• Nie Znaleziono Wyników

W Warszawie: rocznie rs. 8 k w artaln ie „ 2 Z przesyłką pocztową: rocznie „ 10 półrocznie „ 6 Prenum erow ać m ożna w R ed ak cy i W szechśw iata

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "W Warszawie: rocznie rs. 8 k w artaln ie „ 2 Z przesyłką pocztową: rocznie „ 10 półrocznie „ 6 Prenum erow ać m ożna w R ed ak cy i W szechśw iata"

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

M 1 9 . Warszawa, d. 8 Maja 1892 r. T o m X I .

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOWI PRZYRODNICZYM.

PRENUMERATA „W SZECHŚW IATA".

W Warszawie: rocznie rs. 8 k w artaln ie „ 2 Z przesyłką pocztową: rocznie „ 10 półrocznie „ 6 Prenum erow ać m ożna w R ed ak cy i W szechśw iata

i we w szystkich k sięg arn iach w k ra ju i zagranicy.

Komitet Redakcyjny Wszechświata stanowią panowie:

Aleksandrowicz J ., Deike K ., Dickstoin S., Hoyer II., Jurkiewicz K., Kwietniewski W ł., Kramsztyk 8., Natanson J., Prauss St., Sztoleman J . i Wróblewski W .

„W szechśw iat11 p rzyjm uje ogłoszenia, k tó ry ch treśó m a jak ik o lw iek zw iązek z n au k ą, n a następujących w arunkach: Z a 1 w iersz zw ykłego d ru k u w szpalcie albo jego m iejsce p o b iera się za pierw szy ra z kop. 7 '/a

za sześć następnych razy kop. 6, za dalsze kop. 5.

Adres IRed-eilscyi: IKZrałsowslsiie-IFrzed.irLieście, 3STr GS.

O J P I S

P R O W 1 N C Y I P E R U W IJ A Ń S K IE J

MAYNAS."

W chw ili gdy p rą d em igracyjny do B ra ­ zylii p rz y b ra ł u nas tak w ielkie rozm iary, nie od rzeczy może będzie dać c h a ra k te ry ­ stykę jed n aj z pow incyj peruw ijańskich, k tó ra tak pod względem klim atu, jak oteż flory i fauny żbliża się bardzo do k rainy , będącej dzisiaj snem złotym dla wielu z n a ­ szych biednych w ieśniaków , snem, który dla niejednego zam ienił się w n ajo k ro p n ie j­

szą rzeczyw istość. Biedni, szukają dobro­

bytu i spokoju, a większość z nich zn a jd u je nędzę, głód i rosczarow anie; byli i tacy, któ rzy głow ę swą złożyli na w ilgotnej ziemi południow o-am erykańskiego kontynentu.

W pracy niniejszej starałem się dać k ró t­

k ą m onografiją prow incyi M aynas, s ta n o -

M apa do tego a rty k u łu n ależąca je st um iesz­

czona na s tr . 297 dzisiejszego n -ru W szechśw iata.

wiącój wschodnią część P e ru . Poznałem ją w rok u 1881, a nadto kreśląc podany tu opis, posiłkow ałem się doskonałą pracą w ło ­ skiego uczonego, A ntoniego Eaim ondiego, k tó ry odbył po M aynas szczegółową podróż w latach 1858—1859 i opisał w broszurze pod tytułem „A puntes sobre la provincia lito ral de L o re to ”, opublikow anej w „Geo­

grafii P e ru ” przez P az S oldana (P ary ż, 1862, pohiszpańsku).

I.

N a wschód od K o rd y lijeró w ciągną się na terytory ju m peru w ijańsk iem olbrzym ie rów n iny , przecięte rzekam i: A m azonką, U cayali, H u a lla g ą i ich dopływ am i.'1 Niziny te stanow ią je d n ę całość z całą tą krain ą, k tó rą w ostatnich czasach zaczęto nazywać A m azoniją, to je s t lesistą i w ilgotną ko tlin ą A m azonki w raz z jó j dopływ am i. R ozległa ta rów nina ciągnie się od podnóża K o rd y ­ lijerów aż do samego ujścia królow ćj rzek, czyli na p rzestrzeni jak ich 3000 mil an g iel­

skich; szerokość jój dosięga w wielu m iej­

scach 1800 mil. I rzecz dziwna, że na całój

tój przestrzeni znajdziem y wszędzie a n a lo ­

giczny klim at, podobną florę i faunę, a ró ż ­

nice ja k ie zauw ażym y m iędzy tw oram i k r a ń ­

(2)

290 WSZECHŚWIAT. N r 19.

cow ych punktów A m azonii będą raczej ga­

tunkow e a nie rodzajow e. S tąd to poznaw ­ szy jed n ę jź j część będziem y m ieli pojęcie, choćby przybliżone, o całości.

W łaściw ie nazw a M aynas byw a stosow a­

na przez gieografów p eru w ija ń sk ic h do pół- nocno-zachodnićj części nizin p e ru w ija ń ­ skich. J a jed n ak , idąc za przy k ład em m ieszkańców północnego P e ru , pod nazw ą tą rozum iem całą k o tlin ę górnćj A m azonki oraz rzek U cayali, H u a lla g i i Napo. Część ta stanow i p ra w ie w całości dzisiejszy d e ­ p arta m en t L o re to , zw any do niedaw nego czasu „P ro v in cia lito ra l de L o re to ”.

T e ró w n in y bez końca są utw orzone w c a ­ łości z najnow szych osadów rzek, a kam ień w szelki je s t w nich ta k ą rzadkością, że ind y - ja n ie , udający się na brzegi U cayali w celu solenia ryby, zm uszeni są b rać ze sobą k a ­ m ienie do o strze n ia noży. T y lk o na po- brzeżach A m azonki zd a rza się tu i owdzie pum eks, przynoszony przez rzek ę P a staza z w u lkanów ekw ad o rsk ich . O d zachodu w szelako ró w n in y M aynas są przecięte ła ń ­ cuchem gó r, stanow iących rozgałęzien ie K o rd y lijeró w . P asm o to oddziela się od głów nego łań cu ch a w środkow em P e ru p rz y węźle C erro de P asco i biegnąc ciągle w k ie ru n k u z p o łu d n ia n a północ rów nole- gle do głów nego g rz b ie tu , łączy się z nim pom iędzy m iastam i C hach apoyas i M oyo- bam ba w węźle P is z k u -G u a n iu n a . C ałko­

wicie utw orzonym je s t z białego tryjasow e- go piaskow ca, k tó ry nadzw yczaj łatw o ros- k ła d a się pod działaniem p ow ietrza i wody, w skutek czego spotykam y tu w szędzie u r ­ wiste w ąw ozy i ściany p rostopadłe. Sól będąca w łaściw ością form acyi tryjasow ój sp o ty k a się tu w liczn y ch m iejscach, a p o ­ k ła d y j ś j tu i ow dzie za le g ają sam ę niem al pow ierzchnię ziemi.

W spom n iana gałęź K o rd y lije ró w , zw ana pow szechnie pasm em w schodniem *) a oka­

lając a od w schodu głęboką dolinę rzeki H u a lla g i, je s t zu p e łn ie nieznaną, tak, że

') K o rd y lije ry m iędzy 5° i 11° szer. południow ej ro zd zielają się n a trz y ró w n o leg łe pasm a: zacho­

d n ie, środkow e i w schodnie. M iędzy pierw szem i d ru g ie m p ły n ie g łęb o k ą doliną rzeka M arańon, czyli g ó rn a A m azonka; m iędzy zaś środkow em i w schodniem rzek a Ilu a lla g a .

naw et nie mam y przybliżonych danych co do średniźj wysokości grzbietu. W y pra- wa w celu zbadania go n ap otkałab y na straszne trudności, gdyż samo pasmo je st zu pełnie dzikie i niezam ieszkane, a w scho­

dn ie jego stoki m uszą być naw iedzane przez srogie i j a k mówią ludożercze plem ię in- d y jan C ashibos, zam ieszkujące pobrzeża U cayali. D otychczas poznano je d y n ie pas­

mo to u jeg o podgórzy w dolinie H u a llag i oraz w tśj części, gdzie przeciąw szy rzekę H u a llag ę , biegnie ku złączeniu się w wę­

źle P iszku - G u an iu n a z głów nym (środ ­ kow ym ) łańcuchem K o rd y lijeró w . W tój m ianowicie (północnój) części pasm a w sch o­

dniego są zbudow ane m iasta T arapo to , L am as i M oyobam ba, stolica d ep a rta­

m entu.

O prócz w spom nianego dopieroco pasm a wschodniego, na rów ninach M aynas nie słychać o innych górach; spotykam y tylko w zm iankę o górach C anchah uay a, c iąg n ą­

cych się n a wschód od rzeki U cay ali w oko­

licach d op ływ u j ś j zw anego Rio Tam aya;

b rak nam wszelako danych co do ich ros- ciągłości oraz wysokości. R eszta więc pro- wincyi M aynas przed staw ia nam się ja k o niezm ierzona rów nina, w zniesiona ledw ie n a k ilk aset stóp ponad poziom m orza, mimo olbrzym iej odległości, ja k a j ą dzieli od oceanu A tlantyck iego . S tąd rzek i w szy­

stk ie posiadają bieg n a d e r spokojny, a w y ­ ją te k stanow i je d y n ie rzeka H u a llag a w g ó r- nym swym biegu, to je s t powyżój miejsca, gdzie się w ydobyw a z kam iennego łożyska K o rd y lijeró w wschodnich.

