• Nie Znaleziono Wyników

Lew Tołstoj : życie i dzieła : zarys biograficzno-krytyczny

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Lew Tołstoj : życie i dzieła : zarys biograficzno-krytyczny"

Copied!
156
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)
(3)
(4)
(5)

LEO BELMONT

L

E

W TOŁSTOJ

ŻYCIE I DZIEŁA

RYS BIOGRAFICZNO - KRYTYCZNY

KRAKÓW

IA K Ł A D K SIĘ G A R N I D . E . E R IE D Ł E IN A WARSZAWA - E. WEN DE I SPÓŁKA

1904

(6)
(7)

LEW TO ŁSTOJ

(8)
(9)

LEO BELMONT

LEW TOŁSTOJ

ŻYCIE I DZIEŁA

ZARYS BIOG RA FICZN O-KRY TYCZNY

KRAKÓW

N A K Ł A D K S IĘ G A R N I D. E . F R IE D L E IN A

W A RSZ A W A - E . W E N D E I SPÓŁK A

1 9 0 4

(10)

112907

K R A K Ó W . — D R U K W . L . A NCZYCA

(11)

I.

Pochodzenie. — Rodzice. — Jasna Polana. — Dzieciii- stwo. — Wychowanie. — Pierwszy przełom duchowy.

Nazwisko Tołstoja jest przekładem z nie­ mieckiego «Dick» (tłusty) — przezw iska, które nosił daleki prad ziad pisarza, em igrant pruski. Z ru szczył je w którem ś z następnych, pokoleń

w spółczesny Piotrowi W ielkiem u dw orzanin

i p rzy jaciel cesarza, Piotr A ndrejew icz Tołstoj, poseł rosyjski w K onstantynopolu, zręczny d y ­

plom ata , k tó ry rodowi swojemu pozostawił

w spadku zn aczn ą fortunę i drogę, utorow aną do k a ry e ry p rz y dworze.

Tołstojowie zaw ierali m ałżeńskie zw iązki z najary sto k raty czn iejszem i rodzinam i Rosyi, strzeg ąc się, ja k ognia, m ezaljansu. B abką pi­ sa rz a ze stro n y m atk i b y ła księżna T rubecka, bab k ą z ojcowskiej strony b y ła księżna Głorcza- kowa, m atk ą — księżna W ołkońska, d aleka w nu czka św. M ichała, księcia Czernichowskiego,

LEW TOŁSTOJ 1

(12)

- 2 —

zam ęczonego ongi w Ordzie przez T atarów . Tym sposobem w ż y ła c h Tołstoja płynie k rew R u ry k o ­ wiczów. A tm osfera tra d y c y i rodzinnych, śród k tó ­ ry c h w zrósł wielki pisarz, ta k mało odpowiada jego poglądom «chłopomańskim», jak p o rtrety ty tu ło w an y ch przodków, k sią ż ą t i grafów, ge­ nerałów i radców tajn y ch, udekorow anych g w ia­ zdam i i w stęgam i, w iszące w sali jasnopolań- skiego domu, odpow iadają skrom nem u u rz ą ­ dzeniu kom nat i chłopskiej roboczej bluzie go­ spodarza.

Ojciec hr. L w a Tołstoja, Mikołaj Iljicz, pod­ pułkow nik huzarski, doskonały służbista z k a m ­ panii 12-go roku, światowiec, niczem nie w y ­ różniał się w gronie kolegów w ojskow ych i a r y ­ stokratów . O dznaczył się ch y b a tern, źe dla o ca­ lenia honoru zm arłego ojca c a ły swój m ajątek oddał wierzycielom . Aby popraw ić sm utne swoje położenie, ożenił się następnie z nam ow y k re ­ w n y ch z niem łodą i nieładną księżną M aryą W ołkońską, bogatą dziedziczką m ają tk u ziem­ skiego w gubernii Tulskiej, zwanego J a sn ą Po­ laną. M ary a W ołkońską odznaczała się w ielką dobrocią i fa n ta z y ą w zm yślaniu bajek, którem i baw iła gości n a w ieczorkach u znajom ych. P osta­ cie ojca i m atki, zresztą w yidealizow ane przez w yobraźnię tw órczą, odtw orzył Tołstoj w «Woj­

nie i pokoju» pod imionami M ikołaja Rostowa ,

i M aryi Bołkońskiej.

(13)

— 3 —

Znakom ity pisarz urodził się w dniu 28-go sierpnia st. st. 1828 roku. Dzieciństwo jego u p ły ­ nęło śród m alowniczej p rzy ro d y okolic Jasnej Polany, rodzinnego gniazda W ołkońskich: na duszę dziecka mocno d ziałać m usiały odwieczne aleje lipowe otoczonego wałem, zapuszczonego sadu, porosłe m chem i na poły rozw alone ce­ glane baszty starego zam czyska, piękne staw y w blizkości domu, z którego tylko dw a s k rz y ­ dła ocalały po pożarze, i m ajestaty czn e lasy dokoła.

Lew M ikołajewicz wcześnie został sierotą. M atka odum arła go, gdy m iał sześć lat. W dzie­ w iątym roku życia stracił ojca.

Na krótko przed śm iercią tego ostatniego, cała rodzina, złożona z pięciorga dzieci (czte­ rech synów i córki), w y jechała do M oskwy pod opieką dalekiej krew nej, ale wobec rychłego zgonu ojca i konieczności zm niejszenia w y d a t­ ków z mocno nadszarp an ej fo rtun y rodowej, dzieci powróciły do Jasnej Polany. Tu ciotka Juszkow a zajęła się ich wychow aniem , przy- jąw szy do dzieci, ja k było w zw yczaju, g u w er­ nerów niemców i rosyjskich sem inarzystów . J e ­ dnego z ty ch guw ernerów pod imieniem «K arta Iw anow icza» unieśm iertelnił później Lew Toł­ stoj w swoich utw orach. Dzieciństwo swoje, la ta chłopięce i młodość opisał Tołstoj w dziełach beletrystyczn ych, noszących odnośne n azw y

l*

(14)

_ 4 —

( Bietstwo, Otroczestwo i Junost’), gdzie c ała skom­ plikow ana n a tu ra niezw ykłego dziecka, n a z w a ­ nego Nikolińką Irteniew ym , odtw orzoną została z m istrzow stw em przez wielkiego znaw cę dusz n a szerokiem tle społecznego środow iska sfery wielkopańskiej. D zieła te stanow ią znakom ity p rzy czy n ek do psychologii dziecinnego, chłopię­ cego i młodzieńczego wieku.

Dzieckiem będąc, Lew Tołstoj u d erzał oto­ czenie dziw acznością swojego c h a ra k te ru i fan- tastyczn o ścią usposobienia. Pewnego ra z u w y ­ obraził sobie, źe człowiek, jeżeli zechce, może lata ć w pow ietrzu; potrzeba tylko p rzy k u cn ąć, objąć silnie kolana i śmiało rzu cić się w p rze­ strzeń. W tej pozycyi siedmioletni m alec, za­ ufany w swojej idei, w y skak u je z okna z w y ­ sokości 2 1/2 sążni i, oczywiście spadłszy, tłucze się boleśnie. F a k t ten wym ownie św iadczy o wielkiej sile woli i ogromnej w rażliw ości Toł­ stoja w w ieku dziecinnym ; bodaj źe obie te ce­ chy zostały w nim na zawsze, tylko z czasem wielki m arzyciel o szczęściu ludzkości nau czy ł się wcielać swoje m arzenia idealne we w łasne życie m ocą niezm iernej w ytrw ałości. W izerunek wspomnianego w yżej Nikolińki Irten iew a z «Diet- stwa», daje nam poznać dokładnie Tołstoja, jako dziecko o n a tu rz e utalentow anej, niezrów now a­ żonej, nerw owej i skłonnej do niespodziew anych zmian hum oru; wybuchow o szalona wesołość

(15)

— 5 —

i swawolność bez p rzy c z y n y następ ują po ok re­ sie chm urności, nie m ającej żad n y ch m oralnych powodów. Z resztą to dziecko dręczy się już roz­ te rk ą pomiędzy rzeczyw istością a m arzeniem . Egoistyczne i w y m agające w yładow ania n apię­ ty c h sił duchow ych nie znosi ono despotyzm u nauczycieli i w ychow aw ców, nie potrafi n a roz­ k az z a trzy m a ć na niczem uwagi, nie potrafi słuchać, m yślą w ydziera się ze szkolnego po­ koju na pole, do ogrodu, m arząc o tern, kiedy stanie się «wolnem, ja k starsi*. W Tołstoju-dzie­ ck u u derzają przedew szystkiem dw a ry sy : z a ­ miłowanie do sm utku i do kontem placyi. Z m yśla on sobie okropności, w k tó ry ch lubuje się, choć d rży przed w idm am i w łasnej wyobraźni.

Okres dzieciństw a, k tó ry bądź co bądź i dla Tołstoja był niepow rotną złotą erą, bo zmyślone troski topniały we łzach dziecięcego zach w y tu — zakończył się w r. 1840, z chw ilą gdy ca ła ro ­ dzina w raz z opiekunką, ciotką Juszkow ą, w y ­ jech ała do K azania. W ielki a n a lity k zaznacza, źe to przejście od lat dziecinnych i chłopięcych do m łodocianych miało swoją w y ra ź n ą granicę duchową.

