• Nie Znaleziono Wyników

View of O świadomości językowej Maurycego Mochnackiego. Zarys problematyki. (Na podstawie tekstów krytycznoliterackich)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "View of O świadomości językowej Maurycego Mochnackiego. Zarys problematyki. (Na podstawie tekstów krytycznoliterackich)"

Copied!
36
0
0

Pełen tekst

(1)

IRENA KITOWICZOWA

o

Św i a d o m o ś c i j ę z y k o w e j Ma u r y c e g o Mo c h n a c k i e g o

ZARYS PROBLEM ATYKI

( N A P O D S T A W I E T E K S T Ó W K R Y T Y C Z N O L I T E R A C K I C H )

O przełom ow ej roli oświecenia dla języ k a polskiego i dla polskiego językoznaw stw a pisano już w ielekroć — spraw a to znana i przez nik o ­ go nie kw estionow ana. W łaśnie w w ieku ośw ieconym z całą przen ik li­ wością uświadomiono sobie wagę i znaczenie języka polskiego w życiu narodu. N iew ątpliw ie fak t ten b y ł zw iązany n a jp ie rw z zachw ianiem , a potem z upadkiem niepodległości Polski. K onsekw encją obudzenia się narodow ej świadomości językow ej było w prow adzenie języ ka polskiego do szkół, jego w yniesienie ponad panoszącą się p rzedtem w szkolnictw ie łacinę i język francuski b

Równocześnie zaczęto toczyć ogólnonarodow ą b atalię o czystość ję­ zyka, o jego popraw ność. W ojna ta toczyła się n a w ielu fro n ta ch : w cza­ sopismach, głów nie w „M onitorze” 2, w litera tu rz e pięknej — zarów no w poezji, jak i w prozie czy też dram acie 3, w w ypow iedziach k ry ty c z ­ nych i naukow ych, w e w stępach do dzieł z rozm aitych dziedzin w iedzy b

1 T. L e h r - S p l a w i ń s k i . J ę z y k p ols ki. P och odzen ie , p o w s ta n i e , r o z w ó j . W arszaw a 1947 s. 300 n.; Z. K l e m e n s i e w i c z . H istoria j ę z y k a pols kie go. Cz. 3. W arszaw a 1972; A . K o w a l s k a . „ B o g a c tw a m o w y p o l s k i e j ” — z a p o m n i a n y i nie w y d a n y s ł o w n i k j ę z y k a p ols kie go z p o c z ą t k u X I X w i e k u (P race P o lo n isty czn e 1953 ser. 11 s. 69-130; fragm en t przyw ołan y: s. 70).

2 Zob. w yb ór tek stów z „M onitora”, d rukow anych w la ta ch : 1765-1785, zaw arty w : Ludzie o św ie c e n ia o j ę z y k u i stylu . Oprać. Z. Florczak i L. P szczołow sk a. Pod red. M. R. M ayenow ej. T. 2. W arszaw a 1958 s. 262-358.

3 Na przykład w takich u tw orach: F. B o h o m o l e c . U r a ż a j ą c y się n ie s łu sz­ nie o p r z y m ó w k i (kom edia — ośm ieszan ie fra n cu szczy zn y ); I. K r a s i c k i . M i k o ­ łaja D o ś w ia d c z y ń s k ie g o p r z y p a d k i (postulat polsk iej szk oły z p o lsk im ję z y k ie m ); J. M i n a s o w i c z . O z a n ie d b a n iu ła ciny; J. U. N i e m c e w i c z . P o w r ó t posła (w yśm iew an ie francuszczyzny). K orzystano z fra g m en tó w w y żej w y m ien io n y ch tekstów zaw artych w drugim tom ie zbioru L u d z ie o ś w ie c e n i a o j ę z y k u i stylu .

4 Zob. na przykład: U w a g i p e w n e g o B rześ cia n in a na d u ż y w a n i e m n i e p r z y ­ z w o i t y m n ie k tó ry c h s ł ó w pols k ich i ob c y c h (L u d z ie o św iecen ia . T. 1 s. 639 nn.; w szy stk ie w y m ien ia n e tu prace zaw arte są w przytoczon ym zb io rze ); K. W y r- w i c z . „ P a m i ę tn i k o w i H is t o r y c z n e m u i P o l i t y c z n e m u ” p r o m e m o r i a s. 642 nn.; A. G a w r o ń s k i . G e o m e t r y ja dla sz k ó ł n a r o d o w y c h . T. 2 s. 99; J. Ś n i a d e c k i . P oczątk i ch e m ii s. 119 n.

(2)

66 I R E N A K I T O W I C Z O W A

Pow staw ały zacięte polem iki — chyba po raz pierw szy tak spontaniczne i pełne emocji % W ośw ieceniu rów nież m a swój rodowód polska term i­ nologia z w ielu rodzajów nauki, term inologia w w ielu w ypadkach żyw ot­ n a do dziś 6. Ten okres to początek gram aty k i języka polskiego, gram a­ tyki jako p ełnopraw nej n a u k i 7, razem z nią zaczęła się kształtow ać pol­ ska term inologia g ra m a ty c z n a 8. Z ainteresow ano się charakterysty czny­ m i cecham i języka polskiego: T. N ow aczyński napisał wówczas swoją pracę O prozodyi i harm onii ję z y k a polskiego 9, zwrócono uw agę na sp ra­ wę archaizm ów językow ych 10.

W przeciw ieństw ie do bogactw a problem atyki ściśle gram atycznej pozostaw ały uw agi dotyczące języka w w ypow iedziach — m ówiąc ogól­ nie — o stylu. O graniczano je do kw estii następujący ch: 1. doboru „w ła­ ściw ych” słów, gdzie k ry te riu m b y w ały i tak ie ogólniki, jak: „obyczaj­ ność”, „piękność” bądź „polityczność ję z y k a 11; 2. szyku słów w zdaniu; 3. budow y okresów reto ry czn y ch 12; 4. „w yrazów przenośnych” jako naj­ w iększej ozdoby m o w y 13; 5. jakości liter bądź sylab kończących w yraz (od tego zależała w artość estetyczna danego sło w a )14. Problem ten spro­ w adzał się w łaściw ie do spraw doboru i u k ładu słów oraz zdań w imię dość dow olnie pojm ow anych w alorów estetycznych tudzież jasności w y­ powiedzi.

W okresie tzw. klasycyzm u, a potem prerom antyzm u, niew iele się tu

zmieniło. N adal rozw ija się g ram atyka, pow stały zaczątki języko­

znaw stw a indoeuropejskiego, porów naw czego, interesow ano się językiem

5 Zob.: p olem ik a z pow odu Zakusu. T. 1 s. 645-683.

6 N p. term in y z zakresu botan ik i i zoologii w p row ad zon e przez K. K luka w p racy Z w i e r z ą t d o m o w y c h i d z i k ic h [...] h is to ryi n a tu r a ln ej p o c z ą t k i [...], także w : B o ta n i k a d la sz k ó l n a r o d o w y c h (s. 94-98). O k w e stii tej pisze J. M aślanka w k sią żce pt. Zorian D ołę ga C h o d a k o w s k i. W rocław 1965 s. 66.

7 O czy w iście najbardziej zn an a to G r a m a t y k a O. K opczyńskiego, ale są i in n e (chociaż m n iej d osk on ałe), np. M. D u d ziń sk iego Z b ió r r z e c z y p o tr z e b n ie j s z y c h . T. 2 s. 139-151. O sp raw ie gram atyk o św iecen io w y ch zobacz: M. R u d n i c k i . J ę z y k o ­ z n a w s t w o p o ls k ie w d o b ie ośw iecen ia. P oznań 1956. P race K om isji F ilologicznej P ozn ań sk iego T o w a rzy stw a P rzyjaciół N auk. T. 17 z. 2.

8 Z agad n ien ie p ow yższe w yczerp u jąco op racow ał A. K oronczew ski w pracy pt. P o lsk a te r m i n o lo g i a g r a m a ty c z n a . W rocław 1961. P race Językoznaw cze nr 23.

9 W arszaw a 1781.

10 [A nonim ]. U w a g i o s t a r y c h s ło w a c h po lskich. T. 2 s. 248 r.n.

11 B. C h m i e l o w s k i . J ę z y k polski. T. 1 s. 276-283; S. K o n a r s k i . O p o ­ p r a w i e b ł ę d ó w w y m o w y s. 68-148; W. R z e w u s k i . O nauce k r a s o m ó w s k ie j s. 367-

376; D. P i l c h o w s k i . P r z e d m o w a do K a ja K r y s p a S a lu s ty j u s z a o w o jn a ch s. 422 nn.

12 Zob. u w y żej w y m ien io n y ch autorów .

13 A. S. M a l c z e w s k i . W y m o w a obroniona. T. 1 s. 236 nn.

34 J. A. J a b 1 o n o w s k i. O pisanie, alb o D y s e r t a c y ja p i e r w s z a p r a w i e o w i e r ­ szach i w ie r s z o p is c a c h pols kic h. T. 1 s. 256-259.

(3)

prasłow iańskim , dialektologią, etym ologią, to p o n o m a sty k ą 1S. J a k w y n i­ ka z tego schem atycznego tylko w yliczenia, pow stały w ted y w szystkie zadatki rozw oju współczesnego językoznaw stw a 16. W k ry ty c e literackiej tej doby, w ogólnych w ypow iedziach o języ k u i sty lu stano n a ty m sa­ m ym etapie; obracano się w k ręgu słów i szyku pod p a tro n atem dobrego gustu i sm aku 17. Pow szechnie zw racano rów nież uw agę n a polskość ję ­ zyka, n a jego szczególne w alory, k tó re określano w sposób enigm atyczny, poetycki. Te w alory, dość m gliste, decydow ały — zdaniem ów czesnych naszych ziom ków — o uprzyw ilejow anej pozycji języka polskiego w śród języków innych narodów 18. Ogólnie m ożna to w szystko skw itow ać k ró t­ kim powiedzeniem, iż w tym czasie panow ały w Polsce silne ten den cje purystyczne 19. Pojaw iła się wówczas także rzecz całkow icie now a w pol­ skich. rozw ażaniach nad spraw am i języka, a m ianow icie problem tzw. filozoficzności języka polskiego. Tak oto p rzedstaw ia się schem atyczne (a więc i nieprecyzyjne) tło ak tu aln y ch ówcześnie problem ów zw iązanych z językiem , tło, n a którym rozw ażana będzie sp raw a świadom ości języ­ kowej M. Mochnackiego.

