• Nie Znaleziono Wyników

Błyskawiczna lista wspomnień

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Błyskawiczna lista wspomnień"

Copied!
19
0
0

Pełen tekst

(1)

Kurek, Jalu

Błyskawiczna lista wspomnień

Kwartalnik Historii Prasy Polskiej 19/4, 63-80

(2)

K wartalnik Historii Prasy Polskiej X IX 4 PL ISSN 0137-2998

JALU KUREK

BŁYSKAWICZNA LISTA WSPOMNIEŃ

Od samej m atu ry w gim nazjum Nowodworskiego w K rakowie (rok 1922) „w depnąłem ” w świat dziennikarski, w k tórym przeżyłem siedem ­ naście lat aż do w ybuchu w ojny w tragicznym w rześniu 1939 roku. Dwie przerw y to pobyt w Neapolu oraz okres służby wojskowej (podchorą­ żówka arty lerii we W łodzimierzu Wołyńskim). Pracow ałem etatowo w redakcjach: najpierw „Głosu N arodu”, później „Ilustrowanego K uriera Codziennego”. A jeszcze i po wojnie, w epo-ce Polski Ludowej, przeby­ łem praw ie dwa lata w krakow skim oddziale „Polpressu” (późniejszej PAP) na stanowisku zastępcy naczelnego redaktora.

W ykruszają się szeregi moich kolegów z prasy krakowskiej. Toteż spisuję „błyskawiczną listę w spom nień” dla utrw alenia pamięci o tych, z którym i się stykałem lub których znałem. Mam przed sobą skład człon­ ków Syndykatu Dziennikarzy K rakowskich z roku 1937. K reślę z tej listy doraźne, dorywcze, skrótowe w izerunki kolegów, ta k jak ich widzę we wspomnieniu. Może te m inisylw etki zarysują w sensie dokum ental­ nym zapomniane już niektóre postacie krakowskiego środowiska dzien­ nikarskiego z lat trzydziestych bieżącego stulecia. .

UWAGI OGÓLNE

Połowa dziennikarzy krakow skich w okresie m iędzywojennym pa­ rała się literatu rą. A raczej było odwrotnie. Gdzie tknąć literata — sie­ dział w prasie. Nie było tu zbyt wielu żurnalistów w zawodowym tego słowa znaczeniu. To połowa literatów w Krakowie pisyw ała na łamach prasy. I stąd ich współpraca z redakcjiami, stąd ich zaczepienie am bicjo­ nalne o profesję dziennikarza, stąd wreszcie — członkostwo Syndykatu D ziennikarzy Krakowskich.

W międzywojennym K rakowie wychodziło pięć gazet codziennych („IKC”, „Czas”,' „Głos N arodu”, „Naprzód”, „Nowy Dziennik”, także przez pewien czas „Nowa R eform a” i „Tempo Dnia”), a sam „Ikac” po­ siadał pięć przybudów ek tygodniowych („Na szerokim świecie”, „Raz, dwa, trz y ”, „Światowid”, „As”, „Wróble na Dachu”, nie licząc niedziel­ nego dodatku: „K uriera N aukowo-Literackiego”). . . .

(3)

64 J A L U K U R E K

Tak więc w grodzie podwawelskim — silniej niż gdzie indziej — zrosły się z sobą te dwa zawody: dziennikarza i literata. W tam tym okresie literaci nie byli w stanie utrzym ać się z samego pisarstw a — ja byłem tego przykładem — a prasa krakowska oferowała im pewne mo­ żliwości w tym kierunku. Od czasu asnykowskiej „Nowej Reform y” w modę wchodzili literaci-dziennikarze, zawód ten nobilitował już W y­ spiański w „W eselu”. Tradycja ta panowała w redakcji „Czasu”, a zwła­ szcza „Głosu N arodu” (tę gazetę nazwał T. Peiper, zapewne w imieniu aw angardy, „najczulszym literacko dziennikiem Polski” ówczesnej).

Na liście Syndykatu D ziennikarzy K rakowskich z roku 1937 znajdu­ ją się więc ludzie dość luźno związani z zawodem dziennikarskim i tylko z racji swych zasadniczych funkcji czy zainteresow ań kontaktujący się z łamami prasy (prof. Z. Jachim ecki i prezes sądu A. Jendl — obaj recen­ zenci muzyczni, m edyk L. Gross — redaktor „K uriera Lekarskiego”, po­ eta A. Waśkowski K.H. Rostworowski — recenzent teatralny). A z ko­ lei — w gromadzie stałych pracowników redakcji — wielu zajętych by­ ło jednostronnie czy ubocznie (stenografowie, korektorzy). Stosunkowo niewielu ostaje s ę żurnalistów „całą gębą”, znających wszechstronnie i od podszewki robotę koło gazety.

Nie widzę natom iast w składzie członków Syndykatu Dziennikarzy K rakowskich kolegów czynnych w czasie mojej pracy w „IKC”, a to: Anatola Krakowieckiego czy Jakuba Rohatinera. Ich praca w aparacie dziennika (łamali kolum ny depeszowe) kwalifikowała ich znacznie słusz­ niej do związku zawodowego aniżeli połowę członków w idniejących na liście SDK. Dalej brak: Stanisław a Faechera, redaktora działu turystycz­ nego w „IK C”, Juliusza Miercszewskiego, referenta prasy niemieckiej, czy Zygm unta Strychalskiego, grafika w „Św iatowidzie”, kierownika „ciągu kolorowego” w koncernie.

Dodać należy dla uzupełnienia, iż w tak wielkim aparacie, jakim była redakcja „Ilustrow anego K uriera Codziennego” i jego przybudó­ wek, szef pisma M arian Dąbrowski, a właściwie faktyczny kierow nik redakcji Jan Stankiewicz mieli pod ręką redaktorów do specjalnych po- ruczeń; można im było każdej chwili powierzyć napisanie artykułu, prze­ prowadzenie wywiadu, streszczenie rozmowy czy listu, wyjazd w teren na reportaż — w tym mechanizmie każde kółko obracało się celowo. Redakcja „IK C” stanowiła zaiste dobrą szkołę dla dziennikarzy.

Zblokowane redakcje koncernu zajmowały całe piętro w tzw. Pałacu P rasy przy ul. Wielopole. Piętro to biegło półkolem przez cały gmach, nbrócone szklaną ścianą do wnętrzia budynku; frontow e okna wychodziły ла ulice: Wielopole oraz Starow iślną (dzis: bohaterów Stalm graauj. w środku tej ogrom nej oszklonej hali, gdzie poustawiane były rzęaeia biurka redaktorów , mieściło się tzw. akw arium , część odgrodzona od reszty również w ew nętrzną szklaną ścianą. Tu rezydował sek retariat oraz sztab redakcji. Z kolei zaś z akw arium był wydzielony (oczywiście

(4)

B Ł Y S K A W I C Z N A L I S T A W S P O M N IE Ń 65

także za szklaną ścianą) gabinet naczelnego redaktora M ariana Dąbrow­ skiego. W ten sposób szef jak i jego najbiżsi zaufani mieli oko na wszys­ tko (i na wszystkich) w redakcji.

*

Adam Bar. Jak i tam dziennikarz! Znaliśmy go wszyscy jako znamie­ nitego bibliotekarza, owszem. Raz na rok publikował w prasie felieton na tem aty ze swej specjalności, co stworzyło dlań zapewne platform ę am bicjonalną do członkostwa w organizacji zawodowej dziennikarskiej (jak i literackiej).

Mieczysław Babiński. Pracow ał w raz ze m ną w m łodych latach w redakcji „Głosu N arodu”, ale krótko; były to lata dwudzieste. Już w tedy nazyw aliśm y go „Japończykiem ” z racji znajomości tego rzadkiego u nas języka. Dziwne, bo nie potrafię go później umiejscowić w prasie k r a ­ kowskiej, a widzę go w zarządzie SDK z 1937 roku. W okresie Polski Ludowej, już jako w eteran, „łam ał” popołudniówkę „Echo K rakow a”. Józef Bajsarowicz. Postać tajemnicza, dziennikarz o znamionach ge- nialności encyklopedycznej, właściwy tw órca i anim ator Ikacowej po- południówki „Tempo D nia”. Nie było rzeczy, na której by się nie znał, o k tó rej by nie wiedział. P otrafił napisać o w szystkim i wszystko to było dobrze po dziennikarsku zrobione. Arcypożyteczny. Był w stanie w ypeł­ nić wszystkie działy w gazecie, a także „złamać” ją w zecerni jak raso­ wy metram paż. Chyba Tatar, o siodełkowatym nosie.

