• Nie Znaleziono Wyników

Działania organizacyjne jako zadanie pedagogiczne dla gospodarzy VII Zjazdu

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Działania organizacyjne jako zadanie pedagogiczne dla gospodarzy VII Zjazdu"

Copied!
5
0
0

Pełen tekst

(1)

KOMUNIKATY SPECJALNE

Po życie sięgać nowe. Teoria a praktyka

edukacyjna. VII Ogólnopolski Zjazd

Pedagogiczny w Toruniu

A l e k s a n d e r N a l a s k o w s k i

DZIAŁANIA ORGANIZACYJNE JAKO ZADANIE

PEDAGOGICZNE DLA GOSPODARZY VII ZJAZDU

VII Ogólnopolski Zjazd Pedagogiczny przeszedł już do historii, a jeśli ten termin wydaje się komuś zbyt wzniosły można powiedzieć, że przeszedł już do przeszłości. Jednakowoż owa historia (pozostanę przy tym określeniu) zaczęła się wcześniej, niż można by przypuszczać.

Na VI Zjazd do Lublina jechałem spóźniony o jeden dzień. Tak się ułożyły moje sprawy rodzinne. Gdzieś między Rykami a Garwolinem rozmawiałem tele-fonicznie z prof. Zbigniewem Kwiecińskim. Już nie pamiętam, kto do kogo zadzwo-nił. W każdym razie w pewnym momencie usłyszałem żal, kłopot czy skargę pre-zesa Polskiego Towarzystwa Pedagogicznego, że nie ma chętnych do organizacji VII Zjazdu. Wszak tradycją tych spotkań stało się ogłaszanie podczas jednej z sesji plenarnych, że organizatorem następnego Zjazdu jest środowisko… Zatem dla mnie problem Z. Kwiecińskiego, jako pierwszego poruszyciela zjazdów, był abso-lutnie czytelny i gabarytowo pokaźny. Zdziwiło mnie jednak, że duże i ważne w pe-dagogice ośrodki nie zamierzają tego spotkania organizować. Miałem bowiem przekonanie, zresztą mam je do dzisiaj, że organizacja Zjazdu to wyróżnienie i za-szczyt, i oczywiście mnóstwo pracy.

Rozmowa ta odbywała się w czasie szczególnym. Od 1 września 2007 roku byłem (od ok. 2 tygodni) dziekanem nowego na UMK Wydziału Nauk Pedagogicz-nych i mogłem samodzielnie podejmować różne decyzje. Jako dyrektor Instytutu

(2)

Pedagogiki wiele planowanych kroków musiałem konsultować, uzgadniać z dzie-kanem Wydziału Humanistycznego.

Nie zastanawiając się wiele, zaproponowałem szefowi PTP, że biorę to na siebie i w roku 2010 Toruń zorganizuję Zjazd. Wprawdzie tradycja miała być taka, że za każdym razem gospodarzem będzie inny ośrodek, ale skoro nie było propozycji, to trzeba chwytać się innych rozwiązań, byle skutecznych. I tak Toruń po raz dru-gi został gospodarzem tej ważnej konferencji. Pierwszy raz nasze środowisko zor-ganizowało Zjazd w 1995 roku.

Gdy dojechałem do Lublina, już odbierałem gratulacje, mimo że ofi cjalne ogło-szenie miejsca następnego Zjazdu miało nastąpić nazajutrz.

Po powrocie do Torunia poprosiłem prof. Martę Urlińską o objęcie funkcji szefowej Komitetu Organizacyjnego. Wiadomo, że Zjazd to spore przedsięwzięcie logistyczne, od poziomu którego zależeć też będzie przebieg obrad i nastroje uczestników.

Po paru miesiącach Zarząd Główny PTP dostarczył mi listę członków Komite-tu Programowego, którego zostałem szefem. Tak bowiem się zwyczajowo utarło.

W gronie współpracowników ustaliliśmy pryncypia organizacyjne Zjazdu, któ-re zamierzałem przedstawić Komitetowi Programowemu na zbliżającym się spo-tkaniu. Zrobiliśmy coś na kształt małej burzy mózgów. Do udziału w niej zaprosi-łem kolegów, którzy brali udział we wszystkich bądź prawie we wszystkich zjazdach, w tym tych, którzy (w różny sposób) uczestniczyli w organizacji Zjazdu przed piętnastu laty.

