LEO BELMONT
L
E
W TOŁSTOJ
ŻYCIE I DZIEŁA
RYS BIOGRAFICZNO - KRYTYCZNY
KRAKÓW
IA K Ł A D K SIĘ G A R N I D . E . E R IE D Ł E IN A WARSZAWA - E. WEN DE I SPÓŁKA
1904
LEW TO ŁSTOJ
LEO BELMONT
LEW TOŁSTOJ
ŻYCIE I DZIEŁA
ZARYS BIOG RA FICZN O-KRY TYCZNY
KRAKÓW
N A K Ł A D K S IĘ G A R N I D. E . F R IE D L E IN A
W A RSZ A W A - E . W E N D E I SPÓŁK A
1 9 0 4
112907
K R A K Ó W . — D R U K W . L . A NCZYCA
I.
Pochodzenie. — Rodzice. — Jasna Polana. — Dzieciii- stwo. — Wychowanie. — Pierwszy przełom duchowy.
Nazwisko Tołstoja jest przekładem z nie mieckiego «Dick» (tłusty) — przezw iska, które nosił daleki prad ziad pisarza, em igrant pruski. Z ru szczył je w którem ś z następnych, pokoleń
w spółczesny Piotrowi W ielkiem u dw orzanin
i p rzy jaciel cesarza, Piotr A ndrejew icz Tołstoj, poseł rosyjski w K onstantynopolu, zręczny d y
plom ata , k tó ry rodowi swojemu pozostawił
w spadku zn aczn ą fortunę i drogę, utorow aną do k a ry e ry p rz y dworze.
Tołstojowie zaw ierali m ałżeńskie zw iązki z najary sto k raty czn iejszem i rodzinam i Rosyi, strzeg ąc się, ja k ognia, m ezaljansu. B abką pi sa rz a ze stro n y m atk i b y ła księżna T rubecka, bab k ą z ojcowskiej strony b y ła księżna Głorcza- kowa, m atk ą — księżna W ołkońska, d aleka w nu czka św. M ichała, księcia Czernichowskiego,
LEW TOŁSTOJ 1
- 2 —
zam ęczonego ongi w Ordzie przez T atarów . Tym sposobem w ż y ła c h Tołstoja płynie k rew R u ry k o wiczów. A tm osfera tra d y c y i rodzinnych, śród k tó ry c h w zrósł wielki pisarz, ta k mało odpowiada jego poglądom «chłopomańskim», jak p o rtrety ty tu ło w an y ch przodków, k sią ż ą t i grafów, ge nerałów i radców tajn y ch, udekorow anych g w ia zdam i i w stęgam i, w iszące w sali jasnopolań- skiego domu, odpow iadają skrom nem u u rz ą dzeniu kom nat i chłopskiej roboczej bluzie go spodarza.
Ojciec hr. L w a Tołstoja, Mikołaj Iljicz, pod pułkow nik huzarski, doskonały służbista z k a m panii 12-go roku, światowiec, niczem nie w y różniał się w gronie kolegów w ojskow ych i a r y stokratów . O dznaczył się ch y b a tern, źe dla o ca lenia honoru zm arłego ojca c a ły swój m ajątek oddał wierzycielom . Aby popraw ić sm utne swoje położenie, ożenił się następnie z nam ow y k re w n y ch z niem łodą i nieładną księżną M aryą W ołkońską, bogatą dziedziczką m ają tk u ziem skiego w gubernii Tulskiej, zwanego J a sn ą Po laną. M ary a W ołkońską odznaczała się w ielką dobrocią i fa n ta z y ą w zm yślaniu bajek, którem i baw iła gości n a w ieczorkach u znajom ych. P osta cie ojca i m atki, zresztą w yidealizow ane przez w yobraźnię tw órczą, odtw orzył Tołstoj w «Woj
nie i pokoju» pod imionami M ikołaja Rostowa ,
i M aryi Bołkońskiej.
— 3 —
Znakom ity pisarz urodził się w dniu 28-go sierpnia st. st. 1828 roku. Dzieciństwo jego u p ły nęło śród m alowniczej p rzy ro d y okolic Jasnej Polany, rodzinnego gniazda W ołkońskich: na duszę dziecka mocno d ziałać m usiały odwieczne aleje lipowe otoczonego wałem, zapuszczonego sadu, porosłe m chem i na poły rozw alone ce glane baszty starego zam czyska, piękne staw y w blizkości domu, z którego tylko dw a s k rz y dła ocalały po pożarze, i m ajestaty czn e lasy dokoła.
Lew M ikołajewicz wcześnie został sierotą. M atka odum arła go, gdy m iał sześć lat. W dzie w iątym roku życia stracił ojca.
Na krótko przed śm iercią tego ostatniego, cała rodzina, złożona z pięciorga dzieci (czte rech synów i córki), w y jechała do M oskwy pod opieką dalekiej krew nej, ale wobec rychłego zgonu ojca i konieczności zm niejszenia w y d a t ków z mocno nadszarp an ej fo rtun y rodowej, dzieci powróciły do Jasnej Polany. Tu ciotka Juszkow a zajęła się ich wychow aniem , przy- jąw szy do dzieci, ja k było w zw yczaju, g u w er nerów niemców i rosyjskich sem inarzystów . J e dnego z ty ch guw ernerów pod imieniem «K arta Iw anow icza» unieśm iertelnił później Lew Toł stoj w swoich utw orach. Dzieciństwo swoje, la ta chłopięce i młodość opisał Tołstoj w dziełach beletrystyczn ych, noszących odnośne n azw y
l*
_ 4 —
( Bietstwo, Otroczestwo i Junost’), gdzie c ała skom plikow ana n a tu ra niezw ykłego dziecka, n a z w a nego Nikolińką Irteniew ym , odtw orzoną została z m istrzow stw em przez wielkiego znaw cę dusz n a szerokiem tle społecznego środow iska sfery wielkopańskiej. D zieła te stanow ią znakom ity p rzy czy n ek do psychologii dziecinnego, chłopię cego i młodzieńczego wieku.
Dzieckiem będąc, Lew Tołstoj u d erzał oto czenie dziw acznością swojego c h a ra k te ru i fan- tastyczn o ścią usposobienia. Pewnego ra z u w y obraził sobie, źe człowiek, jeżeli zechce, może lata ć w pow ietrzu; potrzeba tylko p rzy k u cn ąć, objąć silnie kolana i śmiało rzu cić się w p rze strzeń. W tej pozycyi siedmioletni m alec, za ufany w swojej idei, w y skak u je z okna z w y sokości 2 1/2 sążni i, oczywiście spadłszy, tłucze się boleśnie. F a k t ten wym ownie św iadczy o wielkiej sile woli i ogromnej w rażliw ości Toł stoja w w ieku dziecinnym ; bodaj źe obie te ce chy zostały w nim na zawsze, tylko z czasem wielki m arzyciel o szczęściu ludzkości nau czy ł się wcielać swoje m arzenia idealne we w łasne życie m ocą niezm iernej w ytrw ałości. W izerunek wspomnianego w yżej Nikolińki Irten iew a z «Diet- stwa», daje nam poznać dokładnie Tołstoja, jako dziecko o n a tu rz e utalentow anej, niezrów now a żonej, nerw owej i skłonnej do niespodziew anych zmian hum oru; wybuchow o szalona wesołość
— 5 —
i swawolność bez p rzy c z y n y następ ują po ok re sie chm urności, nie m ającej żad n y ch m oralnych powodów. Z resztą to dziecko dręczy się już roz te rk ą pomiędzy rzeczyw istością a m arzeniem . Egoistyczne i w y m agające w yładow ania n apię ty c h sił duchow ych nie znosi ono despotyzm u nauczycieli i w ychow aw ców, nie potrafi n a roz k az z a trzy m a ć na niczem uwagi, nie potrafi słuchać, m yślą w ydziera się ze szkolnego po koju na pole, do ogrodu, m arząc o tern, kiedy stanie się «wolnem, ja k starsi*. W Tołstoju-dzie ck u u derzają przedew szystkiem dw a ry sy : z a miłowanie do sm utku i do kontem placyi. Z m yśla on sobie okropności, w k tó ry ch lubuje się, choć d rży przed w idm am i w łasnej wyobraźni.
Okres dzieciństw a, k tó ry bądź co bądź i dla Tołstoja był niepow rotną złotą erą, bo zmyślone troski topniały we łzach dziecięcego zach w y tu — zakończył się w r. 1840, z chw ilą gdy ca ła ro dzina w raz z opiekunką, ciotką Juszkow ą, w y jech ała do K azania. W ielki a n a lity k zaznacza, źe to przejście od lat dziecinnych i chłopięcych do m łodocianych miało swoją w y ra ź n ą granicę duchową.
