R O K I
Nr. 9 K A M E N A
M I E S I Ę C Z N I K
T R E Ś Ć N U M E R U D Z I E W I Ą T E G O :
M A J 1 9 3 4
M A R J A N P I E C H A L W i e l k a n o c str. 153 J U L J A N .PRZYBOŚ N a marginesie artykułu
C z e r n i k a . 154 "
K A Z I M . A N D - J A W O R S K I N a marginesie „Pygma- l i o n a "
"
155 S T A N I S Ł A W P I Ę T A K G o r ą c z k a
"
157
J Ó Z E F M O N D S C H E I N Francja . 158 "
J Ó Z E F Ł O B O D O W S K I N o r w i d 158 "
Z E N O N W A Ś N I E W S K I Żebrak 159
"S E R G J U S Z K U Ł A K O W S K I Maksymiljan W o ł o s z i n 159
"P R Z E K Ł A D Y z poezji rosyjskiej 162 "
F R A N C E S K O L A N G I U L L O Złoty syfon 165 "
A L D O P A L A Z Z E S C H I Ara mara amara 166 "
S T A N I S Ł A W C Z E R N I K Najazd, k t ó r e g o nie było 167 "
J Ó Z E F N . K Ł O S O W S K I Książki n a j n o w s z e 168 "
N o t y 170 "
W k ł a d k a linorytowa Zenona W a ś n i e w s k i e g o p r z e d s t a w i a f r a g m e n t z a m k u w Łucku na Wołyniu od strony dziedzińca n a wieżę z bramą wejściową. Z b u d o w a n y około 1000 r. przez Włodzimierza W. ks.
kijowskiego, jeszcze dzisiaj resztkami swych murów s p r a w i a imponu- jące wrażenie.
Okładka linorytowa
Redaktor: Kazimierz Andrzej Jaworski Wydawca: Zenon Waśniewski Redaktor odpowiedzialny: Wawrzyniec Berezecki
Redakcja: Chełm Lubelski, Reformacka 43. Redaktor przyjmuje w ponie- działki od 15 do 16-ej.
Administracja: Zenon Waśniewski, Chełm Lubelski, Reformacka 15 B.
Prenumerata roczna (10 numerów) 4 zł., półroczna (5 numerów) 2 zł. 25 gr.
Cena numeru pojedynczego 50 gr.
Tłoczono w d r u k a r n i " K u l t u r a " Chełm Lub. 10.
K A M E N A
MARJAN PIECHAL
W I E L K A N O C
N a d światem, nad Europą nie świt, nie dzień.
Śmierć niewidzialną przelata stopą jak przezroczysty cień.
W ś r ó d zwiątpień gorzkich o p a r ó w dzień zwykły, n o c powszednia.
Zgasły ostatnie ognie sztandarów na przedmieściach Berlina i W i e d n i a .
Ze zbutwiałych trucheł i pleśni otwiera się przeszłość jak grób.
Kładą się w nim buntarskie pieśni, od których w p r z y s z ł o ś ć widno...
a zmartwychwstaje zielone widmo, rozkładający się t r u p .
Gnijący świata rozstrój wydziela trującą zarazę.
Ucz się oddychać, ptaku, z każdą wiosną zamiast p o w i e t r z e m — gazem...
W t e m przemijaniu, k o n a n i u jedna tylko n o c i gaz jak najściślej mówią głośno o Zmartwychwstaniu...
Ale jakich w z r u s z e ń ? jakich myśli?
Giną ideje, zmartwychwstają hasła t e m szczytniejsze, im m o c n i e j wrzasną...
W Linzu ostatnia chorągiew zgasła, od k t ó r e j było jasno...
