e n ts ta n d e n : d ie B io e th ik . S ie w ill sic h a ls e in e in te r d is z ip lin ä r e W is s e n s c h a f t v e r s ta n d e n u n d d e m A n s p ru c h , e in e E th ik d e s w is s e n s c h a ftlic h e n H a n d e ln s z u se in , g e re c h t w e rd e n .