• Nie Znaleziono Wyników

Warszawa, dnia 8 lutego 1914 r.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Warszawa, dnia 8 lutego 1914 r."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

/

Jsfb. 6 ( L 6 5 2 ) . Warszawa, dnia 8 lutego 1914 r.

PRENUMERATA „W SZEC H ŚW IA TA", W Warszawie: ro czn ic rb. 8, kwartalnie rb. 2.

Z przesyłką pocztową ro czn ie rb. 10, p ó łr. rb. 5

PRENUMEROWAĆ MOŻNA:

W R edakcyi „W szechśw iata" i w e w szystk ich k sięg a i- niach w kraju i za granicą.

R edaktor „W szechświata'* p rzyjm uje ze sprawami redakcyjnem i co d zien n ie od god zin y 6 do 8 w ieczorem w lokalu redakcyi.

A d r es R ed a k c y i: W S P Ó L N A Jsfis. 37. T elefon u 83-14.

P R Z Y S T O S O W A N I E I E W O L U C Y A .

Je s t prawdą zupełnie oczywistą i nie­

zaprzeczoną, że kształty i sposób życia istot żyjących są w ciągłej zależności od warunków ich bytu.

Oczywistość ta je d n ak znika, gdy cho­

dzi o głębsze wniknięcie w treść rzeczy i o zrozumienie jej właściwego znaczenia.

Tu wyłaniają się dwa przeciwne poglą­

dy. J e s t szkoła utrzym ująca, że budowa organizmu powstaje poza środowiskiem, w którem dane mu je st żyć—i że je d y ­ nie zmiany powstałe w tym organizmie niezależnie od środowiska są dziedziczne.

Zmiany zaś powstałe pod wpływem tego środowiska, trw ają tylko tak długo, ja k ten wpływ, i nie mogą w żadnym przy­

padku stać się modyfikacyami stałemi, trw ającem i poprzez następne pokolenia.

Inna szkoła sądzi, że tak budowa or­

ganizmu, ja k i wszelkie mogące w niej zajść zmiany w ynikają z przystosowania, które właśnie j e s t ową zgodnością mię­

dzy organizmem a jego środowiskiem.

Przystosowanie to może być indyw idual­

ne i związane ze środowiskiem; czasem ;

je d n ak staje się dziedzicznem i pozostaje nawet po zniknięciu okoliczności, które je spowodowały. W przeciwieństwie tych dwu stanow isk leży p un k t ciężkości za­

gadnienia, które nas zajmuje.

Boć względnie do tego, czy zmiany wywołane w organizmie pod wpływam środowiska są tylko czasowe i powierz­

chowne, czy też u trzym ują się one w ca­

łym szeregu pokoleń— kw estya przysto­

sowania ma tylko drugorzędne, lub prze­

ciwnie, ogromnie ważne znaczenie.

I.

Zagadnienie odziedziczania „cech n a ­ bytych" weszło w dziedzinę spekulacyi naukowej dopiero w początku XIX-go stulecia. W ted y właśnie J. B. Lamarck, rozważając fakty zaobserwowane przez siebie w ciągu studyów nad zwierzętami bezkręgowemi, określił ogół istot żyją­

cych, jako nieprzerwany ciąg przemian ściśle związanych z w arunkami ich bytu, odziedziczanie cech n abytych stało się nieodzowną podstawą jego systemu. Pó­

źniej Darwin przyjął je, zresztą, bez dy- skusyi, jako w ynikające z licznych spostrzeżeń i doświadczeń.

(2)

82 WSZECHSWIAT M 6 Zdanie przeciwne było w ypowiadane

niejednokrotnie. Stało się ono jed n ak przyczyną rzeczywistych sporów dopiero, g dy W eism ann stał się je g o zręcznym i w ytrw ałym obrońcą. Jąd rem jeg o te- oryi jest, że każda istota żyjąca składa się z dwu niezależnych od siebie części, nazw anych germ en i soma — pierwszy niezmienny, a w każdym razie niemogą- cy się zmieniać pod o p ły w e m drugiego;

drugie, obejmujące cały organizm z w y­

ją tk ie m gruczołów płciowych (germenu), ulega najrozm aitszym zmianom pod w pły­

wem środowiska. Zmiany te je d n a k b ę ­ dąc ściśle miejscowemi, nie mogą w ża­

dnym razie stać się dziedzicznemi, gdyż jed y n ie germen, który nie podlega ża­

dnym wpływom zew nętrznym , przecho­

dzi z pokolenia na pokolenie. Zmiana dziedziczna może powstać tylko ze współ­

działania gametów męzkich i żeńskich podczas zapłodnienia. Niepodobieństwem byłoby je d n a k twierdzić, że gruczoły płciowe nie podlegają nigdy wpływom zewnętrznym. Dlatego też Weismann uznał, że o ile zmiana ja k a ś w soma osobnika pozostaje i u jego potomków, to zmiana ta nie przeszła z soma n a g e r ­ men, lecz została n ab y ta równocześnie i niezależnie przez soma i germen (in- dukcya równoległa Dettoego, naślado­

wanie soma przez germen). W każdym razie żmiany te dla Weismanna i weis- mannistów nie byłyby „cechami naby- te m i“.

Ograniczają oni znaczenie tego te rm i­

nu do zmian wywołanych w soma przez wpływ czysto miejscowy (obrzezanie, wrażenia i t. p.). Gdy zaś cechy w y n ik a­

jące ze zmiany w „budowie ogólnej"

umiejscowiają się w jakimkolwiek p u n k ­ cie ciała—to j e s t to indukcya równoległa.

W soma środowisko wywołuje cały szereg zmian zgodnych z rodzajem życia zwierzęcia i tworzących „przystosowanie bezpośrednie14. Wpływ zaś środowiska na germ en byłby bardzo ograniczony, niewywołujący żadnych modyfikacyj rze­

czywistych. Germen bowiem zawiera, wedle tej teoryi, wielką liczbę je d n o stek niezależnych (determinanty, cechy, geny i t. p.), niewiadomego pochodzenia, z któ­

rych jedne w ciągu tworzenia się osob­

nika pozostają biernemi, inne zaś u ze­

w nętrzniają się — i tworzą cechy tego osobnika. Pod wpływem okoliczności ze­

w nętrznych zostają wprowadzone w ruch te jedności, a nie inne, zresztą bez związ­

ku koniecznego między jednością u jaw ­ nioną, a danym wpływem.

Dopiero wtedy „zmodyfikowany11 orga­

nizm albo nie będzie mógł wyżyć w d a ­ nych okolicznościach, albo się do nich przystosuje, ale dopiero za pośrednictwem doboru będzie to więc „przystosowanie pośrednie11.

Te jed n ak zmiany zarodkowe, nieokre­

ślone co do wpływów zewnętrznych, któ­

re je uwidoczniają, istniałyby według W eism anna wszystkie w organizmie, od­

powiadając tyluż jeszcze nie zaszłym okolicznościom. Pojęcie więc przystoso­

wania pośredniego pociąga za sobą poję­

cie „przedprzystosow ania“ („preadapta- cyi“)> „przystosowania uprzedzającego środowisko1' (Dayenport).