Nie znajdzie na świecie całym miejsc tak doskonale uw odnionych ja k cała A m azo- nija, a tem samem i p ro w in cy ja M aynas, k tó ra z n ią je d n ę stanow i całość. Niemó- wiąc ju ż o k ilk u olbrzym ich rzekach, k tó re j ą w różnych k ierun kach przecinają, sp o ty ­ kam y tu n a każdym k ro k u m niejsze lub większe rzeki, strum ienie i stru m y k i, do k tó ry ch dodać należy cały system kanałów i je z io r (cochas w ję z y k u m iejscow ym ), k tó ­ re łączą się z większemi rzekam i i stanow ią praw dopodobnie ich daw ne k o ry ta. C ały ten olbrzym i, a wielce skom plikow any sy ­ stem w odny stanow i doskonałe a w M aynas jed y n e p raw ie a rte ry je kom un ik acyjn e, do­

stępne w znacznój części dla dużych parów -

(3)

Nr 19.

ców, a przynajm niej dla łodzi parow ych, lu b czółen krajow ców . O d północnych g ra ­ nic Boliw ii pod 13° szer. połudn. możemy łodzią płyn ąć aż do E k w a d o ru pod sam rów nik; od podnóża K ordylijerów do ocea­

nu A tlantyckiego.

P ierw sze m iejsce w tym olbrzym im sy­

stem ie w odnym zajm uje rzek a Amazonka, zw ana w górnym swym biegu M aranonem , a w części b razy lijsk iej do zlania się z Rio N eg ro —Solim oensem ; nazw a O rellana, uży­

wana przez niektórych gieografów na cześć odkryw cy tój w spaniałej rzeki, powszechnie została zarzucona.

M arańon poczyna się z jezio ra L aurico- cha, położonego w K o rd y lijera ch pod 10°

szer. połudn. i płynie w k ie ru n k u N N W pom iędzy dwom a łańcucham i K o rdy lijerów (zachodnim i środkow ym ) i koło m iasteczka B ellavista (pod 5° 45' szer. połudn.) p rz y ­ b iera k ie ru n e k N E , a następnie N E E , aż do bystrzyny M anserriche, uform ow anej przez w schodnie pasm o A ndów , gdzie rzek a ście­

śnia bardzo swe k oryto i w ydostaje się na rów niny M aynas, skąd ju ż płynie bez ża­

dnej przeszkody. T u k ieru je się ju ż ciągle ku wschodowi, łączy się z rzeką H uallaga, a poniżej z ry w a lk ą swą rzeką U cayali, skąd p rz y b ie ra k ieru n e k na północ. Z w y­

kle też od tego m iejsca stosują ju ż do niej nazw ę A m azonki, którą do ujścia swego z a ­ chow uje. N a tery to ry ju m peruw ijańskiem zm ienia jeszcze k ilk a k ro tn ie swój kierunek, zawsze je d n a k śred n i jej bieg je s t z zachodu na wschód.

A m azonka, począwszy od b ystrzyny M an ­ serriche, je s t dostępna dla dużych parowców rzecznych. P o zlaniu się z rzek ą U cayali posiada ju ż szerokość 5 w iorst; niewszędzie je d n a k można w całości tę przestrzeń wodną obserw ow ać, gdyż wody A m azonki są u sia­

ne m nóstw em w ysp i wysepek, k tóre rozbi­

ja ją jój koryto na liczne m niejsze kanały i odnogi. Szybkość p rą d u pomimo n a d ­ zw yczaj słabego spadku, wynosi podczas w ielkich wód po ry dżdżystej około 6 w iorst na godzinę.

W krótce zobaczym y ja k ie są środki że­

glugi po Am azonce; obecnie dodam , że przed staw ia ona dla m niejszych statków , ja k łodzie, czółna, a naw et i dla trate w p e­

wne niebespieczeństw a, a m ianow icie ol-

291 brzym ie w iry, pochłaniające w całości ło ­ dzie wraz z ludźm i oraz silne burze, zwane przez m iejscow ych „las to rn a d a s”, które podnoszą na tej olbrzym iej pow ierzchni wody znaczną falę, bardzo dla m niejszych statków niebespieczną. „Las to rn ad a s” n aj- niebespieczniejsze są wtedy, gdy kieru nek ich je st przeciw ny prądow i wody, ponieważ w iatr uderzając w pow ierzchnię pod wodę pow oduje zawsze najw iększą falę.

A m azonka podczas w ielkich wód pory dżdżystej płynie całą szerokością swego ko­

ry ta, a w m iejscach niższych zalew a n a ­ w et i nadbrzeżne lasy. G dy je d n a k wody w Czerw cu opadać zaczną, odsłaniają się znaczne piaszczyste pobrzeża, ciągnące się zarów no w zdłuż samego brzegu, ja k i na sk ra ja ch wysp am azońskich. M ielizny tu byw ają obficie odwiedzane przez wielki g a­

tu n ek żółwi rzecznych, zw anych charap a (Podocnem is expansa).

W od a A m azonki je s t m niej lub więcej m ętna, koloru gliniastego, co tw orzy rażący k o n trast z czarnem i wodami niektórych do­

pływ ów , lub je z io r (cochas), okalających oba brzegi tej w spaniałej rzeki. Jez io ra te stanow ią rys ch arak tery styczn y system u am azońskiego i, w edług mego zdania, są daw nem i łożyskam i tej rzeki. P o siadają one niekiedy znaczną rozległość i głębokość i łączą się zapom ocą kanałów z samą A m a­

zonką. S tojąca ich woda je s t zawsze k la ­ row na, lecz posiada ciem ny odcień łu g u lub piw a, co p rzy znacznej głębokości pow odu­

je czarną barw ę ich wód. W raz z rz e k a ­ mi stanow ią one ważny środek kom unika- cyjny i n iejed n a osada znajd u je się n a ich pobrzeżach. K rajo w cy łow ią w nich rybę zapom ocą trucizny „barbasco”.

N ajw ażniejszem i dopływ am i A m azonki w granicach prow incyi M aynas są rzeki:

H u a llag a i U cayali z praw ej strony oraz P astaza i Napo z lew ej.

R zeka H u a llag a bierze początek na w y ­ żynach C erro de Pasco w niew ielkiej odle­

głości od źródeł M araiionu. K ieru n ek jój śred n i je s t z p o łu d n ia n a północ, choć w pierw szój połow ie swego biegu trzym a się przew ażnie k ie ru n k u N W , a w drugiej p ły nie bardziej ku północo-wschodowi. Ju ż począwszy od osady T ingo-M aria (9° 20' szer. połudn.) H u a llag a je s t dostępna dla

WSZECHŚWIAT.

(4)

292 WSZECHŚWIAT.

m niejszych łodzi, poniew aż je d n a k p ły n ie aż do b y strzy n y A g u irre pom iędzy dw om a pasm am i K o rd y lije ró w (środkow em i wscho­

dniem ), łożysko jój bardzo je s t w wielu m iejscach zwężone, a b y stry p rą d i liczne g łazy skaliste, sterczące tu i ow dzie z wody, czynią żeglugę po nićj bardzo niebespiecz- ną. N iem nićj je d n a k m ieszkańcy M aynas o dbyw ają tu częste podróże, wioząc sól, ty- tu ń i niek tó re p ro d u k ty leśne do T in g o - M aria, skąd lądem dochodzą do H uanuco, stolicy d ep a rtam en tu tegoż nazw iska.

W m iejscowości zw anej P on g o A g u irre H u a lla g a p rz eb ija się p rzez w schodnie p a ­ smo A ndów i w y p ły w a na ró w n in y A m a­

zońskie. O d tego też m iejsca je s t ona do­

stęp n a dla m niejszych parow ców ; w iększe zaś dochodzą tylko do m iasteczka Y u rim a- guas i to w porze w ielkich wód, gdyż w in ­ nym czasie liczne m ielizny p o w o d u ją częste zw łoki w żegludze, a n iekiedy p rz eszk a­

d za ją jćj zupełnie.

Z licznych dopływ ów H u a lla g i n ajw a ż­

niejszym i zarazem najciekaw szym je s t rz e ­ k a A ypena, p ły n ie (?) bow iem m iejscam i p ra w ie poziom emi, w sk u tek czego p rą d jćj ledw ie zauw ażyć się daje. Je d e n z p o d ró ­ żujących po tćj ciekaw ej rzece m ów ił mi, że razu pew nego, gdy on i je g o w ioślarze zasnęli na noc w łódce, której nie p rz y w ią­

zyw ali naw et do b rzegu, po o b udzen iu się zaczęli p ły n ąć w górę rzeki, to je s t w k ie ­ ru n k u przeciw nym , ja k i w y p ad ał w edług ich m arszru ty i dopiero po k ilk u godzinach w iosłow ania o p atrz y li się, że d n ia p o p rz e ­ dniego p rzep ły w ali ju ż te sam e m iejscow o­

ści, że przeto zam iast z wodą p ły n ęli pod wodę.

R zeka A ypena ro b i w rażenie raczćj sz tu ­ cznego k a n a łu aniżeli rzek i, ta k w szędzie posiada je d n a k o w ą szerokość i głębokość.

W e d łu g R aim ondiego m a ona pośrodku 6,22—8,40 m etra głębokości, a p rz y sam ym b rzegu 4 ,2 0 —3,26 m etra. W czasie w iel­

k ich wód w M arańonie, w zbiera znacznie dzięki licznym k anałom , k tó re j ą w tedy łączą z tą rzeką. W ody rzeki A y p e n a po-

') Pongo lu b pungu znaczy w ję z y k u indyjskim g u ich u a— drzw i, odpow iada to do pew nego stopnia m ałoruskim porohom .

siadają cicm ny ko lo r jezio r A m azońskich, co każe przypuszczać, że A ypena nie je st w łaściw ą rzeką, lecz została utw orzona 5 w podobny sposób, ja k i „las cochas”, to jest że p raw dopodobnie stano w iła kiedyś jedno z ram ion M aranonu, którem p łynął nadm iar

wód w czasie w ezbrań zimowych.