Na początku może zrodzić się zasadnicza w ątpliw ość: czy w w ypow ie­ dziach k rytycznych M ochnackiego w ogóle istn ieje p rob lem aty ka tego typu? P roblem atyka na tyle istotna, by m ogła być przedm iotem jakiejś rozpraw y. K w estie zw iązane z pism am i k ry ty czn y m i M ochnackiego — poruszane przez badaczy — zam ykają się w k ręg u h isto rio z o fii20, n a ro ­ dowości 21, nowej cywilizacji, jak ą zapoczątkow ali r o m a n ty c y 22, sp raw

15 P isa ł o tym (m iędzy innym i) M aślanka w k sią żce (przyw ołanej ju ż tutaj) o C hodakow skim , s. 19, 55, 59, 60, 64-73, 80.

16 Co stw ierd ził R udnicki w cytow an ej pracy (s. 24).

17 E. S ł o w a c k i . P r a w id ł a w y m o w y i po ezji. W ilno 1830; F. W ę ż y k . O s t y ­ lu w d zieła ch d r a m a ty c z n y c h . W : P olska k r y t y k a lite racka. T. 1. W arszaw a 1959 s. 99-105.

18 N ajbardziej charak terystyczn a pod ty m w zg lęd em je s t w y p o w ied ź K. B ro­ dzińskiego z jego P a m i ę t n i k ó w , przytoczona przez M ochnackiego w O li t e r a t u ­ rze p o ls k ie j w w i e k u X I X (K raków 1923) n a s. 112: „Z m ęsk ą god n ością n iech się uśm iecha P olak [...], gdy m ieszk an iec Tybru albo S ek w an y tw ard ym jeg o język nazyw a. Z w ew n ętrzn ą p rzyjem nością, z p ow agą, [...] niech słu ch a cu dzoziem ca, gdy się nad jego w yrazam i, jak n iew ieściu ch nad p od n iesien iem starożytnej zbroi, m ocuje, gdy język a jego, jak d ziecię, p ie śc iw ie w y m a w ia ć się uczy. [...] póki m ęstw o w narodzie n ie w y g a śn ie, póki obyczaje n ie zn ik czem n ieją, póty n ie zap ierajm y się ow ej tw ardości języka. Ma on i w n iej sw o ją harm onię, sw o ją śp iew n o ść, a le jest to szum od w ieczn ego rozłożystego dębu, n ie p o św ist ch w astu , który za k ażd ym p o lo ­ tem w iatru zgin a się lub ła m ie i cien k im tylk o odgłosem jęczen ia w y d a je ”.

19 T. S k u b a l a n k a . N o io o tw o r y j ę z y k o io e M i c k ie w ic z a w o b e c teo r ii i p r a k ­ t y k i ośw iecen ia i r o m a n ty z m u . W arszaw a 1955 (m aszynopis p o w ielo n y ) s. 26 n.

*9 J. S z a c k i . O jc zy z n a . Naród. R e w o lu c ja . W arszaw a 1962.

21 A. Z i e l i ń s k i . N aród i narodoiuość w p o ls k ie j lite r a tu rz e i p u b l i c y s t y c e lat 1815-1831. W rocław 1969.

(4)

68 I R E N A K I T O W I C Z O W A

p o z n a n ia 23, estety k i: poglądów na sztukę i lite r a tu r ę 24. Wreszcie z du­ żym uznaniem pisze się o M ochnackim jako o znakom itym pisarzu i jeszcze znakom itszym dziennikarzu — tak im dziennikarzu „z nerw em [...] i tem peram entem polem icznym ” 2S. W idać tu ta j od razu bogactwo i różnorodność tej problem atyki, bogactwo, któ re nader w ym ow ne daje św iadectw o o horyzontach m yślow ych człowieka zwanego ojcem k ry ty ­ ki literack iej 26. S pró bujm y związać nazw isko M ochnackiego także ze spraw am i języka.

I. „CZYSTY ROZUM BEZ MOWY TO U TO PIA N A ZIEM I”

O taczający nas św iat, n a tu ra — jak pisze M ochnacki — jest przebo­ gaty, różnorodny, różnorodny wielością i rozm aitością swoich kształtów i postaci. Różnorodność tę pow iększa jeszcze fakt, iż każdy elem ent na­ tu ry dzieli się na dwoje, m a sw oje odbicie, sw oje pow tórzenie. Reguła odbicia stanow i praw o n atu ry , którem u podlegają w szystkie jej skład­ niki.

N ie m asz podobno z ja w isk a na ś w ie c ie m aterialnym , które by tym sposobem zd an ia n aszego n ie oszu k iw ało. W szystko się tu n a d w o je roznosi. D rzew a i k w ia ty na ziem i, sam a ziem ia z sw o jem i stw orzen iam i, słońce, k siężyc i gw iazd y w w o ­ d zie się ukazują. M asy n iezm iern ej w ielk o ści odbija drobny kryształ, rozłam św ie ­ cącego m etalu , częstokroć jed n a k ropelka p łyn u 27.

W ielkość i rozm aitość stanow i rów nocześnie o skom plikow aniu n a tu - ry, o jej trudności. A w ażna to spraw a, n aw et bardzo, poniew aż owe k ry ­ ształy i postaci n a tu r y stanow ią znaki, za pomocą któ ry ch przekazuje o na jakieś znaczenie m istyczne, jak to określa M ochnacki (O duchu i

źró-22 K . K r z e m i e n i o w a . O n o w ą c y w il iz a c j ę . W: P r o b l e m y p ols kie go r o ­ m a n t y z m u . Pod red. M. Ż m igrodzkiej i Z. L ew in ó w n y . W rocław 1971 s. 49-102.

23 I. O p a c k i . „ P o śm ie rtn a w g łę b i j e z i o r m a s k a ”. W: Studia o Leśmianie. Pod red. M. G ło w iń sk ieg o i J. S ław iń sk iego. W arszaw a 1971 s. 230-351.

24 T am że; S. S a w i c k i . P o c z ą tk i s y n t e z y h is to r y c z n o li te r a c k i e j w Polsce. O sposobach s y n t e t y c z n e g o u j m o w a n i a li te r a tu r y w I p o ło w i e X I X w iek u . W ar­ sza w a 1969.

23 S. J a r o c i ń s k i . O d ziała lności k r y t y c z n e j M. Moch nack iego. W : M ateria ły do s t u d i ó w i d y s k u s j i z z a k r e s u te orii i histo rii sz tu k i, k r y t y k i a r t y s t y c z n e j oraz b a d a ń nad sztu ką. W arszaw a 1953 nr 3/4 s. 197; n a ten tem at p isała także J. K u l- c zy ck a -S a lo n i w broszurze pt. M. M och n a ck i (Łódź 1947 s. 26).

26 W yrażen ie E. P rzew ó sk ieg o z artykułu pt. M och n a ck i ja k o k r y t y k lite ­

r a c k i — p isze o ty m w cy to w a n ej k siążce Saw ick i (s. 129).

27 T ek st rozpraw y M. M ochnackiego O lite r a tu rz e p o ls k ie j w w ie k u X I X cyto­ w a n y jest za w sze w ed łu g w yd an ia: B N (I nr 56. Opr. H. Ż yczyński. K raków 1923). F ragm en t tu c y to w a n y zam ieszczon y jest n a s. 8.

(5)

dlach poezyi w Polszczę 28). N atu ra m ówi poprzez sw oje składniki, po­

przez w yglądy rzeczy, poprzez zjaw iska, jedn ym słow em poprzez to wszystko, co otacza człowieka, co stanow i św iat. „N atu ra jest otw artą księgą” — pisze au tor O literaturze polskiej w w ie k u X I X — zachęca do jej odczytania. I zastanaw ia się człowiek, bo nie w ie jeszcze „Cóż z n a ­ c z ą owe porozrzucane św iadectw a w idom ych kształtów , owe om ylne postacie? [...] Wszędzie n a tu ra przem aw ia do człowieka. Pełno ty ch z n a ­ k ó w w przyrodzeniu” (O lit. polskiej s. 9 n. Podkr. m oje — I. K.).

M ochnacki ujm uje naturę, św iat, w kategoriach sem iotycznych, w k a­

tegoriach znaku — nośnika jakiegoś znaczenia. P rzyczyna takiego

ukształtow ania rzeczywistości tkw i w przekonaniu, iż cała ona jest prze­ n iknięta duchem. Św iat m a n a tu rę duchow ą, to stanow i o jego jedności, jest spoiwem, które scala w jedno bogactw o postaci n a tu ry . N asuw a się tu pytanie, jakie istnieją relacje pom iędzy owymi znaczącym i kształtam i przyrodzenia a duchem ? Ze sfoim ułow ania M ochnackiego, iż n a tu ra jest księgą, że n a tu ra mówi, w yw nioskow ać m ożna tylko to: m ówi — o duchu, znaczy — o nim, w yraża ducha, w szak czyta się o c z y m ś , m ó­ wi się rów nież o c z y m ś . W takim razie n a tu ra jest podporządkow ana duchowi, istn ieje jedy n ie jako środek jego w yrazu, jako jego znak. W niej zaw arta jest jego refleksja. Pow iada M ochnacki: „N a tu ra je st — bo myśli, duch jest częścią n atu ry . I n a tu ra z tej tylko jest przy czy n y ” (O lit. s. 25). Znaki n a tu ry nie m ają c h a ra k te ru „autosem antycznego” 29 — nie znaczą same siebie, ich n a tu ra jest sym boliczna, w y ra ż ają sobą coś lub kogoś innego — w ty m w ypad k u ducha.

