• Nie Znaleziono Wyników

View of Antropologia a rasizm

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "View of Antropologia a rasizm"

Copied!
20
0
0

Pełen tekst

(1)

ANTROPOLOGIA A RASIZM

Przedw czesne syntezy dyletantów —Rasizm a jego a p o sto ło w ie —Lek­ cew ażen ie rasistów — Eugen Fischer — K onsekw encje przew rotu —R óżn o­ rodność zagadnień an trop ologii—G rzechy starośw ieck iej m orfologii—P o l­ ska krytyka rasizm u—Kom pleks n iższo ści a rasizm.

P rzedw czesne syn tezy d yletantów

D zie je n a u k i są w bardzo znacznej m ierze h isto rią w a lk i z p rzesądam i, stanow iącym i o sady przedw czesnych syntez, lan ­

sow anych przew ażnie przez popularyzatorów i publicystów . Ci specjaliści „od w szy stk ieg o ” górują oczyw iście w szechstron ­ nością pow ierzchow nego w ykształcenia, a co zatem idzie roz­ ległością swoich horyzontów i nade w szystko talen tem literac­ kim oraz darem wym owy nad pow ażnym i uczonym i. Pow oduje to piętnow anie najbardziej kom p etentnych jak o zdziw aczałych nudziarzy i zrzędów, a w najlepszym razie jak o ciasnych ,specja* listów, nie posiadających n ależyteg o zrozum ienia dla aktualnych zagadnień ogólniejszego znaczenia o doniosłych konsekw encjach praktycznych.

P rzede wszystkim pod tym kątem ■widzenia należy ro z p a­ trywać ostatnie sto lat historii antropologii, jeśli chcem y zdać sobie sprawę z sytuacji obecnej. P rzecież zupełnie szczególne zainteresow anie musi budzić fakt, że w ciągu jed n eg o stulecia

osiągała ona trzykro tn ie ta k w ie lk ą pop ularno ść, że docierała

aż do literatury brukow ej, a zaw sze zaw dzięczała to nie uczo­ nym , lecz antropologizującym laikom . Byli to zaś ludzie b ez­ spornie utalentow ani, zaw dzięczający sw oje publicystyczne suk ­ cesy niesam ow item u tupetow i, z jakim wulgaryzowali rzekom o

(2)

pew ne a now e o siągnięcia nauki, niedoceniane przez zaśniedzia­ łych uczonych „starszej g e n e ra c ji”.

Na terenie antropologii obiektyw ną m iarę wielkich osiągnięć laików -entuzjastów stanow i n ad e r wym owny fakt, że dla bardzo wielu inteligentów o przeciętnym w ykształceniu antropologia utożsam iła się z rasizm em . P oprzednia generacja, oszołom iona aktyw nością C ezarego Lom brosa i jeg o m istrzow ską reklam ą, interesow ała się przede wszystkim antropologią krym inalną i te ­ orią „urodzonego zb ro d n ia rza” i to nie tylko we Włoszech. Jeszcze daw niej utożsam iano antropologię z badaniem czaszek ludzkich, a naw et z kunsztem m ierzenia kąta twarzowego, co m iało „naukow o” wykazyw ać, że M urzyn je s t rzeczywiście for­ m ą przejściow ą m iędzy E uropejczykiem a m ałpą, jak się o tym dow iedziałem od belgijskiego podoficera, który mnie serdecznie gościł na północnych rubieżach lasów dziew iczych w dorzeczu B om okandii. Były to echa niew ybrednych argum entów , przyta­ czanych przez publicystę połow y zeszłego stulecia. W ten spo ­ sób broniono w tedy argum entam i „antropologicznym i” interesów wpływowych plantatorów baw ełny i trzciny cukrowej południa Stanów Zjednoczonych A.P. Było to zaś w okresie p oprzedzają­ cym wybuch czteroletniej wojny dom ow ej, prow adzonej m iędzy obrońcam i instytucji niew olnictw a a zw olennikam i em ancypacji M urzynów. J e s t rzeczą znam ienną, że właściciele niewolników, bron iący sw ych praw, uważali siebie za „dem o krató w ” i filiacją przez nich stw orzonej organizacji je st partia dem okratyczna obecnie rządząca w S tanach Z jednoczonych A.P. Fakty te św iad­ czą w ym ow nie w jak skażonej postaci wyniki badań naukowych i konw encjonalne definicje docierają do m as i stają się oczy­ w istościam i nie budzącym i zastrzeżeń.

Rasizm jesf w antropologii takim sam ym skrajnym , przez rzekom o „naukow ą” publicystykę stw orzonym kierunkiem , jakim by ł p rzed siedem dziesięciu laty „lom brozjanizm ”, w strząsający podstaw am i kodeksu karnego, a przed stu laty poligenizm , p o ­ suw ający się do uw ażania M urzyna za formę pośrednią m iędzy E uropejczykiem a m ałpą. T e echa daw no m inionych wyczynów niepow ołanych popularyzatorów w iedzy uważamy1 obecnie za nie­

(3)

godne uwagi bzdury, jakkolw iek ongi nie tylko b ezpo średn io zainteresow ani traktow ali je pow ażnie. Nie p o siad ają one dla nas już zabarw ienia uczuciowego. Nie tylko pow ażna krytyka naukow a załatw iła się z nimi. O ceniono ciężar gatunkow y p ro ­ pagatorów i zorientow ano się co do istotnej treści po w o d u ją­ cych nimi m otywów. O becnie już w szyscy zd a ją so b ie spraw ę z tego, że pow ażni uczeni przeciw staw iali się sugestyw nym sy n ­ tezom nie z tęp o ty i aw ersji do pom ysłów now ych, a z tego powodu, że zupełnie uzasadniony krytycyzm uchronił ich przed sloganam i, uznawanym i za pozytyw nie stw ierdzone praw dy n a ­ ukowe, których „oczyw istości” n ik t. poza nielicznym kręgiem upartych profesorów , nie kw estionow ał.

