146
R ecen zjepoznawać raczej jako wzory i przykłady, n iż jako im m anentnie niezbędne in form acje.
K siążka K uhna w obecnej postaci n ie jest jednak podręcznikiem . Przeznaczona jest dla szerokiego grona czytelników. N apisana została z m yślą n ie tylko o spe cjalistach w dziedzinie nauk przyrodniczych, lu b też historycznych, lecz, jak sam autor w kilku m iejscach podkreśla, przeznaczona jest jednakow o dla jednych i drugich oraz dla czytelników, którzy w ykształcenia w tych dziedzinach nie ode brali. Przeznaczenie książki dla tak szerokiego kręgu odbiorców w yw arło w idoczny w p ły w na przyjętą w miej m etodę podaw ania inform acji. Szczególnie rzuca się to w oczy w w ypadku inform acji o zjaw iskach i koncepcjach astronom icznych. A utor bowiem , przeznaczając swą pracę rów nież dla ludzi całkow icie n ie obeznanych z tą gałęzią nauki, dążył do m aksym alnej zrozum iałości w ykładu. Tem u celowi służą m iędzy innym i liczn e w ykresy i rysunki zaopatrzone w w yczerpujące w yjaśnienia, które stanow ią z reguły w ariant objaśnień zaw artych w tekście. Laikowi ułatw ia to zrozum ienie om awianych w książce zjaw isk i koncepcji, jednakże czytelnik bar dziej obeznany z astronomią odczuje to jako nużącą rozw lekłość. Podobne w raże n ie m oże odnieść czytelnik znający głów ne fak ty z historii m yśli europejskiej w zw iązku z dużą ilością inform acji encyklopedycznych z tej dziedziny.
Mimo usterek, w ynikających z komprom isu m iędzy potrzebam i czyteln ik ów bardziej i m niej w ykształconych w historii ¡nauk ścisłych i filozofii, książka Kuhna, jak się w ydaje, m oże rzeczyw iście, zgodnie z zam ierzeniem autora, być in teresu jącą lekturą dla szerokich kręgów czytelników . N ależy ją bow iem uznać za dobrą popularyzację n ie tylko astronomii planetarnej i n ajw iększego przewrotu w jej dziejach, lecz także p ostaw y badawczej w spółczesnego historyka nauki. Jest jed nocześn ie pozycją, która m oże zainteresować rów nież historyka nauk ścisłych, jak też historyka m yśli europejskiej, bo, chociaż n ie opiera się ma badaniach źródło w ych i n ie odkrywa now ych faktów , stanowi jednak udaną, jak się w ydaje, próbę now ego ujęcia faktów już znanych i w ielokrotnie opisywanych.
J e rzy D rew n ow ski
Vasco H o n c h i , S toria d el cannocchiaile. P on tificia Acoadem ia delle Scienze, Cittá d el Vaticano 1964, ss. 121 *.
Znany uczony w łoski, optyk i historyk nauki Vasco Ronchi, op isał okoliczności, które poprzedziły i spowodow ały jeden z najdonioślejszych w ynalazków w dziejach nauki: w ynalazek lunety, ze szczególnym uwzględnieniem prac G alileusza w tej dziedzinie *.
Jeszcze w czasach odrodzenia poglądy na istotę w id zen ia tk w iły korzeniam i w filozofii grecko-rzym skiej. Filozofow ie i uczeni n ie dow ierzali wzrokowi jako inform atorowi o św iecie zewnętrznym . Zasady tej przestrzegano powszechnie w czasach starożytnych i średniow iecznych; tym też tłum aczy się nadal nieufność
* Ta sarna praca w eszła rów nież w skład 3-tom ow ej publikacji Zbiorowej M is
cellanea G alileiana, w ydanej jako t. 27 serii P ontificiae A cadem iae S cientiarum ecripta varia. C itta del V aticano 1964; stąd w om aw ianej książce, powstałej jako
nadbitka, zachow ała się num eracja stron: 727— 848.
1 Por. prace Vasca R onchiego na ten sam tem at, m.in.: II cannocchiale di G alileo
e la scienza d el Seicento. Milano 1958; G alileusz, m istrz tech niki. „Kwartalnik H i
storii Nauki i T echniki”, mr 3/1964, ss. 259—275; por. rów nież w tym że nrze „Kwar talnika”, ss. 359— 362, artykuł recenzyjny o kilku innych pracach tego autora w za k resie w ym ienionej problem atyki: Armin T e s k e, G alileusz w św ietle d a w n ej
R ecen zje
147
•wielu uczonych początku X V II w . w stosunku do odkryć teleskopow ych. N aw et Leonardo da V inci tw ierdził, że zaw ierzenie w zrokow i jest rów now ażne ignoran cji. IZaliczenie przeto lu nety do kategorii przyrządów naukowych, inform ujących o św iecie zewnętrznym , napotykało n a w ielk ie przeszkody natu ry filozoficznej.