Wniosek stąd jasny: przystosowanie pośrednie w niczem nie zmienia istoty organizmu. D ana jed n o stk a pozostaje tem, czem była—i przekazuje swym po­

tomkom wszystkie „cechy"—bez względu na to czy są ukryte, czy też jawne. Nie­

zależnie od swego kształtu istota żywa pozostaje zawsze zasadniczo tem samem, dziedziczność zlewa się tu z niezmien­

nością.

II.

D yskusya staje się tutaj najzupełniej czczą, gdyż pojęcie „g erm en u“ niezależ­

nego od „soma“ je st pojęciem dogma- tycznem, mało pozostawiającem miejsca na naukowe wytłumaczenie zjawisk.

Dzięki zręcznemu dowodzeniu, lub też bezzasadnemu twierdzeniu można zawsze zaprzeczyć pochodzenia somatycznego zmiany dziedzicznej, ponieważ zmiana ta k a musi być—według poglądów weis- mannistów —n atu ry germinalnej.

Należy więc, niewchodząc w bezowoc­

ne spory, zdać sobie sprawę z tego, czem je s t i czem być może żyjący organizm.

Trzeba odrazu przyznać, że myśl roz­

łożenia organizmu na dwie obce sobie

(3)

JSIa 6 WSZECHSWIAT 83 części spoczywa na niezbitych danych

morfologicznych. U niektórych zwierząt, specyalnie u owadów, komórki, z których m ają powstać gruczoły płciowe, oddzie­

lają się od reszty komórek w samym prawie początku brózdkowania (segmen- tacyi). P y tan ie jednak, czy podział ten odpowiada podziałowi rzeczywistemu, czy są to dwa organizmy żyjące niezależnie jeden od drugiego.

Otóż, bez wątpienia, komórki płciowe tw orzą część nieoddzielną danego orga­

nizmu i biorą udział w całości zmian, które w nim zachodzą. Każda zmiana, zachodząca w jakiejkolwiek części indy­

widuum, odbija się naty ch m iast i z bez­

względną koniecznością na wszystkich innych jej częściach. Gruczoły płciowe zachowują się pod tym względem zupeł­

nie ta k samo, ja k jakikolwiek inny n a­

rząd danej jednostki, prędzej czy później zdobywają one indywidualność morfolo­

giczną, nietracąc przez to bardzo ścisłej ciągłości fizyologicznej z resztą. W chwili gdy wydzieliny wewnętrzne (hormony) odgryw ają ta k pierwszorzędną rolę w po­

szukiwaniach biologów, niepotrzebnem staje się podkreślanie tej podstawowej jedności. Jedności tej nie można podać w wątpliwość naw et ze względu na ró­

żność zasadniczą między plazmą zarod­

kową, a plazmą somatyczną, z których pierwsza tylko—wedle pierwotnego p u n k ­ tu widzenia W eism anna — zawierałaby całość „właściwości dziedzicznych “ i je­

dynie byłaby w stanie utrzymać ród.

Tym poglądom przeciwstawiono n a ty c h ­ m iast zjawiska odradzania się (regene- racyi), gdzie z jakiejkolwiek części orga­

nizmu powstaje całkowite indywiduum, z narządam i płciowemi włącznie.

Te niezaprzeczone takty zmusiły W eis­

m anna do zrobienia ustępstwa, które, w rzeczywistości, je st równoznaczne z oba­

leniem całego jego systemu: uznał on, że każda komórka soma zawiera mniej lub więcej znaczny ślad plazmy zarodkowej;

pomimo to jednak, zmiany zaszłe w soma nie mogłyby być w żadnym razie p rze­

lane na germen, jestto przyznanie isto t­

nej tożsamości między różnemi częścia­

mi organizmu i w ich stosunkach rze­

czywistych.

Jedność ta je s t niemniej zupełną, gdy, rozpatrując j ą z innego stanowiska, za­

stanowimy się nad rozkładaniem organi­

zmów na „determinanty", czy też „ce­

chy “ („charaktery"). Spekulatywna ta teorya znalazła oparcie w odkryciu, że jąd ro komórki rozpada się w czasie po­

działu na chromozomy, w których wi­

dziano ja k b y zgrupowanie ziarnek. Chro- mozomom przypisano znaczenie podłoża dla „właściwości dziedzicznych1', a każde z ziarnek stało się odpowiednikiem j e ­ dnej z tych właściwości, jej cechą, czy determinantem, przechodzącym całkowi­

cie z jednego osobnika do drugiego w se- ryi pokoleń.

Pojęcie to, pomimo poważnego zakwe- styonowania wartości chromozomów, po­

zostało do dziś dnia pod rozmaitemi for­

mami i nazwami. Tej koncepcyi „cech“

można przeciwstawić poważne zarzuty.

Ja k oddzielne narządy, tak i ich części, i części tych części, muszą być między sobą w ciągłych stosunkach, tak, że k aż­

de zjawisko zachodzące w jednej z nich odbija się na innych. Zarzut główny j e ­ dnak je s t n atu ry logicznej, boć cechy danego organizmu nie istnieją same w so­

bie, nie mają istnienia rzeczywistego.

W ypływają one z konieczności rozbicia całości na części, aby j ą zbadać i opisać;

analiza ta je s t najzupełniej dowolna, bar­

dzo rozmaita, stosownie do tego, pod j a ­ kim względem badanie chcemy przepro­

wadzić. „Cechy11 te istnieją tylko w n a ­ szym u m y śle—nie w rzeczywistości. Poj­

mując ted y organizm, jak o całość, której wszystkie części, ściśle z sobą połączone, z tego połączenia właśnie czerpią swe właściwości, zrozumiemy łatwo, że zni­

knięcie jakiejkolwiek części organizmu zmienia natychm iast jego całość. Z d ru ­ giej strony część oddzielona traci właści­

wości, które posiadała będąc połączona z całością. Lecz i tu zwolennicy nieza­

leżnych „cech11, czy „determ inantów 11, niechcąc widzieć zmiany w całości, a trzym ając się bezpośrednio widocznych faktów, wynaleźli „cechy wspólczynne11 (korelatywne).

(4)

84 WSZEC HS WIAT JMś 6

Nie w y starcza je d n a k pojmowanie or­

ganizmu, jako całości. J e s t on bowiem znów tylko częścią całości większej, k tó ­ rą nazyw am y środowiskiem, z którem organizm ten pozostaje w ciągłym i ko­

niecznym związku.|

Między organizmem, a środowiskiem zachodzą ciągłe rnajfozm aitsze wymiany;

razem zaś tworzą one kompleks nieroz- dzielny, w którym często niełatwo je s t powiedzieć, gdzie kończy się pierwszy, a zaczyna drugie. Zmianie jednego musi więc odpowiedzieć zawsze zmiana d r u ­ giego.

III.

Takie je s t pojęcie organizmu, z którem p rz y s tęp u jem y .d o zbadania zagadnienia przystosowania.

Bardzo często przystosowanie pojmo­

wane j e s t w znaczeniu ściśle morfolo- gicznem; rozpatryw any je s t jed y n ie zwią­

zek mogący istnieć między pewnemi n a ­ rządami, a pewnym sposobem życia, ja k gdyby wpływ w arunków zew nętrznych powodował zmiany organizmu w jednym tylko określonym kierunku, z wyłącze­

niem wszelkich innych, ja k gdyby ta zmiana była pierwotnie powierzchowną i miejscową.