Stanisław Witold Balicki. Był pomocnikiem Mieczysława Dąbrowskie­ go przy redagow aniu „K uriera N aukowo-Literackiego” (niedzielnego do­ datku „Ikaca”). Pracow ity, przydatny (bo polonista). Odwalał czarną ro ­ botę przy selekcji i adiustow aniu m ateriałów nadchodzących z całej Polski. Przekopyw ał się inteligentnie przez ste rty tekstów, w yrabiając sobie solidny gust k ry ty k a literackiego. Rzetelna sakoła „ikacowa” przy­ dała m u się znakomicie po wojnie w roli naczelnego redaktora „Dzienni­ ka Polskiego” w Krakowie; szkoda, że był nim tak krótko, przeniósłszy

się do W arszawy. .

Antoni Beaupré. Redaktor naczelny „Czasu”. U brany zawsze ze staro ­ świecką elegancją, małomówny, o dużym autorytecie. Rezydował w ciemnej parterow ej budzie drew nianej. Szło się do niego stęchłym k o ­ rytarzem , a była to przecież siedziba organu hrabiów! Dziś na tym miejscu — jakby widomy w yraz zmian, jakie tu zaszły — rozciąga się parking samochodowy dla przeciwległej siedziby K om itetu Wojewódz­ kiego PZPR. B udynek redakcji „Czasu” w yglądał na lamus czy wozow­ nię, przytykającą tyłem do Plant. Sam Beaupré — szeroki, zwalisty, o szlachetnej tw arzy — był z rasy w ybitnych krakow skich „stańczy­

ków”. .

(5)

6 6 J A L U K U R E K

W ilhelm Berkelham m er. Naczelny redaktor „Nowego D ziennika”* organu syjonistów krakowskich; redakcja mieściła się przy Plantach Dietlowskich. Opanowany, kulturalny, o w ytw ornych m anierach. U trzy­ mywał popraw ne stosunki z wszystkimi dziennikarzam i krakowskiego środowiska.

A leksander Błażejewski. Raczej literat rodem z cyganerii. A utor wy­ danej w roku 1925 pierw szej polskiej powieści krym inalnej Czerwony

błazen. Pracow ał chyba daw niej w redakcji krakowskiego „Gońca”. Miał

żyłkę do interesów, w każdej kieszeni nosił pom ysły atrakcyjnych fil­ mów i sensacyjnych powieści. Za moich czasów w żadnej redakcji nie popasał stale.

Tadeusz Boy Żeleński. Nie znałem go jako dziennikarza, był znanym pisarzem, mieszkał w Warszawie. Jako redaktor „Głosu N arodu” asysto­ wałem raz w sądzie krakow skim procesowi, który Boy wytoczył redakcji „Czasu” z powodu w yrzucenia mu z felietonu słowa „dziwka” z tekstu. Proces ten wygrał. Pod koniec jego życia zbliżyłem się do niego we Lwowie. W Kalendarzu Czecha na rok 1910 widzę nazwisko dr. Tadeusza Żeleńskiego jako członka w ydziału „Towarzystwa opieki nad podrzutka­ mi imienia Dzieciątka Jezus” w Krakowie: był właśnie świeżo dyplo­ mowanym lekarzem pediatrą, k tó ry to zawód porzucił później na rzecz literatu ry . Zginął rozstrzelany przez hitlerowców w lipeu 1941 we Lw o­ wie.

Janusz Brzeski. Pracow ał jako grafik w redakcji wytwornego tygod­ nika „As”, odpowiedzialny za jego stronę ilustracyjną, przedtem zaś w redakcji „Tajnego D etektyw a”. Wysoki, przystojny, eksperym entow ał malarsko, kokietował aw angardę, zwolennik now atorstw a w sztuce.

Jan Chełmirski. Nazywany stale „konsulem ”, bo zajmował podobno to stanowisko w Wiedniu. Stale skrzyw iony na tw arzy, jak gdyby chory (podobno ta k się m anifestują dolegliwości gastryozne). Był uosobieniem biurokracji. Siedział przy biurku w akw arium i spisywał ty tu ły tekstów spływ ających do bieżącego num eru; to było jego całe ziajęcie. A siedział tam przez kilka godzin dziennie. Była to więc chyba synekura.

Sylweriusz Chmurkowski. Kiedy go poznałem, już nie pracował czyn­ nie w dziennikarstw ie, raczej powoływano go do władz w Syndykacie jako nobliwego seniora.

Ignacy Chrzanowski. Pierw szy raz dowiaduję się, że ukochany kie­ row nik moich studiów polonistycznych na Wszechnicy Jagiellońskiej był członkiem organizacji dziennikarskiej ; coś podobnego! Zapewne na pod­ stawie rzadkich felietonów okolicznościowych o charakterze literackim , drukow anych przeważnie w „Głosie N arodu”. Zm arł w obozie koncen­ tracyjnym w O ranienburgu w styczniu 1940.

Adam Ciołkosz. Ruchliwy, dynam iczny działacz socjalistyczny za mo­ ich czasów uniw ersyteckich. Znałem go z racji jego zainteresow ań

(6)

mło-B Ł Y S K A W I C Z N A L I S T A .W S P O M N IE N

67

dą literatu rą Krakowa. M.in. zaprosił mnie jako studenta UJ do wygło­ szenia w Tarnowie odczytu o futuryzm ie włoskim. . .

Mieczysław Dąbrowski. Rodzony b ra t Mariana. H istoryk sztuki, niski, drobny, ruchliwy. Nazywano go „profesorem ” (uczył przez pewien czas w gimnazjum). Redagował „K urier N aukow o-Literacki”. Trudności w redagow aniu nie miał, bo m ateriału przychodziło mnóstwo, tyliko prze­ bierać i wybierać; pomagał mu w tym młodociany S. W. Balicki. Nie­ dzielny dodatek „Ikaca” stanow ił istną’ kopalnię popularnej wiedzy ze w szystkich dziedzin.

Jan Dąbrowski. W zrostu mniejszego niż średni. Profesor UJ, historyk o specjalności tem atycznej węgierskiej. Na krótko przed rokiem 1939 zaangażował go M arian Dąbrowski dla dodania pismu auto ry tetu naukow ­ ca. Profesor (kokietujący sanację) zamieścił tam parę artykułów , to wszystko.

F ryderyk Dąbrowski. Wysoki, szczupły; był referentem prasy nie­ mieckiej. Pracow ał bezimiennie, bo tego wymagał referat prasy zagra­ nicznej (przeglądy, cytaty, przedruki). Po nim referat ten objął Juliusz Mieroszewski, młody, zarozumiały, podobno „hrabia z ulicy.K rupniczej”. M arian Dienstl Dąbrowa. Dziś określiłoby się go: kom batant z pierw ­ szej w ojny światowej, w eteran z fron tu włoskiego. Recenzent działu pla­ styki w „IKC”, byw ały za granicą. Chociaż właściwie dział plastyki za­ mieszczał raczej kom unikaty o w ystaw ach; tak wielki, w pływ ow y dzien­ nik nie mógł sobie pozwolić na niezależną krytykę artystyczną.

Włodzimierz Długoszewski. Były wioślarz AZS o międzynarodowej randze, olimpijczyk — prow adził we dwójikę z A. Obruibańskim redakcję tygodnika sportowego „Raz, dwa, trz y ” (w ram ach koncernu „IKC”).

Józef Długołęcki. Nestor dziennikarstw a, odnosi się do niego to samo, co pisałem o S. Chmuirkowskim.

