IRENA KITOWICZOWA
o
Św i a d o m o ś c i j ę z y k o w e j Ma u r y c e g o Mo c h n a c k i e g oZARYS PROBLEM ATYKI
( N A P O D S T A W I E T E K S T Ó W K R Y T Y C Z N O L I T E R A C K I C H )
O przełom ow ej roli oświecenia dla języ k a polskiego i dla polskiego językoznaw stw a pisano już w ielekroć — spraw a to znana i przez nik o go nie kw estionow ana. W łaśnie w w ieku ośw ieconym z całą przen ik li wością uświadomiono sobie wagę i znaczenie języka polskiego w życiu narodu. N iew ątpliw ie fak t ten b y ł zw iązany n a jp ie rw z zachw ianiem , a potem z upadkiem niepodległości Polski. K onsekw encją obudzenia się narodow ej świadomości językow ej było w prow adzenie języ ka polskiego do szkół, jego w yniesienie ponad panoszącą się p rzedtem w szkolnictw ie łacinę i język francuski b
Równocześnie zaczęto toczyć ogólnonarodow ą b atalię o czystość ję zyka, o jego popraw ność. W ojna ta toczyła się n a w ielu fro n ta ch : w cza sopismach, głów nie w „M onitorze” 2, w litera tu rz e pięknej — zarów no w poezji, jak i w prozie czy też dram acie 3, w w ypow iedziach k ry ty c z nych i naukow ych, w e w stępach do dzieł z rozm aitych dziedzin w iedzy b
1 T. L e h r - S p l a w i ń s k i . J ę z y k p ols ki. P och odzen ie , p o w s ta n i e , r o z w ó j . W arszaw a 1947 s. 300 n.; Z. K l e m e n s i e w i c z . H istoria j ę z y k a pols kie go. Cz. 3. W arszaw a 1972; A . K o w a l s k a . „ B o g a c tw a m o w y p o l s k i e j ” — z a p o m n i a n y i nie w y d a n y s ł o w n i k j ę z y k a p ols kie go z p o c z ą t k u X I X w i e k u (P race P o lo n isty czn e 1953 ser. 11 s. 69-130; fragm en t przyw ołan y: s. 70).
2 Zob. w yb ór tek stów z „M onitora”, d rukow anych w la ta ch : 1765-1785, zaw arty w : Ludzie o św ie c e n ia o j ę z y k u i stylu . Oprać. Z. Florczak i L. P szczołow sk a. Pod red. M. R. M ayenow ej. T. 2. W arszaw a 1958 s. 262-358.
3 Na przykład w takich u tw orach: F. B o h o m o l e c . U r a ż a j ą c y się n ie s łu sz nie o p r z y m ó w k i (kom edia — ośm ieszan ie fra n cu szczy zn y ); I. K r a s i c k i . M i k o łaja D o ś w ia d c z y ń s k ie g o p r z y p a d k i (postulat polsk iej szk oły z p o lsk im ję z y k ie m ); J. M i n a s o w i c z . O z a n ie d b a n iu ła ciny; J. U. N i e m c e w i c z . P o w r ó t posła (w yśm iew an ie francuszczyzny). K orzystano z fra g m en tó w w y żej w y m ien io n y ch tekstów zaw artych w drugim tom ie zbioru L u d z ie o ś w ie c e n i a o j ę z y k u i stylu .
4 Zob. na przykład: U w a g i p e w n e g o B rześ cia n in a na d u ż y w a n i e m n i e p r z y z w o i t y m n ie k tó ry c h s ł ó w pols k ich i ob c y c h (L u d z ie o św iecen ia . T. 1 s. 639 nn.; w szy stk ie w y m ien ia n e tu prace zaw arte są w przytoczon ym zb io rze ); K. W y r- w i c z . „ P a m i ę tn i k o w i H is t o r y c z n e m u i P o l i t y c z n e m u ” p r o m e m o r i a s. 642 nn.; A. G a w r o ń s k i . G e o m e t r y ja dla sz k ó ł n a r o d o w y c h . T. 2 s. 99; J. Ś n i a d e c k i . P oczątk i ch e m ii s. 119 n.
66 I R E N A K I T O W I C Z O W A
Pow staw ały zacięte polem iki — chyba po raz pierw szy tak spontaniczne i pełne emocji % W ośw ieceniu rów nież m a swój rodowód polska term i nologia z w ielu rodzajów nauki, term inologia w w ielu w ypadkach żyw ot n a do dziś 6. Ten okres to początek gram aty k i języka polskiego, gram a tyki jako p ełnopraw nej n a u k i 7, razem z nią zaczęła się kształtow ać pol ska term inologia g ra m a ty c z n a 8. Z ainteresow ano się charakterysty czny m i cecham i języka polskiego: T. N ow aczyński napisał wówczas swoją pracę O prozodyi i harm onii ję z y k a polskiego 9, zwrócono uw agę na sp ra wę archaizm ów językow ych 10.
W przeciw ieństw ie do bogactw a problem atyki ściśle gram atycznej pozostaw ały uw agi dotyczące języka w w ypow iedziach — m ówiąc ogól nie — o stylu. O graniczano je do kw estii następujący ch: 1. doboru „w ła ściw ych” słów, gdzie k ry te riu m b y w ały i tak ie ogólniki, jak: „obyczaj ność”, „piękność” bądź „polityczność ję z y k a 11; 2. szyku słów w zdaniu; 3. budow y okresów reto ry czn y ch 12; 4. „w yrazów przenośnych” jako naj w iększej ozdoby m o w y 13; 5. jakości liter bądź sylab kończących w yraz (od tego zależała w artość estetyczna danego sło w a )14. Problem ten spro w adzał się w łaściw ie do spraw doboru i u k ładu słów oraz zdań w imię dość dow olnie pojm ow anych w alorów estetycznych tudzież jasności w y powiedzi.
W okresie tzw. klasycyzm u, a potem prerom antyzm u, niew iele się tu
zmieniło. N adal rozw ija się g ram atyka, pow stały zaczątki języko
znaw stw a indoeuropejskiego, porów naw czego, interesow ano się językiem
5 Zob.: p olem ik a z pow odu Zakusu. T. 1 s. 645-683.
6 N p. term in y z zakresu botan ik i i zoologii w p row ad zon e przez K. K luka w p racy Z w i e r z ą t d o m o w y c h i d z i k ic h [...] h is to ryi n a tu r a ln ej p o c z ą t k i [...], także w : B o ta n i k a d la sz k ó l n a r o d o w y c h (s. 94-98). O k w e stii tej pisze J. M aślanka w k sią żce pt. Zorian D ołę ga C h o d a k o w s k i. W rocław 1965 s. 66.
7 O czy w iście najbardziej zn an a to G r a m a t y k a O. K opczyńskiego, ale są i in n e (chociaż m n iej d osk on ałe), np. M. D u d ziń sk iego Z b ió r r z e c z y p o tr z e b n ie j s z y c h . T. 2 s. 139-151. O sp raw ie gram atyk o św iecen io w y ch zobacz: M. R u d n i c k i . J ę z y k o z n a w s t w o p o ls k ie w d o b ie ośw iecen ia. P oznań 1956. P race K om isji F ilologicznej P ozn ań sk iego T o w a rzy stw a P rzyjaciół N auk. T. 17 z. 2.
8 Z agad n ien ie p ow yższe w yczerp u jąco op racow ał A. K oronczew ski w pracy pt. P o lsk a te r m i n o lo g i a g r a m a ty c z n a . W rocław 1961. P race Językoznaw cze nr 23.
9 W arszaw a 1781.
10 [A nonim ]. U w a g i o s t a r y c h s ło w a c h po lskich. T. 2 s. 248 r.n.
11 B. C h m i e l o w s k i . J ę z y k polski. T. 1 s. 276-283; S. K o n a r s k i . O p o p r a w i e b ł ę d ó w w y m o w y s. 68-148; W. R z e w u s k i . O nauce k r a s o m ó w s k ie j s. 367-
376; D. P i l c h o w s k i . P r z e d m o w a do K a ja K r y s p a S a lu s ty j u s z a o w o jn a ch s. 422 nn.
12 Zob. u w y żej w y m ien io n y ch autorów .
13 A. S. M a l c z e w s k i . W y m o w a obroniona. T. 1 s. 236 nn.
34 J. A. J a b 1 o n o w s k i. O pisanie, alb o D y s e r t a c y ja p i e r w s z a p r a w i e o w i e r szach i w ie r s z o p is c a c h pols kic h. T. 1 s. 256-259.
prasłow iańskim , dialektologią, etym ologią, to p o n o m a sty k ą 1S. J a k w y n i ka z tego schem atycznego tylko w yliczenia, pow stały w ted y w szystkie zadatki rozw oju współczesnego językoznaw stw a 16. W k ry ty c e literackiej tej doby, w ogólnych w ypow iedziach o języ k u i sty lu stano n a ty m sa m ym etapie; obracano się w k ręgu słów i szyku pod p a tro n atem dobrego gustu i sm aku 17. Pow szechnie zw racano rów nież uw agę n a polskość ję zyka, n a jego szczególne w alory, k tó re określano w sposób enigm atyczny, poetycki. Te w alory, dość m gliste, decydow ały — zdaniem ów czesnych naszych ziom ków — o uprzyw ilejow anej pozycji języka polskiego w śród języków innych narodów 18. Ogólnie m ożna to w szystko skw itow ać k ró t kim powiedzeniem, iż w tym czasie panow ały w Polsce silne ten den cje purystyczne 19. Pojaw iła się wówczas także rzecz całkow icie now a w pol skich. rozw ażaniach nad spraw am i języka, a m ianow icie problem tzw. filozoficzności języka polskiego. Tak oto p rzedstaw ia się schem atyczne (a więc i nieprecyzyjne) tło ak tu aln y ch ówcześnie problem ów zw iązanych z językiem , tło, n a którym rozw ażana będzie sp raw a świadom ości języ kowej M. Mochnackiego.
