• Nie Znaleziono Wyników

View of The Author, the Editor and the Books. On Norwid’s Auto-da-fe

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "View of The Author, the Editor and the Books. On Norwid’s Auto-da-fe"

Copied!
12
0
0

Pełen tekst

(1)

I N T E R P R E T A C J E S T U D I A N O R W I D I A N A 3 - 4 , 1 9 8 5 - 1 9 8 6 EW A SZA RY -M A TY W IĘCK A

A U T O R , R E D A K T O R I KSIĄŻKI

O A U T O -D A -F E C Y P R IA N A N O R W ID A

K to m a książki, niechaj czyta. S. Jachow icz

W P R O W A D Z E N IE

Cóż prostszego nad kom edię C. N orw ida A u to -d a -fe1 „w jednym akcie i jednej scenie” ! Choć jest napisana wierszem , w ydaje się, że m ożna ją nie tylko natychm iast przeczytać, ale i całkowicie zrozum ieć. O t, dw oje ludzi, człowiek pióra, poeta, oraz jego zaufany, pow iernik przy paleniu książek w dom owym kom inku. A przecież? T a króciutka kom edia, po dobnie ja k wiele innych utw o­ rów N orw ida, łudzi tylko pozorną p ro sto tą i czytelnością. B ędę stara ła się w swoim studium wyjawić to, co kryje się za tym pozorem pełnej kom unikatyw ­ ności, i wykazać, że jest to utw ór niezwykły.

Nie są to zadania tak wąsko pom yślane, ja k m oże się wydawać. Ich celem jest rzeczywiście analiza jednego utw oru, w iodąca do jego właściwej lektury. Przeprow adzenie jej m oże się jed n ak okazać pom ocne w lepszym zrozum ieniu pewnego stałego tem atu N orw ida. Jest nim specyfika losów tw órcy, p oety, a także jego dzieł w kulturze wytworzonej przez cywilizację druku. D la in terp re­ tacji tego tem atu analiza A uto-da-fe m oże mieć duże znaczenie.

W A uto-da-fe problem atyka zm ian kulturalnych, zachodzących na skutek potężnienia druku jak o dom inującego auto ry tetu kom unikacyjnego, „oszukań­ czo” deform ującego kon tak t między tw órcą a czytelnikiem , przedstaw iona zo­ stała bardziej syntetycznie niż w innych utw orach N orw ida. W tych innych utworach jest ona obecna najczęściej w rozproszeniu, wśród całej wielości in­ nych kwestii, lub w uw ikłaniu, jako składnik przeżyw anych przez N orw ida

1 C. N o r w i d . A uto-da-fe. W: P ism a w szystkie. Z eb rał, tekst ustalił, w stęp em i uwagami krytycznymi opatrzył J. W . G om ulicki. T. 4: D ram aty. C zęść p ierw sza . W arszawa 1971 s. 289-292.

(2)

skutków dokonującej się na jego oczach rew olucji przem ysłow ej. Technicyza- cja i uprzedm iotow ienie kultury XIX -wiecznej oraz przyspieszone, „m atryco­ w e” tw orzenie i odtw arzanie piśm iennictw a ja k o jed n a z konsekw encji tamtych procesów grały dla N orw ida rolę negatyw nych bodźców, wobec których okreś­ lał się on w ielokrotnie i na najróżniejsze sposoby.

Z daniem Zofii Stefanow skiej N orw id, ja k nikt z jego pokolenia, a tym bardziej ja k nikt z generacji w czesnorom antycznej, zdawał sobie sprawę z apo- kaliptyczności p rzew rotu, jakiego w życiu ludzi, w kulturowych realiach tego życia, w literaturze i w kom unikow aniu się ludzi poprzez literatu rę dokonała rew olucja przem ysłow a. R ozpraw a Stefanow skiej N orw id - pisarz wieku k u ­

pieckiego i przem ysłow ego2 jest analizą wiedzy N orw ida o tym przewrocie i, co

rów nie w ażne, opisem jej w yjątkow ego wówczas charakteru. (Jeszcze jeden w ym iar o sam otnienia N orw ida. Ileż ich było!) C hciałabym , by m oja analiza

A uto-da-fe m ogła być pew nym uzupełnieniem problem atyki zaw artej w rozpra­

wie Stefanow skiej. W tym przede wszystkim zakresie, w jakim jest to utwór ukazujący niekonsekw encje, zwichnięcia i sam ooszustwo zarów no twórców, jak i odbiorców literatury, w ynikłe z ich łatw ej zgody na „oszukańczą” przewagę dru k u , a co za tym idzie - na nowy typ kom unikacji literackiej.

1. OPIS AKCJI KOMEDII

T ru d n o opow iedzieć całkiem zwięźle i krótko uprzejm e, ale i obcesowe odnoszenia się do siebie poety i red ak to ra, dwóch bohaterów kom edii, pom ię­ dzy którym i krąży trzeci b o h ater, pow iernik, choć napięcie między nimi tak szybko zaw iązuje się i rozw iązuje. Z achow ania bohaterów okazują się znacznie w ażniejsze, niż to w ynika z ich uczestnictwa w całości zdarzeniow ej, zarysowu­ jącej się ja k o niewiele znaczący kom unikacyjny incydent pom iędzy dwom a lite­ ratam i w ym ieniającym i gesty, książkow e p odarunki i listy.