B ył to n agły przełom — zjaw ienie się w yż­ szej świadomości. Chłopiec w podróży do K a­ zania po raz pierw szy zobaczył jasnem okiem mnóstwo wsi i miast, olbrzym ie m asy ludzkie; zobaczył mnóstwo rodzin w rodzaju tej, do ja ­

(16)

— 6 —

kiej sam należał: zobaczył chłopów i sklepika­ rzy , k tó rzy ledwie ra c z y li rzu cić spojrzenie na p rzejeżdżających i ani m yśleli im się kłaniać. «Mnie po ra z pierw szy — pow iada Tołstoj — przyszło n a m yśl pytanie: cóż zajm ow ać ich może, jeżeli oni w cale nie troszczą się o nas ? A z tego p y tan ia w yrosły inne: czem ży ją ci ludzie, ja k w ychow ują dzieci, czy uczą je, czy pozw alają im się b aw ić? jak je k a rz ą ? » Był to moment, gdy «ram ki dziecinnego egoizmu jak b y p rze rw a ły się», gdy dw unastoletni chłopiec zro­ zumiał, źe jest tylk o k roplą w ogrom nym oce­ anie życia, tylko drobną cząstk ą jakiejś nie­ zmiernie wielkiej i niezm iernie pow ikłanej c a ­ łości.

(17)

IL

Świeckie życie w Kazaniu. — Lata uniwersyteckie. — Myśli o potrzebie doskonalenia się.

Nie m ożna rzec, ab y los w y zn aczy ł Tołsto­ jowi dobrą opiekunkę w osobie jego ciotki, p. Juszkow ej. Ta zacna m atrona, skreślona potem > surow em piórem s a ty ry k a — jeżeli się nie m y ­

lim y — pod postacią w ychow aw czyni Niechliu- dowa (w «Odrodzeniu»), nie rozum iała innego szczęścia oprócz obfitych dochodów i powodzeń w w yższym świecie. Ulubiona jej dewiza brzm iała:

«rien ne forme un jeune homme comme une liaison avec une femme comme - il - faut». Ponieważ jednak dla młodego siostrzeńca nie nadeszła jeszcze pora zaw iązy w an ia stosunków z kobietami, «comme il faut», torującem i drogę do k a ry e ry , tym czasem poleciła ciotka niejakiem u St. Tho­ masowi (wystawionem u później przez Tołstoja pod nazw ą Mr. Jerom e’a) przygotow yw ać mło-

* dzieńca do uniw ersytetu.

(18)

Młodzież dum na, źe nosi m u n du ry z g ra n a ­ tow ym i kołnierzam i i szpady, należące do um un­ durow ania, w yo brażała sobie, źe m a praw o pro­ w adzić się, jak się jej żyw nie podoba. Jedni spędzali czas n a hulance i pijatyce, w ypraw iali b u rd y i skandale, które zdejm owały lękiem spo­ kojnych m ieszkańców, próżno zanoszących sk arg i do bezsilnej w ładzy uniw ersyteckiej, bo żadne środki surow e nie m ogły położyć tam y dzikim w ybrykom . Inni, bardziej ary sto k raty czn i, od- stry c h n ą w sz y się od burszow skich kolegów, od­ daw ali się św iatow ym rozryw kom , dbali nade- w szystko o szyk, życie spędzali w salonach.

Do ty c h ostatnich p rzy łą cz y ł się Tołstoj, w stąpiw szy w 1843 roku, w la ta c h piętnastu na fak u ltet wschodnich języków . W chodził do u ni­ w ersy tetu bez poważniejszego przygotow ania, bo cudzoziem scy guw ern erzy dać mu go nie mogli, Był już nieco zepsuty widokiem pustego a hałaśliw ego życia o tac z a ją c y c h go ludzi, któ r z y szaleli ja k g d yb y w podrygach agonii sta rego pańszczyźnianego ustroju. Z ac zy n a ły b u rzy ć się w m łodzieńcu zm ysły, gdy pode drzw iam i izby czeladnej nasłuchiw ał, ja k sta rszy b ra t

a ta k u je dziew czyny ze służby. Ale tłum ił po­

ry w y k rw i jak ą ś w rodzoną w stydliw ością, a w ię­ cej jeszcze d ręczącą świadomością w łasnej b rz y ­ doty, o której b y ł przekonany. Jeszcze mocniej, niż dawniej, w owej epoce poszukuje samotności,

(19)

- 9 —

egoistycznie zasklepia się w sobie, tam uje dobre poryw y serca, względem otoczenia jest p rz y ­ k ry m i rozdrażnionym , żyje w yobraźnią, k tó ra tk a dziw ne obrazy, podszeptując mu, źe jest nieszczęśliw ym , zapom nianym , znienaw idzonym przez w szystkich. N ieprzystosow anie genialnej, nerw owej, niezrównow ażonej n a tu ry do w a ru n ­ ków powszedniego życia w ystępuje w całej pełni.

Opow iadając o ty m okresie swego życia w «L atach chłopięcych», Tołstoj w skazuje, źe m yśl a n a lity c z n a poczęła naw iedzać go w owej «m oralnej samotności». Słaby rozum niedorostka już s ta ra ł się rozw iązać dręczące p y tan ia o p rze­

znaczeniu c z ło w iek a, o życiu poza grobem.

W padłszy n a myśl, źe cierpienia są niezbędne i tylko w y trzym ałość może uchronić człow ieka od nieszczęścia, Tołstoj na w yciągniętych s ła ­ bych ręk a c h po k ilk a m inut u trzy m u je ciężkie słowniki Tatiszczew a, lub n a poddaszu biczuje się po nagich plecach sznuram i, aż łzy w y stę­ p ują mu w oczach. To p rzerażo n y nieuchron­ nością śmierci, postanaw ia sk o rzy stać z życia po epikurejsku, leży po ca ły c h dniach z ro m an ­ sem w ręk u na łóżku i... zajad a miodowe p ier­ niki. Ciągła an aliza osłabia m oralną siłę woli i doprow adza go do sceptycyzm u. D um ny ze sw o­ jej w yższości d u ch o w ej, pom iata wszystkim i, choć w gruncie rzeczy nie przestaje b yć nie­

(20)

— 10

śm iałym , niepew nym każdego ru c h u i słowa swojego.

Oto jakim był Tołstoj w chw ili w stąpienia n a uniw ersytet. U czył się nieszczególnie, a źe arab sk o -tu reck a lite ra tu ra nie pociągała go zb y ­ tnio i poniew aż skutkiem czasow ych obostrzeń, zarząd zo n y ch przez k u ra to ra hr. Mussina Pusz­ kina, nie dostał prom ocyi n a drugi kurs, — po ro ku przeszedł więc na fak u ltet praw niczy. Tu spotkał profesorów-niemców, w y k ła d a ją c y ch n a ­ ukę łam any m językiem , śród ogólnego śmiechu studentów. Profesor rzym skiego p raw a n azy w ał najw yższego k a p ła n a Romy «orchierejem». P ro­ fesor p raw a karnego n ap ad ał n a sądy p rz y ­ sięgłych Zachodu, gdyż pew ną «negodzywą dzew czynę za najokropnejsze przestępstw o une-

wynnono». Profesor historyi ilustrow ał o k rz y ­

kam i sa lu ta cy jn ą kanonadę 1813 roku. C enzury Tołstoja pełne b y ły dwójek, jedynek i zer, s ta ­ w ianych przez ty c h profesorów. Nie dbał on o to, jak nie dbał o p rzy ja źń kolegów, z któ­ ry m i nie ra c z y ł się w itać, żegnać, mówić, o ile

nie byli ary sto k ratam i. P orw any ideałem «comme

il faut», zaleconym przez ciotkę i jej gości, prze- k a ra k a tu ry z o w a ł ten ideał. Ludzi dzielił wów­

czas na «comme il faut» i na «comme il ne faut

pas». Tą d ru gą k a te g o ry ą gardził, okazując jej niechęć w yzyw ającem i pozami. Z resztą do tej kategoryi w drugim rzędzie n ależał prosty lud,

(21)

— 11 —

k tó ry dla Tołstoja poprostu nie istniał. Ludzi

«■comme il faut» poznaw ał Tołstoj po eleganckich butach, k tó ry c h nie posiada «mauvais genre» i nie umie ich nosić. T ych naśladow ał w piękności ukłonów, w zgrabności tańca, w dobroci p a ry ­ skiego akcentu, w sztucznej i eleganckiej obo­ jętności n a w szystko. T w arz jego w y ra ż ała po­ gardliw e znudzenie. Może cenił siebie samego ta k wysoko dlatego, źe w gruncie rzeczy zdo­ bycie c h a ra k te ru «comme il faut» kosztowało go wiele trudów i studyów w samotności.

Jed nak że pow ażna k ry ty c z n a m yśl nie p rze­ staw ała praco w ać w jego głowie n aw et w ty m okresie. Pewnego ra z u w ładza szkolna sk azała go n a kozę. P rz y b y ł do aresztu w łasnym po­ wozem. Kolega, którego spotkał w ch a ra k te rz e

tow arzy sza niedoli, uderzony został goryczą

i m ocą rzu c a n y c h wówczas przez Tołstoja py tań : «Cóż w yniesiem y z tej «świątj-ni nauki» my, w ychow ańcy, w róciw szy na w ieś? A p rze­ cie m am y praw o w ym agać, by nas w ypuszczono stąd, jako ludzi pożytecznych, coś um iejących! Na co się p rzy d am y ? Komu będziem y po­ trzebni ?»

t

Świadomość błędności panującego w ychow a nia opanow ała Tołstoja z ogrom ną mocą. Od chwili, gdy przeraził się, źe ty le czasu stracił napróźno i począł m yśleć o konieczności dosko­ nalenia się w łasnem i siłami, Tołstoj liczy p oczą­

(22)

— 12 —

tek okresu młodości. P raw da, że pierw sze próby i plany w tej m ierze noszą jeszcze c h a ra k te r dziecinny, m ają na celu doskonalenie się raczej fizyczne niż duchowe. Tołstoj m arz y o tern, aby zostać atletą, jak cy rko w y Rapp. Postanaw ia u p raw iać gim nastykę, nie p a trz eć n a kobiety i t. p. Z resztą w ogólnym rozwoju ducha był to

kro k naprzód. Sceptycyzm ow i m yśli p rzeciw ­

staw iał się pewien, jakkolw iek nieśm iały jeszcze idealizm : w iara w to, źe trzeb a b y ć innym , le­ pszym , niż się było dotąd i że obowiązkiem jest popracow ać n ad sam ym sobą.