Na początku może zrodzić się zasadnicza w ątpliw ość: czy w w ypow ie dziach k rytycznych M ochnackiego w ogóle istn ieje p rob lem aty ka tego typu? P roblem atyka na tyle istotna, by m ogła być przedm iotem jakiejś rozpraw y. K w estie zw iązane z pism am i k ry ty czn y m i M ochnackiego — poruszane przez badaczy — zam ykają się w k ręg u h isto rio z o fii20, n a ro dowości 21, nowej cywilizacji, jak ą zapoczątkow ali r o m a n ty c y 22, sp raw
15 P isa ł o tym (m iędzy innym i) M aślanka w k sią żce (przyw ołanej ju ż tutaj) o C hodakow skim , s. 19, 55, 59, 60, 64-73, 80.
16 Co stw ierd ził R udnicki w cytow an ej pracy (s. 24).
17 E. S ł o w a c k i . P r a w id ł a w y m o w y i po ezji. W ilno 1830; F. W ę ż y k . O s t y lu w d zieła ch d r a m a ty c z n y c h . W : P olska k r y t y k a lite racka. T. 1. W arszaw a 1959 s. 99-105.
18 N ajbardziej charak terystyczn a pod ty m w zg lęd em je s t w y p o w ied ź K. B ro dzińskiego z jego P a m i ę t n i k ó w , przytoczona przez M ochnackiego w O li t e r a t u rze p o ls k ie j w w i e k u X I X (K raków 1923) n a s. 112: „Z m ęsk ą god n ością n iech się uśm iecha P olak [...], gdy m ieszk an iec Tybru albo S ek w an y tw ard ym jeg o język nazyw a. Z w ew n ętrzn ą p rzyjem nością, z p ow agą, [...] niech słu ch a cu dzoziem ca, gdy się nad jego w yrazam i, jak n iew ieściu ch nad p od n iesien iem starożytnej zbroi, m ocuje, gdy język a jego, jak d ziecię, p ie śc iw ie w y m a w ia ć się uczy. [...] póki m ęstw o w narodzie n ie w y g a śn ie, póki obyczaje n ie zn ik czem n ieją, póty n ie zap ierajm y się ow ej tw ardości języka. Ma on i w n iej sw o ją harm onię, sw o ją śp iew n o ść, a le jest to szum od w ieczn ego rozłożystego dębu, n ie p o św ist ch w astu , który za k ażd ym p o lo tem w iatru zgin a się lub ła m ie i cien k im tylk o odgłosem jęczen ia w y d a je ”.
19 T. S k u b a l a n k a . N o io o tw o r y j ę z y k o io e M i c k ie w ic z a w o b e c teo r ii i p r a k t y k i ośw iecen ia i r o m a n ty z m u . W arszaw a 1955 (m aszynopis p o w ielo n y ) s. 26 n.
*9 J. S z a c k i . O jc zy z n a . Naród. R e w o lu c ja . W arszaw a 1962.
21 A. Z i e l i ń s k i . N aród i narodoiuość w p o ls k ie j lite r a tu rz e i p u b l i c y s t y c e lat 1815-1831. W rocław 1969.
68 I R E N A K I T O W I C Z O W A
p o z n a n ia 23, estety k i: poglądów na sztukę i lite r a tu r ę 24. Wreszcie z du żym uznaniem pisze się o M ochnackim jako o znakom itym pisarzu i jeszcze znakom itszym dziennikarzu — tak im dziennikarzu „z nerw em [...] i tem peram entem polem icznym ” 2S. W idać tu ta j od razu bogactwo i różnorodność tej problem atyki, bogactwo, któ re nader w ym ow ne daje św iadectw o o horyzontach m yślow ych człowieka zwanego ojcem k ry ty ki literack iej 26. S pró bujm y związać nazw isko M ochnackiego także ze spraw am i języka.
I. „CZYSTY ROZUM BEZ MOWY TO U TO PIA N A ZIEM I”
O taczający nas św iat, n a tu ra — jak pisze M ochnacki — jest przebo gaty, różnorodny, różnorodny wielością i rozm aitością swoich kształtów i postaci. Różnorodność tę pow iększa jeszcze fakt, iż każdy elem ent na tu ry dzieli się na dwoje, m a sw oje odbicie, sw oje pow tórzenie. Reguła odbicia stanow i praw o n atu ry , którem u podlegają w szystkie jej skład niki.
N ie m asz podobno z ja w isk a na ś w ie c ie m aterialnym , które by tym sposobem zd an ia n aszego n ie oszu k iw ało. W szystko się tu n a d w o je roznosi. D rzew a i k w ia ty na ziem i, sam a ziem ia z sw o jem i stw orzen iam i, słońce, k siężyc i gw iazd y w w o d zie się ukazują. M asy n iezm iern ej w ielk o ści odbija drobny kryształ, rozłam św ie cącego m etalu , częstokroć jed n a k ropelka p łyn u 27.
W ielkość i rozm aitość stanow i rów nocześnie o skom plikow aniu n a tu - ry, o jej trudności. A w ażna to spraw a, n aw et bardzo, poniew aż owe k ry ształy i postaci n a tu r y stanow ią znaki, za pomocą któ ry ch przekazuje o na jakieś znaczenie m istyczne, jak to określa M ochnacki (O duchu i
źró-22 K . K r z e m i e n i o w a . O n o w ą c y w il iz a c j ę . W: P r o b l e m y p ols kie go r o m a n t y z m u . Pod red. M. Ż m igrodzkiej i Z. L ew in ó w n y . W rocław 1971 s. 49-102.
23 I. O p a c k i . „ P o śm ie rtn a w g łę b i j e z i o r m a s k a ”. W: Studia o Leśmianie. Pod red. M. G ło w iń sk ieg o i J. S ław iń sk iego. W arszaw a 1971 s. 230-351.
24 T am że; S. S a w i c k i . P o c z ą tk i s y n t e z y h is to r y c z n o li te r a c k i e j w Polsce. O sposobach s y n t e t y c z n e g o u j m o w a n i a li te r a tu r y w I p o ło w i e X I X w iek u . W ar sza w a 1969.
23 S. J a r o c i ń s k i . O d ziała lności k r y t y c z n e j M. Moch nack iego. W : M ateria ły do s t u d i ó w i d y s k u s j i z z a k r e s u te orii i histo rii sz tu k i, k r y t y k i a r t y s t y c z n e j oraz b a d a ń nad sztu ką. W arszaw a 1953 nr 3/4 s. 197; n a ten tem at p isała także J. K u l- c zy ck a -S a lo n i w broszurze pt. M. M och n a ck i (Łódź 1947 s. 26).
26 W yrażen ie E. P rzew ó sk ieg o z artykułu pt. M och n a ck i ja k o k r y t y k lite
r a c k i — p isze o ty m w cy to w a n ej k siążce Saw ick i (s. 129).
27 T ek st rozpraw y M. M ochnackiego O lite r a tu rz e p o ls k ie j w w ie k u X I X cyto w a n y jest za w sze w ed łu g w yd an ia: B N (I nr 56. Opr. H. Ż yczyński. K raków 1923). F ragm en t tu c y to w a n y zam ieszczon y jest n a s. 8.
dlach poezyi w Polszczę 28). N atu ra m ówi poprzez sw oje składniki, po
przez w yglądy rzeczy, poprzez zjaw iska, jedn ym słow em poprzez to wszystko, co otacza człowieka, co stanow i św iat. „N atu ra jest otw artą księgą” — pisze au tor O literaturze polskiej w w ie k u X I X — zachęca do jej odczytania. I zastanaw ia się człowiek, bo nie w ie jeszcze „Cóż z n a c z ą owe porozrzucane św iadectw a w idom ych kształtów , owe om ylne postacie? [...] Wszędzie n a tu ra przem aw ia do człowieka. Pełno ty ch z n a k ó w w przyrodzeniu” (O lit. polskiej s. 9 n. Podkr. m oje — I. K.).
M ochnacki ujm uje naturę, św iat, w kategoriach sem iotycznych, w k a
tegoriach znaku — nośnika jakiegoś znaczenia. P rzyczyna takiego
ukształtow ania rzeczywistości tkw i w przekonaniu, iż cała ona jest prze n iknięta duchem. Św iat m a n a tu rę duchow ą, to stanow i o jego jedności, jest spoiwem, które scala w jedno bogactw o postaci n a tu ry . N asuw a się tu pytanie, jakie istnieją relacje pom iędzy owymi znaczącym i kształtam i przyrodzenia a duchem ? Ze sfoim ułow ania M ochnackiego, iż n a tu ra jest księgą, że n a tu ra mówi, w yw nioskow ać m ożna tylko to: m ówi — o duchu, znaczy — o nim, w yraża ducha, w szak czyta się o c z y m ś , m ó wi się rów nież o c z y m ś . W takim razie n a tu ra jest podporządkow ana duchowi, istn ieje jedy n ie jako środek jego w yrazu, jako jego znak. W niej zaw arta jest jego refleksja. Pow iada M ochnacki: „N a tu ra je st — bo myśli, duch jest częścią n atu ry . I n a tu ra z tej tylko jest przy czy n y ” (O lit. s. 25). Znaki n a tu ry nie m ają c h a ra k te ru „autosem antycznego” 29 — nie znaczą same siebie, ich n a tu ra jest sym boliczna, w y ra ż ają sobą coś lub kogoś innego — w ty m w ypad k u ducha.