Pojm ow anie n a tu ry jako znaku w yrażającego ducha — to św iato ­ pogląd typowo rom antyczny, św iatopogląd H am anna, H erdera, N ovalisa 3#, także Schellinga i Hegla. Świat, w szystkie jego składniki są jed y n ie po­ chodnym i postaciam i absolutu, poprzez nie w yraża się on, uzew nętrznia. Takie widzenie rzeczywistości było cechą w spólną dla k ręg u tzw . idealis­ tów niem ieckich, czyli dla Fichtego, Schellinga i Hegla S1, stanow iło w spól­

28 P is m a p o raz p i e n o s z y e d y c y ą k s i ą ż k o w ą obję te. W ydal i przed m ow ą p o­ przedził A. Ś liw iń sk i. L w ó w 1910 s. 1-47; o k reślen ie p rzytoczone; s. 13. W szystk ie cytow ane artykuły pochodzą z tego w yd an ia.

29 O kreślenie „znaki au to sem a n ty czn e” zastosow an e przez prof. T. B rajersk iego. 30 „W szystko b ow iem , co otacza czło w iek a , m ów i do n ieg o ” — je d y n ie to stw ierdza w zw iązk u z o m a w ia n iem problem u d uchow ej jed n o ści św ia ta u M och­ nackiego (i w ogóle: u rom antyków ) A. W itkow ska w artykule R o m a n t y c z n y n a ­ ród: klę ska i triu m f. W: P r o b l e m y p o ls k ie g o r o m a n t y z m u s. 7-47; zd an ie cy to ­ w ane s. 22.

31 O k on tyn u acji m y śli F ich tego i S ch ellin g a p odjętej przez H egla, o czy w iście: kontynuacji m od yfik u jącej, p isze A. L andm an w e w stę p ie do: G. W. F. H e g e l . Fenomenologia ducha. T. 1. W arszaw a 1963 s. X -X V ; o w sp ó ln ej lin ii: F ich te-H eg el (w in teresującym tutaj aspekcie) p isze: T. K roński (J . G. Fichte. W: R o z w a ż a n i a

(6)

70 I R E N A K I T O W I C Z O W A

ny fu n d am en t ich rozw ażań, rozw ażań, k tó re potoczyły się w różnych kierunk ach . Główny, niesprecyzow any dostatecznie w niuansach, zrąb poglądów charak tery zu jący ch idealizm niem iecki znalazł swój oddźwięk u M ochnackiego. Je d y n ie oddźwięk, nie — konty nu ację; M ochnacki nie czuł się niejako „zaw odow ym filozofem ”, w szak jego polem działania b y ła przede w szystkim k ry ty k a, lite ra tu ra 32. W edług Hegla idea, „strona w ew n ętrzn a rzeczy”, ich istota m usi się przejaw iać w jakichś form ach, m usi się uzew nętrzniać. Form y te sam e w sobie nie są ważne, ich rola i znaczenie zaw arte są jed y nie w tym fakcie, że m ają charak ter zna­ kow y 33:

[...] to, co m a być w y r a z e m strony w ew n ętrzn ej, jest jed n ocześn ie w yrazem istn ieją cy m i w sk u te k tego degrad u je się sam o do ok reślen ia b y t u , który jest a b so lu tn ie p rzyp ad k ow y d la św iad om ej sieb ie istoty. Jest w p raw d zie w yrazem , ale jed n o cześn ie je s t tak że jak b y z n a k i e m , tak że dla w yrażonej treści jest zu p eł­ n ie obojętne, ja k ie w ła śc iw o śc i m a to, co ją w y r a ż a 34.

Tak więc rzeczyw istość jest fo rm ą ducha, jej rozm aite sfery, kształty, różnorakie b y ty są jedynie jego znakam i, k tó re służą m u do zm ateriali­ zowania. Dzięki nim d aje dowód swego istnienia. Podobnie ujm u je św iat H am ann, ty le tylko, że nie idea, nie duch rozum ny jest organizatorem św iata, a Bóg — transcendencja. P odstaw ą św iatopoglądu H am anna jest pogląd, iż „[...] św iat rzeczyw isty jest »odbiciem«, »cieniem«, »symbolem«, »znakiem«, »słowem« św iadczącym o istnien iu transcendencji. [...] Św iat i n a tu ra m ów ią do człow ieka [...]” 35.

w o k ó ł Hegla. W arszaw a 1960 s. 37-58; fragm en ty, do których się odsyła s. 53). Zob. także: W. T a t a r k i e w i c z . H istoria fi lozofii w Polsce. T. 2. W arszaw a 1970 s. 207 nn.

32 Np. Ż yczyń sk i w e w stę p ie do w yd an ego przez sieb ie tekstu O lite ratu rze p o ls k ie j w w i e k u X I X s. X X V ; tak że: J. S z a c k i . M. Mochnacki. W: Filozofia w Polsce. S ł o w n i k p is a r z y . W rocław 1971 s. 257-279; Z. Ł e m p i c k i . Renesans. O św ie c e n ie . R o m a n t y z m . W arszaw a—L w ó w 1923 s. 189 n.

33 O tej cesze (która b yła w ła śc iw o śc ią n ie tylk o m yśli H eglow sk iej, aie w ogóle ca łeg o id ealizm u n iem ieck iego) p isze K roński w : H e g e l i je g o filozofia d z i e j ó w . W : R o z w a ż a n i a w o k ó ł Hegla s. 91-139; fragm en t p rzyw ołan y — s. 97; A. O r ł o w s k i . S c hellin g i Hegel. K o n t r o w e r s j e filozoficzn e i o d d ź w i ę k na nie w p o l s k i m c z a s o p iś m ie n n i c tw ie la t c z t e r d z i e s ty c h X I X w ie k u . W: P olskie sp o r y o Hegla. 1830-1860. W arszaw a 1966 s. 63-114; pisze o ty m rów n ież Ż yczyński (jw. s. X ).

34 H e g e l . F eno m en o lo g ia du ch a s. 359.

35 K. K r z e m i e ń. J. G. H a m a n n o ję z y k u . W : J ę z y k i poezja. Z d z i e jó w ś w i a d o m o ś c i X V I I I w ie k u . W rocław 1970 s. 25-48; fragm en t cytow an y; s. 29. O cha­ rak terystyczn ym kieru n k u m y śli rom an tyczn ej, kierunku, który — m ięd zy innym i — ży w o in teresu je się p rob lem em sen s — znak, p isze Ł em picki: „C harakterystyczną cech ą rom an tyk ów jest n ie ty le treść m yślen ia, [...], ile raczej styl i sposób m y śle­ nia. N ie chodzi tu jed n a k o tzw . popularne kategorie m yślen ia, lecz raczej o k

(7)

ie-C h arak ter sem iotyczny n a tu ry ujaw n ić się może dopiero w tedy, gdy zaistnieje tzw. sytuacja z n a k o w a :36 sk ładają się n a n ią trz y nieodzow ne elem enty biorące udział w procesie p rzekazyw ania info rm acji oraz relacje pom iędzy nimi. Te trz y elem enty to: nadaw ca znaku — sam znak — od­ biorca znaku. Ktoś m usi uporządkow ać system znaków n a tu ry , ktoś m usi je — poprzez odczytanie — scalić. Do tej logiki odw ołuje się M ochnacki, gdy mówi:

Przypuśćm y, że w h ierarchii stw orzeń n ie m asz ani jed n ego r o z e z n a w a j ą - c e g o, co się w n iem sam em d zieje, — w i e d z ą c e g o n ie tylk o rzeczy zw ierzch ­ nie, ale i s i e b i e . G dyby tak b yło, któżb y p ojął n aturę? [...] D la natu ry trzeba jasności. Tą jasnością, tym św ieczn ik iem przyrodzenia, tą lam p ą św ia tó w — jest m yśl człow ieka-an ioła. C ała natura w niej się m alu je [...]. J eśli n atu rze o d ejm iem y tę m y ś l — cóż pozostanie? M artw y, n i e p o j ę t y o d n i k o g o p o r z ą d e k . Co być n ie m oże (O lit. s. 23 n.).

A więc odbiorcą założonym przez ducha — jak b y m ożna pow iedzieć — jest człowiek. U pow ażnia go do tej roli, um ożliw ia m u jej podjęcie to, iż jest istotą myślącą. Jako biologiczny b y t — jest składnikiem n a tu ry , jako istota refleksyjna — w ykracza poza nią. To m y ś l człow ieka od­ czytuje, „p orządkuje” św iat. P am iętajm y : św iat skom plikow anie bogaty i dlatego m yśl ludzka niejeden raz staje bezradna wobec o tw artej księgi natury . Człowiek nie p o trafi w pełni ogarnąć jej rozum em , m yśl ludzka jest narzędziem niedoskonałym , często zawodnym , poniew aż nie je s t w stanie odbić w sobie całej rzeczywistości, pew ne zjaw iska pozostają dla niej „zak ry te”, jak pisze M ochnacki. Z tej przyczyny n a tu ra pozostaje niezrozum iana, tajem nicza: „K tóż zliczy w szystkie dziw y i tajem nice w naturze, [...] jakże m yślą naszą ogarniem y to, czem u i m iary i końca nie m asz!” 37. Jako odbiorcę św iata-zn ak u w yznaczał człow ieka rów nież H am ann: „Ś w iat i n a tu ra m ów ią do człowieka, do niego zaś należy n a u ­ czyć się słuchać” 38. Hegel także uw ażał człow ieka — tego, k tó ry po­ siada um iejętność m yślenia, k tó ry „dlatego że w i e , iż jest zw ierzę­ ciem, przestaje nim być i dochodzi do świadom ości siebie jako duch a” 39 — za odbiorcę św iata-znaku. S tw ierdzenie fak tu , iż m yśl ludzka je s t ogra­ niczona, n ie jest rów noznaczne ze skontatow aniem , że zawsze ta k b ę­ dzie i że tak być musi. Człowiek m a bow iem szansę doskonalenia swo­ ich um iejętności m yślenia, gdyż podlega ogólnem u p raw u rozw oju, p raw u

runek ruchu m y śli rom antycznej. W iruje ona k oło zagad n ień : sk oń czon ość i n ie ­ skończoność, w n ętrze — zew n ętrzn a p ow łok a, sen s — znak; [...}” (jw . s. 180).