Rasizm a jego ap ostołow ie

P odobnie przedstaw iała się spraw a rasizm u już z końcem m iędzyw ojennego dw udziestolecia i to w znacznym stopniu dzięki osiągnięciom antropologii polskiej. Dla naukow ców , naw et i przejściowo zbałam uconych anty patią do au tokraty cznego p rz e­ starzałego R udolfa Virchowa, był on znowu fantastyczną sy n ­ tezą politykujących germ ańskich nacjonalistów , eksp loatow aną w podobn y sposób, jak to dawniej czyniono w A m eryce z p ró ­ bami syntetycznego ujęcia wyników badań n ad pochodzeniem człowieka. Tym niem niej dla szerszej publiczności rasizm- stał się .synonim em antropologii. Ta now a tożsam ość zakorzeniła się tym głębiej, że w narodow o-socjalistycznych N iem czech tezy rasizmu podniesiono do godności dogm atów , w tłaczanych m a­ som przez hitleryzm . P rzedstaw iano je jako w ielkie naukow e osiągnięcia nowej niem ieckiej antropologii, wyzw olonej z p ęt liberalnych przesądów , staczających naró d niem iecki w otchłań degeneracji. U zasadniano to sugestyw nym i statystykam i, stw ier­ dzającym i przygnębiający w zrost liczby um ysłowo chorych, głuptaków i w szelkiego rodzaju degeneratów , groźnie o b ciążają­ cych społeczeństw o niem ieckie. A przecież m arzyło ono w d a l­ szym ciągu o panow aniu nad św iatem , jako o odw ecie za p o ­ niżenia spow odow ane klęską zw ycięskiej armii, pokonanej nie przez wroga zew nętrznego, lecz przez obałam uconego n ie ­ m ieckiego Michla.

(4)

U tożsam ianie antropologii z rasizm em , tak oczyw iste dla wielu, św iadczy przede w szystkim o zupełnym nieorientow aniu się w podstaw ow ych zagadnieniach wiedzy o człowieku. P rze­ cież biologiczna teoria kryzysów Cywilizacji, stanow iąca centralne zagadnienie rasizm u, byw a przez antropologów uw zględniana co najw yżej ubocznie. Zaś przy badaniu człow ieka jako biologicz­ n eg o podłoża zjaw isk społecznych, oraz przy w yjaśnianiu prze­ obrażeń grup ludzkich w perspektyw ie czasu, dążenie do rów no­ rz ęd n eg o uw zględnienia nie tylko dziedziczności, lecz też i wpły­ wu środow iska, jako dwu podstaw ow ych czynników, kształtują­ cych organizm , stanow i jed en z zasadniczych warunków popraw ­ ności bad an ia antropologiczneg o. O drębność rasizmu, jako sp e­ cyficznego kierunku, polega zaś w łaśnie na zupełnym nieliczeniu się z wpływem środow iska, przy jedn ostron ny m uwzględnieniu dziedziczności, jako czynnika p red y sponu jącego naw et drugo­ rzędne właściw ości, nie tylko m orfologiczne, fizjologiczne, p ato ­ logiczne, lecz rów nież i psychiczne. J e s t 011 bowiem klasyczną

an ty tez ą niem niej sk rajnego i jed n o stro n n eg o enw ironm entalizm u. Zw rócenie uwagi na pow yższe zw ężenia zakresu badań, nie p o siad ające naukow ego uzasadnienia, a podyktow ane fideistycz- nym aprioryzm em , unaocznia absurdalność utożsam iania antro­ pologii tak z rasizm em , jak też i z enw ironm entalizm em . J e s t on przecież ppdobnie w ulgarnym uproszczeniem , jakim byłoby na przykład uw ażanie psychologii za naukow ą teorię w różbiar­ stw a z tej racji, że wróżbici są świetnym i praktycznym i psycho­ logam i i to w łaśnie stanow i tajem nicę ich pow odzenia. Z tego w zględu naw et i antropologii niem ieckiej nie m ożna utożsam iać z rasizm em . O bstaw anie przy tego rodzaju tw ierdzeniu świadczy bow iem tylko o zupełnej nieznajom ości jej dziejów . Przecież w okresie przedw ojennym , rasistam i w Niemczech byli nie antro­ pologow ie, lecz publicyści, w najlepszym razie w rodzaju Lud­ wika W oltm anna.

T e n niesam ow ity fantasta, przejąw szy się darw inistycznym selekcjonizm em , w padł w skrajny germ ański nacjonalizm . P o ­ sun ął się zaś aż tak daleko, iż całą sztukę w łoskiego ren e­ sansu, k tó ry ' znał dobrze, przypisyw ał potom kom germ ańskich

(5)

najeźdźców i starał się to uzasadnić swoimi pism am i. Z zapałem przekonyw ał mnie na przykład, że niebieskie oczy L eonarda da Vinci, tak sam o zresztą jak i N apoleona, św iadczą niezbicie , o dom ieszce krwi germ ańskiej.

Znałem go w ostatnich latach jego życia i obcow ałem dużo, spędzając z nim w ciągu trzech lat w iosenne w akacje na Riwierze włoskiej, gdzieśm y m ieszkali w małym p ensjo nacie w Sturli. W czasie naszych w spólnych w akacji był on już w szystkim , a zwłaszcza swoimi adeptam i, m ocno zdegustow any. Dawny n a ­ cjonalizm, w o statniej sw ojej fazie przeszedł u niego w m isty­ cyzm, a w końcu doprow adził do sam obójstw a. T ak tłum aczy­ liśmy sobie bowiem jeg o sam otny w yjazd na w zburzone m orze, z którego nie powrócił.

Tego pokroju ludzi grom adziła „Politisch-A nthropologische R evue”, a później w znacznej m ierze też i „A rchiv-für R assen- und G esellsch aftsb io lo g ie”. P rzecież A lfred P lo etz był również eks-socjalistą. W latach 1906 i 1907 ze względów uprzejm ości tow arzyskiej byw ałem na zebraniach i w ycieczkach zakładanej przez niego „G esellschaft für R assen h y g iän e”. Bywał tam późniejszy znakom ity etnolog R ichard T hurnw ald i E rn st Rue- din, ostatnio dyrektor m onachijskiego instytutu B adania D zie­ dziczności C horób Psychicznych. Jakkolw iek nagły w yjazd do Afryki odseparow ał mnie od teg o zespołu, to przecież bliższe zetknięcie się z nim umożliwiło zorientow anie się, iż uw ażają się oni za ofiary,' którym przekonania społeczno - polityczne zam ykają d ostęp do katedr uniw ersyteckich.