Teraz noc, strasznie długa noc, n a p r a w d ę W i e l k a — N o c — głowa bezradna, jak kloc —
d o o k o ł a prze — m o c — — —
J U L J A N PRZYBOŚ
N A M A R G I N E S I E A R T Y K U Ł U C Z E R N I K A
Przed d w o m a miesiącami przyobiecałem r e d a k t o r o w i „ K a m e n y "
a r t y k u ł na t e m a t : „ T e m a t o w o ś ć a treść w liryce". Zaciekawiony roz- prawką S t a n i s ł a w a Czernika „ T r e ś ć i f o r m a " , k t ó r e j część pierwszą przyniósł nr. 7, postanowiłem ze swojemi u w a g a m i zaczekać na jej do- kończenie. Oczekiwanie nietylko mnie nie zawiodło, ale, rzecz niezwykła, przywiodło do własnego z a m i a r u . Druga część a r t y k u ł u o treści i formie ubiegła t r a f n e m i spostrzeżeniami niektóre moje myśli, tak, że pozostaje, mi jedynie głośno przyklasnąć wnikliwym odkryciom Czernika. Kapital- ne zwłaszcza dla zrozumienia n o w e j poezji jest jego stwierdzenie, że te- mat p o e m a t u jest czemś, co da się ująć dopiero po ostatecznem skrzep- nięciu treści lirycznej w formę, oraz określenie treści jako zespołu przed- kształtnych, najgłębszych doznań poety. Koncepcja ta jest bardzo bliska ujęciu Irzykowskiego, k t ó r y e l e m e n t y treściowe, „ a k t u a l n o ś c i " określił jako „ a b s o l u t n e wartości chwil", dążących ustawicznie do hierarchizacji.
Ale rozprawka Czernika ma ostrze rewizjonistyczne. Stwierdziwszy b a u k r u c t w o s t a f f i z m u i s k a m a n d r y z m u, zwraca się a u t o r a r t y k u ł u p r z e c i w p r z e r o s t o m „f o r m i z ni u" w n o w e j poezji, mówiąc: „Poezja nie jest kwestją rymów, metafor, elipsy, aliteracji. Są to zagadnienia o pobocznem znaczeniu"...
Ten sprzeciw Czernika wiąże się z podobnemi głosami k r y t y k ó w , zniechęconych do n a d m i e r n e g o , ich zdaniem, t e o r e t y z o w a n i a n o w a t o r ó w , którzy rzekomo zapominają, że przecież „Grau ist jede Teorie*... Sprawa ta, poruszona nanowo a r g u m e n t a m i Czernika, w y m a g a ostatecznego wy- świetlenia.
Aby zrozumieć i ocenić właściwie rozrost poetyki f o r m a l n e j w ru- chu a w a n g a r d o w y m , trzeba uwzględnić sytuację poetycką w początkach ruchu. Futuryści znaleźli się wobec r ó w n i e ruchliwego, a lepiej zorgani- zowanego i umiejscowionego (stolica) f r o n t u postimpresjonistów Skaman- dra. S k a m a n d r y z m chlubił się programofobją i łatwo zdobywał dla tego swojego stanowiska uznanie młodopolsko nastrojonych czytelników. Tej
„ p r o g r a m o w e j " bezprogramowości, k u l t o w i n i e-w i e d z e n i a i b e z- m y ś 1 e n i a w sprawach poezji przeciwstawili formiści teorję czystej formy W i t k i e w i c z a i wielościową estetykę C h w i s t k a. Na g r u n t
tak p r z y g o t o w a n y przyszedł P e i p e r ze swoją pasją o d k r y w c z ą ame- r y k i ostatecznie, na swój sposób, w swojej poetyckiej doktrynie zdefin- iował wszystko. Sugestja tej n a j ś w i e t n i e j s z e j głowy teoretyczno-estetycz- nej w Polsce była tak potężna, że poeci Zwrotnicy i Linji, realizujący każdy inaczej swoją własną poezję — w wypowiedziach teoretycznych powtarzali s f o r m u ł o w a n i a Peipera, n a j c z ę ś c i e j w ł a ś n i e n i e - z g o d n e z i c h p r a k t y k ą p o e t y c k ą . J a s k r a w y m i dość przykrym przykładem tego był casus Czuchnowskiego, który w b r e w n a j s i l n i e j s z y m własnym popędom upierał się kiedyś teoretycznie przy „pośredniości"...
Z sugestji tej nie o t r z ą s n ą ł się n a w e t Brzękowski w swojej książce o „Poezji integralnej", mimo, iż dopiero 011 u s i ł u j e w y w n i o s k o w a ć nową
p o e t y k ę z p r a k t y k i poetyckiej w s z y s t k i c h n o w a t o r ó w.
Pozorny więc przerost z a i n t e r e s o w a ń wyłącznie formą w n o w e j poezji tłumaczy się: 1) reakcją przeciw „ n a t c h n i e n i o w e j " programofobji epigonów symbolizmu, 2) sugestją d o k t r y n y P e i p e r a .
Płodna walka Irzykowskiego o treść — teraz, po d o ś w i a d c z e n i a c h
lat mogę to przyznać bez skruchy — i nacisk o k r u t n e j rzeczywistości społecznej na świadomość literacką w Polsce — stworzyły porę dojrzałą
do rewizji n o w e j poezji w i m i ę t r e ś c i , rewizji, którą tak z a j m u j ą c o podjął Czernik.