35 Zob. A. S c h a f f . W s t ę p d o s e m a n ty k i . W arszaw a 1960 s. 250-253.

37 M o c h n a c k i . A r t y k u ł , do k tór ego b y ł p o w o d e m : „ Z a m e k K a n i o w s k i ” G o szc zy ń s k ie g o s. 179-217; u stęp p rzyw ołan y: s. 188 n.

38 K r z e m i e ń , j w. s. 32.

(8)

72 I R E N A K I T O W I C Z O W A

koniecznego i nieuchronnego postępu ku doskonałości, ku tej idealnej myśli, k tó ra jest absolutem , duchem . Zm ierza do niej cała n a tu ra — nie m a w niej nic stałego, niezm iennego, jed n e rzeczy przechodzą w drugie: coraz doskonalsze, bo coraz bliższe re lf e k s ji40.

W szystkie elem enty św iata, także i człowiek, istnieją w dw ojaki spo­ sób: na zew nątrz świadom ości oraz w świadomości, w myśli. Bycie poza świadom ością nie je s t — w edług M ochnackiego — rów noznaczne z istnie­ niem : to, co nie jest w świadomości, tego w ogóle nie ma. N atura jest, bo w niej p rzejaw ia się świadom ość ducha. A by rzeczywiście b y ć , czło­ w iek m usi w i e d z i e ć , że jest, m usi przejść do w łasnej świadomości:

M yśleć i to w ied zieć, i w tem m y ślen iu się rozum ieć, jest to «być». »Być« jest to ty lk o być p r z e d m i o t e m , o b i e k t e m d la sam ego sieb ie. K to n ie m oże b y ć przed m iotem d la sam ego sieb ie i w tem się b ezprzestannie u zn aw ać — ten n ie jest. [...] K to tego, że jest, n ie w ie, jest tak, jak b y go n ie było. Jest, ale dla kogo in n ego, n ie d la sieb ie [...]. J e ste stw o nasze w m y śli się odbija. O dbijając się w m y śli, rozd ziela się n a d w o je (O lit. s. 24).

Przejście do w łasnej świadomości um ożliw ia owo charak terysty czne „roz­ noszenie się n a dw oje”, reg u ła odbicia 41.

Ale to w szystko jeszcze nie w y czerpu je zagadnienia — pokazuje tylko drogę dojścia do sam oświadom ości, określa w arunki, które m uszą być spełnione, b y proces przechodzenia z jednego, niższego stanu istnienia w drugi — wyższy — był zakończony pom yślnie. Je st jeszcze jeden w a­ ru n ek , w a ru n e k fu n d am en taln y dla kw estii sam opoznania. Otóż dana rzecz istnieć w świadom ości może tylko wówczas, gdy zostanie p r z e ­ ł o ż o n a n a swój ekw iw alent pojęciowy, nie sama jednostkow a rzecz istn ieje w refleksji, a jej w y ab strah o w an e cechy: cechy zam knięte w n a z w i e , w słowie, w j ę z y k u . M yślenia bez języka nie ma, a języka bez m yśli, jedno jest nierozerw alnie zw iązane z drugim . Człowiek dopiero w ted y stal się św iadom y siebie, stał się istotą m yślącą, gdy „[...] rzekł do samego siebie »ja«, w tenczas z łona się n a tu ry , z i d e i w szystko ogar­ niającej w yłonił; w tenczas n a tu ra s t a ł a s i ę dla niego przedm iotem ” (O lit. s. 52). Język jest m ateriałem , w który m zaw arta jest m yśl ludzka, poprzez niego się ona w yraża, uzew nętrznia. I dzięki niem u tylko jest nap raw dę. M yśl człow ieka to cząstka ducha, cząstka, która bez swego m aterialnego uzew n ętrzn ienia jest niepełna. Mowa ludzka to także rze­ czywistość, byt, w któ rym przejaw ia się duch — jak pisze Hegel:

40 Zob. np. Ż y c z y ń s k i , jw .; W i t k o w s k a , jw .; S z a c k i . Mochnacki. 41 O sp raw ie od b icia u M ochnackiego jako problem u teoriopoznaw czego, um oż­ liw ia ją c e g o — m ięd zy in n y m i — p oznanie sieb ie, pisał Opacki w artykule P o ś m i e r t­ na w g łę b i j e z i o r m a s k a (s. 267-270).

(9)

M ow a ludzka, język, jest [...] ró w n ież form ą p rzeja w ia n ia się d u ch a w tym , co zew nętrzn e, ale dokonuje się to w tak iej przed m iotow ości, która za m ia st być czym ś bezpośrednio i k o n sek w en tn ie m aterialnym , sta je się w y ra zicielem ducha tylk o jako d źw ięk [...]42.

A dalej w yjaw ia to lapidarne i najisto tn iejsze stw ierdzenie: „M yślim y [...] zawsze w s ł o w a c h , ale do tego nie p o trzebne nam jest rzeczyw iste m ów ienie” 43.

Świadomość ścisłych więzów łączących język z m yśleniem była św ia­ domością powszechną w kręgu rom antycznych filozofów w Niemczech. Takie sam e tezy głosił H erder i H am ann, zdanie: „C zysty rozum bez m ow y to utopia na ziem i” — napisał H erd er w łaśnie 44. M yśl jest uzależ­ niona od swego językowego m ateriału :

Żaden naród n ie posiada idei, n a o zn aczen ie której n ie posiad a sło w a ; n a jż y w ­ sza naoczność pozostaje ciem nym uczuciem , dopóki dusza n ie zn ajd zie p ew n ej cech y i nie w c ie li jej przy pom ocy sło w a w pam ięć, w e w sp o m n ien ie, w in telek t T ylko m ow a u człow ieczyła człow ieka, ujm u jąc w tam y olbrzym i nurt jeg o a fek tó w i staw iając m u za pom ocą słó w rozum ow e p o m n ik i45.

Podobne w tej kw estii są poglądy H am anna, k tó re K ry sty n a K rzem ie­ niowa refe ru je w ten sposób: „N auka języka jest dla człow ieka procesem poznaw ania i odnajdyw ania się w św iecie; jest procesem sam opoznania, pozw alającym człowiekowi w n atu rze i h isto rii rozpoznać skierow ane do niego w ezw anie” 4fi.

Ja k najlepszym w yrazem ducha jest m yślenie, tak n ajtrafn iejszy m i jedynym w yrazem m yśli jest m owa ludzka, k tó ra obejm u je i w y raża wszystko to, co stw arza świadomość 47. I dlatego m ow a jest jed y n y m ele­ m entem godnym w yrażenia ducha, ja k m ów i H e g e l48. To w łaśnie w „sło­ wie m aluje się godność duszy ludzk iej” — n apisał M ochnacki w O lite­

raturze polskiej w w ie k u X I X (s. 35). W ten sposób spraw y języka jako

narzędzia refleksji u ra sta ją u M ochnackiego do ran g i centralnego, fu n d a ­ m entalnego zagadnienia, prom ieniującego n a w szystkie inne.

42 W y k ł a d y o estetyce. T. 2. K raków 1964 s. 436. 43 Tam że. T. 3 s. 172.

44 M y ś li o filo zofii d z i e j ó w . T. 1. K raków 1962 s. 397. Zob. n a ten tem at: J. S i k o r a . Ję zy k , m yś le n ie , u czucie w t w ó r c z o ś c i J. G. H erdera. W: J ę z y k i p o e ­ zja s. 49-6.9; fragm en t p rzyw ołan y — s. 58.

45 H e r d e r , jw . s. 397. 4e Jw. s. 38.

47 H e g e l . E stetyk a . T. 2 s. 121 n. 48 Tam że. T. 3 s. 568.

(10)

74 I R E N A K I T O W I C Z O W A

II. JĘZYK JA K O M A TER IAŁ LITERATURY A L ITER A TU R A : M A TER IAŁ ŚW IADOM OŚCI NAR O D U

R efleksja i świadom ość określają nie tylko każdego pojedynczego czło­ w ieka i w yznaczają m u odpow iednie m iejsce w naturze, ale i całe narody, jako że naród to zbiór określonej ilości ludzi zam ieszkałych na jakim ś terenie. Jed n ak że nie te rzeczy są n ajisto tn iejsze dla pojęcia narodu. Sa­ m ośw iadom ość człow ieka w yw ołuje w nim poczucie odrębności, niepow­ tarzalności swego jestestw a — podobnie dzieje się z narodem , jego dojście do refleksji i poczucia w łasnej narodow ości przebiega analogicznie do rozw oju człow ieka:

Jed en czło w ie k , gdy m y śleć zacznie, przychodzi ku uznaniu sam ego sieb ie; tak sam o i c a ły naród w m y śli sw o jej toż u znanie sam ego sieb ie w jeste stw ie sw ojem m ieć m usi.

Jak m y śl jed n ego czło w ie k a zam yk a w sobie, że tak pow iem , istotę jego istoty, ta k zeb ran ie w całość w szy stk ich razem m y śli r e p r e z e n t u j e istotę narodu

(O lit. s. 25 n.).

