/
Jsfb. 6 ( L 6 5 2 ) . Warszawa, dnia 8 lutego 1914 r.
PRENUMERATA „W SZEC H ŚW IA TA", W Warszawie: ro czn ic rb. 8, kwartalnie rb. 2.
Z przesyłką pocztową ro czn ie rb. 10, p ó łr. rb. 5
PRENUMEROWAĆ MOŻNA:
W R edakcyi „W szechśw iata" i w e w szystk ich k sięg a i- niach w kraju i za granicą.
R edaktor „W szechświata'* p rzyjm uje ze sprawami redakcyjnem i co d zien n ie od god zin y 6 do 8 w ieczorem w lokalu redakcyi.
A d r es R ed a k c y i: W S P Ó L N A Jsfis. 37. T elefon u 83-14.
P R Z Y S T O S O W A N I E I E W O L U C Y A .
Je s t prawdą zupełnie oczywistą i nie
zaprzeczoną, że kształty i sposób życia istot żyjących są w ciągłej zależności od warunków ich bytu.
Oczywistość ta je d n ak znika, gdy cho
dzi o głębsze wniknięcie w treść rzeczy i o zrozumienie jej właściwego znaczenia.
Tu wyłaniają się dwa przeciwne poglą
dy. J e s t szkoła utrzym ująca, że budowa organizmu powstaje poza środowiskiem, w którem dane mu je st żyć—i że je d y nie zmiany powstałe w tym organizmie niezależnie od środowiska są dziedziczne.
Zmiany zaś powstałe pod wpływem tego środowiska, trw ają tylko tak długo, ja k ten wpływ, i nie mogą w żadnym przy
padku stać się modyfikacyami stałemi, trw ającem i poprzez następne pokolenia.
Inna szkoła sądzi, że tak budowa or
ganizmu, ja k i wszelkie mogące w niej zajść zmiany w ynikają z przystosowania, które właśnie j e s t ową zgodnością mię
dzy organizmem a jego środowiskiem.
Przystosowanie to może być indyw idual
ne i związane ze środowiskiem; czasem ;
je d n ak staje się dziedzicznem i pozostaje nawet po zniknięciu okoliczności, które je spowodowały. W przeciwieństwie tych dwu stanow isk leży p un k t ciężkości za
gadnienia, które nas zajmuje.
Boć względnie do tego, czy zmiany wywołane w organizmie pod wpływam środowiska są tylko czasowe i powierz
chowne, czy też u trzym ują się one w ca
łym szeregu pokoleń— kw estya przysto
sowania ma tylko drugorzędne, lub prze
ciwnie, ogromnie ważne znaczenie.
I.
Zagadnienie odziedziczania „cech n a bytych" weszło w dziedzinę spekulacyi naukowej dopiero w początku XIX-go stulecia. W ted y właśnie J. B. Lamarck, rozważając fakty zaobserwowane przez siebie w ciągu studyów nad zwierzętami bezkręgowemi, określił ogół istot żyją
cych, jako nieprzerwany ciąg przemian ściśle związanych z w arunkami ich bytu, odziedziczanie cech n abytych stało się nieodzowną podstawą jego systemu. Pó
źniej Darwin przyjął je, zresztą, bez dy- skusyi, jako w ynikające z licznych spostrzeżeń i doświadczeń.
82 WSZECHSWIAT M 6 Zdanie przeciwne było w ypowiadane
niejednokrotnie. Stało się ono jed n ak przyczyną rzeczywistych sporów dopiero, g dy W eism ann stał się je g o zręcznym i w ytrw ałym obrońcą. Jąd rem jeg o te- oryi jest, że każda istota żyjąca składa się z dwu niezależnych od siebie części, nazw anych germ en i soma — pierwszy niezmienny, a w każdym razie niemogą- cy się zmieniać pod o p ły w e m drugiego;
drugie, obejmujące cały organizm z w y
ją tk ie m gruczołów płciowych (germenu), ulega najrozm aitszym zmianom pod w pły
wem środowiska. Zmiany te je d n a k b ę dąc ściśle miejscowemi, nie mogą w ża
dnym razie stać się dziedzicznemi, gdyż jed y n ie germen, który nie podlega ża
dnym wpływom zew nętrznym , przecho
dzi z pokolenia na pokolenie. Zmiana dziedziczna może powstać tylko ze współ
działania gametów męzkich i żeńskich podczas zapłodnienia. Niepodobieństwem byłoby je d n a k twierdzić, że gruczoły płciowe nie podlegają nigdy wpływom zewnętrznym. Dlatego też Weismann uznał, że o ile zmiana ja k a ś w soma osobnika pozostaje i u jego potomków, to zmiana ta nie przeszła z soma n a g e r men, lecz została n ab y ta równocześnie i niezależnie przez soma i germen (in- dukcya równoległa Dettoego, naślado
wanie soma przez germen). W każdym razie żmiany te dla Weismanna i weis- mannistów nie byłyby „cechami naby- te m i“.
Ograniczają oni znaczenie tego te rm i
nu do zmian wywołanych w soma przez wpływ czysto miejscowy (obrzezanie, wrażenia i t. p.). Gdy zaś cechy w y n ik a
jące ze zmiany w „budowie ogólnej"
umiejscowiają się w jakimkolwiek p u n k cie ciała—to j e s t to indukcya równoległa.
W soma środowisko wywołuje cały szereg zmian zgodnych z rodzajem życia zwierzęcia i tworzących „przystosowanie bezpośrednie14. Wpływ zaś środowiska na germ en byłby bardzo ograniczony, niewywołujący żadnych modyfikacyj rze
czywistych. Germen bowiem zawiera, wedle tej teoryi, wielką liczbę je d n o stek niezależnych (determinanty, cechy, geny i t. p.), niewiadomego pochodzenia, z któ
rych jedne w ciągu tworzenia się osob
nika pozostają biernemi, inne zaś u ze
w nętrzniają się — i tworzą cechy tego osobnika. Pod wpływem okoliczności ze
w nętrznych zostają wprowadzone w ruch te jedności, a nie inne, zresztą bez związ
ku koniecznego między jednością u jaw nioną, a danym wpływem.
Dopiero wtedy „zmodyfikowany11 orga
nizm albo nie będzie mógł wyżyć w d a nych okolicznościach, albo się do nich przystosuje, ale dopiero za pośrednictwem doboru będzie to więc „przystosowanie pośrednie11.
Te jed n ak zmiany zarodkowe, nieokre
ślone co do wpływów zewnętrznych, któ
re je uwidoczniają, istniałyby według W eism anna wszystkie w organizmie, od
powiadając tyluż jeszcze nie zaszłym okolicznościom. Pojęcie więc przystoso
wania pośredniego pociąga za sobą poję
cie „przedprzystosow ania“ („preadapta- cyi“)> „przystosowania uprzedzającego środowisko1' (Dayenport).