A y p en a posiada n ader ważne znaczenie kom unikacyjne, gdyż łodzią można płynąć w górę p rzez cztery d ni, a następnie k ie ru ­ ją c się je d n y m z jć j nielicznych dopływ ów , rzeczką R um iacu, dostać się po upływ ie j e ­ dnego dnia w iosłow ania do m iasta Jev eros, jed n eg o z najw ażniejszych w prow incyi.

A y p e n a może być łatw o dostępną dla m niej­

szych parow ców , skutkiem zupełnego braku m ielizn i ciągle jed nak ow ego jćj wód po­

ziomu.

N ajpotężniejszym dopływ em A m azonki na tery to ry ju m peruw ijańskiem je s t rzeka U cayali, zw ana także przez in d y jan Rio P a ro , a u tw o rzo n a przez zlanie się dw u w ielkich ram ion, to je s t rzek S anta-A n a i Tam bo. P oniew aż źródła rzek i Santa- A na, zw anćj także Rio de U ru b am b a z n a j­

d u ją się na w yżynach Y ilcan ota, pod 15°

szer. p o lu dn . u sam ych g ran ic Boliw ii, w y­

p ad a stąd, że U cayali posiada większą d łu ­ gość od sam ego M arano nu, co dało powód niek tó ry m gieografom do uw ażania jćj za rzekę-m atkę. P oniew aż jed n ak przy ozna­

czaniu pierw szeństw a w takich razach w aż­

niejsze znaczenie m a objętość wód, aniżeli długość sam ych rzek, przeto R aim ondi p o ­ s ta ra ł się zapom ocą n ad e r dow cipnego spo­

sobu, p rzez siebie obm yślanego oznaczyć m asę wód M arano nu i U cayali p rzy zlaniu się obu ty ch rzek bez p otrzeb y sondow ania ich głębokości. R aim ondi przez p o śre d n i­

ctw o znajom ych zażądał trzech butelek w o ­ dy: jed nćj z M aranonu, powyżćj zlan ia się obu rzek, d rug ićj z U cayali, rów nież p o ­ wyżćj sam ego ujścia jć j do M aran o n u i w re­

szcie trzecićj z A m azonki poniżćj miejsca spo tk an ia się obu tych potężnych a rte ry j, z m iejsca w szelako, gdzie w ody ich ju ż są należycie przem ięszane. N astępnie przez w y paro w anie o trzym ał sole m ineralne za­

w a rte w każdćj butelce, ocenił p rocent ich

w każdćj z trze ch b u telek i przez p rosty

ra ch u n ek doszedł do w niosku, że M aranon

przy zlaniu się obu rzek zaw iera blisko trzy

(5)

N r 19. w s z e c h ś w i a t . 293 razy większą masę wody, aniżeli U cayali.

T ym sposobem ro sstrzy g n ął raz nazawsze kw estyją hegiem onii M arańonu *).

R zeka U cayali je st utw orzona ze zlania się rzek Tam bo i S anta-A n a, ja k to wyżćj wspom nieliśmy. Rio de S anta-A n a, zw ana także Rio U rubam ba, je st spław na od p u n ­ k tu zwanego M ayniqui lub T onquini (11°

szer. połudn.). Rio Tam bo pow staje ze zlania się się rzek E n e i P eren e i od tego mniój więcej m iejsca (10° 20' szer. połudn.) je s t dostępna dla łodzi i m niejszych p a ­ rowców.

W ogóle rzek a U cayali posiada bieg n ad er spokojny i bardzo kręty . S padek jć j nie przew yższa 1 m etra na 5 kilom etrów ( ‘/sooo) a przez to na całćj długości je s t dostępna dla łodzi i parowców.

Z licznych jć j dopływ ów zasługują na w zm iankę rzeki: P ach itea i S anta-C atalina.

R zeka P ach itea je s t spław na poczynając od p o rtu M ayro, leżącego w nie w ielki ój s to ­ sunkow o odległości od departam entalneg o m iasta H uanuco. Rio de S anta-C atalin a ma nadzw yczaj ważne znaczenie, ja k o d ro ­ ga ko m u n ik acy jn a m iędzy rzekam i H u a lla- gą i U cayali. M ożna nią płynąć łodziam i niew ielkich rozm iarów , aż do m iejsca, skąd tylko 2 4 k ilo m e try dzieli ją od rzeki Chi- p u ra n a — dopływ u H u a llag i z prawój stro ­ ny, dostępnego rów nież dla łodzi niew iel­

kiego k alib ru . T ym sposobem skraca się nadzw yczaj olbrzym i bo 800-kilom etrow y łu k , ja k i trzeba robić przez H uallagę, A m a­

zonkę i U cay ali w celu dostania się z do li­

ny H u a llag i do S arayacu. T ą też drogą, w ynoszącą ledw ie 7— 8 dni, u d ają się wszy- scy podróżni z S arayacu do głów nego m ia- | sta d ep a rtam en tu — M oyobam by i odw ro­

tnie.

W spom nieliśm y dw a głów ne dopływ y A m azonki z lewój strony, a m ianowicie Rio j N apo i P astaza. Rio N apo płynie z wyżyn ekw ado rskich, położonych pod sam ym rów - j nikiem w bliskości m. Q uito. N apo je s t spław na od m iasteczka ekw adorskiego S an ­ ta* Rosa aż do sam ego ujścia, czyli n a prze- |

') Sposób te n podaje R aim ondi w dziele swem

„E l P eru “ tom III (H istoria de la Geografia del P eru ), p. 577.

strzeni 400 kilom etrów . Ł ag od ny jś j p rąd w jednem tylko m iejscu zm ienia się w nie- bespieczną bystrzynę, k tó rą wszelako szczę­

śliw ie przebyw ają zręczni w ioślarze in ­ dyjscy.

W reszcie rz ek a P astaza płynie z wyżyn C otopaxi, A lta r i T u n g u ra g u a, położonych w środkow ym E k w ad o rze i jest spław na od m iasteczka Andoas, o które od daw nych czasów p re te n d u je rzeczpospolita ek w ado r­

ska. O d ujścia P astazy do M aranonu do m iasteczka A ndoas p ły nie się łodzią 15 dni w powrotnój drodze, to je s t z wodą, w y ­ starczy 5 do 6 dni podróży.

(c. d. nast.).

J a n Sztolcman.

P IE R Ś C IE N IE

(D okończenie).

W szystkie przytoczone wyżśj szczegóły widzieć można na ry su n k u (fig. 4), któ ry , podobnie ja k i poprzedni, czerpiem y z „Re- vue g en erale des Sciences”. R ysunek ten w ykonany został przez p. P aw ła S tro o b an t w edług obserw acyi zapom ocą wielkiego ek- w ato ry jału obserw ato ry jum brukselskiego, dnia 9 K w ietnia 1887 r. o godzinie ósmśj wieczorem. W y stęp uje tu i p rzerw a S tru - vego na pierścieniu ciem nym , wszakże tylko po jego stro n ie zachodnićj (na stronie le- wój ry sun ku ). B rzeg w ew nętrzny pierście­

nia ciem nego w ydaje się niekiedy w yżło­

bionym , a niektórzy astronom ow ie widzieli na nim plam y ciem niejsze. P . S troo ban t dostrzegł d. 30 K w ietnia 1890 r. dw a g łę ­ bokie wcięcia (fig. 5).

P rz y zestaw ianiu rysunków i opisów H u y g h e n sa i współczesnych m u astronomów z w ejrzeniem , ja k ie S atu rn obecnie p rz ed ­ staw ia, nasuw a się łatw o domysł, że w jego stosunkach zajść m ogły pew ne zm iany.

H uyghens m ianowicie podaje, że przestrzeń

m iędzy planetą a pierścieniem je s t rów nież

(6)

294 WSZECHŚWIAT. N r 19.

w ielka, a naw et w iększa jeszcze, aniżeli ogólna szerokość p ierścienia, gdy obecnie pobieżny n aw et rz u t oka uczy, że je s t z n a ­ cznie m niejsza. N iezgodność ta nie może polegać n a błędach ów czesnych lu n et, w ob- jek ty w ac h bow iem n ied o k ład n y ch p rz e d ­ m ioty jasne w ydają się raczej większem i, aniżeli są rzeczyw iście. Z pow odu tych zm ian i niepew ności w ym iary pierścieni nie są jeszcze zupełnie dobrze znane. P. S troo- bant, o p ierając się na 21 pom iarach, wyko n an ych przez p ię tn a stu astronom ów , podaje n astęp n e liczby, dla k tó ry c h za je d n o stk ę p rz y ję ty je s t prom ień rów n ikow y S atu rn a:

P ro m ień rów nikow y S a tu rn a . . . 1,000.

O dległość śro d k a p la n e ty od b rzeg u

w ew nętrznego C 1,200.

>! ’! w ew nętrznego B 1,494.

’» łł zew nętrznego B 1,958.

Ił w ew nętrznego A. 2,019.

zew nętrznego A 2,297.