Z rażony niepowodzeniami w uniw ersytecie, do którego straci! zaufanie, nie zdaw szy naw et egzam inów n a trzeci kurs, Tołstoj w 1847 roku pow raca do Jasn ej Polany.

(23)

III.

Życie na wsi. — Poryw y filantropii. W pływ Rousseau.

W Jasn ej Polanie p rzeżył Tołstoj przeszło trz y lata, niem al nie ru sz a jąc się ze wsi. J a k spędzał tu czas, doskonale m aluje nam w «Po­ ra n k u obyw atela ziemskiego», którem u nadaje nazw isko Niechliudowa, zużytkow ane później w «Odrodzeniu», będącem jak b y opisem dal­ szych losów bohatera tego szkicu. Rzecz szcze­ gólna, że z uniw ersytetu jechał Tołstoj do wsi rodzinnej, z ap rzątn ięty m yślą o potrzebie popra­

w ienia sm utnej doli włościan. Czuł, że urodzony

został do życia na wsi, że tu czeka n ań święty obowiązek troszczenia się o szczęście ty ch sie­ dm iuset «dusz», które dostały mu się w spadku. «Czyż nie winienem odpowiedzieć za nie przed Bogiem ? — p y ta Tołstoj - Niechliudow we wspo­ m nianej opowieści.

Skąd zjaw iła się ta m yśl w próźniaczym

(24)

_ 14 —

i eleganckim paniczu, dotąd obojętnym na c ie r­ pienia niewolniczego ludu (kriepastników) — trudno powiedzieć. B yła to jedna z ty c h nag ły ch zm ian duchowych, w które obfituje biografia Tołstoja. Z resztą już w «Młodości» podkreśla autor, źe chłopi i chłopki, (ów prosty lud, któ ry «nie istniał dla niego»), gdy spotykał ich na roli, zajętych p racą, budzili w nim pewnego rodzaju zmieszanie; s ta ra ł się, a b y go nie widzieli, nie­ świadomie w styd ząc się, źe żyje z ich ciężkiej krw aw icy.

R ozm yślając nad popraw ą chłopskiej doli, a nie znajdując w litera tu rz e ojczystej nic, co mogłoby pchnąć go uczuciowo w tym k ierunku i dać m u jakie tak ie p rak ty c zn e wskazówki, Tołstoj zw raca się do lite ra tu ry francuskiej, do filozofów-encyklopedysto w, a zw łaszcza do Rous­ seau , k tó ry w tym okresie życia niew ątpli­ wie w yw iera n a niego w pływ znaczny. Może z dzieł Rousseau, z k tó rym Tołstoj m a pewne

podobieństwa w k ieru nku m yśli, w yssał on

pierw sze uczucie nienaw iści dla form k u ltu ra l­ nego życia, dla fałszów i krzy w d cyw ilizacyi. Z resztą zazn aczyć n ależy w ślad za trafnem spostrzeżeniem Michajłowskiego, źe Rousseau, w y ch w alając życie zgodne z n a tu rą , nie w ierzył jednak w możność oderw ania się od fatalizm u ciążącej nad nam i wiekowej k u ltu ry , podczas gdy Tołstojowi w biegu ży cia w ydało się, iż

(25)

— 15 —

powrót do n a tu ry jest zupełnie możliwy, jeżeli ludzkość przejm ie się tylko dostatecznie niena­ wiścią do w arunkow ości i pow ikłań b ytu k u l­ turalnego i miłością dla zasad ewangelii.

Pod w pływ em Rousseau zbliża się Tołstoj do włościan, s ta ra się wcielić ideały francuskiego m yśliciela w rzeczyw istość, całem sercem p ra ­ gnie pomódz swoim podwładnym , w ejrzaw szy

W ich troski i niedole. W szystkie dobroczynne

jego p lan y rozbijają się jed nak o zaporę fatalną. H u m an itaryzm Niechliudowa-Tołstoja, jak to w i­ dać w «Poranku obyw atela», nie przynosi chło­ pom pożytku; to p rzepada niepłodnie, to demo ralizuje włościan, ch y trz e eksploatujących n a ­ iwnego pana. I nie dziw! Żadne p a lja ty w y nie mogły pomódz tam , gdzie złe nosiło c h a ra k te r ogólny, tkw iąc w sta ry c h zabójczych form ach

włościańskiej niewoli. «Filantropia względem

chłopa nieuwłasnowolnionego, bezpraw nego — po­

w iada biograf Tołstoja, E. Sołowjew rozczyniona

w drożdżach pańskich i ideach lite ra tu ry oświe­ cenia, nigdy nie przynosiła i nie mogła przynieść pożytku». N iecierpliw y Tołstoj, zniechęcony tern, źe m arzenia jego nie oblekają się w ciało n a ­ tychm iast, jak chciało się dw udziestoletniem u młodzieńcowi, porzuca prędko zadanie filan ­ tropii, m iota się n a w szystkie stany, pow raca do P e tersb u rg a , zdaje kilka egzaminów, m arząc

(26)

- 16 —

o ukończeniu kursu, lecz do dalszych ślęczeń traci ochotę, pow raca znowu na wieś i z calem zam iłow aniem oddaje się polowaniu, lub popro- stu zażyw a świeżego pow ietrza, nic nie robiąc, albo szu k ając ro zryw ek w sąsiedztwie.

v i >

5

(27)

IV.

Na Kaukazie. — Pierwsze przebłyski twórczości. Natura i ludzie.

W 1851 roku Tołstoj p rzeg rał sporą sumę w k a rty . Z aklina się, że «przeklętych k a r t nie weźmie nigdy do ręki», a m yśląc o uiszczeniu ię z długu, postanaw ia porobić w życiu oszczęd­

ności. W tym celu jedzie n a K aukaz, dokąd

-iągnie go zresztą potrzeba zm iany m iejsca i w rażeń. Z am ierza p rzytem pójść za p rz y k ła ­ dem starszego b ra ta M ikołaja i w stąpić do słu-

by wojskowej.

Z początku w raz z bratem w ędruje n a ło- •zi po Wołdze, p rz y p a tru ją c się jej czarow nym /ybrzeżom i półdzikim Kałmukom , m odlącym się do stosów ognistych.

Tu pod w rażeniem pięknej p rzy ro d y i o r y ­ ginalności o glądanych ludów po ra z pierw szy budzi się w nim twórczość poetycka. K reśli opo­ wieści kauk azk ie, opisuje w nich

niebezpieczeń-LEW TOŁSTOJ. 2

(28)

— 18 —

stw a, k tó ry m ulegał w k raju , objętym płom ie­ niem p arty zan ck iej w ojny z burzący m i się cią­ gle świeżo zdobytym i ludam i, tw orzy sław ny ty p starego kozaka Jeraszk i, m alu jąc go z ż y ­ wego w izerunku to w arzysza polowań, opisuje barw nie potyczki z nieprzyjacielem , w któ ry ch bierze osobisty udział, w stąpiw szy do a rty le ry i w c h a ra k te rz e ju n k ra. W obozie i w fortecy, nie m ogąc zajm ow ać się ulubioną m uzyką, a chcąc zabić czas, pisze »Dzieciństwo», «L ata chło­ pięce», tw orzy plan «Kozaków» i t. d.

Niekrasow, red ak to r «Sowremiennika», o trz y ­ m aw szy ukończoną w r. 1852 powieść «Dzie­ ciństwo», odgaduje wielki tale n t a u to ra i spie­ szy ogłosić drukiem ten utwór. T ym sposobem o tw arte zostają w rota lite ra tu ry przed Toł­ stojem.

N a K aukazie pogłębia się życie duchowe Tołstoja. Początkow e m arzenia o sław ie wojen­ nej, gdy omija go k rz y ż Głeorgieński, n a który, ja k sądził, zasłużył odw agą w boju, rozsypują się w proch, ale zarazem zmienia się jego po­ gląd n a odwagę; już m u się w ydaje śmiesznem szalone w ystaw ianie się n a niebezpieczeństw a celem otrzym an ia orderów; poczyna p rzed k ła­ dać i szanow ać odwagę rozw ażną i spokojną, bez niepotrzebnego ry zy k o w an ia życia, raczej celowo słu żącą ogólnym planom bojowym. Chwi­ lowo b ły sk a przed nim obraz sław y literackiej,

(29)

— 19 —

m yśl o try u m fach na polu piśm iennictw a, ale i ona ustępuje wobec rodzącej się nowej, a po­ tężnej idei — uproszczenia życia, a raczej spro- staczenia się («oproszczenia»). Ideą tą n atch nęła go p rzyro d a i ludzie K aukazu.