Wniosek stąd jasny: przystosowanie pośrednie w niczem nie zmienia istoty organizmu. D ana jed n o stk a pozostaje tem, czem była—i przekazuje swym po
tomkom wszystkie „cechy"—bez względu na to czy są ukryte, czy też jawne. Nie
zależnie od swego kształtu istota żywa pozostaje zawsze zasadniczo tem samem, dziedziczność zlewa się tu z niezmien
nością.
II.
D yskusya staje się tutaj najzupełniej czczą, gdyż pojęcie „g erm en u“ niezależ
nego od „soma“ je st pojęciem dogma- tycznem, mało pozostawiającem miejsca na naukowe wytłumaczenie zjawisk.
Dzięki zręcznemu dowodzeniu, lub też bezzasadnemu twierdzeniu można zawsze zaprzeczyć pochodzenia somatycznego zmiany dziedzicznej, ponieważ zmiana ta k a musi być—według poglądów weis- mannistów —n atu ry germinalnej.
Należy więc, niewchodząc w bezowoc
ne spory, zdać sobie sprawę z tego, czem je s t i czem być może żyjący organizm.
Trzeba odrazu przyznać, że myśl roz
łożenia organizmu na dwie obce sobie
JSIa 6 WSZECHSWIAT 83 części spoczywa na niezbitych danych
morfologicznych. U niektórych zwierząt, specyalnie u owadów, komórki, z których m ają powstać gruczoły płciowe, oddzie
lają się od reszty komórek w samym prawie początku brózdkowania (segmen- tacyi). P y tan ie jednak, czy podział ten odpowiada podziałowi rzeczywistemu, czy są to dwa organizmy żyjące niezależnie jeden od drugiego.
Otóż, bez wątpienia, komórki płciowe tw orzą część nieoddzielną danego orga
nizmu i biorą udział w całości zmian, które w nim zachodzą. Każda zmiana, zachodząca w jakiejkolwiek części indy
widuum, odbija się naty ch m iast i z bez
względną koniecznością na wszystkich innych jej częściach. Gruczoły płciowe zachowują się pod tym względem zupeł
nie ta k samo, ja k jakikolwiek inny n a
rząd danej jednostki, prędzej czy później zdobywają one indywidualność morfolo
giczną, nietracąc przez to bardzo ścisłej ciągłości fizyologicznej z resztą. W chwili gdy wydzieliny wewnętrzne (hormony) odgryw ają ta k pierwszorzędną rolę w po
szukiwaniach biologów, niepotrzebnem staje się podkreślanie tej podstawowej jedności. Jedności tej nie można podać w wątpliwość naw et ze względu na ró
żność zasadniczą między plazmą zarod
kową, a plazmą somatyczną, z których pierwsza tylko—wedle pierwotnego p u n k tu widzenia W eism anna — zawierałaby całość „właściwości dziedzicznych “ i je
dynie byłaby w stanie utrzymać ród.
Tym poglądom przeciwstawiono n a ty c h m iast zjawiska odradzania się (regene- racyi), gdzie z jakiejkolwiek części orga
nizmu powstaje całkowite indywiduum, z narządam i płciowemi włącznie.
Te niezaprzeczone takty zmusiły W eis
m anna do zrobienia ustępstwa, które, w rzeczywistości, je st równoznaczne z oba
leniem całego jego systemu: uznał on, że każda komórka soma zawiera mniej lub więcej znaczny ślad plazmy zarodkowej;
pomimo to jednak, zmiany zaszłe w soma nie mogłyby być w żadnym razie p rze
lane na germen, jestto przyznanie isto t
nej tożsamości między różnemi częścia
mi organizmu i w ich stosunkach rze
czywistych.
Jedność ta je s t niemniej zupełną, gdy, rozpatrując j ą z innego stanowiska, za
stanowimy się nad rozkładaniem organi
zmów na „determinanty", czy też „ce
chy “ („charaktery"). Spekulatywna ta teorya znalazła oparcie w odkryciu, że jąd ro komórki rozpada się w czasie po
działu na chromozomy, w których wi
dziano ja k b y zgrupowanie ziarnek. Chro- mozomom przypisano znaczenie podłoża dla „właściwości dziedzicznych1', a każde z ziarnek stało się odpowiednikiem j e dnej z tych właściwości, jej cechą, czy determinantem, przechodzącym całkowi
cie z jednego osobnika do drugiego w se- ryi pokoleń.
Pojęcie to, pomimo poważnego zakwe- styonowania wartości chromozomów, po
zostało do dziś dnia pod rozmaitemi for
mami i nazwami. Tej koncepcyi „cech“
można przeciwstawić poważne zarzuty.
Ja k oddzielne narządy, tak i ich części, i części tych części, muszą być między sobą w ciągłych stosunkach, tak, że k aż
de zjawisko zachodzące w jednej z nich odbija się na innych. Zarzut główny j e dnak je s t n atu ry logicznej, boć cechy danego organizmu nie istnieją same w so
bie, nie mają istnienia rzeczywistego.
W ypływają one z konieczności rozbicia całości na części, aby j ą zbadać i opisać;
analiza ta je s t najzupełniej dowolna, bar
dzo rozmaita, stosownie do tego, pod j a kim względem badanie chcemy przepro
wadzić. „Cechy11 te istnieją tylko w n a szym u m y śle—nie w rzeczywistości. Poj
mując ted y organizm, jak o całość, której wszystkie części, ściśle z sobą połączone, z tego połączenia właśnie czerpią swe właściwości, zrozumiemy łatwo, że zni
knięcie jakiejkolwiek części organizmu zmienia natychm iast jego całość. Z d ru giej strony część oddzielona traci właści
wości, które posiadała będąc połączona z całością. Lecz i tu zwolennicy nieza
leżnych „cech11, czy „determ inantów 11, niechcąc widzieć zmiany w całości, a trzym ając się bezpośrednio widocznych faktów, wynaleźli „cechy wspólczynne11 (korelatywne).
84 WSZEC HS WIAT JMś 6
Nie w y starcza je d n a k pojmowanie or
ganizmu, jako całości. J e s t on bowiem znów tylko częścią całości większej, k tó rą nazyw am y środowiskiem, z którem organizm ten pozostaje w ciągłym i ko
niecznym związku.|
Między organizmem, a środowiskiem zachodzą ciągłe rnajfozm aitsze wymiany;
razem zaś tworzą one kompleks nieroz- dzielny, w którym często niełatwo je s t powiedzieć, gdzie kończy się pierwszy, a zaczyna drugie. Zmianie jednego musi więc odpowiedzieć zawsze zmiana d r u giego.
III.
Takie je s t pojęcie organizmu, z którem p rz y s tęp u jem y .d o zbadania zagadnienia przystosowania.