W e d łu g ty ch w łaśnie liczb w ykonany zo­

sta ł ry sunek fig. 3. P o z o rn a wielkość ró w ­ nikow ego p rom ienia S a tu rn a wynosi w o d ­ ległości średniej, w ed łu g 12 szeregów do­

strzeżeń dokonanych przez dziesięciu a s tro ­ nom ów 8,696", co odpow iada w ielkości isto­

tnej 59600 kilom etrów . Pow yższe więc sto­

sunk i p o zw alają łatw o obliczyć, że szero ­ kość p ierścienia A w ynosi około 17 000, pierścienia B około 30000 p rzerw y zaś Cas- siniego około 35 0 0 kilom etrów .

J a k pow iedzieliśm y, w ym iary pierścieni u le g a ją praw dopodobnie pew nym zm ianom , a być może, że zm iany te są peryjodyczne, o okresach k ró tk ich i długich.

T a k np. d. 14 M arca 1891 r., w edług do­

strzeżeń p. S tro o b an ta, pierścień ciem ny w y­

d aw ał się w ąski, ta k , że zajm ow ał ty lk o część trzecią p rz estrze n i m iędzy p ierście­

niem B a planetą, gdy d. 3 K w ietnia n ato ­ m iast szerokość jego w ynosiła połow ę tej p rzestrzen i, a 30 K w ietnia znów w ydaw ał się węższym. L in ije rozdziałów różnych pierścieni nie p rz y p ad ają zw ykle po obu stron ach p lan ety , w niejedn ak ich o d leg ło­

ściach od środka; pom iary m ikrom etryczne uczą, że niekiedy brzeg pewnego pierścienia więcej je s t zbliżony do brzegu w schodnie­

go, niekiedy zaś do brzegu zachodniego planety, a ró żn ica dochodzić m oże do k ilk u dziesiątych części sekundy m iary ką­

towej.

Co się tyczy grubości pierścieni, wiemy ju ż , że je s t bardzo słaba, gdy bowiem p ła ­

szczyzna ich przechodzi przez ziemię, p rz ed ­ staw iają się nam zaledw ie w postaci cien­

kiej, jasnej linii, przyjm uje się też pospo­

licie, że wynosi ona około 200 kilom etrów . W e d łu g p. T ro u v elo t wszakże je s t ona zna-

J

czniejsza, a nad to zgoła niejedno stajna.

| Naj większa grubość całego u k ład u p rz y p a ­ da w pierścieniu B, w pobliżu p rzerw y Cas- siniego. O tej grubości i wogóle o p rz e­

cięciu pierścieni w nioskow ać m ożna z p o ­ staci cienia, rzucanego na nie przez bryłę S atu rn a, p rzypuszczając nadto, co zapew ne n iew iele odstęp uje od rzeczyw istości, że p ierścienie te są pow ierzchniam i obrotow e- mi dokoła osi m niejszej S atu rn a. P ew ne w skazów ki co do stosunkow ej ich grubości daje też b lask różnych ich okolic, a na za­

sadzie po dobnych u w ag n ak reślił p. Stroo- b a n t przecięcie całego u k ła d u pierścieni S atu rn a, p rzedstaw ione tu na fig. 6. D la uw idocznienia tych różn ic je s t tu oczyw i­

ście grubość pierścieni podana w bardzo przesadn em pow iększeniu w zględem ich szerokości.

F ig . 5. S atu rn d. 30 K w ietnia 1890 r.

(7)

N r 1 9 WSZECHŚWIAT.

II I.

T rudności, ja k ie nastręcza w yjaśnienie budowy pierścieni S atu rn a, mówi Newcomb, p o tw ierd zają zdanie, że zdum ienie i zdzi­

w ienie w yp ływ ają z częściowej jedynie wiedzy, nie m ogą zaś istnieć ani przy zu­

pełnej nieświadom ości, ani p rzy dokładnej znajomości przedm iotu. T ych, co o zjaw i­

sku nic zgoła nie w iedzą, nic też w podziw w praw ić nie może, niczego bowiem nie oczekują, a do kładne poznanie objawów musi rów nież uczucie to w yłączać. A stro ­ nom owie dw u stuleci nie widzieli nic oso­

bliw ego w istn ien iu podw ójnego pierście*

nia, sw obodnie dokoła b ry ły Saturnow ćj bujającego, nieznane im bowiem były d zia­

łania siły ciężkości na ciała postaci obrącz­

ko wój. B ystrym dopiero swym umysłem ocenił w ielki L ap lace trudności p rz ed sta­

w iającego się tu zadania, okazał on bo­

wiem, że pierścień stały i jednorodny, we

wszakże rozw ażania przekonały go, że i pierścień p łynn y nie m ógłby się w ró w n o ­ wadze statecznej utrzym ać bez ud ziału siły obcej, k tó rą przyp isał p rzyciąganiu sateli­

tów S aturna; nie okazał wszakże, czy pod wpływem tego przyciągania rów now aga by­

łab y rzeczyw iście stateczną, co zresztą b a r­

dzo się w ątpliw em wydaje.

D aleko ważniejsze były badania J . C lerk M axw ella, któ ry w r. 1859 w ykazał niedo­

stateczność hipotezy zarów no stałego, ja k i pły n n eg o stan u pierścieni. W hipotezie m ianowicie L aplacea nieregularność każde­

go pierścienia m usiałaby być tak znaczną, że środek jeg o ciężkości byłby oddalony od śro dk a gieom etrycznego o 0,82 prom ienia, czego obserw acyje bynajm niej nie w yka­

zują; gdyby zaś pierścień utw orzony był z p ły n u nieściśliwego, m usiałby się rozw ią­

zać na m nóstwo drobnych satelitów . M ax- w ell tedy w znow ił i u zasad nił do kładnie daw ną teoryją, w ypow iedzianą jeszcze

295

F ig . 6. P rzecięcie praw dopodobne pierścieni.

I

w szystkich sw ych częściach jed nostajny nie m ógłby się u trzym ać w rów now adze statecznej. C hoćby z początku b y ł ja k n a j- dokładniej zrów now ażony, uległby zak łó ­ ceniu pod w pływ em najsłabszej siły ze­

w nętrzn ej, przyciągania, dajm y, satelity lub kom ety i rychło m usiałby opaść na planetę.

L aplace w niósł tedy ze sw ych poszukiw ań, że rów now aga może być u trzy m a n ą tylko w tym razie, jeżeli pierścienie są bryłam i nieforem nem i, tak, że ich środki ciężkości nie schodzą się z ich środkam i gieom etrycz- nemi, odstępstw a zaś tak ie od postaci p ra ­ widłowej w ykazały rzeczyw iście dostrzeże­

nia H erschla, a n astępnie i innych obser­

watorów.

W czasach now szych zadaniem tem za­

ję li się astronom ow ie am erykańscy, P eirce i B ond. T en ostatni dostrzegł, że w p ier­

ścieniach w y stęp u ją p rzem ijające p rzerw y , które następnie znów nik n ą, a stąd wniósł, że pierścienie są w stanie płynnym . P e irc e p rz y ją ł w zasadzie ten pogląd, teoretyczne

w pierw szej połowie w ieku osiem nastego przez C assiniego II. A stronom ten m iano­

wicie w yobrażał sobie pierścień S atu rn a jak o złożony z ro ju drobnych satelitów , zbyt m ałych, by można je było w idzieć od­

dzielnie zapom ocą lu net i zbyt gęsto ro z­

mieszczonych, by odstępy między niem i do­

strzedz się dały. M axw ell więc w ykazał, że rów now aga pierścieni S atu rn a wyjaśnioną być może przypuszczeniem , że są utw orzone przez mnóstwo drobnych b ryłek, krążących jed n e za drugiem i po drogach kołow ych.

Porów nać je można do kropelek, z ja k ic h składają się chm ury, które przecież oku w ydają się masam i ciągłem i. W pierście­

niu ciem nym bry łk i te są słabiej skupione, a z powodu m niejszej ich ilości pierścień w ydaje się stosunkow o ciem nym , skąpiej bow iem św iatło odrzuca.

B ardziej jeszcze stanowczo w yprow adził

podobną teoryją, w rospraw ie ogłoszonej

w r. 1872, H irn , k tó ry zresztą wcale nie

z n a ł pracy M axw ella. R ozw ijając dalej

(8)

296 WSZECHŚWIAT. N r 19.

hipotezę L aplacea, w ykazuje on, że zm iany J m im ośrodu pierścieni, w y p ływ ające z ich obrotu, nie odpow iad ały b y zgoła zm ianom dostrzeżonym . O ba pierścienie zew nętrzne m usiałyby w iro w ać w czasach b ardzo ró ż ­ nych , odległość zaś ich w idoczna w p rz e r­

wie C assiniego, b y łab y bard zo zm ienną, czego obserw acyje rów nież nie w ykazują.

W k ażdym zresztą razie ciało stałe, z k tó ­ rego byłby pierścień u tw orzony, m usiałoby posiadać nieskończoną nieledw ie spójność i sztyw ność, o ja k ie j żadne z ciał znanych przybliżonego naw et nie d a je pojęcia. G dy prędkość k ąto w a je s t w spólna d la w szyst­

kich pun k tó w pierścienia, pręd kość n a to ­ m iast lin ijn a je s t różna, p ro p o rcy jo n aln a je s t bowiem do prom ienia, je s t tem w ięk­

sza, im p u n k t d an y bardziej je s t od środka o b ro tu oddalony. P rzy c ią g an ie zaś S a tu r­

n a zależy rów nież od tśj odległości, może więc istnieć je d n a tylko w arstw a walcowa, gdzie obie te siły naw zajem się rów now ażą a to ju ż samo uzasadnia niem ożebność p ie r­

ścieni stałych.

H irn ro z b ie ra dalój hipotezę pierścienia płynnego, ciekłego lu b lotnego. W tym ra zie pierścień nie w iro w a łb y w praw dzie je d n o sta jn ie w całój swój masie, zachodziły­

by tu je d n a k znaczne tarcia, coby w yw oły­

w ało ro z g rze w an ie i zw aln ian ie obrotu.