W rezultacie nie sposób opow iedzieć tej akcji nie odnosząc działań trzech postaci do ich wypowiedzi słownych i nie w nikając w pow tarzanie się, jakby kołow e, tych sam ych działań dwóch z nich, poety i re d ak to ra, słowem - nie rozw ażając, ja k te wypowiedzi i działania, stając się składnikam i ich wzajem ­ nych ko ntaktów , tw orzą jedynie pozory nastaw ienia na wzajem ność czy dialog. A są tu przecież obecne wszystkie czynniki konieczne do ustanow ienia

komuni-2 Z . S t e f a n o w s k a . N o r w id - p isa rz w ieku kupieckiego i p rzem y sło w eg o . W : Literatura,

k o m p a ra tystyk a , fo lk lo r. K sięga p o św ięco n a Julianow i K rzyża n o w sk iem u . Pod redakcją

M. B ok szczan in , S. Frybesa i E . Jankow skiego. W arszawa 1968 s. 4 2 3 A 6 0 . Praca ta, wyróżnia­ jąca się socjologiczn ym ujęciem przem ian w sytuacji literatury, które zachodziły wraz z kształ­ tow an iem się sp ołeczeń stw przem ysłow ych, p oprzedziła i wyprzedziła zjaw ienie się prac ze szkoły S. Ż ó łk iew sk ieg o , charakteryzujących się podobnym ujęciem i tą samą problematyką. Z n am ien n e, że w śród badaczy tej szkoły praca ta jest zup ełn ie nie znana.

(3)

kacji: dwie osoby, poeta i re d ak to r, wchodzące ze sobą w k o n tak t na praw ach wzajem ności, w spom agane dodatkow o pośrednictw em osoby trzeciej, pow ierni­ ka, zabiegającego o ciągłość tego k o n tak tu , a poza tym dwie książki, dwa listy, dwa kom inki. W ydaje się, że ten układ parzysty osób i przedm iotów , na równi z nimi samymi, bierze udział w akcji tej kom edii i jest istotną, jeśli nie n ajisto t­ niejszą, jej częścią.

Nad układem zdarzeń przedstaw ionych w kom edii i nad relacją o nich ciąży kulturowe znaczenie inkwizycyjnego palenia książek - auto d afe3. Z o stało ono wyjawione już w tytule i skojarzone z pierwszym gestem pierw szej postaci k o ­ medii, poety P rotazego. D aje się od razu zauważyć, że palenie przez niego książek łączy się z pew ną m oralną i intelek tu aln ą przew rotnością. P rotazy iro­ nizuje, sugerując, jakoby rzucał książki na pastw ę ognia z pospolitych pow o­ dów, jak o m aterialne przedm ioty, bo m a ich dużo, bo stale je otrzym uje, bo mu w dom u przeszkadzają; przez m om ent w ydaje się więc, że przypisanie czy­ nowi jego głębszej wymowy jest czymś fałszywym. O dnosi się w rażenie, jakby nie miał być to czyn wymierzony przeciw ko książce jak o książce, stanow iącej przywilej i chlubę człow ieka, jakby nie m iał ten czyn niczego naruszać, jakby nie miał wywołać pytań, dlaczego jest wykonywany i na co jest odpow iedzią.

Patrz! co to się z książkami na tym św iecie robi, R edaktor mi co m iesiąc zapałki przyseła,

M yśląc, iż zbiór tych kartek mój księgozbiór zdobi; I że to jest oprawne - w ięc zow ie się D z i e ł a !

L ecz - grzeczność k a że... c zek a j... o to mój tom n o w y ...4

A le w istocie poeta pali książki jak o sym bole literatu ry, czyn jego jest więc gestem autodafe całkiem serio. Pytania dotyczące m otywów tego p ostęp k u - pozornie uchylone - pozostają w mocy. R odzi się dom ysł, że inflacja książek - sugerow ana jako pow ód ich palenia - jest tylko pretekstem .

K ulturow e znaczenie tego gestu jest tym w iększe, że w dalszych epizodach obecne są jeszcze inne przejaw y unicestw iania literatu ry , a w zakończeniu znów

3 Tym portugalskim wyrażeniem nazyw ano w X V -X V I II w. cały rytuał procesu przeciw heretykom: o głoszen ie wyroku i jeg o w ykonanie przez sp alenie na stosie heretyka albo w ykli­ nanych książek. N atom iast dosłow nie znaczy to „akt wiary” (łac. actus, fid es). K ulturow e zna­ czenie tego wyrażenia w sferze literatury, przez nią up ow szech n ion e, rozwija oba źród łosłow y. D otyczy zwykle problem atyki sp ołeczn ej, wyrażającej się skrajnościam i, najczęściej konfliktem jednostki i świata/kultury, jak u N orw ida, lub jednostki i sp oleczeństw a/m asy, jak u E . Canet- tiego (por. pow ieść E. C anettiego D le B lendung - co d osłow n ie znaczy „o ślep ien ie” - której tytuł we francuskim i polskim przekładzie brzmi: A u to da fe . Z ob . E . C a n e t t i . A u to da fe . Warszawa 1966). Por. znam ienne sform ułow ania z A u to -d a -fe Norwida: „Patrz! co to się z książkami na tym św iecie robi” , „D ziw ny świat! każdy pisarz dziś gotów by żonie / Pióro kłaść w usta” .

(4)

pow raca gest palenia książek, tym razem w ykonany przez red aktora, drugą p o ­ stać kom edii. Jest w tym okrucieństw ie w stosunku do książek jakiś zamiar św iadom ego wydziedziczenia się ze związków z nimi, z tych dwustronności au- torsko-czytelniczych relacji, które czynią z książek literaturę.

D on iosłe są także i te gesty, wykonywane naprzem iennie przez autora i re­ dak to ra , k tó re zw rócone są z pozoru w przeciwnym kierunku. P oeta najprzód rzuca do ognia książki przesiane m u przez re d ak to ra, a zaraz potem przekazuje wraz z dedykacją swoją w łasną książkę. R ed ak to r postępuje w odw rotnej ko­ lejności - najpierw ofiarow uje, później pali. W ten sposób złam any zostaje m oralny i intelektualny rygor gestu targnięcia się na książki, ale naruszona też jest popraw ność gestu przekazania podarunku . P ełne atencji odw zajem nienie daru (sam b o h ater mówi o tym rew anżu jak o o „grzeczności”) oraz podtrzym y­ w anie k o n tak tu z ofiarodaw cą anuluje św iętokradczość gestu autora. Z kolei obcesow e potraktow anie przez re d ak to ra odebranego po darunku kom prom itu­ je tow arzyską uprzejm ość uprzednio przekazanego przez niego daru, wartość tego daru ja k o daru. Jednocześnie więc obok gry skrycie prow adzonej występu­ je tu całkiem jaw na i o tw arta gra z kulturow ą i społeczną sym boliką i wartością książek, z dw ustronnością relacji autorsko-czytelniczych.