Kazimierz Dobija. D yrektor adm inistraeyjny „IKC”, wszechwładny pan na finansach, wielka figura w Pałacu Prasy. Nie wiem, skąd znalazł się w spisie członków Syndykatu; nie bawił się robotą dziennikarską, był wyższy ponad nasz codzienny tru d żurnalistów. Ale widocznie m iał takie ambicje. I dzięki swej dyrektorskiej wszechmocy ambicjom tym — chyba bez tru d u — uczynił zadość.

Józef Flach. Figura nieodzowna na każdej ważniejszej uroczystości oficjalnej w Krakowie. Wraz z sylw etką (chudą, połam aną artretyzm em ), ubiorem (zawsze ciemnym), językiem i stylem bycia — żywcem prze­ niesiony z Młodej Polski. Nie mogło go braknąć na żadnej reprezenta­ cyjnej imprezie. P opularny mówca okolicznościowy; najsłynniejsze były jego w ystępy na pogrzebach. „Żałobni słuchacze” — tak nieodmiennie rozpoczynał przem ówienie nad grobem. Ja k na byłego b elfra gim nazjal­ nego (polonistę) zrobił karierę niebywałą. Prezes S yndykatu D ziennika­ rzy Krakowskich, celebrował tę funkcję z przejęciem. Dla formalności ■— ponieważ reprezentow ał świat dziennikarski na zew nątrz — w Pałacu

(7)

68 J A L U K U R E K

P rasy siadyw ał d r J. F lach w redakcji „Św iatow ida” jako jej -nominalny szef. Zm arł w Krakowie w m aju 1944.

Jola Fuchsówna. Inteligentna felietonistka. Młoda, dowcipna, gładka towarzysko, „Panna Rachela” artystyczno-literackiej cyganerii. Jej fe­ lietony na łam ach „Ikaca” cieszyły się dużą poczytnością. Podobno zgi­ nęła w krakow skim getcie.

Józef G ermak. K ierow nik archiw um fotograficznego w „IK C”. Bojo­ wał długo o przynależność do Syndykatu, co m u się najpierw nie uda­ wało (dla braku regulam inow ych kwalifikacji), lecz później udało się dzięki innym (chyba .ważniejszym) motywom. Jego zajęcie: dzień w dzień znosił z cynkografii (najwyższego piętra gmachu) klisze potrzebne do num eru na dzień następny; w redakcji uistalano ich rozmieszczenie na poszczególnych kolum nach (stronach).

F erdynand Goetel. Znałem go raczej jako literata. Dawniej, w latach dwudziestych, redagow ał w K rakowie „Przegląd Sportow y” i w tym okresie zapewne musiał coś publikować w krakow skiej prasie. Za moich czasów mieszkał już w Warszawie.

Zbigniew Grabowski. Błyskotliwy, wykształcony dziennikarz (dokto­ ra t z anglistyki). K orespondent zagraniczny „IK C”, aspirujący do w yż­ szej, wpływowej rasy publicystów; ostatnią jego placówką przed wojną był Berlin. Także literat. Poza ty m spotykaliśm y się często w młodości jako stare wygi narciarskie w Tatrach.

Zbigniew Grotowski. Prowadził w poniedziałkowym num erze „IKC” całostronicowy dział film ow y pt. „K urier film ow y”. Później redagował popołudniówkę „ikacową” pt. „Tempo D nia”. Tę popularną gazetę o pro­ filu trochę brukow ym robił do spółki z J. Bajisarowiczem. Zdolny, ruch ­ liwy, nerwowy, urodzony dziennikarz. Ciągle bez pieniędzy, żył pożycz­ kami. Nachodził go w redakcji ojciee-pijak; syn także popadł w ten tragiczny nałóg. Zm arł po wojnie we W rocławiu, pracował do końca w dziennikarstw ie. Nie wiem, dlaczego w ołaliśm y go stale w redakcji „Leszek”.

Ludw ik Gross. Przystojny młodzieniec ze znanego rodu socjalistów krakowskich. Już jako student w ydziału lekarskiego U J odznaczał się pomysłowością i żyłką dziennikarską. Redagował w „IKC” raz na t y ­ dzień „K urier Lekarski” cieszący się dużą wziętością u czytelników. Po wojnie osiadł w Ameryce Północnej, gdzie zdobył duży autory tet na­ ukowy.

Jan Grzywiński. Cichy, przygarbiony, mól książkowy, redaktor do­ rocznego K alendarza IKC. Niezawodny badacz źródeł bibliograficznych, encyklopedysta o głosie zniżonym do szeptu, m istrz dokładności, gdy chodziło o informację.

Wacław Gulla. Rysownik, jeden z paru grafików (Żmuda, K orotkie- wicz, Olszewski), potrzebnych w dziale ilustracyjnym dziennika' przy retuszow aniu zdjęć przewidzianych do reprodukcji w gazecie.

(8)

B Ł Y S K A W IC Z N A L I S T A W S P O M N IE Ń 69

Emil Haecker. Naczelny redaktor socjalistycznego „Naprzodu”. Znana była jego pryw atna namiętność: teatr. Był miłośnikiem i znawcą teatru , pisyw ał recenzje teatralne. W obejściu — układny, dżentelm eński, w publicystyce — mniej. Wśród poetów młodych dobrze widziany, bo w r e ­ dakcji przy ul. Dunajewskiego (dziś: Pierwszego Maja) przyjm ow ał do kroniki w szystkie kom unikaty o ich występach.

K arol Holeksa. Działacz polityczny krakow skiej chadecji, figura w w ydaw nictw ie „Głosu N arodu” — ale jaki tam dziennikarz! Dziwiłem się, dlaczego został posłem, znałem go na co dzień, nie był poryw ają­ cym mówcą, ty le że okazałej, postaci. Jego funkcja: chrześcijański m ener związkowy wśród rzem ieślników K rakow a nie bardzo wiązała go z dzien­ nikarstw em . Ale zajmował osobny pokój w pomieszczeniach redakcji „Głosu N arodu” p rzy ul. Sw. Krzyża, jako szef rad y nadzorczej w ydaw ­ nictwa.

K arol Irzykowski. Za czasów mojego dziennikarstw a już go w K rako­ wie nie było; pracow ał chyba w biurze stenografów sejm owych w W ar­ szawie. Widocznie praw em bezwładności „czkmkował” w krakow skim Syndykacie, jako że pierw otnie pracow ał tu w redakcji urzędowej agen­ cji prasow ej przy ul. M ikołajskiej jeszcze za nieboszczki A ustrii (Biura Koresp.-Telegraf.), też z pewnością jako stenograf. Jego dziennikarską karierę przyćm iła całkowicie literatu ra.

Zdzisław Jachim ecki. Chyba n a tej zasadzie dziennikarz, że pisywał recenzje m uzyczne na szpaltach „Głosu N arodu”. Muzykolog, profesor Wszechnicy Jagiellońskiej, m iłośnik wiszelkićh odznaczeń i orderów, w y ­ tw orny, elegancki bywalec salonów u high society. Dziennikarz?

Michał Janik. Ascetyczny nauczyciel gim nazjalny, znakomity prele­ gent, dorywczy współpracow nik prasy krakow skiej z zakresu historii literatury.

Feliks Jasieński. B rodaty historyk sztuki, oryginalny dziwak olbrzy­ miej statuiry, kolekcjoner artystyczny, barw na postać w świecie k u ltu ry Krakowa. Erudyta, polemiczny felietonista. Darował m iastu bezcenne zbiory japońskie milionowej wartości; dotąd nie opracowane, pozostają one w m agazynach Muzeum Narodowego.

A lfred Jendl. Ten wysokiej rangi sędzia (prezes sądu apelacyjnego) popisywał się na szpaltach „IK C” recenzjam i z koncertów jako znawca muzyki. Pisyw ał recenzje n a ogół życzliwe, więc nie miał jakoby w ro­ gów. W młodości zapowiadał się podobno jako obiecujący śpiewak.

Mojżesz K anfer. Recenzent literacki i teatraln y „'Nowego D ziennika” (gazety syjonistów krakowskich). Cięte pióro. Jako felietonista używał pseudonim u „Moassi”. Później zmienił imię na M aurycy.