W przypuszczeniu pierścieni p ły n n y ch , nie o p ad ły b y one z jed n ó j stro n y na planetę, zbliżałyby się je d n a k do niój ze wszech stro n zarazem .

I H irn więc, podobnie ja k M ax w ell, p rz y j­

m uje, że pierścień S a tu rn a u tw o rzo n y je st z b ry łe k bardzo d robnych , porozdzielanych p rzestrzeniam i, stosunkow o bardzo wiel- kiem i. P łaszczyzny d ró g w szystkich tych d ro b n y c h satelitów zbiegają się praw ie z płaszczyzną rów nikow ą p lanety, a stąd cały ten u k ła d pierścieni posiada grubość bardzo słabą. R ach u n e k uczy, że czasy o b ro tu są bard zo k ró tk ie, b ry łk a um iesz­

czona na g ra n ic y w ew nętrznój pierścienia ciem nego kończy swój obieg w ciągu 6 g o ­ dzin, w sk ra jn y c h zaś okolicach pierścienia zew nętrznego czas ten w ynosi około 14*/2 godzin.

Z asady p rz eto czysto m echaniczne p ro ­ w adzą do w niosku, że p ierścień S a tu rn a nie m oże być ani stałym ani ciekłym , ale m usi

być złożonym z b ry łe k odrębnych, nieza­

leżnych m iędzy sobą i w irujących sw obo­

dnie dokoła planety. W niosek ten wszakże nie rozw iązuje zadania, ale je raczój o tw ie­

ra, należy bowiem na podstaw ie tój h ip o ­ tezy drobnych b ry łe k w yjaśnić wszelkie szczegóły zaw iłe, ja k ie w ykazują obserw a­

cyje S atu rn a. T eo ry ja ta wszakże n ap o ty ­ k a znaczne trudności, każda bowiem bry łk a po dd ana je s t licznym i zm iennym przycią- ganiom . G dyby nie zachodziły w ikłające te działania, każdy z d rob ny ch satelitów opisyw ałby dokoła p lan ety elipsę p ra w id ło ­ wą w edług p raw K ep lera; w pływ wszakże rów nikow ego nabrzm ienia S atu rn a, d ziała­

nie pierścieni na każdą oddzielną b ry łk ę oraz przyciąganie ośm iu księżyców S a tu rn a pow odują znaczne odstępstw a. W szczegól­

ności zaś rach u n ek zboczeń, pow odow anych przez księżyce, pi^zedstawia trud no ści zna­

czne dla pu nk tów , w któ ry ch ru ch y średnie b ry łek pierścieni są w spółm ierne z rucham i pew nych satelitów , zachodzą tu bowiem ob jaw y podobne do tych, ja k ie m ają m iej­

sce w biegu p lan et d ro b n y ch pod wpływem przyciągań Jo w isza '). Dodać n adto n ale­

ży, że nie znam y d o tąd do kład n ie wieln elem entów , k tó re tu pod rach u n ek podcią­

gnąć należy, ja k postaci pierścieni i ich m asy, a naw et m asy księżyców, oprócz T y ­ tana, nie zo stały dotąd do kładnie oznaczo­

ne. Ja k k o lw iek więc w ostatnich czasach u k a z a ło się k ilk a rosp raw o tym p rz e d ­ miocie, ja k zm arłój niedaw no p an i K ow a­

lew skiej, M eyera, P o incarógo, S tro o b an ta, zu p e łn a teo ry ja pierścieni w ym aga jeszcze w ielu prac dalszych.

P o za temi dochodzeniam i teoretycznem i, b ad a n ia fizyczne niew iele nas d o tąd o b u ­ dowie pierścieni nauczyły. W edłu g H u g - gin sa i Y ogla w widm ie pierścieni b ra k cie­

m nej sm ugi w czerw ieni, k tó ra cechuje widm o sam ego S atu rn a, podobnie ja k J o w i­

sza, albo p rzyn ajm n iej w ystępuje bardzo słabo, co pozw ala się dom yślać, że jeżeli atm osfera ja k a otacza pierścienie, posiada n a d e r nieznaczną zaledw ie wysokość i g ę­

stość. M u ller w P otsdam ie oznaczył foto-

') Ob. „R oskład dro b n y ch p lan et m iędzy M ar­

sem a Jow iszem 11 (W szecliśw. 1887, str. 617J.

(9)

acwlii fili 4A\v i v a u-ruf

Itjuitosj

u ca.c o c

Naut^

Uparinas a rin ja n

Jęyeros

i rimaguaśj^v-^.

flDIOYO.

Lam as Tarapo-

Sarayacu'

Huaeracłrt§£cj| 4 M A P A

(Ju ic łie s

w e d ł u g i n ż .

Babińskiego i Barrery

S f t o ia : 1:4,000,000.

T in g o M a ria

•;% Jlu a r i

& '* V „ ° /

HUAR,

©HUAN UC

Santa K osa P A S C O

od p o ł u d n i c a p a r y z k ie g o .

(10)

298 WSZECHŚWIAT. N r 19.

m etrycznie zm iany w natężen iu b lask u p ie r­

ścieni przy rożnem ich położeniu; rach u n k i zaś S eeligera uczą, że zm iany te, zaw isłe od różnego w zniesienia słońca i ziem i ponad poziom p ierścieni, m u siały b y być daleko znaczniejsze, gdyby p o w ierzch n ia ich była ciągłą, je stto więc p ew ne p otw ierdzenie fizyczne h ipotezy m echanicznej M axw ella i H irn a .

IV .

Na zakończenie, przenieśm y się jeszcze myślą na pow ierzchnię S a tu rn a , by ro z e j­

rzeć, ja k stam tąd p rz ed staw ia się widok pierścieni. W yobrażam y sobie często, że ta k ro zległy i ja sn y pas w y n a g rad za sowicie m ieszkańcom S a tu rn a słaby blask dalekiego od nich słońca i ozdabia ich niebo n iezn a­

nym nam urokiem . Je ż e li w szakże o dw o­

łam y się do rozw ażań podobnych, ja k ie nam służą do w yjaśnienia rozm aitości w idoku nieba z różnych okolic ziem skiej naszej b ry ły , poznam y łatw o, że rzeczyw istość b a r­

dzo je st d alek ą od m niem anej w spaniałości nieb a S aturnow ego.

P oniew aż, ja k pow iedzieliśm y, płaszczyz­

n a pierścienia schodzi się z płaszczyzną rów nikow ą p lan ety , d la m ieszkańców p r z e ­ to ró w n ik a stanow i on koło przechodzące p rz ez zenit; nie w idzą oni ted y szerokiej je g o pow ierzchni, ale d o strz e g a ją tylko brzeg jeg o w ew nętrzny, k tó ry n ig d y przez słońce nie je s t ośw ieconym . D la nich przeto rosciąga się p rzez całe niebo ciem na tylko sm uga, około jed n eg o stopnia szerokości, k tó ra im niety lk o nie świeci zgoła, ale za­

k ry w a nadto w szystkie gw iazd y w pasie tym rozm ieszczone i sp ro w ad za d łu g ie za­

ćm ienia księżyców , k tó ry c h drogi w p ła sz ­ czyźnie tój p rz y p ad ają.

N ajkorzystniejszym by łb y zapew ne blask pierścieni d la m ieszkańców s tre f zim nych, czyli podbiegunow ych S a tu rn a , m ógłby im bow iem ro zjaśnić długie ich, półroczne n o ­ cy, k tó re obejm ują po piętnaście la t naszych, w okolicach ty ch w szakże p ierścienie zgoła j są niew idoczne. U noszą się bow iem w n ie ­ w ielkiej nad pow ierzchnią p la n e ty w ysoko­

ści i pozostają u k ry te pod poziom em k r a ­ jó w biegunow ych, aż do odległości 24° p rzy ­ najm n iej od obu biegunów . W m iarę, ja k zbliżam y się do rów nika, w y n u rzają się nad poziom g órne w a rstw y pierścieni, ale do- I

I piero w odległości conaj mniej 35° od b ie­

gunów dostrzedz m ożna pierścień w całej je g o szerokości, obejm ującej 12° praw ie na niebie i tu wszakże niew ielki jeszcze p rz y ­ nosi pożytek, rosciąga się bow iem tuż nad poziomem. M ieszkańcy okolic bliższych ró w n ik a w idzą go w wysokości coraz w p ra ­ wdzie znaczniejszej, ale też w coraz siln iej- szem zw ężeniu, aż w reszcie m ieszkańcy s a ­ mego rów nika, ja k powiedzieliśm y, dostrze­

gają ju ż b rzeg jego tylko, ośw ietlony chyba slabem św iatłem , przez pow ierzchnię samej plan ety odrzucanem .

W ogólności zatem , z w idoku pierścienia korzystać mogą ci tylko m ieszkańcy S a tu r­

na, k tó rzy przeb yw ają w szerokościach, nie- przechodzących 55°; widzą go w postaci sm ugi św ietlnój, w ąskiej i wysoko w znie­

sionej w sąsiedztw ie rów nika, a rosszerza- jącej się i zarazem obniżającej w m iarę, ja k się o bserw ator od tych stro n oddala. Z obu w szakże szerokich pow ierzchni pierścieni zaw sze je d n a je st tylko oświecona i może być w idziana je d y n ie z tej pó łk u li S atu rn a, k tó ra je s t w łaśnie ku niej zw rócona; p ó ł­

k u la ta je st więc zarazem zw rócona ku słońcu, czyli, innem i słowy, p an u je na niej w łaśnie pora letnia. D ru g a natom iast p ó ł­

ku la, gdzie sroży się zima, dla której blask pierścieni n ajb ard ziej by łby pożądany, je s t go zupełnie pozbaw iona. A le i k u słońcu zw rócona stro n a plan ety pierścień ośw ietlo­

ny widzi tylko zadnia, w nocy zaś S a tu rn w łasnym swym cieniem o k ry w a pierścień i pow oduje zaćm ienie znacznej jeg o części.