Do postępu technicznego w optyce przyczyniali się w ięc rzem ieślnicy, szukając sposobów zaspokajania potrzeb życiow ych dobrego w idzenia; chodziło o czyw iście o okulary. W edług E. R o sen a 2 pod koniec X III w . ((1280— 1285) stw ierdzono, że lu dzie starzy, um ieszczając przed oczami w ypu kłe szkiełka, m ogli w idzieć w yraźnie z bliska tak, jak ludzie m łodzi. Rozwój techniki okularow ej przyczynił się do pow stania pierw szych koncepcji konstruow ania lunet.
Pod koniec X VI w. ukazała się książka M agia n atu ralis <1589), której autorem b ył neapołitańczyk D ella Porta. W k siążce tej n ie tylk o b yły opisane soczew ki, a le podana b yła su gestia w ykon ania przyrządu optycznego złożonego z dwóch so czew ek: jednej zbierającej, drugiej zaś rozpraszającej, czyli lu nety w ty m układzie,
jaki został zastosow any przez G alileusza. W k ilk a la t później Porta w ydał ksią żeczkę De refraction e (1593), w której próbował sform ułow ać teorię soczew ek. W 11 lat później ukazało się dzieło K eplera P aralipom en a ad V itellion em (1604), gdzie dane b yły podstaw y naukow e optyki.
P ierw sze lu nety zostały skonstruow ane n ie w oparciu o rozważania n auk ow e, lecz drogą empiryczną, w w yniku pracy rzem ieśln ików -optyków . R onchi tw ierdzi, że pierwszą lu netę w ed łu g schem atu podanego przez D ella P ortę skonstruow ano w e W łoszech około 1590 r. Tw ierdzenie to opiera n a w ypow iedzi Izaaka B eeckm ana z 1634 r., że Zachariasz Janssen z M iddelburga w Holandii skonstruow ał po raz p ierw szy lu netę w 1604 r., naśladując otrzymaną z W łoch lu netę, na której b ył napisi: anno 1590. Inform ację tę Beeckm an otrzym ał od syna Zachariasza Janssena. Janssen n ie opatentow ał konstrukcji sw ej lunety, uczynił to dopiero Jan Lipperhey w 1608 r. i dlatego uważany jest za pierwszego konstruktora lunety.
Lunety holenderskie n ie w yw ołały początkowo w ięk szego zainteresow ania. P rze de w szystkim , zgodnie z ów czesnym i poglądam i n a istotę w idzenia, podejrzewano, że obrazy w idziane przez lu nety są złudzeniem optycznym , a poza tym lu n ety w y konyw ane przez rzem ieśln ików holenderskich b yły bardzo niedoskonałe, p o w ięk szały też oo n ajw yżej trzykrotnie. Przyrządy te traktow ano raczej jako ciekaw ostkę, w tym charakterze w ykon yw ano je rów nież i w W enecji.
W 1609 r. lunetą zainteresow ał się Galileusz, podówczas profesor m atem atyki uniw ersytetu w Padw ie, należącej do Republiki W eneckiej. G alileusz w zakresie optyki m iał w tedy bardzo skrom ne przygotowanie. Zapew ne znane mu b yły obie w spom niane w yżej książki D ella Porty z lat 1589 i 1593, natom iast nie znał jeszcze dzieła K eplera Paralipom ena ad V itellion em .
G alileu sz dowiedział się o w ynalazku lu n ety z korespondencji w B audouérem z Paryża. Ronchi przytacza argum enty przem awiające za tym , że G alileu sz n ie skopiow ał lu net przyw iezionych do W łoch zza gór z północy, lecz dał im w łasn ą oryginalną konstrukcję. Obdarzony n iezw yk łą intuicją, w idział w ielk i pożytek, jaki mogą przynosić lu n ety i podszedł do ich konstruow ania z najw iększą sta rannością: dążył do w ykon yw ania lu net m ożliw ie n ajw yższej jakości optycznej,
co w yraźnie w sw ych pism ach zaznaczał. N ie b yła to zatem praca rzem ieślnicza, lecz praca uczonego, choć G alileusz lu nety w ykon yw ał masowo.