Ks. Ludw ik K asprzyk. Działacz Chrześcijańskiej Demokracji, jeden z decydujących ludzi w w ydaw nictw ie „Głosu N arodu”. Rezydował w Domu Związkowym Chadecji przy ul. Potockiego (dziś: W esterplatte),

(9)

70 J A L U K U R E K '

tam , gdzie obecnie znajduje się konsulat' ZSRR. Chyba mało miał wspól­ nego z dziennikarstw em jako profesją.

Klemens Kęplicz. A diutant posła L. Rubla, politycznego prom inenta ,,IKC” (kierownika linii politycznej dziennika). Zw any pieszczotliwie „Müisiem”. Młodzieniec trochę zmanierowany, term inow ał jako publi­ cysta w redakcji. Więcej sam o sobie myślał, niż o nim myślano. Raczej antyszam brow ał przy sanacji, dyskutow ał o w ielkiej polityce, m niej publikował.

Teresa Klemensiewicz. K orektorka „Głosu N arodu”. Łagodna starsza pani, uosobienie dobroci. W szystkim młodym mówiła: „paneczku”. Ktoś w redakcji bąkał, że była to w młodości wielka miłość K. Irzykowskiego we Lwowie. Czy była kiedy zaangażowana czynniej w dziennikarstw ie —■

nie wiem. ,

Władysław Koch. Był stenografem (tzn. posiadał um iejętność steno­ grafowania) i stąd jego posada wieczorna w redakcji „Głosu N arodu”, odbierał bowiem każdego wieczora telefon z Sejm u w Warszawie. Był z zawodu czynnym nauczycielem gim nazjalnym , a znany był też skądinąd jako jeden z pierw szych inicjatorów wczasów letnich dla młodzieży szkol­ nej: koncepcja naówczas pionierska. Już w r. 1900 figuruje jako „czło­ nek wydziałowy Tow arzystw a kolonii w akacyjnych dla uczniów gim ­ nazjów i szkół realnych w K rakow ie i Podgórzu”. ·

Michał Konopiński. Zażywny szlagon, mocnej postury, ubrany trochę ze staroświecka: koral w krawacie, zegarek z łańcuszkiem w kieszonce kamizelki. Urzędował sam otnie w ogrom nym pokoju, jako szef redakcji „Nowej Reform y”, na pierw szym piętrze kam ienicy-rudery przy ul. J a ­

giellońskiej. .

Wincenty Korolewicz. Mój krótkotrw ały polonista w gim nazjum No­ wodworskiego (ówczesna nazwa: Sw. Anny). Był współpracownikiem r e ­ dakcji „N aprzodu”. Pam iętam epizod, kiedy 1 m aja zebrali się robotnicy K rakow a na placu Groble dla odbycia m anifestacyjnego wiecu i dele­ gacja organizatorów zwróciła się do dyrektora gim nazjum o rozpuszcze­ nie młodzieży do domów, ponieważ kilkutysięczny wiec będzie przeszka­ dzał uczniom w lekcjach. D yrekcja chytrze w ysłała Korolewicza do de­ legatów i na korytarzu usłyszeliśmy ku naszemu zm artw ieniu słowa so­ cjalisty Korolewicza: „Młodzież najpiękniej uczci święto pracy pracą, to znaczy nauk ą”. I delegaci robotników odeszli z niczym.

Roman Kordys. Znany tatern ik arcywysokiego wzrostu. Do zespołu redakcyjnego „IKC” został zaangażowany na zasadzie w yjątkow ej oko­ liczności: dla poparcia akcji budow y kolejki na K asprow y Wierch. Użył mianowicie swego w ybitnego au to ry tetu (a może nadużył) dla przeciw ­ staw ienia się w opinii publicznej „ochroniarskim ” protestom Państw o­ wej Rady Ochrony P rzyrody (zwłaszcza prof. W. Szafera). W tym d u ­ chu publikował arty k u ły i polemiki na łam ach dziennika cieszącego się

(10)

B Ł Y S K A W I C Z N A L I S T A W S P O M N IE Ń 71

przemożnym w pływ em w społeczeństwie. Zm arł zresztą w roku 1934 i znalazł się w spisie SDK na praw ach „m artw ej duszy”.

Konstanty Krumłowski. Za mojej praktyki dziennikarskiej żył już tylko swoją legendą z okresu Królowej Przedmieścia. Rzadko kiedy za­ glądał do redakcji „IK C” (bo po co?). Ale w tedy zawsze któryś z ochot­ nych kolegów daw nych po piórze i po alkoholu zaglądał z nim do knajpy. Anatol Krakowiecki. Był redaktorem nocnym „IKC” (czyli „nocni­ kiem ”), łam ał ostatnie stro n y gazety w zecerni o piętro niżej w Pałacu P rasy przy ul. Wielopole. Również satyryk, pisujący do „Wróbli na Da­ chu” pod pseudonim em „Jan Sinalco” . Takiego „nocnika” nazyw aliśm y też depeszowcem, ponieważ w ciągu nocy formował kilka kolum n gaze­ ty, zamieszczając na nich coraz to nowe napływ ające ze świata depesze (przeważnie n a tu ry politycznej).

Jalu K urek. Pierw sza m oja praca w redakcji „Głosu N arodu” obej­ mowała dział literacki i filmowy; korzystając z wolnego w stępu chodzi­ łem nieraz na dwa program y dziennie (kin było w tedy siedem, zm ieniały rep ertu ar co tydzień). Przychodziłem też po południu do tzw. rewizji przed zamknięciem num eru; „Głos N arodu” wychodził wieczorem. Zaś w „IKC” przechodziłem wszystkie szczeble żurnalistyki: od adiustacji tekstów poprzez redagowanie kroniki zamiejscowej (czytaj: obcinanie), referat prasy włoskiej, pisanie niedzielnych felietonów, do roli depe­ szowca p r z y poszczególnych wydaniach „Ikaca” (było ich sześć na do­ bę).

Stanisław K utrzeba. Profesor UJ, historyk. Jeszcze jeden z naukow ­ ców, którem u zaimponował ty tu ł i funkcja dziennikarza, choć nie mógł mieć z tym wiele wspólnego.

Jan Lankau. Rosły, łysy, flegmatyczny. Redaktor tygodnika „Świato­ w id”, poświęconego barw nej fotografii z pysznymi w kładkam i film ow y­ mi. Sym patyczna postać. Cechowała go zdrowa filozofia życiowa, p rzy ­ rodniczy punkt widzenia. Był ludowcem z przekonań politycznych. Po­ nieważ J. Flach był szefem nominalnym, wszystko w „Światowidzie” robił J. Lankau sam.

A ntoni Lekszycki. Zm arnowany poeta Młodej Polski, nachodził nie­ raz pracowników redakcji „IK C”, zawiadamiając ich, że ma w zanadrzu kom prom itujące m ateriały o szefie koncernu i zam ierza je opublikować. O trzym yw ał w tedy drobne odstępne (na odczepnego). Ponieważ był w ciężkiej sytuacji m aterialnej (pijaństwo?), a dawniej istotnie „dzienni­ karzy!” w redakcji „Czasu”, dostawał podobno comiesięczny zasiłek od M ariana Dąbrowskiego.