Wywody Czernika znajdą n i e w ą t p l i w i e u z u p e ł n i e n i e i ciąg dalszy w dyskusji. Głosy Czuchnowskiego i Czechowicza, choć brzmiące sprzecz- nie i o b o k jego myśli, u k ł a d a j ą się równolegle do tego centralnego za- gadnienia. J a chciałbym zwrócić u w a g ę na jedno w tym sporze.
Wyszedłszy z t r a f n e j analizy procesu twórczego, u p a t r u j e Czernik
ideał wiersza w tak „ d o r ó w n a n y m " zroście treści lirycznej z f o r m ą , że te
pojęcia tracą już p o t e m sens, zrósłszy się w n i e r o z e r w a l n ą jednię. Każdy
odbłysk wzruszenia, każdy fałd najgłębszych doznań u k r y t y c h w pod- świadomości — o t r z y m u j e wyraz w k a ż d e m z e s t a w i e n i u słów, w k a ź - d e m zwarciu składni. K a ż d e więc zestawienie składniowe, k a ż d y zwrot musi być żywy, m u s i b y ć w y n a l a z k i e m . M a k s y m a l n a g ę s t o ść i c i ę ż a r g a t u n k o w y p o e z j i—jest również jego ideałem.
Nie widzę t u t a j zasadniczej sprzeczności między p o g l ą d e m Czernika a teorją integralizmu Brzękowskiego. Z a c h o d z i t u j e d y n i e r ó - ż n i c a d w u p u n k t ó w w i d z e n i a na widziane t o s a m o . Brzę- kowski c e l o w o i ś w i a d o m i e p o m i n ą ł k w e s t j ę o d p o w i e d n i k ó w tre- ściowych tych wszystkich f o r m a l n y c h „ e l e m e n t ó w poezjotwórczych", które w s w e j rozprawie zestawia i k l a s y f i k u j e . Czernik zaś swoją roz- prawką podkreśla z n a c z e n i e t r e ś c i , z a w a r t e j w najlepszych zdo- byczach f o r m a l n y c h n o w e j poezji. W y s t ę p u j e jedynie — zupełnie słusz- nie — przeciwko p u s t e j r e t o r y c e n i e n a ł a d o w a n e j wzruszeniami—
i w tem zgadzam się z nim zupełnie. Szkoda, że Czernik nie czytał mo- jego omówienia książki Brzękowskiego w 1 nr. miesięcznika . D r o g a "
z b. r.; nie p o m a w i a ł b y mnie o r e s p e k t dla dogmatyki P e i p e r a .
Nakoniec muszę nie zgodzić się, a może tylko sprostować sąd Czernika o tych, którzy, jego zdaniem, zbliżają się do i d e a ł u poezji
„ a u t e n t y c z n e j " czy „ i n t e g r a l n e j " . Jest to oczywiście s p r a w a osobistego u p o d o b a n i a i poglądu, ale obecnie, w o k r e s i e natężonego ruchu awangardowego, rozszerzonego na cały k r a j i wzmożonego zainte- r e s o w a n i a nową poezja, jasne rozróżnienie i ograniczenie poetów jest sprawą n a d e r ważną. N i e w ą t p l i w i e zgodzą się ze mną chyba wszyscy koledzy z b. Linji czy Żagarów, gdy odgraniczę wiersze Młodożeńca od tych dążeń do integralizmu i a u t e n t y z m u , o których mówią (innemi słowy) Brzękowski i Czernik. M a r n o t r a w s t w o słowa, wodnisty „ d a d a n a i z m " , k a t a r y n i a r s t w o i n a i w n y onomatopeizm— wszystko to zbliża Młodożeńca do n a j g o r s z e g o we współczesnej poezji polskiej: do zegadłowiczyzny.
Natomiast Czernik nie dostrzegł, rzecz dziwna, poezji, s t o j ą c e j n a j b l i ż e j jego ideału: Brzękowskiego, Czechowicza i Ważyka.
KAZIMIERZ ANDRZEJ JAWORSKI
N A M A R G I N E S I E „ P Y G M A L I O N A "
Pani Klarze Sarneckiej
M g ł a l o n d y ń s k a d u s i za g a r d ł o , m r o c z n y T o w e r ,
ż a ł o b n a T a m i z a .