L ek cew ażen ie rasistów

Nad oficjalną antropologią niem iecką długo jeszcze po śm ierci Rudolfa Virchowa ciążyło jeg o w olnom yślne n astaw ienie. Był on bowiem leaderem „Freisinnige P a rte i” i jako taki przeciw ­ staw iał się Żelaznem u K anclerzow i na terenie Sejm u Pruskiego, za co go P olacy darzyli sym patią. Tym i m om entam i należy za­ pew ne tłum aczyć tę atm osferę życzliw ości, z ja k ą spo tk ałem się na terenie B erlińskiego T ow arzystw a A ntropologicznego. Nie t a ­ jono tam n atom iast nieprzyjaznego stosunku do pó źniejszych ra- sistów. Na początku bieżącego stulecia stanow ili oni nieliczną)

(6)

w łaściw ie południow o - niem iecką grupę. Jej najw ybitniejszym przedstaw icielem był O tto Ammón, darw inistyczny teoretyk ra~ sizm h i badacz terenow y. Dzięki jeg o pracom B aden stał się najlepiej, pod w zględem antropologicznym , zbadaną częścią N ie­ miec i tę pozycję zachow ał właściwie aż do czasów ostatnich. W obec tego jednak, że z w ykształcenia był inżynierem , uważano go za dy letan ta. D ra Ludwika W ilsera lekcew ażono zaś tak w yraź­ nie, że na wielkich przedw ojennych kongresach antropologów niem ieckich w ystępow ał bardzo rzadko, pow odując wyraźne za­ k łopo tanie prezydium , a przy stole siadyw ał wraz z rasistyczną o pozycją na szarym końcu, albo też zajm ow ał tzw. K atzentisch.

J e s t przecież dla niem ieckiej antropologii bardzo znam ienne, że p ie rw szy m ra sisią na u n iw e rsy te c k ie j ka te d rze antropologii

b y ł nie antropolog, lecz g erm a n ista , a W y d zia ł i S e n a t A k a ­ d e m ic k i p ro testo w a ły p rze c iw k o n a ru szen iu a u to n o m ii uniw er­ sy te c k ie j. Tę burzę spow odow ało m ianow anie wielce popularnego

auto ra A n tro p o lo g ii N arodu N iem ieckieg o H. F. K. G uenthera profesorem U niw ersytetu Jenajsk ieg o na specjalnie w tym celu stw orzonej k ated rze antropologii, przedm iotu daw niej tam nie reprezentow anego. D alszego przebiegu spraw y nie znam. Po prze­ w rocie m ieszkał z żoną N orw eżką w pensjonacie w Drezdnie. O dw iedziłem go tam w roku 1934 i zostałem bardzo serdecznie przyjęty, jak o „lojaln y ” przeciwnik. W ydawca czasopism a „S onne” p o dkreślił przy najbliższej okazji p olskie pochodzenie swojej ro ­ dziny K onopat.

W roku 1934 na K ongresie A ntropologów Niemieckich w Spirze, gdy po raz pierw szy po przew rocie byłem w Niem ­ czech, panow ała wielka k onstern acja, spow odow ana poczynaniam i now ych rządów . N iektórzy niepokoili się pow ażnie, oczekując rzekom o na listo p ad zapow iedzianej nowej transzy m ordów p o ­ litycznych i twierdzili, że układanie list je s t już w toku, inni ciągle jeszcze dow cipkow ali pow tarzając, że teraz Austriak Hitler w eźm ie odw et za S adow ą, albo też pocieszali się, że tak źle nie będzie, gdyż Niem cy zo stan ą uszczęśliw ieni szlendria-nem austriackiej biurokracji. Z decydow anych rasistów w tedy tam jeszcze nie było.

(7)

N a ogol panow ało wielkie przygnębienie i niepokój. Pani M ollisonow a, żona profesora antropologii U niw ersytetu M ona­ chijskiego pow iedziała mi ze łzami w oczach: „Niech pan sobie wyobrazi, że B. K. Schnitze, ten najbardziej ograniczony z n a ­ szych asystentów , je s t obecnie p o tentatem decydującym i o losach profesorów, (der unsere M änner an die Tür se tz t)”. Był 011 bow iem mężem zaufania podów czas tak p o tężn e g o m inistra D artego.

Eugen Fischer

Powszechny niesmak budziło w tedy jeszcze zaskakujące wszystkich swoim pośpiechem, zdeklarowanie się po stronie no- iWego reżimu ówczesnego rektora U niw ersytetu Berlińskiego Eugena Fischera, bezspornie najw ybitniejszego niemieckiego antro­ pologa, zawdzięczającego, swoją pozycję naukow ą badaniom nad holendersko-hotentockimi bastardam i w Południowo - Zachodniej Afryce. Przykre to zdarzenie tłumaczono złośliwie, że sprytny Badeńczyk zawsze reprezentow ał orientację „odw ietrzną” (Er war stats ein Mann, der seinen M antel nach dem Winde trägt). T a niezbyt życzliwa charakterystyka berlińskiego magnificencji przypomniała mi na różnych kongresach' prow adzone z nim szczere rozmowy, gdyż znaliśmy się już przeszło lat trzydzieści. W czasie kongresu w Weimarze, po kąpieli, susząc się na słońcu, dy sk u ­ towaliśmy gorąco na tem at stosunków polsko-niem ieckich i kato ­ licyzmu, był on bowiem katolikiem. Zakończył on w tedy naszą rozmowę oświadczeniem: „G dy-m oja teściow a umrze, z całą ro­ dziną w ystępuję z Kościo/a katolickiego. Naród niemiecki musi się nareszcie zjednoczyć na łonie wyznania ew angelickiego”. Być może był on wtedy też i finansowo zależny od swojej głęboko wierzącej teściowej. Na szczęście teściow a m usiała przeżyć k ata­ strofę II Rzeszy, skoro za czasów Rzeczypospolitej W eimarskiej, późniejszy berliński rektor płynął szczęśliwie, łapiąc w sw oje żagle katolickie wiatry. Gdyśmy na skromnym, klęskowym bankiecie kon­ gresowym w Tybindze znowu rozmawiali na aktualne tem aty, zo sta­ łem zaskoczony oświadczeniem: „Eh, u nas tylko katolicy posiadają należyte zrozumienie dla tak oczywistego faktu, że o przyszłości na­ rodu zadecyduje, czy zdołamy uratow ać rodzinę, w obecnych Niem­ czech znajdującą się w fazie szybkiego rozkładu”. G dy po bankiecie

(8)

Znalazłem się ż młodzież'} w kawiarni, pokpiwano tam ’ sobie z Fischera i jego prokatolickich w ynurzeń. Podkreślano, że katolicy płynęli podów czas na falach zupełnie wyjątkowej koniuktury. Ze względu na klucz partyjny starano się wtedy, by w berliń­ skich instytucjach centralnych byli odpowiednio licznie reprezen­ towani, a to nastręczało poważne trudności, naw et ze względu na konieczność posiadania odpowiednich kwalifikacji. Aż do ostatnich czasów Berlin pozostaw ał dla katolików terenem bardzo obcym. T e względy, w znacznej mierze przyczyniły się do tego, że Eugen Fischer otrzym ał berlińską katedrę antropologii i naczelne stano­ wisko w Kaiser Wilhelm Institut. Tego rodzaju wyznaniowo-poli- tyczne obciążenie po przewrocie stw arzało konieczność odpowied­ niego przerzucenia żagli, gdyż zawiały zupełnie inne wiatry.