O ba te nastaw ienia m otyw acyjne - jedno naznaczające postępow anie poety i re d ak to ra jakby piętnem serio i drugie, w plątujące je w półjaw ne udawanie - przejaw iają się w 'zachow aniu każdego z nich z osobna i we wzajem nym ich stosunku.

W tym m iejscu analizy nie m ogą nie nasunąć się pytania: kimże są ci dwaj bohaterow ie tej kom edii? czymże są owe gesty wykonywane przez nich, zdawa­ łoby się, autentycznie i z pow agą, a zaraz w następnym m om encie pełne misty- fikacyjnych pozorów ? jakiej społecznej sytuacji owe gesty odpow iadają? Czyż są to inkwizytorzy gotowi w ykonać wyrok na całej epoce druku, a ściślej na w ytw orzonej przez nią kulturze przyspieszonej, „m atrycow ej” produkcji litera­ tury? K ontestatorzy, ja k byśmy dziś pow iedzieli, rzucający wyzwanie konw en­ cjom ku lturalnym , sprzyjającym ogrom nieniu zjaw iska w ielkonakładow ej książki i... obum ieraniu literatury. U stalenie odpowiedzi na te pytania leży nie­ wątpliwie w centrum interpretacji A uto-da-fe.

Z oddaw ania sobie uszanow ań, a zarazem z dwuznacznego obchodzenia się z książkam i, m aterialnym i wyrazam i owych „grzeczności” , skom ponow ane są poszczególne epizody. U stala się w nich związek między pozorow aniem szcze­ rości w owych em ocjonalnych i rzeczowych odw zajem nieniach a dezawuowa­ niem tych m istyfikacji w wypowiedziach.

P o eta upraw ia udaw anie i grę, inform ując o tych procederach bez zażenow a­ nia. R e d a k to r natom iast, choć głośno zaprzecza, nie rozprasza podejrzeń, że procedery te stosuje. N a rozbrat, jaw ne rozm ijanie się wymowy uczynków po­ ety, nie ze słow am i, bo te są tu tak sam o u strojon e w uprzejm ość i usłużność

(5)

jak uczynki, lecz ze skrywanymi przez niego intencjam i w skazuje niedw uznacz­ nie jego pow iernik, Gerwazy. D ookreśla on zachow anie poety, stw ierdzając: „Czyny są myśli n i e m e - m yśli?... m ó w n e cz y n y ...”5T enże G erw azy, cał­ kiem świadom nieszczerości poety i praw ie pew ien nieszczerości re d ak to ra, w lot chwyta negatywny sens odnoszenia się do siebie obu partn eró w , mówiąc: „O tóż to tak zawdzięcza się wzajem i znosi”6. C o więcej, sam p o eta cały czas rozważa na równi swoje w łasne m istyfikacje oraz te, których zazwyczaj dopusz­ czają się pisarze i czytelnicy.

D ane te skłaniają do przekonania, że to w łaśnie kom unikow anie się ludzi - także za pośrednictw em literatury - jako ak t udaw ania i gry jest głównym te ­ m atem A uto-da-fe. Tym samym wydobyty zostaje w kom edii brak au ten ty czne­ go, niepozorow anego nastaw ienia ludzi do siebie sam ych, do siebie w zajem nie, do literatury. M ikrom odelam i przenikniętej pozoram i kom unikacji poety i re ­ daktora są rozw ażane przez Protazego zwyczaje pisarzy i czytelników:

D ziw ny świat 1 każdy pisarz dziś gotów by żonie Pióro kłaść w usta; m ów iąc naw et z przyjacielem , Myśli: „To now a kartka!!” - i pisze na stronie,

I c z ł o w i e k a t r a m e n t u ś r o d k i e m , a n i e c e l e m ! . . . A celem ? - to jak kuli, co iskrami z io n ie ...7

M ów ią, iż d r u k , na kształt gromu Pędząc, zażega, św iatło rozn osi... druk?... m o że!... A le czytelnik, książkę przyniósłszy do dom u, K ładzie się z nią w fotelu , kładzie się na ło ż e , Stosow nym nożem kartek przecina n iew iele, Śledząc, do ¡la autor też sam e m a cele? I jeśli m y ś l i w ł a s n e znalazł, to szczęśliwy: I tylko w ł a s n y c h szuka m n i e m a ń . . . skąd wynika, Ż e to jest także pisarz, lecz pisarz leniw y

I w yręczony... słow em , nie m a czytelnika!

P rzech ad za się, w raca i sta je p rz e d k om inem Inny za to swych nie zna celów , ni kierunku, I tylko czyta, usta schylając ku kartom , Jak gdy z p ełn ego dzbana próbuje kto trunku, Łzom , jak śm iechow i rad jest - a jako łzo m , żartom . T em u, że nie ma celów , bezdeń się otw iera,

A ż s t r a c i s m a k . . .