— K w i a t y , k w i a t y , s ł o ń c e k u p u j c i e ! — n a m o ś c i e k r z y c z y E l i z a .
W y t w o r n e p a n i e o t w a r z a c h w m a s k a c h i g e n t l e m a n o p i ę t y w f r a k .
— K w i a t y , k w i a t y , s ł o ń c e k u p u j c i e ! — U ś m i e c h E l i z y : b i a ł y c h b r z ó z e k ł a s k a u s t a : g o r e j ą c y k r z a k .
S e r c e n a d ł o n i i w s z y s t k o w p r o s t : e t y k a —
i n i c n a o p a k .
P r o f e s o r z e , p o p a t r z n a m o s t : t o n i e f o n e t y k a —
k w i a t y , k w i a t y i s ł o ń c e
sprzedaje p i ę k n a Eliza, a tyś niebrzydki c h ł o p a k .
— Ja chcę, by jak tym p a n i o m z m e j gęby kapał m i ó d !
Kwiaty, kwiaty sprzedaję t a n i o , zagłuszą miasta s m r ó d .
Profesorze, c h c ę być panią, ucz mię:
z ust nie słowa, ale srebrny śpiew.
C h c e tańczyć, bawić się hucznie ! Psia k r e w !
Mgła l o n d y ń s k a za gardło dusi.
Serca ludzkie k o n w e n a n s spętał.
Eliza — inne światy, inaczej mówić musi.
Ale zmilkła na u s t a c h piosenka:
Gdzie słońce ? Gdzie kwiaty ? Za gardło dusi londyńska mgła, gdy u s t o m trzeba k o m u n a ł y nizać:
mówisz, a myślisz inaczej.
Mroczny jest salon — Tamiza, o k o przysłania łza —
płacze
w w y t w o r n e j sukni Eliza.
Oczy — s p ł o s z o n e ptaki, zetlił się p ł o m i e ń warg.
W sercu d u m y z miłością targ, w sercu — huczące morze.
- Profesorze, profesorze, bądź szczery!
W i e c to był tylko e k s p e r y m e n t taki, d o c h o l e r y ? ! —
Mgła opada na rzekę i zakuwa w stal ją;
na moście i n n e j już dziewczyny śpiew.
Stanęli objęci wpół Galatea i Pigmaljon n a d zamgloną Tamizą.
E h !
Zycie jest piękne, Elizo, kiedy się kocha,
psia k r e w ! —
STANISŁAW PIĘTAK
G O R Ą C Z K A Od łóżka k u o k n u ,
jak—jak ścieżka z a d y m i o n e j krwi i t a m t e j woni — od łóżka ku oknu,
o k n u szczypiącemu długą z a d u m ę w niebo w k o ł y s a n y c h kosztanów.
Szary załom oczu p r u t y c h wczoraj i dziś i dziś czerwonemi snami — i tylko kilka k r o k ó w , kilka kroków —
w s i w e j miednicy włosy krwi,
którą strach płuc ku liściom z złota na nowo wydzwonił.
Ten guz (trawiąca bomba) n a p i ą ł mi przełyk w n a j b o l e ś n i e j rozżalony [zapach, ręce spłynęły w żółty szloch ścian, odszukanych po cichu s k u t e m i uszami.
Na ścieżce z krwi, z krwi uniosły oczy b ł ę k i t n y odlot szyn,
oczy w y ś p i e w a ł y t ę s k n o t ę w szkło zmierzchu w m u r o w a n y c h słupów.
Od łóżka ku oknu — k u o k n u
skoczyło serce, jak p ę k n i ę t y oddech oślinione ciszą
i, gdy kosztany w y p l u s k a ł y k u gwiazdom tę samą białą dziewczynę, n a k r u c h e j f u t r y n i e odszczekała znów k r e w s w ó j t r u j ą c y pożar — k o p n i ę t y guz w y r w a ł kilogram flegmy z płuc
i u w i ą z ł śliną na szumiących drutach.
Osiemnastoletni chłopiec, o s i e m n a s t o l e t n i chłopiec —
oczy u m k n ę ł y jak pszczoły i z gwiazdami n a n i e b i e w y m i e n i ł y miejsca.
Nie mów, nie mów, ani n i e s ł u c h a j k ł u j ą c y c h szeptów żył.
N a d y m i ł w g r u b e złomy biódr zielony księżyc, imię moje — o b j ę t e gałęzią czarnych włosów, pali mi s k r o n i e szaleństwo rosnących ud
od łona: b i a ł e j łódki, usta b r u t a l n i e o d a r t e z o d d e c h u w skaleczoną radość nabitych mlekiem piersi.