P ó łk u la znów d ru ga, gdzie trw a ją długie nocy zim ow e, zw rócona je s t ku nieośw ie­

tlo nej pow ierzchni p ierścienia i nie widzi go wcale, a nadto, zasłania on jej gw iazdy i spro w adza zaćm ienie słońca dla okolic, w k tó ry ch gw iazda dzienna b yłab y w n ie­

obecności pierścieni w idzialną.

Mniej jeszcze ponętnym byłb y po byt na pierścieniu, każda bowiem stro n a jeg o przez la t piętnaście pogrążona je s t w nieustającej nocy i ro zjaśn ia się je d y n ie św iatłem od sa­

mej planety odbitem , a po tej długiej nocy n astęp u je dzień rów nież dłu gi, p rz ery w an y je d y n ie częstem i zaćm ieniam i słońca przez

sam e bryłę p lan etarn ą.

S . K.

(11)

N r 19.

S T O S U N K I

M SZYC I C ZERW C ÓW

do i n y c l » w a ió ¥ i Jo roślin.

("Dokończenie).

Z gubny wpływ tych grzybów polega g łó ­ wnie na tem, że czarna skorupka, jaką. tw o­

rzą skupione ich zarodniki, nie dopuszcza św iatła do zasłoniętych przez nie cząstek liści i w ten sposób tam uje proces asym ila- cyi węgla. Jeżeli z liścia, częściowo po­

krytego przez śnieć, w yciągnąć zapomocą wyskoku b arw n ik chlorofilow y, następnie poddać liść reakcyi jo d u na mączkę, to po zm yciu grzybka, łatw o się przekonać, że tylko część liścia za b arw iła się na niebie­

sko, reszta zaś, będąca pod wpływem śnieci, pozostała żółtą, skąd w nioskujem y,że w czę­

ściach przez sko rupkę zasłoniętych mączki zupełnie niem a, a więc w tem miejscu sp ra ­ wa p rzysw ajania w ęgla b y ła w strzym ana,

Jeszcze bard ziśj niebespiecznem i są dla roślin g rzyb y pasorzytne, rozw ijające się w rosie m iodow ej. W spom nim y tutaj o Bo- try tis cinerea. G rzybek ten sprow adza u ro z ­ m aitych ro ślin całkow ite zam ieranie liści i kw iatostanów . M artw e części p ok ryte są zazw yczaj siw aw em i nićm i, od których przy w strząsaniu, w postaci delikatnego pyłku, oddzielają się zarodniki. W edług badań E. K isslinga, B o try tis cinerea należy do tych grzybów pasorzytnych, które, ja k w y­

k a z a ł de B ary, przez pew ien czas m uszą się odżyw iać w jak im ś m artw ym substracie organicznym , zanim zostaną pasorzytam i.

W zm ocniw szy się w ten sposób, w y tw arza­

ją one substancyje, rospuszczające ścianki kom órek i zab ijające ich zaw artość. W y ­ tw arzanie tych substancyj dopiero w tedy może nastąpić, gdy g rz y b n ia dosięgnie ju ż pew nej wielkości. O d tąd rostocze (S apro- phytae) stają się pasorzytam i i, żywiąc się kosztem zabitych kom órek, przenikają dalźj do zdrowój tk an k i i szerzą tam zniszczenie.

K essel obserw ow ał, że zarodniki B otrytis w zw ykłych w aru n k ach są dla roślin zu-

299 pełnie nieszkodliw e; w jeg o doświadczeniu zarażenie grzybkiem następow ało dopiero po skropieniu roślin sokiem jag ó d w innych.

G dy wyhodowane w czystej wodzie młode grzyb nie liści zgoła nie naruszają, te, k tó re w soku pożyw nym pozostaw ały, p rzen ik ają do kom órek, zabijają je i pow odują gnicie części soczystych, zw łaszcza w wilgotnem pow ietrzu.

Poniew aż rosa miodowa stanow i znako­

m ity su b strat pożywny dla grzybów , a za­

tem każda jój krop elk a stać się może ogni­

skiem niebespiecznój choroby rośliny. Na wolnem pow ietrzu B o try tis cinerea nie je st tak zabójczą, gdyż z powodu mniejszćj wil­

goci, niż w cieplarniach, delikatne strzęp k i w iędną, rosa m iodow a zbyt gęstnieje, aby dostarczać m ogła grzybkom łatw o straw n e­

go pokarm u.

W celu uniknięcia w szystkich tych szkód, w yrządzanych przez mszyce i czerwce, r a ­ dzim y czystą wrodą często i stara n n ie zm y ­ wać rosę m iodową z roślin, hodow anych w ciep larn iach i m ieszkaniach, ow ady zaś tępić. N ajlepićj tego dokonyw ać przez ob­

m yw anie liści i łodyg wodnym w yciągiem m achorki, k tó ry jed n ak że po k ilk u n astu godzinach pow inien być stara n n ie spló- kany.

Ze w zględu na powyżój opisany stosunek mszyc i czerwców i ich k ału do roślin, na k tó ry ch żyją, należy je uważać z a p a so rz y ty tych ostatnich, chociaż, z drugiej strony, są one dla roślin do pew nego stopnia naw et pożytecznem i. Rosa m iodow a bowiem sta­

nowi bardzo sm aczny kąsek dla m rówek, w ielkich m iłośników słodyczy. P o szu k u ­ ją c sm akow itego płynu, m rów ki odw iedzają roślin y, zam ieszkane przez mszyce i niszczą jednocześnie larw y rozm aitych owadów, ogryzające liście drzew . J a k skutecznie m rów ki bronią drzew a od tych ostatnich szkodników , świadczy fakt, kilk ak ro tn ie ju ż zauw ażony, że drzew a, na k tó ry ch się znaj­

d u ją kolonije m rów ek, są zw ykle przez la r­

wy oszczędzane. T ru d n o jed n ak że o k re­

ślić, ja k i je st stosunek pom iędzy korzyścią, w ynikającą dla roślin z p rzy w ab ian ia przez m szyce m rówek, do tych strat, o ja k ie one przy p raw iają rośliny, pozbaw iając je znacz- nćj ilości soków pożyw nych i dając w rosie

WSZECHŚWIAT.

(12)

300 WSZECHŚWIAT. N r 19.

m iodowćj g r u n t bardzo p o d a tn y do rozw o ­ ju szkodliw ych g rzybków . W e d łu g obli­

czeń B iisgena, m szyce z a b ie ra ją roślinom tyle wodanów węgla, że da się to w yrazić przez stra tę i/ a części całkow itego u listnie- n ia drzew a; otóż bardzo je s t w ątpliw em , aby m rów ki ta k w ielką szkodę pow etow ać m ogły. W każdym ra zie m ożna p rzyznać, że bardzo n iew ielk a ilość mszyc, p rz y w a ­ biając m rów ki, m oże być naw et pożyteczną, ale w większćj ilości są one bezw arunkow o szkodliwe.

M rów ki tro sk liw ie h o d u ją swoje „krow y d o jn e ”, gdyż takiem i są dla nich mszyce i bronią od w szelkich napaści. R ozum ne te owady nie zadaw ałn iają się n orm alną pro- d u k cy ją słodkiej cieczy, ale często zachę­

cają jeszcze mszyce do większego jć j w y­

dzielania. N ajw iększe n aw et m ró w k i, ja k C am ponotus, m ający 14 m m długości, p o ­ trafią dosyć ostrożnie i d elik atn ie obchodzić się z siedem razy m niejszą od siebie mszycą.

C am ponotus zbliża się do nićj od tyłu, głaszcze swem i rożkam i po bokach odw łoka to z praw ój to z lewój s tro n y i pod w p ły ­ wem tego podrażnienia m szyca w ydziela k ro p elk ę kału, k tó rą m ró w k a chciw ie spija.

W ydoiw szy je d n ę krów kę, u d aje się do d r u ­ giej, do trzeciój, d opóki się nie nasyci.

M rów ki są o dobro sw ego „b y d ła” n a d ­ zwyczaj dbałe. P rzenoszą j e n iek ied y z m iej­

sca na m iejsce, g d y siedlisko d ane uw ażają za n iezb yt odpow iednie. N iek tó re (M yr- m ica) dla mszyc, zam ieszkujących niskie roślin y tuż p rzy ziemi, b u d u ją specyjalne m ieszkania, otaczając je do k o ła dom kam i z ziem i usypanem i, paw ilonam i, ja k się w y­

raża H u b er, z jed n em tylko wejściem . W r o ­ gów mszyc gorliw ie tępią i stara ją się uprze­

dzić w szelkie niebespieczeństw o. C iekaw y fak t opisuje M arshall. P ew nego razu , z lu ­ pą w ręk u zbliżył się do drzew a, zam ieszka­

nego p rzez m szycę dębow ą i m rów ki F o r- mica gagates. O statn ie p o d ejrz ew a ją c go w idocznie o ja k ie ś w rogie zam iary , u czep iły się nogam i gałęzi w ten sposób, że g rzb iet ich został zw rócony do drzew a, sk iero w ały k u badaczow i swe odw łoki i poczęły t r y ­ skać ja d e m . P rze ciw k o w ielu ow adom je st to straszny oręż i dzięki je m u , silnym szczę­

kom i nadzw yczajnój odw adze sw ych o b ro ń ­ ców, m szyce w iele zy sk u ją na bespieczeń-

stwie. N ieraz obserw ow ano napaści m ró ­ w ek na ow ady, usiłujące wieść na drzew o, n a którem zn ajdu ją się mszyce. W k ró t­

kim czasie nieproszeni goście zo stają w czę­

ści zabici, w części zrzuceni. D ahlbom , znany entom olog szwedzki, w idział raz, ja k nęk (S phex z rodziny os) zm ykał z m szycą w szczękach. Na to p rzyb ieg ła m rów ka j e ­ dna, w k ró tce jeszcze k ilk a i po k rótk ićj walce o bro n iły przy jació łk ę od m ordercy.