D zika n a tu ra gór kauk azkich, nie sprofano­ w an y ch jeszcze wówczas przez re sta u ra c y e na szczytach, b analne k u ro rty , prozaiczne szyny, dym y i św isty lokom otyw — zielone doliny Gru- zyi, pieniący się i ry c z ą c y w w ąw ozach Terek, śnieżne w ierzchołki K arbeku i Elbrusu, dębowe bory, lasy cyprysów , laurów i m yrtów , w spa­ niałe jasne niebo, chóry słowików śród w onnych azalii, orły, gnieżdżące się n a niedostępnych sk ałach — w szystko to w ydziera z piersi Toł­ stoja okrzyk : «szczęście — jest to b y ć z n atu rą,

widzieć ją, mówić z nią!» «Należy ra z tylko

uczuć życie w całem jego pozbawionem sztu­ czności pięknie — pisze Tołstoj w ty m okresie — należy zobaczyć i zrozum ieć, czem jest piękno i praw da, a w proch rozleci się w szystko, co w y mówicie i myślicie, w szystkie w a s z e p ra ­ gnienia i za siebie i za mnie». T ak pisze do przyjaciół i postanaw ia życie swoje zreformo­ w ać n a niższe życie ty c h prostych ludzi, któ­ ry c h widzi dokoła siebie, n a w zór swego s ta ­ rego kozaka Jepiszki (Jeraszki), k tó ry nie zna rozdw ojeń i rozłam ań psychicznych, nie zna nie­ n atu ra ln e j afektacyi, k tó ry żyje ta k prosto, jako

2*

(30)

— 20 —

«traw a rośnie», a um iera, «jak liść, co spada z drzew a». Tu n a K aukazie Tołstoj pokochał po ra z pierw szy szczerze chłopa; pokochał go

w obrazie kozaka, prostego żołnierza. «W J a ­

snej Polanie — zau w aża Sołowjew — pomiędzy panem i chłopem stał m u r nieprzebyty — sto­ sunki pańszczyźniane. Tam chłop przedstaw iał się jako brudne, zahukane, cu chnące bydlę po­

ciągow e; tu, n a K aukazie, ok azy w ał on się bo­

haterem». Tołstoj w idział tu, ja k prości żołnierze um ierają, idąc spełnić w sk azan y im w ojny obo­ w iązek, nie m arz ąc o zaszczytach, spokojnie p a trz ą c w oczy śmierci. Nie mógł już m yśleć o swojej wyższości nad nimi, okazy w ać im uczuć sentym en talny ch, sztucznych, w yrobionych pod w pływ em filozofii Rousseau. Obozowi to w a rz y ­ sze byli m u równi... nie! bohaterstw em swojem, nieświadom em a skrom nem, w ydali m u się wyżsi n ad niego, w yżsi nad o taczający ch oficerów, m arz ąc y c h w boju o k rz y ż a c h i orderach, o z a ­ szczy tn y ch w zm ian k ach w gazecie wojskowej. P rz y sz ły au to r «W ojny i pokoju» po raz p ierw ­ szy szczerze p rzy w ią z a ł się do ty p u prostego żołnierza, typu, k tó ry z ta k ą miłością odtw orzył później pod postacią P iotra K aratajew a. I je s z ­ cze jedna m yśl u d erzy ła tu ta j a u to ra «Kau- k azk ich opowieści». Na tle tej pięknej n a tu ry ludzie m ordują się wzajem, giną tysiącam i. D la­ czego ? Po co ?... J a k i sens m a życie wobec tej

(31)

— 21 —

nagiej zguby, wobec grożącej co chw ila śmierci od kuli zaczajonego za k rzak iem C zeczeńca?

Budzi się w Tołstoju nienaw iść do wojny. Tajem nicza zag ad k a b y tu — dlaczego, po co się ż y je ? — zarysow uje się przed nim w potężnych konturach.

(32)

V.

Pod Sewastopolem. — Wojna 1855 roku. — Ambitne marzenia i naiwne idee.

Niebawem w ybu cha w ojna praw dziw a na południu Rosyi, wojna, wobec której p a rty z an c k ie potyczki n a K aukazie mogły m u się w y dać dzie­

cinną igraszką. Pod Sewastopolem w ystępuje

przeciw Rosyi sprzym ierzona Europa zachodnia, w y silając c a łą swoją sztukę wojenną, śląc do­ skonałe arm ie, liczne i dostatnio uzbrojone, w celu obalenia potęgi cesarza Mikołaja.

W Tołstoju budzi się n a nowo m arzenie o zdobyciu laurów w ojennych. Może ta pow ro­ tn a fala d aw nych snów o k rz y ż u georgieńskim , o godności flig ie l-a d ju ta n ta , w y d aw ała mu się teraz praw ow itszą, gdy w ypadało w łasn ą piersią bronić ojczyzny przed najezdnikam i, gdy za­ szczy ty wojenne m iały stać się n agrodą za speł­ nienie obowiązku patryotycznego. Dość, źe Toł­ stoj znajduje się praw ie od początku wojny

(33)

— 23 —

w m u rach oblężonego Sewastopolu, gdzie pozo­ staje do końca oblężenia. Z resztą już tylko z rz a d k a n a ra ż a tu życie bezrozumnie, ja k ongi, będąc raczej odw ażnym w tem pojęciu, jakie zdobył, obserw ując duszę prostego żołnierza, i jakie później zastosow ał do swojego życia, po­ uczając, źe rozsądna odwaga, nie poszukująca zuchw ale niebezpieczeństw, lecz nigdy nie scho­ dząca im z drogi, będąca rozsądnem w y trw a ­ niem n a stanow isku, w skazanem przez obowią­ zek, w inna b yć naszym ideałem. O dw aga pro­ stego żołnierza n a wojnie w szerszem pojęciu i n a szerszem polu, stała się męshuem żyda, pro- pagow anem przez Tołstoja. Zanim to odczuł i zrozum iał, p rz y p a try w a ł się długo i uw ażnie śród stra szn y c h scen wojennych, straszniejszych o wiele od kaukazk ich , m ilczącem u bohaterstw u prostego żołnierza, znoszącego tru d y i niew ygody ciężkiego życia, bez cienia szczęścia, bez ro ­ dziny, spokojnie dźw igającego k rzy ż surowej d yscypliny M ikołajewskiej i um ierającego za oj­ czyznę, — um ierającego z poświęceniem, k tó ­

rego w artości sam nie zna i nie ocenia. P rz y ­

p a trz y ł się Tołstoj zarazem i duszy inteligenta. C zy tając c h a ra k te ry s ty k i żołnierzy, skreślone przez Tołstoja, rozum im y, dlaczego dusza ludu w ydała m u się tajem niczo-piękną, dlaczego «mil­ cząc, schylił głowę przed tą m ilczącą nieśw ia­

(34)

— 24 —

domą potęgą i m ocą ducha, tą w stydliw ością wobec w łasnego dostojeństw a».

Z resztą nietylko te pow ażne m yśli w ciąż Tołstoja zajm ow ały w obozie. Koledzy wojskowi św iadczą, źe był on duszą tow arzystw a. Śmiano się i bawiono tylko, kiedy on był; nie uczuw ano trudów , słuch ając jego opowiadań i w ierszyków n a tem at w ypadków dnia. Nudzono się, gdy na

pohulankę w y m y k ał się do Symferopola. Smu­

cono się, gdy zgran y, chm urny, w ych u d ły po­ w ra c a ł stam tąd, bijąc się w piersi pokutnie i bez m ia ry k ln ąc grzeszną, zam iłow aną w ucie­ ch ach swoją naturę.

W 1855 roku Tołstoj został naczelnikiem dy- wizyi, przyjm ow ał udział w nieszczęśliwej dla Rosjan potyczce p rzy C zarnej Rzeczce. Przenie­ siono go z a ra z na miejsce bezpieczniejsze, a po szturm ie Sewastopola, gdy k u rh a n M ałahowski był wzięty, w ypraw iano w c h a ra k te rz e k u ry e ra do Peterbursga.

N a tern zakończyła się k a ry e ra wojskowa Tołstoja. J a k mało p rzejął się m ądrością polity­ czno-wojskową m łody kom endant, dowodzi n a ­ iwne pytanie, które zad aw ał sobie często, p a ­ trz ą c n a pola, usłane trupam i, gdy w rz a w a wo­ jenna cichła n a chwilę:

«Czyliż w istocie ci ludzie chrześcijanie,

w y z n a ją c y toż samo jedyne praw o miłości i po­ św ięcenia — p a trz ą c n a to, co uczynili, nie p a ­

(35)

— 25 —

dną n a ra z ze sk ru c h ą n a kolana przed Tym, kto dał im życie, włożył w duszę każdego w raz ze strach em śmierci, miłość dla dobra i piękna — i nie obejmą-źe się ze łzam i radości i szczęścia, ja k b racia ?!»

N aiw nem u p ytan iu m arzyciela odpowiadał now y huk dział...

Ale on i dziś p y ta ć o to nie przestał. W zro­ zum ieniu niek tóry ch rzeczy prostych tkw i z a ­ stój pogodzenia się z istniejącem złem. W n a ­ iwności, nie mogącej zrozum ieć rzeczy elem en­ tarn y c h , niekiedy zaw iera się zadatek szczęśliwej przyszłości narodów. N ajw iększy postęp m oralny zn aczy się z chw ilą, gdy potomkowie p rzestają poprostu rozum ieć to, co przeszłym pokoleniom zdaw ało się prostem, zwykłem , niesłychanie zro­ zumiałem.

(36)

VI.

Arystokraci salonów i literatury w Petersburgu. Pierwsza podróż za granicę. — Śmierć brata.

Sewastopolski bohater i u talen to w an y pisarz, młody, bogaty, u ty tu łow any oficer u jrz a ł przed sobą otw arte drzw i a ry sto k ra ty c z n y c h salonów stolicy i progi domów literackich. A ry sto k raty czn e m am y m arz y ły o tak im zięciu dla swoich córek. A rystok raci lite ra tu ry spieszyli uścisnąć mu p rzy jaźn ie ręce. N iew ątpliw ie próżność Tołstoja b y ła mile połechtaną, lecz usposobienie chm urne i k ry ty c z n e tam ow ało jego zadowolenie. O bra­ ca ją c się śród ludzi tej m iary, co Turgeniew,

N iekrasow , G onczarow , O strow ski, Grigoro-

w icz, gw iazd lite ra tu ry i filarów przodują­ cego pism a «Sowremiennik», z nikim nie za­ w iązał stosunków bliższych. Z Turgeniew^em, z któ ry m m ieszkał przez pewien czas razem , rozszedł się po b ezu stann y ch ideow ych

(37)

— 27 —

rach, które obu interlokutorów doprow adzały do chrypki.