P o chwili

O b ad w a... um arli!... ra tu n k u !...8

5 Tam że s. 290 w. 17. 7 Tam że s. 289 w. 9 -1 3 . 8 Tam że s. 290 w. 28. 8 T am że s. 291 w. 30 -4 5 .

(6)

Ci pierw si, pisarze, trak tu jąc pisarstw o w kategoriach przyczynowo-celo- wych, tw orzą w myśl prześw iadczeń o wystarczalności całkiem zwyczajnych p o ­ w odów pisania, czyniących zadość niepow ściąganej potrzebie pisania, przyta­ czania życia, b rania go niejako w ram ki. W takim pisarstw ie, powstającym ni­ czym m ów ienie, najbliższe osoby (żona, przyjaciel) łatw o trak tu je się jako przedm ioty opisu, a naw et wyłącznie jak o takie przedm ioty. D rudzy, czytelni­ cy, o d d ają się natom iast zw ężonem u egotystycznie lub ekstatycznie, a co za tym idzie - w ypaczonem u i niepełnem u doświadczaniu literatury. D orabianie przez p o e tę i re d ak to ra m otywacji do działań pozorow anych oraz mniej lub bardziej św iadom e pozorow anie przez pisarzy i czytelników uczestnictwa w kul­ turze są najistotniejszym i tem atycznym i w ykładnikam i akcji.

U daw anie i gra obecne w zachow aniach obu postaci zagarniają nie tylko nam iastki gestów autentycznych, wykonywanych jakby serio, owe rzekom o he­ roiczne inkw izytorskie palenia książek. P ochłan iają one także lepszą wiedzę poety i sarkazm jego pow iernika, które m ogłyby uzasadniać owe ostateczne i gw ałtow ne odruchy jak o autentyczne i serio p o d jęte, ze świadom ością odwetu na kulturze, k tó ra nieustannie literatu rę uśm ierca. Przenikliwość poety ani na m om ent nie wyswobadza go jed n ak od tych m istyfikacji, w które wikła go uda­ w anie i gra. Przeciw nie, jego w iedza zdaje się to udaw anie, tę grę w nim samym i w jego zachow aniu w obec p artn e ra utw ierdzać. Z kolei red ak to r jest niewido­ czny, ja k ktoś, kto m a coś do ukrycia. Jako ofiarodaw ca po daru nku działa „zza kulis” , ja k o jego odbiorca - „za kulisam i” . O b aj, po eta i red akto r, ukazują się jak o postacie niezdolne ani do okrutnego m yślenia, które m ogłoby być prze­ słanką zupełnego w yobcow ania się z literatury i z kultury, ani też do całkow ite­ go dostosow ania się do istniejącego stanu rzeczy. Są ofiaram i udaw ania i gry. I jest zasługą sam ego biegu w ypadków , a nie wiedzy i ironii wykazywanej przez P rotazego z G erw azym , że wykonywanie gestów zarów no gwałtownych i ostate­ cznych, jak i konw encjonalnych ukazuje swoją pozorność9. O kazuje się, że od ­ noszenie się do siebie poety i re d ak to ra nie w nosi żadnych innych, dwuznacznie narodzonych treści po stronie jed n eg o , których nie byłoby po stronie drugiego. W końcow ym m om encie akcji obaj przedstaw iają się nam jak o szczególni p art­ nerzy (przy pozorach nastaw ienia na w zajem ność obw arow ują się nieprzenikli- wością) i ja k o rów nie szczególni oponenci (ich zachow ania są źródłem pow sta­ jącego pom iędzy nimi napięcia, ale przy zupełnym wyrów naniu stanowisk i w w yrów nanej sytuacji: „Jeśli nie rów nie m ądrzy, to równieśmy grzeczni” 10).

9 W myśl sugestii S. K ołaczk ow sk iego, autora studium Ironia N orw ida (W: S. K o l a c z - k o w s k i . P ism a w ybrane. T. 1: P ortrety i za rysy literackie. O pracow ał S. Pigoń. [Warszawa 1968] s. 1 3 1 -1 6 6 ), znawcy nie tylko sytuacji słow n ych, ale i kontekstów pozaslow nych, które w spółuczestn iczą w tw orzeniu ironii i sam e ją wytw arzają, m ożna by p ow iedzieć, że zakręty akcji A u to -d a -fe są ironiczną odp ow ied zią na udaw anie i grę bohaterów .

(7)

To końcow e stw ierdzenie wypowiedziane w m om encie otw arcia się oczu b o ­ haterów (a i czytelników) na rzeczywistość ich sam ych, na spiętrzenie pozorów w ich odnoszeniu się do siebie - nie przysparza ani praw dziw ej wiedzy, ani prawdziwej grzeczności. T rudno byłoby uznać to sentencjonalne stw ierdzenie za dowód wyswobodzenia się intelektu i m oralności b o h atera spod presji u d a ­ wania i gry. K onkluzja Protazego o braku różnicy pom iędzy nim sam ym a p a rt­ nerem w kreow aniu udaw ania i gry form ułow ana jest tu w ontologicznym i aksjologicznym kontekście tegoż udaw ania i gry. „M ądrość” i „grzeczność” , wspólne atrybuty intelektu i m oralności obu b ohateró w , ukazane są zatem w tej konkluzji tak jak wszystkie wcześniejsze przejaw y tych atrybutów , dające o sobie znać w akcji. Jako dwie w spółzaw ierające się pojęciow o strony jednego zjawiska: zachow ań dwóch bohaterów , które ow ładnięte są tymi sam ym i p ozo ­ rami. D latego w tym , co dzieje się między boh ateram i, pobudzenie intelek tu al­ ne i m oralne, refleksyjność, krytycyzm są nie do odłączenia od m oralnej i in te­ lektualnej zręczności w stosowaniu wybiegów. C hoć jednocześnie są do rozróż­ nienia jako sprzeczne, konfliktow e nastaw ienia. W iedza przejaw iana przez P ro ­ tazego, której nadaje on w tym konkludującym stw ierdzeniu m iano m ądrości, dotyczy ludzkiego fałszu i cala w tym ludzkim fałszu jest um iejscow iona. C ał­ kowite złączenie tej wiedzy ze sferą fenom enalną (a nie ontologiczną), ludzką (a nie Logosu, Boga) z dziedziną fałszu (a nie praw dy), celowości (a nie intel- ligibilnej twórczości) - spraw ia, że nie jest ona praw dziw ą m ądrością, lecz tylko ironicznie m ądrością się mieni. W kom edii rozgryw ającej się m iędzy dw om a literatam i w iedza „gra” jako brak tej m ądrości, k tó rą G recy nazwali: sop h ia11. I tak samo pozorow ana grzeczność „gra” tutaj jak o brak grzeczności określanej dawniej jak o philantropia, czyli jed n a z cnót głęboko traktow anej towarzys- kości12.