Dążenie do konstruow ania lu n et m ożliw ie n ajw yższej jakości optycznej pozw o liło G alileuszow i n a uzyskiw anie tak dużych powiększeń, jakie b y ły niem ożliw e do osiągnięcia w lunetach budowanych przez rzem ieśln ików holenderskich. T oteż już po kilku m iesiącach od w łączenia się G alileusza do w ykon yw ania lu net sytuacja,
2 The In ven tion of Eyeglasses. „Journal of H istory o f M edicine and A llied
148
R ecen zjejeśli chodzi o szerszą opinię publiczną, zm ieniła się radykalnie. Natom iast ze św ia tem naukow ym — chronionym przez uznaw ane w ted y pow szechnie autorytety naukow e filozofów starożytności i prestiż dw u tysiącletniej nauki — trzeba było sto
czyć ciężką w alk ę, którą m ógł podjąć tylko człow iek z takim charakterem, jakim b ył obdarzony Galileusz.
Ronchi relacjonuje dobrze znane odkrycia, których dokonał Galileusz, patrząc przez w ykon yw ane przez siebie lu nety n a niebo. Opisuje też przewrót, jaki doko n y w a ł się w poglądach n a św iat w w yn ik u ty ch odkryć. W dużym stopniu przy czyniała się do n iego ożyw iona propaganda lu net, prowadzona bardzo skutecznie przez G alileusza: trafiły one do w ielu krajów , w tym na dwory panujących. W re cenzow anej pracy nakreślone są również postaw y, które zajęli K epler i Porta w sto su nk u do lu n et G alileusza, jako dwaj jego adwersarze.
S zczegółowo ponadto opisana jest ostrożność, z jaką G alileusz podchodził do ogłaszania w yn ik ów sw y ch obserwacji: kom unikow ał o nich w postaci anagramów, których rozw iązanie ogłaszał w dogodnym dla siebie czasie. O bszernie zostały om ó w ion e rów n ież okoliczności, jakie tow arzyszyły odkryciom G alileusza, w szczegól ności akcja prowadzona przez przeciw ników lunet.
G alileusz i zw olennicy lu n e t w yszli iz tej w alki zw ycięsko. W prawdzie typ lu nety zaproponowany przez G alileusza n ie utrzym ał się w astronom ii, zastąpił go bow iem typ zaproponowany przez K eplera w jego dziele D ioptrice, w ydrukow a n ym w 1611 r. Jak wiadom o, luneta K eplera zasadniczo tym różni się od lunety G alileusza, że jako okular m a soczewkę zbierającą, a n ie rozpraszającą. P ierw szy m odel lu n ety K eplera skonstruow any został przez K rzysztofa Scheinera w 1613 r.
Lecz najdonioślejsze znaczenie dla postępu nauki m iała zdecydow ana postaw a G alileusza, że lu n ety n ie są instrum entam i zwodniczym i, ukazują n atom iast św iat realny i w sk u tek tego przynoszą „bezcenny pożytek”.
W zakończeniu studium, które Ronchi doprowadził do pierwszych dwóch lat odkryć teleskopow ych G alileusza, autor u w yp uk lił znaczenie filozoficzne tych od kryć, sprow adzające się do obalenia tezy, panującej w nauce od dwóch tysięcy lat i streszczającej się w zdaniu: Non p o te st fie ri scien tia p er visurri solum.
W zaufaniu do zm ysłu w zroku jako inform atora n aukow ego w św ie cie z e w nętrznym Ronchi w idzi słusznie początek now ej epoki w dziejach nauki. W astro n om ii w ciągu 300 lat w rażenia optyczne stały się jedynym inform atorem o ciałach n ieb ieskich i dopiero w bieżącym stuleciu ich m iejsce zajęły mletody fotograficzne i fotoelektryczne.
Eugeniusz R yb k a
Maria B o g u c k a, Z ycie codzienne w G dańsku, w ie k X V I—XV II. Państw ow y in sty tu t W ydawniczy, W arszawa 1967, ss. 231, ilustr. 55.
„Wśród barwnego tłum u, przelewającego się gdańskim i ulicami, można było od czasu do czasu ujrzeć skrom nie i poważnie w ciem ne szaty odzianego m ęża, z p li kiem papierów lu b k siąg pod pachą. To jeden z reprezentantów św iata nauki, pro fesor Gim nazjum [Akadem ickiego], uczony, badacz, w iększość dnia spędzający nad studiam i, przynoszącym i m iastu niem ałą chw ałę”. Oto próbką stylu, w jakim n a pisana jest praca M: Boguckiej o Gdańsku w w iekach X VI i XVII, w ydana w PIW -ow skiej serii przedstaw iającej życie codzienne w różnych krajach i m ia stach w różnych epokach historycznych.
C ytow any fragm ent pochodzi z rozdziału poświęoonego nauce w siedem nasto w iecznym Gdańsku: U czeni m ężow ie <s. 199). A utorka pisze tu o gdańskim ośrodku