Tak pojmowane przystosowanie zawie­

ra pierw iastek finalizmu w znaczeniu w ypełnienia pewnego z góry postawione­

go planu. Zresztą, tru dn o j e s t zdać so­

bie sprawę, dlaczego przystosowanie s ta ­ wałoby się nieoddzielną częścią organi­

zmu, trw ają cą w ciągu kilku pokoleń, jeżeli byłoby ono tylko miejscową zm ia­

ną morfologiczną.

W rzeczywistości, morfologiczny punkt widzenia j e s t tylko je d n ą ze stron pro­

blemu i to stroną drugorzędną. P rzy sto ­ sowanie może mieć ja k ieś znaczenie ty l­

ko w tedy, g dy uważane będzie za zja­

wisko ogromnie złożone, którego treść zaw iera się w istocie układu wymian między organizmem a środowiskiem; boć możliwość, czy też niemożność życia dla organizmu wypływ a z ty ch układów w y ­ m ian—i z nich jedynie.

Stąd jed y n e właściwe określenie: przy­

stosowaniem nazwiemy zjawisko, zacho­

dzące, gdy organizmy żyją i rozmnażają się w pewnych warunkach, odpowiada­

jący ch pewnemu układowi wymian, i gdy stąd w ynika nieustanne przybywanie no­

wych ilości m ateryi żyjącej. Tak zrozu­

miane przystosowanie zależy więc od zjaw iska głębokiego, dotyczącego orga­

nizmu w jego całości, w samej jego b u ­ dowie, od zjawiska ściśle związanego ze środowiskiem, w którem żyje organizm.

Ody środowisko zmienia się, przystoso­

wanie w zasadzie przestaje istnieć, gdyż układ wymian zmienia się współrzędnie;

nowy ten układ może nie być współmier­

nym z istnieniem organizmu. Jeżeli zaś nim je st, to organizm przystosował się na nowo, jakikolw iekby był kształt mor­

fologiczny, wyrażający to przystosowa­

nie. Kształt te n może być analogiczny z poprzednim, gdyż ogromnie podobne postaci mogą zbiegać się z różnemi u k ła ­ dami wymian, wypływającemi z przysto­

sowania.

Takie układy wymian nie powstają oczywiście odrazu. Gdy umieszczamy do­

świadczalnie jakiekolw iek istoty żyjące w nowem środowisku, widzimy jasno, że życie ty c h stworzeń je s t z początku nie­

zbyt pewne, i możemy śledzić, obserwu­

ją c rozmaite jednostki, wszystkie stopnie przystosowania. Niektóre rychło umie­

rają; inne żyją czas krótszy lub dłuższy, ale j e s t to raczej w egetacya niż życie;

inne, żyją życiem czynnem, nie ro zm n a­

żają się jednak, i te są przystosowane indywidualnie; inne, nakoniec, w ydają potomstwo, i wtedy przystosowanie je s t zupełne, dotyczę całego rodu. W ten spo­

sób zmiana środowiska wywołuje roz­

maite skutki, począwszy od śmiertelnej lub ciężkiej choroby, aż do zupełnego przystosowania. W tern wszystkiem m or­

fologia nie gra pierwszej roli; przystoso­

wanie nie rozpoczyna się od zmiany w kształtach czy w szczegółach anato­

micznych, gdyż zmiana taka albo pozo­

stałaby miejscową i nie wpłynęłaby do­

strzegalnie na wymiany, albo też w ra ­ zie uogólnienia się i modyfikacyi wymian pociągnęłaby za sobą całkowite przeobra­

żenie organizmu, które niekoniecznie m u ­ siałoby być analogiczne z początkową

(5)

M -6 - WSZECHSWIAT zmianą morfologiczną. I dlatego właśnie

deformacye spowodowane przez najroz­

maitsze czynności mechaniczne, przez czynności o charakterze miejscowym nie są same z siebie rezultatem przystoso­

wania, mogą najwyżej przystosowanie wywołać. (Deformacye czaszki w skutek opasek ściskających głowrę u neo - lcale- dończyków, zmiana, k tó ra tu zajść może dziedzicznie, będzie nadzwyczaj słaba, np. w danym przypadku, modyfikacya w kształcie czaszki).

Nienależy stąd jednak wnosić, że kształt niema żadnego bezpośredniego znaczenia w zjawisku przystosowania. Każda istota żyjąca j est skomplikowanym mechani­

zmem i budowa anatomiczna każdej z nich musi wchodzić w rachubę. Ta budowa anatomiczna mogła utrzym ać się tylko 0 tyle, o ile nie przeszkadzała wymia­

nom między środowiskiem, a organi­

z m e m — j e s t więc, pod względem swych czynności, jeśli nie doskonała, to, naogół, w każdym razie wystarczająca. W każ­

dym razie, gdy zachodzi modyfikacya w wymianach, wynika z niej, a przynaj­

mniej może wyniknąć zmiana w całości anatomicznej. Jeżeli ta zmiana anatomi­

czna nie nadw yręża zanadto funkcyono- wania organizmu, albo jeżeli je polepsza względnie do możliwości nowych w y­

mian, żadna przeszkoda nie staje w u s ta ­ leniu się tych wymian; jeżeli więc przy­

czyniają się one do w ytw arzania m ateryi żyjącej, organizm będzie przystosowany.

Lecz zdarza się często, że modyfikacya w wymianach wywołuje pod względem morfologicznym warunki niewspółmierne z funkcyonowraniem całości. Wystarczą np. nienormalne stosunki między naczy­

niami krwionośnemi. Cala teratologia, a więcej jeszcze biologia doświadczalna dostarczają tu przekonywających dowo­

dów. Możliwe jest również, że rezultat morfologiczny układu wymian, chociaż nie staw ia sam przez się żadnych prze­

szkód do życia, powoduje jed n ak duże trudności w sposobie życia organizmu—

1 dlatego nie pociąga za sobą przystoso­

wania i t. p., (owad bezskrzydły nieza- wsze może się żywić w ten sam sposób, w jaki żywili się jego uskrzydleni przod­

8 5

kowie: bezskrzydłość powstała z pewnych warunków, stawia go wobec warunków innych, i nic nie dowodzi, że w arunki te będą zgodne z jego istnieniem: może on np., nie napotkać odpowiednich dla sie­

bie pokarmów). Tutaj nasuwa się n astę­

pująca ważna uwaga. Wiele organizmów podlega dwutn po sobie następującym sposobom życia, często bardzo różnym—

jak o zarodek lub larw a i jako organizm dorosły. Jeżeli w tym przypadku w or­

ganizmie zajdą zmiany w czasie życia w pierwszem środowisku, to, po przejściu do następnego środowiska, nowopowstały układ wymian niezawsze zgodny będzie z istnieniem tego organizmu.

Najczęściej są to zmiany morfologicz­

ne, niemające szkodliwych następstw dla larwy czy płodu, lecz niepozwalające na dostateczne funkcyónowanie organizmu dorosłego.