Bez „uznania samego siebie w jestestw ie sw ojem ” właściwie nie ma narodu, a d o k ła d n ie j: bez pozostaw ienia ś w i a d e c t w tego uznania, św iadectw konkretnych , u trw alo n y ch w jakim ś m ateriale narody giną św iadectw k o n k retn y c h , u trw alo n y ch w jakim ś m ateriale, narody giną i n a w e t śladu po sobie nie zostaw iają; ni śladu, ni pam ięci u potom nych, z u t r w a l e n i e m tej św iadom ości: nie m a jednego bez drugiego, ist­ n ieje pom iędzy nim i ścisła współzależność. Jedynym m ateriałem , w któ­ rym u trw ala się świadom ość narodu, je st sztuka, w tym w ypadku rozu­ m iana przez M ochnackiego jako lite ra tu ra :

N iechaj naród raz ty lk o i choć na czas n ajk rótszy m a to u z n a n i e s a m e g o s i e b i e w s w o j e m j e s t e s t w i e , a ju ż p am ięć jego n ie zaginie. W yrazi się b ow iem , w y ja w i, zasłyn ie. B ęd zie m ia ł p oetów , sztu k m istrzów , dziejopisarzy, m ó w ­ ców . U czu cie to b ow iem , k ied y się naród w sw o jem je ste stw ie nierozdzielonem czuje,

jak po tętn ie, je s t ta k p iękne, tak szlach etn e, że się k o n ieczn ie w szy stek w niem w y ja w ia ć m usi, w y r w a ć na jaw , w ynurzyć, — sw o je j a na oko pokazać. To w y ­ rażen ie ducha, to w y c ią g n ie n ie m y śli spólnej n a jaśn ię, ta ogóln a m asa w szystk ich razem w yob rażeń i pojęć, cech u jących narodu istotę, s t a n o w i ą l i t e r a t u r ę t e g o n a r o d u (O lit. s. 36, 37).

I dlatego M ochnacki ta k w ielką w agę p rzyw iązuje w łaśnie do literatu ry, do tego „sum ienia n a ro d u ” — ja k ją określa. Pisze, iż „[...] naród, nie m ający w łasnej, oryginalnej litera tu ry , to jest, n ie m ający w yciągnionej n a jaśnię pow szechnej m asy w szystkich swoich w yobrażeń, pojęć i myśli, jest tylko zbiorem ludzi, zam ieszkałych n a przestrzeni, określonej pew- nem i granicam i, k tó rzy jeszcze m oralnego ogółu nie składają [...]” (O lit.

(11)

s. 37). Spraw ę owego „w yciągnienia n a ja śn ię ” m yśli narodu, czyli k w e­ stię oryginalnej, narodow ej lite ra tu ry (jedno z drugim je s t rów noznacz­ ne, są to u niego pojęcia synonim iczne, zam ienne; charak tery sty czn e w y ­ rażenie w cytow anym fragm encie — „oryginalnej lite ra tu ry , t o j e s t , [...] w yciągnionej n a jaśnię pow szechnej m asy [...] pojęć i m yśli [podkr. m oje — I. K .]”) — M ochnacki stale podkreśla, ciągle do n iej w raca w sw ym wywodzie, pow tarza i akcentu je jej ważkość.

M ochnacki nie był pierw szym i jedynym , k tó ry podjął to zagadnienie w polskiej literaturze. Przed nim uczynił to w 1818 r. K azim ierz B rodziń­ ski w a rty k u le pt. O klasyczności i rom antyczności. On pierw szy w ysunął postulat, iż litera tu ra pow inna być obrazem narodu, odbiciem jego cech oryginalnych, w yróżniających go z m asy innych narodów , k o n k retn ie: tak a m a być poezja, bo jedynie o niej pisał. P oezja — „być pow inna zw ierciadłem języka, czucia i obyczajów każdego n a ro d u ”. Zw ierciadłem , a więc jedynie o d b i c i e m , nie św iadectw em świadomości, nie koniecz­ nością, od której zależy los danego narodu, jego p rzetrw an ie w pam ięci i w czasie, jak u M ochnackiego. Tego aspektu zagadnienia B rodziński nie w ydobyw a, jako że nacisk na co innego położył, a m ianow icie: na określenie „ducha poezji naszej”, n a jego cechy swoiste, k tó re u p a try w a ł w „łagodnej tkliw ości”, w prostocie, w „rolniczych obrazach w iejskości i rodzinnego pożycia”, w skrom ności obyczajów w reszcie 49.

Z tym i w szystkim i zagadnieniam i, k tó re tu ta j poruszono, w iąże się rzecz jeszcze jedna: otóż ze spraw am i lite ra tu ry nierozerw alnie zw iązane są spraw y języka. Nie może ona istnieć bez niego, ta k samo jak niem oż­ liw e jest, aby poza językiem była m yśl. Jed n ak że język nie znaczy u M ochnackiego: lite ra tu ra ; te dw a fak ty nie są rów norzędnym i p a rtn e ­ rami. P ełnopraw ny i w ażny jest tylko jeden z nich: lite ra tu ra , a język — to jedynie narzędzie, który m o p eru je i poprzez k tó ry się uzew nętrznia, to konieczna form a jej istnienia, ale tylko form a, w żadnym razie n ie istota. Wszak istotą litera tu ry , utożsam ianej przez M ochnackiego z poe­ zją, jest zupełnie co in n e g o 50: fantazja, natchnienie, w ielkie i burzliw e uczucia. Poezja pozbaw iona cechy n atch nien ia i fan ta zji nie je s t godna m iana poezji — to jedynie jej nam iastka, „w ierszopisarstw o”, stw ierdza

19 K. B r o d z i ń s k i. O k la s yczn o ści i r o m a n ty c z n o ś c i t u d z i e ż o du c h u p o e z j i pols kie j. W: P is m a e s t e t y c z n o - k r y t y c z n e . T. 1. W rocław 1964 s. 67. O k w e stii tej p isze S aw ick i (jw. s. 124 nn.).

50 O tym , jakie zn aczen ia pod k ład ał M ochnacki pod term in „p oezja”, zob.: P. C h m i e l o w s k i . D zie je k r y t y k i li te r a c k ie j w Polsce. W arszaw a 1902 s. 163. O przem ianie w p ojm ow aniu poezji w ok resie k la sy cy zm u i rom antyzm u Z. Ł em - picki w y p o w ia d a n astęp u jące zd an ie: „M iejsce l i t e r a t a [...] epoki o św ie c e n ia zajm u je [...] rozw ichrzony g en iu sz o n ieo k iełzn a n y m tem p eram en cie, [...] p oeta — [...] w ieszcz” ( Ł e m p i c k i , jw . s. 170; podkr. m oje — I. K.).

(12)

76 I R E N A K I T O W I C Z O W A

M ochnacki w arty k u le N iektóre uw agi nad poezją rom antyczną 51. Język jest w niej spraw ą w a ż n ą , a l e d r u g o r z ę d n ą wobec jej istoty: p am iętajm y — w szak to tylko narzędzie. Z tego nowego aspektu rozpa­ tru je M ochnacki ko nk retn e dokonania literack ie:

Z przyw ar w sty lu w y sło w ie n ia n ie w szęd zie tak, jakby m oże na rzecz rym o- tw órczą w y p a d a ło , gładko i sta ro w n ie okrzesanego, z n ied b ałości w w ie lu m iej­ scach n a czystość i w y tw o rn o ść polszczyzn y, w zięto u nas pobudkę do odsądzenia teg o p oem atu (m ow a o Z an iku K a n i o w s k i m G oszczyńskiego — I. K.) od w szelk iej części a p o lłin o w ej. [...] A le i to także p ołożyć godzi się: że ta niep op raw n ość je sz ­ cze n ie ścieśn ia i n ie ćm i rzadkich za let w tej p ow ieści G oszczyńskiego. [...] G dzie n a tch n ien ie p o ety ck ie przew aża, m istrzuje, tam w n ik a jm y w treść, w istotę rzeczy, na resztę n ie db ając S2.

M ochnacki lite ra tu rę w idzi w kategoriach w yraźnie dualistycznych, w kategoriach form y i treści. Mogą one być zgodne z sobą, mogą też być rozbieżne, n ajw ażniejsze jest jedno: istota rzeczy, język — jego popraw ­ ność i w szystkie w alory estetyczne są czymś zdecydow anie drugoplano­ wym . W tej spraw ie w ypow iada się tak : „[...] licha częstokroć ram ota, świeci się ja k fałszyw y b ry la n t błyskotkam i stylu, i naw zajem zły styl, a niepozorne w y staw ien ie nieraz raczej zasłaniają, jak szpecą pożyteczne m yśli i niejałow e zdania” 53.

W idzenie dualistyczne m a sw e źródło w tym , iż — w edług M ochnac­ kiego, a także zdaniem in nych rom antyków — poezja bytow ała w n a tu ­ rze, w św iecie: a więc poza językiem . Je d n a z epok w rozw oju ludzkości, w rozw oju ducha to epoka w łaśnie idealnej, czystej niejako poezji, to „Czas tw orzydeł fantazji, w ia ry uniesień, — sm utku, m elancholii. W ysoka poezja człowieka, — m rok w blasku posępnym i łagodnem św ietle księ­ życa. P raw d ziw a rom antyczność!” (O lit. s. 32). W tym okresie poetyc­ kiego n atch n ien ia: „ F an tazja w łada w {...] świecie i jako duch nad ziem ią się unosi po uskrom ieniu burzliw ych żywiołów. Stw arza, czaruje! F a n ­ tazja w h isto rii rozpościera się [...]” (O lit. s. 31).

Jed n ak że poezja n a tu ry sta je się praw dziw ą poezją dopiero w tedy, gdy zostanie o db ita w świadomości, w m yśli człowieka, a więc wówczas, kiedy przejdzie w stan językow y. Zadaniem języka w litera tu rz e jest ujaw n ien ie poezji św iata i dlatego w ażna jest przede w szystkim p r z y ­ l e g ł o ś ć s ł o w a do elem entów n atu ry , d o d e s y g n a t u , a n i e jego s t a r a n n o ś ć i w y k w i n t n o ś ć . N ależy dążyć do zrów nania słow a i jego desygnatu, do tego, by słowo było przezroczyste, naw et

51 M o c h n a c k i . N ie k tó r e u w a g i nad p o e z y ą r o m a n ty c z n ą z p o w o d u ro z p ra ­ w y Jana Ś n ia d e c k ie g o o p is m a c h k la s y c z n y c h i r o m a n t y c z n y c h s. 54-71.