Wnioski z tego spotkania miały dwoistą wymowę. Jedna ich część miała cha-rakter naszych decyzji, a druga część była propozycjami dla Komitetu Programo-wego.

W całej grupie wniosków można wskazać te najgłówniejsze, które w jakiś spo-sób również ingerowały w merytoryczny przebieg spotkania.

Dwudniowy Zjazd. Postanowiliśmy, że Zjazd będzie trwał dwa dni. A nie jak

dotąd trzy. Uznaliśmy bowiem, że tak będzie taniej, Zjazd nabierze lepszej dynami-ki, będzie większy szacunek dla czasu, zwiększy się dyscyplina wystąpień. Zwłaszcza ten ostatni argument wydał nam się ważny. Zmorą konferencji pedagogicznych (nie wiem, jak jest gdzie indziej) jest przekraczanie limitu czasu. Limitu znanego wcze-śniej, zaakceptowanego i ważnego dla porządku obrad. Ileż to razy byłem skazany na wysłuchiwanie miernych, wtórnych referatów odczytywanych z kwadransowym naruszeniem wyznaczonego przedziału czasowego. Uznaliśmy, że skrócenie Zjazdu wzmoże dyscyplinę. Wiele wskazuje na to, że nie zrobiliśmy błędu.

Jedność miejsca. Doskonale znamy realia dużych konferencji, które w

(3)

miejscowym. Wówczas noclegi są w jednym końcu, posiłki w innym, nierzadko odległym, obrady plenarne jeszcze w innym, a spotkania sekcji w kilku i nierzadko odległych od siebie punktach. Taka organizacja często irytuje, a sensem konferen-cji staje się rozpoznawanie miejscowego układu połączeń komunikacyjnych. Już dawno w takich konferencjach przestałem uczestniczyć. Postanowiliśmy to roz-wiązać bardzo prosto. Cały Zjazd odbędzie się w jednym miejscu. Czyli w tym samym gmachu będą obrady plenarne i sekcyjne, bankiet, noclegi i posiłki, a w

naj-bliższej bliskości przyzwoity parking.

Kilka miejsc w Toruniu spełniało takie wymagania. Wybraliśmy Centrum Kon-ferencyjne „Filmar” ze znakomitą kuchnią, świetnym standardem pokoi hotelo-wych, znakomitymi warunkami do obrad. Nadto „Filmar” dysponuje nowocze-snym sprzętem multimedialnym, doskonałym nagłośnieniem i salą konferencyjną na ok. 700 osób.

Postanowiliśmy tym samym zerwać z ugruntowaną tradycją zgrzebności Zjaz-dów. Zapewne z pobudek fi nansowych, chcąc ulżyć uczestnikom, zjazdy kwatero-wały ich tanio, w bezgwiazdkowych pensjonatach, a obrady odbykwatero-wały się w miej-scach przygotowywanych właśnie do nowego roku akademickiego (na jednym ze zjazdów jako moderator wypraszałem z sali rzemieślników naprawiających okna). Tutaj pewien wyjątek stanowi Zjazd wrocławski, którego organizatorzy zadbali o pewną elegancję obrad plenarnych, jednakowoż nie uniknęli tułaczki.

Toruński „Filmar” jest miejscem bardzo eleganckim o wysmakowanym wystro-ju, z przytulną kawiarnią i szeregiem wygód. Ten walor został dostrzeżony i – zda-je się – doceniony przez uczestników. Wszak wszyscy znamy wartość spotkań i rozmów kuluarowych, którym okazji udało się nam stworzyć bez liku.

Wykorzystanie Internetu. Postęp w dziedzinie komunikacji elektronicznej

i dostępności połączeń internetowych, jaki się dokonał od czasu Zjazdu w Lublinie, jest tak ogromny, że przekracza już dawno granice zdziwienia. Oczywiście korzy-staliśmy z tego. Większość korespondencji odbywała się drogą elektroniczną. Prze-syłki tradycyjne oczywiście były, ale w niewielkiej ilości. Ale nie tylko o korespon-dencję tu idzie. Podam najbliższy mi przykład. Od lat dostrzegam, że zawierany w każdym programie, każdej konferencji punkt brzmiący „dyskusja” jest pospoli-tym pozorem i niezrealizowaną obietnicą. Najczęściej za sprawą samych uczestni-ków, którym po pierwsze, wydaje się nie zależeć na dyskusji, po drugie, tak prze-kraczają wyznaczone limity czasowe, że na dyskusję już nie ma zegarowego miejsca. I w ten oto sposób nasza pedagogika staje się bezdyskusyjna.