O ryginalny proces myślowo-uczuciowy, k tó ry zaszedł w jego duszy śród w rażeń sewastopol- skich, spraw ił, źe Tołstoj w ydaje się w szystkim duchem opozycyi. Jeżeli zw aży ć ogrom ną ilość paradoksów , które wypow iedział n a przestrzeni swojego życia i niejako p arad o k saln y sposób postępow ania, sprzeczn y z w aru n k am i istnienia w sferze, z której wyszedł, m oźnaby Tołstoja

określić, jako genialny esprit de contradiction.

Po surow ych w rażen iach obozowych, raził Tołstoja blask salonów, flirt pom iędzy rozpró- źniaczonym i m ężczyznam i i dam am i, pustka ro ­ zmów w w yższym świecie, bezcelowa i lek k o ­ m yślna gonitw a za uciechami, karciarstw o, sk a n ­ daliczne pikniki i t. p. Z resztą jego samego — ponieważ m iał la t dopiero 27 — chłonęła ta fala i to go rozdrażniało w chw ilach otrzeźw ienia i głębokiej zadum y przeciw całej tej sferze do­ brze urodzonych i przeciw ko sam em u sobie. B yła to niechęć instynktow na, k tó ra m iała z c z a ­ sem przetopić się w c a ły system ideowo - mo­ raln y .

Nie podobały się Tołstojowi i koła ów czesnych literatów , k tó rz y w ydobyw szy się z surow ych więzów M ikołajewskiej cen zu ry i po ra z pierw ­ szy odetchnąw szy swobodnie, rzucili się, jego zdaniem, ja k dzieci lekkom yślne, do ubóstw iania

(38)

— 28 —

ideałów czystego piękna, budow ali sztuce o łta­ rze, egoistycznie m arzyli o sław ie literackiej, chcieli pouczać lud, którego nie znali, o czemś, czego nie w yjaśnili sami sobie, w rzeszczeli, po­

tak iw ali sobie, nie słysząc się naw zajem . «Lu­

dzie stali mi się w strętni« — mówił Tołstoj — m ając na m yśli swoich kolegów literack ich i do­ daw ał: «a i ja sobie w strętn y się stałem». Bo czuł, źe ta sam a g o rączka sław y, ta sam a p ró ­ żność a rty s ty i żądza laurów ogarnęły z a ra ź li­ wie i jego duszę. W ięc przez złość na innych i na siebie samego m iotał w oczy przerażonej drużynie literackiej swoje zaprzeczen ia ideału piękna, bluźniercze sądy o Szekspirze, drw iny z uwielbianego Puszkina, w yśm iew ał w y k w in tn y język literack i epoki i sentym entalne kokieto­ w anie ludu, modne w utw orach ów czesnych. W reszcie po niespełna roku, zniechęcony do Pe­ tersburga, porzuca stolicę nadnew ską i w ra c a n a wieś w ro k u 1856.

Ale Ja sn a Polana nie zadaw alnia go i tym razem . W pism ach swoich kreśli «obrzydliwe namiętności» i w ady, jekie w idział we w łasnej duszy i w zam iarze doskonalenia się, jeździ dw ukrotnie za granicę w roku 1857 i 1859.

W P a ry ż u k o rzy sta bardzo wiele, czuje, źe rozw ija się umysłowo, choć nie jest zachw ycony bezw zględnie cy w ilizacy ą Zachodu. Nad Sekw aną

(39)

— 29

widział k a rę śmierci, k tó ra d a ła m u poznać złu- dność i przesądność ta k zwanego postępu.

W ra c a z pierw szej podróży, pow ołany do Rosyi bolesną wiadomością o śm ierci ukochanego b ra ta Mikołaja. W idział już nieraz um ierających, ale ta śm ierć blizkiego człowieka, pierw sze p r a ­ w dziw e nieszczęście, które bezpośrednio jego s a ­ mego dotknęło, w strząsa nim do głębi. «Ten do­ bry, rozum ny człow iek — wspom ina Tołstoj o bracie — zachorow ał na suchoty, cierpiał przez cały rok i u m arł męczeńsko, nie wiedząc, po co żył, nie rozum iejąc, po co umarł...» H ipochondry­ czna m yśl ogarnia Tołstoja, noszącego w sobie dziedzictwo znużenia, przesy tu i duchowego rozłam ania przodków. W ydaje m u się, że sam m a w piersi zarodki suchot. «Na co to w sz y ­ stko — pisze — skoro jutro rozpoczną się męki śm ierci z c a łą obrzydliw ością fałszu i zwodze­ nia siebie i skończą się nicością, zerem dla mo­ jego j a».

«Od tej chw ili — pow iada w spom niany w y ­ żej biograf Tołstoja — cień śm ierci p ada n a n a j­ lepsze stronice, w yszłe z pod jego pióra». «Śmierć— m uza filozofii» cichym i krokam i zbliżyła się do niego, stan ęła za jego plecami, gdy kreślił n a ­ tchnione obrazy śm ierci i w ysnuw ał system aty m oralne. Nowe p ytanie ostrym zębem szarpie jego duszę; czyliż w arto m yśleć o sobie, gdy

(40)

30

nasze m aleńkie «ja» ta k jest k r uchem i nikłem. Z czasem z zaczarow anego tego koła tego d rę­ czącego p y tan ia znajdzie Tołstoj w yjście: m i­ łość dla ludzkości, k tó ra żyje nieprzerw anie, gdy k aż d y z nas um iera».

«

(41)

VII.

Drugi wyjazd na Zachód. — Szkoła w Jasnej Polanie. Dziennik pedagogiczny.

D ru ga podróż zag ran iczn a przyniosła Toł­ stojowi jeszcze znaczniejszy pożytek duchowy, niż pierw sza. W Berlinie słuchał w ykładów Du- bois-Reymond’a, oglądał m uzea i ulepszone w ię­ zienia, b y w ał na zebran iach zw iązków rze biieślniczych Schultze D elitsch;a, szukał znajo­ mości z wielkim i niem ieckim i pedagogami. W D re ­ źnie odwiedził A uerbacha, którego p rzestraszył, przedstaw iając mu się, jako «Eugeniusz B au­ man» — z c h a ra k te ru (postać z powieści A u e r­ bacha, p rzyp om in ająca L ew ina z «Anny K are- biny»); sędziwy pisarz niem iecki m niemał, źe jakiś B aum an przyszedł grozić m u procesem 0 dyffam acyą. Z atrz y m u ją c się po drodze, Toł­ stoj w czytu je się w dzieła Bacona, b ada histo- r yę pedagogiki, zabiera znajom ość z Froeblem. Następnie zw iedza W łochy, Szw ajcaryę, przez

(42)

— 32 —

M arsylię i P a ry ż udaje się do Londynu, stam- tąd podąża do Brukseli, gdzie zaw iera stosunki bliższe z Proudhon’em i Lelewelem, i do W ei­ m aru, gdzie poznaje osobiście Liszta. W reszcie przez Jenę w ra c a do Rosyi i w 1861 roku staje w Jasn ej Polanie.

R ozpoczynający się okres reform w łościań­ skich d a rz y go urzędem «mirowego pośrednika». Na tem stanow isku Tołstoj ochoczo pełni swoje obowiązki. Obok tego sta ra się wcielić w życie swoje p lan y pedagogiczne, któ re dojrzały w jego um yśle za granicą. Z ak ład a na wsi szkołę, k tó ra budzi podziw nietylko w Rosyi, lecz i na Zachodzie ekscentrycznością metod w y chow a­ w czy ch i niezw ykłem ich powodzeniem. Szkoła

dla dzieci chłopskich w Jasn ej Polanie jest ma- .

lenką republiką. W ykluczono z niej wszelki przym u s i k a ry . W yk ład nauczycielski musi b yć ty le pociągający, ab y uciszyć rozsw aw o­ loną grom adkę, rozsianą w izbie we w szelkich dowolnych p ozycyach i zniewolić ją do w słu­ chan ia się w słowa lekcyi ciekaw ością p rzed­ miotu. Próba udaje się nadspodziewanie. Tołstoj p rz y szkole zak łada dziennik pod tytułem « Ja­ sna Polana», gdzie szerzy nowo poglądy p eda­ gogiczne i opowiada o rez u lta tac h osiągniętych p rzy nauczaniu dzieci wiejskich, w edług jego wolnej metody. Sam Tołstoj, głów ny nauczyciel szkoły Jasnopolańskiej, staje się przyjacielem

(43)

— 33 —

wiejskiej dziatw y, z k tó rą gawędzi, odbyw a przechadzki, baw i się, ja k dziecko.

Po trzech la ta c h szkoła zam knięta zostaje, po części z b ra k u kontyngentu now ych uczniów, gdy młodsze dzieci, ukończyw szy «kursa», pod­ rosły i udały się n a roboty, po części ze względu na znużenie, którego doznał Tołstoj po nieustan­ nych tru d a c h swojego urzędu («pośrednictwa»)

i w ychow ania dziatw y wiejskiej. P rz y łą c z y ły

się tu przy k rości ze strony adm inistracyi, k tó ra krzyw em okiem p a trz eć poczęła n a szkołę Toł­ stoja, na dziennik, szerzący «ekscentryczne» po­ glądy, dowodzący, źe «inteligencya w inna u czyć się raczej (twórczości) od w iejskich dzieci, niż na odwrót», na pow stające pod jego w pływ em tu i owdzie nowe w tym duchu szkoły. D zien­ nik zaw ieszony został przez rozdrażnionego p rze­ szkodam i w ydaw cę. Sam on rzucił wszystko, i pojechał do B aszkirów odpocząć: «odetchnąć swieźem powietrzem , pić kum ys i ży ć życiem zwierzęcem».