B ył to n agły przełom — zjaw ienie się w yż szej świadomości. Chłopiec w podróży do K a zania po raz pierw szy zobaczył jasnem okiem mnóstwo wsi i miast, olbrzym ie m asy ludzkie; zobaczył mnóstwo rodzin w rodzaju tej, do ja
— 6 —
kiej sam należał: zobaczył chłopów i sklepika rzy , k tó rzy ledwie ra c z y li rzu cić spojrzenie na p rzejeżdżających i ani m yśleli im się kłaniać. «Mnie po ra z pierw szy — pow iada Tołstoj — przyszło n a m yśl pytanie: cóż zajm ow ać ich może, jeżeli oni w cale nie troszczą się o nas ? A z tego p y tan ia w yrosły inne: czem ży ją ci ludzie, ja k w ychow ują dzieci, czy uczą je, czy pozw alają im się b aw ić? jak je k a rz ą ? » Był to moment, gdy «ram ki dziecinnego egoizmu jak b y p rze rw a ły się», gdy dw unastoletni chłopiec zro zumiał, źe jest tylk o k roplą w ogrom nym oce anie życia, tylko drobną cząstk ą jakiejś nie zmiernie wielkiej i niezm iernie pow ikłanej c a łości.
IL
Świeckie życie w Kazaniu. — Lata uniwersyteckie. — Myśli o potrzebie doskonalenia się.
Nie m ożna rzec, ab y los w y zn aczy ł Tołsto jowi dobrą opiekunkę w osobie jego ciotki, p. Juszkow ej. Ta zacna m atrona, skreślona potem > surow em piórem s a ty ry k a — jeżeli się nie m y
lim y — pod postacią w ychow aw czyni Niechliu- dowa (w «Odrodzeniu»), nie rozum iała innego szczęścia oprócz obfitych dochodów i powodzeń w w yższym świecie. Ulubiona jej dewiza brzm iała:
«rien ne forme un jeune homme comme une liaison avec une femme comme - il - faut». Ponieważ jednak dla młodego siostrzeńca nie nadeszła jeszcze pora zaw iązy w an ia stosunków z kobietami, «comme il faut», torującem i drogę do k a ry e ry , tym czasem poleciła ciotka niejakiem u St. Tho masowi (wystawionem u później przez Tołstoja pod nazw ą Mr. Jerom e’a) przygotow yw ać mło-
* dzieńca do uniw ersytetu.
Młodzież dum na, źe nosi m u n du ry z g ra n a tow ym i kołnierzam i i szpady, należące do um un durow ania, w yo brażała sobie, źe m a praw o pro w adzić się, jak się jej żyw nie podoba. Jedni spędzali czas n a hulance i pijatyce, w ypraw iali b u rd y i skandale, które zdejm owały lękiem spo kojnych m ieszkańców, próżno zanoszących sk arg i do bezsilnej w ładzy uniw ersyteckiej, bo żadne środki surow e nie m ogły położyć tam y dzikim w ybrykom . Inni, bardziej ary sto k raty czn i, od- stry c h n ą w sz y się od burszow skich kolegów, od daw ali się św iatow ym rozryw kom , dbali nade- w szystko o szyk, życie spędzali w salonach.
Do ty c h ostatnich p rzy łą cz y ł się Tołstoj, w stąpiw szy w 1843 roku, w la ta c h piętnastu na fak u ltet wschodnich języków . W chodził do u ni w ersy tetu bez poważniejszego przygotow ania, bo cudzoziem scy guw ern erzy dać mu go nie mogli, Był już nieco zepsuty widokiem pustego a hałaśliw ego życia o tac z a ją c y c h go ludzi, któ r z y szaleli ja k g d yb y w podrygach agonii sta rego pańszczyźnianego ustroju. Z ac zy n a ły b u rzy ć się w m łodzieńcu zm ysły, gdy pode drzw iam i izby czeladnej nasłuchiw ał, ja k sta rszy b ra t
a ta k u je dziew czyny ze służby. Ale tłum ił po
ry w y k rw i jak ą ś w rodzoną w stydliw ością, a w ię cej jeszcze d ręczącą świadomością w łasnej b rz y doty, o której b y ł przekonany. Jeszcze mocniej, niż dawniej, w owej epoce poszukuje samotności,
- 9 —
egoistycznie zasklepia się w sobie, tam uje dobre poryw y serca, względem otoczenia jest p rz y k ry m i rozdrażnionym , żyje w yobraźnią, k tó ra tk a dziw ne obrazy, podszeptując mu, źe jest nieszczęśliw ym , zapom nianym , znienaw idzonym przez w szystkich. N ieprzystosow anie genialnej, nerw owej, niezrównow ażonej n a tu ry do w a ru n ków powszedniego życia w ystępuje w całej pełni.
Opow iadając o ty m okresie swego życia w «L atach chłopięcych», Tołstoj w skazuje, źe m yśl a n a lity c z n a poczęła naw iedzać go w owej «m oralnej samotności». Słaby rozum niedorostka już s ta ra ł się rozw iązać dręczące p y tan ia o p rze
znaczeniu c z ło w iek a, o życiu poza grobem.
W padłszy n a myśl, źe cierpienia są niezbędne i tylko w y trzym ałość może uchronić człow ieka od nieszczęścia, Tołstoj na w yciągniętych s ła bych ręk a c h po k ilk a m inut u trzy m u je ciężkie słowniki Tatiszczew a, lub n a poddaszu biczuje się po nagich plecach sznuram i, aż łzy w y stę p ują mu w oczach. To p rzerażo n y nieuchron nością śmierci, postanaw ia sk o rzy stać z życia po epikurejsku, leży po ca ły c h dniach z ro m an sem w ręk u na łóżku i... zajad a miodowe p ier niki. Ciągła an aliza osłabia m oralną siłę woli i doprow adza go do sceptycyzm u. D um ny ze sw o jej w yższości d u ch o w ej, pom iata wszystkim i, choć w gruncie rzeczy nie przestaje b yć nie
— 10
śm iałym , niepew nym każdego ru c h u i słowa swojego.
Oto jakim był Tołstoj w chw ili w stąpienia n a uniw ersytet. U czył się nieszczególnie, a źe arab sk o -tu reck a lite ra tu ra nie pociągała go zb y tnio i poniew aż skutkiem czasow ych obostrzeń, zarząd zo n y ch przez k u ra to ra hr. Mussina Pusz kina, nie dostał prom ocyi n a drugi kurs, — po ro ku przeszedł więc na fak u ltet praw niczy. Tu spotkał profesorów-niemców, w y k ła d a ją c y ch n a ukę łam any m językiem , śród ogólnego śmiechu studentów. Profesor rzym skiego p raw a n azy w ał najw yższego k a p ła n a Romy «orchierejem». P ro fesor p raw a karnego n ap ad ał n a sądy p rz y sięgłych Zachodu, gdyż pew ną «negodzywą dzew czynę za najokropnejsze przestępstw o une-
wynnono». Profesor historyi ilustrow ał o k rz y
kam i sa lu ta cy jn ą kanonadę 1813 roku. C enzury Tołstoja pełne b y ły dwójek, jedynek i zer, s ta w ianych przez ty c h profesorów. Nie dbał on o to, jak nie dbał o p rzy ja źń kolegów, z któ ry m i nie ra c z y ł się w itać, żegnać, mówić, o ile
nie byli ary sto k ratam i. P orw any ideałem «comme
il faut», zaleconym przez ciotkę i jej gości, prze- k a ra k a tu ry z o w a ł ten ideał. Ludzi dzielił wów
czas na «comme il faut» i na «comme il ne faut
pas». Tą d ru gą k a te g o ry ą gardził, okazując jej niechęć w yzyw ającem i pozami. Z resztą do tej kategoryi w drugim rzędzie n ależał prosty lud,
— 11 —
k tó ry dla Tołstoja poprostu nie istniał. Ludzi
«■comme il faut» poznaw ał Tołstoj po eleganckich butach, k tó ry c h nie posiada «mauvais genre» i nie umie ich nosić. T ych naśladow ał w piękności ukłonów, w zgrabności tańca, w dobroci p a ry skiego akcentu, w sztucznej i eleganckiej obo jętności n a w szystko. T w arz jego w y ra ż ała po gardliw e znudzenie. Może cenił siebie samego ta k wysoko dlatego, źe w gruncie rzeczy zdo bycie c h a ra k te ru «comme il faut» kosztowało go wiele trudów i studyów w samotności.
Jed nak że pow ażna k ry ty c z n a m yśl nie p rze staw ała praco w ać w jego głowie n aw et w ty m okresie. Pewnego ra z u w ładza szkolna sk azała go n a kozę. P rz y b y ł do aresztu w łasnym po wozem. Kolega, którego spotkał w ch a ra k te rz e
tow arzy sza niedoli, uderzony został goryczą
i m ocą rzu c a n y c h wówczas przez Tołstoja py tań : «Cóż w yniesiem y z tej «świątj-ni nauki» my, w ychow ańcy, w róciw szy na w ieś? A p rze cie m am y praw o w ym agać, by nas w ypuszczono stąd, jako ludzi pożytecznych, coś um iejących! Na co się p rzy d am y ? Komu będziem y po trzebni ?»
t
Świadomość błędności panującego w ychow a nia opanow ała Tołstoja z ogrom ną mocą. Od chwili, gdy przeraził się, źe ty le czasu stracił napróźno i począł m yśleć o konieczności dosko nalenia się w łasnem i siłami, Tołstoj liczy p oczą
— 12 —
tek okresu młodości. P raw da, że pierw sze próby i plany w tej m ierze noszą jeszcze c h a ra k te r dziecinny, m ają na celu doskonalenie się raczej fizyczne niż duchowe. Tołstoj m arz y o tern, aby zostać atletą, jak cy rko w y Rapp. Postanaw ia u p raw iać gim nastykę, nie p a trz eć n a kobiety i t. p. Z resztą w ogólnym rozwoju ducha był to
kro k naprzód. Sceptycyzm ow i m yśli p rzeciw
staw iał się pewien, jakkolw iek nieśm iały jeszcze idealizm : w iara w to, źe trzeb a b y ć innym , le pszym , niż się było dotąd i że obowiązkiem jest popracow ać n ad sam ym sobą.