Osiemnastoletni chłopiec, o s i e m n a s t o l e t n i chłopiec — palce za szybko rozdarły k r w a w i ą c ą różę z ust
i w oczach jej znalazły zielony księżyc z a l a n y b u j n y m śmiechem nie mówił nikt, nie mówił,
gdy oczy wracały na kruchą f u t r y n ę .
Od o k n a k u łóżku,
jak — (jak ścieżka z a d y m i o n e j krwi i t w o j e j woni) od o k n a k u łóżku,
łóżku p l u j ą c e m u pożarem parzących snów.
Żółty załom oczu owinięty szumem błękitnych kosztanów.
Osiemnastoletni chłopiec, z kilogramem flegmy u wylotu płuc, n a nitce krwi u n o s z ą c gorzki s m u t e k drutów,
długo chowałem w z a w ó j mlecznego puchu żałość r o z t ę s k n i o n y c h u s z u .
W okno w p ł y n ą ł zielony księżyc znów — więzienie palących u d i dymiących piersi —
w n e t z a t a r g a ł ścianami coraz bliższy czarny odgłos szyn..
Ciało w p r a w i o n e w gorączkę i n a j d z i k s z y w i a t r ścigało b r u n a t n ą Malajkę,
aż pociąg n a d j e c h a ł wśród wycia k o s z t a n ó w
i s t u k i l o g r a m o w e m i n o ż a m i odciął z a p ł o d n i o n e oczy
od wzdętego brzucha.
JÓZEF MONDSCHEIN
F R A N C J A Z czem Cię p o r ó w n a ć , Francjo,
Z jakiem pięknem, z jaką radością ? Z powietrzem wiosny n a d głową, Z pierwszą miłością ?
Hellado n o w a , Hellado, We wdzięku bezcenna:
Muzyko Debussy, Poezjo V e r l a i n e ' a I Przedziwna La Ville Lumiere ! Placu Królewski w Nancy, Rouen rycerskie, Tuluzo ! Czy wyście wyrazem Francji ?
Ogromie ducha Pascala ! Śmiałości myśli Voltaire'a ! Czyż nie od was się rozpoczęła — Francuzi — światłości era ? Może dusza Twa w winie i chlebie, Francjo, k t ó r y dajesz ubogim, — Tym, co z swych domów n i e w o l i
Weszli w Twe p r o g i ?
K w i t n ą c a i n i e ś m i e r t e l n a J a s n a wolności m o n s t r a n c j o ! Chciałem powiedzieć: Matko!
A powiem tylko: Francjo. — J Ó Z E F ŁOBODOWSKI
N O R W I D całuny które pieką jak wrzody
ściągnij ręką zetlałą i porwij
nie zmieścić w czarnej gęstwie laurowych łodyg tych znaków co wołają norwid
ojczyzno rozwalona na krzyżach jak spasłe cielsko na wygodnej męce
tam w ogłuchłych na głos mój uliczkach paryża smagłą t w a r z ku wschodowi wykręcę
idą orszaki żałobne pod lasem gromnic krążą jak kruki w moim kamiennym teatrze powiadają mi przechodnie zapomnij namawiają mię ja czuwam i patrzę
o t o pieśni jako p o w ó j na kijach zła trucizna juljusza i adama
jam trwał kiedy każdy przemijał i jam jeden swego bólu nic skłamał czarne maki w skorupach dzbanów
wiatr żałobny płynie na cyprysach ciało w t r u m n i e drżącą struną fortepianu skierowane prosto w przyszłość jak spisa
pieśń bezdomna zabłąka się znajda której nikt po imieniu nie zawoła
świstu szabel nie uchwycić w brzęku kajdan ani ludzi odszukać w archaniołach
laurowym nie wydrzesz się gajom rozpostarty na gwiazdach jak na dzidach tylko dojrzysz samotny konając
skamieniałe źrenice norwida
Hr. 9
ZENON WAŚNIEWSKI
Ż E B R A K
W y c h o d z ą c w świat z k o s t u r e m i torbą p o d r ó ż n ą , czuje p r z e s t r z e ń przed sobą p a c h n ą c ą j a ł m u ż n ą , n i e o d s t ę p n y towarzysz głód w ę d r u j e ze m n ą , s p ę d z a j ą c m n i e n i e k i e d y z p o s ł a n i a w n o c c i e m n ą . Z ś w i e r g o t e m p t a k ó w idę, t r ą c oczy w p ó ł s e n n e , nie w i e d z ą c , czy zaczynam, czy k o ń c z ę g e h e n n ę . A m o ż e dziś, za chwile, w dnia u p a l n y m żarze, s p o t k a m idące k u m n i e u ś m i e c h n i ę t e t w a r z e i k o j ą c e d o t k n i ę c i e m w y c i ą g n i ę t e d ł o n i e ?