Zofia Lewakowska. Prow adziła w redakcji „IK C” dział kobiecy, k tó ­ rem u poświęcona była raz w tygodniu całostronicowa w kładka w num e­ rze („K urier Kobiecy”). D ystyngowana lwowianka, małomówna, drobnej statury, błyskająca zza okularów spojrzeniem pełnym dobroci. Po w oj­ nie już nie pracowała. Padła ofiarą wypadku- ulicznego w Krakowie. '

(11)

72 J A L U K U R E K

Juliusz Leo. Syn prezydenta m iasta Krakowa, jednego z najw ybit­ niejszych w łodarzy podwawelskiego grodu, elegancki, przystojny. Reda­ gował tygodnik koncernu „IKC” pod nazwą „As”, poświęcony życiu w y­ tw ornem u. W zgodzie z profilem pisma Leo zachowywał prezencję i styl bycia angielskiego lorda. Tkwił po same uszy w ciągłych kłopotach pie­ niężnych. Przedtem redagow ał przy tym samym biurku krótkotrw ałego

„Tajnego D etektyw a”. '

Eugeniusz Lomozik. Stenograf. O dbierał od popołudnia do późnej no­ cy w kabinach telefonicznych inform acje od korespondentów „Ikaca” z k raju i ze świata. Po przepisaniu ich u stęnotypistek oddawał je re­ daktorow i prowadzącemu num er. T en rodzaj odbioru wiadomości nazy­ w aliśm y ogólnie „depeszami” ; w obrębie k raju przechodziły iprzez kabel świeże, w yjątkow e sensacje („bomby”), zaś w sieoi zagranicznej doty­ czyły spraw przew ażnie politycznych (chyba że trzęsienie ziemi albo zgon papieża).

Maria Manberowa. Sym patyczna pani o okazałym wzroście i imponu­ jącej tuszy, dostarczała aktualnych migawek i notatek do kraniki k ra­ jowej i światowej. Zginęła podobno w krakow skim getcie podczas oku­ pacji hitlerow skiej.

Jan Maleszewski. Szczupły m łody człowiek o wyglądzie naukowca; był jednym z kilkunastu redaktorów , którzy coś tam dorzucali czasem do dziennika po przeglądnięciu ste rty zagranicznych czasopism. O kulary Maleszewskiego w yław iały atrakcyjne ciekawostki z wielkiego świata; do tego potrzebne było znawstwo języków.

Jan M atyasik. Naczelny redaktor „Głosu N arodu”. Pisyw ał co dzień arty k u ły wstępne, im prowizując je w ciągu pół godziny, po przyjściu wieczorem do redakcji w ostatniej chwili przed zamknięciem num eru. Styl jego pod względem odwagi i nieprzejednania porównywano z pió­ rem Cata-Mackiewicza w „Słowie” wileńskim. Był celem ataków ofi­ cjalnego reżym u jako zdecydowany opozycjonista. Ciekawe: chłop z po­ chodzenia, entuzjazm ow ał się nowoczesną poezją; dzięki tej pasji dosta­ łem się do jego redakcji, bo znalazł szczęśliwego p artn era do dyskusji. Uważam J. M atyasika za najwybitniejszego publicystę K rakowa w o k re­ sie sanacji.

Zygm unt M erta. W idywałem go rzadko w redakcji „Ikaca”, pojawiał się bowiem zawsze wieczorem jako „nocnik”, łamiąc kolejne wydania gazety, znikał zaś stam tąd nad ranem . Jeden z najstarszych stażem re­ daktorów krakowskich. Do końca życia pracował niestrudzenie na róż­ nych stanow iskach w redakcji „Dziennika Polskiego”, tj. na tym samym miejscu, gdzie przed w ojną zaczął był swoją pracę dziennikarską w „IK C”.

Maria Migowa. Naczelna sprawozdawczym z balów i pokazów mody, mówiono o jej przeszłości, ho ho! Wpływowa dama (z uwagi na potęgę prasy), wysokie koneksje, specjalistka od plotek z wielkiego świata to ­

(12)

B Ł Y S K A W I C Z N A L I S T A W S P O M N IE Ń 73

warzyskiego; poza ty m autorka sensacyjnych brukow ych powieścideł (pod pseudonimem K am il Norden). Na widok — Baba Jaga. Bali Się jej wszyscy. Za moich czasów mieszkała stale w Warszawie.

Adam Mikulski. R eporter „Nowej R eform y”. Pozinałem go bliżej do­ piero w okresie Polski Ludowej jako sekretarza Związku Dziennikarzy. Julian Milko. Stenograf depeszowy. K om batant z Legionów, kompan od kieliszka braci dziennikarskiej.

Stanisław Mróz. Redaktor popularnego tygodnika ilustracyjno-podróż- niczego „Na szerokim świecie” w obręhie koncernu prasowego „IKC”. O ryginalna postać: niedźwiedziowaty, o sum iastych wąsaeh, potężna ły ­ sina czołowa, ekstraw agant. Mimo pozorów dziwactwa i rubasznych m a­ nier dziennikarz dużej wiedzy encyklopedycznej, nosiciel zdrowej filo­ zofii życiowej. Miał zwyczaj pracować w swoim kącie o najrozm aitszych porach dnia, często późnym 'wieczorem, ku u trapieniu cierpliwej, fili­ granow ej sekretarki Irki Głodzińskiej. Widzę go, jak zdejm uje buty (nr 46 chyba), stopy w skarpetkach w ystaw iając na b lat biurka. Zginął w Oświęcimiu w czerwcu 1940, w ykazując do końca niezłomną postawę i godność patrioty.

Kazimierz Nizioł. K orektor w redakcji „IK C”. Nobliwy starszy pan, traktow ał parę godzin swej popołudniowej pracy jako nieuciążliwą syne­ kurę czy em eryturę. Zawsze schludnie ubrany.

Zygmunt Nowakowski. Jego nie widziało się nigdy w redakcji „IKC”. Zawodowy aktor, reżyser, dyrektor te atru wreszcie — przysyłał gońcem swoje stałe niedzielne felietony i tylko tym procederem związał się z p ra­ są krakowską; był wszakże bardziej znany w społeczeństwie ze szpalt tego dziennika od jego etatow ych redaktorów . Z dum ą wspominam, że w ostatnich miesiącach przed w ojną czuły węch M ariana Dąbrowskiego zlecił mnie pisanie niedzielnych felietonów na zmianę z Z. Nowakow­ skim.

Stefan Nowiński. Kochany nudziarz. Łam ał codziennie po południu dwie stałe strony „Ikaca” („Życie W arszaw y” i „Z k raju od korespon­ dentów IK C ”). M ateriał do pierwszej dostarczał m u oddział w arszaw ski redakcji, zaś teksty do drugiej przygotowywał m u M. Zielenkiewicz od rana, a resztę adiustował sam, chlaszcząc bezlitośnie i k astru jąc teksty- -piły. Swoją pasję m entora, filozofa i gawędziarza oddał z pożytkiem młodej braci dziennikarskiej, udzielając się nadal czynnie zawodowi w Polsce Ludowej. Zginął tragicznie podczas wycieczki na Jeziorze Roż­ nowskim. W raz z J. Lankauem reprezentow ał żywą, choć podziemną działalność S yndykatu D ziennikarzy K rakowskich podczas hitlerow skiej okupacji.

Adam Obrubański. Spokojny, rzeczowy, obiektyw ny działacz sporto­ wy. Szef tygodnika „Raz, dwa, trz y ” (w puli koncernu „IKC”). Jego praw ą ręką (może raczej obu rękami) był W. Długoszewiski, niegdyś as polskiego wioślarstwa.

(13)

74 J Ä L U K U R E K

Zofia Ordyńska. Z zawodu aktorka, pisująca czasem (lecz rzadko) m i­ gawki z w ytw ornego świata, z zakresu mody, życia kobiecego czy w iel­ kich bali w karnaw ale. Skoligacona z dziennikarstw em raczej poprzez świat sztuki i rozległe koneksje towarzyskie. '

Józef Pakosiewicz. Pracow ał w redakcji „Głosu N arodu” jako steno­ graf. Po J. Kochu odibierał wiadomości telefoniczne dla dziennika z W ar­ szawy. Jego właściwy zawód: księgowy.