Pojm ow anie n a tu ry jako znaku w yrażającego ducha — to św iato pogląd typowo rom antyczny, św iatopogląd H am anna, H erdera, N ovalisa 3#, także Schellinga i Hegla. Świat, w szystkie jego składniki są jed y n ie po chodnym i postaciam i absolutu, poprzez nie w yraża się on, uzew nętrznia. Takie widzenie rzeczywistości było cechą w spólną dla k ręg u tzw . idealis tów niem ieckich, czyli dla Fichtego, Schellinga i Hegla S1, stanow iło w spól
28 P is m a p o raz p i e n o s z y e d y c y ą k s i ą ż k o w ą obję te. W ydal i przed m ow ą p o przedził A. Ś liw iń sk i. L w ó w 1910 s. 1-47; o k reślen ie p rzytoczone; s. 13. W szystk ie cytow ane artykuły pochodzą z tego w yd an ia.
29 O kreślenie „znaki au to sem a n ty czn e” zastosow an e przez prof. T. B rajersk iego. 30 „W szystko b ow iem , co otacza czło w iek a , m ów i do n ieg o ” — je d y n ie to stw ierdza w zw iązk u z o m a w ia n iem problem u d uchow ej jed n o ści św ia ta u M och nackiego (i w ogóle: u rom antyków ) A. W itkow ska w artykule R o m a n t y c z n y n a ród: klę ska i triu m f. W: P r o b l e m y p o ls k ie g o r o m a n t y z m u s. 7-47; zd an ie cy to w ane s. 22.
31 O k on tyn u acji m y śli F ich tego i S ch ellin g a p odjętej przez H egla, o czy w iście: kontynuacji m od yfik u jącej, p isze A. L andm an w e w stę p ie do: G. W. F. H e g e l . Fenomenologia ducha. T. 1. W arszaw a 1963 s. X -X V ; o w sp ó ln ej lin ii: F ich te-H eg el (w in teresującym tutaj aspekcie) p isze: T. K roński (J . G. Fichte. W: R o z w a ż a n i a
70 I R E N A K I T O W I C Z O W A
ny fu n d am en t ich rozw ażań, rozw ażań, k tó re potoczyły się w różnych kierunk ach . Główny, niesprecyzow any dostatecznie w niuansach, zrąb poglądów charak tery zu jący ch idealizm niem iecki znalazł swój oddźwięk u M ochnackiego. Je d y n ie oddźwięk, nie — konty nu ację; M ochnacki nie czuł się niejako „zaw odow ym filozofem ”, w szak jego polem działania b y ła przede w szystkim k ry ty k a, lite ra tu ra 32. W edług Hegla idea, „strona w ew n ętrzn a rzeczy”, ich istota m usi się przejaw iać w jakichś form ach, m usi się uzew nętrzniać. Form y te sam e w sobie nie są ważne, ich rola i znaczenie zaw arte są jed y nie w tym fakcie, że m ają charak ter zna kow y 33:
[...] to, co m a być w y r a z e m strony w ew n ętrzn ej, jest jed n ocześn ie w yrazem istn ieją cy m i w sk u te k tego degrad u je się sam o do ok reślen ia b y t u , który jest a b so lu tn ie p rzyp ad k ow y d la św iad om ej sieb ie istoty. Jest w p raw d zie w yrazem , ale jed n o cześn ie je s t tak że jak b y z n a k i e m , tak że dla w yrażonej treści jest zu p eł n ie obojętne, ja k ie w ła śc iw o śc i m a to, co ją w y r a ż a 34.
Tak więc rzeczyw istość jest fo rm ą ducha, jej rozm aite sfery, kształty, różnorakie b y ty są jedynie jego znakam i, k tó re służą m u do zm ateriali zowania. Dzięki nim d aje dowód swego istnienia. Podobnie ujm u je św iat H am ann, ty le tylko, że nie idea, nie duch rozum ny jest organizatorem św iata, a Bóg — transcendencja. P odstaw ą św iatopoglądu H am anna jest pogląd, iż „[...] św iat rzeczyw isty jest »odbiciem«, »cieniem«, »symbolem«, »znakiem«, »słowem« św iadczącym o istnien iu transcendencji. [...] Św iat i n a tu ra m ów ią do człow ieka [...]” 35.
w o k ó ł Hegla. W arszaw a 1960 s. 37-58; fragm en ty, do których się odsyła s. 53). Zob. także: W. T a t a r k i e w i c z . H istoria fi lozofii w Polsce. T. 2. W arszaw a 1970 s. 207 nn.
32 Np. Ż yczyń sk i w e w stę p ie do w yd an ego przez sieb ie tekstu O lite ratu rze p o ls k ie j w w i e k u X I X s. X X V ; tak że: J. S z a c k i . M. Mochnacki. W: Filozofia w Polsce. S ł o w n i k p is a r z y . W rocław 1971 s. 257-279; Z. Ł e m p i c k i . Renesans. O św ie c e n ie . R o m a n t y z m . W arszaw a—L w ó w 1923 s. 189 n.
33 O tej cesze (która b yła w ła śc iw o śc ią n ie tylk o m yśli H eglow sk iej, aie w ogóle ca łeg o id ealizm u n iem ieck iego) p isze K roński w : H e g e l i je g o filozofia d z i e j ó w . W : R o z w a ż a n i a w o k ó ł Hegla s. 91-139; fragm en t p rzyw ołan y — s. 97; A. O r ł o w s k i . S c hellin g i Hegel. K o n t r o w e r s j e filozoficzn e i o d d ź w i ę k na nie w p o l s k i m c z a s o p iś m ie n n i c tw ie la t c z t e r d z i e s ty c h X I X w ie k u . W: P olskie sp o r y o Hegla. 1830-1860. W arszaw a 1966 s. 63-114; pisze o ty m rów n ież Ż yczyński (jw. s. X ).
34 H e g e l . F eno m en o lo g ia du ch a s. 359.
35 K. K r z e m i e ń. J. G. H a m a n n o ję z y k u . W : J ę z y k i poezja. Z d z i e jó w ś w i a d o m o ś c i X V I I I w ie k u . W rocław 1970 s. 25-48; fragm en t cytow an y; s. 29. O cha rak terystyczn ym kieru n k u m y śli rom an tyczn ej, kierunku, który — m ięd zy innym i — ży w o in teresu je się p rob lem em sen s — znak, p isze Ł em picki: „C harakterystyczną cech ą rom an tyk ów jest n ie ty le treść m yślen ia, [...], ile raczej styl i sposób m y śle nia. N ie chodzi tu jed n a k o tzw . popularne kategorie m yślen ia, lecz raczej o k
ie-C h arak ter sem iotyczny n a tu ry ujaw n ić się może dopiero w tedy, gdy zaistnieje tzw. sytuacja z n a k o w a :36 sk ładają się n a n ią trz y nieodzow ne elem enty biorące udział w procesie p rzekazyw ania info rm acji oraz relacje pom iędzy nimi. Te trz y elem enty to: nadaw ca znaku — sam znak — od biorca znaku. Ktoś m usi uporządkow ać system znaków n a tu ry , ktoś m usi je — poprzez odczytanie — scalić. Do tej logiki odw ołuje się M ochnacki, gdy mówi:
Przypuśćm y, że w h ierarchii stw orzeń n ie m asz ani jed n ego r o z e z n a w a j ą - c e g o, co się w n iem sam em d zieje, — w i e d z ą c e g o n ie tylk o rzeczy zw ierzch nie, ale i s i e b i e . G dyby tak b yło, któżb y p ojął n aturę? [...] D la natu ry trzeba jasności. Tą jasnością, tym św ieczn ik iem przyrodzenia, tą lam p ą św ia tó w — jest m yśl człow ieka-an ioła. C ała natura w niej się m alu je [...]. J eśli n atu rze o d ejm iem y tę m y ś l — cóż pozostanie? M artw y, n i e p o j ę t y o d n i k o g o p o r z ą d e k . Co być n ie m oże (O lit. s. 23 n.).
A więc odbiorcą założonym przez ducha — jak b y m ożna pow iedzieć — jest człowiek. U pow ażnia go do tej roli, um ożliw ia m u jej podjęcie to, iż jest istotą myślącą. Jako biologiczny b y t — jest składnikiem n a tu ry , jako istota refleksyjna — w ykracza poza nią. To m y ś l człow ieka od czytuje, „p orządkuje” św iat. P am iętajm y : św iat skom plikow anie bogaty i dlatego m yśl ludzka niejeden raz staje bezradna wobec o tw artej księgi natury . Człowiek nie p o trafi w pełni ogarnąć jej rozum em , m yśl ludzka jest narzędziem niedoskonałym , często zawodnym , poniew aż nie je s t w stanie odbić w sobie całej rzeczywistości, pew ne zjaw iska pozostają dla niej „zak ry te”, jak pisze M ochnacki. Z tej przyczyny n a tu ra pozostaje niezrozum iana, tajem nicza: „K tóż zliczy w szystkie dziw y i tajem nice w naturze, [...] jakże m yślą naszą ogarniem y to, czem u i m iary i końca nie m asz!” 37. Jako odbiorcę św iata-zn ak u w yznaczał człow ieka rów nież H am ann: „Ś w iat i n a tu ra m ów ią do człowieka, do niego zaś należy n a u czyć się słuchać” 38. Hegel także uw ażał człow ieka — tego, k tó ry po siada um iejętność m yślenia, k tó ry „dlatego że w i e , iż jest zw ierzę ciem, przestaje nim być i dochodzi do świadom ości siebie jako duch a” 39 — za odbiorcę św iata-znaku. S tw ierdzenie fak tu , iż m yśl ludzka je s t ogra niczona, n ie jest rów noznaczne ze skontatow aniem , że zawsze ta k b ę dzie i że tak być musi. Człowiek m a bow iem szansę doskonalenia swo ich um iejętności m yślenia, gdyż podlega ogólnem u p raw u rozw oju, p raw u
runek ruchu m y śli rom antycznej. W iruje ona k oło zagad n ień : sk oń czon ość i n ie skończoność, w n ętrze — zew n ętrzn a p ow łok a, sen s — znak; [...}” (jw . s. 180).