C h o ć dziś z n ó w myślę o t e m , w i e c z n o ś ć idę po n i e .
O t o drzwi się otwarły, k t o ś m n i e w a b i g e s t e m !
Śpieszę się z ł z a m i szczęścia, c h c ą c krzyczeć: już j e s t e m ! P o p i e r w s z y c h j e d n a k k r o k a c h r a d o ś ć się r o z w i e w a i jedyną j a ł m u ż n ą zostaje — c i e ń d r z e w a .
SERGJUSZ KUŁAKOWSKI
M A K S Y M I L J A N W O Ł O S Z I N (1877 - 1932)
Z t w ó r c z o ś c i ą M a k s y m i l j a n a K i r i e n k o ( W o ł o s z i n a ) czytelnik polski miał m o ż n o ś ć z a p o z n a n i a się j e d y n i e dzięki p r z e k ł a d o m wiersza „ G ł o w a M a d a m e de L a m b a l l e " p i ó r a W ł . S ł o b o d n i k a i Kaz. A . J a w o r s k i e g o . J e d n a k i e t e n u t a l e n t o w a n y malarz i wy- b i t n y p o e t a z a s ł u g u j e na u w a g ę c h o c i a ż b y ze w z g l ę d u na jego s t o s u n k i p r z y j a z n e z P o l o n i ą paryską; świadczy o nich m . in., c h a r a k t e r y s t y c z n y p o r t r e t W o ł o s z i n a p ę d z l a Eug. Zaka.
Ś m i e r ć W o ł o s z i n a (11 s i e r p n i a 1932.) wywołała s z e r o k i o d d ź w i ę k w p r a s i e r o s y j s k i e j r ó ż n y c h k i e r u n k ó w l i t e r a c k i c h i p o l i t y c z n y c h . T y p o w y syn e p o k i s y m b o l i z m u i i m p r e s j o n i z m u , W o ł o s z i n był n i e p r z e c i ę t n ą postacią na w i d o w n i l i t e r a t u r y r o - syjskiej.
Syn k o z a k a , u r o d z o n y w Kijowie, z a c h o w a ł d o k o ń c a życia
w y b u j a ł y t e m p e r a m e n t i żywiołowość, co się u j a w n i a ł o w p o -
w i e r z c h o w n o ś c i p o e t y . W o l n o ś ć d u c h a , cygański tryb życia, sze-
r o k a r o z p i ę t o ś ć duszy były przez całe życie j a s k r a w e m i właści-
w o ś c i a m i t e g o d z i e c k a a r t y s t y c z n o - l i t e r a c k i e j b o h e m y . P r a w d z i -
wy artysta, W o ł o s z i n był p o d o b n y d o jakiegoś f a n t a s t y c z n e g o
„ h o m o sapiens" z czasów wcześnie helleńskich, p r z y p o m i n a j ą c swoją okazałą postacią w y m a r z o n e g o syna Hellady — czy też wskrzeszonego Sarmatę bezbrzeżnych, dziewiczych stepów. W ży- ciu pociągała go jedynie jaskrawość wrażeń i przeżyć bez względu na to, jakie zabarwienie m o r a l n e , polityczne, ba, n a w e t arty- styczne te wrażenia miały za podstawę. T e m się tłumaczy, że W o ł o s z i n nigdy nie troszczył się ani o życie codzienne, ani
o sławę, jakby to wszystko nie tyczyło wcale tego wychodźcy z innego prymitywnego świata. Z jednakową płomiennością
rzucał się w wir rewolucji (będąc zesłany - - przeżywał n o w e wrażenia z k r a j u „egzotycznego"), aby p ó ź n i e j trafiwszy do Pa- ryża, spędzać życie c h a o t y c z n o - b a r w n e w m i e d z y n a r o d o w e m środowisku artystycznem. Jako p o e t a u j m o w a ł obrazy zawsze p o malarsku, k i e r u j ą c się efektownością światła i cieni, rzu- cając p o s ę p n v koloryt na obraz, zestawiając hyperboliczne prze- ciwieństwa n i e o m a l w stylu Goy'i. I m p r e s j o n i z m f r a n c u s k i słu- żył W o ł o s z i n o w i jako m e t o d a , zaś poeci-symboliści francuscy 1 belgijscy wskazali mu drogę ku urzeczywistnieniu obrazów poetyckich w śpiewnych słowach.