B ezpośrednio przed Kongresem Antropologów Niemieckich \y Spirze, , na M iędzynarodowym Kongresie Antropologicznym . w Londynie rozmawiałem z Fischerem tak, jak przy dawniejszych okazjach. Był on w tedy rektorem U niw ersytetu Berlińskiego. Zgodnie z tradycyjnym kodeksem grzecznościowym wyraziłem mu w spółczucie, że trudy rektorskie oderw ą go od tak owocnych prac w Kaiser Wilhelm Institut. Mogłem sobie na to pozwolić tym bardziej, że byłem w tedy wybrany na Rektora Uniwersytetu Jana Kazimierza i czekałem na zatw ierdzenie przez bardzo mi nie­

chętnego m inistra W acław a Jędrzejew icza. W ałkując ten przy- , jemny tem at w sosie żartu, zaw ieszonego między drwiną a po­ chlebstw em , zapytałem go też, jak długo ta rektorska dywersja na terenie antropologii trw ać będzie? O dpowiedział mi wtedy uroczyś­ cie, podkreśliw szy ruchem ramion bierne poddanie się losowi: „Sö lange es der Führer für nützlich und zweckm ässig halten w ird”! R ektorat ten trw ał jednak bardzo krótko, a miejsce koniun­ kturalnego antropologa miał zająć podobno bardziej zaufany w e­ terynarz, co uważano za wydarzenie niesłychane w dziejach nie- . zbyt zresztą starego U niw ersytetu Berlińskiego. Eugen Fischer nie zraził się jednak tą katastrofą i w późniejszych publikacjach po­ woływ ał się na Führera, jako na źródło wiedzy objawionej, też i w dziedzinie Antropologii. Nie uchroniło go to jednak przed przeniesieniem na em eryturę jeszcze w czasie wojny.

(9)

P rzy swojej w ielkiej elastyczności Eugen F ischer nie byt dyplom atą i swoją nadrrierną „szczerością” pow odow ał niekiedy, bez wątpienia, zupełnie niezamierzone efekty, tak kolidujące z jego zwykłą uprzejmością, zjednyw ającą mu pow szechną sym patię. W ypadek tego rodzaju zaszedł na Kongresie Londyńskim. Gdy naradzano się nad wyborem miejsca przyszłego kongresu, przew i­ dzianego na rok 1938, zaproponowałem w ybór W iednia ze względu na to, iż byłoby to najwłaściwszym sposobem uczczenia siedem* dziesięciolecia O. Wilhelma Schmidta, najznakom itszego w spół­ czesnego etnologa, a zwłaszcza najbardziej zasłużonego organiza­ tora badań terenowych w tej dziedzinie wiedzy. Uczyniłem to też i z tego względu, że w mojej młodości przeoiwstawiłem się bardzo stanowczo jego poglądom antropologicznym na zagadnienie ludów pigmejskich, do których włączał też i Buszmanów, a ostatnio, gdy posłałem do W iednia jako stypendystę Fundacji Rockefellera, Stanisława Klimka, doszło tam do pewnych zadrażnień m ię­ dzy nim a zastępcą i następcą O. Wilhelma Schmidta, p ro feso ­ rem O. Wilhelmem Koppersem, który nie był zgoła zachwycony jego demonstracjami zastosow ań naszej metody ilościowej na kon­ cepcjach Szkoły Wiedeńskiej. Co gorsza Stanisław Klimek wykonał wspólną pracę z pracującym tam Wilhelmem Milkem, który stał się entuzjastą metody ilościowej i w obec utrudnień, na jakie natknięto się przy jej druku w „A nthroposie”, organie O. Wilhelma Schmidta, w ycofał ją i przyśpieszył wyjazd do Ameryki, gdzie został entuzjastycznie przyjęty w Berkeley przez profesora A. L. Kroebera, który zaopiekow ał się jej drukiem. W dodatku na tym kongresie, poprzednjego dnia, przeciw staw ia­ łem się w dyskusji poglądom O. W ilhelma Koppersa, uzgadniając hipotetyczne azjatyckie pochodzenie Indoeuropejczyków z faktem ich zróżnicowania językowego na terenie Europy. W szystkie te zadrażnienia likwidowało postawienie wniosku co do urządzenia następnego M iędzynarodowego Kongresu w Wiedniu, zw łaszcza że wniosek i jego umotywowanie spotkało się z ogólnym uzna­ niem.- Gdy się w ten sposób okazało, że przy głosowaniu pow ażna większość wypowie się za wnioskiem, Eugen Fischer oświadczył, że wyborowi W iednia musi się przeciwstaw ić, g d y ż'ta m Niemcy

(10)

nie przyjadą, a zw racając się do mnie dodał, że tam będziemy mogli pojechać dopiero po „A nschlussie”.

W ystąpienie Eugena Fischera osiągnęło zamierzony cel i za­ miast W iednia w ybrano Kopenhagę na miejsce następnego Kon­ gresu. Niepolityczne dodatkow e wynurzenie zrobiło jednak bardzo przykre wrażenie. Stojący obok mnie Anglik, widocznie z zamia­ rem dania mi pew nego rodzaju satysfakcji, powiedział z przekąsem: „M r F ischer stosuje względem nas tureckie m aniery”. Była to aluzja do wyczynu delegacji tureckiej, która groźbą opuszczenia Kongresu wym usiła usunięcie nowej mapy Egona v. Eickstedta. Na mapie tej Azja M niejsza była oznaczona jako część obszaru rasy arm enoidalnej. Ożywanie tego czysto naukowego terminu obrażało bowiem, jak oświadczył, naród turecki. Widocznie tu rec­ kim antropologom przypominało to niezbyt dawne wymordowanie półtora miliona Ormian. Tego rodzaju reakcje spowodowało doda­ nie uzupełnienia do oficjalnej enuncjacji rektora Fischera, być może spow odow anej rządow ą instrukcją. W każdym razie to uzupełnie­ nie było zbytecznym wynurzeniem osobistym , zapewne podykto­ wanym wielką gorliw ością świeżo nawróconego berlińskiego rek­ tora, który znowu po katastrofie III Rzeszy miał się temuż O. Wil­ helmowi Schmidtowi deklarow ać jako katolik.