Wraz z prof. Beatą Przyborowską prowadziliśmy na Zjeździe sesję dziesiątą. Nie będę omawiał jej meritum, a jedynie skupię się na organizacji. W pierwszym ko-munikacie zapoznaliśmy ewentualnych chętnych z regułami gry oraz poprosiliśmy

(4)

o nadsyłanie tekstów. Spośród nadesłanych referatów wybraliśmy połowę (odrzu-cone teksty najczęściej były nie na temat). Wszystkie wybrane teksty opublikowa-liśmy na stronie naszej sesji, jednocześnie rozsyłają do pozostałych uczestników obrad sesji dziesiątej prośbę o zapoznanie się z nimi, gdyż w trakcie spotkania

w realu już nie będą wygłaszane. Dodam, że sporą grupę (ok. 40 osób) stanowili

u nas uczestnicy, którzy chcieli w naszym spotkaniu uczestniczyć, ale nie mieli ambicji wygłaszania referatów.

Obrady sesji zostały zaplanowane na 3 godziny. Po powitaniu uczestników prof. B. Przyborowska przypomniała zasady wspólnej pracy. Następnie w krótkim wy-stąpieniu scharakteryzowałem nadesłane materiały, ale na pewnym poziomie ogól-ności bez konkretnego wskazywania autorów. Po tej części przystąpiliśmy do dys-kusji panelowej nad ściśle określonymi problemami. Łącznie dyskusja trwała około godziny i uczestniczyło w niej 6 osób. Po przerwie kawowej (ok. 20 minut) przystąpiliśmy do dyskusji otwartej. Uczestnicy jej nawiązywali do wcześniej opu-blikowanych tekstów, polemizowali z nimi bądź podejmowali inne wątki, jakkol-wiek pozostające w ścisłym związku z problematyką spotkania. Dyskusja była re-jestrowana (o czym uprzedziliśmy wszystkich), a jej najciekawsze wątki zechcemy opublikować.

Wydaje się, że z pożytkiem dla wszystkich uczestników odwróciliśmy proporcje. Zapraszając zainteresowanych do domowej lektury tekstów, nie tylko przygotowa-liśmy ich do uczestnictwa w obradach sesji, ale także zaoszczędziprzygotowa-liśmy bezmiar czasu, który wykorzystaliśmy na potrzebną pedagogice rozmowę, dyskusję, pole-mikę.

Oczywiście taka technologia organizacji konferencji nie byłaby możliwa, gdyby nie Internet i jego powszechność. Wiem również, że nie my jedyni (jako modera-torzy obrad sesji) wykorzystaliśmy ten sposób możliwości komunikacji elektro-nicznej.

Moim subiektywnym odkryciem był zespół organizacyjny. Okazało się, że adiunkci, doktoranci i studenci z naszego Wydziału potrafi ą przeistoczyć się w prawdziwy dream-team, któremu nawet organizacja mundialu nie byłaby strasz-na. Z podziwem patrzyłem na ich czarodziejską sprawność, poświęcenie, elegancję i poczucie bycia gospodarzem. A przecież był to zaledwie wierzchołek góry lodo-wej. Było to wszak tylko zwieńczenie wielomiesięcznych wysiłków organizacyjnych i starań, aby wszystko wypadło jak najlepiej.

Ponieważ Zjazd był krótki, umieściliśmy tylko jedną atrakcję artystyczną: wy-stęp orkiestry „Vita Activa” z Gdańska. Jest to czterdziestoosobowy zespół osób niepełnosprawnych umysłowo (niekiedy również i fi zycznie), który dzięki nieby-wałemu, wielokierunkowemu talentowi małżeństwa Popowskich stał się

(5)

profesjo-nalną orkiestrą grającą dosłownie wszystko – od klasyków po przeboje musicalo-we i jazz. Dla uczestników Zjazdu był to chyba najciekawszy „referat”, którego przyszło im wysłuchać.