D o s k o n a ł e tłumaczenia W o ł o s z i n a z H e n r y k a de Regnier'a, z Emila V e r h a e r e n ' a (z którymi było s p o k r e w n i o n y c h kilku wy- bitnych p o e t ó w rosyjskich XX w.) świadczą o wysokiej technice r y m o t w ó r s t w a i u m i e j ę t n e j subtelności w o d d a n i u oryginałów.
J e d n e m u ze swych u l u b i e ń c ó w — Barbey'owi d'Aurevilly'emu—
W o ł o s z i n poświęcił d o s k o n a ł e s t u d j u m , o p r a c o w a ł bibliografje, jakiej mogliby pozazdrościć Francuzi, oraz przetłumaczył „Les D i a b o l i q u e s " tego wczesnego symbolisty. S t e f a n Mallarme, Pa- weł C l a u d e l , J. M. d e H e r e d i a odegrali w życiu W o ł o s z i n a rolę, którą obdarzył D a n t e Vergilego w swej i n f e r n a l n e j p o d r ó - ży. Artystyczne przeżycia e p o k i f r a n c u s k i e g o „fin de siecle"
wprowadziły p o e t ę rosyjskiego d o w y s u b t e l n i o n e g o , bogatego w przeciwieństwa wieku XVIII, d o czasów rewolucji francuskiei, gdy życie stało się t e a t r a l n e m widowiskiem, gdy p o w i e w śmierci nadawał wszelkim przeżyciom n i e z r ó w n a n y u r o k .
Tą drogą wykrył p o e t a swój p o t a j e m n y świat — bądź to w Szwajcarji przy b u d o w i e słynnego „ G m a c h u J a n a " a n t r o p o - zofa R u d o l f a Steinera, bądź t o w K o k t e b e l u na Krymie, w swej u l u b i o n e j siedzibie, gdzie przeżywał d a w n e czasy Hellady nad m o r z e m b ł ę k i t n o - c z a r n e m .
Stąd epicka siła wypowiedzi, W o ł o s z i n wiąże słowa, jakby miał do czynienia ze s k ą p o i wyraźnie o k r e ś l o n e m i o d c i e n i a m i .
N i e troszcząc się o sławę, p o e t a w y d r u k o w a ł swój pierw-
szy zbiór wierszy d o p i e r o w r. 1910, b ę d ą c już znanym uczestni-
kiem k i e r u n k u „Świat sztuki" i wówczas d o p i e r o co założonego
słynnego miesięcznika „ A p o l l o " . T a piękna książka była ozdo- b i o n a rysunkami K o n s t a n t e g o Bogajewskiego, s p o k r e w n i o n e g o
z twórczością poety.
W y t w o r n y i światowy w o b c o w a n i u z ludźmi, W o ł o s z i n podczas recytowania swych wierszy przeistaczał się w s u r o w e g o S a r m a t ę . T e n szczegół c h a r a k t e r y z u j e ujęcie przez W o ł o s z i n a s a m e j t w ó r c z o ś c i poetyckiej, n a c e c h o w a n e j zaiste h e l l e ń s k i m p a t o s e m . Los rzucił W o ł o s z i n a pomiędzy pierwszą a drugą re- w o l u c j e rosyjskie. W szeregu p o e m a t ó w i liryk, w setkach arty- k u ł ó w , rozrzuconych p o czasopismach, oddźwięk epoki nabiera groźnych, proroczych cech. N a w i ą z u j ą c d o rewolucji f r a n c u s k i e j XVIII w., p o e t a d a j e wyraz uwielbieniu żywiołowości i jaskra- wości wrażeń. Kilka swoich artykułów wydał w r. 1914 w osob- n e j książce („Oblicza twórczości" t. I); p o m i ę d z y i n n e m i za- mieścił tu b a r d z o ciekawy szkic p. t. „Prorocy i mściciele"