K onsekw encje przew rotu

„Nawrócenie się rasistyczne” Eugena Fischera po dojściu H itlera do władzy miało bardzo doniosłe konsekwencje dia antro­ pologii niemieckiej. Młoda generacja, aspirująca do pośpiesznie na w szystkich uniw ersytetach tworzonych katedr antropologii, skapi­ tulow ała bardzo rychło. Łamano ją zresztą bardzo konsekwentnie / w obozach przysposobienia naukow o - ideologicznego, przejście przez które stanow iło w arunek zatw ierdzenia docentury. Zresztą i w śród dawnych docentów Karl Saller należał do wyjątków. • Jego, być może niezbyt taktow nie podkreślona, niezależność nau­

kow a spowodowała, że go nie tylko pozbawiono docentury, lecz ponadto uniemożliwiono mu ogłaśzanie prac naukowych. Zniknął w ięc z powierzchni życia naukow ego tak, że w ogóle nie wiedziano co się z nim dzieje. Dopiero ostatnio dowiedziano się, że żyje

(11)

i krząta się około wznowienia najstarszej niemieckiej, a swojej macierzystej, katedry antropologii w Monachium. Zupełnie analo­ gicznie po katastrofie III Rzeszy zniknął bez śladu dr B. K. Schul- tze, na którego w Spirze płakała profesorow a Mollisonowa.

Względem wybitnych profesorów stosow ano m etodę piernika i bata. Tak na przykład najznakomitszy w spółczesny antropolog niemiecki, Egon v. Eickstedt, na swojej wrocławskiej katedrze nie doczekał się uzwyczajnienia, a jego asystentka, wielce zasłużona dr llse Schwidetzky, zatw ierdzenia swojej docentury. Były to kon­ sekwencje niewłączenia się w rasistow ski nurt. Entuzjastam i ra­ sizmu stały się natom iast miernoty wszelkiego rodzaju, a nade wszystko kombinatorzy.

Poświęciłem tu tak dużo miejsca przedstaw ieniu tragicznych losów antropologii niemieckiej za czasów efemerycznej III R ze­ szy, gdyż ten okres szczególnego zainteresow ania się czynników politycznych antropologią, zasługującego na miano „protekcjonizm u”, najlepiej unaocznia stosunek rasizmu do antropologii. Przytoczenie nazwisk Egona v. Eickstedta, Karola Sallera i Ilzy Schwidetzkyej w ystarcza do stw ierdzenia, iż naw et w tych czasach, gdy p rze­ ciwstawianie się kierunkowi rasistycznem u było połączone z po­ ważnym ryzykiem, a naw et niewłączanie się w urzędow y nurt miewało dolegliwe konsekwencje, bynajmniej nie w szyscy nie­ mieccy antropologow ie byli rasistami.

Triumf rasizmu, stanow iący konsekw encję przew rotu politycz­ nego, był wielką katastrofą antropologii niemieckiej, mimo kreow ania tak licznych nowyęh katedr uniw ersyteckich. Odbił on się fatalnie na młodszej generacji, którą zdemoralizowano jako naukowców. Na miejsce naczelne wysunęły się spraw y karier osobistych, a nie badania naukowe. W dziedzinie badań terenow ych własnego kraju Niemcy zostały wyprzedzone nie tylko przez Polskę, lecz i przez Szwajcarię. Nie czyniono też wysiłków, by opanow ać nowoczesny aparat statystyki m atematycznej i pozostaw ano w tyle poza Anglią i Polską. W dziedzinie wydawniczej rozporządzano w dalszym ciągu świetnym aparatem , lecz tu na miejsce naczelne w ysunęła się „Zeitschrift für R assenkunde”, w ydaw ana przez naukow ca nieza­

(12)

leżnego fegona v. feickstedta, gdy nad „ Knzeigerem* w dalsżyttt ciągu czuw ał stary T heodor Mollison. Natomiast inni produkowali przede wszystkim w ielką ilość prac szablonowych. .

R óżnorodność zagadnień antropologii

To, że w antropologii zajmujemy się też i badaniem ras ludz­ kich, że nie neguje się tam ich istnienia, że się rozważa ew en­ tualność, iż są one składnikami populacji, utrzymującymi się w ciągu długich okresów czasu, że się stw ierdza, iż pewne rasy są stosun­ kowo liczniej reprezentow ane w poszczególnych zespołach etnicz­ nych i językowych, nie' uzasadnia jeszcze utożsam iania antropologii z rasizmem, ze względu na jego specyficzną jednostronność, jak to wyjaśniliśmy już powyżej. Przecież naw et wśród antropologów zaj­ m ujących się system atyką rodzaju ludzkiego, a więc zagadnieniem zróżnicowania rasow ego człowieka, tylko bardzo niewielu można skw alifikow ać' jako rasistów . Nie wszędzie zaś przy badaniach antropologicznych zachodzi konieczność uwzględniania różriic ra­ sowych.

Pom ijając wielki dział antropologii zoologicznej, pracującej starośw ieckim i metodami morfologicznymi, a zajmującej się zagad­ nieniem system atyki prym atów, wulgaryzowanym jako dochodzenie pokrew ieństw a człow ieka z małpami, również i w olbrzymiej dzie­ dzinie badań nad wpływem środow iska, posługujących się sub tel­ nymi metodami analitycznymi statystyki matematycznej, konsekwen­ cje zróżnicowania rasow ego rodzaju ludzkiego nie odgrywają żad­ nej roli. Chodzi tam bowiem przede wszystkim o obiektywne wnio­ skowanie co do zmian w łaściw ości antropologipznych grup lu d z­ kich, spow odow anych zmianami w w arunkach bytu ludności. O pa­ nowanie tego zagadnienia umożliwia ocenę zmian społecznych z bio­ logicznego, dla antropologa oczywiście miarodajnego punktu wi­ dzenia. O siąga się bowiem wtedy możność orientowania się co do konsekwencji wzajemnego oddziaływania na siebie poszczególnych grup społecznych, względnie całych kom pleksów tego rodzaju, jak na przykład w ieś i miasto, a naw et ujmowania konsekwencji wahań zmiennej koniunktury gospodarczej, a w zacofanych krajach rolni­ czych przede wszystkim skutków nieurodzajów i przez nie

(13)

powo-iłowanych ciężkich przednówków. Cały ten wielki dział now oczesnej antropologii społecznej, opartej na zastosow aniach m etod statystyki! matematycznej jest bardzo ważny ze względów natury praktycznej. Ujmuje on bowiem obiektywnie biologiczne korelatyw y. procesów spełecznych, stanowiących przedmiot namiętnych dyskusji polityki wewnętrznej. W tym dziale antropologia polska przoduje, jak ­ kolwiek w podręcznikach tego rodzaju zagadnienia są uw zględ­ niane, co najwyżej, ubocznie. Dotychczasowe osiągnięcia ograni­ czają się ćo praw da do nielicznych opracow ań, pozwalających jednak już na osiągnięcie orientacji ogólnej co do charakteru w y­ ników i wchodzącej w rachubę metody, polegającej na obliczaniu współczynników w spółzależności wielorakiej. Nie wym aga to zu­ pełnie brania w rachubę zróżnicowania rasow ego ludności. T o wchodzi w rachubę dopiero przy próbach biologicznej (antropolo­ gicznej) interpretacji zew nętrznego statystycznego opisu gromad ludzkich.