M om entem największego oddalenia się wiedzy dem onstrow anej przez P ro ­ tazego od starożytnej sophii je st form ułow anie jej jak o składnika zjaw iska " O pojęciu tym pisze W . N . T oporow . Patrz: W . N . T o p o r o w. Jeśće raz o drievniegrie-

ćieskim Sopfia. P roisch oźdienije i jeg o wnutriennyj sm ysl. W: Struktura tieksta. M oskw a 1980

s. 148-173.

12 M ożna w ahać się, czy N orw idow ską „grzeczność” z kom edii A u to -d a -fe (nie m ów ię tu o innych utworach N orw ida, w których też to p ojęcie w ystęp uje) odn osić należy do greckiego p ojęcia „arete” , czyli cnoty jako d oskonałości w ew n ętrzn ej, czy też w łaśnie do philantropii. P ojęcie to w edług określenia T. Sinki „oznacza ujm ujące m aniery, rodzaj tej grzeczności, k tó ­ rej określenie późniejsi (np. D io g en e s Laercjusz z III w .n .e .) przypisują Platonow i: «Trzy są postacie filantropii: jedna objaw ia się w pow itaniu, gdy ktoś każdego spotkan ego znajom ego pozdrowi i uściśnie mu prawicę; druga, gdy ktoś spieszy z pom ocą każdem u nieszczęśliw em u; trzecia, gdy ktoś lubi urządzać przyjęcia». Prócz dawnej dobroczynności ob ejm u je w ięc filantro­ pia grzeczność i tow arzyskość” (T. S i n k o . Z arys historii literatury greckiej. T. 2. W arszawa 1964 s. 888). Skłaniam się do tego, by grzeczność z A u to -d a -fe kojarzyć w łaśn ie z pierw szym i drugim znaczeniem filantropii. O pojęciu „arete” zob.: E . H e z a . K r y z y s arysto k ra tyczn eg o

(8)

grzeczności, w d odatku przeżyw anego przez niego nieautentycznie. W iedza Protazego nie zachow uje łączności z tą „wyższą” , najbardziej ogólną i uniw er­ salną siłą w ład ającą wszystkim w świecie, w k tó rej, jak utrzym uje znawca, „uczestniczy” sop h ia13. Jest to w iedza zupełnie zutylitaryzow ana: nie tylko ogranicza się do prostej życiowej celowości, konw encjonalności, stereotypo­ wych im plikacji, lecz po n ad to jest obliczona n a celebrow anie owych nieauten- tyzmów: poddaw anie się im z pełn ą św iadom ością to znow u przekraczanie ich tam , gdzie o to najłatw iej - w językow ych wypowiedziach. Protazy jako poeta, literat, ktoś obdarzony niepow szednim i przym iotam i intelektu, sprzeniewierza się więc sophii podw ójnie. Po pierw sze dlatego, że swoją osobowością, postawą in telek tu aln ą oraz w iedzą bynajm niej nie przetw arza, lecz przeciwnie - utrwala to , co już w świecie panuje. Tym czasem zdaniem cytowanego znawcy sophii jej pojaw ienie się w świecie łączy się z urzeczywistnieniem w tym że świecie now e­ go kontek stu , przede wszystkim ontologicznego, ale także aksjologicznego, a i feno m en aln eg o 14. Poza tym - i to jest to drugie uchybienie - Protazy utyli- taryzując sw oją w iedzę uniem ożliw ia zw rócenie się jej do niej sam ej, a więc wyklucza te m om enty jej rozw oju, k tó re polegają na czystej refleksyjności. Cy­ tow any już dw ukrotnie au to r pisze, że: „Prawdziwa sophia rozwija się jako nieustanny łańcuch kolejnych zw róceń się jej do niej sam ej; nie jest jej potrze­ bny inny m ateriał niż ona sam a” 15.

Świat greckiej kultury znał typ m yślicieli-rezonerów, sofistów, których inny badacz o kreśla jak o „im itatorów tego, który w ie” 16. B ohaterow ie kom edii N o r­ wida są ich odpow iednikam i. P rzedstaw iają się oni w istocie jako im itatorzy - im itatorów , sofistów, a nie sam ego Logosu/Boga.

C hoć nie jest to koniec analizy, m ożna już odpow iedzieć na postawione wcześniej pytania o bohaterów kom edii i ich czyny. Z pew nością nie są oni heroicznym i inkw izytoram i epoki d ruku ani też kontestatoram i konwencji kul­ turalnych. Są ironistam i dostrzegającym i brak prawdziwego doznaw ania litera­ tury tam , gdzie pow szechnie widzi się sam ą pełn ię owych doznań: wśród m no­ gości książek i zainteresow ań literatu rą, a naw et w swoistym kulcie słowa pisa­ nego i lek turach „głębokich” . A ściślej m ówiąc, są prestidigitatoram i, spożytko- w ującym i sw oją wiedzę (ledw ie ślad wiedzy praw dziw ej) do kwestionowania owej kultury i, jednocześnie, do całkow itego dostosow ania się do n ie j17.

13 T o p o r o w , jw. s. 154. 14 Por. tam że s. 155. 15 T am że s. 169.

16 J. D e r r i d a . L a ph arm acie de Platon. W: L a dissem in ation . Paris 1972. Jest to określe­ nie poch od zące od sam ego Platona, cytow ane przez Derridę.