P om iędzy mszycami a m rów kam i zachodzi więc stosu nek w zajem nej w ym iany usług, stosunek synbijotyczny. P ierw sze udzielają m rów kom słodkiego kału, te ostatnie zaś o dp łacają się mszycom tro sk liw ą opieką wobec niebespieczeństw a.

N asuw a się tu pytanie, ja k pow stał ów stosunek. M ożnaby przypuścić, że mszyce zy skały słodkie swe w ydzieliny, ja k o spe­

cy jalne przystosow anie do m rów ek. Je stto możliwe ale nie konieczne. M arsb al o tem w ątp i. P rzy p u sz cza on raczój, że z a w a r­

tość cu k ru w k ale mszyc je s t skutkiem p rzem iany m ateryi i procesów chem icznych, zachodzących w ciele mszyc, skutkiem , od w szelkich przystosow ań do m rów ek zu p e ł­

nie niezależnym . W samćj rzeczy, p rz y ­ puśćmy, że początkow o mszyce nie były w stanie wydzielać słodkiego płynu; byłyby one w tedy niew ątp liw ie zabite i zjedzone przez m rów ki, pożerające p rzew ażnie m ięk ­ kie ow ady. W ten sposób nigdyby nie d o ­ szło do w ydzielania cu k ru i daleko je s t praw dopodobniejszem przypuszczenie, że m rów ki sk o rzy stały jed y n ie z poprzednio ju ż w tym w zględzie istniejących zdolności mszyc.

N iew szystkie jed n ak że mszyce m ają w m rów kach ta k w iernych p rzyjaciół. K a ł n iek tó ry ch gatunków , ja k mszyc czerem ­ chy, trzm ieliny , gorycznika, głogu i innych, wcale cu k ru nie zaw iera i dlatego m rów ki ich nie o dw ied zają i nie bi’onią. W z g a r­

dzone przez m rów ki, zn a jd u ją one często

skuteczną bardzo broń w dw u ru rk a c h ,

sterczących na grzbietow ćj stro nie szóstego

pierścienia ich o dw łoka. W iele gatunków

mszyc posiada owe ru rk i, ale szczególniej

silnie są one rozw inięte u tych, k tórych kał

nie ma słodkiego sm aku. P rz e z d łu gi czas

sądzono, że to one w łaśnie w ydzielają rosę

m iodow ą. D opiero niedaw no badania Bus-

(13)

N r 19. WSZECHŚWIAT. 301 gena w ykazały, że w ydzielina tych ru re k [

nie ma nic w spólnego z rosą miodową '). J e ­ żeli zlekk a dotykać się mBzycy końcem szpilki po grzbiecie lub głow ie, natenczas ru rk i zbliżają się ku szpilce i na końcu j e ­ dnej, lu b obu w ystępuje k ro p elk a cieczy, przechodząca następnie na szpilkę. Na p o ­ w ietrzu ciecz tężeje w masę w oskow atą, p o ­ zbaw ioną w szelkiego sm aku i składającą się z ag regatów kryształków ' m ikroskopij­

nej wielkości.

J a k używ a m szyca tego aparatu w celach obronnych? W yobraźm y sobie larw ę złoto- oka pospolitego (C hrysops vulgaris), n ap a­

dającą na mszycę. D rapieżny owad nagłym ruchem w bija ogrom ne i silne swe szczęki w ciało nieszczęsnej od dołu i, wyssawszy, odrzuca pozostałe zaledw ie strzępki chity- ny. W razie, gdy napad zostaje w y k o n a­

nym niezbyt zręcznie, mszyca może jeszcze zdążyć zalać w rogow i przednią część głowy i szczęki płynem , natychm iast z ru re k w y­

stępującym . Ciecz w net gęstnieje i tam uje ruchy o wadu w bardzo nieprzyjem ny spo­

sób. P rze straszo n a i ogłupiona larw a pusz­

cza ofiarę, aby oczyścić szczęki i przednią częśó głow y. A je s t to rzeczą niełatw ą i i często u d a je się dopiero zapomocą tarc ia

i

szczęk o ja k iś cienki przedm iot. W tak bezbronnym stanie nierzadko byw a ona ofiarą innych, o wiele słabszych ow adów , których w zw ykłych w arunkach niem a po­

trzeby się obaw iać. Biisgen dwa razy zam y­

k a ł w jed n em p u d ełk u b ru n a tn ą m rów kę i ogrodow ą z larw ą złotooka i w obu w ypad -

j

kach po k ilk u godzinach m rów ka uległa przem ocy. W idy w ano w praw dzie rów nież zw ycięstw o m rów ki n ad drapieżcą, ale, bądźcobądź, r u r k i dla mszyc, n aw et zosta- | jących pod opieką m rów ek, stanow ią broń |

nie do p ogard zen ia.

W ciekaw y sposób unik ają mszyce n ap a­

dów biedronek (Coccinellae). M szyca sta­

ra się ta k um ieścić, aby p rzy zbliżeniu bie- ! d ronki, ta o statnia dotknęła przedew szyst- ; kiem ty ln ych je j nóg. U przedzona o nie- I bespieczeństw ie, w ykonyw a ruch w ym ija-

’) W edług tego uczonego w ydzielina ru re k nie rospuszcza się w wodzie, pod w pływ em kwasu osm owego zab arw ia się na kolor b runatny i nie zaw iera cu k ru w żadnej postaci.

jący, niew yciągając je d n a k ż e z rośliny szczecinek gębow ych. Jeż eli niebespieczeń- stwo zagraża w dalszym ciągli, w tedy ucie­

ka się ona do swych ru re k i oblewa ch rząsz­

czowi całą przed n ią część ciała masą wos­

kową.

Z upełnie nieskuteczne są ru rk i mszyc przeciw osom ow adziarkom . Te ostatnie sk ład ają ja jk a w odw łok mszyc. O dbyw a się to w następujący sposób: osa zagina swój odw łok pom iędzy nogi ku przodow i, tak, że koniec jeg o w ystaje jeszcze przed głowę.

W tem położeniu zbliża się do mszycy, któ- rćj odw łok u siłu je przebić od dołu ostrym końcem swego odw łoka. R ozw ijające się larw y żywią się kosztem ciała m szycy, co n a tu ra ln ie p rz y p raw ia ją o zgubę. Nie- zawsze osa odrazu trafia w odw łok mszycy.

Często nogi m szycy zostają pierw ej d o tk n ię­

te, niż jój ciało, wówczas m szyca ucieka, lub też w ykonyw a ruchy, w ym ijające u d e­

rzenie. W tym w ypadku, ja k poczęści i w poprzednim mszyce w długich swych nogach zn a jd u ją środek obronny, u p rzed za­

ją c y je o niebespieczeństw ie. T a okolicz­

ność objaśni nam zwyczaj w ielu mszyc u s ta ­ w iania się w grupy, tak, że głow y w szyst­

kich są zw rócone do środka, tylne zaś nogi nazew nątrz. S kutkiem tego, napadające zw ierzęta pierw ćj sty k ają się z ich nogami, niż z ciałem.

R urki, w ydzielające masę woskowatą, m a­

ją dla mszyc jeszcze je d n o niepoślednie znaczenie. Poniew aż głów nie dorosłe ju ż ow ady dobrze niemi w ładają, podlegają więc napadom po najw iększej części m łode mszyce, d ojrzałe zaś, znoszące ja jk a , są oszczędzane. Jestto jedno z w ielkich p rz y ­ stosowań, do ja k ic h n a tu ra doprow adziła organizm y w celach zachow ania gatunku, db ając przedew szystkiem o bespieczeństwo rozm nażających się jed no stek .

H enryk Lindenfeld.

Towarzystwo- Ogrodniczo.

(D okończenie).

P raca K ollera d ała n aatępnielpodstaw ę Duyalo-

wi do szczegółowego zbadania spraw y tw orzenia

się listków zarodkow ych; w tyra celu użyte zostały

(14)

302 N r 19.

do studyjów ta rc z k i in n y c h ptaków . W rezu ltacie n ib y udało sig Duyalowi o trzy m ać ta rc z k i wpu- klone, a raczej p o d w in ięte u zg ru b ia łe j ty ln ej k ra ­ wędzi, w te n spoBÓb, że z a m ia st sierp o w atej b ró z ­ dy K ollera w ystępow ał otw ór, w k ształcie pó łk się­

życa, p ro w ad zący do kieszonkow atej jam y , k tó rej stro p tw o rzy ła en to d erm a, sk ła d a ją c a się z kom órek, obfitujących w z ia rn k a żółtka odżywczego: przytem powyższa en to d e rm a ln a w arstw a p rzy zew nętrznym otw orze przechodziła w ek to d erm aln ą. Przecięcia tego rod zaju tarczek , p o daw ane przez D uvala, isto t­

n ie łudząco p rzy p o m in ają środkow e p rzecięcia wpu- klonych brzegiem ta rc z e k ry b chrząstkow ych, ja k ­ kolw iek D uval u p a tru je w te m także zupełne po­

dobieństw o do w puklonej b lasto sfery ziem now o­

dnych. Na zasadzie ty c h d a n y c h D uval uw aża jam ę, p rz y k ry tą z w ierzchu przez e n to d erm ę za a rc h a e n te ro n w ścisłem znaczeniu, t. j. p ie rw o tn ą ja m ę kanału pokarm ow ego, sam ą zaś w arstw ę en- to d e rm a ln ą za p ie rw o tn ą w pukloną en to d erm ę.