Ks. Jan Piwowarczyk. Zastępca naczelnego redaktora (przez krótki czas szef) „Głosu N arodu”, główny eksponenit polityki chadecji w piś­ mie. Bystry, w ykształcony publicysta, podpisujący arty k u ły k ry p to n i­ mem „W. Z.” Oschły, surowy, mąż zaufania K urii Metropolitalnej.. Głów­ ne jego zainteresow ania kierow ały się w stronę ekonomii społecznej. Nie lubił mnie wyraźnie, to się czuło; wiedział, że w mojej osobie nie siedzi sojusznik ideowy „Głosu N arodu”. O tw arcie zaś obdarzył mnie niechę­ cią, gdy na zebraniu członków red akcji nam awiał nas do odbycia reko­ lekcji i spowiedzi w ielkanocnej, czemu sprzeciwiłem się w imię wolności sumienia -— i rzecz nie przeszła. Nie czuł też w ielkiej sym patii do n a­ szego szefa J. M atyasika, uważając go.za wyraźnego endeka. W pierw ­ szych latach Polski Ludowej zajmował wpływowe stanowisko w redak­ cji „Tygodnika Powszechnego” w Krakowie.

Jan Pietrzycki. Od wielu lat współpracował literacko z prasą k ra ­ kowską (głównie z „Głosem N arodu”), zamieszczając wiersze oryginalne i przekłady z poetów obcych, a także felietony z wojażów zagranicznych.

A rtu r Popiel. Skuzynow any (przez małżeństwo) z rodziną Dąbrow- skich-szefów, pracow ał w redakcji „IKC” jako „depeszowiec” ; łam ał po­ południowe kolum ny w zecerni (popołudniowe, tzn. te, które nie podle­ gały m utacji, z artykułam i, felietonami, kroniką, stanowiąc trzon nu­ meru). W eteran z pierw szej w ojny światowej, lubił opowiadać o swoich wojskowych losach i przygodach. Tytułow aliśm y go stale „kapitanem ”. Zginął w Oświęcimiu.

M arian Porczak. Cichy, spokojny, pracownik redakcji „Naprzodu”. Mówiłem z nim wszystkiego ze dwa—trzy razy. I tyle tylko w iem o nim; ta k skromnie jakoś przechodził przez życie.

Bolesław Pochmarski. Redaktor działu literackiego w „Nowej Refor­ m ie”. Legionista, piłsudczyk, poseł na Sejm, k ry ty k literacki, były n a­ uczyciel gim nazjalny, przez pew ien czas kierow nik literacki te a tru m iej­ skiego w Krakowie (za dyrekcji Osterwy). Był orędownikiem literatu ry , lansował życzliwie młodych poetów Krakowa. W tam tym okresie — politycznie znaczna figura w podwawelskim grodzie.

Jerzy Stanisław Polaczek. W spółpracownik „Głosu N arodu”, prow a­ dził dział sportow y w tym dzienniku. Później redaktor międzynarodowej agencji prasowej CEPS w Pradze (Central European Press). W Polsce Ludowej redaktor naczelny „Głosu Cieszyńskiego”. Poeta.

(14)

B Ł Y S K A W IC Z N A L I S T A W S P O M N IE Ń 75

z wojny domowej w Hiszpanii, które objawiły tęgie pióro autora, już go kupił do „Ikaca” M arian Dąbrowski, wiedziony nieom ylnym węchem urodzonego m enażera. Świeży nabytek „IKC” spełnił rolę reportażysty w wielkim stylu. Za to w redakcji widziano go raz na parę miesięcy.

Bolesław Raczyński. Wysoki, barczysty, z czarną opaską na oku. S tra­ cił w w ypadku rękę i oko. Był recenzentem muzycznym „Naprzodu”. Były pedagog muzyczny, ongiś znana postać w tym środowisku.

K arol H ubert Rostworowski. W ojujący, żarliw y pisarz katolicki, do­ skonały mówca, duży au to ry tet m oralny w środowisku, znacznie wyższy od jego literackich dokonań. Pisyw ał w „Głosie N arodu” stałe recenzje teatraln e; od czasu do czasu zamieszczał tam wiersze.

Ludw ik Rubel. Mózg polityczny w redakcji „Ikaca”. On właściwie kierow ał linią polityczną tego dziennika (o ile taka linią w ogóle istnia­ ła). W każdym razie on był transm isją zasadniczych nurtów i dyrektyw rządu w łonie Pałacu P rasy jako w pływ owy poseł sanacji. Sam M arian Dąbrowski piastował przez pew ien czas m andat poselski w Sejmie z ra ­ m ienia ludowców, choć nie przejaw ił tam w ybitniejszej działalności L. Rubel, pochodzący z Małopolski wschodniej, był niew ątpliw ie szarą em inencją w redakcji.

Witold Rychlik. Stenograf w redakcji „IKC”. Odbierał telefony od korespondentów zagranicznych.

P io tr Rysiewicz. Legionista. R eporter prasy krakow skiej. Pracował także chyba w krakow skim oddziale Polskiej Agencji Telegraficznej

(PAT). .

Mieczysław Sebastiani. K orektor w redakcji „Ikaca”. W ąsaty typ szlagona z epoki Młodej Polski.

Tadeusz Sinko. Profesor UJ, znakom ity filolog klasyczny, bawił się stałym i recenzjam i z literatu ry współczesnej, zamieszczanymi w „Czasie” i w „IK C” pod nieprzejrzystym i kryptonim am i. Chodziły złośliwe po­ głoski, że przy masowej produkcji sprawozdawczej uczony nie czyta om awianych książek z powodu braku czasu; czasem zdarzała mu się ja­ kaś zabawniejsza gaffa.

M arian Skalski. Skromny, nieśm iały (nieco korpulentny) .reporter m iejskiej kroniki w redakcji „Czasu”. Miał tak cichy organ głosu, że wydawało się, jak gdyby stale mówił szeptem. Był on ■— jak i jego ko­ ledzy z klubu krakow skich reporterów miejskich ·— w m ieszany w ja- kowąś aferę korupcyjną z cechem m asarzy czy rzem ieślników na Kotło-

wem.

Tadeusz Żuk Skarszewski. Już w moim okresie funkcjonow ał jako sędziw y literat m ający za sobą współpracę z krakow ską prasą.

Janusz Smiechowski. Jego biurko w „akw arium ” redakcyjnym „Ikaca” było „zlew em ”, czyli korytem , do którego spływ ała całość m a­ teriałów do num eru. I do niego należało planowanie i rozmieszczanie tekstów (tytułów , szpalt, kolumn, odcinków). Naprzeciw niego siedzący

(15)

76 J A L U K U R E K

J. Chełmirski spisywał pieczołowicie w ykaz-diagram -grafik jutrzejszego num eru. A z tego dopiero komponował oblicze dziennika jego sąsiad z naprzeciwka. Tyle że najwyższym autorytetem w planow aniu gazety był J. Stankiewicz, któ ry aprobował główny zaryis, nie bawiąc się w drobiazgowe szczegóły.

Gabriel Sokołowski. Wszedł do redakcji „IK C” w charakterze arcy- zdolnego młodzieńca. Z w ykształcenia ekonomista, podobno komunista, przez pew ien czas „łam ał” nocną gazetę jako depeszowiec, czyli „noc­

n ik ”. Term inow ał w dziale gospodarczym u prof. F. Zweiga.

Stanisław Sopicki. Pracow ał w redakcji „Głosu N arodu”. Z przeko­ nań autentyczny chadek, pisywał arty k u ły polityczne i robił przeglądy prasy. Skromny, wartościowy, pracowity, zajmował biurko obok kis. J. P i­ wowarczyka. Na em igracji był podobno przez pewien czas m inistrem skarbu w londyńskim rządzie; czytałem o tym gdzieś w prasie.

Konstanty Srokowski. W ybitny publicysta. Niski, zwalisty, interesu­ jąca tw arz, gęsta, siwa czupryna, krzaczaste brwi. Bardzo krótko bawił w redakcji „IKC”, raczej na praw ach (gościnnych) autorytetu. K iedy przychodził (rzadko) do redakcji, zaraz poryw ały go tuzy polityczne w obręb „akw arium ”, aby poplotkować oraz powymieniać opinie i pro­ gnozy z legendarną już w tedy postacią naszej publicystyki.