Uwzględnienie zróżnicowania rasow ego ludności je st zatem konieczne przy rozważaniu całego kom pleksu zagadnień, łączących się z badaniami nad przeobrażeniam i ludności, rozpatrywanym i w perspektyw ie historycznej. W tej dziedzinie niedostatecznie do­ kładne ujmowanie składu antropologicznego grup ludzkich może powodować zupełnie nieobliczalne konsekw encje, stanow iąc pod ­ stawę fałszywych ocen rzeczyw istości. T en dział antropologii oświetla z biologicznego punktu widzenia procesy historyczne i d o ­ tyka najdrażliwszych zagadnień, jak wzajemne oceny różnych n a­ rodów i spraw a ich obiektywnych uzasadnień., Z tego powodu jest tu wskazana jak najdalej idąca ostrożność oraz stosow anie zada­ walająco dokładnych metod badawczych.

Grzechy starośw ieckiej m orfologii

Należy podkreślić, że skandale, polegające na traktow aniu tak lombrozjanizmu, jak i rasizmu jako now oczesnych kierunków naukowych, zostały spow odow ane przez to, że w okresach ich ra ­ dosnej twórczości ogół antropologów pracow ał starośw ieckim i m e­ todami morfologicznymi i nie zdaw ał sobie jeszcze' zadaw alająco dokładnie sprawy ze składów rasow ych ludności, a tym mniej

(14)

ż ich przeobrażeń. Nic mając zatem możności skonfrontowania nowych syntez z faktami, potraktow ano rasizm jako jedną z do­ puszczalnych, aczkolwiek jeszcze nie uzasadnionych możliwości. N aw et przy niezbyt precyzyjnym ujęciu ilościowym składu rasow ego ludności Niemiec, ujęciu skontrolowanym rachunkowo, nie mogłoby być inowy o „naukow ym ” uzasadnieniu mitu, że Niemcy są „narodem w ybranym ” z tego właśnie tytułu, że stano­ wią w yjątkow o w ysoko-procentow y koncentrat rasy nordycznej, że ten najw artościow szy składnik ludności wymiera w skutek destruk­ tywnych procesów życia cywilizowanego, niszcząpych najbardziej aktywne, twórcze i jedynie w artościow e w arstw y kierownicze, że zanikanie tego składnika antropologicznego stanowi przyczynę ka­ tastrof cywilizacji, nie tylko starożytnej Grecji, lecz też i Egiptu oraz temu podobne efektow ne tezy, stanowiące zupełnie fanta­ styczne pomysły, nie liczące się z rzeczywistością. Co gorsza, opierając się na tezach tego rodzaju, jak na „naukow o” uzasad­ nionych pewnikach, wysuw ano bardzo daleko sięgające wnioski. Tak na przykład propagow ano konieczność chronienia rasy nor­ dycznej przez eliminację innych, mniej wartościowych, w najlep­ szym razie biernych, przeważnie zaś w prost rozkładowych skład­ ników. P raktyczną konsekw encją tej właśnie ideologii stanowiło zniszczenie milionów Żydów i jeńców rosyjskich w czasie ostat­ niej wojny. Na uzasadnienie tych masowych mordów, nie posia­ dających precedensów w historii, poza wyczynami Dżengis-Chana i Tam erlana, które nie osiągnęły jednakowoż tak wielkich rozmia­ rów, podaw ano jako fakty nie podlegające dyskusji, że Słowianie stanow ią mniej w artościow ą formację ludności europejskiej, gdyż charakterystycznym ich składnikiem jest krótkogłowy blondyn, oznaczany mianem „rasy w schodnio-bałtyckiej”, Żydów proskry- bowano zaś jako rasę zupełnie odrębną, całkowicie obcą ludności europejskiej, jako lew antyńskiego w tręta, rozkładającego życie eu­ ropejskie, którego eliminację nakazuje konieczność ochrony pod­ staw europejskiej kultury.

Tego rodzaju poczynania, zrazu tylko propagandowe, a póź­ niej też i realizow ane w olbrzymiej skali, tak sprzeczne z duchem europejskiej chrześcijańskiej humanitarnej cywilizacji, nie spotkały

(15)

się z należytym sprzeciwem ze strony w arstw oświeconych, żyją­ cych tradycjami Wielkiej Francuskiej Rewolucji. Antropologowie, pracujący ciągle jeszcze staroświeckim i morfologicznymi metodami zostdli w prost zaskoczeni twierdzeniami głoszonymi przez antro- pologizujących dyletantów. Nie umieli się oni uporać z zagadnie­ niem określania przynależności rasow ej poszczególnych osobników ; a zwłaszcza czaszek, stanowiących podstaw ę wiadomości antropo­ logicznych o ludach, które stworzyły wielkie cywilizacje dawno minionej przeszłości. T rzeba przyznać, że przy dawnych metodach badania odróżniania czaszek rasy nordycznej od czaszek typu orientalnego, charakterystycznego składnika zarówno starożyt­ nych Egipcjan okresu dynastycznego, jak i teraźniejszej ludności Egiptu, nastręczało szczególne trudności. Ze względu na to nie zdobywano się na kategoryczne stw ierdzenie, iż opow iadanie o ra­ sie nordycznej jako o zaczynie, któremu należy przypisyw ać po­ wstanie i rozkwit cywilizacji egipskiej, jest zw yczajną bzdurą nie­ odpowiedzialnych fantastów , a ograniczano się do dezaprobują- cego milczenia. Rozzuchwalało to oczywiście rasistów , którzy w poczuciu zupełnej bezkarności uważali się za panów sytuacji, reprezentujących najwyższe osiągnięcia nauki w spółczesnej w pierw ­ szej połowie międzywojennego dw udziestolecia.