35 Zob. A. S c h a f f . W s t ę p d o s e m a n ty k i . W arszaw a 1960 s. 250-253.
37 M o c h n a c k i . A r t y k u ł , do k tór ego b y ł p o w o d e m : „ Z a m e k K a n i o w s k i ” G o szc zy ń s k ie g o s. 179-217; u stęp p rzyw ołan y: s. 188 n.
38 K r z e m i e ń , j w. s. 32.
72 I R E N A K I T O W I C Z O W A
koniecznego i nieuchronnego postępu ku doskonałości, ku tej idealnej myśli, k tó ra jest absolutem , duchem . Zm ierza do niej cała n a tu ra — nie m a w niej nic stałego, niezm iennego, jed n e rzeczy przechodzą w drugie: coraz doskonalsze, bo coraz bliższe re lf e k s ji40.
W szystkie elem enty św iata, także i człowiek, istnieją w dw ojaki spo sób: na zew nątrz świadom ości oraz w świadomości, w myśli. Bycie poza świadom ością nie je s t — w edług M ochnackiego — rów noznaczne z istnie niem : to, co nie jest w świadomości, tego w ogóle nie ma. N atura jest, bo w niej p rzejaw ia się świadom ość ducha. A by rzeczywiście b y ć , czło w iek m usi w i e d z i e ć , że jest, m usi przejść do w łasnej świadomości:
M yśleć i to w ied zieć, i w tem m y ślen iu się rozum ieć, jest to «być». »Być« jest to ty lk o być p r z e d m i o t e m , o b i e k t e m d la sam ego sieb ie. K to n ie m oże b y ć przed m iotem d la sam ego sieb ie i w tem się b ezprzestannie u zn aw ać — ten n ie jest. [...] K to tego, że jest, n ie w ie, jest tak, jak b y go n ie było. Jest, ale dla kogo in n ego, n ie d la sieb ie [...]. J e ste stw o nasze w m y śli się odbija. O dbijając się w m y śli, rozd ziela się n a d w o je (O lit. s. 24).
Przejście do w łasnej świadomości um ożliw ia owo charak terysty czne „roz noszenie się n a dw oje”, reg u ła odbicia 41.
Ale to w szystko jeszcze nie w y czerpu je zagadnienia — pokazuje tylko drogę dojścia do sam oświadom ości, określa w arunki, które m uszą być spełnione, b y proces przechodzenia z jednego, niższego stanu istnienia w drugi — wyższy — był zakończony pom yślnie. Je st jeszcze jeden w a ru n ek , w a ru n e k fu n d am en taln y dla kw estii sam opoznania. Otóż dana rzecz istnieć w świadom ości może tylko wówczas, gdy zostanie p r z e ł o ż o n a n a swój ekw iw alent pojęciowy, nie sama jednostkow a rzecz istn ieje w refleksji, a jej w y ab strah o w an e cechy: cechy zam knięte w n a z w i e , w słowie, w j ę z y k u . M yślenia bez języka nie ma, a języka bez m yśli, jedno jest nierozerw alnie zw iązane z drugim . Człowiek dopiero w ted y stal się św iadom y siebie, stał się istotą m yślącą, gdy „[...] rzekł do samego siebie »ja«, w tenczas z łona się n a tu ry , z i d e i w szystko ogar niającej w yłonił; w tenczas n a tu ra s t a ł a s i ę dla niego przedm iotem ” (O lit. s. 52). Język jest m ateriałem , w który m zaw arta jest m yśl ludzka, poprzez niego się ona w yraża, uzew nętrznia. I dzięki niem u tylko jest nap raw dę. M yśl człow ieka to cząstka ducha, cząstka, która bez swego m aterialnego uzew n ętrzn ienia jest niepełna. Mowa ludzka to także rze czywistość, byt, w któ rym przejaw ia się duch — jak pisze Hegel:
40 Zob. np. Ż y c z y ń s k i , jw .; W i t k o w s k a , jw .; S z a c k i . Mochnacki. 41 O sp raw ie od b icia u M ochnackiego jako problem u teoriopoznaw czego, um oż liw ia ją c e g o — m ięd zy in n y m i — p oznanie sieb ie, pisał Opacki w artykule P o ś m i e r t na w g łę b i j e z i o r m a s k a (s. 267-270).
M ow a ludzka, język, jest [...] ró w n ież form ą p rzeja w ia n ia się d u ch a w tym , co zew nętrzn e, ale dokonuje się to w tak iej przed m iotow ości, która za m ia st być czym ś bezpośrednio i k o n sek w en tn ie m aterialnym , sta je się w y ra zicielem ducha tylk o jako d źw ięk [...]42.
A dalej w yjaw ia to lapidarne i najisto tn iejsze stw ierdzenie: „M yślim y [...] zawsze w s ł o w a c h , ale do tego nie p o trzebne nam jest rzeczyw iste m ów ienie” 43.
Świadomość ścisłych więzów łączących język z m yśleniem była św ia domością powszechną w kręgu rom antycznych filozofów w Niemczech. Takie sam e tezy głosił H erder i H am ann, zdanie: „C zysty rozum bez m ow y to utopia na ziem i” — napisał H erd er w łaśnie 44. M yśl jest uzależ niona od swego językowego m ateriału :
Żaden naród n ie posiada idei, n a o zn aczen ie której n ie posiad a sło w a ; n a jż y w sza naoczność pozostaje ciem nym uczuciem , dopóki dusza n ie zn ajd zie p ew n ej cech y i nie w c ie li jej przy pom ocy sło w a w pam ięć, w e w sp o m n ien ie, w in telek t T ylko m ow a u człow ieczyła człow ieka, ujm u jąc w tam y olbrzym i nurt jeg o a fek tó w i staw iając m u za pom ocą słó w rozum ow e p o m n ik i45.
Podobne w tej kw estii są poglądy H am anna, k tó re K ry sty n a K rzem ie niowa refe ru je w ten sposób: „N auka języka jest dla człow ieka procesem poznaw ania i odnajdyw ania się w św iecie; jest procesem sam opoznania, pozw alającym człowiekowi w n atu rze i h isto rii rozpoznać skierow ane do niego w ezw anie” 4fi.
Ja k najlepszym w yrazem ducha jest m yślenie, tak n ajtrafn iejszy m i jedynym w yrazem m yśli jest m owa ludzka, k tó ra obejm u je i w y raża wszystko to, co stw arza świadomość 47. I dlatego m ow a jest jed y n y m ele m entem godnym w yrażenia ducha, ja k m ów i H e g e l48. To w łaśnie w „sło wie m aluje się godność duszy ludzk iej” — n apisał M ochnacki w O lite
raturze polskiej w w ie k u X I X (s. 35). W ten sposób spraw y języka jako
narzędzia refleksji u ra sta ją u M ochnackiego do ran g i centralnego, fu n d a m entalnego zagadnienia, prom ieniującego n a w szystkie inne.
42 W y k ł a d y o estetyce. T. 2. K raków 1964 s. 436. 43 Tam że. T. 3 s. 172.
44 M y ś li o filo zofii d z i e j ó w . T. 1. K raków 1962 s. 397. Zob. n a ten tem at: J. S i k o r a . Ję zy k , m yś le n ie , u czucie w t w ó r c z o ś c i J. G. H erdera. W: J ę z y k i p o e zja s. 49-6.9; fragm en t p rzyw ołan y — s. 58.
45 H e r d e r , jw . s. 397. 4e Jw. s. 38.
47 H e g e l . E stetyk a . T. 2 s. 121 n. 48 Tam że. T. 3 s. 568.
74 I R E N A K I T O W I C Z O W A
II. JĘZYK JA K O M A TER IAŁ LITERATURY A L ITER A TU R A : M A TER IAŁ ŚW IADOM OŚCI NAR O D U
R efleksja i świadom ość określają nie tylko każdego pojedynczego czło w ieka i w yznaczają m u odpow iednie m iejsce w naturze, ale i całe narody, jako że naród to zbiór określonej ilości ludzi zam ieszkałych na jakim ś terenie. Jed n ak że nie te rzeczy są n ajisto tn iejsze dla pojęcia narodu. Sa m ośw iadom ość człow ieka w yw ołuje w nim poczucie odrębności, niepow tarzalności swego jestestw a — podobnie dzieje się z narodem , jego dojście do refleksji i poczucia w łasnej narodow ości przebiega analogicznie do rozw oju człow ieka:
Jed en czło w ie k , gdy m y śleć zacznie, przychodzi ku uznaniu sam ego sieb ie; tak sam o i c a ły naród w m y śli sw o jej toż u znanie sam ego sieb ie w jeste stw ie sw ojem m ieć m usi.