Jan Stankiewicz. Był nom inalnym redaktorem odpowiedzialnym („od krym inału”, jak się mówiło), ale faktycznie kierował wieloosobową re­ dakcją „Ikaca”. W jego rękach (czytaj: w głowie) pow staw ał sfeompliko- w any obraz gazety, największej gazety w Polsce międzywojennej. W szechstronny, inteligentny, spokojny, obiektywny. Sylw etka drobna, włosy rozczochrane, wzrok (korygowany okularami) znamionował pow a­ gę, rozwagę i uwagę. Od „krym inału” zresztą bronił go sztab w ybitnych adwokatów, z radcą praw nym koncernu B. R appaportem na czele.

Ludwik Strojek. Pracow nik (o ile pomnę, chyba kierownik) Polskiej Agencji Telegraficznej (PAT) oddziału krakowskiego. Zagorzały legio­ nista, sanator, miłośnik obyczajów, zabytków i historii Krakowa.

Stanisław Stwora. R eporter miejski w „IKC”. Poeta Młodej Polski, znający na w ylot tajniki reporterki krakowskiej. Umiał zdobywać infor­ macje jak żaden z dziennikarzy tej branży. Znał wszystkich w K rako­ wie i znali go wszyscy w Krakowie. Miał dostęp wszędzie, a jeśli nie miał, zawsze potrafił, go zdobyć. Osoba popularna, nie stroniąca od kie­ liszka. Chudy, nerwowy, o w yrazistej gestykulacji. Bez żenady opero­ wał grubym i słowami, które jednak w jego ustach specjalnie nie raziły, raczej charakterystycznie ubarw iały tę postać. Zm arł w K rakowie we w rześniu 1942.

Julian Świątek (nie Juliusz, jak figuruje w spisie SDK). Obowiązkiem jego w redakcji „IKC” było przeglądanie codzienne prasy krajow ej, a po znalezieniu czegoś nowego, interesującego — odnotowanie (własnymi słowami) i dostarczenie do num eru. Jakoś tak się zdarzało, że J. Świątek

(16)

B Ł Y S K A W IC Z N A L I S T A W S P O M N IE K f 77

nic ciekawego nie zauważał, a to, oo czasem mu się zdarzyło, nie znaj­ dowało niestety uznania u prowadzących num er i ostatecznie w ędro­ wało do kosza. (Kosz stał nieodmiennie przy każdym biurku red ak cy j­ nym). J. Św iątek był podgórzaninem (prawobrzeżna dzielnica Krakowa). Stary, flegm atyczny, jakoś nie pozbierany, posiadał fenom enalną wiedzę 0 muzyce, którą „zaginał” wszystkich. Znam ienne, że nigdy nie siedział przy swoim (mikroskopijnym) biuťku, godzinami przeglądał gazety sto­ jąc; i tak dzień w dzień. Małomówny, chyba stary kaw aler, chodził w kaloszach, chód miał bardzo powolny. Na głowie hodował rzadkiego, si­ wego, szczeciniastego jeża. Jego przeciw ieństw em był elokw entny b rat Tadeusz, kierow nik literacki te a tru im. J. Słowackiego.

Alina Świderska. Pisarka, dość często publikująca w prasie krakow ­ skiej. Choć już była starsza w okresie mego dziennikarstw a, intereso­ wała się żywo współczesnością, zabierając głos publicznie z dużą odwagą 1 rozwagą. Podobno była to pierwsza chłopięca miłość kompozytora Mie­ czysława Karłowicza.

Wacław Szperber. Sprawował jak gdyby funkcję sekretarza redakcji „IK C” na zewnątrz, albowiem faktyczną sekretarką „Ikaca” była nie­ zastąpiona Jadzia Zbrożkówna. P rzy jej olbrzym im biurku skupiały się sprężyny te j w ielkiej machiny, jaką był „Ilustrow any K urier Codzien­ n y ”; naprzeciw stało (przytykało do niego) równie olbrzymie biurko J. Stankiewicza. Niedaleko zaś w kącie (ciągle w obrębie „akw arium ”) rezydował W. Szperber; ta dyslokacja miała też swoją wymowę. Tak więc W. Szperber — o wyniosłej postawie i gładkiej wymowie — był może raczej sekretarzem (czy adiutantem ) szefa. W samym dzienniku nic właściwie nie robił, tzn. nie pisał, reprezentow ał tylko pismo (czy koncern) na zew nątrz, w instytucjach, ambasadach, to lubił. Pierw otnie był przew idyw any na to stanowisko P. Lot (Galusiński) o dystyngow a­ nym wyglądzie dyplom aty, ale jakoś nie wyszło.

Maciej Szukiewicz. Poeta młodopolski, w spaniały typ szlachcica-Po- lomœa. W ykazywał duży nerw polemiczny w felietonach zamieszczanych przeważnie w „Głosie N arodu”. W moim okresie był kustoszem Domu M atejki. Specjalną sym patią darzył organ chadecki z uwagi ma osobę szefa, J. Matyasika. Potrafili obaj mówić godzinami o poezji, przy czym obaj recytow ali z pamięci ukochanych poetów, jeden Wyspiańskiego, drugi — Słowackiego. Zm arł we w rześniu 1943 w Krakowie, w 73 roku życia.

M arian Szyjkowski. Profesor UJ, publikował felietony literackie z za­ kresu polonistyki i bohem istyki (jego specjalnością była literatu ra cze­ ska). Pod koniec życia piastował katedrę polskiej literatu ry na U niw er­ sytecie K arola w Pradze.

Jan Szwedo. Fotoreporter w redakcji „IK C ”. Kierował pracownią fo­ tograficzną na potrzeby w szystkich czasopism koncernu; na zew nątrz występowała ona pod firm ą: Agencja Światowida. Ruchliwy, pomysłowy

(17)

78 J A L U K U R E K

fotografik, miał za sobą am bitne fotoreportaże z wyjazdów w teren.

Kazimierz Szczepański. Zawiadował szczególną komórką w redakcji

,,IKC” : biurem wycinków z gazety; z każdego num eru sporządzał w edle tem atów wycinki, w lepiając je w odpowiednie teczki. Pomysł ,może i przedni, ale sęk tkw ił w tym , że np. .pod hasłem: P rzeloty nad A tlan­ tykiem — nie można było nic znaleźć. Po pro stu nadm iar inform acji przytłoczył zbieracza, utopionego w zalewie teczek.

Ludwik Szczepański. L iterat pięknie zapisany w okresie Młodej Pol­ ski (redaktor krakowskiego „Życia”). Redagował w „IKC” raz na ty ­ dzień całostronicową kolum nę pod tytułem „K urier M etapsychiczny”. On to przyczynił się do zdemaskowania słynnego m edium —· Guzika w okresie modnego u nas spirytyzm u. N atura oryginalna; zajmował się również intensyw nie gastronomią, 'zielarstwem. Mimo późnego w ieku czynny jako dziennikarz interesow ał się wszechstronnie zjawiskami współczesnego świata. Do końca życia (w okresie Polski Ludowej) był aktyw nym współpracownikiem prasy krakowskiej.

Leon Tomaszkiewicz. Sprawował opiekę i nadzór nad stroną ilu stra­ cyjną „Ikaca”. Obmyślał (wraz z J. Stankiewiczem), jakie zdjęcia foto­ graficzne dać do jutrzejszego num eru, po czym telefonował na górę do J. G erm aka (kierownika archiwuim klisz) i do J. Szwedy (którego pieczy podlegał aktualny serwis fotograficzny) i w ybierał odpowiedni m ateriał ilustracyjny do reprodukcji. ·

Ludwik Tománek. Były profesor gimnazjalny. Przeglądał codziennie prasę francuską i robił z niej wycinki do „Ikaca”. Czasem też pisywał małe, mądre, satyryczne felietoniki, podpisując się: „Tom m y”. Propago­ wał akcję świadomego m acierzyństw a (dziś .powiedziałoby się: ruchu pla­ nowania rodziny); wymagało to sporo odwagi cywilnej w tym okresie. L. Tománek zginął ,w 1943 r. w obozie koncentracyjnym .