Z tego w net w yprow adzono wniosek, że p oczątko­

wy rozwój ptaków , pom im o n a d m ie rn ie w y ład o ­ w anych żółtkiem ja j i w skutek teg o znacznie zm ie­

nionej budow y blastosfery, w sta d y ju m g astru li w zasadzie niczera się nie o dróżnia od początko­

wego rozw oju ry b i ziem now odnych.

Co się tyczy b rózdy p ie rw o tn e j, D uval sądzi, że w zasadzie pow staje ona przy w y d łu żan iu się p rz e ­ zroczystego pola ku ty ło w i przez z ra s ta n ie sig na środkow ej lin ii w ygiętego n a k sz ta łt lite ry V ty l­

nego zgrubiałego obwodu pierw otnej tarczk i, przez co zwykle pow staje b ró zd a w k ształcie szwu; jeże li zaś is tn ia ł zupełnie ro z w in ię ty blasto p o ru s, utw o­

rz y się p o d łu żn a szpara, u le g a ją c a w następstw ie zarośnięciu.

S tudyja n ad h is to ry ją rozw oju ptaków , w p o ró ­ w naniu z rozw ojem ziem now odnych i gadów , do­

p row adziły p re le g ie n ta do poglądów , zasadniczo odm ien n y ch od wyżej p rzytoczonych, w ystaw iają bow iem początkow y rozw ój p taków w ośw ietleniu, w k tó rem obecnie, d zięk i praco m W enckebachaj W illa i C orniga, w idziany je s t rozwój gadów. P o ­ glądy te i pojedyncze sp o strzeżen ia~ d ają się s tr e ­ ścić w n astęp u jący sposób.

W ja jk u p tasiem w net po skończeniu się brózd- kow ania w ystępuje blaszk o w ate sk u p ien ie kom ó­

rek w kształcie tarczk i, je d n o s ta jn ie zg ru b iałej w obw odzie, bez w yraźnego śla d u jakiegokolw iek u w arstw ien ia, jak k o lw iek z ew n ętrzn e kom órki u ło ­ żone są b ard ziej praw idłow o. J u ż w b ard zo w czes­

nym okresie m ięd zy k o m ó rk am i leżącem i u spodu ta rc z k i 'a żó łtk iem ’ p ow staje ja m a seg m en tacy jn a, kolisty zaś b rz e g tarczk i, p o siad ającej d o tą d sy- m e try ją p ro m ien istą, u w y d a tn ia się w p o staci p ie r- ścieniow atego zg ru b ien ia; to o statn ie tw orzy ro ­ dzaj rpasu^pogranicznego m iędzy z ia r n is tą m asą żó łtk a a ta rc z k ą ; tu taj d aje się zauw ażyć, ja k z u ­ p e łn ie w yodrębnione b rzeżn e kom órki ta rc z k i p o ­ woli p rzech o d zą w duże kule żółtkow e, n astęp n ie w 'k o m ó rk i ^ n ie z u p e łn ie o d g ran iczo n e i w reszcie w je d n o s ta jn ą m asę ż ó łtk a, obfitującego w m ero- cyty, P ow staw anie dw u p ie rw o tn y c h listków za­

rodkow ych Cekto- i en to d erm y ) polega na tem , że przez n ieu stan n e dzielenie się w ierzchnich kom ó­

re k tarczk i (w płaszozyźnie p rostopadłej do p o ­ w ierzchni) i zużycie zaw arty ch w n ich ziaren żółt­

k a , w yodrębnia się w tarczce w ierzchnia błoniasta w arstw a kom órkow a, czyli ektoderm p, pow odując w ystąpienie na widow nię t. zw. pola przezroczy­

stego. Pozostała reszta kom órek, któ re w łaśnie były u spodu tarczki, u k ład a się w rodzaj w a r­

stw y, stanow iącej dolny podkład, który w ystępuje w c h a ra k te rz e podścieliska tarczk i, ściśle j ą ł ą ­ czącego z żółtkiem przez pośrednictw o kom órek żółtkow ych oraz m erocytów . T a w łaśnie w arstw a w dro d ze pew Dych tylko zm ian przechodzi w en- toderroę, o zupełnie zdecydow anym charakterze.

Jed n o cześn ie z w yodrębnianiem się w spom nianych listków zarodkow ych (resp. g astru lac y ją) ta rc z k a zarodkow a z prom ienistej s ta je się dw ubocznie sy ­ m etryczną przez utw orzenie się m iejscowego z g ru ­ b ien ia na je j kraw ędzi, odpow iadającego ty ln em u końcow i tw orzącego się ciała zarodka; obok tego w ty m że czasie ta rc z k a ulega kolisto-epiboliczne- m u rozrostow i poza p ie rw o tn y zg ru b iały brzeg, a pow stały w skutek tego blasto d erm aln y p rz y ro st składa się z płaskich kom órek. W spom niane zg ru ­ bienie kraw ędzi je s t skutkiem zwiększonego w yła­

dow yw ania się z żółtka kom órek żółtkowych, k tó ­ re w cielają się bespośrednio w w arstw ę entoder- m aln ą, pozostającą w tem m iejscu w ścisłej łą c z ­ ności z ekto d erm ą. Z g ru b iała kraw ędź tarczk i n ie ­ k ie d y w ystaje nad pow ierzchnię p o siad ając w prze­

cięciu ry su n ek g a rb u , poza k tó ry m pow staje sier- pow aty row ek m y l n i e u w a ż a n y z a b l a s t o ­ p o r u s .

W m iarg ro zro stu przezroczystego pola, to osta­

tn ie zw ykle zm ienia k sz ta łt: z okrągłego staje się sercow atem , zw rócone ostrym końcom ku tyłow i;

w łaśnie na te ry to ry ju m tej w ydłużonej części pola, niedaleko od kraw ędzi, daje się obserw ow ać ro ­ dzaj plam ki lub też p o dłużnej sm ugi.

Z p rzek ro jó w pokazuje się, że podobna sm uga pow stała przez odosobnienie się pew nej części te ­ ry to ry ju m pierw o tn eg o zg ru b ien ia kraw ędzi; n ie ­ zm iern ie w ażnym je s t szczegół, że na p rzestrzen i om aw ianej sm ugi lub plam ki listki zarodkow e po­

zostają w ta k im sam ym stosunku, w ja k im były na kraw ędzi p ierw o tn ej ta rc z k i, i. j. ściśle są z łą ­ czone ze sobą i z żółtkiem . N astępnie pow staje w te m m iejscu n ieznaczne w głębienie, k tó re z a ­ zwyczaj p rzez ro z ra sta n ie się k raw ęd zi p rzy b iera k sz ta łt podłużnej brózdy, silniej zagłębionej i ros- szerzonej w p rz e d n im końcu, u n iek tó ry ch zaś p ta ­ ków, m ianow icie u w odnych, np. u kaczki, zam iast p ierw o tn ej brózdy, z początkow ego nieznacznego w głębienia tw o rzy się kieszonkow ata ja m a , okolo­

n a znacznie w ystającem i w argam i. Poniew aż id en ­ ty c z n y stosunek m a m iejsce u gadów , gdyż w ta k i sam sposób pow staje tu ta j p ierw o tn e g a stra ln e w głębienie, p rzeto należy wnioskow ać, że wspo­

m n ian e w głębienie u ptaków , w zw ykłyeh razach

przek ształcające się w brózdę, może by ć uw ażane

za m ało rozw iniętą (resp. zred u k o w an ą), pierw ot­

Cytaty

Powiązane dokumenty

Opiekuj się pan mym chłopcem, daj mu możność pójść w życiu naprzód, jeżeli rząd nie zechce tego uczynić... Zaremba przedstaw ia rozprawę

dopodobnie jest w wielu razach zakrótki, pozostaje mimo to wskazany przez niego fakt, że pęd odbywa się w ciągu okre­. ślonych czasów, po których następuje

Kto więc był właściwym twórcą teoryi descendencyi, czy ten, który nikogo nie przekonał i którego dzieło bez żadnego powstało wpływu na współczesnych, czy

Określenie to może nam się wydawać bardzo jasnem i naturalnem, z tego j e ­ dnak nie wynika, żeby zawsze narzucało się ono umysłowi ludzkiemu, jako coś

Prelegent przeszedł następnie do wyjaśnienia dwu form en ergii: energii położenia— pofencyal- nej (dynamicznej) i energii ruchu widzialnego — (kinetycznej), które

Z pom iędzy różnych teoryj zdaje się być najbliższą praw dy podana przez M otturę, inżyniera kopalń we W łoszech, a objaśniająca pow stanie siarki reakcyam i

chodzące ulatnianie się powoduje poruszanie się cząstek kam fory.. W szystkie powyższe przykłady dowodzą, źe, przyjąwszy naw et zasadę bezpośredniego działania

rane przez rostw ór na w ew nętrzne ścianki naczynia, nie zrów now aży się z ciśnieniem , w yw ieranem zzew nątrz przez cząsteczki wody, starające się pod