Jak m y śl jed n ego czło w ie k a zam yk a w sobie, że tak pow iem , istotę jego istoty, ta k zeb ran ie w całość w szy stk ich razem m y śli r e p r e z e n t u j e istotę narodu
(O lit. s. 25 n.).
Bez „uznania samego siebie w jestestw ie sw ojem ” właściwie nie ma narodu, a d o k ła d n ie j: bez pozostaw ienia ś w i a d e c t w tego uznania, św iadectw konkretnych , u trw alo n y ch w jakim ś m ateriale narody giną św iadectw k o n k retn y c h , u trw alo n y ch w jakim ś m ateriale, narody giną i n a w e t śladu po sobie nie zostaw iają; ni śladu, ni pam ięci u potom nych, z u t r w a l e n i e m tej św iadom ości: nie m a jednego bez drugiego, ist n ieje pom iędzy nim i ścisła współzależność. Jedynym m ateriałem , w któ rym u trw ala się świadom ość narodu, je st sztuka, w tym w ypadku rozu m iana przez M ochnackiego jako lite ra tu ra :
N iechaj naród raz ty lk o i choć na czas n ajk rótszy m a to u z n a n i e s a m e g o s i e b i e w s w o j e m j e s t e s t w i e , a ju ż p am ięć jego n ie zaginie. W yrazi się b ow iem , w y ja w i, zasłyn ie. B ęd zie m ia ł p oetów , sztu k m istrzów , dziejopisarzy, m ó w ców . U czu cie to b ow iem , k ied y się naród w sw o jem je ste stw ie nierozdzielonem czuje,
jak po tętn ie, je s t ta k p iękne, tak szlach etn e, że się k o n ieczn ie w szy stek w niem w y ja w ia ć m usi, w y r w a ć na jaw , w ynurzyć, — sw o je j a na oko pokazać. To w y rażen ie ducha, to w y c ią g n ie n ie m y śli spólnej n a jaśn ię, ta ogóln a m asa w szystk ich razem w yob rażeń i pojęć, cech u jących narodu istotę, s t a n o w i ą l i t e r a t u r ę t e g o n a r o d u (O lit. s. 36, 37).
I dlatego M ochnacki ta k w ielką w agę p rzyw iązuje w łaśnie do literatu ry, do tego „sum ienia n a ro d u ” — ja k ją określa. Pisze, iż „[...] naród, nie m ający w łasnej, oryginalnej litera tu ry , to jest, n ie m ający w yciągnionej n a jaśnię pow szechnej m asy w szystkich swoich w yobrażeń, pojęć i myśli, jest tylko zbiorem ludzi, zam ieszkałych n a przestrzeni, określonej pew- nem i granicam i, k tó rzy jeszcze m oralnego ogółu nie składają [...]” (O lit.
s. 37). Spraw ę owego „w yciągnienia n a ja śn ię ” m yśli narodu, czyli k w e stię oryginalnej, narodow ej lite ra tu ry (jedno z drugim je s t rów noznacz ne, są to u niego pojęcia synonim iczne, zam ienne; charak tery sty czn e w y rażenie w cytow anym fragm encie — „oryginalnej lite ra tu ry , t o j e s t , [...] w yciągnionej n a jaśnię pow szechnej m asy [...] pojęć i m yśli [podkr. m oje — I. K .]”) — M ochnacki stale podkreśla, ciągle do n iej w raca w sw ym wywodzie, pow tarza i akcentu je jej ważkość.
M ochnacki nie był pierw szym i jedynym , k tó ry podjął to zagadnienie w polskiej literaturze. Przed nim uczynił to w 1818 r. K azim ierz B rodziń ski w a rty k u le pt. O klasyczności i rom antyczności. On pierw szy w ysunął postulat, iż litera tu ra pow inna być obrazem narodu, odbiciem jego cech oryginalnych, w yróżniających go z m asy innych narodów , k o n k retn ie: tak a m a być poezja, bo jedynie o niej pisał. P oezja — „być pow inna zw ierciadłem języka, czucia i obyczajów każdego n a ro d u ”. Zw ierciadłem , a więc jedynie o d b i c i e m , nie św iadectw em świadomości, nie koniecz nością, od której zależy los danego narodu, jego p rzetrw an ie w pam ięci i w czasie, jak u M ochnackiego. Tego aspektu zagadnienia B rodziński nie w ydobyw a, jako że nacisk na co innego położył, a m ianow icie: na określenie „ducha poezji naszej”, n a jego cechy swoiste, k tó re u p a try w a ł w „łagodnej tkliw ości”, w prostocie, w „rolniczych obrazach w iejskości i rodzinnego pożycia”, w skrom ności obyczajów w reszcie 49.
Z tym i w szystkim i zagadnieniam i, k tó re tu ta j poruszono, w iąże się rzecz jeszcze jedna: otóż ze spraw am i lite ra tu ry nierozerw alnie zw iązane są spraw y języka. Nie może ona istnieć bez niego, ta k samo jak niem oż liw e jest, aby poza językiem była m yśl. Jed n ak że język nie znaczy u M ochnackiego: lite ra tu ra ; te dw a fak ty nie są rów norzędnym i p a rtn e rami. P ełnopraw ny i w ażny jest tylko jeden z nich: lite ra tu ra , a język — to jedynie narzędzie, który m o p eru je i poprzez k tó ry się uzew nętrznia, to konieczna form a jej istnienia, ale tylko form a, w żadnym razie n ie istota. Wszak istotą litera tu ry , utożsam ianej przez M ochnackiego z poe zją, jest zupełnie co in n e g o 50: fantazja, natchnienie, w ielkie i burzliw e uczucia. Poezja pozbaw iona cechy n atch nien ia i fan ta zji nie je s t godna m iana poezji — to jedynie jej nam iastka, „w ierszopisarstw o”, stw ierdza
19 K. B r o d z i ń s k i. O k la s yczn o ści i r o m a n ty c z n o ś c i t u d z i e ż o du c h u p o e z j i pols kie j. W: P is m a e s t e t y c z n o - k r y t y c z n e . T. 1. W rocław 1964 s. 67. O k w e stii tej p isze S aw ick i (jw. s. 124 nn.).
50 O tym , jakie zn aczen ia pod k ład ał M ochnacki pod term in „p oezja”, zob.: P. C h m i e l o w s k i . D zie je k r y t y k i li te r a c k ie j w Polsce. W arszaw a 1902 s. 163. O przem ianie w p ojm ow aniu poezji w ok resie k la sy cy zm u i rom antyzm u Z. Ł em - picki w y p o w ia d a n astęp u jące zd an ie: „M iejsce l i t e r a t a [...] epoki o św ie c e n ia zajm u je [...] rozw ichrzony g en iu sz o n ieo k iełzn a n y m tem p eram en cie, [...] p oeta — [...] w ieszcz” ( Ł e m p i c k i , jw . s. 170; podkr. m oje — I. K.).
76 I R E N A K I T O W I C Z O W A
M ochnacki w arty k u le N iektóre uw agi nad poezją rom antyczną 51. Język jest w niej spraw ą w a ż n ą , a l e d r u g o r z ę d n ą wobec jej istoty: p am iętajm y — w szak to tylko narzędzie. Z tego nowego aspektu rozpa tru je M ochnacki ko nk retn e dokonania literack ie:
Z przyw ar w sty lu w y sło w ie n ia n ie w szęd zie tak, jakby m oże na rzecz rym o- tw órczą w y p a d a ło , gładko i sta ro w n ie okrzesanego, z n ied b ałości w w ie lu m iej scach n a czystość i w y tw o rn o ść polszczyzn y, w zięto u nas pobudkę do odsądzenia teg o p oem atu (m ow a o Z an iku K a n i o w s k i m G oszczyńskiego — I. K.) od w szelk iej części a p o lłin o w ej. [...] A le i to także p ołożyć godzi się: że ta niep op raw n ość je sz cze n ie ścieśn ia i n ie ćm i rzadkich za let w tej p ow ieści G oszczyńskiego. [...] G dzie n a tch n ien ie p o ety ck ie przew aża, m istrzuje, tam w n ik a jm y w treść, w istotę rzeczy, na resztę n ie db ając S2.
M ochnacki lite ra tu rę w idzi w kategoriach w yraźnie dualistycznych, w kategoriach form y i treści. Mogą one być zgodne z sobą, mogą też być rozbieżne, n ajw ażniejsze jest jedno: istota rzeczy, język — jego popraw ność i w szystkie w alory estetyczne są czymś zdecydow anie drugoplano wym . W tej spraw ie w ypow iada się tak : „[...] licha częstokroć ram ota, świeci się ja k fałszyw y b ry la n t błyskotkam i stylu, i naw zajem zły styl, a niepozorne w y staw ien ie nieraz raczej zasłaniają, jak szpecą pożyteczne m yśli i niejałow e zdania” 53.
W idzenie dualistyczne m a sw e źródło w tym , iż — w edług M ochnac kiego, a także zdaniem in nych rom antyków — poezja bytow ała w n a tu rze, w św iecie: a więc poza językiem . Je d n a z epok w rozw oju ludzkości, w rozw oju ducha to epoka w łaśnie idealnej, czystej niejako poezji, to „Czas tw orzydeł fantazji, w ia ry uniesień, — sm utku, m elancholii. W ysoka poezja człowieka, — m rok w blasku posępnym i łagodnem św ietle księ życa. P raw d ziw a rom antyczność!” (O lit. s. 32). W tym okresie poetyc kiego n atch n ien ia: „ F an tazja w łada w {...] świecie i jako duch nad ziem ią się unosi po uskrom ieniu burzliw ych żywiołów. Stw arza, czaruje! F a n tazja w h isto rii rozpościera się [...]” (O lit. s. 31).