Z rażony niepowodzeniami w uniw ersytecie, do którego straci! zaufanie, nie zdaw szy naw et egzam inów n a trzeci kurs, Tołstoj w 1847 roku pow raca do Jasn ej Polany.
III.
Życie na wsi. — Poryw y filantropii. W pływ Rousseau.
W Jasn ej Polanie p rzeżył Tołstoj przeszło trz y lata, niem al nie ru sz a jąc się ze wsi. J a k spędzał tu czas, doskonale m aluje nam w «Po ra n k u obyw atela ziemskiego», którem u nadaje nazw isko Niechliudowa, zużytkow ane później w «Odrodzeniu», będącem jak b y opisem dal szych losów bohatera tego szkicu. Rzecz szcze gólna, że z uniw ersytetu jechał Tołstoj do wsi rodzinnej, z ap rzątn ięty m yślą o potrzebie popra
w ienia sm utnej doli włościan. Czuł, że urodzony
został do życia na wsi, że tu czeka n ań święty obowiązek troszczenia się o szczęście ty ch sie dm iuset «dusz», które dostały mu się w spadku. «Czyż nie winienem odpowiedzieć za nie przed Bogiem ? — p y ta Tołstoj - Niechliudow we wspo m nianej opowieści.
Skąd zjaw iła się ta m yśl w próźniaczym
_ 14 —
i eleganckim paniczu, dotąd obojętnym na c ie r pienia niewolniczego ludu (kriepastników) — trudno powiedzieć. B yła to jedna z ty c h nag ły ch zm ian duchowych, w które obfituje biografia Tołstoja. Z resztą już w «Młodości» podkreśla autor, źe chłopi i chłopki, (ów prosty lud, któ ry «nie istniał dla niego»), gdy spotykał ich na roli, zajętych p racą, budzili w nim pewnego rodzaju zmieszanie; s ta ra ł się, a b y go nie widzieli, nie świadomie w styd ząc się, źe żyje z ich ciężkiej krw aw icy.
R ozm yślając nad popraw ą chłopskiej doli, a nie znajdując w litera tu rz e ojczystej nic, co mogłoby pchnąć go uczuciowo w tym k ierunku i dać m u jakie tak ie p rak ty c zn e wskazówki, Tołstoj zw raca się do lite ra tu ry francuskiej, do filozofów-encyklopedysto w, a zw łaszcza do Rous seau , k tó ry w tym okresie życia niew ątpli wie w yw iera n a niego w pływ znaczny. Może z dzieł Rousseau, z k tó rym Tołstoj m a pewne
podobieństwa w k ieru nku m yśli, w yssał on
pierw sze uczucie nienaw iści dla form k u ltu ra l nego życia, dla fałszów i krzy w d cyw ilizacyi. Z resztą zazn aczyć n ależy w ślad za trafnem spostrzeżeniem Michajłowskiego, źe Rousseau, w y ch w alając życie zgodne z n a tu rą , nie w ierzył jednak w możność oderw ania się od fatalizm u ciążącej nad nam i wiekowej k u ltu ry , podczas gdy Tołstojowi w biegu ży cia w ydało się, iż
— 15 —
powrót do n a tu ry jest zupełnie możliwy, jeżeli ludzkość przejm ie się tylko dostatecznie niena wiścią do w arunkow ości i pow ikłań b ytu k u l turalnego i miłością dla zasad ewangelii.
Pod w pływ em Rousseau zbliża się Tołstoj do włościan, s ta ra się wcielić ideały francuskiego m yśliciela w rzeczyw istość, całem sercem p ra gnie pomódz swoim podwładnym , w ejrzaw szy
W ich troski i niedole. W szystkie dobroczynne
jego p lan y rozbijają się jed nak o zaporę fatalną. H u m an itaryzm Niechliudowa-Tołstoja, jak to w i dać w «Poranku obyw atela», nie przynosi chło pom pożytku; to p rzepada niepłodnie, to demo ralizuje włościan, ch y trz e eksploatujących n a iwnego pana. I nie dziw! Żadne p a lja ty w y nie mogły pomódz tam , gdzie złe nosiło c h a ra k te r ogólny, tkw iąc w sta ry c h zabójczych form ach
włościańskiej niewoli. «Filantropia względem
chłopa nieuwłasnowolnionego, bezpraw nego — po
w iada biograf Tołstoja, E. Sołowjew rozczyniona
w drożdżach pańskich i ideach lite ra tu ry oświe cenia, nigdy nie przynosiła i nie mogła przynieść pożytku». N iecierpliw y Tołstoj, zniechęcony tern, źe m arzenia jego nie oblekają się w ciało n a tychm iast, jak chciało się dw udziestoletniem u młodzieńcowi, porzuca prędko zadanie filan tropii, m iota się n a w szystkie stany, pow raca do P e tersb u rg a , zdaje kilka egzaminów, m arząc
- 16 —
o ukończeniu kursu, lecz do dalszych ślęczeń traci ochotę, pow raca znowu na wieś i z calem zam iłow aniem oddaje się polowaniu, lub popro- stu zażyw a świeżego pow ietrza, nic nie robiąc, albo szu k ając ro zryw ek w sąsiedztwie.
v i >
5
IV.
Na Kaukazie. — Pierwsze przebłyski twórczości. Natura i ludzie.
W 1851 roku Tołstoj p rzeg rał sporą sumę w k a rty . Z aklina się, że «przeklętych k a r t nie weźmie nigdy do ręki», a m yśląc o uiszczeniu ię z długu, postanaw ia porobić w życiu oszczęd
ności. W tym celu jedzie n a K aukaz, dokąd
-iągnie go zresztą potrzeba zm iany m iejsca i w rażeń. Z am ierza p rzytem pójść za p rz y k ła dem starszego b ra ta M ikołaja i w stąpić do słu-
by wojskowej.
Z początku w raz z bratem w ędruje n a ło- •zi po Wołdze, p rz y p a tru ją c się jej czarow nym /ybrzeżom i półdzikim Kałmukom , m odlącym się do stosów ognistych.
Tu pod w rażeniem pięknej p rzy ro d y i o r y ginalności o glądanych ludów po ra z pierw szy budzi się w nim twórczość poetycka. K reśli opo wieści kauk azk ie, opisuje w nich
niebezpieczeń-LEW TOŁSTOJ. 2
— 18 —
stw a, k tó ry m ulegał w k raju , objętym płom ie niem p arty zan ck iej w ojny z burzący m i się cią gle świeżo zdobytym i ludam i, tw orzy sław ny ty p starego kozaka Jeraszk i, m alu jąc go z ż y wego w izerunku to w arzysza polowań, opisuje barw nie potyczki z nieprzyjacielem , w któ ry ch bierze osobisty udział, w stąpiw szy do a rty le ry i w c h a ra k te rz e ju n k ra. W obozie i w fortecy, nie m ogąc zajm ow ać się ulubioną m uzyką, a chcąc zabić czas, pisze »Dzieciństwo», «L ata chło pięce», tw orzy plan «Kozaków» i t. d.
Niekrasow, red ak to r «Sowremiennika», o trz y m aw szy ukończoną w r. 1852 powieść «Dzie ciństwo», odgaduje wielki tale n t a u to ra i spie szy ogłosić drukiem ten utwór. T ym sposobem o tw arte zostają w rota lite ra tu ry przed Toł stojem.
N a K aukazie pogłębia się życie duchowe Tołstoja. Początkow e m arzenia o sław ie wojen nej, gdy omija go k rz y ż Głeorgieński, n a który, ja k sądził, zasłużył odw agą w boju, rozsypują się w proch, ale zarazem zmienia się jego po gląd n a odwagę; już m u się w ydaje śmiesznem szalone w ystaw ianie się n a niebezpieczeństw a celem otrzym an ia orderów; poczyna p rzed k ła dać i szanow ać odwagę rozw ażną i spokojną, bez niepotrzebnego ry zy k o w an ia życia, raczej celowo słu żącą ogólnym planom bojowym. Chwi lowo b ły sk a przed nim obraz sław y literackiej,
— 19 —
m yśl o try u m fach na polu piśm iennictw a, ale i ona ustępuje wobec rodzącej się nowej, a po tężnej idei — uproszczenia życia, a raczej spro- staczenia się («oproszczenia»). Ideą tą n atch nęła go p rzyro d a i ludzie K aukazu.