Bardzo często przystosowanie pojmo
wane j e s t w znaczeniu ściśle morfolo- gicznem; rozpatryw any je s t jed y n ie zwią
zek mogący istnieć między pewnemi n a rządami, a pewnym sposobem życia, ja k gdyby wpływ w arunków zew nętrznych powodował zmiany organizmu w jednym tylko określonym kierunku, z wyłącze
niem wszelkich innych, ja k gdyby ta zmiana była pierwotnie powierzchowną i miejscową.
Tak pojmowane przystosowanie zawie
ra pierw iastek finalizmu w znaczeniu w ypełnienia pewnego z góry postawione
go planu. Zresztą, tru dn o j e s t zdać so
bie sprawę, dlaczego przystosowanie s ta wałoby się nieoddzielną częścią organi
zmu, trw ają cą w ciągu kilku pokoleń, jeżeli byłoby ono tylko miejscową zm ia
ną morfologiczną.
W rzeczywistości, morfologiczny punkt widzenia j e s t tylko je d n ą ze stron pro
blemu i to stroną drugorzędną. P rzy sto sowanie może mieć ja k ieś znaczenie ty l
ko w tedy, g dy uważane będzie za zja
wisko ogromnie złożone, którego treść zaw iera się w istocie układu wymian między organizmem a środowiskiem; boć możliwość, czy też niemożność życia dla organizmu wypływ a z ty ch układów w y m ian—i z nich jedynie.
Stąd jed y n e właściwe określenie: przy
stosowaniem nazwiemy zjawisko, zacho
dzące, gdy organizmy żyją i rozmnażają się w pewnych warunkach, odpowiada
jący ch pewnemu układowi wymian, i gdy stąd w ynika nieustanne przybywanie no
wych ilości m ateryi żyjącej. Tak zrozu
miane przystosowanie zależy więc od zjaw iska głębokiego, dotyczącego orga
nizmu w jego całości, w samej jego b u dowie, od zjawiska ściśle związanego ze środowiskiem, w którem żyje organizm.
Ody środowisko zmienia się, przystoso
wanie w zasadzie przestaje istnieć, gdyż układ wymian zmienia się współrzędnie;
nowy ten układ może nie być współmier
nym z istnieniem organizmu. Jeżeli zaś nim je st, to organizm przystosował się na nowo, jakikolw iekby był kształt mor
fologiczny, wyrażający to przystosowa
nie. Kształt te n może być analogiczny z poprzednim, gdyż ogromnie podobne postaci mogą zbiegać się z różnemi u k ła dami wymian, wypływającemi z przysto
sowania.
Takie układy wymian nie powstają oczywiście odrazu. Gdy umieszczamy do
świadczalnie jakiekolw iek istoty żyjące w nowem środowisku, widzimy jasno, że życie ty c h stworzeń je s t z początku nie
zbyt pewne, i możemy śledzić, obserwu
ją c rozmaite jednostki, wszystkie stopnie przystosowania. Niektóre rychło umie
rają; inne żyją czas krótszy lub dłuższy, ale j e s t to raczej w egetacya niż życie;
inne, żyją życiem czynnem, nie ro zm n a
żają się jednak, i te są przystosowane indywidualnie; inne, nakoniec, w ydają potomstwo, i wtedy przystosowanie je s t zupełne, dotyczę całego rodu. W ten spo
sób zmiana środowiska wywołuje roz
maite skutki, począwszy od śmiertelnej lub ciężkiej choroby, aż do zupełnego przystosowania. W tern wszystkiem m or
fologia nie gra pierwszej roli; przystoso
wanie nie rozpoczyna się od zmiany w kształtach czy w szczegółach anato
micznych, gdyż zmiana taka albo pozo
stałaby miejscową i nie wpłynęłaby do
strzegalnie na wymiany, albo też w ra zie uogólnienia się i modyfikacyi wymian pociągnęłaby za sobą całkowite przeobra
żenie organizmu, które niekoniecznie m u siałoby być analogiczne z początkową
M -6 - WSZECHSWIAT zmianą morfologiczną. I dlatego właśnie
deformacye spowodowane przez najroz
maitsze czynności mechaniczne, przez czynności o charakterze miejscowym nie są same z siebie rezultatem przystoso
wania, mogą najwyżej przystosowanie wywołać. (Deformacye czaszki w skutek opasek ściskających głowrę u neo - lcale- dończyków, zmiana, k tó ra tu zajść może dziedzicznie, będzie nadzwyczaj słaba, np. w danym przypadku, modyfikacya w kształcie czaszki).
Nienależy stąd jednak wnosić, że kształt niema żadnego bezpośredniego znaczenia w zjawisku przystosowania. Każda istota żyjąca j est skomplikowanym mechani
zmem i budowa anatomiczna każdej z nich musi wchodzić w rachubę. Ta budowa anatomiczna mogła utrzym ać się tylko 0 tyle, o ile nie przeszkadzała wymia
nom między środowiskiem, a organi
z m e m — j e s t więc, pod względem swych czynności, jeśli nie doskonała, to, naogół, w każdym razie wystarczająca. W każ
dym razie, gdy zachodzi modyfikacya w wymianach, wynika z niej, a przynaj
mniej może wyniknąć zmiana w całości anatomicznej. Jeżeli ta zmiana anatomi
czna nie nadw yręża zanadto funkcyono- wania organizmu, albo jeżeli je polepsza względnie do możliwości nowych w y
mian, żadna przeszkoda nie staje w u s ta leniu się tych wymian; jeżeli więc przy
czyniają się one do w ytw arzania m ateryi żyjącej, organizm będzie przystosowany.
Lecz zdarza się często, że modyfikacya w wymianach wywołuje pod względem morfologicznym warunki niewspółmierne z funkcyonowraniem całości. Wystarczą np. nienormalne stosunki między naczy
niami krwionośnemi. Cala teratologia, a więcej jeszcze biologia doświadczalna dostarczają tu przekonywających dowo
dów. Możliwe jest również, że rezultat morfologiczny układu wymian, chociaż nie staw ia sam przez się żadnych prze
szkód do życia, powoduje jed n ak duże trudności w sposobie życia organizmu—
1 dlatego nie pociąga za sobą przystoso
wania i t. p., (owad bezskrzydły nieza- wsze może się żywić w ten sam sposób, w jaki żywili się jego uskrzydleni przod
8 5
kowie: bezskrzydłość powstała z pewnych warunków, stawia go wobec warunków innych, i nic nie dowodzi, że w arunki te będą zgodne z jego istnieniem: może on np., nie napotkać odpowiednich dla sie
bie pokarmów). Tutaj nasuwa się n astę
pująca ważna uwaga. Wiele organizmów podlega dwutn po sobie następującym sposobom życia, często bardzo różnym—
jak o zarodek lub larw a i jako organizm dorosły. Jeżeli w tym przypadku w or
ganizmie zajdą zmiany w czasie życia w pierwszem środowisku, to, po przejściu do następnego środowiska, nowopowstały układ wymian niezawsze zgodny będzie z istnieniem tego organizmu.