17 Pew nym odp ow ied nikiem przem yśleń N orw ida, konstruującego „portrety” autora i re­ daktora, postaci żonglujących sw oją w iedzą w taki sp osób , że zaledw ie ociera się ona o wymiar prawdziwie poznaw czy, zu p ełn ie odm ieniający w idzenie losów twórcy i jego dziel w św iecie

(9)

-2. IN T E R P R E T A C JA K O M E D II W N IE J S A M E J Z A W A R T A

To w spółistnienie w postępow aniu poety i re d ak to ra dwóch nastaw ień m oty­ wacyjnych utrudnia zwięzłe i krótkie zrelacjonow anie akcji A uto-da-fe. P om i­ nięcie zmiennych rytm ów kom unikacyjnych, pow stających w okół trzykrotnego przekazywania i odbierania uszanow ań, podarków i listów zupełnie zubaża przebieg i sens akcji. Czyni z niej historię nieistotnych, przypadkow ych n iep o ­ rozum ień, towarzyszących wymianie podaru nków , utarczek, które błyskaw icz­ nie rozładow ują się i w yczerpują. D latego pożyteczniej jest akcję tej kom edii, jak zresztą cały utw ór, szczegółowo analizow ać, niż opow iadać własnym i sło­ wami.

Nie traci się wtedy z pola uwagi tych znaczeń, które p rzenikają całą prze­ strzeń króciutkiego utw oru, odbierają wypowiedziom i działaniom pozory ży­ ciowej nieistotności i nadają im symboliczny, alegoryczny, a i parodyjny wy­ dźwięk. Niew ątpliwie, pole obserw acji dla czytelniczych w nioskow ań ob ejm u je w A uto-da-fe m ało zdarzeń, ale dużo znaczeń. M ożna pow iedzieć, że to sam a kom edia, przedstaw iając postaci i związane z nim i zdarzenia, in terp re tu je je: wpisuje w nie swoją o nich wiedzę, naśw ietla je , swoiście je redefiniuje. Jest ona form ułow ana zarów no przez tytuł i m o tto , jak i przez znaczący dobór imion postaci. A le nade wszystko przez właściwości w ew nętrznego uk ład u zda­ rzeń, łączące wielość kom unikacyjnych zachow ań bohaterów z negatyw nym przebiegiem kom unikacji między nim i18.

są rozważania A . K ijow skiego dotyczące degradacji poznaw czych funkcji um ysłu lud zk iego, zjawiska w yw ołanego desakralizacją i utylitaryzacją życia ludzi w ep o c e now ożytnej: „[...] cel wyższy poznania, jakim jest rozbudzenie w sobie tej samej m iłości, co stw orzyła św iat, ustępuje celow i niższem u, którym jest sukces poznającego um ysłu , a ten z kolei ustąpi celow i jeszcze niższem u, którym jest sp ołeczn e uznanie intelektualisty: «Z aczęła mi pochlebiać opin ia, że je ­ stem mądry. B y ła to kara, jaką sam sob ie w ym ierzyłem . Zam iast płakać - nadym ałem się pychą: jakiż to ja jestem uczony». C ele w yższe ustępują niższym , albow iem za w szystkim , co człow iek robi na swą chw ałę, postępuje degradacja. D z ie ła człow iek a podlegają prawu ciąże­ nia. C złow iek zakreśla w ok ół siebie krąg poznania, aby w nim zaznać sw ojej własnej siły. A le jest to siła pozorna, bo m ierzona na skali, którą człow iek sam u ło ży ł. N a tej skali sukces jest miarą jedyną. W edle niej zbudowaliśm y kulturę now ą, której kam ieniem w ęgielnym jest w o l­ ność poznającego um ysłu, a cierpienie jej stylem ; gmach kultury ud ręczon ej, której w tajem ni­ czeniem najgłębszym - now ym typem św iętości i m ęczeń stw a - jest heroiczne sam ozniszcze­ nie” . A . K i j o w s k i . D o p isk i do „W y zn a ń ” św . A ugu styna. „W drodze” [13]: 1985 nr 3 s.7.

18 Przy okazji analizy Ostatniego d e sp o tyzm u pisze M . G łow iń sk i, że „wiersz jak o całość znaczy co innego niż poszczególne w yp ow iedzi, w chodzące w jego sk ład , i że ów sens ogólny nie jest w ogóle czytelnikow i sygnalizow any” (M . G ł o w i ń s k i . W irtualny odb io rca w stru ktu ­

rze utworu p o etyckiego. W: Studia z teorii i historii p o e zji. Pod redakcją J. S ław iń skiego. W roc­

ław 1967 s. 28). Słuszna, co w ięcej - przenikliwa jest pierwsza myśl tego stw ierdzenia. Istotnie, w A uto-da-fe i w ogóle w wierszach N orw ida znaczenie poszczególnych w ypow iedzi nie składa się bezpośrednio na ogólny sens utworu. I w O statnim d e s p o ty z m ie , i w A u to -d a -fe sens ten jest sygnalizowany przez coś, co nazwałabym treścią form y.

(10)

K om edia A u to -d a -fe , u jęta z tego p u n k tu w idzenia, przedstaw ia się jako utw ór, w którym nic właściwie się nie kończy. Gdyż stosunek ludzi do literatu ­ ry, w okół którego zaw iązana jest akcja tego utw oru, spełnia się na zewnątrz tej kom edii, w obec niej sam ej, w czytelniczym odniesieniu się do niej, w jej zrozum ieniu. W przeciwnym razie przedstaw ione w utworze zachowania, u- śm iercające literatu rę, nie ukażą się czytelnikowi dostatecznie jasno i nie o b ja­ wią praw dy o sobie. Sytuacja tak a byłaby potw ierdzeniem tego połowicznego obcow ania z literatu rą, którego diagnozę daje Auto-da-fe. Choć dla kogoś, kto realizow ałby pod obne „niedoczytanie” kom edii, fakt ten pozostałby niejawny. D ru k , o którym mówi m otto, odniósłby wówczas jed en ze swych licznych, opartych na oszustwie trium fów.