D zika n a tu ra gór kauk azkich, nie sprofano w an y ch jeszcze wówczas przez re sta u ra c y e na szczytach, b analne k u ro rty , prozaiczne szyny, dym y i św isty lokom otyw — zielone doliny Gru- zyi, pieniący się i ry c z ą c y w w ąw ozach Terek, śnieżne w ierzchołki K arbeku i Elbrusu, dębowe bory, lasy cyprysów , laurów i m yrtów , w spa niałe jasne niebo, chóry słowików śród w onnych azalii, orły, gnieżdżące się n a niedostępnych sk ałach — w szystko to w ydziera z piersi Toł stoja okrzyk : «szczęście — jest to b y ć z n atu rą,
widzieć ją, mówić z nią!» «Należy ra z tylko
uczuć życie w całem jego pozbawionem sztu czności pięknie — pisze Tołstoj w ty m okresie — należy zobaczyć i zrozum ieć, czem jest piękno i praw da, a w proch rozleci się w szystko, co w y mówicie i myślicie, w szystkie w a s z e p ra gnienia i za siebie i za mnie». T ak pisze do przyjaciół i postanaw ia życie swoje zreformo w ać n a niższe życie ty c h prostych ludzi, któ ry c h widzi dokoła siebie, n a w zór swego s ta rego kozaka Jepiszki (Jeraszki), k tó ry nie zna rozdw ojeń i rozłam ań psychicznych, nie zna nie n atu ra ln e j afektacyi, k tó ry żyje ta k prosto, jako
2*
— 20 —
«traw a rośnie», a um iera, «jak liść, co spada z drzew a». Tu n a K aukazie Tołstoj pokochał po ra z pierw szy szczerze chłopa; pokochał go
w obrazie kozaka, prostego żołnierza. «W J a
snej Polanie — zau w aża Sołowjew — pomiędzy panem i chłopem stał m u r nieprzebyty — sto sunki pańszczyźniane. Tam chłop przedstaw iał się jako brudne, zahukane, cu chnące bydlę po
ciągow e; tu, n a K aukazie, ok azy w ał on się bo
haterem». Tołstoj w idział tu, ja k prości żołnierze um ierają, idąc spełnić w sk azan y im w ojny obo w iązek, nie m arz ąc o zaszczytach, spokojnie p a trz ą c w oczy śmierci. Nie mógł już m yśleć o swojej wyższości nad nimi, okazy w ać im uczuć sentym en talny ch, sztucznych, w yrobionych pod w pływ em filozofii Rousseau. Obozowi to w a rz y sze byli m u równi... nie! bohaterstw em swojem, nieświadom em a skrom nem, w ydali m u się wyżsi n ad niego, w yżsi nad o taczający ch oficerów, m arz ąc y c h w boju o k rz y ż a c h i orderach, o z a szczy tn y ch w zm ian k ach w gazecie wojskowej. P rz y sz ły au to r «W ojny i pokoju» po raz p ierw szy szczerze p rzy w ią z a ł się do ty p u prostego żołnierza, typu, k tó ry z ta k ą miłością odtw orzył później pod postacią P iotra K aratajew a. I je s z cze jedna m yśl u d erzy ła tu ta j a u to ra «Kau- k azk ich opowieści». Na tle tej pięknej n a tu ry ludzie m ordują się wzajem, giną tysiącam i. D la czego ? Po co ?... J a k i sens m a życie wobec tej
— 21 —
nagiej zguby, wobec grożącej co chw ila śmierci od kuli zaczajonego za k rzak iem C zeczeńca?
Budzi się w Tołstoju nienaw iść do wojny. Tajem nicza zag ad k a b y tu — dlaczego, po co się ż y je ? — zarysow uje się przed nim w potężnych konturach.
V.
Pod Sewastopolem. — Wojna 1855 roku. — Ambitne marzenia i naiwne idee.
Niebawem w ybu cha w ojna praw dziw a na południu Rosyi, wojna, wobec której p a rty z an c k ie potyczki n a K aukazie mogły m u się w y dać dzie
cinną igraszką. Pod Sewastopolem w ystępuje
przeciw Rosyi sprzym ierzona Europa zachodnia, w y silając c a łą swoją sztukę wojenną, śląc do skonałe arm ie, liczne i dostatnio uzbrojone, w celu obalenia potęgi cesarza Mikołaja.
W Tołstoju budzi się n a nowo m arzenie o zdobyciu laurów w ojennych. Może ta pow ro tn a fala d aw nych snów o k rz y ż u georgieńskim , o godności flig ie l-a d ju ta n ta , w y d aw ała mu się teraz praw ow itszą, gdy w ypadało w łasn ą piersią bronić ojczyzny przed najezdnikam i, gdy za szczy ty wojenne m iały stać się n agrodą za speł nienie obowiązku patryotycznego. Dość, źe Toł stoj znajduje się praw ie od początku wojny
— 23 —
w m u rach oblężonego Sewastopolu, gdzie pozo staje do końca oblężenia. Z resztą już tylko z rz a d k a n a ra ż a tu życie bezrozumnie, ja k ongi, będąc raczej odw ażnym w tem pojęciu, jakie zdobył, obserw ując duszę prostego żołnierza, i jakie później zastosow ał do swojego życia, po uczając, źe rozsądna odwaga, nie poszukująca zuchw ale niebezpieczeństw, lecz nigdy nie scho dząca im z drogi, będąca rozsądnem w y trw a niem n a stanow isku, w skazanem przez obowią zek, w inna b yć naszym ideałem. O dw aga pro stego żołnierza n a wojnie w szerszem pojęciu i n a szerszem polu, stała się męshuem żyda, pro- pagow anem przez Tołstoja. Zanim to odczuł i zrozum iał, p rz y p a try w a ł się długo i uw ażnie śród stra szn y c h scen wojennych, straszniejszych o wiele od kaukazk ich , m ilczącem u bohaterstw u prostego żołnierza, znoszącego tru d y i niew ygody ciężkiego życia, bez cienia szczęścia, bez ro dziny, spokojnie dźw igającego k rzy ż surowej d yscypliny M ikołajewskiej i um ierającego za oj czyznę, — um ierającego z poświęceniem, k tó
rego w artości sam nie zna i nie ocenia. P rz y
p a trz y ł się Tołstoj zarazem i duszy inteligenta. C zy tając c h a ra k te ry s ty k i żołnierzy, skreślone przez Tołstoja, rozum im y, dlaczego dusza ludu w ydała m u się tajem niczo-piękną, dlaczego «mil cząc, schylił głowę przed tą m ilczącą nieśw ia
— 24 —
domą potęgą i m ocą ducha, tą w stydliw ością wobec w łasnego dostojeństw a».
Z resztą nietylko te pow ażne m yśli w ciąż Tołstoja zajm ow ały w obozie. Koledzy wojskowi św iadczą, źe był on duszą tow arzystw a. Śmiano się i bawiono tylko, kiedy on był; nie uczuw ano trudów , słuch ając jego opowiadań i w ierszyków n a tem at w ypadków dnia. Nudzono się, gdy na
pohulankę w y m y k ał się do Symferopola. Smu
cono się, gdy zgran y, chm urny, w ych u d ły po w ra c a ł stam tąd, bijąc się w piersi pokutnie i bez m ia ry k ln ąc grzeszną, zam iłow aną w ucie ch ach swoją naturę.
W 1855 roku Tołstoj został naczelnikiem dy- wizyi, przyjm ow ał udział w nieszczęśliwej dla Rosjan potyczce p rzy C zarnej Rzeczce. Przenie siono go z a ra z na miejsce bezpieczniejsze, a po szturm ie Sewastopola, gdy k u rh a n M ałahowski był wzięty, w ypraw iano w c h a ra k te rz e k u ry e ra do Peterbursga.
N a tern zakończyła się k a ry e ra wojskowa Tołstoja. J a k mało p rzejął się m ądrością polity czno-wojskową m łody kom endant, dowodzi n a iwne pytanie, które zad aw ał sobie często, p a trz ą c n a pola, usłane trupam i, gdy w rz a w a wo jenna cichła n a chwilę:
«Czyliż w istocie ci ludzie chrześcijanie,
w y z n a ją c y toż samo jedyne praw o miłości i po św ięcenia — p a trz ą c n a to, co uczynili, nie p a
— 25 —
dną n a ra z ze sk ru c h ą n a kolana przed Tym, kto dał im życie, włożył w duszę każdego w raz ze strach em śmierci, miłość dla dobra i piękna — i nie obejmą-źe się ze łzam i radości i szczęścia, ja k b racia ?!»
N aiw nem u p ytan iu m arzyciela odpowiadał now y huk dział...
Ale on i dziś p y ta ć o to nie przestał. W zro zum ieniu niek tóry ch rzeczy prostych tkw i z a stój pogodzenia się z istniejącem złem. W n a iwności, nie mogącej zrozum ieć rzeczy elem en tarn y c h , niekiedy zaw iera się zadatek szczęśliwej przyszłości narodów. N ajw iększy postęp m oralny zn aczy się z chw ilą, gdy potomkowie p rzestają poprostu rozum ieć to, co przeszłym pokoleniom zdaw ało się prostem, zwykłem , niesłychanie zro zumiałem.
VI.
Arystokraci salonów i literatury w Petersburgu. Pierwsza podróż za granicę. — Śmierć brata.