LEW TOŁSTOJ 3

(44)

VIII.

Tragedya n eg a cji samego siebie. — Pytanie: dla kogo tworzyć ?

Podchodzim y do okresu ży cia Tołstoja, gdy n a dnie jego duszy po ra z pierw szy poczynają kry stalizo w ać się te idee, które w następstw ie, w la t dw adzieścia później, w y p ły n ęły n a po­ w ierzchnię jego świadomości, sform ułow ane osta­ tecznie i zdobyw szy moc w ybuchow ą, spraw iły przełom w jego duchowem i zew nętrznem życiu. Niespokojna i tra w ią c a analiza, stanow iąca ce­ chę jego um ysłu, zm usza go do postaw ienia p y ­ tan ia: ja k ą w artość m a jego działalność p isa r­ s k a ? I tu z przerażeniem spostrzega Tołstoj, że on sam i setki podobnych jem u pisarzy, tw orzą dla niewielkiego koła ludzi, p o szukujących nie­ zw y k ły ch w rażeń i estety czny ch przyjem ności w literaturze, a oderw any ch od tej wielomilio­ nowej m asy ludzkiej, k tó ra żyje po swojemu, nie interesu jąc się ową rzekom o przodującą

(45)

— 35 —

i pow ażną działalnością p isa rsk ą i nic z niej nie otrzym ując.

Z niejak ą prostolinijnością n atu r, nie zno­

szący ch omówień i zastrzeżeń, oględnych pro

i contra i trw ożliw ych «z jednej» i «z drugiej strony», pobijanie faktów z rzeczyw istości ideo- wemi ich popraw kam i, n a tu r, w d y alek ty ce śmiało idących do ostatecznych w yników, Toł­ stoj dochodzi do wniosku, źe w ynalazek d ru k u

przynosi ludzkości... szkodę! Jego esprit de con­

tradiction rozpętał się. W 1861 r. pisze: «Ogromne k a p ita ły narodow e przeszły w ręce ty ch ludzi, co dla powiększenia liczby swoich czytelników i w yeksploatow ania w y n a la zk u d ru k u dla w ła ­ snej w ygody w ym yślili najróżniejsze środki: wiersze, powieści, skandale, plotki, polemikę, sto­ w arzyszenia oświaty» i t. d. « L iteratu ra sfer inteligentnych nie zaszczepia się i nie zaszczepi

się n a gruncie duszy ludowej». «Postęp d ru ­

k a rstw a jest monopolem pewnej k lasy społe­ cznej, potrzebującej podnieceń w swojem zgoła

próżniaczem życiu». «N iespraw iedliw ą i śmie­

szną jest myśl, źe moja przyjem ność (ja osobi­ ście gotów jestem interesow ać się n aw et królem greckim Ottonem) jest identy czn ą ze w zrostem szczęścia całej ludzkości...»

Nie będziem na tern miejscu zbijali parado ­ ksalnej m yśli Tołstoja, n asu w ającym i się łatw o argum entam i, źe środek, m ogący służyć do

ce-3*

(46)

— 36 —

lów jednako złych, ja k i dobrych, pomieszał on z p rz y c z y n ą złego, ze od ośw iaty, dla której d ru k jest środkiem potężnym , doczekaliśm y się już i doczekam y jeszcze w sp an iały ch owoców, źe lud oczyw iście stronić musi od tej litera tu ry , do której nie dorósł, ale oceni ją, gdy w yrósłszy z dzieciństw a, stanie na poziomie dzisiejszych w a rstw inteligentnych. Podm inow ując w szystko m yśl Tołstoja rozbija te pociechy i tw ierdzenia oględne, licząc się tylko z faktem nędzy milio­ now ych mas, obcych literatu rze, dającej rosko- sze garstce smakoszów estetycznych, lub mniej więcej zabezpieczonym i m ający m w olny czas kołom m ieszczańskim , do k tó ry ch Tołstoj a ry sto ­ k r a ta zaw sze czuł niechęć. Obyw atelowi ziem ­ skiem u bliższą b y ła m asa w łościańska i jej po­ trzeb y uczynił punktem w yjścia dla swoich ro ­ zumowań.

Pozostaw iw szy n a boku sądy k ry ty c z n e w kw estyi, czy Tołstoj m iał słuszność, czy nie m iał jej w założeniach swoich, m usim y p rz y ­ znać, że pogląd, do którego doszedł, rzu cił po­ siew wielkiej trag ed y i w jego duszę. B yć uro­ dzonym pisarzem , u czuw ać potrzebę tw órczości i posiadać tw órcze idee i obrazy, przechodzące zak res pojęć słu chaczy z prostego ludu; gardzić potrzebam i duchowem i szczupłej g a rstk i in teli­ gentów i chcieć służyć piórem wielomilionowemu narodowi, a b y ć zm uszonym przez rodzaj

(47)

— 37 —

słu i talen tu do pisania dla owej garstki, nie m ogąc z n a tu ry rzeczy, z w arunków usposo­ bienia własnego i niższości um ysłow ych cie­ m nych mas, tw o rzy ć dla tych, dla k tó ry ch tw o­ rz y ć się pragnie, oto splot sprzeczności, k tó ry stał się kołem m ęczarń dla ducha Tołstoja.

Z n an y rosyjski k ry ty k , Michajłow'ski, a n a li­ zując trag ed y ę Tołstoja, której dośw iadczył p i­ sarz, w tłoczony n a ra z przez m yśl w ątp iącą do ciasnego i głuchego zaułka, skąd w yjścia naprzód nie było, powiada: «w tem położeniu człow iek powszedni skończyłby samobójstwem, albo spiłby się z rozpaczy. Niepowszedni zaczął szukać innego wyjścia...»

Z aznaczam y, źe inne w yjście rów noznacznem było tylko n a pozór cofnięciu się po tej drodze, po której w stąpiło się do zaułka. Albowiem po­ cząć w ierzy ć w to, o czem się ra z zwątpiło, przestać k ry ty k o w a ć to, co się już sk ry ty k o ­ wało — to w łaśnie jest bodaj równie niemoźli- wem, ja k i przebicie m uru tam , gdzie w yjścia w kieru n k u rozpoczętego ru c h u się nie znalazło. Tołstoj nie cofnął się. Z czasem rozbił ten m ur, lub w ydało m u się, że go rozbił, albo raczej, p rzy p iąw szy sobie skrzy dła, utk an e z idei mo­ ra ln y c h ewangelii, uniósł się w górę i przeszedł ponad ogromem trudności ideowych. N a razie jednak bił głową o ścianę. Możeby ją rozbił. Ocalił go szczęśliw y zbieg okoliczności. Udało

(48)

— 38

-mu się zagłuszyć b u n ty sceptycznej m yśli na la t piętnaście. J ą ł tw o rzyć w tym duchu, k tó­ rego praw ow itości zaprzeczał, dla tej g arstk i inteligencyi, którą, jako pisarz, gardził.D o sk arb ca litera tu ry , z k tó rą nic wspólnego mieć nie chciał, rzucił dwie wielkie b ry ły złota, dw a rom anse: «W ojna i pokój» i «Annę K areninę», którym później m iał odmówić w artości. W zagłuszeniu zwątpień, w napięciu sił tw órczych w k ieru n k u w łaściw ym dziecku panującej k u ltu ry , w brew sceptyzm ow i co do w artości tego kierunku, do­ pomogło mu szczęście rodzinne. W 1862 roku Tołstoj się ożenił.

(49)

IX.

Małżeństwo. — Kryjówka rodzinnego szczęścia. — Go­ spodarstwo. — Działalność pisarska.

Z gubernii Sam arckiej p rzy b y ł Tołstoj do Moskwy. W domu p rzy jaciela swojego dr. Bersa w czasie częstych odwiedzin spotykał trz y po­ w abne jego córki. Zdaje się, źe w szystkie trz y p an n y nie b y ły względem Tołstoja obojętne. Z ty c h trzech, średnia, Zofia A ndrejew na p rz y ­ padła m u do serca. O św iadczył się i został p rz y ­ jęty. Chociaż sam liczył la t 34, a n arzeczona m iała la t 18 — różnica, któ ra w y d aw ała mu się zb y t wielką, gdy pisał wcześniej rom ans swój «Szczęście rodzinne» — m ałżeństw o jego okazało się n ad w y ra z szczęśliwem. U czucia m łodych

m ałżonków skreślone zostały przez Tołstoja,

k tó ry chętnie czerpie o brazy do swoich utw o­ rów z własnego życia, w rom ansie «Anna K a ­ renina» w scenach pom iędzy Lewinem i K itty Szczerbacką.

(50)

— 40 —

«Moje szczęście w ydaje mi się zbyt wielkiem, a b y było naturalnem ! za co mnie spotyka on o ?— m aw iał Tołstoj do zony, ja k Lewin. «A mnie czem lepiej, tem w ydaje się naturalniej» — od­ pow iadała m łoda m ałżonka, jak K itty w ro ­ mansie.