Zawsze jed n ak budowa morfologiczna je s t złożonym wynikiem współdziałania danego organizmu i środowiska, i nie może być uważana sama przez się jako przystosowanie.

Wedł. St. Eabauda, streść. G. Potivoroivski.

(O. d. nast.).

W S P R A W I E Z A D A Ń I C H A R A K ­ T E R U S T A C Y I D O Ś W I A D C Z A L N E J R Y B A C K IE J C. T . R. W R U D Z IE

M A L E N IE C K IE J.

Czytając arty k u ł prof. Nusbauma-Hila- rowicza w JMa i i 2 W szechśw iata p. t.

„Pierwsza polska biologiczna stacya dla badań wód słodkich11, wcale się nie zdzi­

wiłem, że o stacyi doświadczalnej ry b ac­

kiej w Rudzie Malenieckiej żadnej nie znalazłem wzmianki, gdyż poza jej zapo­

wiedzią nie ukazała się dotąd żadna pu- blikacya tej nowo założonej instytucyi.

Ponieważ zresztą arty k u ł p. Nusbauma- Hilarowicza opisywał tylko w głównych zarysach i główniejsze stacye, a wiele z nich zupełnie pominął, nie uważałem za konieczne upomnieć się o wzmiankę

(6)

86 WSZECHSWIAT JNTa 6

s ta c y i przeze mnie kierowanej, w y c h o ­ dząc z założenia, że zb yt szumne zapo­

wiedzi i program y istotnego ch ara k teru stacyi nie nadają. K ierując się wszakże obowiązkiem dokładności w sto su n k u do pokrew nych in sty tu cy i w kraju, Nusba- um-Hilarowicz był łaskaw po skończeniu a rty k u łu swego, w następ n y m numerze trzecim W szechświata pomieścić specyal- ne uzupełnienie informacyjne o stacyi naszej. Uzupełnienie to podaje wszakże informacye nie całkiem zgodne z f a k ty ­ cznym stanem, o którym prof. N usbaum poinformowany mógł być tylko z w y­

danej w 1913 roku przeze mnie i p rze­

słanej mu broszury o celach stacyi x).

Pospieszam przeto uzupełnić te dane.

Jeśli pominięcie wzmianki o stacyi w Rudzie Malen. w artykule głównym miało na celu uniknięcie kolizyi z t y t u ­ łem drozdowickiej stacyi, jak o pierwszej polskiej stacyi, to zaznaczyć muszę, że kolizya ta k a nie istnieje po pierwsze dla­

tego, że biologiczna stacy a dla badań wód słodkich, sta c y a drozdowicka, je st rzeczywiście pierwszą, a założona o rok pierwej stacya doświadcz, w Rudzie Ma­

lenieckiej ma za zadanie badanie fizyo- logicznej n atu ry ryb i św iata wodnego ze względu na warunki sztucznie s tw a ­ rzane; po drugie dlatego, że jakkolw iek teraz dopiero realny p u n k t oparcia w po­

staci budynku nad staw em drozdowickim stacy a biologiczna uzyskuje, to wszakże w licznych i cennych pracach fizyogra- ficznych nad fauną wód wereszyckich istniała dawniej i b y t swój zadokum en­

towała, podczas, gdy nasza stacy a nad stworzeniem swego terenu pracy praco­

wała dotąd.

Jeśli uwagami memi w czemkolwiek uzupełnić p rag n ę „Uzupełnienie" p. Nus- bauma-Iłilarowicza, to przedewszystkiem pod względem celów, zadań i ch arak teru stacyi doświadczalnej rybackiej w Ru­

dzie Malenieckiej.

Podzieliwszy stacye istniejące austryac- kie i niemieckie na g rupę stacyj o zad a­

1) Dr. Franciszek Staff. Stacya doświadczal­

na rybacka C. T. R. w .Rudzie Malenieckiej gub.

radomskiej, cele i zadania, 1913,

niach czysto naukowych i na stacye 0 znaczeniu naukowem i rybackiem, p.

N usbaum stw arza w uzupełnieniu swera trzecią grupę „zakładów rybackich, k tó ­ rych celem j e s t podniesienie kultury s ta ­ wowej i hodowli". Znam w tym wzglę­

dzie austryackie i niemieckie stosunki 1 wiem, że po wyliczeniu prof. Nusbauma w poprzednich numerach pod tę grupę trzecią podciągnąć się dadzą przedsię­

biorstwa produkcyjne, obliczone na bez­

pośrednie korzyści ekonomiczne, a takież zadanie podniesienia k u ltu ry i hodowli w stosunku do własnej k ultu ry i hodo­

wli ma każde gospodarstwo rybne, rybo- łóstwo, zakład chowu ryb i sprzedaży nary b k u i wylęgarnie. Co praw da w dal­

szych konsekwencyach swych prac, ba­

dań i doświadczeń zadanie to spełniają i stacye czysto naukowe i stacye n auk o ­ we rybackie, jedne volens, drugie nolens.

Zresztą korzyści praktyczne dla ry bactw a z pewnością przyniesie i stacy a drozdo­

wicka, co, organizując środki finansowe, trafnie i p. Nusbaum przewidział i zapo­

wiedział. Grupa zatem trzecia ma g r a ­ nice nieokreślone. Zaliczając do tej tr z e ­ ciej gru p y stacyę doświadczalną rybacką w Rudzie Mai., prof. Nusbaum popełnia pew ną nieścisłość. W stworzonej dla R u­

dy Mai. trzeciej grupie już według dal­

szych słów p. Nusbauma nie bardzo się stacy a w Rudzie mieści, gdyż „prowadzi i ona pewne badania doświadczalne w za­

kresie hodowli ryb", a nadto ta repre­

z e n tan tk a jedyna stacyj z trzeciej grupy, stacy a doświadczalna rybacka w Rudzie Malenieckiej, „posiada sale laboratoryjne do b ad ań biologicznych i bakteryologicz- n y c h “ i t. d. Trudną klasyfikacyę biolo­

gicznych i rybackich stacyj ułatw iają na szczęście faktyczne cele i zadania, dla ja k ic h założona została stacya w Rudzie Malenieckiej. Zadaniem bowiem tej s ta ­ cyi j e s t przeprowadzenie badań n au k o ­ wych doświadczalnych w specyalnych do tego celu założonych i urządzonych zbior­

nikach (stawach) oraz prowadzenie badań równoległych laboratoryjnych celem n a ­ ukowego wyjaśnienia przyrodniczych pod­

staw rozwoju, wzrostu i odżywiania się ryb i zwierząt w arunkujących życie ryb.