Sewastopolski bohater i u talen to w an y pisarz, młody, bogaty, u ty tu łow any oficer u jrz a ł przed sobą otw arte drzw i a ry sto k ra ty c z n y c h salonów stolicy i progi domów literackich. A ry sto k raty czn e m am y m arz y ły o tak im zięciu dla swoich córek. A rystok raci lite ra tu ry spieszyli uścisnąć mu p rzy jaźn ie ręce. N iew ątpliw ie próżność Tołstoja b y ła mile połechtaną, lecz usposobienie chm urne i k ry ty c z n e tam ow ało jego zadowolenie. O bra ca ją c się śród ludzi tej m iary, co Turgeniew,
N iekrasow , G onczarow , O strow ski, Grigoro-
w icz, gw iazd lite ra tu ry i filarów przodują cego pism a «Sowremiennik», z nikim nie za w iązał stosunków bliższych. Z Turgeniew^em, z któ ry m m ieszkał przez pewien czas razem , rozszedł się po b ezu stann y ch ideow ych
— 27 —
rach, które obu interlokutorów doprow adzały do chrypki.
O ryginalny proces myślowo-uczuciowy, k tó ry zaszedł w jego duszy śród w rażeń sewastopol- skich, spraw ił, źe Tołstoj w ydaje się w szystkim duchem opozycyi. Jeżeli zw aży ć ogrom ną ilość paradoksów , które wypow iedział n a przestrzeni swojego życia i niejako p arad o k saln y sposób postępow ania, sprzeczn y z w aru n k am i istnienia w sferze, z której wyszedł, m oźnaby Tołstoja
określić, jako genialny esprit de contradiction.
Po surow ych w rażen iach obozowych, raził Tołstoja blask salonów, flirt pom iędzy rozpró- źniaczonym i m ężczyznam i i dam am i, pustka ro zmów w w yższym świecie, bezcelowa i lek k o m yślna gonitw a za uciechami, karciarstw o, sk a n daliczne pikniki i t. p. Z resztą jego samego — ponieważ m iał la t dopiero 27 — chłonęła ta fala i to go rozdrażniało w chw ilach otrzeźw ienia i głębokiej zadum y przeciw całej tej sferze do brze urodzonych i przeciw ko sam em u sobie. B yła to niechęć instynktow na, k tó ra m iała z c z a sem przetopić się w c a ły system ideowo - mo raln y .
Nie podobały się Tołstojowi i koła ów czesnych literatów , k tó rz y w ydobyw szy się z surow ych więzów M ikołajewskiej cen zu ry i po ra z pierw szy odetchnąw szy swobodnie, rzucili się, jego zdaniem, ja k dzieci lekkom yślne, do ubóstw iania
— 28 —
ideałów czystego piękna, budow ali sztuce o łta rze, egoistycznie m arzyli o sław ie literackiej, chcieli pouczać lud, którego nie znali, o czemś, czego nie w yjaśnili sami sobie, w rzeszczeli, po
tak iw ali sobie, nie słysząc się naw zajem . «Lu
dzie stali mi się w strętni« — mówił Tołstoj — m ając na m yśli swoich kolegów literack ich i do daw ał: «a i ja sobie w strętn y się stałem». Bo czuł, źe ta sam a g o rączka sław y, ta sam a p ró żność a rty s ty i żądza laurów ogarnęły z a ra ź li wie i jego duszę. W ięc przez złość na innych i na siebie samego m iotał w oczy przerażonej drużynie literackiej swoje zaprzeczen ia ideału piękna, bluźniercze sądy o Szekspirze, drw iny z uwielbianego Puszkina, w yśm iew ał w y k w in tn y język literack i epoki i sentym entalne kokieto w anie ludu, modne w utw orach ów czesnych. W reszcie po niespełna roku, zniechęcony do Pe tersburga, porzuca stolicę nadnew ską i w ra c a n a wieś w ro k u 1856.
Ale Ja sn a Polana nie zadaw alnia go i tym razem . W pism ach swoich kreśli «obrzydliwe namiętności» i w ady, jekie w idział we w łasnej duszy i w zam iarze doskonalenia się, jeździ dw ukrotnie za granicę w roku 1857 i 1859.
W P a ry ż u k o rzy sta bardzo wiele, czuje, źe rozw ija się umysłowo, choć nie jest zachw ycony bezw zględnie cy w ilizacy ą Zachodu. Nad Sekw aną
— 29
widział k a rę śmierci, k tó ra d a ła m u poznać złu- dność i przesądność ta k zwanego postępu.
W ra c a z pierw szej podróży, pow ołany do Rosyi bolesną wiadomością o śm ierci ukochanego b ra ta Mikołaja. W idział już nieraz um ierających, ale ta śm ierć blizkiego człowieka, pierw sze p r a w dziw e nieszczęście, które bezpośrednio jego s a mego dotknęło, w strząsa nim do głębi. «Ten do bry, rozum ny człow iek — wspom ina Tołstoj o bracie — zachorow ał na suchoty, cierpiał przez cały rok i u m arł męczeńsko, nie wiedząc, po co żył, nie rozum iejąc, po co umarł...» H ipochondry czna m yśl ogarnia Tołstoja, noszącego w sobie dziedzictwo znużenia, przesy tu i duchowego rozłam ania przodków. W ydaje m u się, że sam m a w piersi zarodki suchot. «Na co to w sz y stko — pisze — skoro jutro rozpoczną się męki śm ierci z c a łą obrzydliw ością fałszu i zwodze nia siebie i skończą się nicością, zerem dla mo jego j a».
«Od tej chw ili — pow iada w spom niany w y żej biograf Tołstoja — cień śm ierci p ada n a n a j lepsze stronice, w yszłe z pod jego pióra». «Śmierć— m uza filozofii» cichym i krokam i zbliżyła się do niego, stan ęła za jego plecami, gdy kreślił n a tchnione obrazy śm ierci i w ysnuw ał system aty m oralne. Nowe p ytanie ostrym zębem szarpie jego duszę; czyliż w arto m yśleć o sobie, gdy
30
nasze m aleńkie «ja» ta k jest k r uchem i nikłem. Z czasem z zaczarow anego tego koła tego d rę czącego p y tan ia znajdzie Tołstoj w yjście: m i łość dla ludzkości, k tó ra żyje nieprzerw anie, gdy k aż d y z nas um iera».
«
VII.
Drugi wyjazd na Zachód. — Szkoła w Jasnej Polanie. Dziennik pedagogiczny.
D ru ga podróż zag ran iczn a przyniosła Toł stojowi jeszcze znaczniejszy pożytek duchowy, niż pierw sza. W Berlinie słuchał w ykładów Du- bois-Reymond’a, oglądał m uzea i ulepszone w ię zienia, b y w ał na zebran iach zw iązków rze biieślniczych Schultze D elitsch;a, szukał znajo mości z wielkim i niem ieckim i pedagogami. W D re źnie odwiedził A uerbacha, którego p rzestraszył, przedstaw iając mu się, jako «Eugeniusz B au man» — z c h a ra k te ru (postać z powieści A u e r bacha, p rzyp om in ająca L ew ina z «Anny K are- biny»); sędziwy pisarz niem iecki m niemał, źe jakiś B aum an przyszedł grozić m u procesem 0 dyffam acyą. Z atrz y m u ją c się po drodze, Toł stoj w czytu je się w dzieła Bacona, b ada histo- r yę pedagogiki, zabiera znajom ość z Froeblem. Następnie zw iedza W łochy, Szw ajcaryę, przez
— 32 —
M arsylię i P a ry ż udaje się do Londynu, stam- tąd podąża do Brukseli, gdzie zaw iera stosunki bliższe z Proudhon’em i Lelewelem, i do W ei m aru, gdzie poznaje osobiście Liszta. W reszcie przez Jenę w ra c a do Rosyi i w 1861 roku staje w Jasn ej Polanie.
R ozpoczynający się okres reform w łościań skich d a rz y go urzędem «mirowego pośrednika». Na tem stanow isku Tołstoj ochoczo pełni swoje obowiązki. Obok tego sta ra się wcielić w życie swoje p lan y pedagogiczne, któ re dojrzały w jego um yśle za granicą. Z ak ład a na wsi szkołę, k tó ra budzi podziw nietylko w Rosyi, lecz i na Zachodzie ekscentrycznością metod w y chow a w czy ch i niezw ykłem ich powodzeniem. Szkoła
dla dzieci chłopskich w Jasn ej Polanie jest ma- .
lenką republiką. W ykluczono z niej wszelki przym u s i k a ry . W yk ład nauczycielski musi b yć ty le pociągający, ab y uciszyć rozsw aw o loną grom adkę, rozsianą w izbie we w szelkich dowolnych p ozycyach i zniewolić ją do w słu chan ia się w słowa lekcyi ciekaw ością p rzed miotu. Próba udaje się nadspodziewanie. Tołstoj p rz y szkole zak łada dziennik pod tytułem « Ja sna Polana», gdzie szerzy nowo poglądy p eda gogiczne i opowiada o rez u lta tac h osiągniętych p rzy nauczaniu dzieci wiejskich, w edług jego wolnej metody. Sam Tołstoj, głów ny nauczyciel szkoły Jasnopolańskiej, staje się przyjacielem
— 33 —
wiejskiej dziatw y, z k tó rą gawędzi, odbyw a przechadzki, baw i się, ja k dziecko.