52 A r t y k u ł , do k tó r e g o b y ł p o w o d e m s. 216 n.

53 K i l k a s ł ó w z p o w o d u a r t y k u ł u p. Ż u k o w s k ie g o o s z tu ce s. 152-173; fragm ent cy to w a n y : s. 167.

(13)

kosztem niepopraw ności i niedbałości językow ej. W łaśnie to k ry te riu m M ochnacki stosuje, om aw iając poszczególne u tw o ry : m aksym alna p rzy - ległość słowa do rzeczywistości, k tó rą u tw ór przedstaw ia, d ecydu je o jego wartości. Zasada ta jest przyczyną n a d e r pochlebnego sądu o G rażynie M ickiew icza:

T w ardy jest sty l tej p ow ieści, jak żelazn a zbroja, chropow aty, jak ch rzęst tej zbroi, k ied y n ią siln e potrząsają ram iona, ostry, ja k n a starych obrazach fizjo n o ­ m ie rycerzy, a tak dziki i m alarski, jak b y ły d zik ie i le śn e serca m ężó w pogań sk iej jeszcze L itw y i pancern ych m n ichów , co ich ch rzcili i m ord ow ali. N a śla d o w cza tej m ow y harm onia, [...] m y śl czyteln ik a obraca ku ow y m czasom , k ied y się dziać m iała rzecz poem atu [...]. J estże co p ierw o tw o rn iejszeg o w sy stem ie p o ety ck iej n a ­ szej literatury, albo co by ściślej sp o w in o w a co n e b yło z d alek ą p rzeszłością, której echo tak donośnie, [...] odbija się w sam em w y sło w ie n iu ? (O lit. s. 112 n.).

Dla lite ra tu ry każde słowo jest ważne, byle było uży te funkcjonalnie, byle w yrażało w iernie cechy ch arak tery sty czn e desyg natu: „Zelżyw e w y ­ razy Korj olana nie byłyby nikogo zgorszyły, gdyżby to nieukojonem u żalowi i cierpieniom w ygnańca przy p isan o ” (O lit. s. 140).

Pow tórzm y raz jeszcze: taka postaw a M ochnackiego wobec lite ra tu ry w ypływ a z jego przekonania, iż język jest jedynie narzędziem poezji, natom iast ona sam a istnieje w świecie. U staw ienie tego zagadnienia przez M ochnackiego jest diam etraln ie różne od postulatów , jakie głosili i reali­ zowali klasycyści. Dla nich poezja istn iała w języku, to język b y ł poezjo- twórczy. Różnym typom poezji, różnym gatunkom odpow iadały rozm aite s p o s o b y p i s a n i a (podkreślenie w cytacie m oje — I. K):

K ażdy r o d z a j p i s a n i a m a szla ch etn o ść sw o ję, Inszą, gdy la sy śp iew a, a inszą, gdy boje.

mówi Franciszek K saw ery Dmochowski w S ztuce ry m o tw ó rczej 34. Z tego faktu, iż poezja, lite ra tu ra to przede w szystkim odpow iedni rodzaj języka,

54 BN. I nr 158. W rocław 1956 s. 20. O tym , ż e d la k la sy k ó w b y ły n a jw a ż n ie j­ sze „um iejętności p isarsk ie” (w p rzeciw ień stw ie do rom an tyk ów , d la k tórych nad­ rzędny b ył św ia t p rzedstaw iony), p isze M. M a ciejew sk i (Zagadka i ta jem n ica ). „R oczniki H u m an istyczn e” T. 16:1968 z. 1 s. 5-28; ustęp przytoczony: s. 6 n.) tak:

U krytyka k lasycystyczn ego zn a m ien n e jest — „ahistoryczne w id zen ie zja w isk literackich. O bow iązuje ty lk o jed en k larow n y, u porządkow any in te le k tu a ln ie w z o ­ rzec poddany ściśle p rzestrzeganym d ystyn k cjom rod zajow ym i gatu n k ow ym . K ry­ tyk n ie dostrzega przeobrażeń h istoryczn ych g en ety czn ie zd eterm in ow an ych odręb­ nym i założeniam i filo zo ficzn o -estety czn y m i. Jest przekonany, że w szy stk o w y ja śn i norm atyw na sty listy k a X V III w iek u , której »jasność« jako nad rzęd n a k ategoria estetyczn a dyktuje praw a. O czyw iście jest prześw iad czon y o pon ad czasow ej w artości tej kategorii. K rytyk k la sy cy sty czn y n ie odnosi k ategorii »jasności« i »ciem ności« do św iata przed staw ion ego jako atrybutów jego ontycznej struktury — b ędzie to dopiero w y k ła d n ik iem św iad om ości rom an tyk ów — lecz sp row ad za ca łe za g a d n ien ie na płaszczyzn ę um iejętn ości pisarskich w zak resie sty lu i k om p ozycji”.

(14)

78 I R E N A K I T O W I C Z O W A

odpow iednie jego ukształtow anie, w ypływ a to, iż w ówczesnych teoriach poezji naczelne m iejsce zajm ow ały w łaśnie spraw y językow e. Podobnie jest w teoriach w ym ow y: w ym ow y, a więc znowu kw estia związana z językiem . Ogólną cechą poezji b y ł „sty l poetyczny”, w edług określenia E. Słowackiego. U zależniony jest on od trzech czynników : dobrania myśli, „pew nych sposobów w y rażen ia nieprozaicznych i niepospolitych” oraz od harm o nii mowy. W sp raw ie dobrania m yśli tak pisze: „[...] poezja od­ rzuca m yśli błahe, nikczem ne i te, k tó re zby t często pow tarzane w m ó ­ w i ę p o t o c z n e j , nie m ogłyby żadnego uczynić w rażen ia” 35 (podkr. m oje — I. K.).

Niepospolitość i nieprozaiczność w yrażeń zależy jedynie od w yboru słów oraz ich w łaściw ego szyku, ów w łaściw y szyk pojm ow any był dość dowolnie. H arm onia m ow y — to inaczej jej m iłe brzm ienie. D rugim w a­ ru n k iem poetyckości — obok „godnego s ty lu ” — było „rym ow anie” : od­ pow iedni tok, ry tm i m iary w iersza 56. Poezja liryczna — w edług K róli­ kow skiego — pow inna przejaw iać tak ie cechy, jak: „[...] wyższość i śm ia­ łość w w y r a z i e uczucia, obfitość stylu, ustęp y liczniejsze niż gdzie indziej, zw roty śmielsze, w olniejsze” (R y s p o e ty k i s. 20. Podkr. m oje — I. K). N ie chodzi tu o śm iałe uczucia! — śm iały może być w y r a z t e g o u c z u c i a . W szystko obraca się w okół słów, w yrażeń, zdań. Całe roz­ działy pośw ięca się problem ow i odpow iadającego w ysokim w ym aganiom poezji (bądź w ogóle — litera tu ry ) sposobu budow ania zdań i okresów. Z agadnienia te om aw ia się nad w yraz drobiazgowo, ze w szystkim i niu an ­ sam i: poczynając „od położenia zdań obok siebie” (Prawidła tuym ow y

i p o ezji s. 24), „w iązania ich ” za pom ocą takich, a nie innych spójników

(najsłabszy rodzaj w iązania to używ anie spójników „i, a, tudzież, też itp .” ja k pisze E. Słowacki, jw. s. 25), całości i jedności okresu (tamże s. 26 n.), a kończąc na tak ich detalach, jak następujące: że w yrazy o tej sam ej ilości zgłosek nie m ogą w ystępow ać kolejno po sobie (s. 51); że należy unikać zbiegu k ilku spółgłosek tw ardych, zgłosek jednakow ych (s. 52). Szczegółowo określa się, kiedy w olno użyć np. m yślnika: „M yślnik kładzie się dla przygotow ania uw agi czytelnika n a zw rot szczególniejszy, albo n a m yśl cale przeciw ną; niekiedy także dla dłuższego w mowie p rze stan k u ” 57.

Sens poetyckości i literackości zam yka się w starannie dobranym do rod zaju m ow y czy w iersza p r z e d s t a w i e n i u j ę z y k o w y m . N aj­ bardziej ceniony to tzw. styl w ysoki, gdyż „[...] się wznosi nad zwyczajne w yrazy i sposoby m ów ienia, używ a natom iast jak najw spanialszych, n a j­

55 S ł o w a c k i . P r a w i d ł a w y m o w y i p o e z j i s. 218 n. 58 J. K r ó l i k o w s k i . R y s p o e ty k i . P oznań 1828 s. 9 n., 19. 57 P ro ste z a s a d y s t y l u po lskie go. P ozn ań —B ydgoszcz 1826 s. 126.

(15)

lepszych [...]. B ierze on też czasem j m niej w spaniałe przedm ioty, aby je tym w spanialej przedstaw ić” 58. C h araktery styczn e w przytoczonej w y ­ powiedzi jest przede w szystkim to, iż w poezji chodzi o „w spaniałe przedstaw ienie” językow e n aw et tego elem entu, k tó ry w rzeczyw istości wcale w spaniały nie jest. Nie przyległość słow a do d esygnatu je st tu ważna, a ozdobność, jego w alory estetyczne, k tó ry ch naczelną k atego rią był wdzięk, czułość i delikatność w ysłow ienia S9.