Organizacja konferencji jako element pedagogiczne metodyki. Gdy byłem

młodszy, a przede wszystkim nie pełniłem funkcji uniwersyteckich, organizowałem sporo konferencji. Były wśród niech przedsięwzięcia cykliczne („Na drodze ku nowej edukacji”) i jednorazowe („Pedagogika u progu Trzeciego Tysiąclecia”). Wówczas organizacja spotkania była zadaniem dość prostym, gdyż obowiązywał ten sam schemat. Wygłaszanie referatów (z obowiązkowym przekraczaniem czasu wystąpień), chroniczny brak czasu na pytania i dyskusje, uroczysta kolacja etc. W całej Polsce było tak samo. W wielu przypadkach jest tak nadal. To model dzie-więtnastowieczny. Podczas gdy inne dyscypliny naukowe (medycyna, ekonomia czy światowa psychologia) już się z tak zorganizowaną stratą czasu pożegnały, to nasza humanistyka wciąż jest jej wierna. Przed Zjazdem odpowiedziałem na mnó-stwo maili czy zapytań telefonicznych, które dotyczyły jednej kwestii: czy będzie publikacja pozjazdowa. Wyjaśniałem, że zgodnie z nowym prawem przy utrzyma-niu pewnych rygorów prawnych publikacja w Internecie jest równoważna

papie-rowej. Czułem, że nie trafi ałem do przekonania. No cóż, dzwonili młodzi ludzie

wychowywani naukowo przez mentorów, którym nie udało się opanować nietrud-nej sztuki wszechstronnego korzystania z komputera.

Teraz jest nieco inaczej. Można do pracy zaprząc Internet, można znaczące części konferencji odbyć na łączach elektronicznych, można w końcu prowadzić dyskusję na wydzielonym komunikatorze typu GG.

Tak więc organizacja spotkań humanistów staje się ważnym wątkiem meryto-rycznym sympozjów, wątkiem mogącym istotnie wpłynąć na kształt, przebieg i efekty takiej czy innej konferencji. Tego jednak trzeba się nauczyć, możliwości rozpoznać, a reguły gry jasno wyłożyć. Internet rewolucjonizuje też aspekt publi-kacyjny spotkań naukowych. Mogą powstawać zeszyty naukowe i publikacje wy-łącznie w formie elektronicznej i tylko w Internecie. Tak jest od dawna u fi zyków.

W humanistyce dyskusja i wymiana myśli to niemal kluczowy wymiar działa-nia. Nie jest zatem obojętne, w jaki sposób będą się odbywać. I tę wiedzę trzeba dawać adeptom nauki, miast raczyć ich infantylnymi opowieściami o możliwo-ściach komputera. Tego wątku jednak nasza „pedagogika medialna” niemal nie podejmuje, zachwycając się możliwością zastosowania telebimu, gdy sala okazuje się zbyt ciasna.

Cytaty

Powiązane dokumenty

[r]

Tym większej uważności i empatii domaga się od czytelnika fakt, że niemal na samym wstępie powieści oglądamy bohaterkę w scenie zbiorowej agresji na przystanku busów,

Instytucja kas rejestrujących w systemie podatku od wartości dodanej była kojarzona nie tylko z realizacją funkcji ewidencyjnej przy zastosowaniu tych urządzeń, ale również z

Chasydyzm to jest pewien etos, pewien styl bycia, w którym nie odróżnia się modlitwy od reszty życia - nie odróżnia się w nim swoich stanów: teraz jestem kimś, kto się modli;..

Wypowiedzi zniechęcające Wypowiedzi wzmacniające Miałaś się uczyć – co

Studia Rossica Posnaniensia 27,

Nagle niewiadomo skąd pojawiły się żaby( dzieci naśladują skakanie żabek), kumkały ( naśladują kumkanie: kum, kum, kum) jakby ostrzegały się przed

w pierwszym tygodniu: wejście do IFJ na podstawie listy na portierni, zostały przygotowane umowy – proszę o ich podpisanie (2 egzemplarze).. Osoby uczęszczające wyłącznie na