D otrzem y natom iast do zaw artej w samym utw orze interpretacji, gdy przyj­ m iem y, że zachow ania bohaterów m ają znaczenie na tyle niepew ne, na tyle w ym ykające się jednoznacznem u ustaleniu, na tyle „odpychane” przez Norw i­ da, rzeczywistego p o etę, iż trzeba je wychwytywać spom iędzy trwałych pow ią­ zań słów i zdań oraz ze stosunku, jaki zachodzi m iędzy całym tym „języko­ wym ” porządkiem a działaniam i postaci. To odczytanie, poszukujące prawideł in terp retacji zachow ań bohaterów zaw artych w-sam ym utw orze, nie ograniczy się do akceptow ania w idocznej, druko w anej, literow ej obecności znaczeń. Idąc za w skazaniam i owej wydobytej na jaw , w ew nętrznej interpretacji zachowań bohaterów m ożna przywrócić zaburzoną przez m istyfikacyjną obecność druku genealogię i hierarchię sensów utw oru - perspektyw ę N orw ida, jego władzę nad zaw artością zdarzeniow ą i całym utw orem , jego zw rócenie się do nas, o d ­ biorców . W przeciwnym razie nasza analiza A uto-da-fe nie odbywałaby się w owej kom unikacyjnej dw ustronności autorsko-czytelniczej, któ ra jest w arun­ kiem życia literatury i której w łaśnie brakow ało zobrazow anym w tej komedii stosunkom .

Czymś, co podlega w A uto-da-fe w ielow ym iarow ej, sym bolicznej, alegorycz­ nej i p arodyjnej interpretacji, jest wygasanie w obu boh aterach potrzeby rze­ czywistego zw rócenia się ku sobie sam em u, ku innem u człowiekowi oraz ku literaturze, k tó ra jest im pulsem , ośrodkiem i celem ich gestów. W ypowiedzi, działania i w zajem ne reakcje na siebie bohaterów świadczą o tym , że fałszowa­ nie własnych m otyw acji jest stylem ich uczestnictw a w kulturze. Inni przedsta­ wiciele tej sam ej kultury, charakteryzow ani w przebłyskach uświadom ień przez P rotazego, pisarze i czytelnicy, także tylko m ark u ją swoje uczestnictwo. Nie w iedzą bądź nie chcą wiedzieć, lub też u d ają, że nie wiedzą, iż sprzeniew ierzają się swem u pow ołaniu.

T e podro b ien ia, upozorow ania, zam arkow ania, jakie wszyscy oni upraw iają, gdyby nie zostały zobrazow ane w kom edii, byłyby jak o m istyfikacje, jako sprzeniew ierzenia zupełnie niew idoczne. W oczach wszystkich postaci osiągają one bow iem ten stopień publicznej oczywistości, który pozwala im się ukazywać całkiem bezkarnie i niewinnie jak o cząstkom tych p odrobień, tych upozorow ań,

(11)

tych zjawisk m arkow anych tylko, które tkwią u samych podstaw kultury. P rzyj­ mowanie przez poetę i red ak to ra wobec literatury postawy aksjologicznej w e­ w nętrznie sprzecznej, choćby naw et było przez nich odczuw ane jak o coś z grun­ tu nieautentycznego, jako coś, co pozostaje w niezgodzie z etyką zaw odow ą, nie narusza ich społecznego statusu poety i re d ak to ra, literatów . Pisanie byle jakie, pow stające jako „przytaczanie” , „branie w ram ki” życia, czyniące je d y ­ nie zadość potrzebie oglądania rzeczy napisanej, choćby m yliło ostentacyjnie „cel” ze „środkam i” pisarstw a, i tak pozostanie pisarstw em . M im o że ten o p a­ cznie obrany cel uwłacza prawdziwym celom pisarstw a i jest ja k raca („[•■■] kula, co iskram i z io n ie ...”) przy ogniu. Czytelnicy natom iast, którzy zawsze „ubierają” zaw artość czytanych książek w sensy sobie d o stęp ne, choćby naw et znajdowali w tej zawartości nie pisarza, lecz samych siebie, lub czytali w unie­ sieniu, lecz zupełnie bez zrozum ienia - są czytelnikam i. W A uto-da-fe te p o d ro ­ bienia, upozorow ania, zam arkow ania są do dostrzeżenia, bo są zobrazow ane i dla celów sym bolicznej, alegorycznej i parodyjnej interpretacji w yolbrzym ione.

O ddalanie się wszystkich postaci - obecnych lub nieobecnych na scenie - od literatury, od jej istoty, od jej zadań i od jej praw dy jest w A u to-da-fe in terp re­ towane jako kulturow a śmierć literatury. Nie m a w utw orze postaci, nie m a ich wypowiedzi, działań i reakcji, które nie zadaw ałyby śm ierci literatu rze, które nie uczestniczyłyby w m isterium tej śmierci. P seudow iedza poety i red ak to ra, pom nożona o ironię i autoironię, a zarazem całkow icie dostosow ana do k o n ­ wencji kulturalnych epoki druku, mnogości książek oraz rzesz pośredników i dublerów wytwórczości literackiej, niew iedza pisarza i bezm yślność czytelników - są przedstaw ione w Auto-da-fe jako obrazy kolejnych stadiów uśm iercania literatury. L iteratu ra um iera tutaj w całej swej dwoistej istocie: jak o znaczenie (logos, intelligibilność, sens, praw da) i jak o rzecz (książka). N ajpierw jak o zna­ czenie, następnie jak o książka.