(7)

Ne 6 WSZECHSWIAT 87

L aboratorya stacyi, baseny, akwarya i wogóle wszystkie środki naukowe są przystosowane do ścisłych badań an a to ­ micznych, fizyologicznych, bakteryolo- gicznych i chemicznych (pracownika che- mika-specyalisty dotąd stacya nie posia­

da). S tacya taka, której zorganizowanie i założenie środkami głównie miejscowe- mi na terenie Królestwa Polskiego nie było łatwe, j e s t pod niektóremi wzglę­

dami lepiej uposażona niż król. bawarska stacya rybacka biologiczna w Monachium, gdyż, posiadając środki naukowego ba­

dania, rozporządza nadto tuż przy sobie w arsztatem w przyrodzie oddanym zu­

pełnie i wyłącznie do celów naukowych stacyi, czego aż do roku bież. stacya m o­

nachijska nie posiadała. Nadto postawio­

na j e s t nasza stacya w w arunkach lep­

szych niż stacya w Trachenbergu (pro­

wadzona naprzód przez dr. Waltera, po­

tem przez dr. Hofbauera, a od lat kilku już nieistniejąca), która posiadając so­

bie oddane tereny doświadczalne nie miała oparcia o należyte laboratoryum naukowe. Z powodu przeprowadzania w roku ubiegłym dużych zasadniczych inwestycyj i urządzeń teraz dopiero dzia­

łalność naszę będziemy mogli zacząć.

Prócz oznaczeń chorób pasorzytniczych iinfekcyjno-bakteryologicznych, drobnych doświadczeń terapeutycznych 1), plano­

wych badań prowadzić nie mogliśmy z powodów powyższych. Prowadzone były tylko skrupulatnie spostrzeżenia meteo­

rologiczne na założonej stacyi termome- tryczno - pluwiometrycznej 3). Obecnie zwracamy nasze badania do funkcyi t r a ­ wienia ry b i mięczaków, opracowania fauny rzeki Czarnej oraz stawów n a­

szych, dla wykazania w przyszłości ró­

żnic gatunkowych, indywidualnych i ilo­

ściowych pod wpływem działania sztucz­

nie odosobnionych czynników zewnętrz­

nych.

W arun k i zatem i zadania wyświetlenia

*) Dr. Franciszek Staff. Epidemiczne śnięcie narybku w przesadkach. Gazeta Eoln., 1913.

2) Objęte ogólnemi zestawieniami w wyda­

wnictwach Centr, Stacyi Meteorol. w Warsza­

wie,

naukowych zagadnień i czynników, w pły­

wających na rozwój fauny a w t e m i ryb na terenie stawów posiadamy, i o ile środki finansowe będą wzrastać odpo­

wiednio do postępujących badań, pewni jesteśm y znacznych sukcesów nauko­

wych, a w dalszej konsekwencyi i p rak ­ tycznych. Inicyujący i zakładający sta- cyę Wydział Rybacki O. T. R. nadał s ta ­ cyi zadania naukowe w związku z hodo­

wlą ryb będące. Je s t to wypływem i do­

wodem wielkiego zrozumienia naszych ziemian i właścicieli rybołóstw dla ko­

nieczności postawienia tego ważnego działu hodowli na podstawach nauko­

wych. Z powodu tego ch arak teru stacyi, wyłonił się ostatnio w łonie Wydziału Rybackiego poważny projekt poddania stacyi doświadczalnej rybackiej pod d y ­ rektyw ę i adm inistracyjną zależność od nowozakładanej Centralnej Stacyi nauko- wo-rolniczej w Warszawie.

Nie chciałbym głosić programów szum­

nych i na papierze bronić naukowego charakteru stacyi naszej, do tego u g ru n ­ towania ch arak teru służą publikacye.

Przekonany jestem głęboko, że zorga­

nizowawszy stacyę i dużą dozą energii zjednawszy poparcie ziemiańskiego ży­

wiołu dla pracy poważnej, dokonaliśmy dzieła dużego, którem u w naszych sto­

sunkach społecznych i adm inistracyjnych opinia nieścisła i opierająca się na nie­

dokładnych informacyach może wiele niepowetowanej krzyw dy wyrządzić.

To też tylko poczucie moralnego obo­

wiązku wobec in sty tu cy i społecznej, cią­

żącego na mnie jako na jej kierowniku skłoniło mnie do podania powyższego niemiłego mi upomnienia się.

D r. Franciszek Staff.

O K R E S D Y L U W I A L N Y W N I E M ­ C Z E C H .

(Dokończenie).

Część II-ga cennego dzieła, które mam przed sobą, część geologiczno-faunistycz-

(8)

88 WSZECHSW1AT JV» 6 na, została opracowana przez prof. E,

Kokena. P. Koken od razu na wstępie zastrzega się, że zadanie jego: chronolo­

giczne rozmieszczenie szczątków fauny dyluwialnej w poszczególnych m om en­

tach okresu lodow ego,— je s t nader t r u ­ dne, wobec wielu kw estyj dotychczas nierozwiązanych, dotyczących dziejów dyluwium w Niemczech. Zarazem je d n a k Koken wyraża nadzieję, że badania jego faunistyczno - stratygraficzne, których punktem wyjścia i jąd rem j e s t Szwabia, rzucą światło na niektóre z tych właśnie kwestyj i uw ypuklą, a zarazem utrw alą niektóre dość mgliste zarysy.

Niemcy, — mówi ten autor, — stanowią zaledwie w ycinek olbrzymiej przestrzeni, ja k a znajdowała się pod wpływem lodów;

lecz na żadnym innym terenie okres zlo­

dowacenia nie pozostawił śladów ta k ró­

żnorodnych, żaden kraj nie obfituje w tak bogaty m a tery ał obserw acyjny geolo­

giczny i paleontologiczny, ja k właśnie obszar niemiecki. W okresie zlodowace­

nia Europy lody północne zajmowały całą nizinę niemiecką i w ysyłały swe zagony ku południowi, w przerwy, istniejące w ścianie gór obszaru centralnego, a zaś południe zalegały zlodowacenia alpejskie, tworząc wielką wyspę, podobnie j a k pół­

noc niedostępną dla życia organicznego.

Na zachodzie, natomiast, łączyły się swo­

bodnie wybrzeża A tla n ty k u z ujściem Rodanu; na wschodzie wolne od lodu były kraje naddunajskie; n a południu, poczynając od Alp, ciągnął się również pas zamieszkały wzdłuż morza Ś ródziem ­ nego. Na tej przestrzeni zachowało się i przetrwało życie organiczne; tu odby­

w ały się jego ruchy i przesuw ania pod wpływem przym usu lub podniety, wywo­

łanej wahaniami klimatycznemi. Wielka wędrówka, wielki odwrót flory i fauny odbył się w kierunku z północy k u po­

łudniowi: niektóre gatunki, znane obec­

nie, ja k o zamieszkujące północ, zagnane zostały daleko na południe, aż do w y ­ brzeży A tlantyku, do Hiszpanii, P o rtu ­ galii, a n aw et do Włoch południowych.

Jeśli szczątki hipopotama z tego okresu czasu znajdujem y w Anglii południowej i w dorzeczu Renu, to ta k t ten nie je s t

bynajmniej dowodem przenikania daleko na północ form południowych, lecz raczej śladem, znaczącym placówki utracone przez g atu n k i ustępujące ku południowi.