Najczęściej są to zmiany morfologicz
ne, niemające szkodliwych następstw dla larwy czy płodu, lecz niepozwalające na dostateczne funkcyónowanie organizmu dorosłego.
Zawsze jed n ak budowa morfologiczna je s t złożonym wynikiem współdziałania danego organizmu i środowiska, i nie może być uważana sama przez się jako przystosowanie.
Wedł. St. Eabauda, streść. G. Potivoroivski.
(O. d. nast.).
W S P R A W I E Z A D A Ń I C H A R A K T E R U S T A C Y I D O Ś W I A D C Z A L N E J R Y B A C K IE J C. T . R. W R U D Z IE
M A L E N IE C K IE J.
Czytając arty k u ł prof. Nusbauma-Hila- rowicza w JMa i i 2 W szechśw iata p. t.
„Pierwsza polska biologiczna stacya dla badań wód słodkich11, wcale się nie zdzi
wiłem, że o stacyi doświadczalnej ry b ac
kiej w Rudzie Malenieckiej żadnej nie znalazłem wzmianki, gdyż poza jej zapo
wiedzią nie ukazała się dotąd żadna pu- blikacya tej nowo założonej instytucyi.
Ponieważ zresztą arty k u ł p. Nusbauma- Hilarowicza opisywał tylko w głównych zarysach i główniejsze stacye, a wiele z nich zupełnie pominął, nie uważałem za konieczne upomnieć się o wzmiankę
86 WSZECHSWIAT JNTa 6
s ta c y i przeze mnie kierowanej, w y c h o dząc z założenia, że zb yt szumne zapo
wiedzi i program y istotnego ch ara k teru stacyi nie nadają. K ierując się wszakże obowiązkiem dokładności w sto su n k u do pokrew nych in sty tu cy i w kraju, Nusba- um-Hilarowicz był łaskaw po skończeniu a rty k u łu swego, w następ n y m numerze trzecim W szechświata pomieścić specyal- ne uzupełnienie informacyjne o stacyi naszej. Uzupełnienie to podaje wszakże informacye nie całkiem zgodne z f a k ty cznym stanem, o którym prof. N usbaum poinformowany mógł być tylko z w y
danej w 1913 roku przeze mnie i p rze
słanej mu broszury o celach stacyi x).
Pospieszam przeto uzupełnić te dane.
Jeśli pominięcie wzmianki o stacyi w Rudzie Malen. w artykule głównym miało na celu uniknięcie kolizyi z t y t u łem drozdowickiej stacyi, jak o pierwszej polskiej stacyi, to zaznaczyć muszę, że kolizya ta k a nie istnieje po pierwsze dla
tego, że biologiczna stacy a dla badań wód słodkich, sta c y a drozdowicka, je st rzeczywiście pierwszą, a założona o rok pierwej stacya doświadcz, w Rudzie Ma
lenieckiej ma za zadanie badanie fizyo- logicznej n atu ry ryb i św iata wodnego ze względu na warunki sztucznie s tw a rzane; po drugie dlatego, że jakkolw iek teraz dopiero realny p u n k t oparcia w po
staci budynku nad staw em drozdowickim stacy a biologiczna uzyskuje, to wszakże w licznych i cennych pracach fizyogra- ficznych nad fauną wód wereszyckich istniała dawniej i b y t swój zadokum en
towała, podczas, gdy nasza stacy a nad stworzeniem swego terenu pracy praco
wała dotąd.
Jeśli uwagami memi w czemkolwiek uzupełnić p rag n ę „Uzupełnienie" p. Nus- bauma-Iłilarowicza, to przedewszystkiem pod względem celów, zadań i ch arak teru stacyi doświadczalnej rybackiej w Ru
dzie Malenieckiej.
Podzieliwszy stacye istniejące austryac- kie i niemieckie na g rupę stacyj o zad a
1) Dr. Franciszek Staff. Stacya doświadczal
na rybacka C. T. R. w .Rudzie Malenieckiej gub.
radomskiej, cele i zadania, 1913,
niach czysto naukowych i na stacye 0 znaczeniu naukowem i rybackiem, p.
N usbaum stw arza w uzupełnieniu swera trzecią grupę „zakładów rybackich, k tó rych celem j e s t podniesienie kultury s ta wowej i hodowli". Znam w tym wzglę
dzie austryackie i niemieckie stosunki 1 wiem, że po wyliczeniu prof. Nusbauma w poprzednich numerach pod tę grupę trzecią podciągnąć się dadzą przedsię
biorstwa produkcyjne, obliczone na bez
pośrednie korzyści ekonomiczne, a takież zadanie podniesienia k u ltu ry i hodowli w stosunku do własnej k ultu ry i hodo
wli ma każde gospodarstwo rybne, rybo- łóstwo, zakład chowu ryb i sprzedaży nary b k u i wylęgarnie. Co praw da w dal
szych konsekwencyach swych prac, ba
dań i doświadczeń zadanie to spełniają i stacye czysto naukowe i stacye n auk o we rybackie, jedne volens, drugie nolens.
Zresztą korzyści praktyczne dla ry bactw a z pewnością przyniesie i stacy a drozdo
wicka, co, organizując środki finansowe, trafnie i p. Nusbaum przewidział i zapo
wiedział. Grupa zatem trzecia ma g r a nice nieokreślone. Zaliczając do tej tr z e ciej gru p y stacyę doświadczalną rybacką w Rudzie Mai., prof. Nusbaum popełnia pew ną nieścisłość. W stworzonej dla R u
dy Mai. trzeciej grupie już według dal
szych słów p. Nusbauma nie bardzo się stacy a w Rudzie mieści, gdyż „prowadzi i ona pewne badania doświadczalne w za
kresie hodowli ryb", a nadto ta repre
z e n tan tk a jedyna stacyj z trzeciej grupy, stacy a doświadczalna rybacka w Rudzie Malenieckiej, „posiada sale laboratoryjne do b ad ań biologicznych i bakteryologicz- n y c h “ i t. d. Trudną klasyfikacyę biolo
gicznych i rybackich stacyj ułatw iają na szczęście faktyczne cele i zadania, dla ja k ic h założona została stacya w Rudzie Malenieckiej. Zadaniem bowiem tej s ta cyi j e s t przeprowadzenie badań n au k o wych doświadczalnych w specyalnych do tego celu założonych i urządzonych zbior
nikach (stawach) oraz prowadzenie badań równoległych laboratoryjnych celem n a ukowego wyjaśnienia przyrodniczych pod
staw rozwoju, wzrostu i odżywiania się ryb i zwierząt w arunkujących życie ryb.