Teofil Trzciński. Nie wiedziałem, że nasz nieoceniony dyrektor teatru miejskiego zapisał się do profesji dziennikarskiej. Chyba coś dawniej skrobnął do gazety, może jeszcze za czasów Zielonego Balonika, w któ­ rym odgrywał niepoślednią rolę. Ale w epoce międzywojennej ciężko było uprosić go o jakąś pisaninę. Szkoda, że nie zostawił pam iętników, bo dużo wiedział ό swej epoce i gawędził znakomicie. Tylko pisać nie lubił. On pierw szy zaryzykow ał w Polsce w ystaw ienie Witkacego (w teatrze krakowskim w roku 1921), otw ierając mu niejako drogę na ofi­ cjalne sceny polskie.

Ks. Jan Urban. Poważny, obiektyw ny jezuita o dużej kulturze i to­ lerancji. Dzięki ty m cechom charakteru i um ysłu redagow any przezeń „Przegląd Powszechny” osiągnął wysoki poziom i cieszył się dużym uznaniem w kołach inteligencji. Był to najpow ażniejszy periodyk kato­ licki w Polsce.

Antoni Waśkowski. Poeta. Znalazł się chyba na liście członków Syn­ dykatu z racji wierszy, które zamieszczał w prasie regularnie i często

(18)

B Ł Y S K A W IC Z N A L I S T A W S P O M N IE Ń 79

(przede w szystkim w „Głosie N arodu”). Poezje te, w stylu tradycyjnym , naw iązyw ały do n u rtu formalnego Młodej Polski. A. Waśkowski był k u ­ zynem Wyspiańskiego.

Józef W archałowski. Posiadał wyższe w ykształcenie ekonomiczne. P ro­ wadził dział gospodarczy w redakcji „Głosu N arodu”. Powszechnie łu ­ biany w pracy i ceniony w środowisku za nieposzlakowany charakter i dużą wiedzę zawodową. Zm arł w krakow skim szpitalu w listopadzie 1939 z ran odniesionych na froncie w kam panii wrześniowej.

Antoni Wasilewski. R ysow nik-karykaturzysta o znaczmym wyczuciu aktualności. Redagował w ram ach koncernu „IKC” tygodnik satyryczny „Wróble na Dachu”. Odznaczał się pomysłowością w zakresie techniki drukarskiej i ilustracyjnej, dzisiaj powiedziałoby się: poligrafiki. Popu­ larn y gawędziarz; w tym gawędziarskim stylu utrzym ane były jego fe­ lietony, naszpikowane dowcipem i satyrą. Po wojnie, powróciwszy z emi­ gracji (gdzie pracował w pionie kulturalno-ośw iatow ym wojska polskie­ go), współpracował do końca z krakow ską prasą.

K onrad W inkler. K rytyk, współpracownik „N aprzodu”, niestrudzony popularyzator nowej sztuki (formizmu) w licznych felietonach. Niski, zapalczywy w dyskusji, forsował w artykułach — chyba jako pierw ­ szy — ideę m ecenatu państw a w dziedzinie artystycznej.

Kazim ierz Witkiewicz. H istoryk sztuki, kustosz muzealny, zamiłowa­ ny bibliofil. W stylu bycia — ostatni M ohikanin secesyjnej epoki. T rud­ no mi dopatrzyć się jakiegoś m erytorycznego związku z dziennikarstw em u tego popularnego i oryginalnego brodacza.

Wiesław Wohnout. Działacz socjalistyczny, trochę pięknoduch. P ra ­ cował w redakcji „N aprzodu”. Chłodny, układny, sztywny, elegancki (jakby dzisiejszy play-boy); określano go: „ruda piękność”. Chętnie prze­ staw ał w środowisku cyganerii artystyczno-literackiej.

Koman Woyczyński. D ziennikarz starej szkoły, astm atyczny starszy pan o wyglądzie poczciwego hreczkosieja. Za mojej praktyki dzienni­ karskiej żył już legendą dawnych kierowniczych stanowisk redakcyj­ nych, jakie zajmował. Ale i tak w moich młodych latach sprawował —- co praw da bardzo krótko — funkcję naczelnego redaktora „Głosu Na­ rodu”, był moim szefem.

Witold Zechenter. W ybitny dziennikarz (z pewnością w ybitniejszy dziennikarz niż literat), z tych, co potrafią poradzić sobie z każdym, na- wTet najbardziej niewdzięcznym m ateriałem . Pióro giętkie, służebne wszelkim formom dziennikarskim . Pracow ał w redakcji „IKC” (adiusta­ cja literacka tekstów, wiadomości kulturalne z prasy francuskiej). F rasz­ ki we „W róblach na D achu”, satyry i parodie w „K urierze Naukowo- -Literackim ”. W książce wspom nień pt. Upływa s z y b k o życie popuścił

wodze fantazji, pisząc, iż był na ławie gim nazjalnej redaktorem „Głosu N arodu”, którym w istocie nigdy nie był. Publikow ał chyba w połowie

(19)

80 J A L U K U R K K

czasopism wychodzących w Polsce korespondencje, fraszki, felietony, wiersze.

Mieczysław Zielenkiewicz. W jego rękach koncentrowała się sieć ko­ respondentów krajow ych „IKC”. Mozolnie przekopyw ał się przez ten zalew, od rana do popołudnia adiustując wiadomości (przeważnie obci­ nając je lub streszczając nader oszczędnie). Po południu' cały ten m a­ teriał wędrował na codzienną kolumnę gazety pod nazwą: „Z k raju od korespondentów IKC”. Rzeczą jego następcy, S. Nowińskiego, było z ko­ lei upakować przebrany zestaw — od trzyszpaltow ych tytułów po non- parelowe notatki kronikarskie — na wspom nianej stronie. I to dawało w ielostronny obraz życia prow incji polskiej za dany dzień. M. Zielen­ kiewicz pisyw ał także wiersze dla dzieci, podpisując je: „Miecio Zie­ lonka”.

Ferdynand Zweig. Profesor UJ, uczony ekonomista, był w redakcji „IKC” kierow nikiem działu gospodarczego, a przede w szystkim inspi­ ratorem myślii ekonomicznej reprezentow anej przez ten dziennik. Pow a­ żany przez koła fachowców jako au to ry tet naukowy, był odpowiedzialny za kierunek koncepcji gospodarczych lansow anych i bronionych na ł a ­ mach „IKC”. Nieodłączny kompan posła L. Rubla, politycznego kierow ­ nika gazety.

Alfred Żmuda. Rysownik, malarz, były legionista. Pracow ał jako gra­ fik w redakcji „Ikaca” przy obróbce i przygotow yw aniu zdjęć przezna­ czonych do publikacji w gazecie.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Wojciech Chudy należy do inicjatorów powołania Instytutu Jana Pawła II w Uniwersytecie, w którym Karol Wojtyła był przez dwadzieścia cztery lata profesorem etyki..

Tym bardziej, że funkcjonujące w teorii oraz praktyce rozwiązania związane z wykrywaniem i reagowaniem na sytuacje kryzysowe w przedsiębiorstwach, nie przystają do

w sprawie wykonywania rozpo­ rządzenia w sprawie stosowania systemów zabezpieczenia społecznego do pracowników najem­ nych i ich rodzin przemieszczających się w

» Zieleń wokół budynku – może porwiecie się na zaprojektowanie ogrodów dydaktycznych, w których będziecie się mogli także uczyć.. » Zakamarki – sprawdźcie, czy nie ma

Wszystkie budynki zostaną całkowicie odnowione, zyskają nową elewację oraz zostaną podłączone do centralnego ogrzewania.. Mieszkania posiadać będą osobne kuchnie lub

Chociaż nie było w zgromadzeniu w Filipii warunków godnych nagany, to jednak potrzeba im było napomnienia, aby stali mocnymi w Panu. Przy łasce Pana oni już rozwinęli w sobie

Korczakowskiego, przyjętycli obawiązików oraz G, Bednarek aktywist(yw za rozwój goopodarczy woje- PCK i jed.nocz-eśnie krwlodaw wOOz.1lWla.. Na wszysitkd<Jh tych

Załącznik nr 1 – lista stacji LOTOS biorących udział w loterii „Błyskawiczna loteria LOTOS”. Nr stacji Miejscowość, w której znajduje się