Jeśli w tym m iejscu analizy wypowiem pełn e alegorycznej i zarazem sym bo­ licznej wymowy stw ierdzenie, że A uto-da-fe nosi w sobie w łasną śm ierć - nie będzie to z m ojej strony nadużycie. Jest to utw ór tak skom ponow any, że sam uczestniczy w alegorycznej śmierci literatury, k tó rą przedstaw ia (i jest wówczas jak książka w rękach i przed oczami czytającego, k tó ra m im o to nie spotyka go wcale), i jednocześnie sym bolizuje sobą tę alegoryczną in terp re tację siebie i całej literatury ... uśm iercanej (i jest w tedy tym , czym jest: utw orem literac­ kim zamieszczonym w książce, praw dziw ą literatu rą, oczekującą na spotkanie z czytelnikiem ).

K ontynuując i rozw ijając te myśli, trzeba pow iedzieć, że A u to-da -fe jest utw orem , na którym zostały odciśnięte przez N orw ida dwa kulturow e ślady: refleksyjnej i sam owystarczalnej sophii (logosu, B oga) oraz T h o ta (greckiego H erm esa), boga różnicy, pism a, uzupełnienia oraz śmierci. Są to te sam e k u ltu ­ rowe ślady, które znajdujem y w um ieszczonej ja k o m otto frazie, zaczerpniętej

(12)

z A nhellego, a mówiącej o Bogu i oszukańczym ołowiu. Norw id nam te ślady w skazuje ja k o program ujące najogólniejszą treść, sens swej kom edii.

Protazy uśm ierca literatu rę (jako znaczenie) w geście autodafe. I byłby ten czyn heroicznym , straceńczym wyznaniem wiary wbrew całej otaczającej go kulturze, k tó ra sztukę sprow adza do m aterialnych cech przedm iotu, gdyby P ro ­ tazy nie rozporządził się w łasną książkę ja k rzeczą. Pisarz przez Protazego cha­ rakteryzow any także uśm ierca literaturę jako znaczenie, sądząc, że byle jakie pisanie to już literatu ra, już sztuka. I czytelnicy tak ją uśm iercają, bo sami um ierają jak o czytelnicy. C zytając bądź egoistycznie, doszukując się w literatu­ rze swoich „celów ” , „myśli” , „m niem ań” , bądź ekstatycznie, w uniesieniu, od­ kryw ając to , czego w niej nie m a. Ci pierwsi identyfikują się podczas lektury sam i z sobą, nie z zaw artością literatury, nie z pisarzem , celebrując sam akt czytania, fizyczny k o n tak t z książką. Ci drudzy czytają nie czytając, gdyż w ogóle nie dośw iadczają literatury intelektualnie. I oni celebrują sam akt czyta­ nia, czytają em ocjonalnie, zmysłam i. K olejna postać, G erw azy, pow iernik P ro­ tazego, krążący m iędzy nim a red ak to rem niczym książki, które doręcza i od­ b iera, rep rez en tu je tę dw ustronność kom unikacyjną, której literatura wymaga i której tu taj b ra k u je . T o jem u , symbolowi kom unikacyjnego k on tak tu , przy­ pada rola szefa p ro to k o łu żałobnego uśm ierconej literatury. Bo to on odkrywa i czyni jaw nym to, co skryw ane pod pozoram i grzeczności, i to on w swej relacji kojarzy w idziany w drodze do re d ak to ra pogrzeb z aktem palenia książki. P o­ w iernik poety przedstaw ia się więc tu jako wyręczyciel sam ego N orw ida, nie­ om al d u bler i k o n k u ren t zarazem w dziele alegorycznej interpretacji kulturowej śm ierci literatury.

Z agłęb ianie się postaci w udaw anie i grę, we w zajem ną kom unikację, która jest w zajem na tylko w sposób dwuznaczny, jest w A uto-da-fe interpretow ane p arodyjnie. P rzede wszystkim jak o rozbrat poety i red ak to ra, i pozostałych p o ­ staci z najistotniejszym i i najcenniejszym i składnikam i kom unikacyjnej w zaje­ m ności i dialogu, podstaw am i odnoszenia się ludzi do siebie i ludzi do literatu­ ry. N ie m a tutaj etyki wzajem ności i dialogu. Są natom iast jej parodie: konw e­ nans (naw et nie konw encja grzeczności) i fetyszyzm książkowy. Konwenans um ożliwia łączność m iędzy dw iem a osobam i, m im o że jest to łączność fałszy­ wa. Fetyszyzm książkowy pozw ala obcow ać z literatu rą bez obcow ania z jej sensem i z jej praw dą. Przebieg wymiany uszanow ań, książek i listów między p o etą i re d ak to rem , przestrzennie i czasowo rów nający się akcji kom edii, jest parodyjnym odw róceniem nie tylko etyki wzajem ności i dialogu, ale także wszelkiej sytuacji kom unikacyjnej, u której podstaw znajduje się owa etyka.

O ba ujęcia, alegoryczne i p aro d y jn e, ściśle w spółistnieją w A uto -d a-fe, ni­ czym dwie strony językow ego znaku. W szak etyka wzajem ności i etyka dialogu cały czas „ g rają” w tym utw orze jak o zespół wartości wykluczanych i postulo­ wanych jednocześnie. T o przecież z nie-praw dy i nie-wiedzy um iera literatura.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Wobec pewnych, ale istotnych różnic wydaje się w skazane dokładne zbadanie całokształtu tego problem u, ale z pew nością to nie W K SD „załatw iło” W SP te n

[r]

[r]

isterium of John Paul II: “the covenant of conjugal love.” Suffice it to say that the mentioned formula confirms its importance in two “fields,” outlined by the

The period of over 20 years that separated the Charter of the Rights of the Family from the Yogyakarta Principles was a period of growing dissonance between the

The European Union Council also took note of the overt existence of “the international trade in children for such purposes as prostitution, pornography, slavery,

Héctor Franceschi is right when he states that in every case the legal and pastoral authoriza- tion/affirmation of ius connubii spans two spheres: firstly, the sphere of freedom

XXI age is time of transition to hi-tech informative society, in which com- puters swiftly entered in the various spheres of our everyday activity. A comput- er provides