Ne 6 WSZECHSWIAT 87
L aboratorya stacyi, baseny, akwarya i wogóle wszystkie środki naukowe są przystosowane do ścisłych badań an a to micznych, fizyologicznych, bakteryolo- gicznych i chemicznych (pracownika che- mika-specyalisty dotąd stacya nie posia
da). S tacya taka, której zorganizowanie i założenie środkami głównie miejscowe- mi na terenie Królestwa Polskiego nie było łatwe, j e s t pod niektóremi wzglę
dami lepiej uposażona niż król. bawarska stacya rybacka biologiczna w Monachium, gdyż, posiadając środki naukowego ba
dania, rozporządza nadto tuż przy sobie w arsztatem w przyrodzie oddanym zu
pełnie i wyłącznie do celów naukowych stacyi, czego aż do roku bież. stacya m o
nachijska nie posiadała. Nadto postawio
na j e s t nasza stacya w w arunkach lep
szych niż stacya w Trachenbergu (pro
wadzona naprzód przez dr. Waltera, po
tem przez dr. Hofbauera, a od lat kilku już nieistniejąca), która posiadając so
bie oddane tereny doświadczalne nie miała oparcia o należyte laboratoryum naukowe. Z powodu przeprowadzania w roku ubiegłym dużych zasadniczych inwestycyj i urządzeń teraz dopiero dzia
łalność naszę będziemy mogli zacząć.
Prócz oznaczeń chorób pasorzytniczych iinfekcyjno-bakteryologicznych, drobnych doświadczeń terapeutycznych 1), plano
wych badań prowadzić nie mogliśmy z powodów powyższych. Prowadzone były tylko skrupulatnie spostrzeżenia meteo
rologiczne na założonej stacyi termome- tryczno - pluwiometrycznej 3). Obecnie zwracamy nasze badania do funkcyi t r a wienia ry b i mięczaków, opracowania fauny rzeki Czarnej oraz stawów n a
szych, dla wykazania w przyszłości ró
żnic gatunkowych, indywidualnych i ilo
ściowych pod wpływem działania sztucz
nie odosobnionych czynników zewnętrz
nych.
W arun k i zatem i zadania wyświetlenia
*) Dr. Franciszek Staff. Epidemiczne śnięcie narybku w przesadkach. Gazeta Eoln., 1913.
2) Objęte ogólnemi zestawieniami w wyda
wnictwach Centr, Stacyi Meteorol. w Warsza
wie,
naukowych zagadnień i czynników, w pły
wających na rozwój fauny a w t e m i ryb na terenie stawów posiadamy, i o ile środki finansowe będą wzrastać odpo
wiednio do postępujących badań, pewni jesteśm y znacznych sukcesów nauko
wych, a w dalszej konsekwencyi i p rak tycznych. Inicyujący i zakładający sta- cyę Wydział Rybacki O. T. R. nadał s ta cyi zadania naukowe w związku z hodo
wlą ryb będące. Je s t to wypływem i do
wodem wielkiego zrozumienia naszych ziemian i właścicieli rybołóstw dla ko
nieczności postawienia tego ważnego działu hodowli na podstawach nauko
wych. Z powodu tego ch arak teru stacyi, wyłonił się ostatnio w łonie Wydziału Rybackiego poważny projekt poddania stacyi doświadczalnej rybackiej pod d y rektyw ę i adm inistracyjną zależność od nowozakładanej Centralnej Stacyi nauko- wo-rolniczej w Warszawie.
Nie chciałbym głosić programów szum
nych i na papierze bronić naukowego charakteru stacyi naszej, do tego u g ru n towania ch arak teru służą publikacye.
Przekonany jestem głęboko, że zorga
nizowawszy stacyę i dużą dozą energii zjednawszy poparcie ziemiańskiego ży
wiołu dla pracy poważnej, dokonaliśmy dzieła dużego, którem u w naszych sto
sunkach społecznych i adm inistracyjnych opinia nieścisła i opierająca się na nie
dokładnych informacyach może wiele niepowetowanej krzyw dy wyrządzić.
To też tylko poczucie moralnego obo
wiązku wobec in sty tu cy i społecznej, cią
żącego na mnie jako na jej kierowniku skłoniło mnie do podania powyższego niemiłego mi upomnienia się.
D r. Franciszek Staff.
O K R E S D Y L U W I A L N Y W N I E M C Z E C H .
(Dokończenie).
Część II-ga cennego dzieła, które mam przed sobą, część geologiczno-faunistycz-
88 WSZECHSW1AT JV» 6 na, została opracowana przez prof. E,
Kokena. P. Koken od razu na wstępie zastrzega się, że zadanie jego: chronolo
giczne rozmieszczenie szczątków fauny dyluwialnej w poszczególnych m om en
tach okresu lodow ego,— je s t nader t r u dne, wobec wielu kw estyj dotychczas nierozwiązanych, dotyczących dziejów dyluwium w Niemczech. Zarazem je d n a k Koken wyraża nadzieję, że badania jego faunistyczno - stratygraficzne, których punktem wyjścia i jąd rem j e s t Szwabia, rzucą światło na niektóre z tych właśnie kwestyj i uw ypuklą, a zarazem utrw alą niektóre dość mgliste zarysy.
Niemcy, — mówi ten autor, — stanowią zaledwie w ycinek olbrzymiej przestrzeni, ja k a znajdowała się pod wpływem lodów;
lecz na żadnym innym terenie okres zlo
dowacenia nie pozostawił śladów ta k ró
żnorodnych, żaden kraj nie obfituje w tak bogaty m a tery ał obserw acyjny geolo
giczny i paleontologiczny, ja k właśnie obszar niemiecki. W okresie zlodowace
nia Europy lody północne zajmowały całą nizinę niemiecką i w ysyłały swe zagony ku południowi, w przerwy, istniejące w ścianie gór obszaru centralnego, a zaś południe zalegały zlodowacenia alpejskie, tworząc wielką wyspę, podobnie j a k pół
noc niedostępną dla życia organicznego.
Na zachodzie, natomiast, łączyły się swo
bodnie wybrzeża A tla n ty k u z ujściem Rodanu; na wschodzie wolne od lodu były kraje naddunajskie; n a południu, poczynając od Alp, ciągnął się również pas zamieszkały wzdłuż morza Ś ródziem nego. Na tej przestrzeni zachowało się i przetrwało życie organiczne; tu odby
w ały się jego ruchy i przesuw ania pod wpływem przym usu lub podniety, wywo
łanej wahaniami klimatycznemi. Wielka wędrówka, wielki odwrót flory i fauny odbył się w kierunku z północy k u po
łudniowi: niektóre gatunki, znane obec
nie, ja k o zamieszkujące północ, zagnane zostały daleko na południe, aż do w y brzeży A tlantyku, do Hiszpanii, P o rtu galii, a n aw et do Włoch południowych.