Jedynie tylko gatunki, którym odpowia­

dało środowisko stepowo - tundrowe, zy ­ skały w tym okresie czasu zwiększenie tere n u zamieszkania, a posuwanie się ich w tej akcyi zaborczej odbywało się głó­

wnie ze wschodu na zachód. Koken roz­

różnia w porządku chronologicznym n a ­ stępujące fazy faunistyczne, zaznaczając przytem, że zależnie od położenia geogra­

ficznego mogą między niemi zachodzić bądź wyraźniejsze różnice, bądź też, prze­

ciwnie, różnice te mogą ulegać zatarciu:

1) Fauna staro - czwartorzędowa, o is to t­

nym typie pliocenicznym. 2) F a u n a s ta ­ ro - czwartorzędowa ze szczątkami fauny pliocenicznej i Elephas antiąuus. 3) An- tiquus-fauna bez śladów fauny pliocenicz­

nej. 4) Starsza P rim igenius—fauna (mie­

szana fauna fazy silniejszego zlodowace­

nia, bez Elephas antiąuus i Rhinoceros Merckii). 5) Młodsza A ntiąuus — fauna, z Elephas antiąuus i Rhinoceros Merckii, a obok nich: Elephas Primigenius i, r z a ­ dziej, Rhinoceros tichorhinus. 6) Młodsza Primigenius - fauna (mieszana fauna sil­

niejszego zlodowacenia), z rzadko w ystę­

puj ącemi lokalnie: Rhinoceros Merckii i Elephas antiąuus, a w fazie nieco póź­

niejszej—pierwsze pojawienie się arktycz- nych Gryzoni. 7) Eąuus - fauna, z prze­

w agą g atu n k u Eąuus; m am ut i nosoro­

żec jeszcze częste; ren również częsty.

8) Późnolodowa fauna; przewaga konia i rena; m am ut i nosorożec rzadkie; po­

wtórne zjawienie się arktycznych Gry­

zoni. 9) Fau n a polodowa; ren ustępuje z Europy środkowej; przeważa jeleń; dzi­

ki koń jeszcze bardzo częsty; pod koniec przejście do fauny typowo-leśnej.

Na terenie Niemiec, dodaje Koken, przejście od fauny pliocenicznej do fauny neolitycznej leśnej nie odbywało się po linii prostej,- lecz było skomplikowane przez wspomniane wyżej posuwanie się naprzód i następne cofanie się gatunków północnych. Najbardziej złożone stosunki faunistyczne musiały powstawać w fa­

zach silniejszego zlodowacenia, gdy ob­

(9)

JM® 6 WSZECHSWIAT szar odpowiedni na siedziby staw ał się

szczuplejszy; odwrotnie, w fazach mię- dzylodowych, stosunki faunistyczne mu­

siały być prostsze, w skutek cofnięcia się wielu gatunków na północ, ku swym pierw otnym siedzibom.

Zgodnie z podziałem obszaru niemiec­

kiego, przyjętym przez Schmidta, i Ko- ken rozbija swoje badania na 4 grupy, rozpoczynając od Szwabsko-południowej i rozpatrując następnie Południowo - za­

chodnią, Reńsko - westfalską i Północno- niemiecką. Niestety, śmierć przeszko­

dziła Kokenowi dokończyć zamierzonego dzieła, nie zdołał ju ż bowiem zreasumo­

wać wyników swych badań geologiczno- faunistycznych na obszarze Niemiec i ująć ich w postaci wniosków ostatecznych.

Niemniej jednak, ja k słusznie zaznacza Schmidt, praca jego stanowi całość b ar­

dzo wartościową i zupełnie skończoną.

Część Ill-a dzieła o Dyluwium w Niem­

czech, część obejmująca dział antropolo­

89 giczny, została opracowana przez A.

Schliza.

Z liczby znalezisk kostnych, dotyczą­

cych człowieka z okresu lodowego,—mó­

wi Schliz, znaleziska niemieckie jedne z pierwszych zwróciły na siebie uwagę i zostały wysunięte na czoło kw estyi człowieka dyluwialnego, zyskując w sk u ­ tek tego zbyt pohopnie, bądź stanowisko, ja k to się w następstwie okazało, cał­

kiem słusznie im przynależne, bądź też znaczenie nieusprawiedliwione i niepraw ­ dziwe, oparte na błędnych obserwacyach początkowych. Schliz dokonywa kolejne­

go przeglądu szczątków kostnych rzeko­

mo dyluwialnych, znalezionych na te re ­ nie Niemiec, załatwiając się przede­

wszystkiem z temi z pi śród nich, k tó ­ rych wiek dyluwialny nie mógł być wo- góle ustalony, bądź też został zakwe- styonowany, lub obalony. W kategoryi tej znajdują się między innemi: szczątek czaszki z C annstattu i z Egisheimu.

L in ia śnieżn.

+ 3 0 0 O bec.— 0

— 3 0 0

— 6 0 0

— 9 0 0

— 1200

— 15 0 0

-ofco a o

N U tti

£

* - w

a s 'a u ® a § 0 ^S

cj ^ M

5 m 55(73 Lodowy Wiirm. Miedzy], Riss-Wiirm. Lodowy Riss. .Między], Mindel-Riss

, w 5 * » o

= -c •> s s

= S = ■ “ » 03 -s A £

A rk to -a lp ejsk a fau n a A n tic p u s-fa u n a (z P rim igenius)

(10)

90 WSZECHSWIAT JMa 6 Znacznie obszerniej tr a k tu je te z po­

śród szczątków, których przynależność do dyluwium nie ulega wątpliwości; n a ­ leżą tu szczątki z Mauer, z Neandertalu, z Taubach, z Sirgensteinu, z Andernach, z Ofnet. Trzy ostatnie znaleziska za ­ wdzięczamy poszukiwaniom R. R. Schm id­

ta; z pośród nich znalezisko z O f n e tje s t najbogatsze ze w szystkich dotychczas odkrytych na obszarze niemieckim, liczy ono bowiem 33 czaszki, z których 22 do­

stępne ściślejszym badaniom, t. j. pom ia­

rom i rysunkom diagraficznym. Tem u znalezisku Schliz poświęca najwięcej miejsca.

Po części opisowej następuje część syntetyczna. Opierając się n a m ateryale szczątków człowieka dyluwialnego już dawniej znanych, oraz nowo - zyskanych dzięki poszukiwaniom Schmidta, autor usiłuje powiązać genetycznie rozmaite k s z ta łty ludzkie z okresu dyluwialnego, w yprowadzając j e wszystkie od typu N eandertalskiego, jak o pra-kształtu, m a­

jącego pień wspólny z antropoidami i się­

gającego wstecz wieków aż do dyluwium starszego (Mauer). Niestety działu tego pracy Schliza niepodobna traktow ać po­

ważnie, jak o posiadającego bardzo małą wartość naukową. Skromna ilość mate- ryału szczątków paleolitycznych ludzkich, którem i dotychczas rozporządzamy, nie pozwala nam bowiem bynajmniej na u za­

sadnioną k onstrukcyę hypotezy o wza­

je m n y c h stosunkach pokrewieństwa, łą ­ czących poszczególne grupy człowieka dyluwialnego, tembardziej, że Schliz w y­

odrębnia niewątpliwie nadm ierną ^ilość

„typów" w~ zakresie m a tery ału paleoli­

tycznego dotychczas nam znanego. S tw a ­ rza to iluzyę „różnic zasadniczych" b y ­ najm niej nie udowodnionych i w prow a­

dza tylko chaos w tę ta k mało znaną i ta k tru d n ą do zbadania dziedzinę.