Te po stulaty teoretyczne k ry ty k a literack a okresu klasycyzm u i p re - rom antyzm u z całym pietyzm em w cielała w życie w k o n k retn y ch w ypo ­ wiedziach o poszczególnych u tw o rach literackich. Nie darow ano n aw et tak skądinąd chw alonem u J. K ochanow skiem u! J. U. Niem cewicz w M o-

w ie na pochwałę J. Kochanow skiego, w ygłoszonej w 1800 r. w W arszaw ­

skim Tow arzystw ie Przyjaciół N auk, tak pow iedział:

[...] K ochanow ski język nasz w y d o sk o n a lił, zbogacił, [...]. O bok tych p o ch w a ł, dla ostrzeżenia ćw iczącej się w ry m o tw o rstw ie m łod zieży, w y zn a ć n ależy, że d zieła K ochanow skiego n ie w szęd zie za w zór gład k ości i dobrego sm ak u brane być p o ­ w in n y; obok m ocy i w y n io słej szlach etn ości nieraz n ied b a lstw o , n isk ie w yrazy, n ie ­ raz zbyt p osp olite rym y w id zieć się dają; lecz ten, co pracow ał b ez p rzew od n ik a, ten, co był p ierw szym , d oskonałym w e w szy stk im b y ć n ie m ógł [...]60.

N atom iast rym ow ane tw ory w spółczesnych Niem cewiczow i doskonałe już być pow inny, a doskonałość w ów czesnym pojęciu zam ykała się w „gładkości” języka. To było naczelne k ry teriu m , w edług którego oce­ niano utw ory, w edług którego je potępiano bądź w ychw alano. Stosując tę zasadę, S. K. Potocki Ś w ią ty n i W en ery w K nidos w tłum aczeniu Szy­ manowskiego, nadał rangę narodow ego arcydzieła, arcydzieła p rze ra sta ­ jącego swą w ielkością w szystkie dotychczasow e płody polskiej m uzy:

N iech m i kto w n im w iersz n iesm ak ow n y, w ryaz, n ie m ó w ię podły, lecz n ie ­ przyzw oity, niech nadętość, n iech tw ard ość okaże, p rzyw ary zb yt często k ażące tw ory najp ięk n iejszych d ow cipów . [...] P rzecież ta m o w a tak d aw n a, tak okazała, tak szlachetna, tak sto so w n a do jen iu szu narodu, k tóry ją w y k szta łcił, n ie m ia ła do czasów S zym an ow sk iego w d zięk u d elik atn ej czułości, która się w n iej p ra w ie n ie ­ podobną zdaw ała. [...] U m iał w y śle d z ić to, co W iekom uk rytym było. O bdarzył, zbogacił, d op ełn ił język ojczysty, otw orzył n o w e p o le literatu rze p o lsk iej, [...] 61.

58 T. S z u m s k i . D o k ła d n a n au ka j ę z y k a i s t y l u po lskie go. Cz. 1. P oznań 1809 s. 5.

69 O w d zięk u jako n aczeln ej kategorii estetyczn ej (nurt rokokow y) p isze T. K o stk iew iczow a w : P o e m a t y K n ia ź n i n a w o b e c t r a d y c j i g a t u n k o w e j „P am iętn ik L iteracki” 1970 z. 2 s. 222.

60 P o lsk a k r y t y k a liter a ck a s. 43-53; fragm en t cy to w a n y : s. 47.

61 P o c h w a ł a Józefa S z y m a n o w s k ie g o c z y t a n a w Z g r o m a d z e n iu P r z y j a c i ó ł N a u k dnia 9 m a j a roku 1801. W: P olska k r y t y k a s. 19-33; fragm en t p rzy w o ła n y : s. 25 n.

(16)

80 I R E N A K I T O W I C Z O W A

K ry teriu m gładkości językow ej było jeszcze przez następn ych lat kil­ kanaście po w ystąpieniach Potockiego czy Niem cewicza probierzem w a r­ tości polskiej lite ra tu ry . Podporządkow ał m u się K. Brodziński w swoich w ypow iedziach k ry ty czn y ch (np. O k ry ty c e 62), mimo że już wprowadził k ry te riu m nowe, k ry te riu m narodow ości; podporządkow ał m u się i mło­ dy A. M ickiewicz w sw ym pierw szym a rty k u le pt. Uwagi nad „Jagiełło-

nidą” D yzm asa B ończy Tom aszelaskiego, pisząc: „W ytknąw szy w nie­

któ ry ch [fragm entach — I. K.] w ady [...] W idzim y tu w iersze dosyć gład­ kie i pow ażne [...]63 Dziesięć lat później (1829 r.) kłasycystyczne nakazy i zakazy językow e zdecydow anie ośmiesza w a rty k u le pt. O krytyka ch

i recenzentach w arszaw skich:

Co do stylu , w sz y sc y p ra w ie tłu m acze długą w p ra w ą doszli do tego, że w szyscy ró w n ie popraw ni, ró w n ie od p ro w in cjo n a lizm ó w i n ow ych w yrażeń w oln i, w szyscy dobrze p iszą w iersze. W iersze te, d ziw n ie do sieb ie podobne, zdają się z jednego kruszcu, z jed n ej pochodzić m en n icy. [...] jeden w szęd zie tok w iersza, styl, led w ie n ie rym y 64.

Ośm iesza b ra k oryginalności, stagnację i b ra k życia w tego ty p u litera ­ turze, podobnie jak M ochnacki: „Chcieliżbyście w ynaleźć abecadło i gra­ m aty kę d la poezji [...]?” — z kp iną zw raca się do klasyków (O lit. s. 107). N iezbyt pochlebnie określa ich jako literatów , pisząc, że „[...] postaw a tych t r e f n i s i ó w w litera tu rz e była, że tak powiem, jedw abna — n a­ w e t ich słow a b yły pieszczone. Oni m ieli z e m d l o n ą m o w ę (O lit. s. 75; podkr. m oje — I. K.).

To, co dla klasyków było świętością, dla rom antyków staw ało się pod­ łożem kp in y : dla nich język to ani nie świętość, ani nie tabu, to po pro­ stu środek w yrazu. Tak ja k Potocki uczynił z Szym anowskiego W enery

iv K nidos tw ó r genialny, tak M ochnacki ten sam utw ór, z racji tych sa­

m ych k ry teriów , k tó re Potockiem u pozwoliły policzyć go w poczet dzieł znakom itych, w yśm iał jako literack ą m iernotę:

S z y m a n o w s k i , tłu m acząc przez sied em la t Ś w i ą t y n i ę W e n e r y , za żadne w ie ń c e i m irty fe b o w e n ie u żyłb y w y r a ż e ń : — u r w i s z, c h ł e p c e , p l u c h a , ł e b z a d a r t y . D elik a tn o ść i p o p ra w n o ść! Cóż rzekną ci, co u sta w n ie w zn a w ia ją te m a k sy m y z n ie w ie śc ia łe g o gustu, na o w e siln e, dobitne, b e o t y c k i e , m alujące w yrażen ia, k tóre z ćm y tak starych la t w y ch y la ją na w id o k pow ierzch ow n ą ich szatę? [...] (O lit. s. 131).

W okresie klasycyzm u i prerom antyzm u nasiliły się w polskiej lite­ ra tu rz e p rzek łady z języków obcych. Nie chodziło bow iem w tedy o ory­

62 P is m a s. 139.

63 D zie ła. T. 5. W arszaw a 1950 s. 162.

(17)

ginalność literatu ry , o to, żeby lite ra tu ra była św iadom ością narodu, lecz jedynie o staranność w języku i w ierszu. Z racji oryginalności, z racji celu literatu ry , jakim jest danie św iadectw a o św iadom ości narodu, M ochnacki zdecydow anie w y stęp u je przeciw ko g loryfikacji tłum aczeń: ,,Gładkie, staran ne przekłady z obcych języków , u staw n e podw odzenie m owy ku w ytw orności sm aku i delikatności w ysłow ienia, nie przechy ­ lą sporu na stronę naśladow stw a. Czasy tych zalet może na zawsze p rze­ m inęły”. (O lit. s. 92).

Podobnie jak cała rzeczywistość poddana jest p raw u rozw oju, roz­ w oju dialektycznego, tak i lite ra tu ra n ie może się z tej zasady w yłam ać. Również m usi się rozw ijać, a tłum aczenia sp rz y ja ją stagnacji — „nie tylko pod względem języka, lecz oraz pod w zględem w y o brażeń i m y ­ śli” (K ilka m yśli o icpływ ie tłu m a c z e ń 65). Języ k to św iadom ość czło­ wieka, w yraz jego św iatopoglądu, więc w raz z przejm ow aniem obcego języka p rzejm u je się i św iatopogląd narodu, k tó ry go używ a, co w y k lu ­ cza narodow ość i oryginalność. Dlatego też pisze M ochnacki, że „[...] do­ póki [...] będziem y tłum aczyć lub naśladow ać dzieła francuskich m i­ strzów, i nie uw olnim y się od szkodliwego w pływ u ich języka i lite ra ­ tury, [...] dopóty nie będziem y m ieli o ryginalnej poezji i narodow ej lite ­ ra tu ry ” (O duchu i źródłach poezji w Polszczę s. 47).

Z bierając w nioski zaw arte w tej części referatu , powiedzieć można, iż dla M ochnackiego lite ra tu ra to św iadectw o świadom ości narodu, któ re decyduje o jej istocie, natom iast język je st jed y n ie m ateriałem naocz­ nego niejako u jaw nian ia się tej istoty. Ję zy k to n arzędzie i tylko narzę­ dzie, nie czynnik poezjotwórczy, poezja istn ieje bow iem w świecie. Jego postaw a w tej kw estii stanow i całkow ite przeciw ieństw o wobec stano­ w iska klasyków , w edług który ch poezjotw órczy był przede w szystkim

język-III. KO N FLIK T POM IĘDZY ZNA K IEM JĘZYKOW YM A JEGO DESY G N ATEM

Dla M ochnackiego pierw szoplanow ym zagadnieniem w dziedzinie ję­ zyka była kw estia m aksym alnej przyległości znaku językow ego do jego desygnatu, znak pow inien być n iejako przezroczysty, by m ożliw ie n a j- bezpośredniej ukazyw ał poprzez siebie rzecz, k tó rą oznacza. W yraża się tu troska o to, by język nie fałszow ał rzeczywistości, b y błędnie nie in­ form ował. Z tego w szystkiego w y n ik a na razie w niosek jed en : otóż po­ m iędzy znakiem językow ym a desygnatem istn ieje ciągłe, n ieu sta n n e n

a-65 M o c h n a c k i . K i l k a m y ś l i o w p ł y w i e tł u m a c z e ń z o b c y c h j ę z y k ó w na li te ­ raturę pols ką s. 48-53.