Jeśli szczątki hipopotama z tego okresu czasu znajdujem y w Anglii południowej i w dorzeczu Renu, to ta k t ten nie je s t
bynajmniej dowodem przenikania daleko na północ form południowych, lecz raczej śladem, znaczącym placówki utracone przez g atu n k i ustępujące ku południowi.
Jedynie tylko gatunki, którym odpowia
dało środowisko stepowo - tundrowe, zy skały w tym okresie czasu zwiększenie tere n u zamieszkania, a posuwanie się ich w tej akcyi zaborczej odbywało się głó
wnie ze wschodu na zachód. Koken roz
różnia w porządku chronologicznym n a stępujące fazy faunistyczne, zaznaczając przytem, że zależnie od położenia geogra
ficznego mogą między niemi zachodzić bądź wyraźniejsze różnice, bądź też, prze
ciwnie, różnice te mogą ulegać zatarciu:
1) Fauna staro - czwartorzędowa, o is to t
nym typie pliocenicznym. 2) F a u n a s ta ro - czwartorzędowa ze szczątkami fauny pliocenicznej i Elephas antiąuus. 3) An- tiquus-fauna bez śladów fauny pliocenicz
nej. 4) Starsza P rim igenius—fauna (mie
szana fauna fazy silniejszego zlodowace
nia, bez Elephas antiąuus i Rhinoceros Merckii). 5) Młodsza A ntiąuus — fauna, z Elephas antiąuus i Rhinoceros Merckii, a obok nich: Elephas Primigenius i, r z a dziej, Rhinoceros tichorhinus. 6) Młodsza Primigenius - fauna (mieszana fauna sil
niejszego zlodowacenia), z rzadko w ystę
puj ącemi lokalnie: Rhinoceros Merckii i Elephas antiąuus, a w fazie nieco póź
niejszej—pierwsze pojawienie się arktycz- nych Gryzoni. 7) Eąuus - fauna, z prze
w agą g atu n k u Eąuus; m am ut i nosoro
żec jeszcze częste; ren również częsty.
8) Późnolodowa fauna; przewaga konia i rena; m am ut i nosorożec rzadkie; po
wtórne zjawienie się arktycznych Gry
zoni. 9) Fau n a polodowa; ren ustępuje z Europy środkowej; przeważa jeleń; dzi
ki koń jeszcze bardzo częsty; pod koniec przejście do fauny typowo-leśnej.
Na terenie Niemiec, dodaje Koken, przejście od fauny pliocenicznej do fauny neolitycznej leśnej nie odbywało się po linii prostej,- lecz było skomplikowane przez wspomniane wyżej posuwanie się naprzód i następne cofanie się gatunków północnych. Najbardziej złożone stosunki faunistyczne musiały powstawać w fa
zach silniejszego zlodowacenia, gdy ob
JM® 6 WSZECHSWIAT szar odpowiedni na siedziby staw ał się
szczuplejszy; odwrotnie, w fazach mię- dzylodowych, stosunki faunistyczne mu
siały być prostsze, w skutek cofnięcia się wielu gatunków na północ, ku swym pierw otnym siedzibom.
Zgodnie z podziałem obszaru niemiec
kiego, przyjętym przez Schmidta, i Ko- ken rozbija swoje badania na 4 grupy, rozpoczynając od Szwabsko-południowej i rozpatrując następnie Południowo - za
chodnią, Reńsko - westfalską i Północno- niemiecką. Niestety, śmierć przeszko
dziła Kokenowi dokończyć zamierzonego dzieła, nie zdołał ju ż bowiem zreasumo
wać wyników swych badań geologiczno- faunistycznych na obszarze Niemiec i ująć ich w postaci wniosków ostatecznych.
Niemniej jednak, ja k słusznie zaznacza Schmidt, praca jego stanowi całość b ar
dzo wartościową i zupełnie skończoną.
Część Ill-a dzieła o Dyluwium w Niem
czech, część obejmująca dział antropolo
89 giczny, została opracowana przez A.
Schliza.
Z liczby znalezisk kostnych, dotyczą
cych człowieka z okresu lodowego,—mó
wi Schliz, znaleziska niemieckie jedne z pierwszych zwróciły na siebie uwagę i zostały wysunięte na czoło kw estyi człowieka dyluwialnego, zyskując w sk u tek tego zbyt pohopnie, bądź stanowisko, ja k to się w następstwie okazało, cał
kiem słusznie im przynależne, bądź też znaczenie nieusprawiedliwione i niepraw dziwe, oparte na błędnych obserwacyach początkowych. Schliz dokonywa kolejne
go przeglądu szczątków kostnych rzeko
mo dyluwialnych, znalezionych na te re nie Niemiec, załatwiając się przede
wszystkiem z temi z pi śród nich, k tó rych wiek dyluwialny nie mógł być wo- góle ustalony, bądź też został zakwe- styonowany, lub obalony. W kategoryi tej znajdują się między innemi: szczątek czaszki z C annstattu i z Egisheimu.
L in ia śnieżn.
+ 3 0 0 O bec.— 0
— 3 0 0
— 6 0 0
— 9 0 0
— 1200
— 15 0 0
-ofco a o
N U tti
“ £
* - w
a s 'a u ® a § 0 ^S
cj ^ M
5 m 55(73 Lodowy Wiirm. Miedzy], Riss-Wiirm. Lodowy Riss. .Między], Mindel-Riss
, w 5 * » o
= -c •> s s
= S = ■■ “ » 03 -s A £
A rk to -a lp ejsk a fau n a A n tic p u s-fa u n a (z P rim igenius)
90 WSZECHSWIAT JMa 6 Znacznie obszerniej tr a k tu je te z po
śród szczątków, których przynależność do dyluwium nie ulega wątpliwości; n a leżą tu szczątki z Mauer, z Neandertalu, z Taubach, z Sirgensteinu, z Andernach, z Ofnet. Trzy ostatnie znaleziska za wdzięczamy poszukiwaniom R. R. Schm id
ta; z pośród nich znalezisko z O f n e tje s t najbogatsze ze w szystkich dotychczas odkrytych na obszarze niemieckim, liczy ono bowiem 33 czaszki, z których 22 do
stępne ściślejszym badaniom, t. j. pom ia
rom i rysunkom diagraficznym. Tem u znalezisku Schliz poświęca najwięcej miejsca.