Jed n ak że poezja n a tu ry sta je się praw dziw ą poezją dopiero w tedy, gdy zostanie o db ita w świadomości, w m yśli człowieka, a więc wówczas, kiedy przejdzie w stan językow y. Zadaniem języka w litera tu rz e jest ujaw n ien ie poezji św iata i dlatego w ażna jest przede w szystkim p r z y l e g ł o ś ć s ł o w a do elem entów n atu ry , d o d e s y g n a t u , a n i e jego s t a r a n n o ś ć i w y k w i n t n o ś ć . N ależy dążyć do zrów nania słow a i jego desygnatu, do tego, by słowo było przezroczyste, naw et
51 M o c h n a c k i . N ie k tó r e u w a g i nad p o e z y ą r o m a n ty c z n ą z p o w o d u ro z p ra w y Jana Ś n ia d e c k ie g o o p is m a c h k la s y c z n y c h i r o m a n t y c z n y c h s. 54-71.
52 A r t y k u ł , do k tó r e g o b y ł p o w o d e m s. 216 n.
53 K i l k a s ł ó w z p o w o d u a r t y k u ł u p. Ż u k o w s k ie g o o s z tu ce s. 152-173; fragm ent cy to w a n y : s. 167.
kosztem niepopraw ności i niedbałości językow ej. W łaśnie to k ry te riu m M ochnacki stosuje, om aw iając poszczególne u tw o ry : m aksym alna p rzy - ległość słowa do rzeczywistości, k tó rą u tw ór przedstaw ia, d ecydu je o jego wartości. Zasada ta jest przyczyną n a d e r pochlebnego sądu o G rażynie M ickiew icza:
T w ardy jest sty l tej p ow ieści, jak żelazn a zbroja, chropow aty, jak ch rzęst tej zbroi, k ied y n ią siln e potrząsają ram iona, ostry, ja k n a starych obrazach fizjo n o m ie rycerzy, a tak dziki i m alarski, jak b y ły d zik ie i le śn e serca m ężó w pogań sk iej jeszcze L itw y i pancern ych m n ichów , co ich ch rzcili i m ord ow ali. N a śla d o w cza tej m ow y harm onia, [...] m y śl czyteln ik a obraca ku ow y m czasom , k ied y się dziać m iała rzecz poem atu [...]. J estże co p ierw o tw o rn iejszeg o w sy stem ie p o ety ck iej n a szej literatury, albo co by ściślej sp o w in o w a co n e b yło z d alek ą p rzeszłością, której echo tak donośnie, [...] odbija się w sam em w y sło w ie n iu ? (O lit. s. 112 n.).
Dla lite ra tu ry każde słowo jest ważne, byle było uży te funkcjonalnie, byle w yrażało w iernie cechy ch arak tery sty czn e desyg natu: „Zelżyw e w y razy Korj olana nie byłyby nikogo zgorszyły, gdyżby to nieukojonem u żalowi i cierpieniom w ygnańca przy p isan o ” (O lit. s. 140).
Pow tórzm y raz jeszcze: taka postaw a M ochnackiego wobec lite ra tu ry w ypływ a z jego przekonania, iż język jest jedynie narzędziem poezji, natom iast ona sam a istnieje w świecie. U staw ienie tego zagadnienia przez M ochnackiego jest diam etraln ie różne od postulatów , jakie głosili i reali zowali klasycyści. Dla nich poezja istn iała w języku, to język b y ł poezjo- twórczy. Różnym typom poezji, różnym gatunkom odpow iadały rozm aite s p o s o b y p i s a n i a (podkreślenie w cytacie m oje — I. K):
K ażdy r o d z a j p i s a n i a m a szla ch etn o ść sw o ję, Inszą, gdy la sy śp iew a, a inszą, gdy boje.
mówi Franciszek K saw ery Dmochowski w S ztuce ry m o tw ó rczej 34. Z tego faktu, iż poezja, lite ra tu ra to przede w szystkim odpow iedni rodzaj języka,
54 BN. I nr 158. W rocław 1956 s. 20. O tym , ż e d la k la sy k ó w b y ły n a jw a ż n ie j sze „um iejętności p isarsk ie” (w p rzeciw ień stw ie do rom an tyk ów , d la k tórych nad rzędny b ył św ia t p rzedstaw iony), p isze M. M a ciejew sk i (Zagadka i ta jem n ica ). „R oczniki H u m an istyczn e” T. 16:1968 z. 1 s. 5-28; ustęp przytoczony: s. 6 n.) tak:
U krytyka k lasycystyczn ego zn a m ien n e jest — „ahistoryczne w id zen ie zja w isk literackich. O bow iązuje ty lk o jed en k larow n y, u porządkow any in te le k tu a ln ie w z o rzec poddany ściśle p rzestrzeganym d ystyn k cjom rod zajow ym i gatu n k ow ym . K ry tyk n ie dostrzega przeobrażeń h istoryczn ych g en ety czn ie zd eterm in ow an ych odręb nym i założeniam i filo zo ficzn o -estety czn y m i. Jest przekonany, że w szy stk o w y ja śn i norm atyw na sty listy k a X V III w iek u , której »jasność« jako nad rzęd n a k ategoria estetyczn a dyktuje praw a. O czyw iście jest prześw iad czon y o pon ad czasow ej w artości tej kategorii. K rytyk k la sy cy sty czn y n ie odnosi k ategorii »jasności« i »ciem ności« do św iata przed staw ion ego jako atrybutów jego ontycznej struktury — b ędzie to dopiero w y k ła d n ik iem św iad om ości rom an tyk ów — lecz sp row ad za ca łe za g a d n ien ie na płaszczyzn ę um iejętn ości pisarskich w zak resie sty lu i k om p ozycji”.
78 I R E N A K I T O W I C Z O W A
odpow iednie jego ukształtow anie, w ypływ a to, iż w ówczesnych teoriach poezji naczelne m iejsce zajm ow ały w łaśnie spraw y językow e. Podobnie jest w teoriach w ym ow y: w ym ow y, a więc znowu kw estia związana z językiem . Ogólną cechą poezji b y ł „sty l poetyczny”, w edług określenia E. Słowackiego. U zależniony jest on od trzech czynników : dobrania myśli, „pew nych sposobów w y rażen ia nieprozaicznych i niepospolitych” oraz od harm o nii mowy. W sp raw ie dobrania m yśli tak pisze: „[...] poezja od rzuca m yśli błahe, nikczem ne i te, k tó re zby t często pow tarzane w m ó w i ę p o t o c z n e j , nie m ogłyby żadnego uczynić w rażen ia” 35 (podkr. m oje — I. K.).
Niepospolitość i nieprozaiczność w yrażeń zależy jedynie od w yboru słów oraz ich w łaściw ego szyku, ów w łaściw y szyk pojm ow any był dość dowolnie. H arm onia m ow y — to inaczej jej m iłe brzm ienie. D rugim w a ru n k iem poetyckości — obok „godnego s ty lu ” — było „rym ow anie” : od pow iedni tok, ry tm i m iary w iersza 56. Poezja liryczna — w edług K róli kow skiego — pow inna przejaw iać tak ie cechy, jak: „[...] wyższość i śm ia łość w w y r a z i e uczucia, obfitość stylu, ustęp y liczniejsze niż gdzie indziej, zw roty śmielsze, w olniejsze” (R y s p o e ty k i s. 20. Podkr. m oje — I. K). N ie chodzi tu o śm iałe uczucia! — śm iały może być w y r a z t e g o u c z u c i a . W szystko obraca się w okół słów, w yrażeń, zdań. Całe roz działy pośw ięca się problem ow i odpow iadającego w ysokim w ym aganiom poezji (bądź w ogóle — litera tu ry ) sposobu budow ania zdań i okresów. Z agadnienia te om aw ia się nad w yraz drobiazgowo, ze w szystkim i niu an sam i: poczynając „od położenia zdań obok siebie” (Prawidła tuym ow y
i p o ezji s. 24), „w iązania ich ” za pom ocą takich, a nie innych spójników
(najsłabszy rodzaj w iązania to używ anie spójników „i, a, tudzież, też itp .” ja k pisze E. Słowacki, jw. s. 25), całości i jedności okresu (tamże s. 26 n.), a kończąc na tak ich detalach, jak następujące: że w yrazy o tej sam ej ilości zgłosek nie m ogą w ystępow ać kolejno po sobie (s. 51); że należy unikać zbiegu k ilku spółgłosek tw ardych, zgłosek jednakow ych (s. 52). Szczegółowo określa się, kiedy w olno użyć np. m yślnika: „M yślnik kładzie się dla przygotow ania uw agi czytelnika n a zw rot szczególniejszy, albo n a m yśl cale przeciw ną; niekiedy także dla dłuższego w mowie p rze stan k u ” 57.