Żona sta ła się drogocenną pom ocnicą Tołstoja nie tylko w gospodarstwie, lecz i w pisarskiej jego działalności. Ona jedna um iała ułożyć w po­ rzą d k u k aw ałk i papieru, n a k tó ry c h pisał swoje utw ory, ona jedna um iała odczytać jego niew y­ ra ź n y c h a ra k te r pism a; przep isu jąc jego powie­ ści, zgad y w ała k u zdziwieniu Tołstoja prędzej, niż on sam, co m iały znaczyć krótkie sztry ch y, niedokończone w y ra z y , rzu can e niecierpliw ą dłonią gorączkow ego pisarza.

O bdarzyła go upojeniam i szczęścia rodzin­ nego, w y d ając n a św iat dziewięcioro dzieci. Oboje z zapałem zab rali się do w ychow ania uko ch a­ nej dziatw y. Kłopoty obszernego, n a d e r pom y­ ślnie rozw ijającego się gospodarstw a rolnego, czuw anie n ad duchow ym i fizycznym rozkw i­ tem dzieci, natężona działalność literack a, p rz y ­ nosząca sław ę i dochody, zdrow a p ra c a w polu n a świeźem pow ietrzu z dziećmi w to w a rz y ­

stw ie kosiarzy i o raczy - w ło ścian , słodycz

żony i wesołe śm iechy dziecinne — w szystko to zapełniło życie Tołstoja, k tó ry był w ybornym gospodarzem, doskonałym mężem i ojcem. Przed

(51)

— 41 —

sam olubnem a sam odręczącem się swojem «ja» uciekł on do kry jów ki szczęścia rodzinnego. S tarczyło tego na la t piętnaście, póki pesym i­ sty czn y osad, ferm entujący zaw sze w głębinach Tołstojowskiej duszy, nie począł rozp rężać się, gęstym i w yziew am i podnosić się i zapełniać w szystkie z a k ątk i jego mózgu, zasłaniając sze­ rokim i ciem nym oparem zb yt drobne szczęście rodzinne, a ż ąd ając odeń, a b y rozw iązał ucichłe n a czas, a tera z znowu głośno k rzy c z ą ce z a ­ gadki — zagadkę niedoli i zagadkę szczęścia ludzkości.

Zanim ta chw ila nadeszła, Tołstoj w ciągu wspomnianego okresu napisał dwie swoje w iel­ kie powieści: «Wojnę i pokój», jedyną epopeję rosyjską, do której w ciszy gabinetu długo zbie­ ra ł m a te ry a ły historyczne, chciw ie w czy tu jąc się w nie w samotności godzin roboczych, któ­ ry c h naw et żona p rze rw a ć nie śm iała, i p rze­ dziw ny rom ans «Annę K areninę», gdzie pokazał w n ętrza k o ch ający ch i cierpiących serc ludzkich.

(52)

X.

»Wojna i pokój«, jako epopeja narodowa. — Znaczenie woli jednostki i masy. — Ideowe sprzeczności. — N ie­

zw yk ły mistycyzm.

Z a trz y m a jm y się n a chw ilę n a dwóch głó­ w n y ch dziełach Tołstoja - a rty s ty , które potępił następnie sam Tołstoj - m oralista, jakkolw iek w duchow ych w alkach A ndrzeja W ołkońskiego, w sen ten cyach P iotra Beruckiego i w odrodze­ niu się przez w iarę L ew ina znajdujem y te sam e nasiona m yśli m o ra ln e j, które w późniejszej działalności Tołstojowskiego ducha w y k w itły w kłosy ta k bujne i pełne. W ięc może autor odwrócił się od ty c h dzieł tylko dlatego, źe zbyt ciepłym i koloram i m alow ały one barw ne

bogactw a ży cia, z a trz y m y w a ły się z um i­ łowaniem a rty sty c z n e m n a lśn iący ch jego po­ zorach, nie wiodły w rażliw ości czy teln ik a na pustynie bezpłodnej askezy i n a z b y t b y ły w tr e ­ ści i formie swojej — sztuką, i to sz tu k ą w a rstw górujących.

(53)

- 43 —

«W ojna i pokój» (nap. w r. 1864—1869) jest jed y n ą epopeją lite ra tu ry rosyjskiej, zdum iew a­ jąc ą m nóstwem świetnie skreślonych scen życia wojskowego i domowego, obrazów bitw i siela­ nek rodzinnych, p rze ry w a n y c h hukiem a rm a t

i rzężeniem u m ie rają cy c h , a nadew szystko

przenikliw ością an alizy psychologicznej, stan o­ w iącej głów ną siłę ta le n tu Tołstoja. Cokolwiek rzecb y m ożna w raz z niechętną dla Tołstoja k ry ty k ą o b ra k u zasad niczych i jasn y c h linij a rch itekton iczny ch w utw orze, o z a trac a n iu się postaci głów nych śród powodzi szczegółów ubo­ cznych, m alow anych z drobiazgow ą p ed an tery ą a rty sty , zamiłowanego w procesie pisania i lu ­ bującego się w d etalach swojej roboty; cokol­ w iek m oźnaby zarzu cić historyozoficznej idei dzieła, w ylew nem u rezonerstw u przypiętej doń końcowej ro zp raw y o znaczeniu jednostki w r u ­ chu dziejowym, w adliw ości potoku arty sty czneg o załam ującego się n a ra z i przepadającego w p ia­ sk ach rozum ow ania, nieswoistego b eletry sty ce — w ypadnie u zn ać w końcu, że dzieło to nosi n a sobie piętno czegoś olbrzym iego duchem. K ry ­ ty czn e uwagi, n asuw ające się m yśli pod obu w skazanym i względami, słabną w swojej mocy, gdy zw ażym y, że Tołstoj, z ry w a ją c z ru ty n ą , nie m iał zam iaru pisać rom antycznej opowieści o losach jednej lub kilku postaci, k o ch ający ch się, żeniący ch się, lub um ierający ch w epilogu,

(54)

— 44 —

ale ro zta cz a ł w łaśnie epopeję, której jedynym bohaterem jest c a ły lud, naród, m asa ludzka, i s ta ra ł się w dziele swojem, opow iadającem o sta rc iu się żywiołowem olbrzym iej arm ii Na- poeleońskiej z Rosyą 1812 r. ro zw iązać z a g a ­ dnienie o stosunku woli jednego człow ieka — Napoleona, do potężnego ru ch u ludzkiego oceanu w ra m a c h życia dziejowego. Nie łudzim y się, źe zagadkę tę rozw iązał; przechodzi to możność ludzkiego um ysłu, bo filozoficzna treść specyal- nego w y p ad k u historycznego — najścia Napo­ leona na Rosyę sty k a się z nierozw iązalnem za­ daniem m etafizycznem o wolności woli. Rozmaite um ysły będą je rozw iązyw ały po swojemu, tłu ­ k ą c się zaw sze w błędnem kole. Próba rozw iąza­ nia Tołstojowska, k tóra wolę bohaterskich jedno­ stek sprow adza do zera, staw iając na jej miejsce jako podstaw ową, wolę m as — (wolę jednego sier­ żanta, pomnożoną przez tysiące, g dyby zechcieli oni oprzeć się rozkazow i pójścia na Moskwę) — próba ta bądź co bądź zasługuje n a uw agę lu­ dzi m y ślących, zw łaszcza, źe n a w ielu liniach zasadniczych sty k a się ona z ideami uczonych historyozofów i myślicieli.

P ozw alam y sobie jednak zarazem m niemać, że Tołstoj zapędził się aż do g ran ic k a ry k a tu ry , sta ra ją c się postać Napoleona zm niejszyć do k a rlic h rozm iarów , źe zby t złośliwie kreśli z a ­ m iłowanie do pozy w w ielkim człowieku, k a ż ąc

(55)

— 45 —

Napoleonowi udawać rozrzew nienie wobec por­

tre tu sy n a naw et wów czas, gdy ojciec - cesarz stoi sam otny Avobec tego p o rtretu w zam kniętej kom nacie, że naogół niekonsekw entny jest, bi­ c zując nielitościwie człowieka, k tó ry w jego oczach nie powinien był dźw igać żad ny ch win, skoro był tylko ślepem narzędziem w yższej woli. Dlatego nie możemy nie p rzy k la sn ąć w wielu w y p ad k ach wywodom rosyjskiego k r y ty k a i po­ ety Miereźkowskiego, choć w y try sn ę ły one ze źródeł prostolinijnie stosowanej idei N ietscheań- skiej i obleczone zostały w m gły m istycznych ekstaz nad wielkością Napoleona — gdy ten cie­ kaw y, choć b a łam u tn y pisarz oburza się n a za ­ sadniczy ton Tołstojowskiej powieści, w y ra ż a ją c się w swoim nam iętnym języku, źe z olbrzym im człowiekiem stoczył bój w osobie Tołstoja « try ­ um fujący duch lokaja Sm ierdziakowa» (z po­ wieści Dostojewskiego).

Zgodnie z zam iaram i swoimi, w ytkniętym i przez ideę ogólną utw oru, Tołstoj, obniżyw szy Napoleona, równolegle podniósł K utuzow a na

W yżyny. L ’esprit de contradiction Tołstoja poszedł

i w tym w y padk u śmiało przeciw ogólnemu są­ dowi historyków , n aw et ojczystych. Z resztą, kto zgodzi się n a założenia Tołstoja, usnute m ister­ nie i stw ierdzone jego zaw sze potężną dyale- k ty k ą , ten musi p rz y ją ć i jego wnioski ostate­ czne w poglądach n a K utuzow a, a odrzuci nasz

(56)

— 46 —

sąd jako zdaw kow y i o p a rty n a «płytkiem» po­ jęciu o bohaterstw ie, zmiaźdżonem rzekom o przez a u to ra «W ojny i pokoju».