Po trzech la ta c h szkoła zam knięta zostaje, po części z b ra k u kontyngentu now ych uczniów, gdy młodsze dzieci, ukończyw szy «kursa», pod rosły i udały się n a roboty, po części ze względu na znużenie, którego doznał Tołstoj po nieustan nych tru d a c h swojego urzędu («pośrednictwa»)
i w ychow ania dziatw y wiejskiej. P rz y łą c z y ły
się tu przy k rości ze strony adm inistracyi, k tó ra krzyw em okiem p a trz eć poczęła n a szkołę Toł stoja, na dziennik, szerzący «ekscentryczne» po glądy, dowodzący, źe «inteligencya w inna u czyć się raczej (twórczości) od w iejskich dzieci, niż na odwrót», na pow stające pod jego w pływ em tu i owdzie nowe w tym duchu szkoły. D zien nik zaw ieszony został przez rozdrażnionego p rze szkodam i w ydaw cę. Sam on rzucił wszystko, i pojechał do B aszkirów odpocząć: «odetchnąć swieźem powietrzem , pić kum ys i ży ć życiem zwierzęcem».
LEW TOŁSTOJ 3
VIII.
Tragedya n eg a cji samego siebie. — Pytanie: dla kogo tworzyć ?
Podchodzim y do okresu ży cia Tołstoja, gdy n a dnie jego duszy po ra z pierw szy poczynają kry stalizo w ać się te idee, które w następstw ie, w la t dw adzieścia później, w y p ły n ęły n a po w ierzchnię jego świadomości, sform ułow ane osta tecznie i zdobyw szy moc w ybuchow ą, spraw iły przełom w jego duchowem i zew nętrznem życiu. Niespokojna i tra w ią c a analiza, stanow iąca ce chę jego um ysłu, zm usza go do postaw ienia p y tan ia: ja k ą w artość m a jego działalność p isa r s k a ? I tu z przerażeniem spostrzega Tołstoj, że on sam i setki podobnych jem u pisarzy, tw orzą dla niewielkiego koła ludzi, p o szukujących nie zw y k ły ch w rażeń i estety czny ch przyjem ności w literaturze, a oderw any ch od tej wielomilio nowej m asy ludzkiej, k tó ra żyje po swojemu, nie interesu jąc się ową rzekom o przodującą
— 35 —
i pow ażną działalnością p isa rsk ą i nic z niej nie otrzym ując.
Z niejak ą prostolinijnością n atu r, nie zno
szący ch omówień i zastrzeżeń, oględnych pro
i contra i trw ożliw ych «z jednej» i «z drugiej strony», pobijanie faktów z rzeczyw istości ideo- wemi ich popraw kam i, n a tu r, w d y alek ty ce śmiało idących do ostatecznych w yników, Toł stoj dochodzi do wniosku, źe w ynalazek d ru k u
przynosi ludzkości... szkodę! Jego esprit de con
tradiction rozpętał się. W 1861 r. pisze: «Ogromne k a p ita ły narodow e przeszły w ręce ty ch ludzi, co dla powiększenia liczby swoich czytelników i w yeksploatow ania w y n a la zk u d ru k u dla w ła snej w ygody w ym yślili najróżniejsze środki: wiersze, powieści, skandale, plotki, polemikę, sto w arzyszenia oświaty» i t. d. « L iteratu ra sfer inteligentnych nie zaszczepia się i nie zaszczepi
się n a gruncie duszy ludowej». «Postęp d ru
k a rstw a jest monopolem pewnej k lasy społe cznej, potrzebującej podnieceń w swojem zgoła
próżniaczem życiu». «N iespraw iedliw ą i śmie
szną jest myśl, źe moja przyjem ność (ja osobi ście gotów jestem interesow ać się n aw et królem greckim Ottonem) jest identy czn ą ze w zrostem szczęścia całej ludzkości...»
Nie będziem na tern miejscu zbijali parado ksalnej m yśli Tołstoja, n asu w ającym i się łatw o argum entam i, źe środek, m ogący służyć do
ce-3*
— 36 —
lów jednako złych, ja k i dobrych, pomieszał on z p rz y c z y n ą złego, ze od ośw iaty, dla której d ru k jest środkiem potężnym , doczekaliśm y się już i doczekam y jeszcze w sp an iały ch owoców, źe lud oczyw iście stronić musi od tej litera tu ry , do której nie dorósł, ale oceni ją, gdy w yrósłszy z dzieciństw a, stanie na poziomie dzisiejszych w a rstw inteligentnych. Podm inow ując w szystko m yśl Tołstoja rozbija te pociechy i tw ierdzenia oględne, licząc się tylko z faktem nędzy milio now ych mas, obcych literatu rze, dającej rosko- sze garstce smakoszów estetycznych, lub mniej więcej zabezpieczonym i m ający m w olny czas kołom m ieszczańskim , do k tó ry ch Tołstoj a ry sto k r a ta zaw sze czuł niechęć. Obyw atelowi ziem skiem u bliższą b y ła m asa w łościańska i jej po trzeb y uczynił punktem w yjścia dla swoich ro zumowań.
Pozostaw iw szy n a boku sądy k ry ty c z n e w kw estyi, czy Tołstoj m iał słuszność, czy nie m iał jej w założeniach swoich, m usim y p rz y znać, że pogląd, do którego doszedł, rzu cił po siew wielkiej trag ed y i w jego duszę. B yć uro dzonym pisarzem , u czuw ać potrzebę tw órczości i posiadać tw órcze idee i obrazy, przechodzące zak res pojęć słu chaczy z prostego ludu; gardzić potrzebam i duchowem i szczupłej g a rstk i in teli gentów i chcieć służyć piórem wielomilionowemu narodowi, a b y ć zm uszonym przez rodzaj
— 37 —
słu i talen tu do pisania dla owej garstki, nie m ogąc z n a tu ry rzeczy, z w arunków usposo bienia własnego i niższości um ysłow ych cie m nych mas, tw o rzy ć dla tych, dla k tó ry ch tw o rz y ć się pragnie, oto splot sprzeczności, k tó ry stał się kołem m ęczarń dla ducha Tołstoja.
Z n an y rosyjski k ry ty k , Michajłow'ski, a n a li zując trag ed y ę Tołstoja, której dośw iadczył p i sarz, w tłoczony n a ra z przez m yśl w ątp iącą do ciasnego i głuchego zaułka, skąd w yjścia naprzód nie było, powiada: «w tem położeniu człow iek powszedni skończyłby samobójstwem, albo spiłby się z rozpaczy. Niepowszedni zaczął szukać innego wyjścia...»
Z aznaczam y, źe inne w yjście rów noznacznem było tylko n a pozór cofnięciu się po tej drodze, po której w stąpiło się do zaułka. Albowiem po cząć w ierzy ć w to, o czem się ra z zwątpiło, przestać k ry ty k o w a ć to, co się już sk ry ty k o wało — to w łaśnie jest bodaj równie niemoźli- wem, ja k i przebicie m uru tam , gdzie w yjścia w kieru n k u rozpoczętego ru c h u się nie znalazło. Tołstoj nie cofnął się. Z czasem rozbił ten m ur, lub w ydało m u się, że go rozbił, albo raczej, p rzy p iąw szy sobie skrzy dła, utk an e z idei mo ra ln y c h ewangelii, uniósł się w górę i przeszedł ponad ogromem trudności ideowych. N a razie jednak bił głową o ścianę. Możeby ją rozbił. Ocalił go szczęśliw y zbieg okoliczności. Udało
— 38
-mu się zagłuszyć b u n ty sceptycznej m yśli na la t piętnaście. J ą ł tw o rzyć w tym duchu, k tó rego praw ow itości zaprzeczał, dla tej g arstk i inteligencyi, którą, jako pisarz, gardził.D o sk arb ca litera tu ry , z k tó rą nic wspólnego mieć nie chciał, rzucił dwie wielkie b ry ły złota, dw a rom anse: «W ojna i pokój» i «Annę K areninę», którym później m iał odmówić w artości. W zagłuszeniu zwątpień, w napięciu sił tw órczych w k ieru n k u w łaściw ym dziecku panującej k u ltu ry , w brew sceptyzm ow i co do w artości tego kierunku, do pomogło mu szczęście rodzinne. W 1862 roku Tołstoj się ożenił.
IX.
Małżeństwo. — Kryjówka rodzinnego szczęścia. — Go spodarstwo. — Działalność pisarska.
Z gubernii Sam arckiej p rzy b y ł Tołstoj do Moskwy. W domu p rzy jaciela swojego dr. Bersa w czasie częstych odwiedzin spotykał trz y po w abne jego córki. Zdaje się, źe w szystkie trz y p an n y nie b y ły względem Tołstoja obojętne. Z ty c h trzech, średnia, Zofia A ndrejew na p rz y padła m u do serca. O św iadczył się i został p rz y jęty. Chociaż sam liczył la t 34, a n arzeczona m iała la t 18 — różnica, któ ra w y d aw ała mu się zb y t wielką, gdy pisał wcześniej rom ans swój «Szczęście rodzinne» — m ałżeństw o jego okazało się n ad w y ra z szczęśliwem. U czucia m łodych
m ałżonków skreślone zostały przez Tołstoja,
k tó ry chętnie czerpie o brazy do swoich utw o rów z własnego życia, w rom ansie «Anna K a renina» w scenach pom iędzy Lewinem i K itty Szczerbacką.