Sens poetyckości i literackości zam yka się w starannie dobranym do rod zaju m ow y czy w iersza p r z e d s t a w i e n i u j ę z y k o w y m . N aj bardziej ceniony to tzw. styl w ysoki, gdyż „[...] się wznosi nad zwyczajne w yrazy i sposoby m ów ienia, używ a natom iast jak najw spanialszych, n a j
55 S ł o w a c k i . P r a w i d ł a w y m o w y i p o e z j i s. 218 n. 58 J. K r ó l i k o w s k i . R y s p o e ty k i . P oznań 1828 s. 9 n., 19. 57 P ro ste z a s a d y s t y l u po lskie go. P ozn ań —B ydgoszcz 1826 s. 126.
lepszych [...]. B ierze on też czasem j m niej w spaniałe przedm ioty, aby je tym w spanialej przedstaw ić” 58. C h araktery styczn e w przytoczonej w y powiedzi jest przede w szystkim to, iż w poezji chodzi o „w spaniałe przedstaw ienie” językow e n aw et tego elem entu, k tó ry w rzeczyw istości wcale w spaniały nie jest. Nie przyległość słow a do d esygnatu je st tu ważna, a ozdobność, jego w alory estetyczne, k tó ry ch naczelną k atego rią był wdzięk, czułość i delikatność w ysłow ienia S9.
Te po stulaty teoretyczne k ry ty k a literack a okresu klasycyzm u i p re - rom antyzm u z całym pietyzm em w cielała w życie w k o n k retn y ch w ypo wiedziach o poszczególnych u tw o rach literackich. Nie darow ano n aw et tak skądinąd chw alonem u J. K ochanow skiem u! J. U. Niem cewicz w M o-
w ie na pochwałę J. Kochanow skiego, w ygłoszonej w 1800 r. w W arszaw
skim Tow arzystw ie Przyjaciół N auk, tak pow iedział:
[...] K ochanow ski język nasz w y d o sk o n a lił, zbogacił, [...]. O bok tych p o ch w a ł, dla ostrzeżenia ćw iczącej się w ry m o tw o rstw ie m łod zieży, w y zn a ć n ależy, że d zieła K ochanow skiego n ie w szęd zie za w zór gład k ości i dobrego sm ak u brane być p o w in n y; obok m ocy i w y n io słej szlach etn ości nieraz n ied b a lstw o , n isk ie w yrazy, n ie raz zbyt p osp olite rym y w id zieć się dają; lecz ten, co pracow ał b ez p rzew od n ik a, ten, co był p ierw szym , d oskonałym w e w szy stk im b y ć n ie m ógł [...]60.
N atom iast rym ow ane tw ory w spółczesnych Niem cewiczow i doskonałe już być pow inny, a doskonałość w ów czesnym pojęciu zam ykała się w „gładkości” języka. To było naczelne k ry teriu m , w edług którego oce niano utw ory, w edług którego je potępiano bądź w ychw alano. Stosując tę zasadę, S. K. Potocki Ś w ią ty n i W en ery w K nidos w tłum aczeniu Szy manowskiego, nadał rangę narodow ego arcydzieła, arcydzieła p rze ra sta jącego swą w ielkością w szystkie dotychczasow e płody polskiej m uzy:
N iech m i kto w n im w iersz n iesm ak ow n y, w ryaz, n ie m ó w ię podły, lecz n ie przyzw oity, niech nadętość, n iech tw ard ość okaże, p rzyw ary zb yt często k ażące tw ory najp ięk n iejszych d ow cipów . [...] P rzecież ta m o w a tak d aw n a, tak okazała, tak szlachetna, tak sto so w n a do jen iu szu narodu, k tóry ją w y k szta łcił, n ie m ia ła do czasów S zym an ow sk iego w d zięk u d elik atn ej czułości, która się w n iej p ra w ie n ie podobną zdaw ała. [...] U m iał w y śle d z ić to, co W iekom uk rytym było. O bdarzył, zbogacił, d op ełn ił język ojczysty, otw orzył n o w e p o le literatu rze p o lsk iej, [...] 61.
58 T. S z u m s k i . D o k ła d n a n au ka j ę z y k a i s t y l u po lskie go. Cz. 1. P oznań 1809 s. 5.
69 O w d zięk u jako n aczeln ej kategorii estetyczn ej (nurt rokokow y) p isze T. K o stk iew iczow a w : P o e m a t y K n ia ź n i n a w o b e c t r a d y c j i g a t u n k o w e j „P am iętn ik L iteracki” 1970 z. 2 s. 222.
60 P o lsk a k r y t y k a liter a ck a s. 43-53; fragm en t cy to w a n y : s. 47.
61 P o c h w a ł a Józefa S z y m a n o w s k ie g o c z y t a n a w Z g r o m a d z e n iu P r z y j a c i ó ł N a u k dnia 9 m a j a roku 1801. W: P olska k r y t y k a s. 19-33; fragm en t p rzy w o ła n y : s. 25 n.
80 I R E N A K I T O W I C Z O W A
K ry teriu m gładkości językow ej było jeszcze przez następn ych lat kil kanaście po w ystąpieniach Potockiego czy Niem cewicza probierzem w a r tości polskiej lite ra tu ry . Podporządkow ał m u się K. Brodziński w swoich w ypow iedziach k ry ty czn y ch (np. O k ry ty c e 62), mimo że już wprowadził k ry te riu m nowe, k ry te riu m narodow ości; podporządkow ał m u się i mło dy A. M ickiewicz w sw ym pierw szym a rty k u le pt. Uwagi nad „Jagiełło-
nidą” D yzm asa B ończy Tom aszelaskiego, pisząc: „W ytknąw szy w nie
któ ry ch [fragm entach — I. K.] w ady [...] W idzim y tu w iersze dosyć gład kie i pow ażne [...]63 Dziesięć lat później (1829 r.) kłasycystyczne nakazy i zakazy językow e zdecydow anie ośmiesza w a rty k u le pt. O krytyka ch
i recenzentach w arszaw skich:
Co do stylu , w sz y sc y p ra w ie tłu m acze długą w p ra w ą doszli do tego, że w szyscy ró w n ie popraw ni, ró w n ie od p ro w in cjo n a lizm ó w i n ow ych w yrażeń w oln i, w szyscy dobrze p iszą w iersze. W iersze te, d ziw n ie do sieb ie podobne, zdają się z jednego kruszcu, z jed n ej pochodzić m en n icy. [...] jeden w szęd zie tok w iersza, styl, led w ie n ie rym y 64.
Ośm iesza b ra k oryginalności, stagnację i b ra k życia w tego ty p u litera turze, podobnie jak M ochnacki: „Chcieliżbyście w ynaleźć abecadło i gra m aty kę d la poezji [...]?” — z kp iną zw raca się do klasyków (O lit. s. 107). N iezbyt pochlebnie określa ich jako literatów , pisząc, że „[...] postaw a tych t r e f n i s i ó w w litera tu rz e była, że tak powiem, jedw abna — n a w e t ich słow a b yły pieszczone. Oni m ieli z e m d l o n ą m o w ę (O lit. s. 75; podkr. m oje — I. K.).
To, co dla klasyków było świętością, dla rom antyków staw ało się pod łożem kp in y : dla nich język to ani nie świętość, ani nie tabu, to po pro stu środek w yrazu. Tak ja k Potocki uczynił z Szym anowskiego W enery
iv K nidos tw ó r genialny, tak M ochnacki ten sam utw ór, z racji tych sa
m ych k ry teriów , k tó re Potockiem u pozwoliły policzyć go w poczet dzieł znakom itych, w yśm iał jako literack ą m iernotę:
S z y m a n o w s k i , tłu m acząc przez sied em la t Ś w i ą t y n i ę W e n e r y , za żadne w ie ń c e i m irty fe b o w e n ie u żyłb y w y r a ż e ń : — u r w i s z, c h ł e p c e , p l u c h a , ł e b z a d a r t y . D elik a tn o ść i p o p ra w n o ść! Cóż rzekną ci, co u sta w n ie w zn a w ia ją te m a k sy m y z n ie w ie śc ia łe g o gustu, na o w e siln e, dobitne, b e o t y c k i e , m alujące w yrażen ia, k tóre z ćm y tak starych la t w y ch y la ją na w id o k pow ierzch ow n ą ich szatę? [...] (O lit. s. 131).
W okresie klasycyzm u i prerom antyzm u nasiliły się w polskiej lite ra tu rz e p rzek łady z języków obcych. Nie chodziło bow iem w tedy o ory
62 P is m a s. 139.
63 D zie ła. T. 5. W arszaw a 1950 s. 162.
ginalność literatu ry , o to, żeby lite ra tu ra była św iadom ością narodu, lecz jedynie o staranność w języku i w ierszu. Z racji oryginalności, z racji celu literatu ry , jakim jest danie św iadectw a o św iadom ości narodu, M ochnacki zdecydow anie w y stęp u je przeciw ko g loryfikacji tłum aczeń: ,,Gładkie, staran ne przekłady z obcych języków , u staw n e podw odzenie m owy ku w ytw orności sm aku i delikatności w ysłow ienia, nie przechy lą sporu na stronę naśladow stw a. Czasy tych zalet może na zawsze p rze m inęły”. (O lit. s. 92).
Podobnie jak cała rzeczywistość poddana jest p raw u rozw oju, roz w oju dialektycznego, tak i lite ra tu ra n ie może się z tej zasady w yłam ać. Również m usi się rozw ijać, a tłum aczenia sp rz y ja ją stagnacji — „nie tylko pod względem języka, lecz oraz pod w zględem w y o brażeń i m y śli” (K ilka m yśli o icpływ ie tłu m a c z e ń 65). Języ k to św iadom ość czło wieka, w yraz jego św iatopoglądu, więc w raz z przejm ow aniem obcego języka p rzejm u je się i św iatopogląd narodu, k tó ry go używ a, co w y k lu cza narodow ość i oryginalność. Dlatego też pisze M ochnacki, że „[...] do póki [...] będziem y tłum aczyć lub naśladow ać dzieła francuskich m i strzów, i nie uw olnim y się od szkodliwego w pływ u ich języka i lite ra tury, [...] dopóty nie będziem y m ieli o ryginalnej poezji i narodow ej lite ra tu ry ” (O duchu i źródłach poezji w Polszczę s. 47).