Kutuzow jest wielkim, podług Tołstoja, bo «zrozum iaw szy wolę O patrzności, poddał pod Jej n a k a zy swoją osobistą wolę», jest wielkim, poniew aż «przedstaw ia w historyi niezw yk ły p rzy k ła d z a p arc ia się siebie», jest wielkim, «bo p rze jrz a ł z góry sens zachodzących zdarzeń dziejowych», p ro w adzący ch Napoleona k u zg u ­ bie fata ln y m splotem w arunków , zimy, głodu, rozkładu m oralnego arm ii najezdniczej, d arem ­ nego i w yczerpującego w yczekiw ania wiecznie g ro żących a nie zjaw iający ch się sił rosyjskich; jest wielkim, bo czekał cierpliwie, bo wiedział, że «Borodino było zw ycięstw em , źe koniec koń­ ców F ra n cu z i zostaną wypędzeni», jest wielkim w reszcie dlatego, źe stał się żywiołow ym w y r a ­ zem woli narodowej, źe swoją osobowość stopił, ja k cu k ier w wodzie, w duchu ludu swojego». Nie został ocenionym, bo jego «prosta i skrom na, a przeto istotnie — w spaniała fig u ra nie pasuje do fałszyw ych form europejskiego bohatera, rz e ­ komo rządzącego ludźmi, według zm yślenia hi­ storyków », k tó rz y nie w ierzą, źe «tylko dzia­ łalność nieśw iadom a m as przynosi owoce». Siłą historyi — zdaniem Tołstoja — jest in teg ral tj. sum a nieskończenie wielkiej ilości nieskończenie m ałych, czyli sp lą ta n y ch w zajem nie i

(57)

47

-jący ch się żądz i i nam iętności ludzkich. Poje­ dynczy człow iek nic tu nie znaczy. Z w y czajny człowiek, jakiś Piotr K a ra ta je w w żołnierskim m undurze, i jego sobowtór, Kutuzow, prosty człowiek w m undurze feldm arszałka, nadaje piętno w ypadkom , bo tak ich zw y czajn y ch ludzi jest k ilk a milionów, bo ich nic nie znaczące Wole osobnicze w skry stalizo w an iu m asowem stają się potęgą, kierow aną przez nieznaną W y ż ­ szą Wolę, ku przeznaczeniom dziejowym. T ak ą jest filozofia Tołstoja w jego epopei, filozofia, prow adząca go do ukorzenia się przez świado­ mość nicości swojego «ja» wobec potęgi m aso­ wej woli, d u cha narodowego, objawionego w czło­ wieku zw y czajn ym — w chłopie.

Szorstko, rażąco w ygląda ten wniosek, k tóry WT całej swej nagości w y try sn ą ł nam z pod Pióra, ale nie m am y p raw a go przekreślić. Je st °n praw dziw y, dotyka pulsu tajem nej duszy Toł­ stoja, rozjaśniając dalszy jej pochód rozwojowy. Tołstoj jest najciekaw szym okazem m istyka, jest m istykiem bez mgły, bez niejasności, posiadają­ cym pozory niesłychanej trzeźw ości m yśli, p ro ­ stym i p rzejrzy sty m , jak jego styl, jest m isty­ kiem, sch y lający m głowę przed m ocą fak tu em ­

pirycznego. G arstk a inteligentów , rozłam ana

w duchow ych sprzecznościach, chw iejna i cze­ piająca się rozm aitych idealików w nieskończo- nych kłótniach ideowych, ze zm ienną g rą p rz y ­

(58)

— 48 —

padkowo w y g ra n y c h w alk i przeg ran y ch , zgo- > tow anych przez ciągle postępujący czas — nie im ponuje mu. Ciężka, nieruchom a, milionowa m asa, od wieków ży ją c a w jednych i ty c h sa­ m ych form ach, o p arta na podstawie mocnej w iary swojej, jest faktem em pirycznym , który impo­

nuje m u swoimi rozm iaram i. Stąd «narodni-

czestwo» Tołstoja, stąd jego schłopienie się, stąd jego chry styanizm , stąd miłość dla roli, stąd ukojenie ducha na w zór spokoju duchowego tej m asy. Poza em piryę tego fak tu Tołstoj nie sięga, nie chce i nie może sięgnąć. D rugi fa k t em piryczny — istnienie wielomilionowych m as, ro zw ijający ch się na Zachodzie w innych form ach k u ltu ry i polityki, a n a W schodzie a z y a ty c k im pędzących życie w in n y ch form ach w iary, dla m yśliciela, m ieszkającego dziesiątki la t w Jasn ej Polanie, jest zb y t dalekim , z a tra c a w yrazistość konturów , nie w strząsa sceptycznie kolum n jego w iary, gdy ra z zw yciężył swój sceptycyzm . Ale mimowoli odbiegliśmy zb y t d a­ leko — do okresu ostatnich la t Tołstoja. W epoce, o której mówimy, sceptycyzm jeszcze czaił się w z a k ątk a ch duszy pisarza i m iał potem dopiero w ybuch n ąć z m ocą żywiołową.

U w ażaliśm y jed nak za stosowne p rzy roz­ biorze idei «W ojny i pokoju», które w przyszło­ ści rozw inąć się m iały w pełni, rzu cić nieco św iatła krytyczn eg o na «narodniczestwo»

(59)

stoją, n a jego stosunek en tu z y a sty c z n y do he­ roizmu ludu rosyjskiego. Musieliśmy to uczynić na tem miejscu, tern bardziej, źe polskiemu bio­ grafowi Tołstoja z konieczności szum ią w uszach słowa M ickiewicza: «biedny Słowianinie! jeden znasz tylko heroizm — niewoli», źe m u przeto trudno podążyć w ślad rosyjskiego biografa Toł­ stoja, Eugeniusza Sołowjewa, podkreślającego

z zachw ytem «rusofilstwo i narodniczestwo»

wielkiego pisarza. Spieszym y jednak z zastrze­ żeniem, źe g ru b y p ancerz pobożnej karności, Wzorowanej n a «poddaniu się» prostego ludu, p rz y k ry w a w danym w y padku pierś, bijącą po­ tężnym protestem przeciw wszelkiej niewoli, co nie powinno zdziw ić tych, k tórzy zrozumieli, ile niekonsekw encyi mieści w sobie niepospolita, bogata dusza tego genialnego człowieka. O ty m proteście w ypadnie nam jeszcze pomówić...

Ile sprzeczności mieści w sobie powieść «W ojna i pokój», w a ru n k u ją c y c h sprzeczność w rażeń czytelników , dowodzi fakt, źe Dostojew­ ski, k tó ry ch y b a potrafił zrozum ieć to, co c zy ­ tał, pod w rażeniem tego dzieła w yrzek ł o a u to ­ rze słowami pism a: «powiedział szaleniec w sercu swojem, źe niem a Boga». C zytelnik nasz zdziwi się, pom nąc c y ta ty o «W yższej woli», o «Opa­ trzności» z tego dzieła. Oczywiście w tej Woli Tajem niczej Tołstoj za m ało podkreślił

(60)

— 50 —

mość i boskość, za mocno jej potęgę żywiołową. Oto znowu n atra fia m y na ślad zawiłej ścieżki myśli. Trudność tą w yjaśnim y, k reśląc niżej ogólną fizyonomię duchow ą Tołstoja.

(61)

XI.

Anna Karenina. — Tryum fy literackie. — Zmienne uspo­ sobienia. — Głód śród Baszkirów.

W ypad a nam stów k ilk a powiedzieć o d ru ­ gim w ielkim rom ansie «Annie K areninej». Z a­ b ra ł się Tołstoj do niego po odrzuceniu planów stw orzenia powieści z epoki P iotra wielkiego, a następnie z epoki D ekabrystów . U czynił to po przestudyow aniu odnośnych m atery ałó w histo­ ry czn y ch . Do Piotra I. zniechęcił się, przyszedł­ szy do poglądów biegunowo sprzeczn y ch z p a ­ nujący m i sądam i o wielkim reform atorze. W c h a ­ ra k te rz e P iotra nie znalazł nic pociągającego, same cechy złe. Sądził, źe Piotr założył P eters­ bu rg tylko dlatego, aby zdała od nieżyczliw ych dlań bojarów m oskiewskich mógł swobodniej oddać się niem oralnem u życiu. W reform ach jego w idział naśladow anie najokrutn iejszy ch p raw Współczesnego Zachodu, m ianowicie saskich. W zdryg nął się przed k a rą śmierci carew icza

4*

Cytaty

Powiązane dokumenty

1.1 wykonuje wybrany przez siebie zestaw prób do oceny wytrzymałości, siły i gibkości1. Adresat : Uczniowie

(Artykuł niniejszy, pióra wielkiego pisarza rosyjskiego, został zawczasu zakazany przez rząd rosyjski. Już w tytule samym rząd upatrywał krytykę swej polityki sądów

IV.5 Siły pozorne w nieinercjalnych układach

Fala, dzięki której odbieramy audycję radiowe, zdecydowanie nie jest falą dźwiękową. Gdyby tak było, wyobrażacie sobie jaki hałas panowałby w pobliżu stacji

Sonda nie styka się przy tym z planetą, ale też zderzenie nie musi oznaczać zetknięcia się ciał, a siła działająca podczas zderzenia nie musi być związana z tym, że

Energię kinetyczną ruchu obrotowego kółka na dole sznurka (a zatem i czas, jaki może ono przetrwać w stanie uśpienia) można znacznie zwiększyć, rzucając jo-jo w dół, tak aby

Rzeczą osobliwą jest jednak to, że dziecko, które prawie już potrafi mówić, stosunkowo późno (mniej więcej rok później) zaczyna dopiero mówić o sobie

Projekt jest współfinansowany z Europejskiego Funduszu Społecznego w ramach programu operacyjnego KAPITAŁ LUDZKI Odpowiedzi do zestawu do samodzielnego rozwiązania:1. Składowe