— 40 —
«Moje szczęście w ydaje mi się zbyt wielkiem, a b y było naturalnem ! za co mnie spotyka on o ?— m aw iał Tołstoj do zony, ja k Lewin. «A mnie czem lepiej, tem w ydaje się naturalniej» — od pow iadała m łoda m ałżonka, jak K itty w ro mansie.
Żona sta ła się drogocenną pom ocnicą Tołstoja nie tylko w gospodarstwie, lecz i w pisarskiej jego działalności. Ona jedna um iała ułożyć w po rzą d k u k aw ałk i papieru, n a k tó ry c h pisał swoje utw ory, ona jedna um iała odczytać jego niew y ra ź n y c h a ra k te r pism a; przep isu jąc jego powie ści, zgad y w ała k u zdziwieniu Tołstoja prędzej, niż on sam, co m iały znaczyć krótkie sztry ch y, niedokończone w y ra z y , rzu can e niecierpliw ą dłonią gorączkow ego pisarza.
O bdarzyła go upojeniam i szczęścia rodzin nego, w y d ając n a św iat dziewięcioro dzieci. Oboje z zapałem zab rali się do w ychow ania uko ch a nej dziatw y. Kłopoty obszernego, n a d e r pom y ślnie rozw ijającego się gospodarstw a rolnego, czuw anie n ad duchow ym i fizycznym rozkw i tem dzieci, natężona działalność literack a, p rz y nosząca sław ę i dochody, zdrow a p ra c a w polu n a świeźem pow ietrzu z dziećmi w to w a rz y
stw ie kosiarzy i o raczy - w ło ścian , słodycz
żony i wesołe śm iechy dziecinne — w szystko to zapełniło życie Tołstoja, k tó ry był w ybornym gospodarzem, doskonałym mężem i ojcem. Przed
— 41 —
sam olubnem a sam odręczącem się swojem «ja» uciekł on do kry jów ki szczęścia rodzinnego. S tarczyło tego na la t piętnaście, póki pesym i sty czn y osad, ferm entujący zaw sze w głębinach Tołstojowskiej duszy, nie począł rozp rężać się, gęstym i w yziew am i podnosić się i zapełniać w szystkie z a k ątk i jego mózgu, zasłaniając sze rokim i ciem nym oparem zb yt drobne szczęście rodzinne, a ż ąd ając odeń, a b y rozw iązał ucichłe n a czas, a tera z znowu głośno k rzy c z ą ce z a gadki — zagadkę niedoli i zagadkę szczęścia ludzkości.
Zanim ta chw ila nadeszła, Tołstoj w ciągu wspomnianego okresu napisał dwie swoje w iel kie powieści: «Wojnę i pokój», jedyną epopeję rosyjską, do której w ciszy gabinetu długo zbie ra ł m a te ry a ły historyczne, chciw ie w czy tu jąc się w nie w samotności godzin roboczych, któ ry c h naw et żona p rze rw a ć nie śm iała, i p rze dziw ny rom ans «Annę K areninę», gdzie pokazał w n ętrza k o ch ający ch i cierpiących serc ludzkich.
X.
»Wojna i pokój«, jako epopeja narodowa. — Znaczenie woli jednostki i masy. — Ideowe sprzeczności. — N ie
zw yk ły mistycyzm.
Z a trz y m a jm y się n a chw ilę n a dwóch głó w n y ch dziełach Tołstoja - a rty s ty , które potępił następnie sam Tołstoj - m oralista, jakkolw iek w duchow ych w alkach A ndrzeja W ołkońskiego, w sen ten cyach P iotra Beruckiego i w odrodze niu się przez w iarę L ew ina znajdujem y te sam e nasiona m yśli m o ra ln e j, które w późniejszej działalności Tołstojowskiego ducha w y k w itły w kłosy ta k bujne i pełne. W ięc może autor odwrócił się od ty c h dzieł tylko dlatego, źe zbyt ciepłym i koloram i m alow ały one barw ne
bogactw a ży cia, z a trz y m y w a ły się z um i łowaniem a rty sty c z n e m n a lśn iący ch jego po zorach, nie wiodły w rażliw ości czy teln ik a na pustynie bezpłodnej askezy i n a z b y t b y ły w tr e ści i formie swojej — sztuką, i to sz tu k ą w a rstw górujących.
- 43 —
«W ojna i pokój» (nap. w r. 1864—1869) jest jed y n ą epopeją lite ra tu ry rosyjskiej, zdum iew a jąc ą m nóstwem świetnie skreślonych scen życia wojskowego i domowego, obrazów bitw i siela nek rodzinnych, p rze ry w a n y c h hukiem a rm a t
i rzężeniem u m ie rają cy c h , a nadew szystko
przenikliw ością an alizy psychologicznej, stan o w iącej głów ną siłę ta le n tu Tołstoja. Cokolwiek rzecb y m ożna w raz z niechętną dla Tołstoja k ry ty k ą o b ra k u zasad niczych i jasn y c h linij a rch itekton iczny ch w utw orze, o z a trac a n iu się postaci głów nych śród powodzi szczegółów ubo cznych, m alow anych z drobiazgow ą p ed an tery ą a rty sty , zamiłowanego w procesie pisania i lu bującego się w d etalach swojej roboty; cokol w iek m oźnaby zarzu cić historyozoficznej idei dzieła, w ylew nem u rezonerstw u przypiętej doń końcowej ro zp raw y o znaczeniu jednostki w r u chu dziejowym, w adliw ości potoku arty sty czneg o załam ującego się n a ra z i przepadającego w p ia sk ach rozum ow ania, nieswoistego b eletry sty ce — w ypadnie u zn ać w końcu, że dzieło to nosi n a sobie piętno czegoś olbrzym iego duchem. K ry ty czn e uwagi, n asuw ające się m yśli pod obu w skazanym i względami, słabną w swojej mocy, gdy zw ażym y, że Tołstoj, z ry w a ją c z ru ty n ą , nie m iał zam iaru pisać rom antycznej opowieści o losach jednej lub kilku postaci, k o ch ający ch się, żeniący ch się, lub um ierający ch w epilogu,
— 44 —
ale ro zta cz a ł w łaśnie epopeję, której jedynym bohaterem jest c a ły lud, naród, m asa ludzka, i s ta ra ł się w dziele swojem, opow iadającem o sta rc iu się żywiołowem olbrzym iej arm ii Na- poeleońskiej z Rosyą 1812 r. ro zw iązać z a g a dnienie o stosunku woli jednego człow ieka — Napoleona, do potężnego ru ch u ludzkiego oceanu w ra m a c h życia dziejowego. Nie łudzim y się, źe zagadkę tę rozw iązał; przechodzi to możność ludzkiego um ysłu, bo filozoficzna treść specyal- nego w y p ad k u historycznego — najścia Napo leona na Rosyę sty k a się z nierozw iązalnem za daniem m etafizycznem o wolności woli. Rozmaite um ysły będą je rozw iązyw ały po swojemu, tłu k ą c się zaw sze w błędnem kole. Próba rozw iąza nia Tołstojowska, k tóra wolę bohaterskich jedno stek sprow adza do zera, staw iając na jej miejsce jako podstaw ową, wolę m as — (wolę jednego sier żanta, pomnożoną przez tysiące, g dyby zechcieli oni oprzeć się rozkazow i pójścia na Moskwę) — próba ta bądź co bądź zasługuje n a uw agę lu dzi m y ślących, zw łaszcza, źe n a w ielu liniach zasadniczych sty k a się ona z ideami uczonych historyozofów i myślicieli.
P ozw alam y sobie jednak zarazem m niemać, że Tołstoj zapędził się aż do g ran ic k a ry k a tu ry , sta ra ją c się postać Napoleona zm niejszyć do k a rlic h rozm iarów , źe zby t złośliwie kreśli z a m iłowanie do pozy w w ielkim człowieku, k a ż ąc
— 45 —
Napoleonowi udawać rozrzew nienie wobec por
tre tu sy n a naw et wów czas, gdy ojciec - cesarz stoi sam otny Avobec tego p o rtretu w zam kniętej kom nacie, że naogół niekonsekw entny jest, bi c zując nielitościwie człowieka, k tó ry w jego oczach nie powinien był dźw igać żad ny ch win, skoro był tylko ślepem narzędziem w yższej woli. Dlatego nie możemy nie p rzy k la sn ąć w wielu w y p ad k ach wywodom rosyjskiego k r y ty k a i po ety Miereźkowskiego, choć w y try sn ę ły one ze źródeł prostolinijnie stosowanej idei N ietscheań- skiej i obleczone zostały w m gły m istycznych ekstaz nad wielkością Napoleona — gdy ten cie kaw y, choć b a łam u tn y pisarz oburza się n a za sadniczy ton Tołstojowskiej powieści, w y ra ż a ją c się w swoim nam iętnym języku, źe z olbrzym im człowiekiem stoczył bój w osobie Tołstoja « try um fujący duch lokaja Sm ierdziakowa» (z po wieści Dostojewskiego).