Polska- krytyka rasizmu

Dla antropologii polskiej z końcem tego okresu, gdy rozpo­ rządzała już nowoczesnym, w znacznej mierze oryginalnym aparatem metodologicznym, pozwalającym nie tylko na określanie przyna­ leżności rasowej poszczególnych osobników, lecz dzięki tem u też i na precyzowanie składu rasow ego grup ludzkich z dokładnością, wykraczającą bardzo daleko poza granice możliwości badawczych staroświeckich morfologów,, nie nastręczało już trudności skuteczne przeciwstaw ienie się propagandowym bzdurom teoretyków z nie­ prawdziwego zdarzenia, oznaczanych mianem rasistów . N ajboleś­ niejsze było dla nich bez w ątpienia wykazanie, że w edług w szel­ kiego praw dopodobieństw a północno-niemieccy Żydzi stanow ią formację antropologiczną o znaczniejszym odsetku elem entu nor- dycznego od Niemców południowych! Bardzo ważne było również

(16)

stw ierdzenie, że strefę zdecydowanej przewagi elementu nordycz- nego na kontynencie europejskim stanowi dyluwialny n iż,' a zatem, że w Polsce, gdzie sięga on znacznie dalej ku południowi, element nordyczny będzie praw dopodobnie liczniej reprezentowany, aniżeli w Niemczech, gdzie ten składnik nie w ystępuje tak licznie, jak to przypuszczali teoretycy rasizm u. W reszcie zdołano wykazać, że teza rzekomego wymierania rasy nordycznej, jakoby powodowa­ nego przez procesy życia cywilizowanego, bezlitośnie niszczącego najbardziej aktywne, a w skutek tego nadmiernie przeciążone warstwy ludności, a więc przede w szystkim element nordyczny, jest również niewczesnym pomysłem. Okazało się bowiem, że o zanikaniu rasy nordycznej ani w Polsce, ani w Skandynawii zupełnie mowy nie ma, a przypuszczalnie tak samo jest i w Niemczech, przynajmniej północnych, to znaczy na terenach dyluwialnego niżu. Co do Polski i Skandynawii nie ulega przy tym wątpliwości, że w ciągu ostatniego tysiąclecia nastąpiło poważne podniesienie się odsetka elementu nordycznego. Należy się natom iast liczyć z ew entualnością, że przerzucenia ludności do obcego środow iska geograficznego, powo­ dowane przez procesy historyczne, na przykład ekspansje, wywołują tam zmiany jej składu rasowego, w kierunku składu ludności autochtonicznej. M oże je zaś powodować nie tylko wchłanianie krwi tubylczej, lecz też i w iększa tężyzna biologiczna ludności do danego środow iska lepiej przystosow anej. Taki charakter zda się posiadać kurczenie się domieszki elem entu śródziemnomorskiego w krajach położonych na północ od Alp, co czołowy rasista Otto Ammon w swojej nieporadności metodologicznej, utożsamił z wy­ mieraniem rasy nordycznej. O bydw a te składniki ludności euro­ pejskiej w yróżniają się bowiem wydłużonym kształtem głowy. Ponadto zupełnie zasadnicze znaczenie miało wykazanie, że krótko- głowy blondyn, rzekomo charakterystyczny składnik ludności sło­ wiańskiej, jest m ieszańcem elementów nordycznego i laponoidal- nego, dwu głównych składników ludności E uropy środkowej i nie może być w skutek tego uw ażany za odrębną rasę. Stało się zatem oczywistym, że mieszaniec ten jest w Niemczech nie mniej licznie reprezentow any niż na przykład w Polsce. Było to bardzo ciężkim ciosem dla teoretyków niemieckiego rasizmu.

(17)

F akty tu przytoczone w ystarczają dla uświadom ienia sobie, jak absurdalnym jest utożsam ianie antropologii z rasizmem. Nie można utożsamiać z rasizmem naw et i 'antropologii społecznej, gdyż obecnie jej najbardziej aktualne badania nie dotyczą naw et zróżnicowania rasow ego ludności. Zresztą zajmowanie się zagadnie­ niem zróżnicowania rasow ego nie przeistacza jeszcze badacza w rasistę. Przecież poważnymi krytykami rasizmu mogli być tylko specjaliści lepiej orientujący się w zagadnieniach dotyczących zróżnicowania rasow ego od rasistów . Rasizm jest tylko pewnym jednostronnym kierunkiem, stworzonym w dodatku przez antropo- logizujących laików. Polega on zaś, jak to zaznaczyliśmy już po­ wyżej, na nieliczeniu się z oddziaływaniami środowiska. Zadanie badania naukowego polega tu zaś na wyjaśnieniu roli, jaką od­ grywa każdy z tych dwu podstaw ow ych czynników, jakimi są: dziedziczność i środowisko. Wyniki badań antropologów polskich dały bardzo ważkie dowody świadczące o ich równorzędności.

K om pleks niższości a rasizm

W obec skrajnej jednostronności rasizmu i niesam owitości lansowanej przez ten kierunek fantastycznej syntezy, której, w sku­ tek niedoskonałości podówczas powszechnie stosow anych metod morfologicznych, nie umiano się co praw da jeszcze skutecznie przeciwstawić, lecz której nie można było też zadaw alająco uza­ sadnić, jest rzeczą zupełnie zrozumiałą, że oficjalna antropologia w przedwojennych Niemczech lekcew ażyła tę „nową szko łę” nie­ mniej niż dawniej czyniła to w stosunku do „Nowej Szkoły” kry- minologicznej Lombrosa. Nie czyniły one bowiem zadość ów cze­ snym wymaganiom naukowym, kolidując z poczuciem zdrowego sensu staroświeckich morfologów.

Dopiero w strząs wojenny, zniknięcie wpływ ów starszej ge­ neracji pionierów antropologii, ą w reszcie przew rót hitlerowski spowodowały tak daleko idące zmiany, że rzesze karmione straw ą duchową, dostarczaną przez mniej w ybredną publicystykę, zaczęły utożsam iać antropologię z. rasizmem. W ielką pow ierzchow nością byłoby jednak tw ierdzenie, iż to osiągnięcie zawdzięczano w yłącz­ nie steroryzow aniu opornych naukowców i wielkiej mobilizacji

(18)

karierowiczów. To nie obudziłoby jeszcze tego wielkiego entuzjaz­ mu, z jakim liczne rzesze półinteligentnego motłochu przyjęły w ątpliw e tezy rasizmu jako artykuły wiary, mimo ich reakcyjnego, zdecydowanie antydem okratycznego charakteru, polegającego na kulcie szlachetnego urodzenia, uprawniającego do odgrywania kie­ rowniczej roli. Przyczyna popularności rasizmu w międzywojennych Niemczech tkwiła nie w jego naukowych walorach, lecz w tym, że jego ksenofobia, swoimi jaskrawym i hasłami zw racająca się przeciwko Słowianom i Żydom, trafiała w schorzałą duszę narodu niemieckiego, zgnębionego klęską przegranej wojny i jej kon­ sekwencjam i.