(18)

82 I R E N A K I T O W I C Z O W A

pięcie (zgodnie z w yznaw aną przez M ochnackiego regułą dialektyczną), znak n ie jest ad ek w atny do rzeczywistości. Często jego zakres znaczenio­ w y jest zb yt szeroki, oznacza zbyt w iele rzeczy równocześnie, jak w w y­ p adku niezm iernie p o p ularn ych w yrazów „klasyczność” i „rom antycz-

ność” : znaczenie ty ch dw óch w yrazów obejm uje tyle rozm aitych

szczegółów, sprzecznych w yobrażeń i przeciw nych widoków, tak dalece jest przestronne, zaw iłe i ogólne [...]” (N iektóre uw agi nad poezją rom an­

tyczną 66).

Języ k je s t uboższy niż rzeczyw istość: dzieje się tak dlatego, ponie­ waż pew nych frag m en tó w rzeczyw istości człowiek nie jest w stanie w pełni odbić w m yśli, co jest rów noznaczne z tym, że nie m a na ich oznaczenie nazw językow ych. To są owe nie nazw ane tajem nice natury. Ję zy k jest rów ny m yśleniu, n ato m iast w stosunku do uczuć i w yobrażeń, do całego św iata im aginacji jest jedynie dalekim i ubogim krew nym , poniew aż w ielu z nich nie da się nazw ać: „Prow adząc w zrok po nieskoń­ czonym horyzoncie przestrzen i m orza lub czystego nieba, nie doświad- czam yż w zruszeń niepojęty ch i nie dających się oznaczyć?” — pisze M ochnacki w rozpraw ie O duchu i źródłach poezyi w Polszczę (s. 13). Czego nie da się poznać za pom ocą refleksji, „poznajem y” w sposób dia­ m etraln ie różny, w łaściw ie n ie poznajem y, a doświadczam y uczuciem, chodzi bow iem o odczucia tajem niczych zjaw isk i rzeczy, o poznanie in tu icy jn e — „in sty n k tem d uszy”, w edług określenia M ochnackiego. Tam, gdzie słów b raku je, w szystko w yjaśnia uczucie: „M yśl przenosi się do źródeł czasu i przestrzeni, tajem nice niepojęte dla rozum u, n i e-

o k r e ś l o n e z w y c z a j n e m b r z m i e n i e m s ł ó w rozw iązuje

uczucie: [...]” (O duchu i źródłach s. 7 n. Podkr. m oje — I. K.). Uczucie n ie m ieści się w języku, przerasta go i dlatego możliwe jest takie stw ier­ dzenie M ochnackiego: „W każdym niem al sonecie M i c k i e w i c z a zna­ leźć m ożem y w ięcej w yobrażeń, jak rym ów , więcej uczuć, jak słów; N ieprzystaw alność języka do poezji — w m yśl przekonań M ochnac­ kiego — uw idoczni się tym bardziej, im w yraźniej przyw ołam y jego prze­ św iadczenia co do istoty poezji, istoty, któ rą stanow i nie m yśl, nie ro­ zum : jest n ią dziedzina, gdzie w ładza rozum u się kończy, jest w ręcz za­ w odna — to św iat uczuć i fantazji, uczuć ściśle zindyw idualizow anych,

*6 Ten fragm en t c y to w a n y w ed łu g w yd an ia (w pism ach w yd an ych przez Ś li­ w iń sk ie g o brak drugiej części teg o artykułu): M. M o c h n a c k i . N ie k tó r e uwagi n ad p o e z j ą ro m a n ty c z n ą . P is m a w y b r a n e . W arszaw a 1957 s. 72-100; zdania przy­ toczon e: s. 85.

67 T e n ż e . O sonetach A. M i c k ie w ic z a . T am że s. 72-81; zdanie p rzyw ołane: s. 74.

(19)

niepow tarzalnych 68. W stosunku do nich język jest narzędziem niem ia- rodajnym . Świadom ość ograniczoności języka była u d z ia łe m ' nie tylko Mochnackiego. W yraziste oblicze uzyskała rów nież w bezpośrednich sfor­ m ułow aniach poetyckich u M ickiewicza (o czym pisze I. Opacki w szkicu

C złow iek w sonetach przełom u 69) :

Com w id ział, op ow iem — po śm ierci, Bo w żyjących języku nie m a na to głosu.

D ro g a n a d p r z e p a ś c i ą w C z u f u t - K a l e Z ty m w szystkim w iąże się przekonanie M ochnackiego, iż n igd y nie m ów im y w pełni praw dziw ie, tzn. nie tra n sp o n u jem y w iernie znaków rzeczywistości na znaki językow e. M ówimy zawsze z pew nym „podobień­ stw em do p raw dy”, jak to określił n ajro m antyczniejszy z kryty kó w .

Dualizm znaku i jego desygnatu p ró b u je M ochnacki przezw yciężyć. Poddany praw u rozw oju jest także język, a d okładniej: jego zasób słow ­ nikowy, k tóry ciągle się zm ienia, ciągle się rozw ija. K ieru n ek tego roz­ w oju jest jeden — k u całkow item u zespoleniu słowa z rzeczą. F akt, iż w języku nie m a jakiejś nazw y, wcale nie św iadczy o tym , że jej nie bę­ dzie, bo skoro język jest tylko narzędziem , jest jedy nie m ateriałem , to znaczy, iż m ożna go popraw ić, nazw y m ożna zmieniać, m ożna — i n a ­ w et należy — tw orzyć nowe. M ochnacki podw aża arbitralność znaku, arbitralność języka. N atura, desygnat jest treścią pierw otną, to ona m a wyznaczać znak: nie na odw rót. W konsekw encji M ochnacki poddaje język n ieustannej rew izji, stale k o n fro n tu je słowo z rzeczą, k tó rą ono oznacza. Była to ten dencja pow szechna w tym okresie. O otw artości za­ sobu słownikowego w czasie rom antyzm u F. Pepłow ski pisze tak:

S ło w n ictw o i frazeologia tego okresu n ie sta n o w ią jak iegoś stałego, za m k n ię­ tego system u term in ów i jed n ostek frazeologiczn ych ; ob serw u jem y tu u sta w iczn y

69 Zob. n a ten tem at w y p o w ied ź Cz. Z gorzelskiego (Romantyzm , w Polsce. L ublin 1957 s. 8).

*9 (O so net ach M ickiew icza). W: P o e zja r o m a n t y c z n y c h p r z e ł o m ó w . Szk ice. W rocław 1972 s. 14-26; fragm en t przyw ołan y: s. 25 n. Stam tąd ró w n ież pochodzi cytow any d w uw iersz. O n ied osk on ałości m ow y lu d zk iej sp ow od ow an ej nadm ierną „gram atykalizacją” p isa ł H erder. Z ap atryw an ia jego n a tę k w e stię referu je Z. F lor­ czak w artykule S p ó r o g r a m a t y k ę u n iw e rs a ln ą w X V I I I w i e k u („P am iętn ik L ite­ racki” 1972 z. 1 s. 159-172): „Jego sądy o język u w y p ły w a ją z p rzekonania, ż e cho­ ciaż m ow a jest ch arakterystyczną cech ą lu d zk iego rozum u, n ie jest ona doskonała, obecnie b ow iem m iędzy m ow ą a m yślam i i rzeczam i n ie w id a ć isto tn eg o zw iązku. K ażdy spośród język ów lu d zkich jest dziś sy stem em arb itraln ie ustalon ych znaków . N adto gram atyk alizacja jest przeszkodą dla w y zy sk a n ia m ożliw ości, jak ie daje język. W szelkie reguły gram atyków , zm ierzające do ud osk on alen ia języka, dopro­ w adziły do tego, że poezja stała się sztuką, odchodząc od sw eg o źródła — od n a­ tu ry” (s. 169).

Cytaty

Powiązane dokumenty

Numeraire choice determines whether changes in the real exchange rate appear as changes in domestic prices or in changes in the exchange rate. Closure determines whether labour

Wszelkie cechy z³o¿a wyra¿ane w sposób iloœciowy (parametry z³o¿a) mog¹ byæ w taki sposób werbalizowane. Bazuj¹c na przyk³adzie z³o¿a rud miedzi wskazano i

Jeśli M jest słabo zwartym podzbiorem przestrzeni Banacha, to jego wypukła otoczka co(M ) jest warunkowo słabo

Każda podprzestrzeń skończeniewymiarowa jest podmo- dułem skończenie generowanym.. (12) Niech A będzie addytywną

Wydaje mi się, że historia Polonii w tym mieście, podobnie jak historia Polonii amerykańskiej, nie jest jeszcze zamknięta i że nie tylko kolejne fale emigracji z Polski

Jeżeli weźmiemy pod uwagę powyższe fakty, można postawić tezę, że Mochnacki swoją podróż do Lublina przedsięwziął w innym celu niż przypuszcza to Koźmian, który na

Z pom iędzy różnych teoryj zdaje się być najbliższą praw dy podana przez M otturę, inżyniera kopalń we W łoszech, a objaśniająca pow stanie siarki reakcyam i

Poniew aż głów nie dorosłe ju ż ow ady dobrze niemi w ładają, podlegają więc napadom po najw iększej części m łode mszyce, d ojrzałe zaś, znoszące ja jk a