Po części opisowej następuje część syntetyczna. Opierając się n a m ateryale szczątków człowieka dyluwialnego już dawniej znanych, oraz nowo - zyskanych dzięki poszukiwaniom Schmidta, autor usiłuje powiązać genetycznie rozmaite k s z ta łty ludzkie z okresu dyluwialnego, w yprowadzając j e wszystkie od typu N eandertalskiego, jak o pra-kształtu, m a
jącego pień wspólny z antropoidami i się
gającego wstecz wieków aż do dyluwium starszego (Mauer). Niestety działu tego pracy Schliza niepodobna traktow ać po
ważnie, jak o posiadającego bardzo małą wartość naukową. Skromna ilość mate- ryału szczątków paleolitycznych ludzkich, którem i dotychczas rozporządzamy, nie pozwala nam bowiem bynajmniej na u za
sadnioną k onstrukcyę hypotezy o wza
je m n y c h stosunkach pokrewieństwa, łą czących poszczególne grupy człowieka dyluwialnego, tembardziej, że Schliz w y
odrębnia niewątpliwie nadm ierną ^ilość
„typów" w~ zakresie m a tery ału paleoli
tycznego dotychczas nam znanego. S tw a rza to iluzyę „różnic zasadniczych" b y najm niej nie udowodnionych i w prow a
dza tylko chaos w tę ta k mało znaną i ta k tru d n ą do zbadania dziedzinę.
Rozdział końcowy książki j e s t znów au to rstw a Schmidta, który poświęca go sprawie paralelizacyi kolejnych k u ltu r paleolitycznych z kolej nemi fazami o k re
su lodowego, p rag n ąc na tych p o d sta
wach oprzeć oznaczenie względnego wie
ku rodu ludzkiego. W tem zamierzeniu, zdaniem jego, szczególniej doniosłe je s t stwierdzenie dwu momentów: 1) stw ier
dzenie zupełnie niewątpliwe paralelizmu między górną (magdaleńską) w arstw ą Gryzoni a tak zw. „Buhlvorstosz“, t. j.
fazą Biihl naporu lodów; 2) stwierdzenie ciągłości fauny arkto • alpejskiej, poczy
nając od epoki Mustierskiej aż do w cze
snej Magdaleńskiej, co je s t oznaką dłu
gotrwałej fazy zlodowacenia. Zgodność górnej w arstw y Gryzoni z fazą Buhl po
zwala nam szukać ekwiwalentu dla sze
regu zstępujących profili, z dolną w a r
stw ą Gryzoni włącznie, w ostatnim okre
sie lodowym. Wreszcie, młodsza Anti- quus-fauna, fauna odpowiadająca fazie cieplejszej i mogąca być jedynie tylko odniesiona do ostatniego okresu między- lodowego, staje się tem samem Aszelską fauną starszego lossu. W ten sposób zy
skujem y paralelizacyę okresów k ultural
nych, poczynając od Aszelskiego aż do Azilskiego, z poszczególnemi fazami zlo
dowacenia; natomiast ustanowienie chro
nologii porównawczej starszych momen
tów dyluwium musi zaczekać jeszcze na dalsze rezultaty badań stratygraficznych.
Pomimo, że prehistorya j e s t w wyso
kim stopniu upraw niona przypuszczać, że już w najwcześniejszem dyluwium człowiek rozpoczął swój żywot istoty in telektualnej, jed n ak śladów niezaprzeczo
nych jego k u ltu ry z tych odległych cza
sów dotychczas nie posiadamy. Nato
miast paleontologiczno - geologiczny po
dział najwcześniejszego dyluwium j e s t już poniekąd możliwy, pomimo, «że kolej
ność typów faunistycznych dyluwium najstarszego i ich paralelizacya z fazami zlodowacenia w wielu jeszcze razach daje pole in terp retacyi nader różnorodnej.
N ajstarsza fauna dyluwialna, w istocie rzeczy o pliocenicznym jeszcze typie, po
przedzająca faunę dolnych w arstw pia
sków z Mauer, wypełnia, do pewnego stopnia przynajmniej, lukę pomiędzy plio- cenem a stopniem „Mauer“. F au n a dol
nych w arstw piasków w Mauer, z Rhi- noceros etruscus, Eąuus Mosbachensis, Elephas antiąuus, Pelis leo... i t. d., a ta k że szczątkami Homo heidelbergensis, w y
Na 6 WSZECHSWIAT 91 kazuje w porównaniu z fauną piasków
w arstw górnych znamiona starsze, które uznajemy za odpowiadające 2-mu okre
sowi międzylodowemu: Mindel-Risz. Sta- dyum Mauer i stadyum Szelskie rozdzie
lone są nawzajem całym okresem lodo
wym, okresem Risz. Okresowi temu od
powiadają w arstw y o faunie „Primige- nius-starszej“, powyżej których spoczy
w ają pokłady młodsze, zawierające fa unę międzylodową: „Antiąuus - młodszą11 (Wiirm-Risz międzylodowy). W tym w ła śnie Risz-Wiirm międzylodowym okresie spotykam y narzędzia ludzkie dowodzące, że człowiek ju ż wówczas w pełni władał techniką paleolityczną. Najdawniejsze, Szelskie znaleziska pochodzą z Europy zachodniej; w okręgu alpejskim stacyi typu Szelskiego brak. Znamienne typy faunistyczne dla okresu Szelskiego w E u ropie zachodniej są: Hippopotamus maior i Elephas meridionalis, których nie spo
ty k a m y tu w Aszelskich w arstw ach k u l
turalnych. Wogóle jednak, pomiędzy te- mi dwoma okresami niema tak znacz
nych różnic faunistycznych, by miały wskazywać znaczny przeciąg czasu, dzie
lący te obie fazy kulturalne, a tembar- dziej możliwość istnienia między niemi okresu lodowego. Więc też obie zalicza Schmidt do ostatniego okresu międzylo- dowego (Risz-Wiirm).
Począwszy od w arstw Aszelskich, łącz
nie z niemi samemi, paralelizacya epok kulturalnych z kolejnemi fazami okresu lodowego, skutkiem podstaw s tr a ty g ra ficznych, wstępuje na pewne tory. Opie
rając się na tych właśnie podstawach i tra k tu ją c rzecz bardzo drobiazgowo, S chm idt przeprowadza chronologię dylu- wium, przytaczając równocześnie i pod
dając rzeczowej k rytyce interpretacye uczonych innych. Streszczając z koniecz
ności jego nader interesujące wywody, otrzym ujem y następujacą paralelizacyę:
Kultura Mustierska wypełnia sobą całko
wicie ostatni (Ill-ci) okres lodowy, czyli tak zw. „ W u rm 11; kultura Auriniaceńska odpowiada fazie chwilowego względnego podniesienia się krzywej klimatycznej po fazie maximum zlodowacenia w poprze
dzającym okresie Wurm, J e s t to s ta
dyum, które Penk nazywa: „Achen- schwankung". Jeśli j e s t ono uważane za fazę cieplejszą starszego paleolitu, to ty l
ko w skutek traktow ania porównawczego w stosunku do krańcowo (extrem) zimne
go okresu Mustierskiego (warstwa „Gry
zoni" dolna) i okresu Magdaleńskiego (warstwa „Gryzoni" górna). Kultura So- lutreńska mieści się również w tej samej fazie, przypadając, być może, na lekki spadek te m peratu ry i zbliżanie się fazy naporu lodów. Kultura Magda
leńska odpowiada właśnie owemu s ta dyum—„Biihl“, czyli stadyum ponowne
go znaczniejszego obniżenia tem p eratu ry i następującej po niem fazie stopniowe
go wznoszenia się krzywej klimatycznej.