Rozdział końcowy książki j e s t znów au to rstw a Schmidta, który poświęca go sprawie paralelizacyi kolejnych k u ltu r paleolitycznych z kolej nemi fazami o k re­

su lodowego, p rag n ąc na tych p o d sta­

wach oprzeć oznaczenie względnego wie

ku rodu ludzkiego. W tem zamierzeniu, zdaniem jego, szczególniej doniosłe je s t stwierdzenie dwu momentów: 1) stw ier­

dzenie zupełnie niewątpliwe paralelizmu między górną (magdaleńską) w arstw ą Gryzoni a tak zw. „Buhlvorstosz“, t. j.

fazą Biihl naporu lodów; 2) stwierdzenie ciągłości fauny arkto • alpejskiej, poczy­

nając od epoki Mustierskiej aż do w cze­

snej Magdaleńskiej, co je s t oznaką dłu­

gotrwałej fazy zlodowacenia. Zgodność górnej w arstw y Gryzoni z fazą Buhl po­

zwala nam szukać ekwiwalentu dla sze­

regu zstępujących profili, z dolną w a r­

stw ą Gryzoni włącznie, w ostatnim okre­

sie lodowym. Wreszcie, młodsza Anti- quus-fauna, fauna odpowiadająca fazie cieplejszej i mogąca być jedynie tylko odniesiona do ostatniego okresu między- lodowego, staje się tem samem Aszelską fauną starszego lossu. W ten sposób zy­

skujem y paralelizacyę okresów k ultural­

nych, poczynając od Aszelskiego aż do Azilskiego, z poszczególnemi fazami zlo­

dowacenia; natomiast ustanowienie chro­

nologii porównawczej starszych momen­

tów dyluwium musi zaczekać jeszcze na dalsze rezultaty badań stratygraficznych.

Pomimo, że prehistorya j e s t w wyso­

kim stopniu upraw niona przypuszczać, że już w najwcześniejszem dyluwium człowiek rozpoczął swój żywot istoty in ­ telektualnej, jed n ak śladów niezaprzeczo­

nych jego k u ltu ry z tych odległych cza­

sów dotychczas nie posiadamy. Nato­

miast paleontologiczno - geologiczny po­

dział najwcześniejszego dyluwium j e s t już poniekąd możliwy, pomimo, «że kolej­

ność typów faunistycznych dyluwium najstarszego i ich paralelizacya z fazami zlodowacenia w wielu jeszcze razach daje pole in terp retacyi nader różnorodnej.

N ajstarsza fauna dyluwialna, w istocie rzeczy o pliocenicznym jeszcze typie, po­

przedzająca faunę dolnych w arstw pia­

sków z Mauer, wypełnia, do pewnego stopnia przynajmniej, lukę pomiędzy plio- cenem a stopniem „Mauer“. F au n a dol­

nych w arstw piasków w Mauer, z Rhi- noceros etruscus, Eąuus Mosbachensis, Elephas antiąuus, Pelis leo... i t. d., a ta k ­ że szczątkami Homo heidelbergensis, w y ­

(11)

Na 6 WSZECHSWIAT 91 kazuje w porównaniu z fauną piasków

w arstw górnych znamiona starsze, które uznajemy za odpowiadające 2-mu okre­

sowi międzylodowemu: Mindel-Risz. Sta- dyum Mauer i stadyum Szelskie rozdzie­

lone są nawzajem całym okresem lodo­

wym, okresem Risz. Okresowi temu od­

powiadają w arstw y o faunie „Primige- nius-starszej“, powyżej których spoczy­

w ają pokłady młodsze, zawierające fa ­ unę międzylodową: „Antiąuus - młodszą11 (Wiirm-Risz międzylodowy). W tym w ła ­ śnie Risz-Wiirm międzylodowym okresie spotykam y narzędzia ludzkie dowodzące, że człowiek ju ż wówczas w pełni władał techniką paleolityczną. Najdawniejsze, Szelskie znaleziska pochodzą z Europy zachodniej; w okręgu alpejskim stacyi typu Szelskiego brak. Znamienne typy faunistyczne dla okresu Szelskiego w E u ­ ropie zachodniej są: Hippopotamus maior i Elephas meridionalis, których nie spo­

ty k a m y tu w Aszelskich w arstw ach k u l­

turalnych. Wogóle jednak, pomiędzy te- mi dwoma okresami niema tak znacz­

nych różnic faunistycznych, by miały wskazywać znaczny przeciąg czasu, dzie­

lący te obie fazy kulturalne, a tembar- dziej możliwość istnienia między niemi okresu lodowego. Więc też obie zalicza Schmidt do ostatniego okresu międzylo- dowego (Risz-Wiirm).

Począwszy od w arstw Aszelskich, łącz­

nie z niemi samemi, paralelizacya epok kulturalnych z kolejnemi fazami okresu lodowego, skutkiem podstaw s tr a ty g ra ­ ficznych, wstępuje na pewne tory. Opie­

rając się na tych właśnie podstawach i tra k tu ją c rzecz bardzo drobiazgowo, S chm idt przeprowadza chronologię dylu- wium, przytaczając równocześnie i pod­

dając rzeczowej k rytyce interpretacye uczonych innych. Streszczając z koniecz­

ności jego nader interesujące wywody, otrzym ujem y następujacą paralelizacyę:

Kultura Mustierska wypełnia sobą całko­

wicie ostatni (Ill-ci) okres lodowy, czyli tak zw. „ W u rm 11; kultura Auriniaceńska odpowiada fazie chwilowego względnego podniesienia się krzywej klimatycznej po fazie maximum zlodowacenia w poprze­

dzającym okresie Wurm, J e s t to s ta ­

dyum, które Penk nazywa: „Achen- schwankung". Jeśli j e s t ono uważane za fazę cieplejszą starszego paleolitu, to ty l­

ko w skutek traktow ania porównawczego w stosunku do krańcowo (extrem) zimne­

go okresu Mustierskiego (warstwa „Gry­

zoni" dolna) i okresu Magdaleńskiego (warstwa „Gryzoni" górna). Kultura So- lutreńska mieści się również w tej samej fazie, przypadając, być może, na lekki spadek te m peratu ry i zbliżanie się fazy naporu lodów. Kultura Magda­

leńska odpowiada właśnie owemu s ta ­ dyum—„Biihl“, czyli stadyum ponowne­

go znaczniejszego obniżenia tem p eratu ry i następującej po niem fazie stopniowe­

go wznoszenia się krzywej klimatycznej.

J e s t to faza powolnej zmiany jeszcze t y ­ powo arktycznej fauny stadyum „Buhl“ — na faunę typowo-stepową, faza ustępo ­ wania gatunków właściwych dyluwium i zjawiania się gatunków dzisiejszych.

Okres k u ltu ry Azilskiej posiada już fau­

nę zupełnie dzisiejszą, a i w zakresie flory stepy po części ustępują miejsca obszarom leśnym. Równocześnie, z ostat- niemi przejawami k u ltu ry paleolitycznej przenikają do Europy środkowej z pół­

nocy pierwsze neolityczne pierwiastki.