Zgodnie z zam iaram i swoimi, w ytkniętym i przez ideę ogólną utw oru, Tołstoj, obniżyw szy Napoleona, równolegle podniósł K utuzow a na
W yżyny. L ’esprit de contradiction Tołstoja poszedł
i w tym w y padk u śmiało przeciw ogólnemu są dowi historyków , n aw et ojczystych. Z resztą, kto zgodzi się n a założenia Tołstoja, usnute m ister nie i stw ierdzone jego zaw sze potężną dyale- k ty k ą , ten musi p rz y ją ć i jego wnioski ostate czne w poglądach n a K utuzow a, a odrzuci nasz
— 46 —
sąd jako zdaw kow y i o p a rty n a «płytkiem» po jęciu o bohaterstw ie, zmiaźdżonem rzekom o przez a u to ra «W ojny i pokoju».
Kutuzow jest wielkim, podług Tołstoja, bo «zrozum iaw szy wolę O patrzności, poddał pod Jej n a k a zy swoją osobistą wolę», jest wielkim, poniew aż «przedstaw ia w historyi niezw yk ły p rzy k ła d z a p arc ia się siebie», jest wielkim, «bo p rze jrz a ł z góry sens zachodzących zdarzeń dziejowych», p ro w adzący ch Napoleona k u zg u bie fata ln y m splotem w arunków , zimy, głodu, rozkładu m oralnego arm ii najezdniczej, d arem nego i w yczerpującego w yczekiw ania wiecznie g ro żących a nie zjaw iający ch się sił rosyjskich; jest wielkim, bo czekał cierpliwie, bo wiedział, że «Borodino było zw ycięstw em , źe koniec koń ców F ra n cu z i zostaną wypędzeni», jest wielkim w reszcie dlatego, źe stał się żywiołow ym w y r a zem woli narodowej, źe swoją osobowość stopił, ja k cu k ier w wodzie, w duchu ludu swojego». Nie został ocenionym, bo jego «prosta i skrom na, a przeto istotnie — w spaniała fig u ra nie pasuje do fałszyw ych form europejskiego bohatera, rz e komo rządzącego ludźmi, według zm yślenia hi storyków », k tó rz y nie w ierzą, źe «tylko dzia łalność nieśw iadom a m as przynosi owoce». Siłą historyi — zdaniem Tołstoja — jest in teg ral tj. sum a nieskończenie wielkiej ilości nieskończenie m ałych, czyli sp lą ta n y ch w zajem nie i
47
-jący ch się żądz i i nam iętności ludzkich. Poje dynczy człow iek nic tu nie znaczy. Z w y czajny człowiek, jakiś Piotr K a ra ta je w w żołnierskim m undurze, i jego sobowtór, Kutuzow, prosty człowiek w m undurze feldm arszałka, nadaje piętno w ypadkom , bo tak ich zw y czajn y ch ludzi jest k ilk a milionów, bo ich nic nie znaczące Wole osobnicze w skry stalizo w an iu m asowem stają się potęgą, kierow aną przez nieznaną W y ż szą Wolę, ku przeznaczeniom dziejowym. T ak ą jest filozofia Tołstoja w jego epopei, filozofia, prow adząca go do ukorzenia się przez świado mość nicości swojego «ja» wobec potęgi m aso wej woli, d u cha narodowego, objawionego w czło wieku zw y czajn ym — w chłopie.
Szorstko, rażąco w ygląda ten wniosek, k tóry WT całej swej nagości w y try sn ą ł nam z pod Pióra, ale nie m am y p raw a go przekreślić. Je st °n praw dziw y, dotyka pulsu tajem nej duszy Toł stoja, rozjaśniając dalszy jej pochód rozwojowy. Tołstoj jest najciekaw szym okazem m istyka, jest m istykiem bez mgły, bez niejasności, posiadają cym pozory niesłychanej trzeźw ości m yśli, p ro stym i p rzejrzy sty m , jak jego styl, jest m isty kiem, sch y lający m głowę przed m ocą fak tu em
pirycznego. G arstk a inteligentów , rozłam ana
w duchow ych sprzecznościach, chw iejna i cze piająca się rozm aitych idealików w nieskończo- nych kłótniach ideowych, ze zm ienną g rą p rz y
— 48 —
padkowo w y g ra n y c h w alk i przeg ran y ch , zgo- > tow anych przez ciągle postępujący czas — nie im ponuje mu. Ciężka, nieruchom a, milionowa m asa, od wieków ży ją c a w jednych i ty c h sa m ych form ach, o p arta na podstawie mocnej w iary swojej, jest faktem em pirycznym , który impo
nuje m u swoimi rozm iaram i. Stąd «narodni-
czestwo» Tołstoja, stąd jego schłopienie się, stąd jego chry styanizm , stąd miłość dla roli, stąd ukojenie ducha na w zór spokoju duchowego tej m asy. Poza em piryę tego fak tu Tołstoj nie sięga, nie chce i nie może sięgnąć. D rugi fa k t em piryczny — istnienie wielomilionowych m as, ro zw ijający ch się na Zachodzie w innych form ach k u ltu ry i polityki, a n a W schodzie a z y a ty c k im pędzących życie w in n y ch form ach w iary, dla m yśliciela, m ieszkającego dziesiątki la t w Jasn ej Polanie, jest zb y t dalekim , z a tra c a w yrazistość konturów , nie w strząsa sceptycznie kolum n jego w iary, gdy ra z zw yciężył swój sceptycyzm . Ale mimowoli odbiegliśmy zb y t d a leko — do okresu ostatnich la t Tołstoja. W epoce, o której mówimy, sceptycyzm jeszcze czaił się w z a k ątk a ch duszy pisarza i m iał potem dopiero w ybuch n ąć z m ocą żywiołową.
U w ażaliśm y jed nak za stosowne p rzy roz biorze idei «W ojny i pokoju», które w przyszło ści rozw inąć się m iały w pełni, rzu cić nieco św iatła krytyczn eg o na «narodniczestwo»
stoją, n a jego stosunek en tu z y a sty c z n y do he roizmu ludu rosyjskiego. Musieliśmy to uczynić na tem miejscu, tern bardziej, źe polskiemu bio grafowi Tołstoja z konieczności szum ią w uszach słowa M ickiewicza: «biedny Słowianinie! jeden znasz tylko heroizm — niewoli», źe m u przeto trudno podążyć w ślad rosyjskiego biografa Toł stoja, Eugeniusza Sołowjewa, podkreślającego
z zachw ytem «rusofilstwo i narodniczestwo»
wielkiego pisarza. Spieszym y jednak z zastrze żeniem, źe g ru b y p ancerz pobożnej karności, Wzorowanej n a «poddaniu się» prostego ludu, p rz y k ry w a w danym w y padku pierś, bijącą po tężnym protestem przeciw wszelkiej niewoli, co nie powinno zdziw ić tych, k tórzy zrozumieli, ile niekonsekw encyi mieści w sobie niepospolita, bogata dusza tego genialnego człowieka. O ty m proteście w ypadnie nam jeszcze pomówić...
Ile sprzeczności mieści w sobie powieść «W ojna i pokój», w a ru n k u ją c y c h sprzeczność w rażeń czytelników , dowodzi fakt, źe Dostojew ski, k tó ry ch y b a potrafił zrozum ieć to, co c zy tał, pod w rażeniem tego dzieła w yrzek ł o a u to rze słowami pism a: «powiedział szaleniec w sercu swojem, źe niem a Boga». C zytelnik nasz zdziwi się, pom nąc c y ta ty o «W yższej woli», o «Opa trzności» z tego dzieła. Oczywiście w tej Woli Tajem niczej Tołstoj za m ało podkreślił
— 50 —
mość i boskość, za mocno jej potęgę żywiołową. Oto znowu n atra fia m y na ślad zawiłej ścieżki myśli. Trudność tą w yjaśnim y, k reśląc niżej ogólną fizyonomię duchow ą Tołstoja.
XI.
Anna Karenina. — Tryum fy literackie. — Zmienne uspo sobienia. — Głód śród Baszkirów.
W ypad a nam stów k ilk a powiedzieć o d ru gim w ielkim rom ansie «Annie K areninej». Z a b ra ł się Tołstoj do niego po odrzuceniu planów stw orzenia powieści z epoki P iotra wielkiego, a następnie z epoki D ekabrystów . U czynił to po przestudyow aniu odnośnych m atery ałó w histo ry czn y ch . Do Piotra I. zniechęcił się, przyszedł szy do poglądów biegunowo sprzeczn y ch z p a nujący m i sądam i o wielkim reform atorze. W c h a ra k te rz e P iotra nie znalazł nic pociągającego, same cechy złe. Sądził, źe Piotr założył P eters bu rg tylko dlatego, aby zdała od nieżyczliw ych dlań bojarów m oskiewskich mógł swobodniej oddać się niem oralnem u życiu. W reform ach jego w idział naśladow anie najokrutn iejszy ch p raw Współczesnego Zachodu, m ianowicie saskich. W zdryg nął się przed k a rą śmierci carew icza
4*