Je st przecież faktem bezspornym , że rasizm niemiecki zwią­ zany był z, kompleksem niższości, żywo odczuwanej za czasów II Rzeszy w stosunku do Anglo-Sasów, a zw łaszcza Anglików, gdy odruchy kom pensatoryczne przejawiały się w wielkiej popu­ larności program ów budow y' floty, zmierzających do ucieleśnienia marzeń o panow aniu na morzu, a tak świetnie wyzyskanych przez ciężki przemysł, budujący kosztowne okręty wojenne. Później, po roku 1918, do tego kom pleksu dołączyły się urazy, spowodowane przez klęskę przegranej wojny. Rasizm w, jego ostatecznej, naj­ bardziej krwiożerczej postaci wyhodowały dopiero marzenia o od­ wecie. Równolegle z nasilaniem nastrojów odwetowych, potęgują­ cych się w miarę osiągania coraz poważniejszych sukcesów na terenie dyplomatycznym i gospodarczym , pogłębiała się wiara w mit narodu w ybranego z nieodłączną megalomanią, w yrastającą na podłożu kom pleksu niższości.

Zespolenie nastaw ienia uczuciowego, sprzyjającego popular­ ności pomysłów rasistycznych z reakcjami kompensorycznymi, powodowanymi przez kompleks niższości, a w niemniejszym przy­ puszczalnie stopniu i z urazem wywoływanym klęską wojenną, powodującym dążenie do odwetu, uw ydatnia się w fakcie, że we Francji II C esarstw a, gdzie te momenty nie wchodziły w rachubę, rasistyczne poglądy hr. de Gobineau nie znalazcy oddźwięku. Do­ piero po klęsce 1870 sytuacja uległa zmianie o tyle, że znako­ mity antropolog francuski de Q uatrefages, chcąc zdyskredytować zw ycięskich Prusaków , lansow ał tezę, że są oni właściwie

(19)

zger-manizowanymi Finami, czemu gorąco przeciw staw ił się Rudolf Virchow tak zdecydowany przeciwnik „ducha pruskiego” na tere­ nie parlamentarnym. Zaś później zdecydow anie rasistyczne stano­ wisko zajmował G. V. de Lapouge. T e wystąpienia nie zrobiły jednak Większego wrażenia. W skazywałoby to, że głównym źród­ łem rasizmu jest jednak kompleks niższości, obcy Francuzom aż do czasów ostatnich. Za słusznością tego poglądu przem awia w każdym razie i to, że w przeciwieństwie do Anglii, zupełnie nie­ dostępnej dla tego rodzaju pomysłów, a oczyw iście nie obciążo­ nej kompleksem niższości, Amerykanie, odczuw ający go przynaj­ mniej w stosunku do Anglików, posiadają reprezentantów kie­ runku rasistycznego, a M adison G rant cieszył się naw et w ielką popularnością.

T o bezspornie ścisłe zespolenie rasizmu z urazami psychicz­ nymi kwalifikuje go jako zjawisko psychopatologiczne, sięgające aż do dziedziny, w teorii, beznamiętnej nauki. W tym psycho- patologicznym podłożu należy oczywiście dopatryw ać się przyczyn jego niesłychanej popularności w Niemczech, w przeciw ieństw ie do innych ^krajów. Należy zatem rasizm traktow ać w łączności z innymi masowymi psychozami, które niejednokrotnie, nie tylko w średniowieczu, w strząsały życiem Niemiec. W ystarczy tu w spom ­ nieć szaleństw a biczowników, obłędne tępienie czarownic, z któ­ rymi tak bardzo harmonizują znęcania się nad bezbronnym i i m a­ sowe m orderstwa popełniańe w obłędnym zapam iętaniu zorga­ nizowanych degeneratów .

Na terenie antropologii ta niesam ow ita psychoza pow oduje w swojej prodromalnej fazie wytworzenie się jednostronnego kie­ runku „naukow ego”, polegającego na odwróceniu się od realnej rzeczywistości, jaką jest środowisko i na ograniczeniu do dzie­ dziczności, ze względu na m istykę krwi, tak atrakcyjną dla psycho­ patów. Równie jednostronnym , skrajnym przeciwieństwem rasizmu jest environmentalizm. O bydw a te nastaw ienia pow odują pow stanie skrajnych kierunków na terenie antropologii, tak samo zresztą jak i w innych dziedzinach życia. Że w yłaniają się one ze szczególną siłą na terenie antropologii i to w bardzo skrajnej postaci, sta ­ nowi oczywiście konsekwencję faktu, że bada ona człowieka nie

(20)

tylko w perspektyw ie anatomii porównawczej, wyjaśniającej jego miejsce w przyrodzie, to znaczy przede wszystkim w stosunku do małp człekokształtnych i w ogóle koncepcji filogenetycznych, lecz też jako podłoże zjaw isk społecznych, Tego rodzaju nowo­ czesne podejście do zagadnień antropologii i jej zadań wymaga zaś możliwie dokładnego zdania sobie sprawy z wzajemnego sto­ sunku, zachodzącego między wpływem środow iska a dziedzicz­ nością, dwoma podstawowym i czynnikami, kształtującym i właści­ wości antropologiczne. N iedokładność i subiektywizm staroświeckiej m etody morfologicznej pow odow ał w tej dziedzinie wyłanianie się beznadziejnych rozbieżności, odzwierciedlających się w mętnych dyskusjach. Dopiero wprow adzenie now oczesnych metod statystyki m atem atycznej umożliwiło osiągnięcie zadowalającej orientacji ogólnej. •

Cytaty

Powiązane dokumenty

Tam dogadywał się ten Niemiec i cukierki przynosił, i jak wujo wyszedł, to jak oni gotowali takie różne zacierki, to kazał mu wziąć czyste wiaderko jakieś czy coś, bo to jak

nie dokładnie wtedy, kiedy wszystko, co należy do tej dziedziny i zostało przez pierwszego podane z naciskiem do wiadomości drugiego (np. w postaci nauki, rozkazu, itp.), zostaje

Główny księgowy, nazywał się Władysław Nachlik, też był Żydem.. No to był bardzo

I właśnie o to, między innymi, Irkowi chodziło w tych ciągłych próbach, które były już często tak [nużące], że każdy praktycznie już rzygał tą próbą, a tu jeszcze

Kiedy tata zobaczył, ile mama nakupiła, złapał się za głowę.. Trochę było w tym racji, bo kwiatków było co

Jeśli macie możliwość, proszę wysłać informację zwrotną wykonanych ćwiczeń, najlepiej zdjęcie przesłać w wiadomości prywatnej do mnie w Messengerze. Lub

William James nigdy nie praktykował jako lekarz, a dzień, w którym objął [...] stanowisko profesora psychologii na Uniwersytecie Harvarda w roku 1875, stał się datą

Widać stąd, że jeśli chcemy poważnie zastanawiać się nad myślą Wittgen ­ steina, w szczególności zaś nad związkami między jego filozofią języka a filo ­