W zakończeniu swej pięknej pracy Schmidt podaje opracowaną przez siebie tabliczkę, przedstawiającą graficznie prze­

bieg krzywej klimatycznej podczas p a­

leolitu. Oznaczenie granicy śnieżnej do­

konane zostało według Penka. Z wahań klimatycznych po Ill-im okresie lodowym (W urm )—stadyum „Biihl“, w związku z silniejszym przyrostem lodowców, zo­

stało wyrażone głębszą falistością, w po­

równaniu z dwoma następnemi. fazami obniżenia tem peratury, o napięciu znacz­

nie słabszem. W zakresie ścisłości g ra ­ nic, dzielących poszczególne kultury, autor nasz zastrzega się, że jedynie tyl­

ko granice kultur: Auriniaceńskiej, Solu- treńskiej i Magdaleńskiej (paleolit młod­

szy) mogły być dość dokładnie oznaczo­

ne na podstawie badań dokonanych; n a ­ tom iast wytknięcie granic dla kultur:

Szelskiej, Aszelskiej i początków Mustier-

(12)

92 WSZECHSWIAT M 6 skiej j e s t tylko przybliżone. „Dalecyśmy

jeszcze od te g o “, — mówi Schmid, „by módz zastąpić chronologię „względną"

przez „absolutną"; — „dotychczas wszel­

kie próby wyrażenia okresów geologicz­

n y ch w w artościach liczebnych nie były w stanie dać nam zadowalającego obrazu czasu".

Ostatnie wiersze Schmidt poświęca skreśleniu wpływów k lim atu dyluwialne- go n a kształtowanie się tr y b u życia i k u ltu ry ludzkiej. W ahania, którym podlegał klim at przez ciąg dyluwium, w y ­ wierały silny wpływ przedewszystkiem na w ybór siedziby. Jaskinie, rzecz p ro ­ sta, stanow iły zawsze odpowiednie i po­

żądane schronienie dla łowcy paleolitycz­

nego; inaczej rzecz się miała z siedziba­

mi na otw artem powietrzu: w fazach 0 tem peraturze najniższej, t. j. w okresie Mustierskim (maximum ostatniego zlodo­

wacenia) i w stadyum „Biihl“ okresu Magdaleńskiego ślady siedzib podobnych spotykam y bardzo rzadko, natom iast z okresów A uriniaceńskiego i Solutreń- skiego znamy licz*ne stacye na otw artem powietrzu, a w Aszelskim i Szelskim, przypadającym na okres międzylodowy, znajdujem y stacye niem al wyłącznie t e ­ go tvpu. Silny spadek klim atyczn y od tego właśnie okresu międzylodowego do ostatniego lodowego musiał wywołać g łę­

bokie zmiany nietylko w zakresie siedzib 1 tr y b u życia., lecz również i w zakresie rzemiosł. Dawniejsze siedziby Szelskie i Aszelskie wzdłuż wybrzeży rzek, z czę­

stokroć potężnemi zwałami krzemieni, pozwalały na w prost m arnotrawcze czer­

panie m ateryału surowego, dając się roz­

winąć typowi narzędzi w iększych—„tłu­

kom pięściowym". Przeciwnie, stacye jaskiniowe M ustierskie w ym agały, p rz y ­ najmniej w niektórych miejscowościach, gospodarki oszczędniejszej, szczególniej w stosunku do brył n a tu ra ln y c h w ięk­

szego rozmiaru, a stą d i tłu k i ustępują miejsca, a natom iast rozpowszechnia się używanie wiórów i ociosków k rzem ien­

nych.

Skupienie ludności paleolitycznej na obszarze węższym, w dolinach rzecznych obfitujących w jaskinie, stało się n ie ty l­

ko bodźcem do wytworzenia specyaliza- cyi w rzemiosłach i do rozwoju sztuki;

współżycie w ciaśniejszych granicach musiało zarazem wzmódz i rozwinąć tę potrzebę zmiany siedzib, wędrówki, jaką ju ż dawniej zapoczątkowała konieczność poszukiwania nowych terenów łowiec­

kich. Więc też ruchliwy try b życia k o ­ czowniczy począł zastępować życie osia­

dłe paleolitu starszego. Dowodem tych niekiedy odległych wędrówek ludności ówczesnej są znaleziska muszli, które, jako przedmioty stroju, przenoszone b y ­ w ały ręką ludzką z zachodu aż do E u ro ­ py środkowej.

W spaniałe dzieło R. R. Schmidta zdo­

bią liczne rysunki w tekście oraz szereg świetnie wykonanych tablic, wyodrębnio­

nych w postaci oddzielnego tomu. J e ­ dynie tylko zwrócić należy uw agę na wadliwe ułożenie tabl. 45 podwójnej, na której załamanie przecina rysunek czasz­

ki N eandertalczyka i tem samem psuje go zupełnie.

Poza tem wydanie nadzwyczaj s ta r a n ­ ne i piękne, chlubę przynosi jego r e d a k ­ torowi i wydawcom i budzi w nas szcze­

re życzenie, ażeby wydawnictwo analo­

giczne jaknajrychlej ukazało się wśród naszej literatu ry naukowej.

M. Stolyhwo.

W Z R O S T C Z Ł O W I E K A 1 CYW1LI- ZAGYA.

Paktem codziennie potwierdzanym w p raktyce i, co do którego rzadkie ty l­

ko zachodzą wyjątki, je s t to, że im po­

tężniejsze są narzędzia, stworzone przez przemysł, tem większa j e s t ich skutecz­

ność, że użyjemy świadomie wyrażenia mniej ścisłego, aniżeli wyraz wydajność.

Taki np. przypadek zachodzi z urzą­

dzeniami termicznemi różnego rodzaju, maszynami parowemi, wielkiemi piecami, maszynami do skraplania gazów, lecz ró­

wnież z ogniwami, z maszynami elek-

Cytaty

Powiązane dokumenty

3) powoływanie i wyznaczanie, a także odwoływanie i cofanie wyznaczenia na określone stanowiska lub funkcje, w ramach właściwości wynikającej z obowiązujących przepisów.

8) w przypadku lokalizacji obiektów z lokalem mieszkalnym nakaz zachowania dopuszczalnych poziomów hałasu wymaganych jak dla terenów zabudowy mieszkaniowo-usługowej,

Nagród się tu nie przyznaje, formą wyróżnienia jest wybór filmu jako tematu do obrad i dyskusji „okrą­.. głego stołu” - seminarium

Wiadomo, są takie fundacje, które zajmują się dziećmi chorymi na raka, ale co z tymi, którzy nie mogli na przykład wybrać sobie rodziny, w której przyszło im się

Chopina: otwarte zajęcia z siatkówki dla dziewcząt z klas 4-7 SP, młodziczka i ze szkół średnich (Prowadzi: KS Stocznia M&W).. Zajęcia taneczne dla dzieci klas

To, co tomistyczny punkt wi- dzenia na moralność pozwala nam powie- dzieć, to to, że w każdej sytuacji, w której się znajdziemy, gdy podejmowane są dane decyzje

Brzozowski Antoni 74.. Czajkowski

Wspomniana pani doktor (wierzyć się nie chce – ale kobit- ka ponoć naprawdę jest lekarką!) naruszyła ostatnio przepi- sy.. Może nie kodeks karny, ale na pewno zasady obowiązu-