( z r. 1905), u d e r z a j ą c y g r o ź n e m u j ę c i e m t e m a t u r e w o l u c j i jako w i e l o w i e k o w e j zemsty. Jako mistyk W o ł o s z i n wykrywał t a j e m - nicze podstawy zjawisk historycznych, k i e r u j ą c się b u d d y z m e m , a n t r o p o z o f j ą , t e o z o f j ą , t a j n e m i d o k t r y n a m i chrześcijaństwa, wska- zując na moralną zbrodnię człowieczeństwa, którą m o ż n a na- prawić przez morze krwi. Krew w pojęciu W o ł o s z i n a jest jaskra- wą plamą kolorystyczną w dziejach ludzkości, pożoga wojny—
p o t ę ż n e m widowiskiem d z i e j o w e m . W y r a z e m tych zapatrywań poety są jego utwory, wydawane w latach wojny i rewolucji jako zbiory poezyj: „ A n n o M u n d i A r d e n t i s " (1916), „ I w e r n i "
(wiersze wybrane, 1918) oraz „ D e m o n y g ł u c h o n i e m e " (1919, z rysunkami autora). N a w i ą z u j ą c d o dawnych wojen, d o rewo- lucji f r a n c u s k i e j XVIII w., do rosyjskich p o w s t a ń Razina i Pu- gaczowa, Wołoszyn został w o s t a t n i e m piętnastoleciu życia swe- go piewcą żywiołowej, niszczycielsko-płomiennej burzy, podczas k t ó r e j ukazują się oczom p r o r o k a postacie apokaliptyczne.
W p o r ó w n a n i u z p o e m a t a m i W o ł o s z i n a słynne „ D w u n a s t u "
i „Scytowie" A. Błoka stają się b l a d e m i r e a s u m o w a n i a m i rosyj- skiego inteligenta.
T a k i e j b o w i e m apoteozy niszczycielskiego chaosu i żywio- łowego rozpętania nie potrafił wyrazić ani j e d e n poeta rosyjski naszych czasów. „ D e m o n y g ł u c h o n i e m e " — to obraz słynnego o b e c n i e poety rosyjskiego XIX w. T e o d o r a Tiutczewa; w p r o - wadza to nas na tory p o k r e w i e ń s t w a W o ł o s z i n a z tym „piewcą nocy i c h a o s u " . B e z d e n n o ś ć k o s m o s u Tiutczewa kojarzy się w wierszach W o ł o s z i n a z o g r o m e m przeżyć naszej epoki, w k t ó r e j brzmią odgłosy zgrozy świata antycznego „ T e r r o r anticjuus".
D l a t e g o poezja W o ł o s z i n a działa na nas jak zew wśród burzy
i p i o r u n ó w .
IWAN KRYŁOW
K W I A T Y
Lato... Deszcz rzęsisty — złoto dla rolników...
Gdzieś na b a l k o n i k u a może i w o t w a r t e m oknie z kwiatami żywotni do spółki bawił ludzkie oczy i bukiet z b i b u ł k i !
Ton w krzyk — Hej, gosposiu, zabierz nas, bo zmokniem ! —
— Nas to nie ! — odezwie się Ficus zkolei — n a m , k w i a t o m p r a w d z i w y m , taki deszcz nie szkodzi
Dobrodziej
i tak już się, widzę, rozkleił! —
Dokąd zmierzam, wiecie:
deszcz — k r y t y k a , k w i a t y — t a l e n t y . Gdy szczere, n a deszczu odświeżają cerę !
Nie da się rzec tegoż o sztucznym bukiecie:
po deszczu staje się już — śmieciem !
Z r o s y j s k i e g o spolszczył W . S z u l .
MICHAŁ LERMONTOW
I nuda i s m u t e k . Nikt dłoni nie poda z pomocą, gdy ręce w cierpieniu się s p l a t a .
P r a g n i e n i a ? Lecz p r a g n ą ć wieczyście, napróżno.... i p o c o ? A lata mijają — najlepsze te l a t a .
Więc kochać ? Lecz kogo ? Na chwilę pokochać nie warto, a wiecznie wszak kochać niesposób.
Gdy zajrzysz w g ł ą b siebie, t a m przeszłość swą widzisz z a t a r t ą , i radość, i męki, i wszystko igraszką li losów.
Namiętność? Wszak wcześniej czy p ó ź n i e j jej słodka oskoła zgorzknieje pod twemi już usty.
I życie — zrozumiesz, gdy spojrzysz z uwagą dokoła, to tylko żart głupi i pusty.
Z r o s y j s k i e g o spolszczył K. A . J a w o r s k i
MICHAŁ KUZMIN
** *