J e s t to faza powolnej zmiany jeszcze t y powo arktycznej fauny stadyum „Buhl“ — na faunę typowo-stepową, faza ustępo wania gatunków właściwych dyluwium i zjawiania się gatunków dzisiejszych.
Okres k u ltu ry Azilskiej posiada już fau
nę zupełnie dzisiejszą, a i w zakresie flory stepy po części ustępują miejsca obszarom leśnym. Równocześnie, z ostat- niemi przejawami k u ltu ry paleolitycznej przenikają do Europy środkowej z pół
nocy pierwsze neolityczne pierwiastki.
W zakończeniu swej pięknej pracy Schmidt podaje opracowaną przez siebie tabliczkę, przedstawiającą graficznie prze
bieg krzywej klimatycznej podczas p a
leolitu. Oznaczenie granicy śnieżnej do
konane zostało według Penka. Z wahań klimatycznych po Ill-im okresie lodowym (W urm )—stadyum „Biihl“, w związku z silniejszym przyrostem lodowców, zo
stało wyrażone głębszą falistością, w po
równaniu z dwoma następnemi. fazami obniżenia tem peratury, o napięciu znacz
nie słabszem. W zakresie ścisłości g ra nic, dzielących poszczególne kultury, autor nasz zastrzega się, że jedynie tyl
ko granice kultur: Auriniaceńskiej, Solu- treńskiej i Magdaleńskiej (paleolit młod
szy) mogły być dość dokładnie oznaczo
ne na podstawie badań dokonanych; n a tom iast wytknięcie granic dla kultur:
Szelskiej, Aszelskiej i początków Mustier-
92 WSZECHSWIAT M 6 skiej j e s t tylko przybliżone. „Dalecyśmy
jeszcze od te g o “, — mówi Schmid, „by módz zastąpić chronologię „względną"
przez „absolutną"; — „dotychczas wszel
kie próby wyrażenia okresów geologicz
n y ch w w artościach liczebnych nie były w stanie dać nam zadowalającego obrazu czasu".
Ostatnie wiersze Schmidt poświęca skreśleniu wpływów k lim atu dyluwialne- go n a kształtowanie się tr y b u życia i k u ltu ry ludzkiej. W ahania, którym podlegał klim at przez ciąg dyluwium, w y wierały silny wpływ przedewszystkiem na w ybór siedziby. Jaskinie, rzecz p ro sta, stanow iły zawsze odpowiednie i po
żądane schronienie dla łowcy paleolitycz
nego; inaczej rzecz się miała z siedziba
mi na otw artem powietrzu: w fazach 0 tem peraturze najniższej, t. j. w okresie Mustierskim (maximum ostatniego zlodo
wacenia) i w stadyum „Biihl“ okresu Magdaleńskiego ślady siedzib podobnych spotykam y bardzo rzadko, natom iast z okresów A uriniaceńskiego i Solutreń- skiego znamy licz*ne stacye na otw artem powietrzu, a w Aszelskim i Szelskim, przypadającym na okres międzylodowy, znajdujem y stacye niem al wyłącznie t e go tvpu. Silny spadek klim atyczn y od tego właśnie okresu międzylodowego do ostatniego lodowego musiał wywołać g łę
bokie zmiany nietylko w zakresie siedzib 1 tr y b u życia., lecz również i w zakresie rzemiosł. Dawniejsze siedziby Szelskie i Aszelskie wzdłuż wybrzeży rzek, z czę
stokroć potężnemi zwałami krzemieni, pozwalały na w prost m arnotrawcze czer
panie m ateryału surowego, dając się roz
winąć typowi narzędzi w iększych—„tłu
kom pięściowym". Przeciwnie, stacye jaskiniowe M ustierskie w ym agały, p rz y najmniej w niektórych miejscowościach, gospodarki oszczędniejszej, szczególniej w stosunku do brył n a tu ra ln y c h w ięk
szego rozmiaru, a stą d i tłu k i ustępują miejsca, a natom iast rozpowszechnia się używanie wiórów i ociosków k rzem ien
nych.
Skupienie ludności paleolitycznej na obszarze węższym, w dolinach rzecznych obfitujących w jaskinie, stało się n ie ty l
ko bodźcem do wytworzenia specyaliza- cyi w rzemiosłach i do rozwoju sztuki;
współżycie w ciaśniejszych granicach musiało zarazem wzmódz i rozwinąć tę potrzebę zmiany siedzib, wędrówki, jaką ju ż dawniej zapoczątkowała konieczność poszukiwania nowych terenów łowiec
kich. Więc też ruchliwy try b życia k o czowniczy począł zastępować życie osia
dłe paleolitu starszego. Dowodem tych niekiedy odległych wędrówek ludności ówczesnej są znaleziska muszli, które, jako przedmioty stroju, przenoszone b y w ały ręką ludzką z zachodu aż do E u ro py środkowej.
W spaniałe dzieło R. R. Schmidta zdo
bią liczne rysunki w tekście oraz szereg świetnie wykonanych tablic, wyodrębnio
nych w postaci oddzielnego tomu. J e dynie tylko zwrócić należy uw agę na wadliwe ułożenie tabl. 45 podwójnej, na której załamanie przecina rysunek czasz
ki N eandertalczyka i tem samem psuje go zupełnie.
Poza tem wydanie nadzwyczaj s ta r a n ne i piękne, chlubę przynosi jego r e d a k torowi i wydawcom i budzi w nas szcze
re życzenie, ażeby wydawnictwo analo
giczne jaknajrychlej ukazało się wśród naszej literatu ry naukowej.
M. Stolyhwo.
W Z R O S T C Z Ł O W I E K A 1 CYW1LI- ZAGYA.
Paktem codziennie potwierdzanym w p raktyce i, co do którego rzadkie ty l
ko zachodzą wyjątki, je s t to, że im po
tężniejsze są narzędzia, stworzone przez przemysł, tem większa j e s t ich skutecz
ność, że użyjemy świadomie wyrażenia mniej ścisłego, aniżeli wyraz wydajność.
Taki np. przypadek zachodzi z urzą
dzeniami termicznemi różnego rodzaju, maszynami parowemi, wielkiemi piecami, maszynami do skraplania gazów, lecz ró
wnież z ogniwami, z maszynami elek-