Z bierając w nioski zaw arte w tej części referatu , powiedzieć można, iż dla M ochnackiego lite ra tu ra to św iadectw o świadom ości narodu, któ re decyduje o jej istocie, natom iast język je st jed y n ie m ateriałem naocz nego niejako u jaw nian ia się tej istoty. Ję zy k to n arzędzie i tylko narzę dzie, nie czynnik poezjotwórczy, poezja istn ieje bow iem w świecie. Jego postaw a w tej kw estii stanow i całkow ite przeciw ieństw o wobec stano w iska klasyków , w edług który ch poezjotw órczy był przede w szystkim
język-III. KO N FLIK T POM IĘDZY ZNA K IEM JĘZYKOW YM A JEGO DESY G N ATEM
Dla M ochnackiego pierw szoplanow ym zagadnieniem w dziedzinie ję zyka była kw estia m aksym alnej przyległości znaku językow ego do jego desygnatu, znak pow inien być n iejako przezroczysty, by m ożliw ie n a j- bezpośredniej ukazyw ał poprzez siebie rzecz, k tó rą oznacza. W yraża się tu troska o to, by język nie fałszow ał rzeczywistości, b y błędnie nie in form ował. Z tego w szystkiego w y n ik a na razie w niosek jed en : otóż po m iędzy znakiem językow ym a desygnatem istn ieje ciągłe, n ieu sta n n e n
a-65 M o c h n a c k i . K i l k a m y ś l i o w p ł y w i e tł u m a c z e ń z o b c y c h j ę z y k ó w na li te raturę pols ką s. 48-53.
82 I R E N A K I T O W I C Z O W A
pięcie (zgodnie z w yznaw aną przez M ochnackiego regułą dialektyczną), znak n ie jest ad ek w atny do rzeczywistości. Często jego zakres znaczenio w y jest zb yt szeroki, oznacza zbyt w iele rzeczy równocześnie, jak w w y p adku niezm iernie p o p ularn ych w yrazów „klasyczność” i „rom antycz-
ność” : znaczenie ty ch dw óch w yrazów obejm uje tyle rozm aitych
szczegółów, sprzecznych w yobrażeń i przeciw nych widoków, tak dalece jest przestronne, zaw iłe i ogólne [...]” (N iektóre uw agi nad poezją rom an
tyczną 66).
Języ k je s t uboższy niż rzeczyw istość: dzieje się tak dlatego, ponie waż pew nych frag m en tó w rzeczyw istości człowiek nie jest w stanie w pełni odbić w m yśli, co jest rów noznaczne z tym, że nie m a na ich oznaczenie nazw językow ych. To są owe nie nazw ane tajem nice natury. Ję zy k jest rów ny m yśleniu, n ato m iast w stosunku do uczuć i w yobrażeń, do całego św iata im aginacji jest jedynie dalekim i ubogim krew nym , poniew aż w ielu z nich nie da się nazw ać: „Prow adząc w zrok po nieskoń czonym horyzoncie przestrzen i m orza lub czystego nieba, nie doświad- czam yż w zruszeń niepojęty ch i nie dających się oznaczyć?” — pisze M ochnacki w rozpraw ie O duchu i źródłach poezyi w Polszczę (s. 13). Czego nie da się poznać za pom ocą refleksji, „poznajem y” w sposób dia m etraln ie różny, w łaściw ie n ie poznajem y, a doświadczam y uczuciem, chodzi bow iem o odczucia tajem niczych zjaw isk i rzeczy, o poznanie in tu icy jn e — „in sty n k tem d uszy”, w edług określenia M ochnackiego. Tam, gdzie słów b raku je, w szystko w yjaśnia uczucie: „M yśl przenosi się do źródeł czasu i przestrzeni, tajem nice niepojęte dla rozum u, n i e-
o k r e ś l o n e z w y c z a j n e m b r z m i e n i e m s ł ó w rozw iązuje
uczucie: [...]” (O duchu i źródłach s. 7 n. Podkr. m oje — I. K.). Uczucie n ie m ieści się w języku, przerasta go i dlatego możliwe jest takie stw ier dzenie M ochnackiego: „W każdym niem al sonecie M i c k i e w i c z a zna leźć m ożem y w ięcej w yobrażeń, jak rym ów , więcej uczuć, jak słów; N ieprzystaw alność języka do poezji — w m yśl przekonań M ochnac kiego — uw idoczni się tym bardziej, im w yraźniej przyw ołam y jego prze św iadczenia co do istoty poezji, istoty, któ rą stanow i nie m yśl, nie ro zum : jest n ią dziedzina, gdzie w ładza rozum u się kończy, jest w ręcz za w odna — to św iat uczuć i fantazji, uczuć ściśle zindyw idualizow anych,
*6 Ten fragm en t c y to w a n y w ed łu g w yd an ia (w pism ach w yd an ych przez Ś li w iń sk ie g o brak drugiej części teg o artykułu): M. M o c h n a c k i . N ie k tó r e uwagi n ad p o e z j ą ro m a n ty c z n ą . P is m a w y b r a n e . W arszaw a 1957 s. 72-100; zdania przy toczon e: s. 85.
67 T e n ż e . O sonetach A. M i c k ie w ic z a . T am że s. 72-81; zdanie p rzyw ołane: s. 74.
niepow tarzalnych 68. W stosunku do nich język jest narzędziem niem ia- rodajnym . Świadom ość ograniczoności języka była u d z ia łe m ' nie tylko Mochnackiego. W yraziste oblicze uzyskała rów nież w bezpośrednich sfor m ułow aniach poetyckich u M ickiewicza (o czym pisze I. Opacki w szkicu
C złow iek w sonetach przełom u 69) :
Com w id ział, op ow iem — po śm ierci, Bo w żyjących języku nie m a na to głosu.
D ro g a n a d p r z e p a ś c i ą w C z u f u t - K a l e Z ty m w szystkim w iąże się przekonanie M ochnackiego, iż n igd y nie m ów im y w pełni praw dziw ie, tzn. nie tra n sp o n u jem y w iernie znaków rzeczywistości na znaki językow e. M ówimy zawsze z pew nym „podobień stw em do p raw dy”, jak to określił n ajro m antyczniejszy z kryty kó w .
Dualizm znaku i jego desygnatu p ró b u je M ochnacki przezw yciężyć. Poddany praw u rozw oju jest także język, a d okładniej: jego zasób słow nikowy, k tóry ciągle się zm ienia, ciągle się rozw ija. K ieru n ek tego roz w oju jest jeden — k u całkow item u zespoleniu słowa z rzeczą. F akt, iż w języku nie m a jakiejś nazw y, wcale nie św iadczy o tym , że jej nie bę dzie, bo skoro język jest tylko narzędziem , jest jedy nie m ateriałem , to znaczy, iż m ożna go popraw ić, nazw y m ożna zmieniać, m ożna — i n a w et należy — tw orzyć nowe. M ochnacki podw aża arbitralność znaku, arbitralność języka. N atura, desygnat jest treścią pierw otną, to ona m a wyznaczać znak: nie na odw rót. W konsekw encji M ochnacki poddaje język n ieustannej rew izji, stale k o n fro n tu je słowo z rzeczą, k tó rą ono oznacza. Była to ten dencja pow szechna w tym okresie. O otw artości za sobu słownikowego w czasie rom antyzm u F. Pepłow ski pisze tak:
S ło w n ictw o i frazeologia tego okresu n ie sta n o w ią jak iegoś stałego, za m k n ię tego system u term in ów i jed n ostek frazeologiczn ych ; ob serw u jem y tu u sta w iczn y
69 Zob. n a ten tem at w y p o w ied ź Cz. Z gorzelskiego (Romantyzm , w Polsce. L ublin 1957 s. 8).
*9 (O so net ach M ickiew icza). W: P o e zja r o m a n t y c z n y c h p r z e ł o m ó w . Szk ice. W rocław 1972 s. 14-26; fragm en t przyw ołan y: s. 25 n. Stam tąd ró w n ież pochodzi cytow any d w uw iersz. O n ied osk on ałości m ow y lu d zk iej sp ow od ow an ej nadm ierną „gram atykalizacją” p isa ł H erder. Z ap atryw an ia jego n a tę k w e stię referu je Z. F lor czak w artykule S p ó r o g r a m a t y k ę u n iw e rs a ln ą w X V I I I w i e k u („P am iętn ik L ite racki” 1972 z. 1 s. 159-172): „Jego sądy o język u w y p ły w a ją z p rzekonania, ż e cho ciaż m ow a jest ch arakterystyczną cech ą lu d zk iego rozum u, n ie jest ona doskonała, obecnie b ow iem m iędzy m ow ą a m yślam i i rzeczam i n ie w id a ć isto tn eg o zw iązku. K ażdy spośród język ów lu d zkich jest dziś sy stem em arb itraln ie ustalon ych znaków . N adto gram atyk alizacja jest przeszkodą dla w y zy sk a n ia m ożliw ości, jak ie daje język. W szelkie reguły gram atyków , zm ierzające do ud osk on alen ia języka, dopro w adziły do tego, że poezja stała się sztuką, odchodząc od sw eg o źródła — od n a tu ry” (s. 169).